-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Pinkie zamarła. Spojrzała na Drago jak na idiotę, zamrugała kilka razy oczami, a ekspresja na jej twarzy sugerowała wyraźnie, iż w jej głowie zachodzą właśnie skomplikowane chemiczne, grożące wybuchem w każdej chwili.
- Ja... Ja... Taaaaak jeeesst, kooooleeeegoooo - odpowiedziała, nienaturalnie wydłużając każde ze słów.
-
- Och, zacznij coś w końcu robić. Łatwiej byłoby wejść tam i po prostu go zabić, zamiast czekać tu i marnować jedno z moich żyć! - Kot rozprostował łapy i spojrzał krzywo na Charlesa, podczas gdy Cień tylko westchnął przeciągle z pewną nutą nostalgii. Zapanowała naprawdę niezręczna cisza, nieprzerwana nawet przez nocną muzykę świerszczy. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Świerszcze zostały wypłoszone z Ankh Morpork przez Gildię Muzykantów, która jakiś czas temu zagroziła wysokimi karami pieniężnymi i cielesnymi za niepłacenie podatków.
-
Nick: Teraz to już sama nazwa tylko z lolem mi się kojarzy, niemniej aprobuję.
Awatar: Ziom z Sepultury taki tęczowy. Ale awatar fajny, fajny.
Sygnatura: Doceniam.
Użytkownik: Niesamowicie cierpliwy gość, z super podzielnością uwagi. Uprzejmy i miły, że sobie nie wyobrażacie. Po prostu mój zią. Proszę go szanować.
-
Najmocniej przepraszam moi drodzy gracze, ale zabawa zostaje oficjalnie zamknięta. Powodem jest brak czasu, brak pomysłów i brak chęci, niestety. Dziękuję wszystkim za uczestnictwo.
-
- Świetnie. A więc... ruszajmy - powiedział, podrywając grubego kocura z łóżka. Greebo ta metoda transportu się nie spodobała i jednym ruchem łapy zrobiła Jamesowi na policzku trzy, wąskie ranki. Mężczyzna westchnął i skierował się ku wyjściu, trzymając kota daleko od swojej twarzy.
-
Jedi przytaknęła i zaczekała, aż twi'lekanka zaatakuje. Już po chwili rozpoczęła się walka pomiędzy nimi, w korytarzu prowadzącym do cel.
Krayt tymczasem rzucił się na Victora - podskoczył i wycelował w jego klatkę piersiową, aby zadać cios. Chwilę później rozległy się kroki - trzech innych Sithów znalazło się przy celach, ale nie atakowali, a tylko obserwowali przebieg bitwy.
-
Bariera włączyła się, ale tylko na chwilę, po upływie której zamigotała i znikła. Darth Krayt zarechotał i wyciągnął swój micz świetlny. W tym momencie przez drzwi wpadła czrwona twi'lekanka, Darth Talon. Ona również trzymała w dłoniach miecz i przystanęła kilka metrów od Victora, mierząc wzrokiem jego i Jedi.
-
- To już nie jest tylko pańska sprawa - zaznaczył Cień i zniknął, bądź też przesunął się w miejsce, z którego zupełnie nie było go widać. Jego głos brzmiał dość niepokojąco. No, w każdym razie bardziej niż zwykle.
- To była jedynie lekka sugestia z mojej strony, niewdzięczniku - odrzekł Kot i fuknął z poirytowaniem.
-
Klacz wprowadziła Drago do przerażająco kolorowego, cukierkowego budynku. Gdy już byli w środku, zniknęła na chwilę za ladą po czym błyskawicznie znalazła się obok Drogo i wepchnęła mu do ust babeczkę. Skąd... Skąd ona miała tyle energii?
- Smacznego! Ależ ty masz apetyt!
-
Sith został zaskoczony, ale mimo iż ta chwila dała przewagę Victorowi, zdołał wezwać innych Sithów, którzy prawdopodobnie już zmierzali w to miejsce. Arkanianka błyskawicznie wstała i skierowała swoją Moc przeciwko Mrocznemu Lordowi, próbując uderzyć nim o ścianę.
-
- Nie chcę twojej pomocy. Poradzę sobie sam. Radzę ci iść i naprawić kilka części... - Wskazał na brzuch cyborga, dezaktywował barierę i próbował podnieść Mocą medytującą Jedi. Zdziałał tyle, że na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
-
Darth pojawił się obok celi kilka minut później. Spojrzał wymownie na Victora.
- W jakiej sprawie tu jesteś? - zapytał, dając do zrozumienia, że Victor nie jest mile widziany w tym miejscu.
-
Nie było tam zbyt wielu więźniów. Cele były niemal opustoszałe, bo liczba wrogów Zakonu zmalała ostatnio drastycznie.
Darth Krayt ruszył.w kierunku cel kilkadziesiąt minut później.
-
Arkanianka nie odpowiedziała. Gdy znaleźli się już na odpowiednim poziomie, weszła do pierwszej wolnej celi i usiadła na podłodze, czekając aż Victor aktywuje barierę za pomocą niewielkiego zamka w ścianie.
-
- Jestem przeszczęśliwa - odparła arkanianka. - Zdajesz sobie sprawę, że on i tak za jakiś czas, pewnie jeszcze dzisiaj po mnie przyjdzie?
-
- Możesz zaprowadzić więźnia do celi na poziomie laboratoryjnym - zdecydował i ruszył w kierunku swojego biura.
-
- Potrzebuję kogoś z jasnej strony. Poza tym, nikt inny nie był w tym momencie bez zadania. Możesz odejść - odrzekł Darth Krayt.
-
Krayt starł ślinę z maski i zaczął podduszać Jedi.
- Potrzebuję użytkownika Mocy do eksperymentów i modyfikacji - odpowiedział. Arkanianka widocznie nie traciła humoru, bo wciąż ze spokojem na twarzy przyglądała się Darthowi.
-
Krayt akurat kończył załatwiać jakąś niezwykle ważną sprawę. Był zaskoczony tak szybkim powrotem Victora.
- Całkiem zgrabnie ci poszło - stwierdził, podchodząc bliżej i przyglądając się arkaniance.
- Prawda? Nie musiałeś długo czekać, Krayt - odezwała się Jedi z uśmiechem na ustach. Kiedy Mroczny Lord kazał jej milczeć, odpowiedziała mu na to opluciem jego twarzy.
- Gardzę tobą - wyjaśniła pogodnie.
-
- Czy współpraca z jedi jest zgodna z zasadami Zakonu Sithów?
Jedi pokuśtykała onok Victora, a Nautolanin zaraz za nimi. Strażnik stojący przy wejściu nie zatrzymywał ich.
-
Jedi stanęła tuż przed wyjściem ze statku i Mocą skłoniła Sitha do tego, aby się pochylił. Przybliżyła swoją twarz do jego twarzy.
- Jeśli zamierzasz mnie oszukać, przysięgam, że znajdę sposób aby cię zabić, albo przynajmniej uprzykrzyć życie, trwające już i tak zbyt długo. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Poklepała Victora po policzku, uśmiechnęła się i odsunęła odrobinę.
-
Jedi wpatrywała się w Victora nieufnie, mrużąc oczy.
- Jaki jest plan? - zapytała. Statek podchodził do lądowania.
-
- Dlaczego chcesz zniszczyć zakon? - padło kolejne pytanie. Strażnik przepuścił statek przez stację. Pojazd zaczął wchodzić w atmosferę Coruscant.
-
- Intryguje mnie, jak zamierzasz tę ofertę wcielić w życie, dlaczego zamierzasz ją wcielić w życie i czego żądasz w zamian - odpowiedziała.
Statek zaczął zbliżać się do stacji.
- Jak mogłeś w nas wątpić? - mruknął nautolanin.
Star Wars: Victor Hush
w Archiwum RPG
Napisano
Krayt przystawił dłoń do brzucha Victora.
- Jak trwałe są twoje mechanizmy? - zapytał z uśmiechem, nie dając się zbić z tropu. Mógł użyć Mocy w każdej chwili, aby zacząć miażdżyć urządzenia utrzymujące Victora przy życiu. Wyglądało na to, że czekał na odpowiedni moment, albo odsunięcie miecza starego Sitha. Ułamek sekundy później rozpoczął swego rodzaju atak - starał się odrywać i deformować poszczególne części mechaniczne, co skutkowało nieznośnym bólem u cyborga.