Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Nie do końca jest to odpowiedź na moje pytanie, ale jestem skłonny ją przyjąć, spełnia warunki. Zanim odpowiem na twoje pytanie, powiedz mi ile masz lat i jak się nazywasz - odpowiedział miłym, łagodnym głosem który wyjątkowo nie pasował do sytuacji.

  2. Złodziejka Książek - Markus Zusak - książka młoda, a ciekawa. Miejsce akcji to Niemcy w czasie II Wojny Światowej. Główną bohaterką jest mała dziewczynka, narratorem jest Śmierć. Książka pokazuje wojnę trochę od drugiej strony, bo zawsze to Niemcy (nieważne czy żołnierz, czy cywil) byli tymi złymi, a tu jest to pokazane inaczej.

     

    Świat Dysku - Terry Pratchett - książki z tego cyklu ZAWSZE potrafią poprawić mi humor. Tomów jest czterdzieści i nie trzeba czytać ich w porządku chronologicznym, a że każda z nich jest satyrą dotyczącą innego tematu (Muzyka rockowa, teatr, święta itd) sądzę, że każdy będzie w stanie znaleźć coś dla siebie.

     

    I tutaj poleciłabym jeszcze jakąś książkę autorstwa Neila Gaimana, który jest moim ulubionym autorem (i bardzo charyzmatycznym człowiekiem...), ale:

    1. Nie wiedziałabym, którą polecić bo uwielbiam wszystkie które dotychczas przeczytałam,

    2. Autor ma specyficzny sposób pisania, który nie każdemu może przypaść do gustu.

    Polecę więc "Ocean na końcu ulicy". Przeczytajcie, przeczytajcie. Opisywać nie będę, bo i nie ma jak. Nie potrafiłabym streścić fabuły.

  3. Leśna droga była wyjątkowo grząska i rozmokła. Trzeba było naprawdę uważać, żeby nie wpaść w błoto po kolana, albo i głębiej.

    Dziewczyna ubrana w szary płaszcz wędrowała ostrożnie samym skrajem drogi. Wracała do domu i starała się iść szybko, bo jakiś czas temu zaszło już słońce. Niewiadomo kto lub co może się czaić w ciemności...

    W mroku natomiast, a już zwłaszcza w ciemnym lesie, wyostrzają się za to zmysły. Każdy najmniejszy szelest, pęknięcie gałęzi, bicie skrzydeł, zgrzyt metalu...

    Zgrzyt metalu?

    Kiedy uświadomiła sobie co usłyszała, rozejrzała się nerwowo wokół siebie i przyspieszyła kroku ścigana przez złe przeczucia i wizje bardzo przykrych zdarzeń. W momencie Jess przypomniały się wszystkie przypadki kryminalne z ostatnich lat i zdjęcia zwłok w gazetach.

    Musiała jednak przyznać, że od bierzącego widoku zdecydowanie bardziej wolała jednak owe zdjęcia zwłok w gazetach.

    Żeby trafić do domu, musiała skręcić w prawo i iść jeszcze kilometr do posiadłości ciotki. Tymczasem w poprzek dróżki leżał trup.

    Zwłoki były świeże, jakby delikwent zmarł tuż przed chwilą. Zmarł, lub raczej został zamordowany.

    Rozpruty brzuch i wylewające się z niego narządy wydawające obrzydliwy odór wskazywały na to, że śmierć nie była naturalna. W dodatku trup leżał w kałuży krwi zmieszanej z błotem ze ścieżki. Kałuża krwi wydobywała się prawodpodobnie z rozciętej szyi.

    Jess chciała krzyknąć, gdy poczuła że ktoś kładzie na jej ustach dłoń w rękawiczce.

    - Muszę przyznać, że faktycznie nie jest to zbyt czysta robota. Nie znaczy to jednak, że masz się drzeć, a więc apeluję o rozwagę. Uwierz mi, nie chcę tu więcej niepotrzebnych trupów. A więc jak będzie? - zapytał i zdjął rękę z jej twarzy, nie puszczając jednak jej samej.

  4. - Niech będzie - odparła. - Idź i zacznij pisać listy o nową służbę. Ja napiszę list do królowej - rozporządziła i opuściła pokój.

     

    * * *

     

    Nie potrafiła stwierdzić, ile dni już tu siedziała. Na początku bała się wszechobecnego mroku i przytłaczającej ciszy. Mała klitka bez okien w której była trzymana tłumiła większość odgłosów z zewnątrz. Teraz jednak przyzwyczaiła się już do ciemności. Była o wiele lepsza od wąskiej linii światła pod drzwiami, która pojawiała się kiedy do niej przychodzili. Nazywali to "małymi wizytami". "Małe wizyty" pojawiły się kilka dni po porwaniu Lacie. Do czasu pierwszej z nich sądziła, że jest bezpieczna. Przecież była porwana dla okupu, tak? To oznaczało, że nie mogli zrobić jej nic złego. Problem w tym, że porywacze zrobili się wyjątkowo nerwowi i niecierpliwi.

    Pierwsza mała wizyta zakończyła się wylaniem wiadra lodowatej wody na głowę dziewczyny i siarczystym policzkiem. Następne były coraz gorsze, coraz bardziej bolesne i coraz bardziej agresywne.

    Teraz siedziała pod ścianą, przykuta do niej kajdanami. Na jej nadgarstkach i kostkach skóra była sina i poprzecinana ranami od otarć, teraz już zapewne zakażonymi. W lewej nodze Lacie nie miała czucia po ostatniej małej wizycie. Próbowała podtrzymać krążenie w połamanych palcach dłoni, ale każdy, nawet najmniejszy ruch przynosił paraliżujący ból. Przestała już zwracać uwagę na przeraźliwy chłód panujący wewnątrz celi. Przestała już przejmować się większością czynników. Chciała tylko, żeby dali jej spokój. Podejrzewała, że następna mała wizyta skończy się śmiercią. Nie wyobrażała sobie, że wytrzyma dalsze katowanie. Z tej perspektywy śmierć wydawała się bardzo kusząca.

    W klitce oprócz Lacie był dzisiaj ktoś jeszcze. Ktoś, kto czaił się w kącie, pozostając niewidocznym i nie wydając najmniejszego dźwięku. Wpatrywał się teraz w poranioną, posiniałą twarz dziewczyny z triumfem. Nie będzie się opierać...

  5. - Nie. Do pogrzebu zajmą się nimi grabarze, których poinformujemy jutro - powiedziała. - Zmień ubranie. Tak wyglądasz jak jakiś bandyta, nie ochmistrz. - Jej poddany nie może tak wyglądać, zwłaszcza jeśli ma się z nim pokazać w Londynie.

  6. Elizabeth wstała, podeszła do żniwiarza i przytuliła się, ciągle płacząc. W gruncie rzeczy był teraz jedynym, kto jej został. Po dłuższej chwili odsunęła się od niego.

    - Musisz zebrać ciała w jedno miejsce. Rano wyślesz list do królowej o tym, co zaszło. Chcę też, żebyś usunął krew z miejsc zbrodni - zarządziła.

  7. - Spać? Nie mogę iść spać! W pokojach na dole leżą martwi służący, a w moim pokoju zwłoki Marii! - powiedziała. - I tak nie zasnę. Muszę coś z nimi zrobić. Trzeba powiadomić królową i zorganizować pogrzeby, i... - tu dziewczynka urwała, bo zaczęła płakać. Usiadła na podłodze i schowała twarz w dłoniach.

  8. - Jak się nazywasz? - zapytała. Położyła pergamin na stole i chwyciła pióro. W momencie dotknięcia pergaminu poczuła ukłucie bólu. Spojrzała na żniwiarza ze złością, po czym płynnym ruchem podpisała dokument.

  9. - Lokajem? Nie. Na pewno wiesz dużo, skoro jesteś śmiercią. O wiele bardziej potrzebuję guwernanta albo ochmistrza. I tak będę musiała zatrudnić... zatrudnić... - Zatrudnić nową służbę - pomyślała, ale przez gardło jej te słowa nie przeszły. Pamiętała ich wszystkich. Ich imiona, ich wygląd, zachowania. Pamiętała opowieści ogrodnika, Toma. Pamiętała kucharza, pokojówki i... Marię. Zwłaszcza Marię, z którą spędzała najwięcej czasu.

    - Daj mi to - powiedziała.

  10. Elizabeth została w miejscu. Nie drgnęła nawet. Stała i milczała, bo nie podobało jej się zachowanie żniwiarza. Nie pozwoliła mu na odwrócenie się i opuszczenie pokoju, w którym teraz była. Z drugiej strony...

    Oczy Marii wbite w nią były tak straszne, że poczuła ciarki. Wybiegła z pokoju i prawie wpadła na mężczyznę wchodzącego do salonu. Spróbowała przybrać poważny wyraz twarzy i iść dalej z godnością, jak należało.

    - Chcę, abyś przez czas umowy był mi wierny. Masz mnie chronić, słuchać moich poleceń i zawsze, w stu procentach się z nich wywiązywać. Masz mi doradzać, ale decyzja i tak zawsze ma należeć do mnie. Przez cały ten czas masz służyć mnie, tylko mnie - zażądała.

  11. - Czy można zmienić warunki tej... Umowy? - zapytała, ignorując całkowicie propozycję o przeniesieniu się w inne miejsce. Robiło jej się niedobrze na myśl, że ma przejść do codzienności po tym wszystkim co się stało i tym wszystkim, co widziała.

  12. Spojrzała na żniwiarza wzrokiem, który przy odpowiednich okolicznościach mógłby zabić nawet jego. Wyrwała żniwiarzowi z rąk pergamin z wypisanym na nim cyrografem.

    - Zemsta? Za to miałabym oddać swoją duszę? Za to miałabym się pozbyć życia po śmierci? Liczysz na łatwą zdobycz? Nie potrafisz bardziej przekonująco zdobywać pożywienia? - pytała.

  13. - Na kim? Wiesz, kto to. Skoro jesteś śmiercią, to wiesz. I dlaczego chcesz, żebym się zemściła? - zapytała. - Skoro jesteś śmiercią, w co dalej nie wierzę, to masz pewnie jeszcze dużo do zrobienia - stwierdziła.

  14. - Wyjdź stąd, rozumiesz? Nie chcę cię tu widzieć. Skoro wszyscy moi krewni zginęli, to po mnie też prędzej czy później przyjdą! Ciotka, wuj, rodzice, służba. Kogo brakuje? Mnie, mnie brakuje! Albo mnie zabij, albo się stąd wynoś. Nie zostawię ich wszystkich. Przyjmę moją śmierć z honorem! - krzyknęła. Elizabeth była zdeterminowana tak bardzo, że na chwilę zapomniała o płaczu i żałobie. Po co płakać, skoro i tak dołączy się zaraz do swojej rodziny i przyjaciół?

  15. - Łżesz - wyszeptała. - Łżesz! Nie jesteś śmiercią, bo mnie też byś zabił! Czemu jej nie uratowałeś? Czemu jej nie uratowałeś? Czemu pozwoliłeś, żeby tamten zabił ich wszystkich? Kłamiesz, ohydnie kłamiesz! Nie jestem ostatnia z rodu, są jeszcze moi rodzice! Nie wiedziałeś o tym, że wyjechali prawda? Nie wiedziałeś, ty podły nic nie warty oszuście! - Dziewczynka odtrąciła rękę żniwiarza i zaczęła na oślep okładać go pięściami.

  16. Przyjrzała się twarzy nieznajomego. Zdecydowanie wyglądał bardzo niepokojąco. Elizabeth Anna Heathaway, bo tak na imię miała dziewczynka, przypadkiem zauważyła na podłodze klucz. Podniosła go powoli, nie spuszczając wzroku z mężczyzny na łóżku. Włożyła klucz do dziurki i przekręciła. Drzwi ustąpiły, a Elizabeth wybiegła z pokoju i ruszyła wzdłuż korytarza. Jeden pokój, drugi, trzeci... Otwarte drzwi. Potknęła się o dywan, ale nie przewróciła się. Dobiegła do łóżka guwernantki i wskoczyła na nie.

    - Maria! Maria, obudź się! Masz się obudzić, słyszysz? Rozkazuję ci, wstań! - warknęła, szarpiąc zwłoki. Nie zauważyła plamy krwi na podłodze. Teraz zresztą była nią cała umazana.

    - Ty głupia... Wstań, rozumiesz? Wstań! - Kiedy po siarczystym policzku zadanym przez Elizabeth kobieta wciąż się nie poruszyła, dziewczynka przestała ją szarpać. Spadła z łóżka i zaczęła płakać, zwinąwszy się w kłębek.

  17. - Co się stało z Marią? - zapytała drżącym głosem, niepewna czy chce znać odpowiedź. Przylgnęła do ściany jeszcze bardziej, oceniając swoje szanse na dobiegnięcie do okna i zeskoczenie z niego. Pomysł nie był zbyt dobry patrząc na wysokość okna od ziemi. Poza tym, padał deszcz, a rezydencja była oddalona od najbliższych zabudowań o dobre kilka kilometrów.

  18. Dziewczynka krzyknęła i z całej siły kopnęła żniwiarza dusz. Potykając się wstała z podłogi i pobiegła do drzwi, chcąc jak najszybciej uciec od nieznajomego. Widziała, co zrobił. Widziała krew tryskającą z szyi jej napastnika. Nacisnęła klamkę drzwi, i...

    ... Nie wydarzyło się zupełnie nic. Drzwi były wciąż zamknięte. Dziewczynka odsunęła się pod ścianę i skuliła, nawet nie próbując powstrzymać łez. Przez grubą warstwę paniki przedzierały się do niej informacje, między innymi ta, że zaraz zginie. Miała dziesięć lat. To miało być wszystko? Tylko tyle czasu miało jej być dane?

    Nawet jeśli tak, to powinna znieść to z godnością, jak na damę przystało. Miała już aż dziesięć lat. To prawie dorosłość.

    Wstała spod ściany, wbijając wzrok w wysoką postać naprzeciwko niej. Trzęsły jej się ręce.

    - Zabij mnie szybko - powiedziała przez łzy.

  19. W ciemności przesuwała się ręka dzierżąca nóż. Zarówno klinga jak i rękojeść były mokre. Ostrze noża było idealnie gładkie i ostre. Nigdy nie stawiało żadnych oporów, zawsze wywiązywało się z zadania w stu procentach.

    Pokój do którego zmierzali nóż i człowiek który go trzymał, znajdował się na najwyższym, drugim piętrze. Wchodzili więc teraz po wysokich i szerokich schodach o zdobionych poręczach. Cały wystrój domu wskazywał na to, że właściciel istotnie był bogaty, ale miał dobry gust. Niestety, dobry gust nie uratował mu życia.

    Kobieta, ciotka dziedziczki posiadłości leżała w wielkim łożu z baldachimem pośród kałuży krwi i przerażającej ciszy. Pokoje służących także pozostawione zostały bez życia. Pozostały dwa cele. Tylko dwa: kobieta i dziecko.

    Morderca rozprostował palce. Był perfekcjonistą; nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Zawsze wykonywał swoje zadanie i chciał utrzymać swoją reputację. Miękki, wzorzysty dywan tłumił dźwięk kroków kiedy człowiek zmierzał ku pokojowi.

    Otworzył drzwi ostrożnie nie chcąc, aby wydały najcichszy nawet dźwięk. Przez ciężkie zasłony zawieszone wysoko nad oknem nie przedostawała się najcieńsza nawet wiązka wiatła. Oczy mordercy były już jednak przyzwyczajone do ciemności i tego, że była ona jego sprzymierzeńcem. Mógł nawet pokusić się o stwierdzenie, że widzi odrobinę lepiej od przeciętnego człowieka.

    Zauważył leżący w łóżku z baldachimem mały kształt, lekko unoszący się i opadający. To jego pierwszy cel. Zaczął zbliżać się niczym kot do nieświadomej niczego ofiary. Niczego nie poczuje, ponieważ zwyczajnie nie zdąży.

    Człowiek z nożem był już niecały metr od swojej ofiary. Unieść nóż. Wycelować. Opuścić. Powtarzał tę sekwencję dziesiątki razy. A jednak, tym razem nie wszystko poszło według planu.

    Drugi cel, starsza kobieta o siwych włosach, obudziła się. Niemal natychmiast zaczęła krzyczeć. Zabójca wystraszył się i zamiast dobiec do łóżka, zabić śpiącą postać i dopiero wtedy zakończyć życie kobiety - guwernantki, najpierw podbiegł do niej. Nonsens. Kto miałby usłyszeć jej wrzask? Wszyscy mieszkańcy rezydencji byli martwi. Czy zabójca i pozostałe przy życiu ofiary były w domu same?

    Niezupełnie. Był ktoś jeszcze. Ktoś, kto w tego typu intrygach występuje zawsze.

    Morderca był wysoki. Tajemniczy jegomość stojący pod jedną ze ścian był wyższy. Morderca ubrany był w ciemne ubrania. Ubiór tajemniczego jegomościa był jeszcze ciemniejszy.

    Zabójca nie mógł go zobaczyć, jeszcze nie. Rzucił się w stronę przerażonej kobiety i zadał cios. Jeden trafił w jej brzuch, przez przypadek. następne trafiały już w szyję. Krzyk zamienił się w bulgot, towarzyszący wylewaniu się krwi z tętnicy. Kobieta zamilkła na zawsze.

    Człowiek z nożem otarł twarz ręką. Oddychał ciężko, serce biło zbyt szybko. Dał się sprowokować. Praca nie da mu satysfakcji.

    Odwrócił się, aby zabić dziecko i zakończyć swoje zadanie. Szybko podszedł do łoża, wycelował. Ręka opadła, jednak nie zatopił się w klatce piersiowej dziecka, a pluszowej zabawki. Spojrzał na drzwi, zdenerwowany. Były uchylone.

    Tajemniczy jegomość podążył zaciekawiony za dziewczynką w koszulki nocnej, która oddalała się wzdłuż korytarza, do innego pomieszczenia. Otwarła drzwi, które skrzypnęły upiornie. Raz, dwa, trzy. Zabójca już wiedział.

    Dziecko wbiegło do pomieszczenia oddychając ciężko i wczołgało się pod łóżko, mając nadzieję że napastnik jej nie znajdzie. Zamknęła oczy i czekała... Czekała...

    Wszedł do pokoju cicho, bezszelestnie. Zauważył, że łóżko jest puste. Podobnie było z szafą i za zasłonami. Położył się na podłodze i spojrzał pod łóżko. Ach, na szczęście. Zabawa w chowanego zaczynała go już męczyć.

    Dziewczynka poczuła uścisk na swojej nodze. Zabójca wyciągnął ją spod łóżka szybkim ruchem i uniósł nóż.

  20. - Tą? - zapytała Matilda. Kręciła właśnie korbką od natężenia dźwięku. - Nie - stwierdziła, zauważając że szumy ucichły. Chwyciła drugą korbkę i zaczęła powoli przekręcać. Szum raz był głośniejszy, raz zaś cichł niemal całkowicie, cały czas jednak przyprawiał o dreszcze i uświadamiał, że nieliczni ocalali mogą liczyć tylko na siebie.

    W pewnym momencie jednak dało się usłyszeć urywek słów.

    - Jules, słyszałeś to? Jeju! - powiedziała Matilda, zadowolona z siebie. Kontynuowała manipulację radiem, aż słowa stały się wyraźniejsze. Szumy wciąż jednak przeszkadzały w odbiorze.

    - Przede wszystkim...w panikę. Zamknąć drzwi domów i czekać n... odpowiednie służby na placach odgrodzonych przez władze. Zachować spokój... zostanie opanowana w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Nasz kraj radził sobie... plagami, ta nie jest... - Dalej szumy uniemożliwiły przekaz. Matilda wciąż próbowała usłyszeć audycję.

×
×
  • Utwórz nowe...