Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Proponuję iść i wyjaśnić zamieszanie gościom, zanim zaczną na dobre rozchodzić się po całym domu, szukać śmierci i rozpowiadać plotki o panience złaknionej krwi - odrzekł. Elizabeth zbladła.

    - Nie pójdę tam.

  2. Dziewczyna odwróciła się za brzuch, złapała za szyję i zaczęła kaszleć krwią i wypluwać jej resztki. Po chwili wróciła do pozycji siedzącej i oparła się o ścianę. Pokiwała głową, sama nie będąc przekonana co do swojego stanu.

  3. Przestała się szamotać. Cało kilka razy przeszyły drgawki, po czym Elizabeth otworzyła oczy i spojrzała na ostrze kosy znajdujące się kilka centymetrów od jej twarzy, potem znów na swojego kontrahenta. Zamrugała, jakby próbując odzyskać ostrość wzroku.

  4. John Craven przełknął ślinę widzac zakrwawioną od ugryzienia twarz Elizabeth i powoli się wycofał.

    - Walka nie jest ciekawa. Ciekawa jest natomiast zabawa, w której pionkami jesteście - odrzekł głos. Żywy trup miotał się pod kosą, próbując dosięgnąć Jonathana. Widmo stojące obok trzęsło się, widząc swoje ciało w tym stanie.

  5. - Jak zobaczy, nic się nie stanie. Gorzej jak ciało zobaczy jego - stwierdził Syd, patrząc z daleka na nadchodzące wydarzenia.

     

    Istotnie, ożywieniec zauważył Johna i już miał do niego podchodzić, gdy zauważył Jonathana. Podszedł i wgryzł mu się w rękę.

    - Jon, przepraszam! Nie chciałam, ja nad tym nie panuję! - pisnął duch.

  6. - Dobra robota - rzekł złośliwy głos. - A co, jeśli zrobię... o, tak? - zapytał.

    Dusza została wyrzucona z ciała, ale znajdowała się bardzo blisko niego. 'Zwłoki' otwarły oczy i powoli wstały. Rozejrzały się po pomieszczeniu, po czym odążyły chiejnym krokiem do otworu w ścianie, a potem ruszyły wolno w kierunku salonu gości.

    - Co się dzieje? Czemu nie panuję nad tym? - zapytało widmo. Syd ze zdziwieniem przyglądał się ożywionemu trupowi, a potem zwrócił wzrok ku Jess.

    - Przyjmuję, głuptaku. Nie płacz, to ja tu powinienem płakać - otarł z policzka dziewczyny łzę.

    Korytarzem szedł właśnie młody John Craven. Bral udział w poszukiwaniu zaginionej i oto właśnie widział, że ktoś zbliża się korytarzem. Było ciemno, ale przecież miał przy sobie lampę naftową.

    - Panienka Elizabeth? - zapytał. Postać szła wolno, jakby była ranna. To na pewno ona. - Pomogę panience, zaraz wszystko będzie w porządku - powiedział. Ach, znalazł ją. Wszyscy będą z niego dumni. Podszedł bliżej i spojrzał na jej twarz i plamy z krwi, potem zaś na jej dziwne, puste teraz oczy.

    - Panienko? Dobrze się panienka czuje?

  7. - Jon, ja widziałam. Wyglądało jak ty - powiedziała. - Mówiłeś złe rzeczy. Że od dawna czekałeś, żeby mnie zabić w możliwie najbardziej nieprzyjemny sposób - kontynuował duch, który teraz jakby jeszcze bardziej skulił się w sobie.

     

    Syd uwolnił Jess z niemym wyrzutem w oczach. Nic nie powiedział.

  8. Widmo dziewczyny pisnęło i upadło na ziemię, nie wydając przy tym żadnego odgłosu.

    - On! - wskazała Jonathana, a raczej nataszę w jego ciele. Duch wyglądał teraz jeszcze smutniej niż wcześniej, z poszarpanymi włosami i mokrą od łez twarzą.

    - Nie wiem czemu zerwałeś pakt. Nie wiem dlaczego mnie zabiłeś. To strasznie bolało, Jon. Nie mogłam oddychać. Plułam krwią, a teraz boli jeszcze bardziej... Dlaczego, Jon? - zapytała. Syd podszedł i rozpracowywał łańcuchy Jess z ponurą miną.

  9. Drzwi istotnie nie było, albo były bardzo dobrze ukryte.

    - Goście zaczynają się niecierpliwić, gospodarzu... - odezwał się głos tuż obok ucha Syda. - Co będzie, jeśli opuszczą salę i się... rozdzielą? - zapytał wesoło. - Nie bawię się zbyt dobrze, więc pozwolę wam wejść. Shinigami, duch twojej kontrahentki jest tu uwięziony i nie znajdziesz sposobu, żeby ją uwolnić z tej komnaty... przynieś ciało, będzie łatwiej ją przywrócić... - mówił głos, nie ujawniając miejsca pobytu.

    - Nie rób nic innym gościom, proszę - powiedział uprzejmie Syd.

    - Zobaczymy... - Ściana przed nimi, a raczej wąska jej część zniknęła.

  10. - Nie żyję? Ja... nie żyję?- zapytała głosem, który bardziej przypominał szelest liści, niż prawdziwy głos. -To dlaczego wszystko tak bardzo boli? Dlaczego boli, Jess? Nie wytrzymam dłużej, a nie mogę się ruszyć... Dlaczego on mi to zrobił? - zapytała.

     

    - Mnie również miło. Prowadź więc - rzekł i ruszył za kosą.

  11. - To ja, Elizabeth. Zrób coś, błagam! To tak potwornie boli - dodał szept płaczliwie. Niedaleko niej pojawiła się słaba, szara poświata, która po chwili przekształciła się w półprzezroczystą Elizabeth Heathaway. Z jej ust ciekłą strużka krwi. Szyja była podcięta.

  12. - Gdzie jesteś? Jesteś w domu, chociaż jeszcze nie widziałaś tego miejsca. Co tu robisz? Poszłaś tam, gdzie iść nie powinnaś i przybyłaś tu sama. Kim ja jestem...? - odezwał się chrapliwym głosem, a potem roześmiał nieprzyjemnie.

    - Zapłacisz za swoją głupotę - oznajmił. - Ale nie martw się, twoja ofiara posłuży wyższym celom! - Dodał i po raz drugi wybuchł śmiechem. Opuścił pomieszczenie i zapadła ciemność.

    - Jess... - odezwał się przytłumiony szept. - Jeess...

     

    Portrety na ścianach gapiły się na Alois i Lacie, a na korytarzu wciąż wiało chłodem.

    W sali tymczasem goście zaczynali się niecierpliwić.

    - Czuję, że poszukiania nie odnoszą skutku - oświadczył Hrabia Clarke i manifestacyjnie zabębnił palcami o blat stołu. jego żona siedziała tuż obok, próbując zachować godność ściskaną przez strach. Kilku innych rozglądało się po sobie nerwowo. Do pokoju wszedł Pan Craven i usiadł na kanapie.

    - Nigdzie ich nie widać - oznajmił.

×
×
  • Utwórz nowe...