Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Moja góra!

    Trwało to jednak tylko chwilę. Zawartość kubka spojrzała na Ciebie krytycznie. - Co robiłeś ze swoim życiem? Siedzisz tutaj, na górze i zad tylko płaszczysz. Co z ciebie za człowiek? Ja w twoim wieku miałem już rodzinę, stołek prezydenta, własny samolot, willę z basenem, niewolników, służbę i pełno mamony! A Ty co? Byś chociaż tę górę jakoś wykorzystał, a nie. Zero przedsiębiorczości, zupełne zero. - Kawa podniosła się i oparła swoje pazurzaste łapy o krawędź kubka, a potem usiadła na niej. Chwyciła łapkami Twoją twarz.Westchnęła. - Słuchaj, ja naprawdę nie chcę cię zdołować. Chodzi mi o to, że - rozumiesz - są inne metody. Nie trzeba rowiązywać tego w taki sposób. Po prostu staram się zmobilizować cię do zrobienia czegoś konstruktywnego, na przykład... SPÓJRZ W MOJE OCZY! - krzyknęła piskliwym głosem. Kawa nie była już kawą, a nauczycielem z kawałkiem patyka w dłoni. Podstarzałym, łysiejącym mężczyzną w grubych jak dna butelek okularach i krawatem w roli pętli wisielczej na szyi. jego oczy jarzyły się niepokojącym, zielonkawym światłem. - Wiersze mu się zachciało pisać, co, panie Edge? Takiżeś mądry, tak? Sądzisz że wszystko wiesz o geografii? Noo, to zaraz zobaczymy! Pozwól, że odważę się sprawdzić Twoją wiedzę! - Warknął, a w jego dłoni zmaterializował się młotek. - Czy wiesz, w jakim państwie go wykonano? Nie? To pora żebyś się tam wybrał, bo na nic lepszego nie zasługujesz! - Sadystyczny belfer wyparował, podobnie jak ławka i cała klasa. Pojawiłeś się na sali sądowej. Dziwny stwór o szarej skórze i długich kończynach zaczął śpiewać. Zabrzmiała melodia. - Good morning worm your honour! The crown will plainly show - yhe prisoner who now stands before you was caught red handed showing feelings, showing feelings of an almost human nature.This will not do! Wokół Ciebie zaczęła pojawiać się biała ściana. Wyginała się i rosła, stopniowo zasłaniając widok na wszystko inne. Wreszcie ułożyła się na planie idelanego okręgu, zamykając Cię w środku. Stwór, który przedstawił oskarżenie urósł i wgapiał się w Ciebie z dziury na górze. Mimowolnie zacząłeś przypominać sobie najbardziej przerażające momenty ze swojego życia. - Since, my friend, you have revealed your deepest fear. I sentence you to be exposed before your peers.Tear down the wall! - wrzasnął potwór. Ostatnie zdanie echem odbiło się po ceglanej pułapce, wywołując niesamowity ból głowy. Zacząłeś krzyczeć. Tear down the wall! Tear down the wall! - rozbirzmiewały głosy. Ściana otaczająca Cię pękła z hukiem. Gruz i pył posypały się na Ciebie, przygważdżając do ziemi. A wszystko to działo się w Twojej głowie i właśnie leżałeś na szczycie w pozycji embrionalnej, krzycząc przez sen, bo tylko tym było to wszystko, a ja siedziałam obok, badając wpływ rocka progresywnego na umysł ludzki. Zniosłam Cię ze szczytu na podnóże gór. Śpij słodko, podczas gdy ja zajmę miejsce na swojej górze.
  2. N: Niespokojny. Widząc go, wyobrażam sobie uczniaka w pierwszej ławce, podskakującego w miejsu i podnoszącego rękę - starającego zwrócić na siebie uwagę. Kojarzy mi się pozytywnie. A: Przystojny niesamowicie. S: Bardzo doceniam, że "<Klik! Zapraszam do galerii.^^" Nie jest napisane Comic sansem. Ta czcionka mnie przeraża. I bardzo ładny pegaz. U: Nosi czadowy kapelusz i bardzo często ma poglądy podobne do moich. Nie miałam okazji bliżej poznać, ale doceniam.
  3. Wszystko, czyli nic. Liza zdecydowała się nie zatrzymywać dalej wężowatego, dać mu spokój i zagłębić się z powrotem w szukaniu sensu i głębokich rozmyślaniach. Usiadła na brzegu i spojrzała na gładką taflę wody... Z drugiej strony, w okolicy nie bardzo było na co patrzeć.
  4. N: Filozof, a filozofia to dobra rzecz i niezły sposób na wymiganie się od codziennej rutyny i kontaktu z ludźmi. Podoba mi się A: Nieco skrzywiona, ale rozczulająca Sweetie Belle. Podejrzewam że wykonana własnoręcznie, więc też pozytywnie. S: Sygnatura bardzo aktualna i całkiem zabawna. U: Co prawda nie pamiętam, żebym go szkalowała za małą ilość informacji na profilu, ale widocznie ma lepszą pamięć. Jak wszyscy ;___; I plus za Megadeth.
  5. - Co masz na myśli? - zapytała, kiedy już Kain powoli odpełzał w stronę chatki.
  6. Raczej coś, co mi się bardzo spodobało i mnie usatysfakcjonowało. Czy masz pozytywne odczucia co do Rarity?
  7. N: Kojarzy mi się z World of Tanks. Nabijanie golda :3 A: Uroczy, chociaż spowodował że dobre dwie minuty się w niego wgapiałam i doszłam do wniosku, że ta ślina na "szybie" znika strasznie nienaturalnie. Ale ogólnie ładny. S: Bardzo mi się podoba. I ma ładne kolory. U: Też słucha świetnej muzyki (Hello me, meet the real me)
  8. Nie Dostałeś prezent, który Ci się spodobał?
  9. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Jaki Cutie Mark.

    Skoro przyrodnicze zainteresowania, to odpowiednie byłoby schematyczne drzewo liściaste.
  10. N: Magus. Jak magowie z Niewidocznego Uniwersytetu. Niewidoczny Uniwersytet = Ankh Morpor = Świat Dysku, wobec tego masz moją aprobatę. I mój miecz. A: Nie mam pojęcia z czym jest to powiązane. Awatar nie w moim guście, szczerze mówiąc - nudny. I kompozycja też nudna. I barwy nudne. Przykro mi. S: Nieco rozmazana ta Luna, ale obrazek sam w sobie bardzo ładny. No i zawiera Lunę, a tak się składa, że takową lubię. U: Nie miałam okazji poznać Waćpana, ale też Waść nie zdążył mi niczym podpaść, więc oceniam pozytywnie.
  11. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Moja góra!

    Ptaki. Dużo ptaków. Za dużo ptaków, chociaż w moim mniemaniu gołębie nie zasługiwały na miano ptaków, tak jak okonie na miano ryb. A teraz wszystkie te krótkodziobe podróbki z wybrakowanymi palcami rzuciły się na mnie. Drań użył mojej własnej broni przeciwko mnie. Z drugiej strony, mógł wymyślić coś własnego. Ja tymczasem mogłam się uchylić, zamiast cofać się i kolejny raz odbywać lot ze szczytu. Ziemia zbliżała się w przewrotnym tempie. Znowu. Mimo tego, że przerabiałam scenariusz kilka razy, upadek bolał, i to chyba jeszcze bardziej niż poprzednio. Kilka razy jeszcze uderzyłam o ziemię, a potem wylądowałam na jakiejś niewinnej sośnie. Zastanowiłam się, czy jest jakakolwiek część ciała, która nie wysyłała do mózgu informacji o bólu. Kilka kości musiało pójść. Na skórze miałam utrwalone pozostałości po kamieniach. O innych stratach nie chciało mi się nawet myśleć Podciągnęłam się zdrową ręką i zaczęłam powolną wspinaczkę po stromym stoku góry. Po dłuższym czasie zamajaczył przede mną szczyt i SQBL na nim. Czas na zemstę! Złamane kości muszą pójść w zapomnienie, przynajmniej na chwilę. Wstałam, i pobiegłam na górę. W planach miałam wykorzystanie mojej specjalności - perswazji bezpośredniej. Musiałam wyglądać dość nieciekawie, bo bieg odrobinę mnie zmęczył, co skutkowało zadyszką i pluciem płucami. Magik spojrzał z politowaiem i nie zerwał się, żeby bronić szczytu. Zebrałam się w sobie, podskoczyłam i kopnęłam rywala w brzuch, a zaznaczyć należy, że moje buty raczej nie należą do lekkich. SQBL zdołał się jednak utrzymać na nogach i spróbował mi oddać. Zatoczyłam się do tyłu i wylądowałam na ziemi. Kiedy magik chciał zadać mi ostateczny cios, podniosłam z ziemi kamień i rzuciłam w jego głowę. Cylinder nie zdołał zmniejszyć siły ciosu, a intruz na MOJEJ GÓRZE runął w przepaść. Wyszczerzyłam się triumfalnie i upadłam na kochaną ziemię. Będę chyba musiała pomyśleć o drobnej naprawie, ale to może poczekać. Należy ochronić górę! Wyczarowałam wokół siebie wysoki mur z białych cegieł. "Did you ever wonder why we had to run for shelter when the promise of a brave new world unfurled beneath a clear blue sky?"
  12. Zaczęłabym stopniowo odkrywać jego właściwości i zastosowania. A nuż okazałoby się, że jest na tyle długi, żeby robić sobie kawałek wolnego miejsca w tramwaju? Może dałoby się nim nosić teczkę, albo wkurzać przypadkowych ludzi? Taki ogon zdecydowanie byłby czymś, co by mnie usatysfakcjonowało. Tylko że musiałby być stosunkowo długi. Co byś zrobił, gdybyś obudził się umiejąc grać na instrumencie, którego nigdy nawet nie dotykałeś?
  13. - Cóż... Ja... - Zastanowiła się. Czego można było chcieć, będąc trupem? Ale jednak, ale jednak... Nie należało odrzucać chęci wynagrodzenia. Problem polegał tylko na chwilowym braku pomysłów. - Pozwolisz, że się namyślę... Chociaż... Nie ma chyba czegoś, co mógłbyś zrobić. Rozumiem, że to co się stało, było pod wpływem impulsu i bez świadomości, tak więc wszystko w porządku. Tak sądzę.
  14. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    Niewielu było wędrowców na szlaku, a jeśli już pojawiali się, to nie byli zbytnio zainteresowani rodzeństwem z psem. Jedyny kontakt polegał na szybkim i uprzejmym pozdrowieniu podróżujących. Po kilku godzinach wędrówki drzewa wokół ścieżki zaczęły się przerzedzać, ustępując krzewiastej roślinności i ukazując dolinę między wzgórzami. W samym jej centrum rozciągało się jezioro, a na jego środku miasto, albo większa wieś. Tam właśnie prowadził trakt. - Reedley - odezwała się Pink. - Zatęchła dziura. Siedlisko pleśni i wilgoci. To się dzieje, kiedy na gwałt chce się zbudować nowoczesne miasto, a ma się tylko kawał mułu na środku wielkiej kałuży i kilka przegniłych pali. Zamierzasz przez to przechodzić? - zapytała.
  15. - Dobrze, dobrze. W porządku, wstań już. - Powiedziała, zastanawiając się nad słowami "Na tę chorobę nie mam wpływu" i lekko się nimi niepokojąc.
  16. - Moja teoria jest taka, że chciałeś mnie zabić. Albo wywołać ból. Albo i jedno i drugie. Skończyło się na planach - nie wiem, czy to dla mnie dobrze. Zaraz po tym, jak zacisnąłeś dłonie na mojej szyi, wstałeś i uciekłeś. Och, a jeszcze przed tym wbiegłeś do jeziora. Na samym początku.
  17. - Proszę o wyjaśnienie wszystkiego co się stało. Wydaje mi się, że mam do tego prawo. Dobrze byłoby uniknąć takich sytuacji na przyszłość, nie sądzi pan? - zapytała.
  18. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Moja góra!

    Obudziłam się u podnóża góry, leżąc gdzieś koło ścieżki. Szybki przegląd utwierdził mnie w przekonaniu, że żadna część ciała nie jest uszkodzona. Dziwne. No, ale to dobrze - nie chciałoby mi się wracać na cmentarz po części wymienne. Wstałam i wesoło ruszyłam w górę, podśpiewując równie wesołe i skoczne melodie. W końcu nie na codzień opuszcza się górę w tak dobrym stanie. Wędrując ścieżką, ujrzałam nadchodzącą postać. Szła z góry - podejrzane. Nie zdarza się raczej, żeby ktoś o własnych siłach i z własnej woli opuszczał szczyt. Towarzysz Tomek szedł dziwnym, mechanicznym krokiem. Oczy miał zwrócone w jeden punkt przed sobą. Może zdecydował się zrezygnować z walki...? - Phi. Twoja Waść wola. Ale bez nerwów. To i tak będzie moja góra - rzekłam do niego i ze śmiechem szaleńca pobiegłam na górę. Po raz kolejny stał tam SQBL w swoim - teraz nieco zmaltretowanym - garniturze. Jako iż kiedyś używałam tej sztuczki, a ta się sprawdziła - postanowiłam ją powtórzyć. Zza pasa wyciągnęłam niewielką, płócienną sakiewkę. Sięgnęłam do niej. W dłoni miałam teraz garść piasku, który zdmuchnęłam z dłoni. Ziarenka zawirowały i rozniosły się po okolicy. Po kilku sekundach z każdego ziarenka wyrósł jeden mój klon. Było ich naprawdę sporo. - Patrzcie wszystkie, tumany, tutaj! Słuchać mnie, zamierzam przemawiać! - Krzyknęłam i stanęłam na kamieniu, żeby klony lepiej mnie widziały. Wyjęłam z kieszeni male ciastko. - Widzą ciastko? Taaak, to bardzo dobre ciastko jest. Chcecie je? To łapcie! - Rzuciłam kąskiem na sam szczyt, który spadł na dłoń stojącego tam magika. Klonom w jednym momencie wyrosły węże zamiast włosów, ostre zęby i pazury. Wszystkie rzuciły się na górę, tratując niemalże intruza trzymającego ciastko. Siła rozpędu nie pozwoliła im zahamować, przez co razem z magikiem runęły ze szczytu. Teraz SQBL prawdopodobnie wyglądał jeszcze gorzej niż przed moją wizytą. Klony tymczasem ponownie zmieniły się w piasek. Stanęłam triumfalnie na górze, rozkoszując się zwycięstwem. I tak mnie zaraz zrzucą, ale póki co góra jest moja.
  19. Violet odwrócił się w stronę Saggity i spojrzał ze spokojem na przygotowany do strzału łuk. Potem odwrócił się w stronę prowadzącej klaczy i znowu na klacz jednorożca. - Naprawdę chcesz to zrobić? - zapytał cicho, żeby nie usłyszała go Medley.
  20. Arcybiskup z Canterbury

    [Zabawa] Moja góra!

    Pierwsze, nigdy nie ufać królikom, a zwłaszcza tym, które miały zostać obiadem. Króliki to zdradzieckie bestie, powinnam to pamiętać z nauk Monty Pythona. Uderzenie w ziemię wyrwało mnie z zamyśleń, jednocześnie wprawiając w nowe. Bo właściwie po cholerę mi ta góra była? Po cholerę tyle razy już na nią właziłam, żeby potem z niej w mniej, czy bardziej widowiskowy sposób zlecieć? Po co to wszystko? Spojrzałam w jej kierunku. Po to, żeby mieć dla siebie przydatną na nic górę skał, taak! Z siłą i zaangażowaniem większym niż poprzednio podążyłam w kierunku zmaltretowanej części krajobrazu. Wyglądała gorzej, niż jakby spuszczono na nią bombę atomową. Zapewne. Szczęście mi nie sprzyjało - na szczycie nie stał teraz ten, który poprzednio mnie stamtąd zrzucił. Postanowiłam nie bawić się w czołganie, żeby pozostać niezauważoną - pojawiłam się na szczycie z rozwianym włosem, taszcząc za sobą alpakę, przypadkowo napotkaną na ścieżce. Jako że każdego da się przekupić, alpaka zastosowała się do mojej prośby i opluła intruza, po czym wzbogacona o siano oddaliła się, wesoło podskakując. Oślepiony, nie mogłeś skutecznie się bronić, tak więc wcisnęłam Ci w ręce spadochron i zrzuciłam z MOJEGO szczytu.
  21. - Nie, nie, nie. Lepiej nie - odezwał się pegaz, przytrzymując siostrę za ogon. - Jeśli wiesz, gdzie jest ten obóz, to prowadź. Bez zbędnego gadania, to niezdrowe - powiedział do Medley, a ta kiwnęła głową i ruszyła przed siebie.
  22. Brama była w dobrym stanie, więc szybko ustąpiła, chociaż ze zgrzytem i piskiem. Podobnie jak samochód, dźwięki te również nie zwróciły uwagi dwóch trupów siedzących przy krowie i pożywiających się nią.
  23. Hejtowałabym. A utwór 8/10 - głos wokalisty super, muzyka w porządku. Całkiem mi się podobało. "Run like hell" z historycznego i sławetnego "The wall". Oryginalny teledysk z filmu zawiera trochę przemocy, więc nie wstawiam.
  24. - Sama go szukam. Przecież to nie moja wina, że o tym nie wiedzieliście! - Spojrzała krytycznie na Saggitę i na Florence, starającą się ze wszystkich sił zignorować klacz. - Gratulacje, naprawdę. Zdechlibyście tutaj beze mnie.
×
×
  • Utwórz nowe...