Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - ...Bo chwilowo nie było nikogo innego, a kapitan był uzależniony od narkotyków. Zgadnij, kto mu je dawał - zwróciła się do Conrada. - Poszukanie schronienia... Dobry pomysł! Naprawdę, Zachary. Przebiłeś nas wszystkich. No, posłuchajmy tego gościa, bo ma fenomenalne pomysły. Heej, 505 prosiłabym żebyś kiedyś stamtąd zlazła!
  2. To był tylko kaczy staw na samym końcu farmy. W dodatku niespecjalnie duży. Lettie Hempstock nazywała go oceanem, ale wiedziałem, że to niemądre. Powiedziała, że przybyły tu zza oceanu ze starego kraju.

    1. Cipher 618

      Cipher 618

      Można napisać fan fica na mniej niż 40 słów? Można :)

    2. Arcybiskup z Canterbury

      Arcybiskup z Canterbury

      To niestety nie ma związku z fan ficami, ale fakt - dałoby się.

  3. Biała kulka zaskoczyła zawodniczkę, to prawda, ale nie była zbyt wymagającą przeszkodą. Wystarczyło szybko zareagować, przebijając bąbel - problem z głowy. Niestety, kamienie nie pomogły zniszczyć miniaturowej twierdzy. Należało uciec się do mniej konwencjonalnych sposobów. Nocturnal wzięła kawałek kredy i narysowała na ziemi pentagram. Nad wszystkimi pięcioma rogami gwiazdy zapaliła płomienie i jeszcze raz poprawiła wzór czerwoną cieczą wyciągniętą z torby. Pentagram zaświecił czerwonym światłem, a ziemia pod nim zapadła się, podnosząc nagle temperaturę na arenie. Z dziury strzelały płomienie i iskry. Zjawisko trwało kilka sekund, po czym grunt wrócił na swoje miejsce, razem z kolejną postacią. Niski człowieczek w średnim wieku ubrany był w szary i idealnie wyprasowany granitur. W dłoni dzierżył czarną, wielką teczkę. Miał gładko ulizane włosy. Rozejrzał się po arenie, strzepnął z ramienia niewidoczny pyłek i poprawił spoczywające na nosie okulary. Spojrzał na Nocturnal i pokiwał głową. Podreptał w stronę Zegarmistrza. - Czy pan ma pozwolenie na budowę? Oczywiście, że pan nie ma. A czy jaśniepan wie, że to jest teren prywatny i pan nie ma prawa stawiać tutaj nieruchomości bez umowy z właścicielem? O, właśnie, właśnie. Wszyscy barbarzyńsko ignorują przepisy prawne, a to błąd. Bardzo istotny błąd. - Urzędnik otworzył swoją teczkę i zaczął grzebać w papierach, kontynuując swój monolog. - Biurokracja jest tym, co odróżnia ludzkość od całego tego tałatajstwa w lepiankach. To symbol cywilizacji. Pewno, wy wszyscy chcielibyście bez papierków, a bez papierków to anarchia, panie! Pan wiesz w ogóle czym to grozi? Wojny, terroryzm - oto efekty waszych niedociagnięć i ignorancji. - Człowieczek wyciągnął z teczki szukany papierek i wyjął z kieszeni pióro oraz kałamaż. - Proszę, oto dokument na zrzeczenie się nieruchomości. Pan podpisze i nie wstępujemy na drogę sądową. Żadnej grzywny, banicji, ani nawet egzekucji. - Ręka Zegarmistrza chwyciła pióro i wbrew woli złożyła podpis na dokumencie. Atrament był czerwony. - Wspaniale. Wiedziałem, że się dogadamy - rzekł, a na jego głowie pojawił się kask budowlany. - Chłopaki, zdejmujcie! - krzyknął. Spod ziemi wyłoniło się kilka czerwonych, rogatych istot humanoidalnych w takich samych kaskach na budowę. Zarzucili kilka lin na budowlę i na znak jednego z nich ziemia ponownie otwarła się, a kolumny runęły w chmurze dymu. Gdy chmura się rozwiała, nie było ani budowli, ani piekielnych budowlańców. - Przypominam, że dokument który pan własnoręcznie podpisał obowiązuje przez najbliższe 665 tysięcy lat, 11 miesięcy, 30 dni i 11 godzin co jest zawarte w dokumencie. Życzę miłego dnia i polecam się na przyszłość. - Pokłonił się, wrócił do pentagramu i uścisnął dłoń Nocturnal. - Cieszę się, że mogłem pomóc - powiedział i pochłonęły go płomienie. Pentagram zniknął. Obeszło się bez zbytniego kombinowania i nadwyrężania mózgu. A teraz kolejny raz należało załatwić ochronę. - Sądzę, że zwierzak już najadł się do syta, gdziekolwiek Waćpan go wysłał. Czas na powrót - rzekła i na ścianie pojawiła się plama światła, z której wysunął się ten sam co przed chwilą zwierzaczek. Podbiegł do swojej włacicielki i usiadł obok, wykonując kilka dziwnych gestów łapkami. - Nie polecam teraz odsyłania tego tutaj gdziekolwiek - ostrzegła.
  4. - To było bardzo przykre zagranie, panie Zegarmistrzu. Jeszcze bardziej przykre niż moje. - "Teraz nie ma co spodziewać się nawet prezentu w grudniu, bo na prezent za ząb dawno już minęła szansa". Tornado leciało, leciało, aż wyparowało po zetknięciu z wodą. Owa woda zaś wzięła się z hydrantu, przywołanego przez zawodniczkę. Wszystko co zostało z tornada po prostu się ulotniło, nie czyniąc najmniejszej krzywdy celowi. W życiu i tak bywa. Nadszedł czas na zdecydowany krok. Należało zakończyć życie obrony przeciwnika. Ostatecznie. W tym celu po raz kolejny chwyciła sakiewkę z piaskiem i wyjęła garść. Zamiast jednak zdmuchnąć go na arenę, zaczęła ściskać i ugniatać go w rękach. Piasek przypominał teraz raczej kawałek piaskowca, bo nie był już luźnym kruszcem. Nie było jednak czasu się zastanawiać, bo kamień został wyrzucony wysoko w powietrze. Drobny punkt oddalał się, oddalał i oddalał, aż w końcu zniknął. Nocturnal spojrzała na zegarek. - Chwileczkę - powiedziała. I rzeczywiście, po pewnym czasie, kilkanaście metrów nad kolumnami Zegarmistrza pojawiły się głazy, o wiele większe i bardziej zbite od pierwszej ich formy. Ponadto na grzbietach miały niewielkie, pierzaste skrzydełka. Kamienie latały dokładnie po planie okręgu. Oczywiście, tak małe skrzydełka nie byłyby w stanie utrzymać w powietrzu ciężaru skały. Było to fizycznie niemożliwe. Problem polegał tylko na tym, że głazy nie miały tej świadomości i należało je o tym poinformować. Tak też zrobiła Nocturnal, a kamienie dość szybko zrozumiały swój błąd i upadły, zamieniając wspaniałą tarczę w żałosną kupkę gruzu. - Może i jesteś Waść Złotousty, ale - jak widzisz - na kamienie charyzma i piękne słówka nie działają. Po raz kolejny trzeba było skombinować sobie ochronę i po raz kolejny wierna torba nie zawiodła. Prawie jak na zawołanie wyleciało z niej małe, bardzo puchate stworzonko o wybitnie wrednym i złośliwym jak u strusia spojrzeniu. Owe coś miało bardzo długi, łysy ogon i drobne, pazurzaste łapy. Zajęło miejsce na ramieniu zawodniczki i dokładnie zlustrowało otoczenie.
  5. Miecz nie zdołał przeciąć stwora z tkaniny, a jedynie zakłócić falowanie materiału. Broń działała na magię, a istota nie miała zbyt wiele wspólnego z magią. Niczym chmura burzowa przyzwaniec zawisnął nad strażnikiem i wydał z siebie ochrypłe westchnienie, a potem odezwał się głosem brzmiącym jak zeschłe liście na wietrze, jak kartkowanie starej, dawno zapomnianej księgi. Głosem niosącym ze sobą oczekiwanie, kurz i starość, głosem będącym tysiącem połączonych ze sobą głosów. Jesteśmy Cvij. Strzeżemy. To nóż. Nóż zagraża. Nóż zabija. Cvij nie pozwoli zabić mistrza. Tkanina zaczęła owijać się wokół płonącego humanoida i ściskać, pozbawiając wroga powoli kształtu. Magiczne atrybuty nie mogły zwyciężyć czegoś, co było wynikiem czekania, starości i niezaspokojonego głodu - a tym był Cvij. Stwór przestał wirować i z gracją wrócił na swoje poprzednie miejsce, ciągnąc za sobą chmurę dymu i zostawiając puste miejsce na arenie. Strzeżemy. Zawsze strzeżemy. - Odezwał się pełen satysfakcji szelest. Cvij działał, nie można było zaprzeczyć. Problem z nim polegał na tym, że nie atakował. Był strażnikiem. Bardzo dobrym strażnikiem, ale w jego zaschłej, zmumifikowanej naturze nie leżała ofensywa. Należało zastanowić się nad sposobem zniszczenia twierdzy przeciwnika. Nocturnal uniosła ręce, a jej oczy zajarzyły się. - Pradawne, pierwotne moce, przybywajcie! - krzyknęła i niebo w momencie zasnuło się ciemnymi, burzowymi chmurami. Zerwał się silny wiatr, niosący ze sobą krople wody. Arenę rozświetliła błyskawica, której huk wstrząsnął budowlą. Chmury zaczęły się rozchodzić. W miejscu uderzenia stały dwie postacie. Podłoże wokół nich było osmalone, a smugi dymu unosiły się w powietrze. W środku ciemnej, nieregularnej plamy stał podstarzały mężczyzna o sporej nadwadze, ubrany w czerwony strój z czarnym pasem na brzuchu. Usta miał zasłonięte białą, długą brodą. Na głowie spoczywała czerwona, bojowa czapka, zakończona białym pomponem. Spod niej sterczały siwe warkoczyki. Jego buty sprawiały wrażenie cięższych, niż on sam. W dłoni spoczywał zdobiony młot, a w drugiej ogromny, płócienny wór. Obok niego w powietrzu smętnie unosiła się chuda kobieta w błyszczącej, różowej sukience. Była o wiele młodsza od jej towarzysza, w ręku dzierżyła różczkę z idealnie białym zębem trzonowym na końcu. Jej głowę zdobiła korona skonstruowana również z zębów, a z pleców sterczały drobne, lśniące, różowe skrzydełka podobne do tych motylich. - Któż śmiał zakłócać mój spokój? - odezwał się basem mężczyzna. Nocturnal wyciągnęła rękę i wskazała kolumny.
  6. A jednak, kolumna dopięła swego i zepsuła Nocturnal poranek. Gruboskórna kupa gruzu, będąca pochodnym gruboskórnego, kamiennego słupa. No, ale cóż. Trzeba pozbierać się z ziemi i w końcu zrobić coś konstruktywnego... Wygrać pojedynek, na przykład. Wstała więc z niemrawą miną, otrzepała strój, przetarła twarz ręką i z irytacją odkryła, iż Zegarmistrz się opancerzył, a jej własne klony zaczęły zachowywały się gorzej od niej: zaraz po wybuchu zaczęły łazić zdezorientowane po całej arenie i panikować. Nocturnal zagwizdała, zwracając na siebie uwagę wszystkich stworzonych przez siebie postaci, które mechanicznie i w jednym momencie skierowały na nią wzrok. - Proszę o ciszę, będę przemawiać. Widzą tutaj, o proszę bardzo... - sięgnęła do torby - ... Ciastko? Tak, patrzcie jakie dobre. Byłoby wam bardzo smutno gdyby znalazło się poza zasięgiem, prawda? Noo, nie możecie na to pozwolić! A teraz, spójrzcie jeszcze raz... - Wszystkie klony spojrzały chciwie na smakołyk trzymany w dłoni ich stwórczyni, który sekundę później poleciał prosto w środek "tarczy" oponenta. Nie rzuciła go sama - głupotą przerastającą jej możliwości było zaufanie swoim umiejętnościom fizycznym. O wiele łatwiej było użyć łatwego zaklęcia, które nie zużywało zbyt wiele energii, a niemal zawsze trafiało w cel. Tymczasem kopie zawodniczki zmieniły się niczym wilołaki w pełnię Księżyca: Oczy zaczęły jarzyć się jaskrawofioletowym światłem, usta rozszerzyły się w upiornym uśmiechu najeżonym trójkątnymi zębami, a włosy zmieniły w węże. Efekt był całkiem satysfakcjonujący, zwłaszcza kiedy całe stado zalegające wcześniej na arenie rzuciło się na osłonę z kolumn i zaczęło dążyć do zdobycia jej. - Ależ one są niesamowicie głupie... - powiedziała sama do siebie, obserwując swoje dzieło. Brak czegokolwiek funkcjonalnego pod czaszką istot nie był jednak przeszkodą: działała na nie nawet prymitywna głowologia, więc nie kierowało się nimi trudno, a to najważniejsze. Teraz pozostało już tylko osłonić się przed atakiem Zegarmistrza. Włożyła rękę do torby i wyjęła z niej kawałek startej, potarganej i pogniecionej tkaniny o burym odcieniu, a potem rzuciła na wiatr. Skrawek materiału uniósł się, zafalował kilka razy i urósł. Wyłoniła się z niego podarta, szarawa twarz o pustych oczodołach. Cała reszta materiałowego ciała falowała w powietrzu tuż obok Nocturnal. Stwór czekał.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    Salamandra odwarknęła ostrzegawczo i wróciła do łapania szczurów. - To bardzo dobrze. Nie lubię w nocy wstawać i odganiać obcych. Potem się irytuję że nie mogę zasnąć.
  8. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - No, skoro proponujesz... O, jeszcze jedno pytanie... Jak czujnie śpi Grzejnik? Wiesz, lepiej byłoby, gdyby drań wyczuł ewentualnego intruza i dał nam znać. Słona woda w rzece jest nieco niepokojąca i może wróżyć problemy w nocy. Nie wiadomo co tutaj się kręci.
  9. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - O, to prawie tak samo milusi jak moja rodzinka. Wredota jest chyba uwarunkowaniem genetycznym w tej rodzinie... I całkowity brak szacunku dla własnej krwi. Obym nigdy nie miała dzieciaka. Wolałabym mu oszczędzić kilku nieprzyjemności... Z drugiej strony, ciekawe czy dałoby się to wszystko oszukać i postępować wbrew swojej naturze... - klacz spojrzała na szkielet leżący w kącie. - Patrz. Może w końcu biedaczek ogrzać stare kości. He, he.
  10. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Hmm... Obecnie to chyba nie... Matka została spalona na stosie, ojca jakoś nie pamiętam... Z tym stosem to całkiem zabawna historia. Kiedy była na stosie, była już, spryciara, martwa. Ależ zamieszania wcześniej narobiła... O, tak. Mamuśka była prawdziwą jędzą. O, mam chyba rodzeństwo, o ile jeszcze żyją. Jeśli nie - ich strata. Dlaczego pytasz, i czy Ty masz rodzinę?
  11. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Muszę przyznać, że twoje umiejętności są całkiem przydatne - wyznała Moth i zdjęła swoje torby z grzbietu, po czym wyjęła z jednej z nich koc i ułożyła się pod nim. - Czy twój zwierz śpi w nocy?
  12. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Zobaczymy, zobaczymy. Jeśli nie są za stare, albo nic ich jeszcze nie wyczyściło... Może coś nawet z tego będzie - odpowiedziała i ruszyła na spotkanie z szczątkami. Grzejnik tymczasem zajął się lokalizowaniem populacji szkodników. - Umarł na jakąś chorobę. Kości strasznie łamliwe, a nie są stare... I niewiele z niego korzyści.
  13. Nocturnal podniosła głowę, żeby zobaczyć koniec kolumny, która podstępnie i bezczelnie wyrosła tuż przed jej nosem. Wyjrzała zza filaru w celu zlokalizowania przeciwnika, jednak - jak szybko doszła do wniosku - było to niemożliwe ze względu na resztę kolumn powstałych przez Zegarmistrza. - A więc tak się bawimy... - mruknęła do siebie. Z torby wyciągnęła niewielką sakiewkę i wysypała garść piasku z niej na dłoń. Podrapała się po czole w zastanowieniu, po czym drugą ręką wzięła garść piasku z areny i zdmuchnęła pył. Ziarenka połączyły się w powietrzu i przez chwilę wirowały, rozsiewając się po arenie. Kiedy już opadły, przez krótką chwilę nic się nie działo. Kiedy jednak chwila dobiegła końca, z ziemi zaczęły wyrastać klony dziewczyny. Dziesiątki kopii nie do rozróżnienia, a wszystkie zaraz po powstaniu zaczęły ze sobą żywo dyskutować i żadnej widocznie nie przeszkadzało, że mówią w innych językach. Między publicznością zapanowało poruszenie, bo jedna z klonów pojawiła się nie tam gdzie trzeba i próbowała się teraz przedrzeć, żeby dotrzeć do swoich sióstr, a jeszcze inna próbowała bezpiecznie zejść po pionowej ścianie - bez większego skutku. Może i prawdziwa Nocturnal nie widziała wiele więcej niż przed chwilą, ale przynajmniej przez jakiś czas mogła czuć się bezpiecznie. Cel został częściowo osiągnięty. Zadowolna z siebie oparła się o jedną z kolumn czekając na rozwój wydarzeń.
  14. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    Odpowiedziała cisza i ciemność. Nie było w środku nikogo ważnego oprócz miejscowej bandy szczurów, która jednak nie czuła się na tyle ważna, żeby zadzierać z czarownikiem i ognistą salamandrą. - Mogło być gorzej - mruknęła wiedźma po obejrzeniu wnętrza. - Czy to jest ten twój pustelnik? - Wskazała ukryty w cieniu kąt, w którym leżała kupka kości.
  15. Najbardziej kochana, niosąca w sobie wspomnienia, przyjazna i mióła piosenka ever! (Kocham ją)
  16. Z wejścia na arenę wysunęła się głowa o szarych oczach i wąskich ustach, dokładnie lustrując otoczenie. Zaraz za nią wysunął się długi warkocz i reszta postaci, nerwowo bawiąc się rękami. - Dzień... dobry? - wymamrotała pod nosem i po chwili zdecydowała się na stawienie kroku w stronę środka areny, co owocowało potknięciem się i wysypaniem z jednego z przydługich rękawów kilku zmęczonych życiem kart, gumowego węża i skorpiona, wcale nie gumowego. - Ojej - mruknęła i pochyliła się żeby pozbierać wszystko i wrzucić szybko do towarzyszącej, zbrukanej torby wiszącej u boku. Korzystając z okazji wyjęła z niej niewielki zeszyt i zaczęła go kartkować. Wreszcie udało jej się znaleźć to, czego szukała. Zatrzasnęła zeszyt, przetarła oczy i jeszcze raz rozejrzała się po arenie. Co ja tutaj właściwie robię? - przemknęło jej przez myśl, a następnie przyrzekła sobie, że już nigdy nie będzie się nigdzie zapisywać po zażyciu tabletek nasennych. Nocturnal van Dort zaczęła kopać kamienie wokół siebie w oczekiwaniu na swojego oponenta.
  17. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Jakoś sobie poradzę, panie przewodniku. - Wiedźma ruszyła za Slagiem, podobnie jak Grzejnik. Las zagęścił się, a ścieżka zarosła niskimi krzewami. Po jakimś czasie cały dzień wędrówki zaczął się dawać we znaki obu kucom. Tylko salamandra nie dawała po sobie poznać zmęczenia. W końcu ujrzeli przed sobą niewielki, drewniany budynek, omszały, zarośnięty i nadgryziony zębem czasu.
  18. Jedno wlazło na drzewo, jedno zaczęło użerać się po raz kolejny z drugim, a pozostali mieli głęboko w dupie rozkazy. Victoria częściowo z bólu, a częściowo z powodu zdania sobie sprawy z beznadziejności sytuacji opadła na ziemię. Nie da rady, wszyscy zdechną. Albo pozabijają się nawzajem, albo dadzą szansę innym stworzonkom żyjącym tutaj. Martwił ją Jacob, który prawdopodobnie będzie chciał ich powybijać, idiota jeden. Tymczasem jacob siedział sobie w niezbyt wielkiej, chociaż wygodnej i suchej grocie. Właz do niej był osłonięty przez korzenie i trawiastą roślinę porastającą wzniesienie, więc na pierwszy rzut oka był niewidoczny.
  19. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Gdzie masz zamiar zrobić postój? - zapytała, gdy Slag z towarzyszem pojawił się na drugim brzegu.
  20. Arcybiskup z Canterbury

    Napluj jadem

    A nie można gdzieś takiej zgłosić, czy to nic nie daje? Nie spotkałam się z nigdy z czymś takim osobiście, ale potrafię sobie wyobrazić jakie przykre i męczące musi to być. Jedyny pozytyw jest taki, że mieszka daleko i nękać może tylko przez internet... prawda?
  21. Nie przepadam za screamem, w każdym razie nie w tym wykonaniu. Muzyka też nie za bardzo przypadła mi do gustu. Poza tym, irytujący teledysk i sam wokalista. Tekst nawet ujdzie, chociaż w życiu nie podejrzewałabym gościa o to, że śpiewa cokolwiek. Po prostu nie umiem odróżnić słów, ale może taka jest właśnie uroda screamu... Wybacz, 2/10. Imperiu Uboju, promujące najnowszą płytę Huntera - Imperium. Miłego słuchania. Niestety teledysk zawiera sceny gore, więc musimy go pożegnać~CD
  22. 1. Jak powszechnie wiadomo, jesteś kucykiem kochającym muzykę elektroniczną. Twoja przyjaciółka, Octavia, interesuje się muzyką klasyczną. Czy jest kucyk który promuje rock albo metal? 2. Czy w Equestrii występują w ogóle wspomniane przeze mnie gatunki muzyczne? 3. Co sądzisz o rządach Celestii i Luny?
  23. 1. Tylko? TYLKO? Jakiej jeszcze łaski oczekujesz ode mnie, Królowej Nocy? Czy umieszczenie wśród gwiazd nie jest wystarczającą zapłatą? Och, a może wolisz wśród księżycowego pyłu lub kurzu na podłodze? 2. Licz się z tym, że każdy wierny sługa przejdzie wyczerpujący test, który przetrwają nieliczni! 3. Oczywiście, oczywiście. Tym razem masz rację, może nawet to docenię. Wytłumacz mi tylko, CO OZNACZA TWÓJ TYTUŁ? Zastanowię się, czy nie uznać tego za zdradę. Witam. 1. To zależy od typu ciasteczek. Jeśli będą mi odpowiadały, uczynię Ci przyjemność i przyjmę je. Ale jeśli nie... Pan Księżyc czeka z otwartymi kraterami.
×
×
  • Utwórz nowe...