Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Ofiara szamotała się, jęcząc i płacząc niemalże z bezsilności. Bała się. Bardzo się bała. W pewnym momencie jednak znieruchomiała i uśmiechnęła się złośliwie, starając się ukryć przerażenie. Oswobodziła rękę z bronią i wycelowała sobie w głowę. - Żryj mojego trupa! - wrzasnęła i pociągnęła za spust.
  2. Statek jest wielkości większego samolotu pasażerskiego (Mniej więcej), tyle że ma wdolny, górny i środkowy pokład. A załogi było 12 luda. __________________________________________________ - Rozkazy? Musimy wyjść na zewnątrz. I chyba kogoś zostawić tu, na wszelki wypadek. Sądzę też, że... - wypowiedź przerwał trzask gdzieś pod podłogą. Trzask mogący świadczyć o czymś bardzo dużym, co postanowiło się zepsuć. Podłoga się zatrzęsła, po czym wszystko ucichło tak szybko, jak się zaczęło. Victoria spojrzała na medyka okrągłymi jak spodki oczami. - Albo i nie zostawiać tu nikogo i szybko się ewakuować, jeśli nie dojdziemy do tego, co się dzieje.
  3. Namioty były zamknięte, jednak już po wylądowaniu w nozdrza uderzył ją ochydny, mdlący zapach gnijącego mięsa. Nie było jednak słychać kroków, sapania czy innych objawów zbliżania się szwendaczy. Za jednym z namiotów leżało coś dużego. Dopiero po podejściu bliżej Saggita mogła stwierdzić, że to trup. Wielki, spuchnięty trup o sinej skórze i z resztkami futra. Klacz nawiedził odruch wymiotny.
  4. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Ucieczka łowców

    - I tak nie mamy innej możliwości. Oczywiście, Księżniczko, zaprowadzimy cię do naszej kryjówki. Somado, mogłabyś? - zapytał.
  5. - Nie wiem jak mogę wam pomóc. Będąc tutaj, mam nikłe możliwości... Chyba że jednak spróbuję jakoś się wydostać. Albo... No cóż. Nie wiem. Postaram się coś zrobić. A teraz idźcie! I nie trafcie na strażników... Błagam - wyszeptała Applejack. Meekness zasalutowała.
  6. - Nikt się nigdy nie utopił. Nie sam. Na pewno nie. Raczej ktoś temu komuś w tym pomógł. Ktoś, do kogo ten utopiony ktoś miał zaufanie i nigdy by nie przypuszczał, że można go zabić można bez żadnego powodu. Ot, tak. Po prostu. A potem ten ktoś stał się częścią krajobrazu na dłuższy czas i nie wie kim jest. - Dziewczyna pociągnęła nosem i otarła twarz ręką.
  7. - Niezwykle mi miło poznać, ale wciąż nie rozumiesz. Ja na przykład motylem nie jestem i najlepsze lata mam za sobą. Widzisz jak wyglądam? - demonstracyjnie odrzuciła mokre włosy, które wcześniej znów opadły na twarz.
  8. Liza podniosła głowę i spojrzała na dziewczynę. Uśmiechnęła się szeroko. - Witaj! Tak się cieszę że... Że tu jesteś. Nazywam się Liza Hempstock, i... - przerwała na chwilę. Posmutniała. - I obawiam się, że jestem nikim od dłuższego czasu. - Zastanowiła się, czy dziewczyna nie zauważa tego, jak wygląda, czy też będzie musiała powiedzieć jej, że chyba jest martwa. Popatrzała na nią błagalnie.
  9. Topielica zdecydowała się nie pukać w drzwi więcej. To był zły pomysł. Zapewne i tak nikt by jej nie otworzył. Kto chciałby otwierać komuś, kto przeleżał w jeziorze... No, długi czas? Liza ze zbolałą miną odeszła kawałek i usiadła pod najbliższym drzewem, kontynuując użalanie się nad sobą.
  10. N: Samochód taki był. Może bez "Mrs", ale był. Jest nadal nawet. A: Animowaty gościu. Anime to zło. S: Powaliła mnie mina jegomościa z sygnatury. U: Lubi zimny klimat, a to się chwali.
  11. Po pewnej chwili Liza zaczęłą przypuszczać, że las jednak się zmienił. I wyraźnie nie działało to na jej korzyść. Teraz nie wiedziała w jakiej części lasu jest i wcale się z tego nie cieszyła. Westchnęła. Ogarnął ją nostalgiczny, niechciany nastrój. Co będzie robić tutaj, poza jeziorem? Nie wiedziała ile czasu przespała na dnie i nie była pewna, czy chce wiedzieć. Odgarnęła mokre włosy z twarzy i usiadła na korzeniu wielkiego dębu, wystającym z ziemi. Przez chwilę Liza Hempstock użalała się nad sobą, po czym kontynuowała wędrówkę. Po kilku minutach niemal minęła drewniany domek i polanę, na której stał. Stanęła więc i po krótkim zastanowieniu się ruszyła do niego. Stanąwszy pod drzwiami, zapukała.
  12. Arcybiskup z Canterbury

    cześć wam!

    Nie wiesz kogo słuchasz? Rly?
  13. Na nieruchomej dotąd tafli jeziora pojawiły się kręgi. Źródłem owych kręgów była głowa, której twarz całkowicie była zasłonięta włosami i rzęsą wodną. Powoli i jakby z wysiłkiem kształt podpłynął do brzegu i leniwie z niego wypełznął. Postać ubrana w sukienkę, której kolor sugerował iż kiedyś, w zamierzchłych czasach mogła być biała. Teraz jej dolna część smętnie ciągnęła się za jej właścicielką, która jęknęła, wstając. Liza Hempstock od dawna nie wychodziła na brzeg i stwierdziła że musi nadrobić zaległości. Odgarnęła z twarzy włosy, z obrzydzeniem strząsnęła rzęsę wodną i podniosła koniec sukni, po czym spojrzała na swoje bose stopy. Cóż. Jakoś trzeba będzie sobie poradzić. Nie miała najmniejszej ochoty wracać na dno jeziora. Nie teraz, kiedy w końcu je opuściła. Rozejrzała się po okolicy. Pamiętała dobrze to miejsce, na szczęście. Westchnęła i ruszyła przed siebie.
  14. Oczywiście, w sprawie wolności głoszenia poglądów politycznych przez różowe wieloryby.
  15. Arcybiskup z Canterbury

    cześć wam!

    Jakiej muzyki słuchasz? Chodzi mi o konkretnych wykonawców.
  16. -Imię: Liza -Nazwisko: Hempstock -Rola: Mieszkanka okolicznego jeziora / daleka, zaginiona lata wcześniej krewna rodziny -Wiek: 20 lat (W chwili śmierci. Od tamtej pory się nie starzeje) -Rasa: Topielec -Opis wyglądu lub zdjęcie: Niska kobieta o bladej, lekko sinej skórze i sinych ustach. Jej oczy mają zielony kolor, włosy zaś są długie i ciemne. Wystający nos, chochlikowata twarz. Ubrana w długą, poszarzałą suknię. -Charakter: Uprzejma, choć potrafi być też przekorna i złośliwa. Zwykle jednak używa jaśniejszej strony charakteru - empatycznej, pełnej ciepła dla innych i lekko wrażliwej.
  17. Witajcie? Dobrze. Nie jest sam. Co prawda wiedział to od razu gdy wszedł - węch miał zbardzo dobry... Ale zawsze lepiej się upewnić. Oczy Teodora zaczęły powoli przystosowywać się do wszechogarniającej ciemności. Wtedy też usłyszał głos kuca, spanikowany nieco. Już zaczynał analizować sytuację, kiedy usłyszał drugi, karcący głos. -Chcesz nas zabić? Im dłużej będziemy siedzieć w miejscu tym łatwiejszym jesteśmy celem. Do tego głośne krzyki zwrócą uwagę tego czegoś! - Sytuacja przybierała korzystniejszy obrót. Kot. Kotka, dokładniej. Zawsze raźniej jest z przedstawicielem własnego gatunku, nawet tak... Nieuprzejmym. Chociaż może to ze strachu? Zapewne właśnie tak. A żaba? Cóż. Teodor nie mógł powiedzieć że nigdy nie zapoznał się bliżej z żabą. Najbliżej jak się da - od żołądka. Mimo to płazy nie były specjalnie smaczne i kot zrezygnował z dalszych tego typu kontaktów już dawno temu. - Witaj, dhroga właścicielko tak uhroczego głosu. Witam was wszystkich - odrzekł w pustkę, po czym podszedł do kotki. - Bążuhr. Witam i panią, bahrdzo sehrdecznie. Dophawdy miło jest spotkać innego kota, nawet w tego typu okolicznościach - ukłonił się.
  18. THEY still reigning

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [11 więcej]
    2. Arcybiskup z Canterbury

      Arcybiskup z Canterbury

      Bo kojarzę książki Orwella? Ja wiem... Ale dziękuję.

    3. Kruczek

      Kruczek

      Nie no, caloksztalt, wypowiedzi, bla bla bla.

    4. Arcybiskup z Canterbury

      Arcybiskup z Canterbury

      Cóż. Zasadniczo mogę odpowiedzieć tym samym. Też Waść sympatyczny.

  19. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Od nowa

    - Łohohoho, kogo my tu mamy! Midnight! Kto jak kto, ale ty byłeś ostatnim któego bym się tu spodziewał! - Kuc nie zdążył zareagować, a już znajdował się w niemalże wężowym uścisku Discorda. - Widzę że współpraca z kochaną Księżniczką nie poszła zbyt dobrze, co? Nic nie szkodzi, moi drodzy, nic nie szkodzi. Jakoś to naprawimy. Witaj Twilight! Dobrze cię widzieć! - powiedział draconequus entuzjastycznie. - Witaj... Discordzie...
  20. No i zajeczadersko. Imię: /Brak stałego imienia ze względu na koczowniczy tryb życia, ale nazwijmy go Teodor/ Rasa: Kot, a nawet pospolity dachowiec Wiek: 5 lat Wygląd: Pręgowana, szaro - bura sierść, zielone oczy, długi, gruby, ogon, nadgryzione ucho. Charakter: Wersja kocia, standardowa. Leniwy, o stoickim podejściu do życia i wrodzonej złośliwości. Zajęcie: Spanie, polowanie na myszy, włóczenie się po świecie. Historia: Teodor urodził się w niewielkiej, górskiej wsi. Gdzie dokładnie - on sam nie wie. Jako że jego kocie życie nawiedziła nuda i nikt nie doceniał jego wkładu w wyeliminowanie miejscowej populacji myszy siłą woli, postanowił wyruszyć w podróż, którą kontynuuje po dziś dzień i jest z tego dumny. Gdyby nie kontynuował, też byłby dumny. Upodobania: Lubi ryby, nie lubi myszy, uwielbia stać po niewłaściwej stronie drzwi i czekać, aż mu je ktoś otworzy. Kąpiele słoneczne i sen to też jedne z hobby Teodora. Wady: - lenistwo - obojętność na wiele rzeczy dziejących się koło niego - lekka wada wymowy Zalety: - wysoki poziom kultury osobistej - uparte dążenie do wyznaczonego celu (w zależności od celu, oczywiście)
  21. Czyli że można być wszystkim, tak? Nie trzeba być koniecznie kucem?
×
×
  • Utwórz nowe...