Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. W głowie kapitan pojawiło się brzydkie słowo. Kilka brzydkich słów. Ręcznik w jej ustach musiał bardzo cierpieć. Strzyknięcie w ręce zdecydowanie nie było tym odczuciem, które chciałaby przeżywać jeszcze raz. Przytulenie przez Conrada nie rekompensowało bólu i chwilowej czerni przed oczami. - Dzięki - powiedziała. Wdzięczność wybijającą się z głosu można byłoby porównać do wdzięczności tygrysa któremu ktoś akurat nadepnął na ogon. - Cóż za hojność z twojej strony - powiedziała, tym razem próbując opanować emocje towarzyszące wcześniejszemu zabiegowi. Zmusiła się nawet do uśmiechu.
  2. Ja piszę co znaleźliście * * * Victoria pokiwała głową i wzięła ręcznik. Włożyła kawałek do ust i przygryzła mocno. - Dawaj - powiedziała niewyraźnie. Tymczasem Jacoba otoczyły ciemności. Widział lepiej niż inni, ale para unosząca się wokół i tak komplikowała widzenie.
  3. Z obrzydzeniem spojrzała na strzykawkę. - Nie, dziękuję - odparła. Chciała. Życzyła sobie. Ale przez wzgląd na dawne problemy ze strzykawkami i ich zawartością wolała jak najdłużej się da unikać tego wszystkiego, z morfiną włącznie. - A, właśnie... Chciałabym usztywnić sobie rękę - zwróciła się do medyków.
  4. - Co teraz zrobimy? Gdzie będziemy mieszkać? - zapytała Florence, nie odrywając wzroku do chatki.
  5. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Ucieczka łowców

    - Witaj Księżniczko. - Arrow ku zdziwieniu Somady ukłonił się. Potem podszedł nieco bliżej. - Witaj, moje dziecko. Mów co wiesz - odrzekła Celestia. - Ja i moja towarzyszka jesteśmy tutaj, aby Was ostrzec. Jesteśmy łowcami i do tej pory nikt o nas nie wiedział. Było nas trzech, plus Veritas, czyli alicorn i nasz... przełożony, oraz jeszcze jedna klacz. Veritas przez wiele lat więziłw swojej kryjówce swojego brata, Ignisa, również alicorna. Ignis był zły i dawno temu chciał zawładnąć całą Equestrią. Niedawno zdołał się uwolnić i podejrzewamy, że teraz zamierza siać zniszczenie i dążyć do tyrańskich rządów razem z klaczą jednorożca, którą zdołał ożywić, też niedawno. Nie wiemy gdzie teraz są. Zabili trzeciego z nas. Ignis jest bardzo silny, bo przez ponad tysiąc lat żywił się energią Veritasa. - zakończył. Księżniczka przez chwilę nie odpowiadała. - Czy macie coś, co poparłoby waszą teorię?
  6. - Jasne. Pozostaje tylko jedno. Jak chcesz ich uwolnić, hę? - zapytała. To proste pytanie naruszyło ideę planu. Mirage nie mogła być na tyle głupia, żeby nie zabezpieczyć celi zaklęciami. Meekness tymczasem wgapiała się w Fiury'ego z zażenowaniem na twarzy. - Genialnie. Mniejsza, zacznijmy ich szukać, potem się pomyśli.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Życie w biegu

    W środku jednak nie było ogiera. Pomieszczenie było niemal identyczne do komnaty, w którym mieszkała Ruffian, nie znajdowała się w nim jednak fontanna z kulą.
  8. I w pewnym momencie ścigana zniknęła z pola widzenia. Na szczęście pozostawał jeszcze nawigator. Mimo wszystko sprawność ofiary robiła wrażenie. Jeszcze większe wrażenie zrobiła na Krussku jej głupota. Głupota takiej skali, że teraz Trandoshanin wiedział już, że ścigana z pewnością jest człowiekiem. Przepychając się przez tłum przez chwilę nie patrzał na nawigator i oto kobieta pojawiła się z tyłu i wycelowała blasterem w plecy jaszczura. Strzeliła. Jakże wielkie było jej zaskoczenie, gdy naturalny pancerz Krusska powstrzymał cios, a jego właściciel zasadniczo nic sobie z ciosu nie zrobił...
  9. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Bounty Hunters

    Hak drasnął oponentkę, ale nie wbił się w ciało, mimo to widać było, że jego kontakt z klaczą nie pozostał nie zauważony. Krwawa linia na jej boku wskazywała na to, że narzędzie jednak dało znać o swoich możliwościach. Tymczasem w oczach walczącej pojawił się dziwny błysk, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. Spojrzała na swoją lewą, przednią nogę i ujrzawszy na niej ranę, przesunęła po niej drugim kopytem, a następnie szybkim ruchem zatoczyła koło na podłodze, zostawiając na niej czerwoną linię. Wtedy też Lockdown poczuł uderzenie w tył głowy.
  10. - Wspaniale. Idziemy. Conradzie, 505... Nie mam pojęcia czy zamierzaliście kogokolwiek tutaj sprowokować... Mniejsza. Chciałabym, żebyście ruszyli swoje tyłki, bo istnieje nawet podejrzenie, że pojawi się potrzeba pomocy, a w takich sytuacjach, cóż... Przydaje się pomoc - uśmiechnęła się złośliwie. - Ci co na górę, ruszać się. Ci co na dół... Ze mną - rzuciła. Z kieszeni spodni wyjęła latarkę, zaświeciła ją i udała się w dół schodów.
  11. - Panie Zachary - odezwała się Victoria - cokolwiek ma pan zamiar zrobić, odsuń się czubku i trzymaj swoje śliczne łapki z dala od jakiegokolwiek członka załogi. To tyczy się zwłaszcza łapek trzymających broń. Wyjątek tyczy się tylko wtedy, gdy łapki będą chciały nieść pomoc. Czy jest to jasne? - zapytała. Nie chciała dłużej zwlekać. Miała zamiar jak najszybciej zejść na dół i spenetrować pokład w poszukiwaniu rannych. Martwi raczej jej się nie przydadzą. Będą musieli zebrać ciała w jedno miejsce...
  12. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Ucieczka łowców

    Pod jedną ze ścian stał tron. Na nim zaś spoczywała Księżniczka Celestia. Zajęta była czytaniem pożółkłego zwoju. Po jej obu stronach stali strażnicy w złotych zbrojach. Gdy Arrow, Somada i Luna wkroczyli do sali, Księżniczka Słońca pdiosła głowę. - Witaj, siostro - zaczęła. - W jakim celu sprowadzasz mi gości? - Celestia uśmiechnęła się ciepło. - I ty, witaj. Chwilę temu spotkałam tych dwoje w mojej komnacie. Sądzę, że chciałabyś z nimi porozmawiać, zwłaszcza że przynoszą nam pewne ciekawe wieści...
  13. - Dużo, wychodziłoby z tego. Ale równie dobrze mogła zrobić coś, przez co spałeś te wszystkie lata - mruknęła klacz. Spiralne schody skończyły się, ukazując długi i słabo oświetlony korytarz. Pochodnie o błękitnym płomieniu przytwierdzone do ścian rzucały światło tylko najbliżej siebie, było jednak widać, że kuce są w dobrym miejscu. Po obu stronach korytarza stały drzwi do cel.
  14. Ja będę... prócz jednego tygodnia, ale to da się załatwić. Po prostu moja postać na chwilę zapadnie w śpiączkę, albo co.
  15. Pójdę wzorem Jacoba. Urlop na dwa tygodnie, czyli do 12. Umrę.
  16. A i ja wybieram się na wakacje, więc... Do zobaczenia za dwa tygodnie.
  17. Mój pierwszy, oficjalny, fajny niesamowicie OC. Na imię ma Wolunt Influenzo i jak tytuł tematu wskazuje, jest ci on Lordem. Takim prawdziwym, nie udawanym. Rasa: Kuc ziemny Płeć: Ogier Wygląd: Wysoki, chudy jegomość o białej sierści i zielonych oczach, oraz wiecznie podkrążonych oczach i objawach niewyspania... O pewnej porze dnia. Grzywa jego ma kolor czarny przeplatany siwymi pasemkami, bo jak wiadomo nikt nie jest "Forever young". Oprócz Krzysztofa Ibisza, oczywiście, ale ręczę że mój OC nie jest Ibiszem. Wiek: 56 lat Historia, życiorys: Urodzony w malowniczej krainie jezior, wzgórz, gołoborzy i lasów iglastych - Tailsylwanii. Wolunt od początku miał w życiu łatwo i sielankowo. Nie zamordowali mu rodziców, dziadków, cioci, ani nawet chomika czy żółwia. Nikt nie rzucił na niego klątwy. Nie było kogoś kto ze specjalnym uporem by go nienawidził. Nawet z rodzicami się dogadywał, a oni w zamian nie znęcali się na nim, ani nie zaganiali do bezlitosnej harówy. Uczył się, to prawda - ale ze względu na szlacheckie korzenie Wolunt nie mógł być idiotą. Musiał być oczytany, inteligentny i sprytny... Pozostało mu więc pracować nad czytaniem. Uczył się więc, polował (trofea ważna rzecz), a nawet skrobnął jakiś wiersz od czasu do czasu. Można by powiedzieć, że kolejny utalentowany Influenzo (bowiem zarówno jego ojciec jak i dziadek byli władcami dobrymi) zasiądzie na drewnianym, niewygodnym stołku pod majestatyczną nazwą "tron". Ale nie, bo Wolunt miał pewną słabość. Jaką, zapytacie? Wolunt był tragicznym klaczarzem. Już w wieku szesnastu lat znalazł sobie kochankę, a trzeba przyznać że zmieniał je jak rękawiczki. W krainie było bardzo wiele klaczy - z wiosek, głównie, a niewiele było takich, które oparły by się jego wdziękowi, bo mimo objawów niedospania był bardzo przystojnym kucem, a i charakter jego przyciągał. I pewnego razu nieszczęśnik zadarł z niewłaściwą klaczą... Chociaż w tym przypadku trudno mówić o zadarciu, klaczy nie podobało się jego zainteresowanie, a trzeba Wam wiedzieć, że kiedy już syn Lorda upatrzył sobie zdobycz, wszelkimi siłami starał się ją osiągnąć. Żeby pozbyć się natręta, klacz powołała się na jeden ze skuteczniejszych sposobów - chciała sprawić, by kuc zaczął pragnąć czegoś innego i skupił się na tym właśnie, nie na niej. Tak też zrobiła. I oto pewnej księżycowej nocy coś ugryzło ogiera. Ugryzło na tyle, że odtąd gdy spływał mrok wieczorny, typem stawał się upiornym. Metoda klaczy podziałała. Wolunt zaczął pragnąć czegoś, co nie było klaczą. Ten jeden raz w życiu... Czy tam może poza nim? Ale za to na zawsze. Tej pamiętnej nocy stał się koneserem win pewnego rodzaju. Win czerwonych i dość rzadkich wtedy - a teraz zaś niemal nieosiągalnych - win błękitnych. W wieku trzydziestu lat został panem na zamku, jego ojciec bowiem - ku żalowi poddanych prostaczków - wyciągnął kopyta. W obu znaczeniach. Co zabawne, od jakiegoś czasu już zdarzało się znikać kucom. Rzadko, to prawda, ale takie przypadki były. Teraz zaś kuce zaczęły znikać częściej. Było to logiczne - po śmierci pana zamku Lord Wolunt nie miał czasu na polowanie, a wilki się rozpanoszyły - tak tłumaczył to nowy pan. Gdy prostaczkowie zaczęli bać się wychodzić z domów - a co za tym idzie zyski Lorda z uprawy ziem i hodowli bydła zmalały - Dobry Lord wezwał łowców. Dostali oni należną kwotę, a potem wynieśli się. I nikogo nie zdziwiło, że wilki wciąż wyły do księżyca nocą. Ataki ustały, a to było najważniejsze. Lordowi udało się wspaniałomyślnie uratować poddanych. Był co prawda trochę bardziej nerwowy i często drgała mu lewa powieka, ale tłumaczono że to z powodu stresu. I od tej pory Lord Wolunt żyje szczęśliwie w swoim zamku. Często sprowadza do domu gości. Dość często zdarza się też, że goście opuszczają zamek pobliską rzeką i urwiskiem, nie o własnych siłach, ale... Ale kto martwiłby się o takie szczegóły? Lord nie dość że zatroszczył się o bezpieczeństwo poddanych, to jeszcze postawił na skromność - wyzbył się srebrnych elementów biżuterii. Niektórzy sądzili, że Wolunt jest chory, bo rzadko wychodził na słońce, a jeśli już, smarował się kremem przeciwsłonecznym... Ten jednak zaprzeczył wszelkim plotkom o chorobie skóry, i dalej wszyscy są szczęśliwi. Jeśli przechodzilibyście gdzieś w okolicy, najlepiej zatrzymajcie się na zamku. Dostaniecie wygodną komnatę, wygodne i ciepłe łóżko, oraz niesamowite, pozostające w pamięci widoki, a właściciel z otwartymi ramionami i przyjaznym nastawieniem będzie wyczekiwał gości o ciekawym wnętrzu...
  18. Oficjalna Czcicielka Mustaine'a wypisuje się z konkursu bo brak czasu (I to w wakacje. Gruba przesada).
  19. Dolne piętro faktycznie było ciemne i dość nieprzyjemne. Nie może pokazać im, że się boi. - Ja także pójdę na dół - oświadczyła Victoria. Z ciemności wyłaniała się para. Możliwe, że jedno z urządzeń zawiodło... Albo ciepło panujące wśrodku mieszało się z chłodem z zewnątrz, przez jakąś dziurę.
  20. "Czy miłość może usprawiedliwiać kłamstwo" Trudno powiedzieć, jeśli nie było się w sytuacji tego typu, tak sądzę. Kojarzy mi się to z pytaniem "Czy byłbyś skłonny zabić człowieka" i błyskawiczną odpowiedzią "Nie, w żadnym wypadku". Bzdury. Sądzę że wiele osób zmieniłoby podejście na swoją korzyść, po dpowiednich wydarzeniach i usprawiedliwiałoby się miłością. Człowiek w przeciwieństwie do krowy może sobie pozwolić na zmianę zdania.
  21. Dave'a Mustaine'a, wokalistę i gitarzystę Megadeth, obiekt mojej czci. Nick: Lubię kruki. Avatar: Adekwatny do nicku. Sygnatura: Nie mam pojęcia z czego to cytat. User: Kruczek, draniu. Wyprzedziłeś mnie.
  22. Metal jest potoczną/ skrótową nazwą na heavy metal.
  23. - WYglądasz na zmęczoną... Jeśli ja też tak wyglądam, to wolałabym teraz nie patrzeć w lutro - wyszczerzyła się klacz i podezła do krawędzi. Spojrzała w dół. - Uuu. Jest ich mniej. Gdzieś sobie poszły.
  24. Arcybiskup z Canterbury

    Equestria: Ucieczka łowców

    Luna tymczasem ruszyła do wielkiej sali w Canterlocie. W sali, gdzie stał tron Equestrii. Księżniczka otwarła magią wielkie, złote wrota. Sufity były tu bardzo wysoko, wspierane przez biało-różowe kolumny ze złotymi zwieńczeniami, oplecione bluszczem. Podłoga była biała, marmurowa.
  25. - Nie. Nie na ciebie. Byłam zła na siebie samą, bo cię oszukałam i przeze mnie się tu znalazłeś, a ja i tak nie znalazłam rodziców. Nie mogłabym być zała za to, kim jesteś - wyznała klacz.
×
×
  • Utwórz nowe...