-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Jeśli chcesz... To powiedz mi o tym, co cię dręczy. Chętnie wysłucham - powiedział kuc. Klacz śpiąca w kącie domku zachrapała głośno, rujnując romantyzm chwili. Violet przewrócił oczami patrząc na siostrę.
-
- Jeśli faktycznie jesteś pół-podmieńcem, jesteś też łącznikiem między naszym, a ich światem. Spójrz... Nie jesteśmy sobie tak dalecy. Może istniałaby możliwość zawarcia pokoju? - zapytała Twilight. Wskazała Fiury'emu fotel i poszła do kuchni - zapewne po herbatę.
-
Kozioł zbliżył się... I stanął, nie usłyszawszy odgłosów fety towarzyszy. Nie zdecydował się wejść, zaklął tylko bełkotliwie. Musiał zobaczyć pobojowisko w pomieszczeniu, bo przez drzwi weszła tylko zardzewiała klinga jego miecza.
-
- Jesteś szybki. I potrafisz dobrze czarować. Ale nas jest dwoje... Będziesz zły jak przyjaciółka zginie - dodał pegaz. Twarz Ignisa nie drgnęła, klacz tymczasem omiatała spojrzeniem Somadę i Arrowa. - Ignis...? - zaczęła. - Jeśli ją zabijecie, dobrze wiecie, że wasz przyjaciel nie wróci. Nie macie siły żeby go wskrzesić, a tym co zrobię ja w wypadku zamordowania Tristis będzie wasza wolna i bolesna śmierć.
-
- Przeszkodzić? W czym można byłoby mnie przeszkadzać? - zapytała Wioletty. Szybkość dziewczyny nie zrobiła na niej wrażenia. Też by tak potrafiła, gdyby... No właśnie. Gdyby miała siłę. - Nie. Po co zmorze ktoś bliski? Ja potrzebuję snów. Koszmarów. To jest mi potrzebne do bytu. Nie do życia. Nie jestem pewna, czy aby na pewno żyję. - Wyszczerzyła się. Zęby pokrywały teraz połowę twarzy Zmory, a ona wydawała się być uradowana tym faktem.
-
^ Nie interesuje mnie co prawda ten rodzaj muzyki, ale Armina kojarzę i wydawało mi się, że gość jest raczej człowiekiem uprzejmym... Niestety, to były tylko i wyłącznie wnioski z obserwacji paszczy podczas występu z okazji koronacji w Holandii. * * * Megadeth - amerykański zespół thrash metalowy założony w roku 1983. Począwszy od "Killing Is My Business... And Business Is Good!" do "Thirteen" zespół nie traci na jakości, a muzycy mimo wieku nie słabną ( Mustaine - 51, Ellefson - 49, Drover - 47, Broderick - 43). Co więcej, szykuje się "Super Collider", którego singiel "Kingmaker" jest . I niesamowicie się cieszę, że Megadeth jest mniej popularny niż Metallica. Oba zespoły należą do Wielkiej Czwórki Thrash Metalu, ale - według mnie - Metallica jest słabsza, przedstawia sobą łagodniejszy typ tej muzyki i dlatego właśnie ma tylu fanów znających tylko "Nothink Else Matters", wielkimi fanami będących. Jest to zresztą bezpośrednia przyczyna tego, że przestałam doceniać ten zespół. I jest mi z tego powodu smutno, ale widząc dziewczęcia obnoszące się z koszulkami Metallici, które nie potrafią wymienić żadnej płyty prócz "Metallica" naprawdę odechciewa się... Wszystkiego. Oczywiście, w dalszym ciągu lubię ten zespół... Ale to już nie to samo co kiedyś. Megadeth jest mniej popularny, i sądzę że to ze względu na mocniejsze brzmienie i wokal. Ten Mustaine'a albo się kocha, albo nienawidzi. Poużalałam się nad Metallicą, to teraz mogę przejść do Megadeth. Będąc Metallici fanką (za ery dinozaurów jeszcze to było) przesłuchałam "Symphony of Detruction" z albumu "Countdown to Extinction" i stwierdziłam że nigdy nie będę tego słuchać i "szału nie ma, d*py nie urywa". Po kilku miesiącach mi się odmieniło. Po przesłuchaniu albumu "Youthanasia" zagłębiłam się w całą dyskografię i tak oto twierdzę że są od Metallici lepsi. Chociaż spór między Larsem Ulrichem a Dave'm Mustainem wygasł (Mustaine został wyrzucony z Metallicy za alkoholizm - cóż za hipokryzja ze strony pozostałych muzyków), te dwa zespoły są wciąż porównywane ze sobą (Moim skromnym zdaniem Megadeth wychodzi na tym polu lepiej. 14:11 albumów, a jakość lepsza). A Dave jest zarąbisty i ma długie włosy. Oprócz Megadeth wielbieni przeze mnie są też: - Alice Cooper - Black Sabbath (niezależnie od wokalisty - I Dio i Ozzy wymiatali) - Iron Maiden Bring your daughter... To the slaughter - Slayer - Nightwish (zależnie od wokalistki. Tarja była po prostu lepsza) - Metallica - Artillery - Heathen - Carnage - Kreator
-
- Spokojnie. Rozumiem. Każdemu z nas śnią się teraz koszmary... Albo po prostu pozostają w pamięci - powiedział pegaz łagodnie. Wziął swój koc i nakrył nim Saggitę.
-
- Dobrze, dobrze. Oczywiście, wierzę ci - Ignis zachichotał. Klacz na podłodze powoli rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym podjęła próbę stanięcia na nogach. Arrow w tym momencie nie wytrzymał. Wycelował łuk w głowę klaczy. Ta spojrzała na niego pełna przerażenia. - Oddaj Hammera, albo twoja towarzyszka już nie dostanie szansy ponownego zmartwychwstania.
-
Kozioł odpadł od ściany i upadł bezwładnie na podłogę. Nie powinien wstać, tak jak jego koledzy. Już nigdy. Midnight mógł teraz spokojnie odetchnąć... Co spowodowało spadek adrenaliny i nagły atak bólu w skrzydle wiszącym u boku. Nie mógł nim poruszyć. Chwilę później usłyszał kroki na korytarzu - pijany kozioł nieświadomy masakry w dyżurce właśnie wracał.
-
Florence spała jak zabita, a Violet siedział tuż obok, przyglądając się klaczy z troską i głaszcząc ją po grzywie. - Ciiicho - wyszeptał.
-
Zmora przesunęła się wgłąb lasu. Teraz mogła obserwować Wiolettę i Locę. Uwielbiała wręcz obserwować ludzi, a one - jak jej się zdawało - powinny być jeszcze bardziej ciekawymi obiektami. Usadowiła się więc na drzewie i patrzała.
-
Kozioł - w przeciwieństwie do pozostałych - nie zdążył krzyknąć, kiedy kopyto zdzieliło mu twarz. pozostałą czwórka w momencie wytrzeźwiała i spróbowała oponować atakowi Midnighta. Bron kolejnego z powalonych była za daleko od niego, a następny zbyt wolno zareagował, by mógł broni użyć. Został jeszcze jeden, i właśnie on wystrzelił z łuku trafiając Midnighta w skrzydło. Strzała zahaczyła o kość, a jej grot prawdopodobnie ją złamał.
-
- Wasz przyjaciel, podobnie jak kandydatka żyją. Gdyby byli martwi, na nic by mi się nie przydali. Widzisz... pułapki Veritasa nie są tak trudne jak by się wydawało. Muszą po prostu mieć w sobie żywą materię. Gdybym umarł w tej klatce, ta zniszczyłaby się razem ze mną. Tak, miałem do końca życia pozostać w więzieniu. To moja energia życiowa podtrzymywała klatkę dając jej istnienie. Tutaj było tak samo, tyle że łowca musiał oddać część energii i życia, aby Tristis mogła powstać.
-
- Fiury, żyj. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Chodź, wejdziemy do domu i porozmawiamy - powiedziała Twilight. Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi do jej domu. W środku panował porządek. Na ścianach drzewa była imponująca kolekcja ksiąg, ściśniętych ciasno na półkach.
-
Dokładnie tak. Policja poza tym nie może chyba bez żadnego powodu wytargać kogoś z domu wbrew jego woli... Ale co ja tam wiem.
-
- Dlaczego się odwadniasz? - zawróciła się Zmora do Loci. Przesunęła się kawałek i zdołała przecisnąć się w cieniu do innego drzewa. - Nie wiem, czym są. Ale może są źródłem pożywienia?
-
- Byłam mentorką tego dziecka, ale z własnej woli. Zmarła na zabiegu... Szkoda. Była jedną z niewielu ciekawych postaci - ciągnęła Nocturne.
-
(Chodzi o drewniane wilki. Nie oglądałaś My Little Pony?)
-
- Możecie już odejść - mruknął Ignis z przekąsem. Uśmiechnął się, ale nie poczynił nic w stosunku do łowców. Tymczasem klacz na podłodze poruszyła powieką i otwarła oko.
-
W środku siedziało pięciu. Jeden z nich siedział na resztkach szafki. Na stoliku pośrodku pokoju stały szklane butelki z zawartością, której Midnight mógł się spodziewać po stanie kozłów. Dwóch z nich siedziało na kanapie, jeden na fotelu, a jeszcze jeden na podłodze, zwijając się ze śmiechu.
-
- Celestia już wie. Możemy wezwać Discorda... Pana chaosu. Nie jest już zły. Kiedy poznał czym jest przyjaźń, zmienił się. Operuje potężnym rodzajem mocy. Będzie potrafił nam pomóc... A zasianie odrobiny chaosu będzie dla niego przyjemnością.
-
- Miała na imię Victoria. Słodkie stworzonko. W pewnym momencie przestała się mnie bać i brała mnie za przyjaciółkę... Jaka szkoda, że musiała zginąć. Brakuje mi jej.
-
- Jedenaście, Wampirzyco. Nie wiesz, że były jeszcze dwa inne? - zdumiała się Zmora. - Nie w umyśle jednego. W umyśle kilku. Byli zabawni. Ale naprawdę lubiłam tam jedną dziewczynkę... Była bardzo urocza. - Powiedziała.
-
- Psychicznie? To tak jak ja. Chociaż tych na których żerowałam nie mogłam już zniszczyć. Wiesz gdzie powstałam? - zapytała. Dotknęła ostrza kosy i przejechała po niej palcem.
-
- Nie słońce. Promienie słoneczne - zjawa uniosła rękę i wzniosła ją do promienia przebijającego się przez liście. Błekitny dym uniósł się z dłoni. Zmora cofnęła gwałtownie dłoń. - Żyję w nocy, która jest dla mnie osłoną. Jestem cieniem. Nie sprawdzałam, ale mam przypuszczenia że zniknę, jeśli wejdę w tej postaci do słońca.