-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Zimno - głos się powtórzył, bliżej Violetty i zachichotał. - Nie powinno mnie tu być? Och, nie bądźcie tacy okrutni! - Tym razem śmiech rozszedł się po polanie. intruza jednak nie było widać.
-
Ignis roześmiał się okrutnie. - To jest problem. Widzicie we mnie tylko potwora, dlatego się nim stałem. Nie sądzisz że i ja mam prawo do szczęścia? Twierdzisz że tacy jak ja nie mają zdolności zawierania normalnych kontaktów z innymi kucami.
-
- Twilight - zwróciła się Księżniczka Luna do klaczy. - Proszę, zostań na zewnątrz i na wszelki wypadek patrz czy ktoś niepożądany nie ma zamiaru złożyć nam wizyty. - Klacz spełniła prośbę. Drzwi zamknęły się za nią, a Luna ruszyła po schodach prowadzących na górę.
-
- Tak małe towarzystwo, a już kłótnia wśród nich. Drodzy państwo, tak nie można... - zabrzmiał szept, który rozszedł się echem po najbliższej okolicy. - Chyba, że zamierzacie urządzać walki... Chętnie popatrzę...
-
- Zastraszać? To nasza nowa zdobycz nas terroryzuje chcąc pokazać umiejętności. Nie można czegoś takiego tolerować, przykro mi. W każdym razie ja nie będę.
-
To ten. Wybieram zmorę (Kto by pomyślał) Imię: Nocturne Wygląd: Cień o falujących, długich włosach i żółtych oczach. W tej postaci widać tylko jej kontury, i szeroki uśmiech ukazujący ostre, trójkątne zęby (I oczy). Historia: Nocturne jest stworzeniem żywiącym się strachem (i nie tylko), to jedna z tych mieszkających pod łóżkami i w szafach, których obecność jest bardzo mocno wyczuwalna i jeszcze bardziej przerażająca. Narodziła się we śnie jednego z pacjentów szpitala psychiatrycznego. Tam też przybrała formę i funkcjonowała, aż do teraz.... Mistrzyni iluzji, potrafi zmieniać swoją postać i wnikać w umysły.
-
- Bo co zrobisz? To Tobie zależy na włączeniu się do stada, więc to tobie radzę zachować pokorę. Jest nas więcej - wysyczała czarna wilczyca.
-
Klacze wróciły na polanę zdyszane. - Nie powinny się tutaj dostać - powiedziała Florence. - Jakieś problemy? - zapytał Violet.
-
Wreszcie odezwała się Pinkie, przerywając niezręczną ciszę. - Hej Fiury, jak wyglądało w zamku?
-
Przed budynkiem - wbrew oczekiwaniom - znajdował się tylko jeden kozioł. Po interwencji Luny wróg wylądował związany w pobliskich zaroślach. - Potem się nim zajmiemy - wyszeptała. Twilight kiwnęła głową, gotowa do dalszego działania.
-
Przez całą drogę panowała dość napięta atmosera. Wszystkie klacze uśmiechały się i próbowały wprowadzać dobry nastrój, ale... Nie wychodziło to.
-
Na linii schodów pojawił się cień. - Ledwo wstałaś, a już urządzasz sobie spacery na kilka kilometrów. Bez zaproszenia. Ładnie to tak?
-
- Plan? - Ignis ze złością spojrzał na Somadę. - Sądziłaś że co zrobię? Wynajdę jakąś broń i napadnę na Canterlot żeby objąć władzę? Mógłbym zrobić to bez pomocy broni. Jestem wystarczająco silny i bez tego. Mam możliwość zmiażdżenia tej krainy. Doszczętnie. Miałem możliwość zabicia was, a nie zrobiłem tego. Opierasz się tylko o opowieściach cudownego, dobrego Veritasa. Widzsz tylko czarne i białe. Wierzysz we wszystko co ci powiedział.
-
- Chodźcie za mną - rozkazała Twilight. Luna zmieniła się w bezpostaciową, granatową mgłę. Fioletowa klacz prowadziła przez las, aż wyszła z niego, kierując się do piętrowego budynku.
-
- Tam - Kruk wskazał korytarz. na jego końcu były kamienne schody w dół.
-
Kopyto zapadło się w butwiejącym drewnie. Ponieważ było nisko, nic się nie stało. - Mówiłem? - odezwał się kruk.
-
Promień z rogu Ignisa zadrżał, a misa zapaliła się i zniknęła. Ignis roześmiał się. - Idealnie. Dokładnie tak... Jeszcze tylko chwila... - powiedział. A jednak, nic się nie stało. Zupełnie nic. Alicorna opuścił dobry humor. - Co mogło pójść nie tak...? - zapytał z rozczarowaniem w głosie. Hammer i Arrow spojrzeli na siebie zdziwieni.
-
- Hej... Co...? - chciała zapytać Applejack, ale Twiligt jej przerwała. - Opowiem Ci w drodze. Wracamy.
-
- Nie hadziłbym - zaskrzeczał i podleciał, po czym wylądował na jednym ze stopni. Schody skrzypnęły ostrzegawczo, jakby zaraz miały się zawalić.
-
Ignis skierował róg w misę i strzelił błękitnym promieniem. Płyta sarkofagu drgnęła lekko. Na twarzy alicorna zagościł szeroki uśmiech.
-
W środku panował półmrok. Podwórko prowadziło do drewnianych drzwi. Za nimi był korytarz i schody. Schody wyglądały na dość mocno zużyte. Kruk milczał.
-
So as you read this know my friends, i'd love to stay with you all. Please smile when you think of me, my body's gone that's all.
-
So as you read this know my friends, i'd love to stay with you all. Please smile when you think of me, my body's gone that's all...
-
- Domy, jeśli się nie mylę, służą do tego by w nich phrzebywać... Chyba że się mylę. Powinnaś na mój gust tam wejść. Możliwe że będzie zajęty... Możliwe. Ostatnio brakuje mu jakiegokolwiek towarzystwa. Ophócz mojego. - Nastroszył piórka.
-
Po kilku minutach biegu oczom Ruffian ukazał się dworek zbudowany z kamieni i porośnięty bluszczem. Wyglądał na stary, choć nie opuszczony - nie było widać zniszczeń. Dworek wydawał się być mrocznym.