Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Jaskinia była rozświetlona pochodniami o błękitnych i zielonych płomieniach. Kryształy powbijane w ściany groty dawały blade światło, w którym widać było mech na podłożu. Temperatura stopniowo obniżała się a podmieńce szły. Korytarze poukładane były regularnie, jakby ktoś jaskinię zaplanował.

  2. - Ruszyć się stąd i zrobić to, co nam kazano. Po to tu jesteśmy, nie po to, żeby użyźniać ziemię - powiedział. - Zbierać się, niedługo ruszamy - krzyknął do okopu i odwrócił się, zostawiając Rocketa samego z krukiem i jednym żołnierzem.

    - Buc - mruknął pegaz i odszedł w swoją stronę.

  3. - Strażnikami światła. Dbają o to, żeby nic takiego jak ja nie wydostało się na światło dzienne, żeby potem móc je usunąć w ciszy i bez zbędnych fajerwerków. Uważają, że jestem niebezpieczny. Mają rację - wyszczerzył się w drapieżnym uśmiechu.

  4. Klacz spanikowana wbiegła do domku i ostrożnie ułożyła pegaza na jednym z koców, po czym wzięła ścierkę i przemyła mu nią twarz. Wyrzuciła całą zawartość torby i zaczęła przemywać jego rany, opatrując je w następnej kolejności. Po kilku minutach kuc był opatrzony, choć wciąż nieprzytomny. Mimo to jego oddech ustabilizował się.

  5. Księżniczka Luna uderzyła skrzydłami i spłynęła ze skały w dół, by lecieć możliwie jak najniżej i najbliżej drzew. Po kilku minutach wyczerpującego lotu ujrzeli Canterlot. Z daleka, oczywiście, wyglądał zupełnie normalnie. Wewnątrz wszytko było inne. Gdy miasto stało się jedynie niewielkim punktem z górskim tłem, Księżniczka podleciała bliżej Midnighta.

    - Muszę na chwilę wylądować, ciężko mi się lata. Wolałabym zrobić to z własnej woli, niż spaść i połamać się jeszcze bardziej...

  6. - Ciekawe, kto będzie cały ten syf kruszył - mruknął jednorożec o granatowym futrze, opierający się o swój karabin.

    - Nienajgorszy pomysł, ale niedopracowany - rzekł generał ignorując jednorożca - po pierwsze rozkazano nam wesprzeć siły główne. Po drugie, takie kopanie zabiera za dużo czasu i energii, a  nawet gryfy nie nabiorą się na coś takiego. Są tu dłużej niż my i podejrzewam że zdają sobie sprawę ze stanu gruntu, żołnierzu - rzucił.

  7. Szwendacz szamotał się, nie udaremniając wysiłków dążących do zdobycia obiadu. Pchnięty w przepaść, kilka razy odbił się od ściany, by w końcu wylądować w rzece. Trup, mimo iż połamany, wciąż próbował się ruszać. Nurt rzeki porwał go i poobijał o skały, wyłamując głowę z karku. Wtedy też najprawdopodobniej przestał być szkodliwy. Jeden z głowy. Jeden z gromadki liczącej najprawdopodobniej kilkuset członków, mających zamiar rozerwać gardło wszytkiemu, co ma puls.

  8. - Zamknij się - rzucił jeden z porywaczy od niechcenia. Spętał kopyta Fiury'ego tak, by mógł chodzić, ale nie biegać i zdjął worek. Stali na wielkiej, gładkiej półce skalnej z wejściem do groty. Przed nimi rozciągało się pasmo gór, a horyzont niknął we mgle. Źrebak ujrzał swoją towarzyszkę, spentaną w ten sam sposób. Meekness próbowała przełykać łzy, bez wyraźnych efektów.

  9. - Spójrz na las. Tak, bardzo dobrze. Zuch chłopak. A teraz spójrz na okop. Widzisz, tak? Świetnie. To z pewnością zobaczyłeś też odległość między tym, a tamtym - wskazał las. - Jak, powiedz mi, jak chcesz skruszyć tyle ziemi nie wzbudzając podejrzeń gryfiarzy? I dlaczego do cholery wpadłeś na ten jakże genialny pomysł po konsultacji z tym czarnym? - teraz wskazał na kruka. Ptak nastroszył piórka i wydawał się urażony uwagą generała.

  10. - Myślę, że... - urwała - mam nadzieję że wszystko będzie dobrze. Dziękuję ci bardzo, poradzę sobie - powiedziała i wyszła z pomieszczenia zostawiając Somadę z przemyśleniami i pewnym nieokreślonym bliżej lękiem. Sam strach chyba nawet nie wiedział, co o sobie myśleć. Napewno nie w tej sytuacji, gdy trzeba było się skupić, wobec tego postarał się jak najbardziej utrudnić Somadzie myślenie.

  11. Kruk ku zdziwieniu widowni, która mierzyła do niego z karabinów, usiadł na grzbiecie Rocketa i przybliżył dziób do jego ucha.

    - Żyje. Ale nie wiem, jak chcesz go stamtąd wyciągnąć... Phrzecież jest w lesie, poza zasięgiem. Co zhobisz? - zapytał. Rozejrzał się po zdziwionych twarzach żołnierzy i zakraczał dla niepoznaki.

  12. - Krzycz, krzycz. Nie ussłysszą cię ani przyjaciółeczki, ani tatuśśś... - Odezwał się zachrypnięty, jakby rozdwojony głos. Podmieniec. Stworzenie z koszmarów Fiury'ego. eden z tych, którzy zniszczyli jego przeszłość, zamazali szczęśliwy rozdział i śnili się po nocach. Gdzie mogą go nieść? Co zamierzają z nim zrobić i czemu  został porwany? Poza tym... Co ma z nimi wspólnego Meekness?

  13. - W takim razie oboje mamy nadzieję się nie zawieść naszymi skrzydłami... Lata mi się coraz gorzej. Najbliższą wioską jest Ponyville, mam nadzieję że oboje dotrzemy tam w jednym kawałku - powiedziała. Rozprostowała skrzydła. Nie były w najlepszym stanie. Zdekompletowane upierzenie i kilka piór zlepionych zakrzepłą krwią. Luna poczekała na Midnighta przed decyzją o rozpoczęciu lotu.

×
×
  • Utwórz nowe...