-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Biegniemy! Szybko! Do skał! - Krzyknęła i zerwała się na równe nogi z paniką w oczach. Jakimś cudem torby wciąż były na miejscu. Obie pobiegły więc do lasu. Potem Florence zaczęła kluczyć między skałami. Zatrzymała się za jedną z nich, dysząc ciężko.
-
- Bardzo dbasz o towarzyszkę. Kieruje tobą tylko chęć zdobycia zaufania i pomoc w powrocie do łask i chwały, czy może coś głębszego? - Zmrużył oczy i przekrzywił głowę, szczerząc zęby. - Moja psychika zaś... Cóż. Kilka odpowiednich szkoleń i dałbym radę z torturami. Silnym trzeba się urodzić. To już zapewne wiesz na własnym przykładzie. Ciężko jest być słabym... - dodał.
-
Deski zaskrzypiały pod ciężarem Rocketa. Z tej pozycji świetnie widział granicę lasu i okoliczne stepy. W pewnym momencie zauważył ruch w zaroślach, kątem oka.
-
Jej głowa obróciła się w stronę Somady. Oczy Twirael były mętne. Otwierała usta, żeby prawdopodobnie znów zacząć bełkotać, gdy oczy zalśniły. Zmrużyła je i spojrzała na Somadę.
- Coś się stało? - zapytała.
-
Tym razem na ngach nie było jeszcze nikogo. Nawet Meekness chrapała po cichu, w przeciwieństwie do pomrukującej pantery, przebierającej łapami w śnie.
-
- Bardzo chętnie posłucham. Zacznij - powiedział. Wstał i oparł kopyto o kamień. Kopyto, które rzekomo bolało go niemiłosiernie. Teraz przestał już nawet udawać, jeśli poprzednio faktycznie nie odczuwał bólu. W tym momencie tylko zbroja przypominała o niedawno pełnionej funkcji, bo strażnik nigdy nie pozwoliłby sobie na tak bezczelny uśmiech.
-
Oto pierwsza runda dobiegła końca! Wygrywa... (Tam taram taram...) Daniel_ ! Jego post bardzo logicznie i spójnie tłumaczył znaczenie cylindra w snach. Gratulacje dla zwycięzcy, oklaski się należą!
Czas na rundę drugą.
Jak wytłumaczylibyście pojawienie się drzewa w snach?
-
- Dobranoc - powiedziała. Tym razem Fiury'emu nie przyśnił się żaden ważny sen. Nic nie pamiętał i spał bardzo twardo. W końcu jednak nadszedł świt, powoli ogrzewający las promieniami słonecznymi.
-
- A ty zbyt mało adekwatnie jak na kogoś, kto był przeciwko Equestrii. Wylazłeś z kamienia i co? Zmiana stron? Znowu? To wygląda zbyt różowo. Aż dziwne że i Luna dała się nabrać. Mam pewne podejrzenia co do twoich planów - powiedział, szczerząc się głupio.
-
- Tak. Właśnie tak. Ale nie martw się. W końcu nadejdzie świt - mruknął mało entuzjastycznie kuc schodzący z warty.
-
- Przyjaciółką? Naprawdę? Tak! Chcę być twoją przyjaciółką! - Powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała radość.
-
Dziemkujem
***
Teraz wpatrywała się w kryształową kulę w niewielkiej fontannie. Mrugała bardzo szybko i nieregularnie. Jej oczy świeciły.
-
Sen skończył się równie szybko, jak przyszedł. Pobudka nie była szczególnie przyjemna. W nocy pan Morfeusz wcisnął Rocketowi pod powieki piasek. A może nie piasek? Może gruboziarnistą sól? Tak, to z pewnością była sól. Dodatkową atrakcją było zimno.
-
- Nie wiem. Od początku dziwnie się zachowujesz. Ciągle mnie obserwujesz. To zabawne. Sądzisz, że skoro Luna jest po twojej stronie, to wszyscy będą. Ale rzecz w tym, że wszyscy pamiętają kim jesteś. Zdrajcą. Upadłym. Podręcznikowym przykładem słabej woli i nieodporności na manipulację. - Ostatnie zdanie zostało niemalże wysyczane przez pegaza.
-
- Nie oceniali mnie po rodzinie. Moja siostra była bardzo lubiana przez nich. A ja byłam do niczego. Zawsze. Chociaż bardzo się starałam. - Powiedziała i położyła głowę na prowizoryczną poduszkę.
-
- Co mogłabym ci zabrać, skoro nic nie masz? - zapytała. Uśmiech spełzł z jej twarzy.
-
Kiedy już wszystko było zabrane, wyszły po cichu ze sklepu i przeskoczyły przez płot. Znalazły się na niewielkim pastwisku i pobiegły w kierunku sadu. W pewnym momencie Florence upadła.
- Sag! - Krzyknęła. Coś tarzczyło ją po ziemi.
-
- Jasne, głuptaku. Wiesz... Budzisz we mnie sympatię. Naphawdę. Będę niedaleko. Gdybyś czhegoś potrzebował, będę w pobliżu - Zakraczał na pożeganie i odleciał w kierunku drzew.
-
Ten po chwili obudził się. Zupełnie tak, jakby czuł na sobie wzrok Midnighta. Księżniczka Luna zniknęła.
- Co? - zapytał. Sprawiał wrażenie, jakby zapomniał że jest strażnikiem. Pozwalał sobie na zbyt dużą swobodę.
-
Somada zostawiła więc Twirael samą w komnacie. Zapewne i tak niczego nie nabroi. Po napiciu się wdy z dzbanka stojącego na biurku, zdała sobie sprawę, że musi zobaczyć się z bratem Veritasa.
-
- Bahdzo chętnie. Tutaj masz kahtkę. Twoja żona o to zadbała i mówiła, że czeka na odzew. Dała też ołówek. - Dodał. Rocket rozłożył list.
Drogi Rockecie,
List - za pomocą skrzydlatego przyjaciela - doszedł niesamowicie szybko. Wierzę, że nic Ci się nie stanie. Dziecko ma się bardzo dobrze. Za kilka tygodni powinno wybrać się na świat. Będziemy wychowywać je razem, Ty i ja. Zdaję sobie sprawę, że wiesz, że masz tu po co wracać. Kiedy to wszystko się skończy, będę czekała na Twój powrót z niecierpliwością. Póki co, mam jednak nadzieję, że zarówno Ty jak i Twoi towarzysze wrócicie w jednym kawałku. Będziemy szczęśliwi.
Kocham Cię, Lucky.
-
- Nie. Moja siostra po przeprowadzce przestała się do mnie odzywać. Zostałam popychadłem. Nie tylko dla siostry. Wszyscy się na mnie uwzięli.
-
- Moi rodzice... Zniknęli pewego dnia. Padało i była burza. Wyszli z domu, pożegnawszy się ze mną i moją siostrą. Mieli wrócić wieczorem. Nie wrócili. przyszła do naszego domu sąsiadka i spędziła z nami kolejne kilka dni, opiekując się. Potem... Przeprowadzono nas do rodziny na wsi. I odtąd przestało być miło.
-
- Ja jestem whszędzie. I whszędzie mam oczy - zmrużył jedno z nich, wgapiające się w kuca. - Dlaczego pytasz, dhogi panie? - W trakcie zadawania pytania dziobem zdjął sobie z łapy niewielki woreczek, i wyjął z niego kartkę złożoną kilkakrotnie.
[Grimdark] The Walking Dead: Śmierć to dopiero początek...
w Archiwum RPG
Napisano
- Uważaj żeby nie stracić swoich. Zwłaszcza przy hordzie, krążacej po okolicy. Biedne, nie potrafią znaleźć się w lesie i tak to się kończy... Och, nie omijając Szaleńców. Oni są gorsi od zombie... Ale jeśli chcesz bardzo ich poznać... Nie ma przeszkód. Jakby coś, idż na południe. Stamtąd przyszedłeś. - Klacz odwróciła się i znikła w krzewach.