-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Nie. Że przestał ją podtrzymywać. Więzienie wysysa z niego moc i dotychczas tylko dzięki innym zaklęciom ją zatrzymywał. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Zobaczymy z czasem - odpowiedział.
-
- Nie strzelaj, idioto! - doleciało z krzaków. Podrapana klacz ziemna z mordem w oczach wyłoniła się z zarośli. Była podrapana i wyraźnie zła.
- Mało ci celów dookoła? Szwendacze to za mało? - syknęła.
-
Kiedy Rocket już ułożył się do snu, coś brutalnie i bez cienia delikatości wylądowało na jego grzbiecie, drapiąc go pazurami.
-
- Ciiicho. Zaraz wszystko sobie wyjaśnimy. - Ominął Ruffian i rzucił się na oniemiałych wrogów. Ci próbowali strzelać w niego różnego rodzaju pułapkami, nadaremno. Jeden z nich, biały jednorożec, upadł po oberwaniu czerwonym promieniem, który wystrzelony został przez czarnego pegaza... A może alicorna?
-
- Dlatego też nie odpuszczam z pilnowaniem go. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Wiem tylko, że wyraźnie osłabł. Jakby więkza część jego mocy go opuściła. Pierwszy raz dzieje się coś takiego - spojrzał znów na Twirael.
-
- Gdzie chcesz spać? W którym namiocie? - zapytała się Twilight i spojrzała porozumiewawczo na Fiury'ego.
-
Pegaz syknął. Sprawiało mu to ból, albo tak dobrze udawał. Ślady po więzach wydawały się być prawdziwymi. Strażnik obserwował Midnighta uważnie, w przeciwieństwie do Luny, która mierzyła spojrzeniem ich obu, oczywiście nie równocześnie.
-
- Nie ruszaj się... - Dotarło do jej uszu. Czarny kształ ostatecznie zmaterializował się w czarnego ogiera ze skrzydłami, jednak wciąż nie było widać jego konturów, tylko czerwone, jarzące się oczy i ostro zakończone zęby w szerokim, drapieżnym uśmiechu.
-
(A i owszem. Miło mi, że komuś się podoba)
- Chodźmy więc - zarządziła. Podniosła torbę i ruszyła ku wyjściu. Drzwi prowadziły w ciasną uliczkę. Klacz przemknęła się za następny budynek, co chwilę patrząc się na Saggitę. Przechodząc natknęła się na unieszkodliwionego szwendacza. Wskoczyła przez okno do jednego z budynków.
-
- Oczywiście, możesz pójść z nami. Jeśli chcesz. Nie mogłybyśmy zostawić cię w tym strasznym, zimnym, wilgotnym, brudnym lesie! - Oburzyła się Rarity.
-
- Spójrz tylko - zwrócił się do uczennicy, wskazując na ciało Twirael. - Jeszcze jakiś czas temu tylko kiwała się. Teraz zaczyna mówić. Na razie jest to bełkot, ale jest on dobrym znakiem. Dusza wraca z wędrówki i ponownie zajmie ciało. Och, i jest druga sprawa. Opór mojego brata w zamknięciu wyraźnie zelżał. To też dobrze - powiedział.
-
- Ty - generał wskazał na kuca o brunatnej sierści - Będziesz pierwszy. Spotkał cię zaszczyt, żołnierzu. Drugi będziesz ty... - zaczął ustalać kolejność. Po chwili zwrócił się do Rocketa.
- Będziesz piąty i ostatni - powiedział. Pierwszy wartownik z niechęcią wszedł na rozwalające się, drewniane podwyższenie i wychylając lekko łeb zaczął obserwować.
-
- Powyżej kopyt, związywali nogi razem. - Pokazał otarcia w miejscu w którym wcześniej zapewne była lina krępująca pegaza. Luna spojrzała niepewnie na rzekome dowody, a potem na Midnighta, pytająco.
-
Pegaz spojrzał niewinnie i z odrobiną lęku na Midnighta.
- Pełniłem wartę za dnia. Kiedy kozły zaatakowały, byłem w ogrodach Canterlockich. Wasza Wysokość zapewne wie, że zawsze jest w nich kilkunastu strażników, bo jest to obszar rozległy. Znajdowałem się przy fontannach, kiedy przyszli. Ogłuszyli mnie i drugiego. Obudziłem się pod pałacem. Byłem związany. Większość strażników była martwa, a garstka pozostałych przy życiu miała być poddana egzekucji, na oczach jednej z Księżniczek. Zapewne chodziło o ciebie, Pani. Zostałem ponownie ogłuszony i obudziłem się tutaj - zakończył.
-
- Poczekamy tutaj do jutra. Niedługo nadejdzie czas na zmierzch. Czy masz jakieś inne zamiary? - zapytała. Midnight katem oka zauważył, że strażnik próbuje przysłuchać się rozmowie. Luna zmrużyła oczy.
-
Pułapki oczywiście były puste. Hammer i Arrow poszli dalej montować lustra, W pewne chwili Veritas przekazał sygnał telepatyczny, by Somada zaszczyciła go swoją obecnością.
-
- Uciekłam z tego miejsca, gdzie mieszkałam. Ale to nie by dom. Musiałam uciec. A teraz... - przerwała, bo kolejne łzy poleciały z jej zaczerwienionych oczu. - Teraz nie wiem, gdzie mam iść i co mam robić. - dokończyła.
-
Schody ciągnęły się, aż dotarły centralnie przed wrota wejściowe do kryjówki. Arrow uśmiechnął się triumfalnie.
-
Florence zaczęła upychać w torbie rżnego rodzaju buteleczki, słoiki i płócienne worki z suszonymi ziołami. Kiedy już torba była pełna wszystkiego, klacz jednorożca uśmiechnęła się do towarzyszki.
- W porządku? jeśli tak, ruszajmy dalej. - Spojrzała na drzwi, na któe napierały trupy. - Spokojnie. Nie wychodzimy tamtędy. Wyjdziemy tyłem. - Powiedziała i spojrzała na drzwi za ladą.
-
- Nie mam domu. Dziękuję - powiedziała do Applejack i ruszyła do ogniska.
- Drobiazg, złotko - mrugnęła pomarańczowa klacz i ruszyła za nią.
-
Arrow z wyrzutem spojrzał na klacz, ale się nie odezwał. W końcu cała trójka zdecydowała się pokonać rzekę i ruszyć drugą stroną. Po jakimś czasie pojawiły się schody wykute w skale, prowadzące w górę.
-
A i trasa się ciągnęła. Po około godzinie marszu generał zatrzymał się.
- Koniec tego dobrego. Zarządzam postój. Tutaj grunt jest mniej więcej taki, żeby się nie utopić. Rozłóżcie się gdzieś i zaraz zorganizujemy wartę - powiedział.
-
Kilka szwendaczy zwróciło się w ich stronę i nie zważając na nic innego, ruszyły za nimi. W tym momencie Florence wbiegła do apteki, czekając na towarzyszkę. Kiedy i Saggita znalazła się w środku, zatrzasnęła drzwi.
- Ja biorę leki, ty spakujesz jedzenie. Ale to później. Jeśli znasz się na lekarstwach, pakuj do tej torby nabardziej potrzebne rzeczy, dobrze? - zapytała ostrożnie.
-
- Zgubiłam się. Nie wiem, jak długo jestem w lesie. Proszę, weźcie mnie ze sobą! - Krzyknęła i znów się rozpłakała. Rainbow Dash miała niewyraźną minę. W jednej chwili przyjaciółki zerwały się z miejsc. Applejack wzięła jeden z kocy i okryła nim nowo przybyłą. Rainbow wzięła jabłko i podała jej, a reszta krzątała się, przygotowując jeszcze inne rzeczy.
Equestria: W poszukiwaniu azylu
w Archiwum RPG
Napisano
Klacz pokiwała głową i zaczęła jeść jabłko. Pantera wciąż powarkiwała lekko i odsuwała się od niej.