-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- No raczej że zimna, gościu. W końcu to woda ze strumienia. Czego się spodziewałeś? - zapytała Rainbow przez śmiech.
-
- Tak, tak. Miło mi cię poznać. Zapewne owca zaraz uświadomi cię o mojej chorobie, i o tym że nadaję się tylko do grobu. Chociaż, w istocie już jestem martwa. Nie szkodzi. Na imię mi Dearme. - Powiedziała klacz niedbale.
-
- Spokojna głowa. Nic się nikomu nie stanie. Nikomu stąd. - Rzekł Arrow i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili słyszeć można było upadek i towarzyszące mu przekleństwo. Pegaz musiał potknąć się o jakiś kamień.
-
Woda była tak zimna, że przy wpadnięci do niej tysiące małych igieł wbiły się w ciało Fiury'ego.
-
Wszyscy byli ubabrani błotem i nie ruszali się, ale żyli. Tylko wytrzeszczone oczy świadczyły o ich stanie. Kule przeciwników nie mknęły już przez powietrze. Zginął tylko Steel. Ale wróg mógł o sobie przypomnieć w każdej chwili. Jedyną drogę stanowiły okopy.
-
- To był mój brat przyrodni. Pegaz. Nazywał się Violet. Nieczęsto przebywał w mieście. Posłuchaj... Jeszcze dzisiaj zamierzam wybrać się do miasta. Muszę uzupełnić zapasy. Nie obrażę się, jeśli nie będziesz chciała iść ze mną. Ale w takim wypadku nie ruszaj się stąd. Nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało. - Florence z nadzieją w oczach spojrzała na Saggitę.
-
- Dobry wybór. - Powiedział jeden z kucy. Zawiązał jej na szyi magiczną wiązkę. - To dla bezpieczeństwa. - Wyjaśnił. Pozostali pozbierali nieprzytomnego towarzysza.
-
- Możesz. Ale bez nekromancji. - Powiedziała. Rarity z nieszczęśliwą miną stała pod drzewem, podczas gdy Applejack dołączyła do zabawy. Podobnie jak Fluttershy, która zdecydowała się na kontakt z wodą po chwili wahania.
-
- Strażnikami. Walczymy o bezpieczeństwo w Equestrii. Nieoficjalnie. Zwalczamy zagrożenia. Choć z nami. Nic ci się nie stanie, wrócisz bezpiecznie do domu. - Powiedzieli. Podeszli bliżej. Ostrożnie, z wahaniem.
-
- Poczekaj. Zaraz przyniosę. - Pegaz znikł w ciemności wypełniającej korytarz. - Nie powinnaś tego robić. Może nie wrócić w jednym kawałku. - Powiedział Hammer po chwili namysłu. Arrow z radością wrócił z torbą w zębach.
-
Coś czarnego przesunęło się we mgle. Jednorożec też to dostrzegł i wypowiedział zaklęcie, znane tylko sobie. Tuż za nim zmaterializowały się dwa kuce w czarnych kapturach, zakrywających twarze. Wymienili między sobą kilka słów, po czym spojrzeli na klacz leżącą na ziemi. Powoli zaczęli się zbliżać. - Nic ci nie zrobimy. Wyleczymy twoją nogę... Nic ci się nie stanie. Tylko współpracuj! - wypowiedział jeden z nich.
-
Kozły, dotąd przekonane o swojej sile i zamroczone zwycięstwem, nie spodziewały się ujrzeć ogromnego pegaza, który by na nie szarżował. W mgnieniu oka ich odwaga i duma wyparowały. Puściły rannego strażnika i rzuciły się tchórzliwie do ucieczki, albo w celu wezwania posiłków. Te dwa były mądrzejsze, niż kozły leżące w sali.
-
[Uniwersytet Canterlocki] Klasa Księżniczki Luny.
Arcybiskup z Canterbury odpisał na temat w Dawne Dzieje
Było to bardzo dawno temu. Nie było jeszcze ani ludzi, ani kucyków. Ziemia i księżyc w tym czasie byli jeszcze sobie obcy. Nieboskłon był młody, a jego barwy były jaskrawe. Blask każdej z gwiazd lśnił jasno i widocznie, nie był przytłumiony. W tym czasie miały właśnie miejsce zdarzenia, o których opowiem. Erydan - gwiezdna rzeka prowadziła do morza, które nie ma dziś nazwy. Gwiazdy przez setki lat odsunęły się od siebie, dołączając do innych konstelacji. To właśnie nad nim mieszkała Panna - dziewczę o bujnych, lśniących włosach, idealnej sylwetce i przepięknej, olśniewającej urodzie. Pewnego dnia dostrzegł ją Wodnik - wysoka postać o szarej skórze, zamieszkująca morskie głębiny. Wodnik był bardzo nieszczęśliwy. Od wielu lat cierpiał samotność. W wodach za towarzyszy miał tylko Ryby i Raka, które za zbyt rozmowne i towarzyskie nie uchodziły. Od tej pory Wodnik co rano siadywał na przybrzeżnej skale i czekał na spotkanie. Czas zajmował sobie grając na instrumencie skonstruowanym własnoręcznie. Aż w końcu pojawiła się. Zaciekawiona muzyką przyszła do Wodnika. Pierwszy raz słyszała coś tak pięknego. Odtąd spotykali się, a uczucie między nimi rosło. Nie była to jednak spełniona miłość. Wodnik bowiem, będąc Wodnikiem, musiał pozostać w wodzie, a Panna musiała zostać Panną. Żaden ze Znaków nie miał jednakże przeciwwskazań. Żaden, prócz Wężownika. Pałał on nienawiścią do obojgu. Był po prostu zły i zawistny. Dlatego też nasłał na parę strażników - węże. Dwójka z gadów pojmała Wodnika i uwięziła w głębinach. Nie mógł wydostać się spod spojrzenia zimnych, bezlitosnych wężowych oczu. Pozostałe dwa pilnowały odtąd, by Panna nie zbliżyła się do głębin. Wężownik za ten czyn został ukarany wygnaniem z Zodiaku. Po dziś dzień kochankowie mogą tylko spoglądać na siebie tęsknym wzrokiem, nienawidząc bariery która ich dzieli. Ale kiedyś... W dalekiej przyszłości znów się spotkają. Znów zaznają szczęścia. I nikt, ani nic nie będzie mogło im przeszkodzić. -
Zrobił tak, jak zamierzał. Rzucił się na ziemię tuż obok Steela. Kuc był martwy. Jego twarz wyrażała pośmiertne, bezgraniczne zdziwienie. Strzały tymczasem ucichły.
-
- Uuuch, Rainbow Dash! Natychmiast przestań! Zniszczysz mi grzywę! - Krzyknęła Rarity, odsuwając się tak daleko, jak to tylko było możliwe. - Łiiiiiiii! - Pinkie Pie natomiast była zachwycona i wskoczyła do wody, opryskując Rainbow Dash.
-
- Nie. Zrób coś, co pozwoli go pojmać, ale żeby był cały czas przytomny. Ja i Hammer zorganizujemy coś z lustrami, żeby móc obserwować. - Zarządził Arrow. Widać było, że jest z siebie dumny.
-
Zza drzwi wyszły dwa kozły, ciągnąc za sobą strażnika - pegaza. Zatrzymały się, zdziwione obecnością Luny i Midnighta. Szybko jednak doszły do siebie, porzuciły kuca i pobiegły do nich, najprawdopodobniej w celach przeciwnych pokojowym.
-
W pewnym momencie drogę przeciął dość szeroki strumień o lodowatej wodzie. Rainbow Dash w mgnieniu oka wskoczyła do niego i ochlapała Rarity, pieczętując wszystko śmiechem.
-
- Genialne. Przy każdej próbie wyjścia lub wejścia będę dostawał prądem. - Rzucił Arrow sarkastycznie. - Lepiej byłoby załatwić coś, co nie unieszkodliwi intruza, zanim nie poznamy jego zamiarów. - Odezwał się Hammer.
-
O jego życie i życie kompanów. W końcu prowizoryczna drabina i sposób na ucieczkę z pułapki była gotowa - zapewne przy samym wejściu na nią zarobi tyle zadrapań, jak nigdy wcześniej. Największy problem jednak polegał na tym, żeby wyjść na tyle ostrożne, aby nie zarobić kulki.
-
- Bohaterski czyn, który dał innym pretekst do nazywania cię zdrajcą. Dostosować się będzie ci tak samo trudno, jak mnie. Albo nawet bardziej. Skoro jednak jesteś tutaj i chcesz odkupić winy, należałoby coś zrobić. - Dodała. Na końcu korytarza słychać było stukot kopyt o posadzkę. Ktoś się zbliżał.
-
Po kilku minutach wszyscy byli gotowi do drogi, i podróż została wznowiona. Całe Mane 6 było w doskonałych nastrojach.
-
- Ma puste oczy. Coś jej zabrano. To jest tylko ciało. Żywe, to prawda... Ale jednak ciało. Niepokoi mnie to, że ktoś zdołał się tu wedrzeć. - Dokończył, po czym uniósł pegazicę magią. - Spróbuję coś poradzić na ten stan rzeczy, a wy umocnijcie zabezpieczenia. - Powiedział Veritas i oddalił się.
-
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nawet Celestia się zmieniła. - Jej wzrok również spoczął na kozłach, które z zapałem zabrały się za tratowanie krzaków i jednoczesne jedzenie ich. - A jednak ciekawi mnie, jak brzmiałoby twoje wyjaśnienie. - Dodała.
-
Tymczasem strzały nie ustawały, podobnie jak krzyki towarzyszy. Drut, mimo iż zardzewiały i zdekompletowany, wciąż był ostry i trzeba było uważać, żeby nie zranić się w kopyto.