-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Ja wiem... Może po prostu został tu po przejściu hordy? Pewnie biedaczek nie wyrobił, i... został tutaj. Myślę, że jest pozostałości... - urwała, bo oto zza gęsto rosnących krzewów wyłonił się następny, powoli kuśtykający w ich stronę. Jego skóra złuszczała się i odpadała płatami. Jedno kopyto wlokło się bezwładnie za nim. - Dobra, spadamy - rzuciła klacz, założyła szybko plecak, chwyciła katanę i w niepokoju poczekała na odpowiedź Darkness'a.
-
Noc minęła spokojnie i bez zagrożeń. Wczesnym rankiem obudził się Hammer i zbudził grupę. Musieli teraz znaleźć tylko dobrze ukrytą ścieżkę, prowadzącą przez przełęcz.
-
Obudził ją dziwny, nienaturalny dźwięk. Cała dolna część pokoju pochłonięta była przez czarną mgłę, mieniącą się w świetle księżyca. Przed oknem stał kuc z szeroko rozłożonymi, wielkimi skrzydłami. Biała grzywa powiewała na wietrze. Słychać było cichy szelest piór. Oczy świeciły w ciemności na czerwono. Przypatrywał się jednemu punktowi, gdzieś w oddali.
-
- Tylko nie we mnie. Jak trafisz we mnie, to ci oddam. Choćbym była w innym stanie. - krzyknęła Wind i położyła się na ziemi. Zza drzewa usłyszała cichy warkot. Wstała, wzięła katanę i z bojowym wyrazem twarzy wychyliła głowę. Przed nią leżał szwendacz, który nie był w stanie nawet się czołgać. Kończyny były obgryzione do kości, a i z głowy niewiele zostało. Nie wzbudzał strachu. Wzbudzał litość. Wind przyjrzała się mu dokładnie. - Smutne jest to, co cię spotkało - wyszeptała. Podniosła katanę i spojrzała na nią, po czym jeszcze raz spojrzała na szwendacza i wbiła mu w głowę broń.
-
- Tak. Zdecydowanie jest to dobry pomysł. Zresztą, i tak nie wiemy ile będziemy musieli iść. - stwierdziła. Zdjęła plecak i odeszła kawałek od ścieżki, żeby usiąść.
-
- Mhm... Cóż... Dałbyś radę nas tam doprowadzić? Podmieńce wciąż są dla Equestrii zagrożeniem. Musimy to sprawdzić.
-
- A kto dał nam zadanie? Veritas. Nie wiemy, dlaczego mieliśmy zabić tego gnojka. Veritas po prostu nas mógł sprawdzać.
-
- Dziękuję bardzo - powiedział i położył się. Ruffian także poczuła senność.
-
Po kilku godzinach męczącego marszu ukazała im się przełęcz między dwoma szczytami. Za kucykami rozciągała się Equestria. Z tej odległości i wysokości wyglądała całkiem tak, jakby była normalna.
-
- Hej, Fiury. Dobrze że zdecydowałeś się przyjść. Powiedz nam, proszę, gdzie znajduje się farma na której mieszkałeś? - zapytała Twilight.
-
- A może nie było błędu? Co jeśli to był sprawdzian? Wiesz, czy sobie poradzimy. Nie popełniliśmy błędu. Musieli wiedzieć, że tam będziemy - snuł teorie spiskowe pegaz.
-
- W porządku więc. Niech tak będzie. - powiedziała. Luna tymczasem sprowadziła księżyc na nieboskłon.
-
- Jak drania dopadnę to z pewnością nie będzie żyć. A szwendacz zwykle rzuca się na nogi. Nie pod nogi. - zakończyła. Ścieżka pięła się coraz wyżej i była coraz bardziej stroma. Drzewa rosły coraz rzadziej i ustępowały miejsca krzewom.
-
- No to teraz uszanuj kolego moje zdanie, co? No i dobra - uśmiechnęła się.
-
- Tyle? Mam dziwne wrażenie, że to dopiero początek. Ciekawe, ilu ludzi przeży... - urwała, bo potknęła się o kamień wystający z ziemi. - Ty mały sukinsynu - powiedziała mściwie.
-
- Rainbow, gościu. Nie jestem panią. Serio. Czy wyglądam na panią? Nie? Czad. - Zakończyła i usiadła kilka kroków obok.
-
- Naprawdę trudno o rozrywkę w tych czasach. Nie mam zamiaru się dzielić. - wysiliła się na uśmiech i z obrzydzeniem spojrzała na zabitego szwendacza. Ruszyła za Darkness'em. Powrócili na kamienistą ścieżkę, którą podróżowali poprzednio. - Myślisz że przechodziła tamtędy horda? - zapytała. - Nieprzyjemnie byłoby się z nimi spotkać.
-
Znikąd pojawiła się błękitna pegazica. - A ja, dzieciaku, jestem Rainbow Dash. Słyszałam, że jesteś odważny gościu. Fajnie poznać, serio. - wyszczerzyła się.
-
- Ta. Też tak sądziłem. Do czasu więzienia - uśmiechnął się smutno. - No, mniejsza. Ten kucyk musi się przespać. Dobranoc wszystkim! - rzucił i położył się. - Phi. Ja tam wcale nie jestem zmęczony - mruknął Arrow złośliwie.
-
Wind nawet nie próbowała sobie wyobrazić takiej sceny. Przypomniała jej się jedna rzecz. Wróciła do pierwszych zwłok jakie zobaczyła. Szukała u nadętego trupa śladów ugryzień. Dlaczego tylko on jeden nie został pożarty? Zamiast ugryzień znalazła za to niewielki nożyk wbity u podstawy czaszki. Wróciła do namiotu, w którym buszował Darkness. - Szkoda, że nie zjadają siebie nawzajem. Byłoby łatwiej. Słyszysz? - wetknęła głowę do namiotu i niemal od razu odskoczyła. Lokator ze środka żył drugim życiem. Wysunął się za nią z namiotu, charcząc. W mgnieniu oka katana znalazła się w miejscu jego mózgu.
-
- Tam... W środku. Nie dam rady tam wejść. Proszę, wejdź tam. - Wind była lekko poirytowana. To było już ósme podejście. Dopiero ósme, a ona już zrezygnowała. Trzeba będzie popracować nad różnymi odruchami psychologicznymi. Ten martwy kuc w środku... Nie, zdecydowanie nie da rady. A przecież torby wypełnione czymś z pewnością już mu się nie przydadzą. Spróbowała po raz kolejny.
-
-Ummm... Cóż. Wprawiasz mnie w zakłopotanie, ale niech będzie... Zresztą, nie mam wyboru.
-
- Och, jaki słodki! - powiedziała klacz jednorożca. - Ja jestem Rarity. - Umm... Witaj. Bardzo mi miło. Nazywam się Fluttershy - powiedziała trochę zbyt cicho żółta pegazica.
-
- Po prostu będę cię osłaniać... Tak właśnie. Osłaniać - odwróciła się od namiotu i wypatrywała ewentualnego niebezpieczeństwa. Kilka razy Wind próbowała podążyć śladem Darkness'a i wejść do namiotu, który wcześniej otworzyła. Każde podejście kończyło się porażką - nie przemogła się.
-
- Mhm... - stwierdziła bez przekonania, po czym podbiegła do Darkness'a, oglądając się za siebie. Zdecydowała się zobaczyć wnętrze jednego z namiotów. Otworzyła materiałową klapę, po czym zatoczyła się do tyłu. - Ja... Nie. Chciałam sprawdzić, czy jest tam coś wartościowego... Ale po namyśle... Nie.