Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Zabawiłem kiedyś na Coruscant... - odpowiedział. I na cwaniackiej twarzy Setha po raz pierwszy pojawił się pewien rodzaj zakłopotania. W ciemności błysnęły zęby - uśmiechnął się niezręcznie i podrapał po karku. - To długa historia. Obudziłem się w każdym razie pewnego dnia w dolnych partiach Coruscantu. Bez butów i dosyć mocno wkurzony. I z... um... migreną, nazwijmy to migreną. Poleciałem tam żeby posprzedawać kilka swoich gadżetów, ewentualnie je opatentować. A potem... Potem znalazł mnie pewien czarnoskóry człowiek. Zabawny gość. Powiedział, że mnie gdzieś zaprowadzi i zaprowadził mnie jeszcze niżej w Coruscant. Tam to dopiero było... Najgorsza możliwa hołota, jeśli sądzisz że ja jestem popaprańcem, to czekałoby cię spore zaskoczenie. Sprałem kilka tyłków, potem sam dostałem po mordzie, bo to był czas kiedy mi się wydawało że z wyglądem demona z czeluści Quarzite jestem w stanie zawojować świat. Element zaskoczenia, rozumiesz. Oddziaływanie psychologiczne. A inne rasy nie znają Kage, bo nie ma nas nigdzie poza Quarzitem. No ale okazało się, że to nie działało tak, jakbym chciał. Miecz miał lokalny cwaniak, który trzymał go gdzieś w zamknięciu. To było trochę jak cud, bo miecz świetlny należał raczej do moich dziecięcych marzeń, niż do faktycznych pragnień. Pierwszy raz jak go aktywowałem, to prawie odciąłem sobie rękę, bo wiesz sama, że niestandardowo oddziałuje na otoczenie, a grawitacje to w ogóle miecze świetlne mają w poważaniu. Ale byłem zdesperowany, a to była moja jedyna broń. Do dzisiaj nie mam pojęcia jak mi się udało przeżyć, ale działałem wtedy w innym trybie i nie zawdzięczam tego urokowi osobistemu ani umiejętnościom. To było coś jak... jak... Jakbym zażył jakiegoś narkotyku. No i potem szwendałem się w górnych partiach, jakoś udało mi się znaleźć statek i wrócić na Quarzite. Będąc na granicy wyczerpania, ale za to z epicką bronią Jedi - opowiedział.
  2. Sethowi zaświeciły się oczy. Przypiął rękojeść miecza z powrotem do pasa i podjął próby manipulowania tajemniczym przedmiotem. - Jeśli... Nie, niemożliwe. Holokrony były większe, to by się nie zmieściło wszystko w tym małym... Chyba że... Przy odwróceniu segmentu przestrzeń między nim, a kolejnym zamigotała i zaświeciła się na niebiesko. Wąski pasek słabego światła. Seth odwrócił kolejny z nich, ale sytuacja się nie powtórzyła. - Jeśli to holokron, ma zabezpieczenia. Holokrony Sithów miały wmontowane pułapki. Jedi chyba tylko kody zabezpieczające. Mam nadzieję, że nie jest to coś, co można otworzyć jedynie Mocą... To jakie masz domysły?
  3. Seth zmrużył podejrzliwie oczy. - Czyżby? Wydaje mi się, że jest na swoim miejscu - odparł. - Nie mogę zmienić jego położenia, bo nie mam czym. A rękami lepiej tego nie dotykać - stwierdził. Chciał złożyć rękojeść z powrotem, ale z jednej z części wypadł element w kształcie walca i z brzękiem uderzył o ziemię. Metalowy walec był gładki i złożony z miedzianych segmentów. Był nieco spłaszczony i nie wyglądał na element potrzebny do funkcjonowania miecza - nie miał przycisków, przewodów, ani niczego innego co sugerowałoby możliwość połączenia z innymi częściami. Seth złożył rękojeść i na próbę aktywował miecz, który włączył się tak samo jak wcześniej. Podniósł tajemniczy element i przyjrzał mu się uważnie. - Czy ty wiesz coś więcej niż ja na temat tego miecza? - zapytał.
  4. - Holograficzne kroniki. Tak, zapisy danych tworzone przez użytkowników Mocy. Albo zapisywali w ten sposób swoje wspomnienia, albo przekazywali w ten sposób wiedzę. Jak się już taki otworzy, to podobno wygląda zupełnie jak obraz z holoNetu. Trochę gorszej jakości, wiadomo. Legendy mówią, że w takich nośnikach zachowane są cząstki ducha autora, dzięki czemu z hologramem można rozmawiać - odpowiedział. - Po co go rozkręcać? Można, pewnie... - Odpiął rękojeść od pasa i położył sobie na kolanach. Znalazł odpowiedni przycisk i metalowa klapka odskoczyła, ukazując blade światło jaskrawofioletowego kryształu i drugiego, przezroczystego. Okazało się, że rękojeść również można rozłożyć - w rzeczywistości składała się z dwóch cylindrów, jednego włożonego w drugi. - Niby wiadomo jak to wygląda, ale trudno jest powtórzyć to wszystko. Nie mam pojęcia jak to składali, ale musieli mieć wyspecjalizowane narzędzia. Do niektórych miejsc nie da się trafić ani palcami, ani niczym innym.
  5. Odwrócił z wolna głowę w stronę Yuri z miną jakby uderzyła go w twarz. Świecące ślepia dodawały dramatyzmu chwili. - Sugerujesz, że nie byłbym w stanie go zbudować? - zapytał głosem ciężkim jak ołów, tylko po to żeby zaraz zupełnie zrezygnować z teatralnego napięcia. - Jeśli tak, to rzeczywiście. Nie zbudowałem go sam. Wszelkie instrukcje były przekazywane ustnie albo przez holokrony Jedi i tych drugich. Z jednej strony to przestarzała technologia, z drugiej chodzą po tak kosmicznych cenach, że trudno w to uwierzyć. Przyznam z ręką na sercu, że nie kupiłem swojego. Właściwie dlaczego o to pytasz?
  6. Sylwetka poruszyła się i sięgnęła do plecaka. Seth po chwili szperania w nim podał Yuri woreczek z wodą. Był jeszcze nieotwarty - korek był mocno zakręcony. Na niebie widać było gwiazdy, a grób widoczny obok groty uświadczył ją w przekonaniu, że tym razem nie jest to senna wizja. - Ruszamy o świcie? - zapytał Seth.
  7. - Jeśli chcesz mojej wizyty, to może kiedyś jeszcze wpadnę - odparł, nie opowiadając na pytanie o obecność. - Formalnie jestem wszędzie tam, gdzie Moc. Odpowiedz sobie sama teraz, kiedy już zaczęłaś myśleć. I wyszedł, uprzednio zostawiając miecz świetlny przy wejściu do groty. Przez chwilę było ciemno, a potem wrócił ból nogi i po ustąpieniu mroczków przed oczami i uporczywego pieczenia pod powiekami. Miała suche gardło. Nie było już ogniska, tylko chłód i koce termiczne. Seth siedział skulony przy wejściu, a Liv spał dokładnie tam, gdzie we śnie.
  8. - Nie sądzę żeby to ci się do czegoś przydało, bo nie istnieje już nikt, kto by mnie pamiętał, a Imperium postarało się o zniekształcenie wiedzy o Jedi, aż w końcu został tylko mit. I nie wszyscy sądzą, że Moc jest wymysłem. Gdybyś na przykład zapytała generałów Najwyższego Porządku, wiedziałabyś, że wiedzą o istnieniu Mocy. I z pewnością nie są z tego powodu zadowoleni, chociaż może lepiej nie pytać będąc na twoim miejscu - rzekł. - Odpowiadając na kolejne pytania, nigdy mnie nie widziałaś. Jestem w końcu martwy od dobrych kilkudziesięciu lat. Chociaż ja widziałem ciebie, jak dobrze sobie przypomnę. Raczej nie wyróżniałaś się wtedy z tłumu, muszę pochwalić za zmianę na lepsze, trochę indywidualności przydaje się każdemu - powiedział, gestykulując. - A nazywam się Mace Windu.
  9. - Skoro jeden był w stanie doprowadzić do zniszczenia stacji bojowej wielkości planety, pomyśl co może zrobić trzech - odparł. - Moc budzi się w każdym. Żołnierze nie są już klonami i to najlepsza i najgorsza decyzja Imperium. Nie ma już Jedi, więc może tym razem nabroją inni? - zapytał. - A może wcale nie? Może nie wszyscy muszą brać udział w kolejnej wojnie i może w końcu Galaktyka na dobre ugnie kark przed Imperium? Zobaczymy, wszystko w swoim czasie. Jeśli zaś o czasie mowa... To czas na mnie. Powiedz żółtookiemu żeby rozkręcił miecz, bo kryształ się przemieścił. Nie mam pojęcia, jak daje radę takim walczyć. Dobrej nocy, Yuri. I ruszył ku wyjściu, uprzednio rzucając jej jeszcze uśmiech.
  10. - Zawsze musi być jakiś powód? - zapytał, wracając z wolna. - Ot, uznajmy, że jesteście sympatyczni. Albo że stary pierdoła z nieistniejącej sekty martwy od dobrych kilku lat postanowił wetknąć swoje łapy w losy Galaktyki. Swoją drogą, Najwyższy Porządek powinien chyba popracować nad lojalnością żołnierzy. Uwierzysz, że przez jednego z nich wybuchła kolejna Gwiazda Śmierci? Mam wrażenie, że wszystko to już widziałem - powiedział, wracając na wierny kamień Setha wciąż nigdzie nie było, a Liv ciągle spał.
  11. - Będziesz miała kilka godzin na zastanowienie kiedy już wymienicie się wartami. I na działanie. - Mrugnął do niej, wychodząc na nocny chłód. Nie bolała ją noga, a grobu nie było. - Dobre pytanie - stwierdził i wyjął zza pasa miecz świetlny. Ten sam miecz, który teraz należał do Setha. Na potwierdzenie tego wysunął fioletowe ostrze i niemal od razu je schował, uśmiechając się łobuzersko. - Wygląda na to, że ktoś was nawiedza. Ktoś, kto kiedyś zrobił ten miecz świetlny. Reszta wyjaśnień za chwilę, teraz uważaj. Patrzysz w górę - poinstruował. - Ten świetlny punkt to planeta Utaruun. Zaraz nad nią znajduje się gwiazdozbiór Wąż. Widzisz? Cztery gwiazdy. Na lewo od Węża jest Okulus. Okulus wskazuje zawsze północ, a wy musicie iść właśnie na północ. Zapamiętasz?
  12. - Jasne. Jeśli wasza nowa wersja Imperium Galaktycznego nie odkryje zamieszania które odwaliliście. Potem z pewnością wszystko naprawią, chociaż, jeśli chcesz znać moje zdanie, w co szczerze wątpię, ta umowa z Kage całkiem im się przyda - rzucił. - Śmiałbym się, jeśli to by ostatecznie wyszło. Jedna z najbardziej bezczelnych akcji jakie miałem możliwość oglądać - rzucił. Wstał z kamienia i otrzepał szaty. Wyglądał jak pustelnik i całkiem możliwe, że nim był. - Chodź. Pokażę ci, jak masz dojść do miasta. I zalecałbym podróżowanie nocą. Decyzja o nierozpalaniu ogniska była dobrą decyzją, bo gdybyście je rozpalili, znaleźliby was ludzie pustyni. No, ruchy.
  13. - O, nie narzekaj. Mieliście więcej szczęścia niż osiemnastu innych ludzi. Plus ambasador i ten biedny dwutwarzowiec z pociągu - odparł, wygodnie rozsiadając się na kamieniu i patrząc w ognisko. Mężczyzna rzucił patyk do ognia i patrzył jak płonie. Migotliwe światło ognia zaznaczało lekkie zmarszczki na jego twarzy. Był w średnim wieku, a jego oblicze było spokojne, choć pogrążone w zadumie. - Dodatkowo kapsuła spadła na tyle szczęśliwie, że w ciągu dwóch dni dojdziecie do miasta. Jeśli znacie kierunek, a znacie - dodał pogodnie.
  14. Sen przyszedł, ale płytki i przerywany. Następna pobudka odbyła się bez udziału Setha, którego z niewiadomych przyczyn nigdzie nie było. Liv leżał na ziemi, pod kocem i jeden element się nie zgadzał. Płonęło ognisko, oddzielając małą grotę od ciemności za nią. A na kamieniu przy ognisku przycupnęła postać, którą z początku Yuri zinterpretowała jako górę materiałów i szmat, a która okazała się być postacią w brązowych i beżowych szatach. Postać była człowiekiem o skórze o wiele ciemniejszej od skóry Yuri. Łysym mężczyzną o bystrym, ciemnookim spojrzeniu i wysokim czole, który swobodnie opierał się plecami o ścianę jaskini i trzymał w ognisku patyk. Skąd wziął patyk. - Zły sen? - zapytał.
  15. - Oby nie ostatni - stwierdził Liv i ciężko ruszył w stronę kryjówki. - Rozpaliłbym ogień, ale musielibyśmy czymś go zakryć, a nie widzę tu żadnych gałęzi. Mamy koce termiczne i to musi wystarczyć. Obejmę pierwszą wartę - zaproponował. W oddali rozległo się wycie jakiegoś nocnego stworzenia. Temperatura diametralnie spadła i w pewnym momencie nawet koc wydawał się być niewystarczający. Ale senność i zmęczenie dawały się we znaki, więc jedyną opcją było zaśnięcie, a wcześniej spożycie skromnej kolacji.
  16. Liv z wahaniem podszedł do Yuri i w ramach wsparcia objął ją ramieniem. W jego oczach też błyszczały łzy, chociaż twarz pozostała niezmieniona. - Seth? - zapytał Liv i spojrzał na Kage, który stał po przeciwnej stronie prowizorycznego grobu i wyglądał bardzo smętnie. Jakby ulewa złapała wyjątkowo wielkie, czarne ptaszysko. Jako że zapadła noc, w końcu mógł sobie pozwolić na otwarte oczy. Nabrał powietrza w płuca. - Zobowiązuje się oddać to, co od ciebie otrzymałem. A kiedy się spotkamy, co przy dobrych wiatrach nastąpi za pięćdziesiąt, osiemdziesiąt lat, powiem ci, czy było warto - powiedział i sypnął na grób garścią piachu.
  17. - No, to idziemy - oznajmił Liv, z trudem dźwigając martwego kompana. Bezwładne ciało wydawało się być cięższe niż ciało żywej osoby. Upłynęło sporo czasu, nim w końcu się zatrzymali aby zająć dogodne miejsce wśród skał. Znalazła się nawet malutka grota, odpowiednią by trójka ludzi mogła w niej przenocować i niezamieszkana. Liv wszedł na kapsułę, ale tym co zobaczył był piach, skały, piach i piach. Seth natomiast pozbierał z kapsuły potrzebne rzeczy i wpakował do plecaków które znalazł w środku. Była woda i suszone papki energetyczne, a nawet apteczka. Ograbił także z części wrak DD, który mocno ucierpiał w kraksie z ziemią. A teraz stali nad kopcem kamieni pod którym spoczęło ciało Duffa. Liv westchnął ciężko. Wykopanie nawet wąskiego rowu było nie lada wyzwaniem, nie mówiąc już o znoszeniu kamieni. Słońce zdążyło zajść ku uldze Setha. Okazało się że jego oczy nie są przystosowane do światła dnia, więc część drogi przeszedł na ślepo, potykając się i klnąc. Yuri doskwierał pulsujący ból w nodze, nawet po lekach przeciwbólowych i tylko Liv nic nie mówił. Aż do teraz. - Duff, uratowałeś nas. Jesteśmy ci wdzięczni i z pewnością zapamiętamy twoją odwagę. Zapamiętamy ciebie i twoje poświęcenie. Teraz możesz sobie beztrosko gdzieś balować, chłopie - powiedział i odchrząknął. Spojrzał na Yuri pytająco. - Twoja kolej.
  18. - Mamy ręce - oznajmił Seth całkiem poważnie. - Jeśli znajdziemy kamienie, dół nie musi być głęboki. Na Quarzite nie ma prawie wcale gleby, wiem o czym mówię. Nabrał powietrza w płuca i chwycił strategiczne miejsca nogi. Kostka strzeliła nieprzyjemnie, a on zgiął się wpół i widać z trudem powstrzymywał mdłości. Liv wszedł z powrotem do kapsuły i wyciągnął Duffa. - Między skałami - podjął znowu Seth - znajdziemy schronienie. Więc lepiej tam idźmy - rzekł i wstał. Oczy mu łzawiły, chociaż miał je nadal zamknięte. - Dasz radę iść, Yuri?
  19. - Dwa... Jedno to już za dużo - syknął, z wolna podnosząc się do siadu, ale wciąż nie otwierając oczu. - Co to za planeta? - zapytał. - Nie mam pojęcia - odparł Liv. - Nie mam też pojęcia gdzie iść, bo odczyt z kapsuły jest trochę jakby nieprawidłowy. Sugeruję przenocować w pobliżu kapsuły, a rano zastanowimy się, co dalej. - Wniósłbym o podróżowanie nocą, ale wiem, że jestem w mniejszości. Seth usiadł na piachu i wymagał kostkę. Zdjął skórzanego buta z utwardzonymi elementami i dotknął skóry. Westchnął, wyczuwając opuchliznę. Na chwilę zapadła cisza przerywana tylko wiatrem. - Trzeba pochować Duffa - odezwał się w końcu Kage.
  20. - Tobie nic nie jest? Jak noga? - zapytał, wgrzebując się do wejścia. Zakaszlał, zaklął i wyskoczył czym prędzej. - Co za smród! Z DD nic nie będzie - warknął. Liv był wściekły i nie starał się tego ukrywać. Seth kaszlnął i otwarł oczy. Zaraz później tego pożałował, co mozna było odczytać z jego reakcji - ukrył twarz w dłoniach, syknął i skulił się w sobie. - Sala laboratoryjna? - jęknął. - Nic nie widzę, co za cholerne światło? Zgaście to!
  21. Kage był żywy, choć nie do końca przytomny. Z ust ciekła mu wąska stróżka krwi i miał dość dziwnie wygiętą kostkę. Poza tym prawdopodobnie uszkodził łuk brwiowy, o czym świadczyła twarz zalana krwią. To akurat nie powinno być groźne. Liv zebrał się z ziemi zanim jeszcze Yuri zdążyła do niego podejść. Wstał chwiejnie, musiał się podeprzeć o kadłub i dopiero wtedy ruszył w stronę Yu i Setha. - Skurwysyn... Uszkodził nawet kapsuły -westchnął słabo Liv, zbulwersowany. - Zabrał nam Duffa i Keviego. Cholerny psychol! Nawet bycie imperialnym tępakiem tego nie tłumaczy! - jęknął. - Niech przynajmniej ten żyje, co? Idę wydobyć DD... Jeśli coś z niego zostało.
  22. Obudziła się, czując się podle. Stan po śmierci prawdopodobnie nie byłby tak nieprzyjemny. W ustach miała piach, pod powiekami piach... Nawet pod sobą. Ale przede wszystkim wciąż bolało ją udo. Różowo-pomarańczowe światło i zapach dymu... Znajdowała się na pustyni. Kilkanaście metrów dalej leżała rozwalona kapsuła, z której wnętrza ulatywał dym. W zasięgu wzroku leżała czarna plama będąca Sethem i biała plama, nieco dalej, będąca Livem. Żaden z nich się nie ruszał. Słońce zachodziło, choć w tym wypadku albo Yuri dwoił się obraz, albo słońca były dwa. Wylądowali na pustyni, a nieopodal zaczynał się skalisty kanion. Upał dnia ustępował z wolna chłodowi nocy, a noce na pustyniach bywały upiornie zimne. Noga Yuri była opatrzona i prawdopodobnie zszyta, bo na bandażu znajdowała się maleńka zaledwie plamka krwi. DD wiedział, co robi.
  23. - Chyba sobie przypomniałem - odezwał się nagle Duff, otwierając szeroko oczy. - Bakura! Mieszkałem na Bakurze! W Salis D'aar! No przecież! To teraz takie jasne... Moja siostra i dwójka braci, mój ojciec... Ciekawe, czy jeszcze czekają. Nazywałem się Derei Baglian - powiedział, a na jego twarz wstąpił z wolna uśmiech. Następnie zamknął oczy i przestał oddychać. - Duff? - zapytał Liv, trącając go ręką. - Duff! Otwieraj oczy, pajacu! - Szarpnął go mocno za rękę, ale głowa Duffa opadła utwierdzając wszystkich obecnych w przekonaniu, że umarł. - Funkcje życiowe ustały, sir - odezwał się DD. - Bardzo mi przykro. Plama na nodze Yuri ponownie zaczęła rosnąć, a ona sama miała wrażenie, że obraz się z wolna rozmazuje. Nagle zaczął morzyć ją sen.
  24. - Jasne, jasne - odparł, wzdychając. Był blady jak trup, chociaż dopiero co dostał z blastera. - Ej, Duff - odezwał się Seth. - To twój pierwszy raz jak dostałeś? - zapytał pogodnie. - Na to wychodzi - sapnął szturmowiec. - Pierwszy jest najgorszy, jak to mówią. Ale z każdym kolejnym jest lepiej, aż w końcu wyglądasz gorzej niż Palpatine. He, he. Nie mdlej, bo zacznę cię wyzywać, a Yuri się popłacze że nie zbierze całej uwagi swoim nożem w ranie. Duff uśmiechnął się słabo. 5... 4... 3... 2... 1... Wstrząs oznajmił im o zwolnieniu kapsuły. DD-15 po przyssaniu się do podłogi zaczął oglądać ranę szturmowca. - Dzień dobry, jestem DD-15 i będę pana badał. Proszę o... - Bez uprzejmości, DD. Po prostu rób co do ciebie należy - rzucił Liv. - Tak jest, sir. A Seth trącił Yuri ramieniem. - Jaki wynik?
  25. Liv spojrzał w stronę korytarza, a potem z powrotem na Yuri. - Szybko - powiedział, odbezpieczył blaster i ruszył w stronę kapsuł. Seth westchnął, choć chaos panujący wokół zagłuszył jego westchnienie. Dezaktywował miecz, pomógł Yuri wstać i ruszył za Livem. Od kapsuł dzieliła ich krótsza część korytarza, ale spacer w trakcie gdy wokół wszystko wibrowało, wyło i się trzęsło nie należał do łatwych. W końcu jednak zamajaczyła przed nimi śluza prowadząca do szalup. Standardowo w kanonierce były trzy, które pomieścić mogły cztery osoby. Z naprzeciwka nadchodził Duff z pokracznie idącym za nim DD-15. To zdecydowanie był widok podnoszący na duchu. A potem Duff nagle upadł na ziemię, a DD-15 rzucił o podłogę wstrząs. Liv był już przy kapsule w kształcie dzwona. Wpisał kod który otworzył śluzę. - Włazić! - krzyknął, a sam strzelił w stronę, z której nadchodził Duff. DD-15 posłusznie skierował się do kapsuły i poczekał, aż Seth usadzi w niej Yuri. Kapsuła była oczywiście mała i jej wnętrze było okrągłe. Cztery fotele umieszczone były wokół kapsuły i miały dodatkowe zabezpieczenia w postaci pasów bezpieczeństwa. Rozległo się jeszcze kilka strzałów, po których Liv wlazł do kapsuły, targając za sobą Duffa. Kiedy już pomógł mu usiąść, Yuri zobaczyła w boku kolegi dziurę po trafieniu blasterem. Duff był na granicy przytomności. - CJ - wyjaśnił Liv, zapinając pasy rannego. Zabezpieczył wyjście i rozpoczęło się odliczanie do uwolnienia kapsuły w przestrzeń.
×
×
  • Utwórz nowe...