Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Myślę, że dobrze ci zrobi jak się prześpisz. Zbierz rzeczy, a ja będę czekać w pokoju - wyjaśniła. Kiedy dziewczyna zjadła ciasto, Saskia zabrała talerze z myślą o zaniesieniu ich do kuchni. Wyjaśniła jej jeszcze, gdzie ma pokój i poszła je odnieść i jeszcze raz podziękować Patrickowi. Wychodzi na to, że jednak Liandra była nerwowa. Albo wrażliwa. Może to i lepiej, że prześpi się u niej? Cokolwiek Felicja sobie wymyśliła, z niewiadomych przyczyn było bardzo ważne dla Liandry. Saskia poczuła się trochę zmęczona i sama miała nadzieję na to, że szybko położy się spać. Właściwie poza rewelacjami z nerwową służką praca w zamku wydawała się być całkiem... przyjemna.
  2. Odpowiedziało mu kolejne westchnienie - zupełnie jakby stwór odczuł ulgę. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE? TYSIĄC? KŁAMIESZ. POWIEDZ MI PRAWDĘ! WCZORAJ, WCZORAJ WYBUCHŁO. ZABRAŁO WSZYSTKICH, AAARH! Kater poczuł najpierw upiorny pisk, a potem już tylko ból głowy. Gorzej nawet niż jakby coś miało mu się wwiercać w głowę. Emocje zmarłego przejmowały nad nim kontrolę i choć nie działo się to naprawdę, poczuł jak jego umysł jest rozrywany na drobne kawałki, a potem do tego samego umysłu wkradają się obce elementy. Wszystko to przy wysokim pisku. Przez Zabrakiem pojawiła się projekcja astralna - z wody wynurzyła się ludzka postać, całkowicie z niej skonstruowana. Stała przez chwilę, rozglądając się wokół, a potem najzwyczajniej w świecie eksplodowała. Spora część wody uderzyła właśnie w Zabraka, wyrywając go ze stanu medytacji, ale nie kończąc bólu głowy. GDZIE ONI WSZYSCY?
  3. - Kto powiedział o tobie parę niemiłych słów? - zapytała. - Mówisz strasznie pokrętnie. Jestem w tym domu pierwszy dzień, więc musisz być trochę... wyrozumiała, no wiesz. I na bogów, przestań się tak trząść, weź się w garść! Nie jesteś galaretą! - Ton dziewczyny stał się nieco ostrzejszy, żeby przywrócić Liandrę do pionu. Chciała, żeby dziewczyna zaczęła mówić wprost i żeby mogła więcej z jej bełkotu zrozumieć. Póki co Saskia była niesamowicie ciekawa, czy Liandra była z natury nerwowa, czy też może skłoniły ją do tego okoliczności, to znaczy... ... Tradycyjnie sadystyczna szlachecka rodzina z wpływami, która za nic ma życie służących i ze względu na uwarunkowania genetyczne, to znaczy setki lat płodzenia się między sobą każdemu z jej członków odbija.
  4. Coś bardzo głęboko odetchnęło, a raczej zrobiłoby to, gdyby tylko posiadało płuca. Zabrak nie widział, ale czuł. Słyszał nieistniejący plusk, a potem tupot, jakby ktoś szybko i zgrabnie krążył wokół komnaty po kamiennych twarzach. JESTEM SKAA. STRZEGĘ I CHRONIĘ ŚWIĘTEGO MIEJSCA. CHCĘ ZEMSTY. MUSISZ WSKAZAĆ MIEJSCE POBYTU BANE'A. WSKAŻ MI JE. Coś, co było w komnacie razem z Katerem było stare i uschnięte. Jego głos brzmiał jak szelest liści, jak kartkowanie starej księgi. Na karku aspirującego Sitha uniosły się włoski.
  5. Czuł, że coś tu było. Że minął się z tym o krok. W komnacie zgromadzona była duża ilość Mocy - tak jakby Mocą parowała, jakby jej kłęby z wolna się z niej wydostawały. Sprzyjało to medytacji, choć Kater zarówno ciałem jak i duchem wciąż przebywał w komnacie, jakby jego myśli nie mogły się z niej wydostać. Ściany kulistej komnaty w porównaniu do reszty kompleksu nie były porośnięte stalagmitami ani stalaktytami. Kater czuł czyjąś obecność. Nie był w komnacie sam, choć miejsce sprawiało wrażenie odosobnionego. A gdy zaczął medytować, coś poraziło jego umysł - zupełnie jakby ktoś wpuścił w niego błyskawice. jakby jakaś siła próbowała złapać jego myśli - desperacko i drapieżnie. Coś szukało do niego dostępu, by móc się skontaktować.
  6. - To dobrze - rzekła, oddając talerz. - Ja już dzisiaj kawałek zjadłam. A potem usłyszała pytanie. Co to, jakieś podchody? Najpierw "Co sądzisz o tej służącej", a potem "czy pani Felicja mówiła coś o mnie"? Saskia zmarszczyła brwi. - Nie, dlaczego pytasz? Spytała o opinię, a ja odpowiedziałam, że nie wiem, bo widzę cię po raz pierwszy w życiu. I że dobrze rozczesałaś włosy. Nie wiem, co więcej mogłam rzec. Czy coś się... stało? - zapytała.
  7. Tunel nie ciągnął się w nieskończoność. Był szeroki i jedynym problemem jaki był było śliskie od wody podłoże. Długo zresztą Zabrak idąc słyszał kapanie wody, a później jej szum. Wkrótce do mrocznego korytarza wkradło się blade światło, a korytarz nagle się urwał. Komnata do której dotarł miała kształt jaja i była do połowy wypełniona wodą. Zbiornik nie był głęboki. W wodzie zanurzały się ogromne, okrągłe kamienie poznaczone spiralnymi wzorami, które świeciły niebieskim światłem. Przez to widać było dno, wyłożone podobnymi kamieniami. Przy zbliżeniu widać było, że wzory układają się w groteskowe rysy twarzy. Nastrój był dziwny. Skłaniał do medytacji.
  8. Spojrzała na drzwi. Jak mogla wcześniej nie zauważyć? Ciekawe... Może na wypadek, gdyby służba kradła? Albo... ...Albo na wypadek, gdyby rodzina panów kontynuowała tradycję bycia żądnymi krwi tyranami i sadystami bez uczuć, którzy czerpią radość z krzywdy innych, w tym przypadku służby? Którzy włamują się nocą do pokojów, zabierają służących do komnaty tortur, a potem... ...Zamknij się, romantyczna Saskio. Zamrugała. Spojrzała na koleżankę, potem na ciasto i zarechotała. - wybacz, zamyśliłam się. W kazdym razie tak, możesz spać u mnie. Chcesz jeszcze ciasta? - zapytała, przeżuwając kawałek.
  9. - No dobrze - odpowiedziała. Było jej właściwie obojętne czy śpi w pokoju sama czy z lokatorką, tak długo jak tylko ta nie zacznie chrapać, gadać przez sen, lunatykować, albo robić inne dziwne rzeczy. Ale sama przed sobą przyznała, że ją to zdziwiło. Ile ona miała lat? - A nie wiem... Nie jest to problem, nie zrozum mnie źle, ale nie możesz na przykład... zamknąć drzwi na klucz, żeby nikt nie wszedł? - zapytała.
  10. Nie było przepaści. Gdy zrobił krok, zjawy rozwiały się. Po zjawie z Ciemnej Strony przez chwilę pozostał jeszcze zapach ozonu w powietrzu, a po duchu z Jasnej Strony pozostał chłód, którym emanował. Tymczasem stopa Zabraka stanęła na kamieniu. Trudno powiedzieć, czy wąski kamienny most prowadzący do posągu był skryty iluzją z Mocy, czy też zwykłą iluzją optyczną - jeśli tak, to musiała być bardzo dobra, bo dopiero po postąpieniu kroku naprzód skała zaczęła być widoczna. Była zresztą pokryta mchem, a więc nietrudno było ją zgubić pośród drzew w tle. Po dotarciu do posągu okazało się, że oplatają go wąskie, spiralne stopnie porośnięte roślinnością. Trzeba było być naprawdę ostrożnym, aby się nie poślizgnąć, a stopnie prowadziły w dół, do formacji skalnej, która z tej perspektywy okazała się być budynkiem wydrążonym w pionowym urwisku. Świadczyły o tym otwory zwieńczone łukiem, na tyle duże, że roślinność nie zdołała ich ukryć. Wejście do środka znajdowało się sporo ponad właściwym poziomem gruntu doliny. Było duże, przedzielone dwiema kolumnami i skrywało za sobą zaciemniony hol, z wolna pożerany przez stalaktyty i stalagmity - natura postanowiła widocznie odebrać to, co należało do niej. Od holu odchodziły cztery otwory w cztery różne strony.
  11. - No... to jest ciasto - odpowiedziała Saskia, uśmiechając się głupkowato. Czuła się dziwnie mówiąc rzeczy oczywiste, ale może Liandrze było to potrzebne? Saskia nie była dobrą pocieszycielką. - Patrick stwierdził, że ciasto poprawi ci humor. Więc je przyniosłam. Jest naprawdę świetne, musisz chociaż spróbować. A najlepiej zjeść całe, bo Patrick się obrazi jak przyniosę je z powrotem - odparła i postąpiła do przodu. Czuła się wyjątkowo niezręcznie, co kiepsko starała się maskować uśmiechem. - No i ten... fajnie, że mnie wpuściłaś, um... tak sądzę.
  12. Tu nie ma wiedzy. Tu nie ma już nawet nas. Wszystko co zostało to skorupy i kości, kości i skorupy, złom i strzępki energii. Nie znajdziesz tu holokronów ani artefaktów. Jeśli przychodzisz tu po rzeczy, to... ... Odejdziesz z niczym. Na scenę wkroczył drugi aktor, zjawa przypominająca szum wizyjny z HoloNetu. Szara, dwuwymiarowa i niespokojna energia. O ile u mężczyzny widać było zarysy szat, o tyle u tej istoty, najprawdopodobniej kobiety, zarysowany był tylko kształt. Reszta stanowiła kłębowisko szarości. Od tej postaci czuć było bardzo wyraźnie impulsy Ciemnej Strony Mocy. ...Ale jeśli chcesz poznać co się tu zdarzyło, wejdź. Jeśli chcesz zobaczyć skorupy i kości, kości i skorupy, złom i strzępki energii, wejdź. Jeśli chcesz poczuć, zaczerpnąć, poznać, wejdź. Ja otworzę przed tobą Dolinę. Postąp krok do przodu. Krok poza krawędź przepaści. Postąp. Postąp. Postąp. Zjawy sprawiały wrażenie jakby ich świadomość nie do końca była tu i teraz. Z pewnością były nieco zagubione, bo były ledwie cząstkami duchów. Kater czuł to wyraźnie.
  13. - W takim razie mów tylko, gdybyś potrzebował pomocy. Potrafię gotować. Na pewno nie tak mistrzowsko jak ty, ale gdyby kiedyś brakowało ci rąk do pracy, chętnie pomogę - odpowiedziała, zabrała talerzyki i ruszyła we wskazane miejsce. - Powiem jej, że to od ciebie - powiedziała jeszcze, odwracając się do kucharza. Szła szybkim tempem, energicznie, ale i ostrożnie, by nie zrzucić ciasta z talerza. Gdy znalazła odpowiednie drzwi, zapukała do nich. - Liandro? Mam coś dla ciebie - odezwała się Saskia do drzwi. Cicho, ale na tyle głośno by usłyszała.
  14. Coś zaszumiało i załopotało jakby poruszyły się stałe, spleśniałe tkaniny. Postać z pyłu zawirowała i na chwilę straciła kształt. Jestem strażnikiem. Do czego wykorzystasz wiedzę zdobytą tutaj? Jestem strażnikiem. Dlaczego mam cię wpuścić? Emanował od niego niepokój i coś dziwnego, coś w rodzaju ukrytej złośliwości. Istota nie należała ani do Jasnej, ani do Ciemnej Strony Mocy.
  15. - No pewnie. A gdzie ona mieszka? - zapytała, kończąc swoje ciasto. Rzeczywiście, ciasto byłoby miłym gestem i dziewczyna mogła poczuć się chociaz trochę lepiej. - Dzięki, Patrick. Jesteś niesamowicie miły. Jak ja ci się odwdzięczę? - zapytała, gotowa do drogi i o wiele bardziej entuzjastyczna niż wcześniej.
  16. Słup emanował energią. Dziwną energią. Gdzieś pomiędzy cząstkami kamienia przesuwały się wiązki Mocy. Pomnik nie przedstawiał zwykłego człowieka, ale człowieka wrażliwego na Moc. Poruszył się wiatr, zmuszając Zabraka do otwarcia oczu. Coś przed nim zawirowało. Pył kilka metrów z przodu zaczął unosić się i opadać, tworząc półprzezroczystą postać ludzka w rozwianych szatach. Nie było widać twarzy zjawy, ale Moc emanowała z niej mocno niemal tak bardzo jak z żywych istot. Kim jesteś? Głos który pojawił się w głowie Zabraka był suchy i wyschnięty. Brzmiał jak wiatr przeczesujący trawę, był jednocześnie szeptem zwykłym tonem.
  17. Wspinaczka była trudniejsza niż przypuszczał. Kamienie co chwilę osuwały się spod stóp i nawet dla kogoś tak sprawnego fizycznie jak Kater był to nie lada wysiłek. Szczyt wzgórza był skalisty i porośnięty mchem. Do skały brakowało jeszcze kilkuset metrów. Słup skalny był oddalony od wzgórza o kilkanaście metrów, a samo wzgórze kończyło się gwałtownie urwiskiem. Skała była w rzeczywistości posągiem, odwróconym twarzą ku Katerowi. Pomnik był pomnikiem człowieka z kapturem na głowie. Nie sposób było rozpoznać twarzy wypłukanej częściowo przez wodę. Problem był tylko jeden - to był jedyny pomnik w okolicy. Nie było wąwozu ani innych mu podobnych, tylko drzewa i tylko wzgórza.
  18. - Bogowie, ciasto mojej ciotki nigdy nie było nawet w połowie tak dobre jak to! Niesamowite, Patrick - stwierdziła całkiem szczerze, rozkoszując się kolejnym kawałkiem ciasta. - Właśnie po raz pierwszy w życiu nabrałam ochoty na bycie szlachcianką. Niedoczekanie moje - mruknęła bez żalu i wróciła do konsumpcji.
  19. I tak oto Zabrak został sam, nie licząc towarzystwa gnijących technobestii starszych niż większość żywych istot w Galaktyce. I był w krajobrazie jeden element, który chociaż nie rzucał się w oczy, z jakiegoś powodu przyciągał wzrok. Wysoki słup skalny nie był w rzeczywistości naturalną formacją. Widać go było ponad wzgórzem z wejściem do jaskini, był wysoki i symetryczny, a także zaokrąglony na czubku.
  20. - Jak ty to robisz, że potrafisz tak zainteresować człowieka? - zapytała z prawie autentycznym zdziwieniem. - Pewnie, jak najbardziej! - I radośnie poszła do kuchni za Patrickiem.
  21. - Dziękuję za troskę, Patricku. Ale to nie moja sprawa i nie mam pani Felicji nic do zarzucenia. Nie wiem czy uderzyła tę dziewczynę, czy nie. Jak powiedziałam, każdy ma wybór i to od Liandry zależy co wybierze. Nie mnie oceniać kto jest kim i w jaki sposób - odpowiedziała i dla potwierdzenia słów odwróciła się do niego i lekko się uśmiechnęła. Jej oczom nie umknęło zakłopotanie Weroniki, ale wydawało się, że Weronika jest cały czas albo spięta, albo lekko nadąsana, albo właśnie zakłopotana i Saskia nie widziała sensu drążenia tematu - i tak by jej nie odpowiedziała, a wścibstwo bywało niebezpieczne. Przynajmniej to otwarte, niedyskretne wścibstwo. To sprytne lubiła praktykować.
  22. - Więc chodźmy - odparła. Niedługo trwało wydostanie się na zewnątrz, a technobestia wkrótce albo straciła zainteresowanie, albo orientację, albo jedno i drugie. Jedna z gwiazd oświetlających planetę była już wysoko na niebie, druga nieco niżej gdy wyszli na zewnątrz. Togrutanka odwróciła się do Zabraka z lekkim uśmiechem. - Tutaj się pożegnamy, Katerze. Niedaleko mam statek, a nie mam tu nic więcej do zrobienia. Najlepiej nocuj na drzewach, nigdy w grotach ani kryptach. Przynajmniej nie tutaj. W Dolinie jest bezpieczniej, ale tam musisz jeszcze się dostać, a na tym może ci minąć parę dni. I uważaj na statek. No, będę już lecieć. Niech Moc będzie z tobą, i... powodzenia - powiedziała i ukłoniła się płytko.
  23. Wzrok miała beznamiętny, nawet w momencie w którym zwróciła oczy na bestię. - Jeśli zniszczysz tego jednego, inne które są w miarę sprawne się obudzą. Już sprawdzałam, choć przyznam, że nie tutaj. Ale kiedy tu wchodzisz, czujesz emanujące od nich... cierpienie. Po części były istotami żywymi i te cząstki życia gdzieś się jeszcze tlą. Zostały pozbawione celu, rozkazów, sensu. Może rzeczywiście lepiej je zniszczyć? - zapytała. Technobestia była już ledwie dwa metry od Zabraka, charcząc i dziwacznie odrzucając głowę w tył i w przód - musiała mieć zniszczone przewody, dlatego też nie do końca działała tak jak powinna.
  24. - Zawsze jest inna opcja - odparła, nie patrząc na Patricka. Nie byli przecież niewolnikami i zawsze były możliwości. Nikt ze służby w mniemaniu Saskii nie musiał do końca życia tkwić w ponurym zamczysku równie ponurych właścicieli, bogatych pijawek jakich było pełno wszędzie. Żałowała komplementu, który powiedziała Felicji. Miała wrażenie, że język ją aż pali i wzbierała w niej złość, która póki co nie mogła znaleźć ujścia. Felicja musiała być osobą albo nieszczęśliwą, albo z zerową pewnością siebie, albo z takimi kompleksami, że... Że aż musiała akcentować swój autorytet przemocą. Saskia czuła obrzydzenie. - Ale rozumiem. Cóż, każdy podejmuje decyzje - dodała po chwili.
  25. Miejsce do którego go zaprowadziła było tak naprawdę jaskinią. Samo wejście nie było szczególnie wielkie, ale komora już robiła spore wrażenie. Przez dziurę w sklepieniu jaskini do środka wpadało światło słoneczne, oświetlając leżącą pośrodku komory, największą technobestię. Miała w sobie coś z Banthy, gdyby tylko Banthy były drapieżne i miały paskudne zęby. Cyborg leżał na boku, z głową odrzuconą w tył. W środku czuć było zresztą nieco metaliczny posmak przy każdym zaczerpnięciu powietrza. A technobestii w środku było ogromnie dużo. Teraz porozrzucane, niegdyś zapewne stały w określonym porządku, czekając na przejęcie swojej roli w bitwie. Zdecydowanie najbardziej upiorne były te humanoidalne - z ostrzami zamiast dłoni, niekiedy z wiertłami i innym rodzajem broni, a nie można było odmówić projektantowi wyobraźni - w przeciwieństwie do finezji. Gdzieniegdzie żarzyły się czerwone punkciki, a chaotyczne tykanie wypełniało całą ogromną komorę. Były wciąż aktywne mimo upływu ponad tysiąca lat. Niektóre nawet zareagowały na pojawienie się "intruzów". Najbardziej żywotna z technobestii w kształcie człowieka (choć teraz była ledwie mumią) pełzła wolno i niestrudzenie w stronę Zabraka i Togrutanki, a śmiało można było podejrzewać, że nie zna się na dyplomacji. Metalowe części i kości tarły po ziemi, wydając upiorny zgrzyt, zakończone szponami ręce drapały podłoże, ślizgając się na mokrych kamieniach i desperacko próbując dotrzeć do celu. Jeśli chodzi o atmosferę, przede wszystkim odczuwalne były zakłócenia. I strzępki niejasnych... emocji.
×
×
  • Utwórz nowe...