Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Się robi - mruknął Trandoshanin, tak zaabsorbowany pracą, że przez chwilę nie zareagował. Ale żółte, gadzie oczy zmrużyły się w trakcie kiedy szukał za barem trunku. Odwrócił się bardzo gwałtownie i walnął wielkimi łapskami o blat, pochylając głowę i marszcząc bojowo twarz. Niewiele było istot budzących taką trwogę, jak wkurzony Trandoshanin. Tym bardziej, jeśli rasa ta miała przykrą zdolność szybkiej regeneracji, która pozwalała nawet odbudować utraconą kończynę. Zapadła chwila nerwowego milczenia pełnego napięcia. Wydawało się, że wszyscy patrzą w stronę baru. Kater usłyszał odbezpieczanie blasterów i innych broni. - Kater, ty stara dupo! - huknął radośnie Stegh, diametralnie zmywając nastrój grozy na korzyść rozluźnienia. Wznowiono rozmowy, strzyknęły bezpieczniki broni. - O, już ty dostaniesz coś zimnego do picia. Na koszt firmy! Co cię sprowadza na to zadupie?
  2. Zamrugała, bo w tamtej chwili nie miała nawet pomysłu co innego może zrobić. Wampir? Wampiry nie istniały. Wampiry były nielogiczne, więc w świecie Saskii nie było dla nich miejsca. Zamienianie ludzi w wampiry? Tfu, dawno nie byłoby na świecie ludzi! Problem z krzyżami? Nie mogłyby przechodzić przez skrzyżowania dróg, ani patrzeć na ramy okienne. I co to za życie bez pieczywa czosnkowego? Okropność! A jednak. Mężczyzna przebity widłami wciąż żył, choć w najlepszym stanie nie był. Chętnie by mu pomogła, gdyby nie fakt że medycyna w przypadku Saskii ograniczała się do usuwania wzdęć krów i potencjalnego odbierania porodów, a i to raczej biednie. Na sali nie było nikogo, kto rodził. Wzrokiem poszukała Felicji. Dobrze, przyznała w głębi siebie. Zaskoczyłeś mnie, świecie. Ale to jeszcze nie dowód! Nie ma żadnych dowodów! Wampiry póki co nie istniały i tyle. Widły poza tym mogły przebić tylko tkanki, bez naruszania organów. Prawda? Była pewna tylko tego, że chciała jak najszybciej stamtąd wyjść.
  3. Nawet Saskia podeszła do zbiegowiska, ciekawa co tam zastanie. Umysł Saskii był umysłem praktycznym i trzeźwo myślącym. Znała co prawda magię, elfy i krasnoludy, ale nie znała przypadku żeby ktoś żył tak długo po wbiciu wideł w pierś. Dlatego też postanowiła to... zignorować. Wyjaśnić sprawę, owszem. Najpierw dowody i rzetelne fakty, potem wnioski. Nie należło być zbyt pochopnym, ale należało być zdecydowanym. A kiedy zobaczyła dezorientację u jednych i u drugich, zdała sobie sprawę z tego, że Ktoś Musi Coś Zrobić. I to była ona. - CO TU SIĘ DZIEJE? - huknęła. Trochę zmodulowała głos, żeby bardziej zwracał uwagę. Spróbowała się przepchnąć do przodu i rzucić Znaczące Spojrzenie chłopom. - Dlaczego dźgacie widłami tego pana? - zapytała, trzymając się pod boki.
  4. Sklepy znajdowały się niemal na każdym piętrze. Ale nawet na Coruscant sklepy które by jego interesowały nie były sklepami dostępnymi. To było miejsce, w którym przydawały się kontakty*. Kater znał pewnego Trandoshanina, a ów Trandoshanin znał Katera. Z branży najemnika przeniósł się w branżę "gastronomiczną". Oficjalnie prowadził bar z napitkami w jednym ze średnich pięter. Nieoficjalnie rozwinął sieć kontaktów i pomagał "małym przedsiębiorcom" w swoich "małych biznesach". Kiedy dotarł na miejsce, było już ciemno. Nie była to najgorsza speluna jaką można znaleźć na Coruscancie, ale i nie pięciogwiazdkowa restauracja. Obowiązkowy, niebiesko-różowy neon ("Ugoda") wisiał nad chodnikiem i błyskał niepokojąco. Pod ścianą przed wejściem stało dwóch ludzi, którzy palili jakieś używki. Śmierdziały chemicznie. Gdzieś z oddali słychać było śmiech jakiejś kobiety. W środku błyszczało jeszcze więcej neonów. Pośrodku znajdowało się podwyższenie, o dziwo bez tańczącej w skąpym stroju Twi'lekanki. przy stolikach siedziało paru podejrzanych typków, przy barze stał Stegh, znajomy z dawnych lat i jak na barmana przystało, czyścił szklankę. Z głośników dobiegała głośna, nieprzyjemna muzyka i pomieszczenie było dość zadymione. Póki co nie było problemów na horyzoncie. *wynik z rzutu kością: 5 - kontakt w postaci starego znajomego z pracy.
  5. - Chwila, chwila... Bez swojej magicznej plakietki? - zapytał i mrugnął. Mrugnięcie z założenia miało być porozumiewawcze, ale było na tyle znaczące, że gdyby tylko ktoś stał obok nich, wiedziałby że zachodzą Podejrzane Interesy. Kater otrzymał małe, metalowe kółko z emaliowanym, żółtym środkiem. Zostało przypięte do odzienia. - Tylko miej to pan w widocznym miejscu - ostrzegł facet. - Bo inaczej może być kiepsko. Miłego pobytu życzę! I odmaszerował do swojej budki, zostawiając Zabraka samego na platformie ze swoim wiernym myśliwcem.
  6. - Ja uwielbiam słodkie rzeczy. Ale nie mogłabym ich jeść tak bez końca... Opcjonalnie pić - odpowiedziała. - Trochę się bałam, że mówisz właśnie o manierach... Ale jak nie, to dobrze. Kiedy usłyszała niepokojące dźwięki,zapomniała o wszelkiej dyskrecji. Odwróciła się szybko, żeby nie powiedzieć gwałtownie z czystej ciekawości. Potem spojrzała na Klarę, a potem wstała, widząc że inni też nie kryją ciekawości.
  7. - Dziękuję - odpowiedziała i wzięła łyka napoju. O to chodziło. - Rzeczywiście, nie jestem miejscowa. Jestem z małej wsi na południu. Zalipie. Przyjechałam tu pracować, bo chciałam się usamodzielnić i sprawdzić jak sobie poradzę w innym środowisku. Cóż, póki co trochę doskwiera mi chłód, ale nie ma czegoś do czego nie przywyknę. I rzeczywiście wszyscy są bardzo mili - odpowiedziała, rozkoszując się kolejnym łykiem. - Jak mnie rozgryzłaś? Akcent? Sposób bycia? Mam nadzieję, że nie wygląd ani maniery - stwierdziła.
  8. Mężczyzna spojrzał na niego jak na wariata, a potem zarechotał. - No tak, no tak. Incognito. Nikt nie pyta o to skąd pam jesteś, kim pan jesteś i właściwie dlaczego. Pięćset - odparł. Ostatnie słowo było wypowiedziane w trakcie kaszlnięcia. Widać stary miał wprawę w działaniach 'podziemnych'. Co się tyczy krajobrazu, platforma była osadzona w jednym z górnych pięter Coruscant. Było popołudnie, po niebie przesuwały się statki i ścigacze nieco niżej. Z tej perspektywy miasto prezentowało się imponująco. Szklane i miedziane budynki drapiace niebo. Ciemna strona Coruscantu zaczynała się niżej, znacznie niżej. Tak samo jak wszystkie interesujące biznesy.
  9. Durastalowa platforma z łatwością przyjęła ciężar statku. Połączona mostkiem z oszklonym budynkiem mającym zapewne coś wspólnego z kontrolą lotów, miała też dobudowaną budkę z której wyszedł z wolna podstarzały mężczyzna w granatowym uniformie. Nie należał do szczególnie entuzjastycznych, a w łysej głowie możnaby się przeglądać. - Witamy na Corruscant, centrum Galaktyki, cudzie architektury et cetera. W czym mogę panu pomóc? Czy zechce pan skorzystać ze specjalnej oferty incognito? - zapytał znużonym do granic głosem.
  10. - A to ciekawostka - odparła, słysząc o panu Lorenie. Aż dziw brał, że hajtnął się z taką modliszką. - Uważam, że to bardzo miło z jego strony i przyznam, że bym się nie spodziewała. Zamierzała ponownie odmówić kelnerowi, ale zdała sobie sprawę, że posiedzenie może trochę potrwać. - Poproszę coś do picia. Coś ciepłego i najlepiej słodkiego. Tak słodkiego, że na samą myśl krew tężeje w żyłach - poprosiła. A potem wróciła myślami do Klary. - To długo już pracujesz w zamku? O, i byłaś kiedyś na klifach? Pytałam już Patricka. Mówił, że dzisiaj pogoda będzie wymarzona żeby oglądać zachód słońca, ale szczerze mówiąc wątpię - stwierdziła.
  11. Statek leniwie podniósł się do lotu. Chwilę zajęło mu przygotowanie wszystkich systemów, odpalenie silników jonowych, generatorów i układu chłodzenia. Potem, już w odpowiedniej odległości od planety głos komputera pokładowego zawiadomił o gotowości do wykonania skoku w nadprzestrzeń, niebezpieczeństwie wynikającym z mgławicy po martwej gwieździe i... Gwiazdy rozmyły się w białe smugi. Najpierw lekkie szarpnięcie, potem Katera powitał widok tunelu międzygwiezdnego. Oto sylwetka Coruscant, brązowo-złote cielsko potężnej planety-miasta. Oto jedna z najbardziej skorumpowanych planet. Miejska dżungla pełna niebezpieczeństw. Oto stacja kosmiczna przepuszczająca nowo przybyłych. Formalnie Coruscant jest bezstronny w konflikcie między Republiką, a Nowym Porządkiem. Dlatego też aby bezpiecznie przedostać się przez wrota, wystarczy mieć parę kredytów i dar przekonywania. Śluza otwarła się, przepuszczając Katera i jego statek do doku. - B-3898, sektor dziewiąty, kwadrat ósmy, platforma szesnasta. Zgłoś się do kontroli - odezwał się głos przez radio, przesyłając do komputera pokładowego współrzędne, które zostały wskazane na miejsce lądowania statku.
  12. - Ze służby właściwie wszyscy są mili - odparła. - Patrick jest świetny. Dusza towarzystwa. Regus też. Weronika bardzo pomaga, David jest uprzejmy. Nie mogę narzekać na warunki pracy - odparła radośnie, widząc lekką poprawę nastroju u towarzyszki. - Chyba, że mówiłaś o innych członkach rodziny. Stety albo niestety nie miałam okazji poznać. Ale nie wiem, czy mam ochotę - stwierdziła. Nie byłoby mądrym wspominanie nocnego spotkania, więc zdecydowała się lekko ominąć prawdę. Ostatecznie zamieniła kilka słów z Alexandrem, a Klara pytała o poznanie. Żeby kogoś poznać, potrzeba przecież więcej czasu. - A ty miałaś okazję poznać jeszcze kogoś?
  13. - Współczuję straty - odparła, wskazując dłonią na czarną wstążkę. - No cóż, to miła osoba - dodała, uśmiechając się. Faktycznie, Liandra mogła być trochę za młoda, dlatego też reagowała na wszystko tak... emocjonalnie. Z drugiej strony życie z Felicją to po prostu nie był dobry pomysł. - Podziękuję. Nie jestem głodna - odparła do kelnera.
  14. Problem z Korribanem był taki, że Korriban, zwany także Morabandem, oficjalnie nie istniał. Korriban był legendą. Żeby znaleźć współrzędne planety rodzimej Sithów, trzeba było długo szukać. Nie istniała ona na mapach, zapewne przez to, co mogło się na niej znajdować, a także przez to, że Moc w ostatnich latach straciła na ważności i Korriban był ważny ostatni raz ponad tysiąc lat wstecz. Ale były planety, na których można było znaleźć interesujące rzeczy. Był kosmopolityczny Coruscant. Od kiedy przeniesiono Senat Nowej Republiki na zniszczony teraz Hosnian Prime, stał się stolicą szmuglerki i wszelkich nielegalnych interesów i biznesów spod ciemnej gwiazdy. Była Nal Hutta, na której nieoficjalnie można było znaleźć wszystko, zwłaszcza jeśli ktoś szukał nielegalnych substancji, a to jedynie dwie planety z całej Galaktyki. Do statku dotarł bez oporów i nie napotkał na problemy. Teraz wystarczyło ustawić kurs i opuścić zapomniany przez Galaktykę Ruusan, jedno z największych cmentarzysk i żywy pomnik.
  15. - Nazywam się Saskia. Miałam okazję poznać twoją współlokatorkę, Liandrę - przedstawiła się. Zdziwiła ją reakcja dziewczyny. Właściwie dlaczego wciąż była w mundurku służbowym, skoro nie była na służbie? - Tak, jest tutaj. Dlaczego o to pytasz? Nie chcesz, żeby cię widziała? Przecież podobno masz czas wolny? - zapytała i lekko odwróciła głowę, żeby znów móc się przyjrzeć towarzystwu.
  16. Pojawił się znaczący problem. Chociaż próbował usilnie, jego umysł nie był w stanie poradzić sobie z wysiłkiem związanym z korzystaniem z Jasnej Strony. Przez dłuższy okres bazował na Mocy wywoływanej gniewem i emocjami, dlatego teraz nawet kapanie wody było w stanie rozproszyć myśli próbujące się skupić na emanowaniu tej drugiej Mocy. W jego umyśle tkwiły techniki stosowane przez Jedi, wciąż widział oczami wyobraźni wizerunek mistrza Skywalkera. Ale to wszystko pozostawało poza jego zasięgiem - zupełnie jakby tkwił w dziurze, z której nie mógł się wydostać. Żaden Jedi nie przybył. Nie przybył też żaden Sith.
  17. Nie zdarzyła mu się nocna śmierć, a jedynym co pamiętał ze swoich snów to martwe twarze widziane w wizji z kanionem. Ale nie było czwartego Sitha. Ten już się nie przyśnił. Noc była zimna i ranek okazał się być zbawieniem, zwłaszcza jeśli chodziło o temperaturę. Od wejścia widać było kolejne wielkie posągi, częściowo ukryte wśród drzew. Każdy z nich był z innego rodzaju skały. A przez palce wciąż przechodziły impulsy wywołujące dreszcze. Ale tym razem uczucie promieniowało przez całe ciało Zabraka, wypełniając je energią.
  18. Oczywiście za cel obrała sobie stolik z potencjalną Klarą i podeszła do niej, starając się nie patrzeć na nikogo z niekrytą pogardą. Uśmiechnęła się do zaniepokojonej dziewczyny. - Witaj. Widzę, że mamy ten sam herb na mundurku. Mogę się dosiąść?
  19. - Kiedy jesteś martwy, świat wygląda inaczej. Nie wiem, gdzie jest. I nie wiem, gdzie powinieneś go szukać. Po prostu... Skup się. Może sam się z tobą skontaktuje? A może nie? Kto wie. No, a teraz idź już. Jestem zmęczona - odparła i zniknęła, pozostawiając go ponownie samego w komnacie. Zabrak poczuł mrowienie w palcach. poza tym dziwnym odczuciem czuł też głód i zmęczenie. Ciało z wolna odmawiało posłuszeństwa po ciężkim dniu, a głowa wciąż pulsowała po wizji i bolesnym spotkaniu z Kaanem.
  20. Posłusznie szła za nią. Cóż, może to miasto należało do nich? Albo była jakaś umowa, która wiązała sprzedawców z rodziną szlachecką. Zastanawiała się też, czy nie było to po części kwestią strachu; sprzedawcy sprawiało wrażenie jakby najlepiej się czuli mogąc leżeć przed nią plackiem. Szła dalej niosąc wszystkie te rzeczy i myślała nad tym, czy będzie miała bezpośrednie starcie z armią Pań Felicji w kawiarni.
  21. - Nie rozumiesz. Tak, po śmierci wszystko staje się jasne. Czuję, że jest ktoś jeszcze. Poza całą masą Mrocznych Jedi jest trzech potężnych poza tobą. Ale ten trzeci nie będzie twoim uczniem. Ani ty nie będziesz jego uczniem. To znaczy... Jednocześnie będziecie sobie uczniami i mistrzami. Łapiesz? - zapytała. - Może ten, którego widziałeś w wizji jest tym czwartym? Jeśli faktycznie wygląda tak jak opisałeś, musi być przeżarty Ciemna Stroną.
  22. Gapiącym się na nią dziewczynom rzuciła Spojrzenie, choć oczywiście zastanawiała się, o co im chodzi. Nawet spojrzała czy wszystko w porządku z jej strojem, ale doszła do wniosku że gdyby tak nie było, Felicja dałaby jej znać. Zabrała ohydnie różową suknię od sprzedawcy i czym prędzej ruszyła poza budynek, panicznie bojąc się zgubienia Felicji. Ostatecznie, była raczej rozpoznawalna w tłumie, więc z tym nie powinno być problemu. Pożegnała się i ruszyła za nią.
  23. Podniosła ręce w górę w uspokajającym geście po wypowiedzi na temat Bane'a. - Zrobisz jak chcesz, twój wybór, twoje życie i inne takie. Uważaj jak będziesz chciał rozmawiać z kimś, kto już swoje stracił. Nie mamy swojego, więc chcemy pokierować czyimś. Ale tu jest nas coraz mniej, od kiedy pewien Jedi zniszczył bąbel mocy po wybuchu bomby - odparła i wydawało się, że w głosie zabrzmiała odrobina żalu. Ale już chwilę później skupiła się na kolejnej wypowiedzi Katera. - Pewnie chodzi o to, że oprócz ciebie jest jeszcze trzech Sithów. Albo takich, którzy próbują nimi być. Mistrz i uczeń i trzeci. A wizja... Nie mam pojęcia, to twoja wizja. Nie siedzimy w twojej głowie, rozgryź ją sam. Byl tam ktoś jeszcze?
  24. Rozglądała się po wszystkich tych cudach, jednocześnie od czasu do czasu kontrolując, czy kobieta dalej idzie przed nią. Podziwiała towary dla lepszych ludzi i zastanawiała się, do jakiego konkretnie stoiska zmierza Felicja. Właściwie z żalem pożegnała krasnoluda i z niepokojem myślała o następnych trzech godzinach.
  25. Kilka razy kiwnęła głową, słuchając Zabraka. Ten duch wydawał się być mniej wyniosły niż duch Kaana. Zupełnie jakby zamierzała prowadzić z Katerem zwyczajną, towarzyską rozmowę. - I należałam. Nazywałam się Githany i jak wszystkich tutaj, zabiła mnie bomba myśli. Powiedziałeś, że poznasz wszystkie tajniki Mocy. Otóż nie, nie poznasz. Chyba że odkryjesz receptę na wieczne życie. Mówiłeś też, że chcesz złożyć hołd lordom... A po co? - zapytała i nie brzmiała w jej głosie kpina, ale twarz wskazywała na brak zrozumienia. Przynajmniej w tej kwestii.
×
×
  • Utwórz nowe...