-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Wrócił chwilę później, niosąc ze sobą małą tabletkę i wodę. - Niestety, w apteczce były tylko te na bardzo ciężkie urazy... No cóż. - Podał Shiro tabletkę i szklankę z wodą, a ją błyskawicznie ogarnęła ciemność. Potem pamiętała tylko niewyraźne urywki - światła, elektroniczne pikanie, ból. Kiedy już się obudziła, rozpoznała sufit i lampę. Rozpoznała również ściany i meble - była w sypialni w domu. Musiał być już wieczór.
-
- A ty mogłabyś przestać wpychać nosa w nieswoje sprawy, Destino - uciął Jayce radośnie. Ale mimo radości w głosie brzmiało ostrzeżenie. - Twój zmysł obserwacji czasem zawodzi, jak widzę. Zawiódł tym razem. Ale nie zwykłem opowiadać o swoim życiu prywatnym, nie zamierzam tego zmieniać i skutkiem tego nie wyjaśnię ci, na czym polega twój błąd. Zajmij ty się lepiej swoim blondaskiem.
-
Jayce spojrzał na Shiro ze sporą dawką pobłażliwości. - Brzmisz, jakbym próbował to ukrywać. Nie jesteśmy w podstawówce, Destino. A pomijając kwestię tego, że nie próbuję... Tak, i co? Zmierzasz do czegoś? - zapytał.
-
Ezreal prychnął. - I mówi to ktoś, kto na wyprawę do innego kraju był w stanie zapomnieć wszystkiego poza szkicownikiem i ołówkami - stwierdził. A chwilę później wstał ciężko, ruszył w stronę korytarza i zamknął drzwi. - Ale dyskretni to wy nie jesteście - rzucił Jayce.
-
Imię: Człowiek-dyplom-z-historii-sztuki, w skrócie człowiek-dyplom, reaguje na imię "Hania" Wygląd: Na stałe składowe wyglądu człowieka-dyplomu-z-historii-sztuki składają się takie ingrediencje jak kubek wypełniony do połowy kawą, opasły tom "Sztuki i czasu", luźne spodnie, wymięty sweter i rozczochrane włosy. Do tego gdzieś między nimi faktycznie można znaleźć człowieka z dzikim wzrokiem i obłędem wypisanym na twarzy. Ów człowiek w tym przypadku jest płci potencjalnie pięknej. Wzbudza litość. Gdyby podróżowała tramwajami, staruszki ustępowałyby jej miejsca. Magiczne umiejętności/doświadczenie: Człowiek-dyplom przede wszystkim interpretuje i w ten sposób ożywia dzieła z historii sztuki. Od obrazów po architekturę, a wbrew pozorom i jedno i drugie może być bardzo niebezpieczne. Człowiek-dyplom jest nowym przeciwnikiem na arenie magicznych pojedynków i patrząc na jej stan psychiczny trudno stwierdzić, ile tam wytrzyma. Krótka historia postaci: Człowiek-dyplom, czy też Hania, jest personifikacją udręczonego nauką umysłu. Powstała podczas innego stanu świadomości kogoś, kto zawzięcie pozyskiwał wiedzę na dwa tygodnie przed egzaminem dyplomowym. Fascynacja i nienawiść do historii sztuki, dwa tak sprzeczne uczucia spowodowały impuls do oddzielenia się człowieka-dyplomu od umysłu macierzystego i dalszej, oddzielnej egzystencji. Początkowa umiejętność: Flamboyant - Człowiek-dyplom buduje wokół siebie fortecę w stylu gotyku płomienistego wzmacnianą magią. Forteca nie ogranicza widoku (ze względu na ażurową formę), ale za to chroni i dodaje +50 do nastroju.
-
- Rany, kobieto... Przecież ja żartowałem. Wszystko musisz brać tak na poważnie? - zapytał. - Może chcesz przeciwbólowe?
-
Chłopak spojrzał na nią lekko spłoszony. Potem jednak mimo wszystko się rozpogodził, na tyle na ile tylko mógł. Delikatnie przyciągnął do siebie Shiro i przytulił, gładząc po włosach. - Wiem, że boli. Wytrzymaj jeszcze trochę i myśl o czymś innym - szepnął. Pocałował ją w czoło.
-
- Oho, mamy tu niezłego agresora - stwierdził Jayce, czochrając Shiro po głowie. Ból w nodze tymczasem nasilał się tak bardzo, że zdawał się przejmować większość myśli Shiro. Pulsował i palił. - Dobra, dobra. Kto cię osłaniał na samobójczej misji? - zapytał Ezreal.
-
- Spokój jest dla nudziarzy, Destino. I jak na moje oko to problem nie tkwi w kostce, tylko w złamanej łydce. Rany, jakie sine. Ej, Lux. Też widzisz tu wszystkie kolory tęczy? - zapytał. - Nie Taric, twoja piękna i przystojna twarz zasłania mi świat swoim blaskiem - odparł Ezreal. - Patrz go, jaki wyszczekany. A ty co, lałaś się z kimś, że nogę złamałaś? Młodej damie nie przystoi, Destino ty mały zbrodniarzu - rzucił i zaczął podgwizdywać jakąś melodię.
-
Po chwili na ławce obok Vi przyklapnął Jayce. Heimerdinger gładził ją po dłoni, a Jayce objął ją ramieniem i przycisnął do siebie, uśmiechając się szczerze. Jemu też nie było do śmiechu, a mimo to starał się zarażać optymizmem. - Co tam, Vi? Co to za kiepski wyraz twarzy? Nasza droga pani szeryf jeszcze nie umarła, pokaż zęby. No już, trochę życia, kobieto! - Weź idź sobie - wymamrotała Vi. - O, nie tak łatwo. Ja ci zaraz dam... - Jayce skorzystał z rozwiązania łaskotek, które od wściekłości przeprowadziły Vi do wściekłości, która nie powstrzymała jej od śmiechu. - Ja...ha, ha... ayce! Zabiję cię! - krzyknęła. Po kilku minutach oficer przestał i wysłał Vi do kajuty, gdzie miała spać. Potem przysiadł się do Shiro i ją również objął ramieniem. - Jayce, świnio, nie podrywaj mi kobiety! - Cicho tam, Lux. To co tam, Destino? Jak życie? - zapytał, nonszalancko zakładając nogę na nogę i patrząc na Shiro żartobliwym, 'uwodzącym' wzrokiem.
-
To poniżej może nie jest jakieś super w brzmieniu pozytywne, ale jest tak bardzo kochane, że zapodaję. NO I SPÓJRZCIE NA TE ANIMACJE Nie ma pozytywności bez Coldplay. Ten tekst jest równie kochany co piosenka powyżej. Światełka doprowadzą Was do domu ;___; No i w zasadzie motyw muzyczny, który jest ultrapozytywny i naładowany energią.
- 23 odpowiedzi
-
- 1
-
System rozejrzał się dyskretnie po nowych strażnikach. Potem ukradkiem spojrzał na nowego mentora, a potem na tłum, starając się nie patrzyć na nikogo konkretnego. Czuł dumę i satysfakcję.
-
Ezreal podniósł ją, wywołując całkiem przypadkiem falę bólu emanującą ze złamanej łydki. Zaprowadził Shiro do statku powietrznego i usadowił ją na szerokiej ławie i sam siadł obok. Chwilę później niedaleko usiadła Vi, już bez rękawic, przyprowadzona przez Heimerdingera. Wyglądali razem zabawnie, zwłaszcza przez różnicę wzrostu i to, że doktorek ledwo zdołał ją utrzymać.
-
- Cait? Cait! - Vi przyklęknęła, podniosła szeryf i pobiegła do najbliższego medyka. Kazał jej położyć Caitlyn na ziemi i zaczął dotykać jej brzucha. Vi zdążyła na niego nawrzeszczeć, a Jayce po prostu stał jak zamurowany. - Bada jamę brzuszną - odezwał się Cecil Heimerdinger. - Obawiam się, że może to być krwotok wewnętrzny. Pęknięta trzustka. Nerk... - Heimer! - odezwał się Ezreal. Yordl przestał wyliczać. Westchnął ciężko i poprawił okulary. -Wybaczcie. Mnie także dużo to kosztowało... Pozostaje wierzyć, że to zwykłe omdlenie - stwierdził. Wkrótce potem przyleciał transport z Piltover.
-
W oczach Vi... nastała wściekłość. Ezreal stanął na drodze jej rękawicy i tylko kamienna skóra ochroniła go przed kilkumetrowym lotem z celem na ścianie. - Czy ty siebie słyszysz?! Jaką bohaterką?! Nie widzisz, że wszyscy którzy dzisiaj zginęli, zginęli absolutnie bez sensu? W jakim lepszym świecie? Wiesz jak kończą bohaterowie? Właśnie tak! Przedwcześnie martwi! Dziękuję za taką ewentualność! W naszym lepszym świecie zawsze znajdą się gnidy i 'bohaterowie' którzy odwalą kitę jak skończeni frajerzy i potem co? Potem dostaną najwyżej pomnik, który nikogo nie obchodzi. To jest cała idea bohaterstwa, dzieciaku. Wolałabym, żeby Ori nie była bohaterką. Chciałabym, żeby żyła - stwierdziła Vi. Caitlyn trzymała ją za drugą rękawicę, a Jayce powstrzymywał tę pierwszą. W końcu obie opadły. - A zresztą... Caitlyn zakaszlała i zamknęła oczy. Osunęła się na podłogę. - Cait?! - Krzyknęli jednocześnie Vi i Jayce. - Medyk, szybko! - krzyknął yordl-naukowiec.
-
- Musimy opatrzyć twoją nogę - odparł Ezreal. Wsparł Shiro i ruszył dalej w kierunku jednego z medyków. - Mam dużo pracy - poinformował mężczyzna. - Nie jestem w stanie pomóc każdemu. Wybaczcie, ale mamy tu gorsze przypadki. Niebawem przybędzie transport z Piltover. Wiem, że to boli, ale nie umierasz młoda pani - wyjaśnił i wrócił do opatrywania noxiańskiej, czerwonowłosej zabójczyni na granicy świadomości. Ezreal westchnął i ruszył do grupy z Piltover siedzącej pod ścianą. Caitlyn opierała się o potężny filar, Vi siedziała obok z rozłożonymi rękawicami, Heimerdinger siedział obok niej, a Jayce stał opierając się o młot. - Ori zginęła - odezwała się Vi z łzami w oczach. - Doktorek mówi, że istnieje szansa, ale... - Orianna była maszyną o zaawansowanym oprogramowaniu przekraczającym ludzkie możliwości. Jej przewody zdołały wykształcić świadomość, a fale elektromagnetyczne magicznego pochodzenia spowodowały, że... - Miała duszę - odezwała się Caitlyn. Jej fioletowe spodnie i żakiet były poplamione czyjąś krwią. Opierała głowę o kolumnę, przymykając oczy.
-
Ezreal pomógł jej wstać i zaprowadził ją do środka komnaty. Ale Jinx już nie było,podobnie jak nie było zwłok chłopaka. Ktoś zdążył je zabrać i tak jak całą resztę ułożyć w innej komnacie. Pozostali przy życiu krzątali się po komnacie - ta reszta, która jeszcze nie opuściła budynku. Przez drzwi wychodził właśnie znany już Shiro i Ezrealowi Cesarz Shurimy. Ranni zbierani byli przez medyków.
-
- Wiesz, Shiro. Zaledwie kilka minut temu umarło całkiem sporo osób, w tym znaczna część ludzi i yordli których znałem. To chyba nie jest coś co zdarza się codziennie - stwierdził zupełnie poważnie. W tle słychać było czyjś zrozpaczony krzyk. Sceneria mimo wszystko była dosyć tragiczna.
-
- O matko, ale się zrobiło słodko. To grozi cukrzycą, a to grozi gnijącymi kończynami - rzucił. Przez chwilę siedział cicho, nie przerywając Shiro czynności czochrania jego włosów. -... A że jestem cudowną osobą, to swoją drogą! He, he. Dobra, chodź no tu. - Sięgnął ramieniem i przyciągnął Shiro do siebie. Objął ją ciasno i przytulił do swojej klatki piersiowej. Westchnął ciężko.
-
Ezreal spojrzał na Shiro krzywo. - Pomogę ci tam dojść, ale pocieszaj ją sama. To nie jest kwestia złości; wciąż mam w pamięci miejsce w którym byłem, kiedy mnie zabiła i wybacz, ale po prostu nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Powiedz mi, kiedy już będziesz chciała iść - rzekł i uśmiechnął się.
-
- Jeśli kiedykolwiek będziemy mieć kiedyś spokój. Nie możemy go mieć zbyt dużo, bo w końcu będziemy nim rzygać - stwierdził. - I tak będziesz musiała od czasu do czasu wracać do tej świątyni. No i nie tylko kompas musimy odnieść - powiedział, mając na myśli obrządek pogrzebowy. Jeśli już gdzieś mieli pochować Varusa, to w jego kraju. W Ionii. Ezreal położył głowę na ramieniu Shiro. Adrenalina powoli przestawała działać, przez co ból w nodze coraz bardziej dawał o sobie znać. A był już teraz nieznośny - jakby nogę trawił ogień. Pojawiło się też zmęczenie.
-
Ezreal podszedł do niej i przyjęli jął, badając Shiro wzrokiem. - Chodź. Jayce go zabierze. Ale póki co trzeba czekać na transport - rzekł. - Wyjdziemy może na balkon, co? - zapytał łagodnie, ale nie czekał na odpowiedź. Pomógł Shiro wstać i podpierając ją wyszedł na zewnątrz. Widać było rozgwieżdżone niebo i fiord na który wychodził balkon. Księżyc odbijał się w wodzie, a nad nią swobodnie pływał w powietrzu gwiezdny smok. Olbrzym w pewnym momencie odwrócił łeb i spojrzał niebieskimi ślepiami na Shiro. W jego łapach zaczęła formować się świetlista kula, która ostatecznie nabrała fioletowej barwy. I fiolet ten Shiro miała jeszcze przed chwilą okazję widzieć. Wielki Architekt Gwiazd mrugnął i popłynął w stronę nocnego nieba, gdzie już wkrótce jego ciało zlało się z firmamentem. A na niebie błysnęła pojedyncza, fioletowa gwiazda.
-
- Niech tak będzie. Odbudujcie Runeterrę. Zaprowadźcie pokój. Jesteście jej nadzieją. I nie płacz, nie ma po co. Czuję się... Łuk Owcy się podniósł. Brzęknęła cięciwa, a widmowa strzała pomknęła ku Varusowi i przeszyła jego pierś. - ... Wolny. Osunął się na podłogę, a jego dłoń, dotychczas zaciśnięta na ręce Shiro opadła bezwładnie tuż obok ciała. Wilk i Owca odsunęli się i odeszli w swoją stronę. Tego dnia mieli wiele pracy.
-
Varus zaśmiał się. Cicho i śmiech został zduszony przez kaszel. - Ja również zapamiętam ciebie. I tak, będziemy przyjaciółmi. - Podniósł dłoń czystą od krwi i otarł łzy z policzków Shiro. - Kiedy spotkamy się za te sto, albo dwieście lat, wszystko mi opowiesz. Może ile sukcesów odniosłaś. Ile spełniłaś marzeń. Ile dzieci wychowałaś... I z kim - tu na chwilę spojrzał w kierunku Ezreala pochłoniętego rozmową z Vi będącą na granicy łez. - Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję, że zbliża się moja wolność... - Shiro zobaczyła ruch po swojej lewej stronie. Na posadzce stała Owieczka i Wilk, wpatrzeni w umierającego. Jagnię skłoniło się Shiro, wilk kiwnął łbem. Czarna maź zaczęła schodzić z ciała strzelca i gromadzić się w kompasie na jego piersi. Jego skóra zaczęła wracać do normalnego wyglądu, tyle, że był blady. Kiedy już cała istota zgromadziła się wewnątrz przyrządu, zamknął go i zdjął z szyi. Wcisnął Shiro do ręki. Spojrzał na nią mętniejącymi, brązowymi oczami. - Pilnuj tego. Jest niebezpieczne. Niech wróci do twojej świątyni.
-
Jak na zawołanie wszyscy odsunęli się od rannego. Nawet Ezreal, gdy już się upewnił że Shiro siedzi bezpiecznie na ziemi i stanęli trochę obok. Varus ostatkiem sił podniósł się do pozycji siedzącej, trzymając dłoń na brzuchu. Spomiędzy palców ciekła krew. - Dziękuję - powiedział i na jego niewzruszoną dotychczas, kamienną twarz wstąpił grymas podobny do uśmiechu, tylko że z dodatkiem bólu.