Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Grim otrząsnął się z lekką odrazą. Czuł się dziwnie, to była może jego druga teleportacja. Ale widok, roztaczający się wokoło poprawił mu nieco humor. Jaskinia w jego opinii mogła konkurować ze spokojnymi polami, przynajmniej do pewnego momentu. Miło było także zobaczyć rebeliantów z prawdziwego zdarzenia, pełnych woli walki oraz ogarniających, co się tutaj w ogóle dzieje. Nie zaprzątał sobie jednak głowy zwiedzaniem, przybyli tu w końcu w innym celu. Uważnie obserwował resztę drużyny, zwłaszcza tą nową. Sandstorm chyba. Ona raczej nie przejmowała się tym, iż w widoczny sposób okazuje swój zachwyt. Ogier napawał się krajobrazem tylko wewnętrznie, nie dając nic po sobie poznać. Bez zwłoki i zbędnej gadaniny dołączył do reszty, zastanawiając się, któż to jest ta cała Shadow, i co im powie.

  2. - Jeszcze sobie na krotochwile pozwalasz? - wymruczał cicho brodaty wojownik, jednocześnie intensywnie pracując nad uchronieniem nogi przed paskudną raną kłutą. Nie miał zbyt dużego pola do popisu, zwłaszcza w pozycji ciągle grożącej brutalnym spotkaniem z gruntem. Nagle jego twarz rozjaśniła się, wręcz uzewnętrzniając nagłe olśnienie. Nie musiał zbytnio kombinować. Zdenerwowany Alagur sam dał mu okazję do podjęcia pewnych prób celem wyeliminowania zagrożenia. Teraz wystarczyło tylko w rozsądny sposób skorzystać z okazji. Kozak poczekał ułamek sekundy na odpowiedni moment, po czym energicznie opuścił nogę odzianą w mocny, wysoki but prosto na grot rohatyny. W ten sposób zbił ją oraz skierował ku ziemi. Sukces chwilowy, zważywszy na fakt, iż wróg zaraz zmieni broń w inną. Oczywiście nie udało uniknąć się pewnych niedogodności. Czubek długiej broni przeszorował lekko po wewnętrznej stronie łydki uszkadzając but oraz ciało. Syn Mikołaja syknął lekko. Znowu jakaś rana. Nie miał pojęcia, jak zdoła się wykurować. Naiwnie zakładając, że przeżyje walkę.

    Nadszedł jednak czas na kontratak. Wykorzystując fakt, że przeciwnik ponownie dysponował bronią dłuższą niż miecz czy sztylet, mężczyzna skrócił nieco dystans, stosując koszące, ukośne cięcie od prawego dolnego rogu do lewego górnego. Potem, licząc na brak zastawy nieprzyjaciela, kontynuował cios od prawego górnego do lewego dolnego. Nawet jeśli wróg wycofa się lub zdąży przemienić Guildeona, i tak znajdzie się przed stalowym krzyżem, jednocześnie potencjalną groźbą lub ochroną.

  3. A może by tak rzeczywiście nieco wyluzować? Przdostatni mój post był właście o nie wywoływanie żadnych sprzeczek. Co do słowa "poniacz" wspominałem już o tym, że do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, ale to bywa w pewnym stopniu irytujące, gdy jest nadużywane.

     

    Chyba wystarczy przejrzeć tą stronę odpowiedzi, żeby dokładnie określić, czego nie lubię w fandomie.

    Swoją drogą, też racja. Strona i jeszcze trochę gadki o swobodnym tworzeniu dziwnych neologizmów.

    • +1 1
  4. Co powinien zrobić każdy normalny dypromata, goszcząc w obcym i całkowicie nieznanym kraju? Oczywiście udać się w delegację do lokalnego cadyka. Tylko co zrobić, jeśli ów cadyk jest według wszelkich znaków na niebie i ziemi koniem? Nic to, prawdziwy mężczyzna znajdzie wyjście z absolutnie każdej sytuacji. Do podobnych wniosków doszedł towarzysz Antoni Kupała, gdy udało mu się roztworzyć powieki, zwlec z barłogu oraz doprowadzićdo względnego porządku umysł i ciało. Całe to doprowadzanie do porządku składało się głównie z osuszenia zarekwirowanego jednemu z tych śmiesznych koników sporego kufla cydru, wygładzenia namiastki munduru, włosów i brody, a także intensywnego płukania się w misce z wodą. Woda wkrótce wylądowała za oknem, co spotkało się z głośnymi wyrazami dezaprobaty przechodniów. Wszystko razem zajęło bodaj czy nie dwadzieścia minut. Po tej toalecie porannej brodacz, w stanie nieco lepszym niż przed chwilą, zeszedł po schodach do wspólnej sali. Większość jej powierzchni zajmowali leżący pokotem, chrapiący żołnierze. Mężczyzna ogarnął wzrokiem otoczenie, nabierając powietrza.

    - Wstawać, towarzysze! Słońce wysoko, konie trzeba napoić, ale na jednej nodze! - wrzasnął na całą oberżę, z rozmachem kopiąc w jakiś taboret, by wywołać trochę hałasu. Poskutkowało. Wzwyczajeni do względnej karności krasnoarmiejcy pozbierali się, stanęli w pozycji w domyśle na baczność, po czym jeden z nich wyszedł na zewnątrz, by spełnić polecenie dowódcy. Reszta w ciszy oczekiwała na ewentualne polecenia.

    - Dzisiaj będziecie mieli dzień wolnego, bo idę z wizytą do szefa tego kolorowego stada. Przejdziecie się po okolicy, popijecie tego czegoś - mówca wskazał na rozbitą beczkę po cydrze - zgromadzicie trochę informacji. Czego wam nie wolno? Otóż nie kradniemy, nie bijemy, nie nabijamy się z mieszkańców i pod żadnym pozorem nie próbujemy ich ujeżdżać. Na czas mojej nieobecności funkcję dowódcy będzie pełnić towarzysz Helmut Kisch. Pytania?

     

    Pytań żadnych nie było, więc Kupała odnalazł wśród swoich ludzi Rondla i Petraitisa. Postanowił bowiem zabrać ich ze sobą. W niedługi czas potem wymieniona trójka błądziła ulicami miasta w poszukiwaniu siedziby grododzierżcy, radnego, czy cholera wie jak tutaj nazywał się przywódca. Sądząc po wyglądzie okolicy pewnie król.

     

    (Tutaj jest drobna kwestia. potrzebuję kogoś, kto robiłby za władcę miejsca, do którego trafiłem. Cadance czy Sombra. Whatever.)

  5. W oczach Kupały można było dostrzec tryumf, który jednak zniknął jak sen jaki złoty. Szaszka przejechała po korpusie Alagura, a cios pięścią przefasonował mu trochę facjatę, ale za to straszliwie wkurzył dysponującego magicznym orężem adwersarza. Nagle nisko, gdzieś w okolicy bioder Kozaka zjawił się jednoręczny miecz, wyraźnie dążący do zetknięcia się z i tak już poturbowanym ciałem tego ostaniego. Trastia joho mordowała pomyślał, po czym, by zapobiec wrażeniu solidnego kawałka metalu we własne doczesne mieszkanie rozpaczliwie opuścił szablę w zaimprowizowanej zastawie. Żelazo szczękneło o żelazo, zwiastując udatność zastosowanego zabiegu. Tylko co teraz? Obie bronie zakleszczyły się nieco, uniemożliwiając Antoniemu wyprowadzenie sensownego, a przy tym bezpiecznego ataku. Musiał napierać na swą wierną broń, by nie pozwolić rycerzowi na dokończenie ataku, jednocześnie uważając, by nie stracić równowagi, gdyby ten nagle ustąpił. Dlatego postanowił oderwać się od przeciwnika. Silony kopniak w jego brzuch miał mu w tym pomóc. O ile trafi.

×
×
  • Utwórz nowe...