Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Wadim spojrzał na Hienę, jakby ten zabił mu matkę na wzmiankę o karmieniu dzieci. Lekarz popatrzył dziwnie po obu jegomościach i dla pewności cofnął się o krok, a towarzyszący mu misiek przeciwnie, zrobił krok naprzód. Tak na wszelki wypadek. Jednak oczywiście do niczego ważnego nie doszło, zwłaszcza, że poza morderczym spojrzeniem towarzysz baumańca nie wykazywał oznak napadu szału. Inspekcja ekwipunku dała pozytywne rezultaty: nic nie zginęło. Doktor odczekał do czasu, kiedy Feliks się ogarnął.

    - Drezyna jest w takim stanie, w jakim powinna być po przeleceniu na przestrzał przez nasz posterunek. A raczej: dwa posterunki. O reszcie nic nie wiem, podobno naczelnik miał wysłać parę osób by sprawdziły, co z towarem. Powinieneś iść prosto do niego.

     

    ***

     

    Właścicielka kramu uśmiechnęła się, wpierw ot tak, z grzeczności, a potem z wesołości, kiedy usłyszała co takiego chce zakupić Witalij. Oparła pięści na biodrach.

    - Dobre masz życzenia, młodzieńcze. Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek narysował stuprocentowo pewną i aktualną mapę tego cholernego betonowego potwora. Ale poczekaj chwilę, zobaczymy, co mogę dla ciebie zrobić - z tymi słowami zniknęła gdzieś w głębinach swojej budki. Chłopak nawet mimo ogólnego szumu ludzi naokoło mógł usłyszeć stuki i szelesty wewnątrz straganu. Po dłuższej chwili znowu się pokazała, tym razem dzierżąc sporą, trochę brudną ("Czy to jest zakrzepła krew? Bo wygląda jak właśnie to" chciało się rzec.) mapę, którą rozłożyła przed Witem. Frakcje oczywiście pozaznaczano różnymi kolorami i opisano krótkimi hasłami. Na przykład Linia Czerwona, oczywiście czerwona, miała dopisek "miljon lat gułagu", Hanza brązowa z tekścikiem "łachy i mięso dobrze idą", nawet i Dynamo się znalazło: "świniojebcy". Było troszeczkę wykrzykników w różnych punktach metra ("haluny", "ćpuny", "szczury, ale takie na pół metra" i podobne). Kramarka znów zabrała głos. - Prawdziwa mapa podróżnicza, mam ją już długo, bo stalkerzy kupują zwykłe i sobie uzupełniają, sam zresztą widzisz, młody panie. Dam ci ją za... czterdzieści kulek.

     

    ***

     

    Umorusane urwisy stanęły w bezruchu, widać jakiś szczątkowy instynkt samozachowawczy im tam wśród tego całego siana w głowie pozostał. Stanęły w rozlazłej kupie, niektóre rozdziawiły paszczęki, i słuchały uważnie, choć w sumie ciężko było doszukać się w ich oczach jakiegoś głębszego zrozumienia całej sprawy. Dopiero przy słowie "szkielety" kilka dzieciaków wyglądało, jakby załapały o co dokładnie chodzi, jakby zębiskami się za bardzo nie przejmowały. Jeden chłopczyk podszedł do Zdrawki, potrząsnął jej ręką i zapytał niepewnie.

    - Ale takie szkielety z dwoma głowami też? Chciałbym taki zobaczyć.

    Po tym pytaniu dzieciarnia znów zabrała się do torturowania nieszczęsnego stworzenia, które to zupełnie na torturowane nie wyglądało, wręcz przeciwnie. Tylko teraz małoletni byli już ostrożniejsi. Dziewczyna wyłapała mimochodem kilka gestów aprobaty od rodziców.

  2. Grim Cognizance poparzył na swojego podwładnego zmęczonym wzrokiem. Kręciło mu się w głowie jak jasna cholera, powieki ciążyły mu jakby nie spał od roku. Rozumiał swoich żołnierzy i ich reakcje, sam chciał po prostu paść i zasnąć, nic nie czuć. Ale wiedział, że nie może się położyć, bo snami władała teraz ta pieprzona czarownica. Powoli zbierał myśli oraz siły, by sklecić jakąś odpowiedź dla Heada. Zanim jednak mu się to udało, podleciał do niego następny po tym szarym, roszczeniowym lichu goniec. Brwi rdzawego ogiera uniosły się do góry, a usta przybrały kształt ładnego "o", kiedy zobaczył kilkunastoletniego wyrostka. Kto go tu w ogóle przysłał? Box? Takiego dzieciaka, w strefę walk? To już chyba drugi malec, jakiego dzisiaj widział, bo wcześniej też mu chyba mignęła jakaś klaczka. Z powodu zmęczenia nie był pewien, ale trochę żałował, że nie sprawdził tego lepiej. Dalej ciężko już było mu myśleć o różnych poważnych sprawach, bo źrebak zostawił mu kubas wody. O bogowie, woda! W tej chwili smakowała jak najprzedniejszy trunek, jak stuletnie wino, jak napój bogów godny stołów tych rogatych nadętych sukinsynów. Nawet nie zerował kubka, pijąc powoli, łyk za łykiem.

    Jego towarzysze zapewne czuli się tak samo jak on, kiedy dostali te hektolitry czystej, świeżej wody. Było to bardzo wyraźnie znać po sprawności, z jaką zabrali się za uprzątanie placu. Grim poprzysiągł sobie, że jak przeżyje, to wyściska z tego cwanego ogiera duszę. Ale teraz, skoro już zaspokoił pragnienie, z którego do końca nie zdawał sobie sprawy, musiał wrócić myślami na pole bitwy, do Heada.

    - Czy ja to zamierzam zostawić? O nie, Head, nie zamierzam. I nie zostawię. Ale mamy wojnę do wygrania. Jesteś z Canterlot? Ja jestem spod Stalliongradu. Może słyszałeś o tamtejszych barykadach. My się nie poddajemy, niczego nie zostawiamy "tak o". Przyjdzie czas na... wyjaśnianie - ostatnie słowo mogło zabrzmieć troszkę złowrogo, zapewne wynik wyczerpania. Potem huknął na małego - Zmiataj pod ziemię, do rodziców, zanim robale przyjdą! Wojna to nie zabawa!

    Potem, by trochę załagodzić tę reprymendę, poczochrał grzywę ogierka. Spróbował się uśmiechnąć, wyszło jak zwykle.

    - Już i tak masz pewnie sporo do opowiedzenia, ale musisz być cały i zdrowy, by się chwalić.

  3. - Jesteśmy w sz... - już miał powiedzieć doktor, kiedy usłyszał końcówkę ostatniego zdania i dojrzał powagę i groźbę w oczach pacjenta - szszszStacji Aleksiejewskiej, wchodzącej w skład Konfederacji WOGN. Cóż, przepraszam pana za pomyłkę, myślałem, że przy ewentualnej awarii był pan jeszcze przytomny. Proszę się nie martwić, wszystkie organy, jakie pan do nas przywiózł, pan stąd wywiezie. Choć kto wie, czy wątroba nie będzie w trochę gorszym stanie - i tutaj mrugnął przyjaźnie, starając się nie ściągnąć na siebie gniewu obcego faceta po przejściach.

    Rozglądanie, poprzedzone oczywiście powstaniem, ujawniło stojącą w nogach posłania skrzyneczkę, oznaczoną wyraźnie napisem "Własność pacjenta #13". W środku leżało wszystko, co Hiena miał przy sobie (i na sobie), schludnie poukładane, ubrania były wyprane, rzeczy w miarę możliwości oczyszczone.

    - Psychoza... hmm. To częste w tym tunelu. Kilkoro ludzi już nam tam zaginęło, najczęściej nietutejsi. Rzadko kiedy swoi znikają, choć też wracają przerażeni jakby widzieli co najmniej głowicę odliczającą od dziesięciu do zera. Polecam szklankę grzybowej, też za pamięć pańskiej załogi, skoro już nie czuje się pan słabo - lekarz poskrobał coś w swoim notatniku, a potem poszedł zobaczyć, co z innymi chorymi czy też rannymi.

     

    ***

     

    Czy może jej umysł wpłynął na mutanta, czy też anioły istniały i, słysząc coś na kształt modłów, zdecydowały się pomóc Zdrawce, nie było wiadomo. Jedynym widocznym efektem było to, że stworzenie pozostawało spokojne i na przyciągnięcie smyczy zareagowało zachowaniem powściągliwości. Nie rzuciło się z ciekawością ku nieznajomym, nie wyrwało komuś jedzenia z kieszeni, nic. Krąg rozstąpił się powoli, niechętnie, i puścił dziwaczną parę... gdzieś. W sumie Białorusinka sama nie wiedziała, gdzie może iść, więc nogi jakoś tak odruchowo zaprowadziły ją do sekcji mieszkalnej. Dziewczyna bardziej czuła, niż widziała, że jakiś strażnik zawsze jest niedaleko. Sama nie wiedziała, czemu tu przyszła, przecież do było kompletnie wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ale jakoś tak... chciała tu być.

    Mutek wzbudził mieszaną reakcję. Niemy strach matek, naznaczoną groźbą ostrożność ojców... i przemożną ciekawość dzieci, połączoną z radością. Wszystkie szkraby na tyle wyrośnięte, by móc truchtać i na tyle małe, że nie mogły jeszcze pracować zebrały się wokół "zwierzaczka" i zaczęły ostrożnie próbować robić rzeczy. Głaskać, drapać, miziać, któreś go nawet przytuliło. Może to dziwne, może nie, ale stworzeniu chyba to nie przeszkadzało, zwłaszcza te bardziej staranne pieszczoty. Gorzej, że ciekawość raczej nie oszczędzi ani jednego skrawka jego ciała, jeśli Zdrawka czegoś nie zrobi.

  4. Małomówny znajomek pokazał umiarkowaną radość, kiedy tylko Jurij wstępnie przystał na jego propozycję, jednak nawet ta nędzna parodia na jego szarej twarzy zniknęła, gdy ten próbował wymóc na nim obietnicę bezpiecznego powrotu. Popatrzył na niego smutno. "Stamtąd trudno wrócić" było jego jedynym zdaniem przez dłuższy czas. Jur już miał odwrócić się plecami i szukać kogoś z normalniejszą robotą, lecz milczek złapał go za ramię i umocnił w przekonaniu, iż jeśli paszport Hanzy będzie cały czas przy nim i będzie go pokazywał każdemu podejrzliwemu, to nic złego nie powinno się stać. W końcu za zabójstwo obywatela Związku Stacji Linii Okrężnej może grozić podniesienie ceł lub całkowite embargo.

    Mimo niepewności wiążącej się ze zleceniem, mężczyzna z cichą modlitwą na ustach udał się za znajomym ku krawędzi peronu, gdzie czekała pojedyncza drezyna ręczna. Choć trzeba było przyznać, że wyglądała dość licho jak na pojazd wiozący coś bardzo cennego, to na jednej z ławek leżał erkaem i dwie taśmy brudnych kulek, a z przodu zamontowano nieduży reflektor. Jednak do wyruszenia w drogę pozostawało jeszcze trochę czasu, który można było spożytkować na inne rzeczy.

     

    ***

     

    Krótkotrwałe ukłucie bólu, wywołane ostrym, białym światłem, było pierwszą rzeczą, poczuł Hiena. Zaraz po tym poczuł dziki, zwierzęcy strach przed czymś niejasnym, rozmazanym w jego świadomości i zerwał się, krzycząc, gotów uciekać albo rozwalić komuś łeb. Błyskawicznie schwyciły go dwie pary silnych rąk i przycisnęły do powierzchni, na której leżał. Ludzkich rąk. Dopiero wtedy, widząc żywe ciała innych, baumaniec przyszedł całkiem do siebie i, wciąż dysząc jak po długim biegu, rozejrzał się po otoczeniu.

    Leżał na podłodze, na brudnobiałym materacu, wcześniej był przykryty, bo czuł w nogach skopany koc. Nad nim stał łapiduch w fartuchu laboratoryjnym i właśnie chował latakę do kieszeni. W miejscu trzymał go jakiś miejscowy oraz Wadim. Kiedy upewnili się już, że nie rzuci się na nich z maniakalną chęcią mordu, puścili go, a Wadim spróbował się do niego pocieszająco uśmiechnąć, wyszło jak zwykle.

    - Dobrze, że się pan wreszcie obudził - odezwał się lekarz, patrząc na Feliksa uważnie. - Dwa dni pana nie było, praktykant już chciał posyłać po grabarza. Niech się pan cieszy, że go opierdoliłem w porę. Ten tutaj, pana kolega, ledwo drezynę przed śluzą wyhamował, przepieprzając się wpierw przez dwa posterunki. Co się takiego stało, hamulce wysiadły?

     

    ***

     

    Witalij zjadł pożywny i ciepły posiłek, popijając zwykłą wodą. Nie miał dzisiaj specjalnej ochoty na wyprawianie żadnych pijackich brewerii. Niby nie miał do tego tendencji, lecz był daleko od domu i nie wiedział, czego można spodziewać się po tutejszych. Po jedzeniu zabrał się z baru z zamiarem zakupienia mapy metra, więc niemal instynktownie skierował się ku kawałkowi stacji przeznaczonemu na targ. Na Linii Okrężnej nie znaleźć takiego miejsca się po prostu nie dało, więc bardzo szybko zagłębił się w różnobarwny (i różnorako pachnący) tłumek ludzi wymieniających naboje na rzeczy i odwrotnie. Wyłowienie wzrokiem kramu papierniczego nie zajęło długo. Książki, pocztówki, stare listy, ulotki, plakaty, komiksy. Mapa może i nie leżała na wierzchu, lecz zapewne gdzieś tutaj była.

    - Witam, w czym mogę pomóc młodemu panu? - odezwała się właścicielka uprzejmie.

     

    ***

     

    W końcu, może dzięki uspokajającym jak było możliwe gestom i ruchom Zdrawki, a może dzięki czemu innemu, zwierz przestał zachowywać się, jakby z tunelu, nawet zagrodzonego śluzą, miał zaraz wypełznąć któryś z przykładów aktualnego szczytu łańcucha pokarmowego. Wyprostował uszy, potarł łbem o nogi dziewczyny i porozglądał się po stacji. Mięśnie wciąż miał napięte, dało się wyczuć dłonią, lecz nie tak jak wcześniej. Rozluźniał się stopniowo. W przeciwieństwie do ludzi wokoło, którzy trzymali dystans, ale coraz bardziej zamykali krąg. Na pewno sporo z nich to zwyczajni gapie, lecz kilka mundurów nie zostawiało wątpliwości, że straż stacyjna jest gotowa zareagować. W powietrzu unosił się niepokój.

  5. >niebo

    >matma

    Nie no, tak na serio i poważnie to raczej skłaniam się ku Phoenixowi. Raj jest przygotowany przez Boga, a ja Bogu ufam, więc nie wymieniłbym tego na żaden sen czy inne cosie.

    Choć był kiedyś taki pogląd, że po śmierci dostajesz własny wszechświat. Kuszące, ale z moim charakterem...

×
×
  • Utwórz nowe...