Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Przeczytałem twoje opowiadanie. Każdego dnia mała śmierć - nie wiem czemu angielski tytuł, może lepiej brzmi, czy coś.

     

    No i piszę tutaj, bo stoję przed pewnym problemem, który wam pisarzom można przedstawić. Nie umiem zebrać się na komentarz dłuższy niż "podobało mi się". Po prostu tego nie potrafię. Zastanawia mnie, jaki procent czytelników ma podobny problem - przegląda fiki, interesuje się nimi, ale trzyma to dla siebie. Może to jest właśnie problem z komentowaniem?

     

    Albo po prostu to ja jestem specjalny.

     

    O, spoilery nie działają.

     

  2. Dziewczynie dość szybko, najpewniej dzięki strachowi, udało się znaleźć swojego zwierzęcego towarzysza. Nie wyglądał on najlepiej, nosalis ozdobił jego bok kilkoma solidnymi szramami, wciąż broczącymi krwią. Walka się skończyła, więc rana wzięła nad nim górę, leżał na drugim, całym boku niemrawo ją liżąc. Na całe szczęście stwór nie był specjalnie ciężki i wystarczyło trochę go pociągnąć, zwłaszcza iż sam w tym pomagał, zapewne aby jak najmniej go bolało, by wraz z nim stanąć pod ścianą. Latarkę oczywiście zgasiła, gęsty, lepki mrok błyskawicznie otulił ją i mutka, skrył przed wzrokiem potworów. Dopiero wtedy dotarło do niej, że nic już nie było słychać. Niespodziewanie pojawiły się światła, gdzieś hen, dalej w tunelu.

    ***

     

    Jak można było przewidzieć, strzelba plus kupa mutantów na i tak już właściwie martwym kolesiu dawała niesamowicie efektowne rozbryzgi. Nie tylko mięsa i skóry, bo i jeden czy dwa kawałki śliskiego od krwi, śliny czy szczyn płótna też się trafiły. Śrut celu nie wybiera, mieli wszystko równo, tym razem akurat była to droga ucieczki dla Hieny. Broń raz po raz podskakiwała mu w dłoniach, nie musiał nawet składać się do strzału, wystarczyło pruć. W końcu mutanty, jak się pojawiły, tak zniknęły. Nagle. Po mrugnięciu nawet ciała tych zabitych. Został tylko zmasakrowany człowiek i inni goście, rozglądający się z niewiarą dookoła.

     

    ***

     

    Iskra poszwendał się po swojej stacji, zaglądając to tu, to tam w poszukiwaniu jakiegoś intratnego zajęcia, do tego zgodnego z jego umiejętnościami. Znalazł takie zajęcie, i to nawet nie jedno. Był wręcz nawał pracy, bo hanzeaci przywieźli tutaj kupę swoich rzeczy do naprawy lub konserwacji. Niestety, płacili za to bardzo niewiele lub zgoła nic poza zapewnieniem wiktu i opierunku. Tylko bary zostały takie jak dawniej, o czym Dima przekonał się po złożeniu w jednym wizyty. Grała muzyka, pachniało dobre jedzonko, ludzie pili dla radości lub zalania smutków. Cóż, więcej było tych ostatnich. W powietrzu dało się poczuć nieprzyjemną atmosferę, narastającą gdy po wódeczkę wpadł któryś z żołnierzy Okrężnej. Wiele rodzin straciło ojców, synów, braci, którzy zostali zabici w walkach, wygnani ze stacji lub zagonieni do pracy przymusowej Bóg wie gdzie. Aby dowiedzieć się czegoś konkretnego, elektryk musiał troszeczkę popytać. Najlepiej skrycie.

  3. @Arkane WhisperTo się po angielsku nazywa venting. Internet pozwala ci przelać weń to, czego zwykle nie mówisz, by sobie troszkę ulżył i nie zrobił czegoś głupiego. Dla ludzi nie potrafiących rozmawiać w normalny sposób to błogosławieństwo. Zwłaszcza jeżeli mówimy o rzeczach, na które człowiek nie ma wpływu.

     

    Ja osobiście przestałem się wylewać na forum głównie ze względu na, bez urazy dla nikogo, pseudofilozofów i domorosłych psychologów wszelkiej maści. Teraz jeśli już gdzieś chcę się pozbyć trochę pary, to szukam miejsca gdzie będzie ich mniej i będę bardziej anonimowy. Bo do anonimowego użytkownika ciężej się podpiąć i jakieś klisze doczepić.

    • +1 2
  4. Wyglądało na to, że potęgi władające światem widzialnym i niewidzialnym miały bardzo specyficzne poczucie humoru, skoro zdecydowały się przysłać samego Greena właśnie w tej chwili. Którą to chwilę, nawiasem mówiąc, niejaki pułkownik Grim Cognizance zamierzał przeznaczyć na zacieśnianie swoich nowo nabytych więzów rodzinnych. Oczywiście fakt, iż stał przed nim jego bezpośredni zwierzchnik z zajebiście długim mieczem, wyglądający jak urodzony łowca potworów rodem ze stalliongradzkich dumek wcale nie wpłynął na to, że ogier postanowił zachować dla siebie opinię o wyczuciu czasu zielonego kucyka. Przymknął tylko na chwilę oczy - wiedząc, że ujdzie to jako oznaka zmęczenia - by przez dosłownie trzy sekundy ponarzekać. Na los, nie na dowódcę. Przecież była wojna, obowiązki wciąż zajmowały miejsce nieco wyższe niż podtrzymywanie kontaktów międzykuczych.

     

    Tego jednorożca pamiętał właściwie przez mgłę, a Animal w żaden sposób za sztab ujść nie mogła, więc rdzawy kuc nie prosił o wpuszczenie ich do budynku, do którego go wprowadzono. Ciekawe miejsce. Duże. Dość... bogate. Po pierwszej fali zmęczenia, kiedy to wystrój jednoznacznie skojarzył mu się z nocą i snem, zaczął mimochodem oceniać wartość różnych przedmiotów, by odegnać pokusę drzemki. I kiedy tak oceniał, robił się nieco bardziej ponury. Rzeczywistość zaskrzeczała radośnie, gdy miała okazję uwydatnić jego pozycję społeczną. Kiedy rzeczywistość sobie skrzeczała, Grim zajął się innymi rzeczami, jak na przykład referując sytuację swoich towarzyszy na tyle, na ile mógł i zastanawiając się nad tymi "podmieńczymi posiłkami". Generał szybko wyjaśnił mu jak sprawa wygląda, wieśniak na razie zignorował wszystko co dotyczyło zmian oficerskich i ekwipunku, podsumowując pierwszą część objaśnienia krótkim i zmęczonym

    - O kurwa...

     

    Potem dopiero zastanowił się nad całą resztą wypowiedzi dowódcy i zaprzągł swój mózg do roboty. Godzina. W godzinę mają zaatakować górę - w sumie nawet nie metaforyczną - z kamienia i stali, twierdzę niezdobytą - i właśnie ją zdobyć. Dobrze, że nie szturmem, wtedy zacząłby podejrzewać, że Green to robal. Do tego jeszcze rdzawy ogier ma oddać swoich towarzyszy pod cudze dowództwo, właściwie tracąc rangę którą wcześniej otrzymał. Był zmotywowany do walki i zemsty, ale nie był głupi. Spojrzał w spokojne i pozbawione emocji oczy generała, po czym powoli, z pewnym namaszczeniem, pokręcił przecząco głową.

    - Żaden z moich kucy nie przejdzie pod pańską komendę, a dostaniecie taki ekwipunek, jaki zostanie kiedy wszyscy moi dzielni towarzysze się przezbroją. Rzeczy zdarte z Podmieńców są lepsze niż skórzane zbroje - po tych słowach, wypowiedzianych standardowym, maszynowym głosem, podniósł w górę kopyto aby uspokoić przełożonego i ewentualnie straże. - Zanim zostanę aresztowany za bunt, chcę powiedzieć, że po pierwsze, moja wspaniała banda oberwańców potrzebuje tego wszystkiego dużo, dużo bardziej niż doświadczeni i zaprawieni w boju wojacy wielkich władczyń Equestrii. Po drugie, ja zżyłem się z nimi i oni zżyli się ze mną. Słuchają się mnie, a ja słucham ich, jeśli chcą mi coś powiedzieć. Jesteśmy wspólnotą, rodziną stworzoną w ogniu walki. Masz więcej doświadczenia w boju, wiesz, jak szybko i jakie mocne przyjaźnie tworzy stawanie przeciw wspólnemu wrogu. Zatem moja propozycja jest taka, iż rozkazy wydawał będziesz mi, a ja przekazywał je towarzystwu. Rozbieżności zawsze dogada się w trakcie. Działa oczywiście oddaję i dziękuję, że mi je przysłałeś, były cenną pomocą, pokazały nam i żuczkom co potrafią. Na temat zamku nie wypowiadam się, bo co taki wsiór jak ja może wiedzieć o forsowaniu umocnień. Ja bym co najwyżej podkopał się pod spód i tam odpalił jakieś bomby, to się wszystko zawali, do tego jeszcze armaty by pomogły "od góry". Co do tego ichniego wsparcia... tory do miasta wysadzić w godzinę byście zdążyli? To by dało nam zdecydowanie więcej czasu, poza tym Podmieńce straciłyby działa, po na plecach ich przecież nie przeniosą. Na koniec chciałbym tylko uprzejmie poprosić, by nie odwiedzały mnie już żadne zarozumiałe, rogate kwadraty. Wolę zwykłe kucyki, jeśli w twoich oddziałach takie są. I chyba gdzieś zgubiła się ta Snow. Czy jak jej tam było.

     

    Bogowie najdalsi, to była chyba najdłuższa mowa, jaką z siebie wydusił od narady, gdzie prezentował swoje pomysły. Aż musiał odkaszlnąć i przełknąć parokrotnie, by pozbyć się chrypy i suchości z gardła. Z pewnym wstydem przyznał się sobie, że nie wiedział jak załatwić sprawę zamku i wrażych posiłków, poza wysadzeniem jednego i drugiego. Ale z drugiej strony, uważał iż nie były bardzo, bardzo wydumane, choć podkop wydawał się mu bardzo trudny - przecież będą w tych biednych kopaczy strzelać z murów.

     

  5. Wyjaśnienie zaakceptowane, przynajmniej ta druga część. Bo z pierwszą wciąż jest luka. Jakbyśmy mieli więcej ras wysokich dwunogów niż tylko zasadniczo jedną [wampir wygląda jak człowiek, chyba, że zaznaczono inaczej], wtedy ogłoszenie mogłoby być kłopotliwe.

     

    Ale mniejsza, ważne, że Arceus trzeciego ratunku z końca pleców nie dostaje, już ma o dwa za dużo.

  6. @kapi

    Masz szczęście, że Arcek nie dostał broni, bo bym larmował.

    Choć i tak zalarmuję: w podziemiach było/jest trzech ludzi. Jaenr, Dakelin, Rebon. Chyba wszyscy mieli do czynienia z Shadow. Zatem proszę wytłumacz, czemu rebelianci nie zostali uprzedzeni o tym że "ej, te trzy dziwadła są po naszej stronie"? Każdy normalny dowódca uprzedziłby swoich podwładnych o niecodziennych sprzymierzeńcach, zwłaszcza tak rzucających się w oczy.

     

    Aha, jakby co, to na dniach odpiszę.

  7. 3 godziny temu SebastianRichCountryOwner napisał:

    tl;dr

    Drobne zejście z tematu, lecz widzisz... obraża mnie twój optymizm. Bardzo źle świadczy o twojej mentalności.

     

    Jak spojrzysz na to zdanie i na swoje, zobaczysz, że oba brzmią śmiesznie. Ale śmiesznie w ten taki niewłaściwy sposób.

  8. No to już sobie wyjaśniliśmy. Zresztą luz, ja się przecież nie wściekam, że odgrywasz postać i wiem że ty =/= Arceus jako Podmieniec. I dlatego mam prawo swobodnie nie cierpieć gościa i psy na nim wieszać, choć do ciebie nic nie mam :P

  9. Skoro potrafisz zrozumieć, że są złe i podłe, to nie wiem jaki masz problem z pojęciem, że kucyki się spodziewają po nich wszystkiego. To tak samo jak ludzie się po wojnie dziwili "To Niemcy zamykali ludzi w obozach? Palili ich w piecach?" a ty byś wygarnął, że nie wiesz jak takie pytanie interpretować.

  10. Dobrze słyszał, księżycowa wiedźma już zdążyła... "odwiedzić" Animal? Zatrzymał się na bardzo krótki moment, w pełni przetwarzając tę informację, wkrótce ponownie podejmując przechadzkę. Z każdym powolnym, spacerowym krokiem uświadamiał sobie, że jego przybranej córce najprawdopodobniej stało się coś niedobrego. Nie chciała widocznie o tym mówić, sądząc po tym iż próbowała uspokoić Grima uśmiechem. Jej dobroć była porażająca - nawet samej doświadczając czegoś naprawdę paskudnego, zmusiła się do tego, by być zewnętrznie spokojną i nie martwić ogiera. Aż wewnętrznie łezkę otarł.

     

    Co nie zmieniało w najmniejszym stopniu faktu, że od tego momentu jego niechęć do Nightmare Moon padła na bardzo żyzną glebę odczucia osobistej krzywdy. Grim był kucykiem prostym i sposoby rozwiązywania problemów też miał proste. Zatem postanowił, iż któregoś razu, jak dostanie szansę, wróci do zmodyfikowanej wersji swojego pomysłu z narady. Odpłaci tyrance za wszystko, uciekając się do starej i niezawodnej techniki. Bólu.

     

    Z mniej lub bardziej zmąconych przemyśleń oraz nieustającej walki z sennością wyrwał rdzawego kuca obcy głos. Nie całkiem obcy, bardziej taki, który się już słyszało, ale nie kojarzył się z żadną twarzą. Odwrócił się więc, dbając by w razie czego nie wyglądać na zagniewanego. Musiał dawać dobry przykład Animal Heart i swoim dzielnym wojakom. Następnie tytanicznym wysiłkiem woli powstrzymał mimowolny, półświadomy grymas jaki przywoływała obecność rogu na czole nowego kuca. Chyba mu ten odruch do końca życia zostanie.

    - Mogłoby być lepiej. Ledwo co na prostą wychodzimy a tu już ktoś z kosmicznymi żądaniami przylazł - powiedział. Potem spróbował, nieco na próżno, włożyć w swój ton trochę ciepła. - Smok dużo pomógł przy dworcu kolejowym. Przynosisz wieści, czy tak ci się na rozmowę zebrało? Animal, może chcesz pogadać z młodym?

    [Mam nadzieję, że post nie jest tragiczny. Po prostu i mnie przybija zmęczenie.]

  11. Zdrawka stwierdziła, że absolutne, chłodne opanowanie to było coś na co właściwie jej ciało tylko czekało. Światło okazało się niezastąpionym, niezawodnym sprzymierzeńcem. Nosalis jako stwór typowo tunelowy był na nie bardzo wrażliwy, dzięki temu nagły błysk prosto w małe ślepia zupełnie go zdezorientował, dając dziewczynie czas. Zadziałała jak zegar, sprawny mechanizm. Niby chciała się rzucić w stronę tunelowej bestii, lecz wyszło to z jakąś taką... gracją, zwinnością. Atak na grubą, mięsistą szyję potwora był automatycznym, acz niezwykle płynnym ruchem, lecz nie zrobił zbyt wiele z powodu sporej ilości skóry i innych ciekawych rzeczy po drodze. Za to późniejszy cios skierowany w oczodół już zadział. Nosalis zawył świdrującym uszy głosem, próbując pochwycić odważną dziewoję. Nie ścigał jej jednak, mając bardzo dużo własnych kłopotów. Ryki z tunelu nasiliły się, jakby w odpowiedzi na bolesny jęk.

     

    ***

     

    Walka w tunelu prędko przybrała chaotyczny charakter. Krzyki ludzi, wycia, porykiwania, huk broni, wypełniły ciasną przestrzeń. Bardzo ciężko było się zorientować co, gdzie i jak się działo, wiadomo było tylko dlaczego. W ogólnym hałasie i zniszczeniu Hiena dopiero po chwili zorientował się, że został oderwany od swoich towarzyszy, z których część cofnęła się pod naporem opętanych żądzą mordu mutantów, a jeden jest właśnie pożerany żywcem przez kilka stworów na raz. Jego krzyki zagłuszały nawet strzelbę.

     

    ***

     

    Ostatnimi czasy w Sojuszu Baumańskim dużo się działo. Naczelnik głównej stacji został w tajemniczych okolicznościach zgładzony, niby to przypadkiem zaraz na następny dzień wybuchła krwawa rewolucja, paraliżująca całą produkcję broni, aż w końcu w sprawę wmieszała się niosąca "braterską pomoc" Hanza. Dalej było już tylko ciekawiej. Nowoobrane władze Baumańskiej i Elektrozawodskiej zgłosiły oficjalny akces do Związku Stacji Linii Okrężnej, ich prośby zostały wspaniałomyślnie wysłuchane. Stacja Siemienowska odcięła się, zamykając grodzie i wytrzymała szturm, broniąc swej niezależności. Paru ludzi widziało tu i tam dziwacznego mężczyznę łażącego wszędzie z... sitarem. I choć wraz z pierwszym i ostatnim atakiem najbardziej burzliwy okres minął, dwie okupowane stacje wciąż pozostawały niespokojne. Wszyscy żyli polowaniem na "terrorystów" i "bandytów" chcących przywrócić Sojusz. Choć schwytanych nie zabijano, to ich los był nie do pozazdroszczenia, dlatego też Dymitr, dla kumpli Iskra, nie wychylał się, nawet gdy już wrócił do zdrowia po strzelaninie przy posterunku. Obserwował rozwój wydarzeń, dbając głównie o własne bezpieczeństwo. Jednak życie było zupełnie inne niż jeszcze tak niedawno temu, nowa rzeczywistość pozostawiała wiele do życzenia. Cóż może począć w takiej sytuacji?

    [Bosman, witamy na pokładzie. Jak znowu znikniesz, to dopilnuję, byś odwiedził wszystkie stacje Metra imienia Lenina. Jednocześnie.]

  12. Dopóki nie będę w stanie odpisywać bez trzymania nosa o kilka centymetrów przed matrycą aby w ogóle widzieć co piszę (o bólu oczu nie wspominając) sesja zostaje czasowo zawieszona. Zegarze, proszę nie dawać jej do archiwum, bo wrócimy do niej jak admin pozwoli.

  13. Hiena przygotował się do strzału, lecz trzeba było się upewnić, że nie jest to tylko halucynacja. Jednak szturchnięty podwładny pokazał gestami, że też widzi potwora, który stał sobie w miejscu jakby przygotowując się do tego, co miało nadejść. A że szybołazy rzadko kiedy atakowały w pojedynkę, to każdy łatwo się domyślał, iż zaraz zrobi się tu bardzo ciepło. W końcu ludzie doczekali się jakiegoś zdarzenia, ale o dziwo innego, niż wszyscy się spodziewali. Szybołaz stał gdzie wcześniej, lecz zza niego wypadła masa stworów prowadzona przez jakąś nieznaną czarną bestię. Zbiorowy okrzyk zaskoczenia świadczył o tym, że zobaczyli to wszyscy obecni. Baumaniec zadziałał właściwie czystym odruchem, nawet nie zdał sobie sprawy, że nacisnął spust, dopóki rozwarty pysk potwora nie został przeorany śrutem z krótkiego dystansu. Wraz Feliks mógł podziwiać efekty strzału z bliska, bo siłą rozpędu mutant wpakował się w ich drużynę. Zaraz też dołączyła reszta kawalerii. Taniec się zaczął.

     

    ***

     

    Nóż wyglądał niesamowicie biednie w porównaniu z najeżoną pazurami i kłami bladą górą mięśni jaką prezentował sobą jeden z najbardziej rozpowszechnionych po ludziach mieszkańców podziemnej kolejki. Praktycznie cała nadzieja pozostawała teraz w towarzyszu Zdrawki, który rzucił się naprzód w obronie swojej... pani? Jednak nadzieja owa rozwiała  się bardzo szybko, nosalisowi wystarczyło tylko machnąć łapą na odlew, by wyeliminować nieobeznanego w zasadach podziemi przeciwnika. "Dobry" mutant żył jeszcze, a nawet dziabnął nosalisa, lecz ten zdawał się tego nie dostrzegać. Powoli ruszył w stronę dziewczyny, nabierał rozpędu. Ryki rozchodzące się echem po mrocznym tunelu kazały sądzić, iż miał kolegów, którzy też chcieli załapać się na kolację.

×
×
  • Utwórz nowe...