Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. [A ludność tak po prostu będzie stać i klaskać? Gdzie dywersja, eh?] Ukraińcy wnerwili się i postanowili odpowiedzieć ogniem. Niestety nie do końca zrozumieli, że to były tylko strzały ostrzegawcze. Ostrzelano wszystkich Polaków z bronią w ręku, którzy nie pomagali rozbrajać "nacjonalistów".
  2. Thorvald postanowił, że nie pozwoli sobie na rozkoszowanie się kąpielą. Dokładnie się wymył, osuszył,przyodział, dbając o to, by ubranie jako tako się na nim ułożyło, nstępnie niespiesznie, z pewnym rozleniwieniem udając się do drzwi.
  3. [Nie, w Polsce zupełnie nikt nie będzie bronił się przed Rosjanami. Bądź poważny, Komputerze.] Przemocą niczeg nie rozwiążemy, próbowałem powiedzić. Nie podziałało za bardzo. Młodzież rwała się do bitki, a wieści o tym, że polscy "nacjonaliści" tak naprawdę wspierają Rosjan i Chińczyków obiegła miasto jak płomień. Coraz więcej patriotów decydowało się na poparcie Ukraiców, którzy poczynali sobie dość śmiało. Po prostu chamsko wtargnęli na pozycje pseudo-Polaków i pod groźbą użycia ostrej amunicji rozbroili ich. Takie działanie było możliwe tylko dlatego, że poparcie od mieszkańców miasta skutkowało latającymi w powietrzu kamieniami, skutecznie rozpraszającymi prorosyjskich bojówkarzy.
  4. [Że co, do ciężkiej zarazy? Czołgi w magazynach? Z uma zeszedłeś?] Jak było wspomniane, ukraińskie siły zbrojne w postaci ochotników z pokomputerową bronią były zdolne do sprawnego działania. Bojowcy otoczyli nacjonalstów na rogatkach korzystając z poparcia miejscowych, dożywianych za półdarmo. Potem nakazali im poddanie się i zlożenie broni. Jak nie, zostaną potraktowani jak zdrajcy Rzeczpospolitej, a tego by nie chcieli.
  5. - To bardzo dobrze - odparł elfowi mężczyzna. - W starciu z wilkołakiem stworzenie podobn do wilka będzie wielce pomocne. A teraz bardzo przepraszam... Z tymi słowy wszedł do sali, do której przyprowadził ich kapłan. Było tu przytulnie i marynarz musiał przyznać, że ci goście znali się na dogadzaniu gościom. Oczywiscie nie za darmo, Łowcy będą z pewnością stawać przeciw różnistym okropnościom, by odpłacić za gościnę oraz szczodrą dłoń gospodarzy. Teraz jednak Frenagar napawał się chwilą spokoju, zdając się kompletnie nie zwracać uwagi na nikogo. Kontemplował otoczenie, niezwyczajny luksusów, lecz nie dał się wprawić w zdumienie. Skupił się na tym, iż pomieszczenie posiadało wymarzoną rzecz: balię z wodą. Nie obchodziło go nic poza możnością zmycia z siebie wielkomiejskiego brudu. Zdjął kamizelę, swetr i koszulę, obnażając zarośniętą klatę, po czym w ciszy udał się do wyznacznego miejsca, by tam dokończyć rozbieranie się. Rzeczy złożył w kostk z niezwyczajną starannością.
  6. [Och, to tak się zabawiasz, Awtomacie...] Tymczasowo nacjonaliści mieli wolną rękę, w końcy nie będzie się mordować "braci Polaków". Działania podejmowane wcześniej przeze mnie lub przez mieszkańców naszego schroniska rozwijały się pomyślnie. W lokalnej rozgłośni nadawano audycje nawołujące do spokoju i gotowania się na zagrożenie rosyjskim imperializmem. Głoszono, że obowiązkiem każdego obywatela RP jest obrona tego kraju, niezaleznie od pochodzenia. Samoobrona działała jednak na tyle sprawnie, że w razie prowokacji ze strony nacjonalistów będzie zdolna zareagowa błyskawicznie.
  7. Jak dotąd Thorvald nie uznnawał za stosowne zabierać głosu, jednak kiedy doszło do niego, iż jeden z jego przyszłych towarzyszy posiada jakże urocze zwierzątko, odezwał się chrypliwie. - Słuchaj, a trenowałes to do boju? Jeśli tak, lepiej dla nas.
  8. Kruczek, ten esbek będzie mu pasował.
  9. Uch, balia wypełniona po samiutkie brzegi ciepłą wodą. Thorvald potrzebował tego po krótkiej przechadzce, jaką wcześniej odbył. Nie lubił tego miasta, kojarzyło mu się ze starożytnym, zdobionym statkiem, który próchnieje w bagnie od dziesięcioleci, podtrzymywany plugastwem, w którym się nurza. Lecz kiedy pomyślał jeszcze o posiłku, chłodnym piwie, czy co tam na niego czekało, by nie wspomnieć o pięćdziesięciu srebrnikach po pierwszym zadaniu, był gotów założyć, że przyjazd tu nie był takim durnym pomysłem. Udał się za kapłanem, kiedy tylko reszta się na to zdecydowała.
  10. W Przemyślu nie doszło na szczęście do żadnych zajść z udziałem polskich nacjonalistów, ukraińscy bojowcy patrolujący teren wokół schroniska oraz główne ulice miasta także zachowywali się miło. Jak na razie apel o pojednanie w obliczu zagrożenia i zjednoczenie w niedoli działał. Nie wiem, na jak długo. W kolejnym budynku, udostępnionym przez władze polskie, zorganizowano szkołę dla ukraińskich dzieci, założono redakcję lokalnego pisemka. Zaopatrzenie ciągle było w ruchu tak, by nikt nie musiał czekać zbyt długo. Dopóki sytuacja nie stanie się kompletnie beznadziejna, dostawy będą dochodzić regularnie do najbardziej zapadłej dziury, zapowiedziano. Na hełmach uzbrojonych ochotników drżącą ręką wymalowałem osobiście krzyże z ukośną belką, w ramach odpowiedzi na fanatyzm tego całego Thalberga. Potem odprawiłem Boską Liturgię, na którą specjalnie zaprosiłem przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Postarałem się też o przejęcie dawnych baz RFL na terenie południowo-wschodniej Polski.
  11. Frenagar, oparty o ścianę, otaksował wzrokiem kapłanów. Muskularni, odziani w kilka dni błogiego lenistwa. Słyszał o nich coś niecoś. Bić się umieją jak mało kto, oddani swemu bogu, czyli dobre chłopy. Wszyscy byli jednak kompletnie łysi. Mężczyzna pokręcił lekko głową, dumając nad dziwacznymi zwyczajami sług bożych, po czym usłyszał słowo "zapłata", odkleił się od ściany i swobodnie, bez lęku podszedł do stołu. Zamrugał, gdy usłyszał chichot jednego z łowców. Odwrócił na moment głowę w jego stronę tylko po to, by stwierdzić, że raczej się nie polubią. W ojczyźnie Thorvalda szaleńców wysyłano w morze na małej, dziurawej łupince. Związanych. Stanął przed ołtarzem w lekkim rozkroku, skupiając się na mężczyznach w szatach.
  12. [i tak wszyscy wiedzą, kto zacz.]
  13. Tak jak wspominałem już gdzieś tam w tle, to jest całkiem spora doza humoru, choć dziwacznego. Czekam z utęsknieniem na dalsze rozdziały tej współpracy, niezły lek przytłumiający. No i Pinkamina. Rozdział nie był moim zdaniem za krótki, nie mam za bardzo obiekcji.
  14. Thorvald powolnym, pewnym krokiem opuścił pokład niewielkiego stateczku, dotąd miotanego po większej części morza przez zmienne wiatry. Wciągnął zapach otoczenia, zapach nowego miejsca i, w pewnym sensie, nowego życia, przynajmniej na jakiś czas. Powietrze przesycone było bukietem zapachowym charakterystycznym dla portów wielkich miast, gdzie żyło wielu bogatych i jeszcze więcej biednych. Śmierdziało rybą, uryną, dymem oraz zwierzętami pędzonymi ku okrętom kupieckim. Mężczyzna rozejrzał się, ogarniając wzrokiem spichlerz, żurawia, kilka nędznych kramików wciśniętych we wnękę między budynkami oraz strażników miejskich, pilnujących porządku. Splunął, prawdopodobnie sprawiając tylko, że ten fragment miasta stał się nieco czystszy. Następnie skierował się ku majaczącej w mętnym, chłodnym powietrzu bramie. Kiedy zbliżył się do niej, prędko zorientował się, iż krypa, którą się tu dostał została ewidentnie skierowana w złe miejsce. Przepuszczono go bez wielu formalności, choć zdecydowanie nie wyglądał na bohatera. Miał za to nieco za ciężką sakiewkę. Załatwiwszy tę sprawę, przy okazji dziwiąc się łatwości, z jaką udało mu się przekonać do siebie całkiem obcych ludzi, udał się do wyznaczonego miejsca, co jakiś czas mało przyjaznym głosem pytając przechodniów o drogę. Ci nie zwracali na niego uwagi większej niż na kogokolwiek wokół. Mimo ozdób, jakie z całą pewnością dałoby się przehandlować na coś dobrego, Highbeeth nie wywarło na Łowcy dobrego wrażenia. W jego ojczyźnie ludzie starali się współpracować ze sobą, nierzadko pomagali komuś, kto miał mniej szczęścia. Tutaj zaś wszyscy porozdzielali się murami. Jednak całkiem miło było zobaczyć miasto, które nie płonie. Katedra była duża. Była bogata. I była przy tym nieznośnie cudza. Nawet w snach nie mógł jawić sobie okazji do zdobycia czegokolwiek, co się w niej znajdowało. Nie, nie bał się pomsty bóstwa, w które i tak nie wierzył, ani spasionych kapłanów. Ze zwykłej kalkulacji wychodziło, iż nawet przy pomyślnych wiatrach nie udałoby mu się pokonać straży miejskiej samojeden, zresztą po łowach czekała nagroda z pewnością lepsza niż jakieś kościelne świeczniki. Mąż wszedł do budowli z wysoko podniesioną głową, lecz też skorzystał z mniejszych drzwiczek, z pewnym trudem odnalezionych. Zakasłał głośno na powitanie, gdy w płucach osiadł mu ciężki, kadzidlany dym. Odczekał, aż oczy przyzwyczają się do oświetlenia. Wreszcie omiótł chłodnym, acz nie wrogim spojrzeniem ogromną salę. Trzech ludzi. Elf.
  15. Pytania dla osób spoza Górnego Śląska. 1. Opowiedz mi nieco o sobie, skąd jesteś, co robisz (uczysz się, studiujesz?) ile masz lat? Opole, uczę się w liceum, potem idę na rolę, osiemnaście. 2. Czy byłeś kiedykolwiek na Górnym Śląsku? Byłem parokrotnie. 3. Chciałbyś na nim byś? / Często się na nim pojawiasz? Nie, nie chciałbym. Pojawiam się przejazdem, albo na meetach. 4. Co ci się w nim najbardziej podoba? Nic. Ale tak kompletnie nic. Głównie miasta miałem okazję odwiedzać, a one mi się bardzo nie podobają. 5. Z czym kojarzy Ci się Górny Śląsk / woj. śląskie Z ciekawymi żartami (bery), z węglem i wszystkim, co z nim związane, ze złym powietrzem, z powstaniem. 6. Najbardziej charakterystyczne dla Śląska miejsca to? Nie mam pojęcia. 7. Jakie postacie kojarzą Ci się z Górnym Śląskiem? Wojciech Korfanty. 8. Co sądzisz o Ruchu Autonomii Śląska? Jako nie do końca Polak nie wypowiem się.
  16. Co bardziej radykalne środowiska związane z organizacjami mniejszościowymi oraz nieoficjalnie wspierane przez wciąż rozwijające się schronisko rozpoczęły przerzut broni przez Bug. Owa broń była następnie rozdawana między ochotników polskich i ukraińskich oraz bardzo tanio odsprzedawana WP. Równolegle prowadzono zakup zaopatrzenia dla ludności pomieszkującej w byłej siedzibie RFL. Zapasy były duże, lecz nigdy nic nie wiadomo. Cena kupowanych produktów była symboliczna, część kosztów pokrywały organizacje charytatywne oraz, po kilku moich interwencjach u biskupa, Cerkiew. Obawiano się trochę polskich nacjonalistów, zwłaszcza, iż na mocy decyzji podjętej przez ponad sześćdziesiąt procent mieszkańców schroniska na najwyższym budynku zamocowano flagę Ukrainy. Otwarcie posługiwano się językiem i mimo całego braterstwa łatwo dostrzegało się, kogo jest tu więcej. Na razie zadrażnienia nie występowały. Każdy każdemu z życzliwości i dobroci serca pomagał.
  17. Niestety, lecz nie mam się jak do Zgorzelca dostać. Życzę dobrej zabawy.
  18. [i dlatego chaotyczne wyzwalanie Przemyśla zaczynam już teraz.] Dość szybko schronienie w budynkach erefelowskich znaleźli wszyscy ci, dla których zabrakło miejsc w noclegowniach, ofiary podmieńczego najazdu, porządniejsi bezdomni, uchodźcy z terenów dawniejszych walk między organizacjami i tak dalej. Byli przyjmowani bez względu na narodowość, wyznanie czy niegdysiejszy status. Dzięki staraniom moim, sprowadzonych na powrót wolontariuszy, uczestników procesji, a także każdego życzliwego zapanował wśród nas duch braterstwa, jaki łączy ludzi wspólnie doświadczanych przez los. Jeden pokój przerobiono na kapliczkę, była ogólna kuchnia, sale sypialne, prowizoryczna świetlica. Porządku pilnowali bojowcy w opaskach. Nie mieliśmy tylko przywódcy, chwilowo niepotrzebnego. Poproszono Polaków o przywrócenie prądu oraz ogrzewania.
  19. Wyznaczona praktycznie bez mojego udziału lecz przy milczącej aprobacie, bo co mogłem zrobić innego, grupa uzbrojona najlepiej jak się dało szykowała się do akcji. Niebiesko-żółte opaski na lewych ramionach uwidaczniały ich przynależność. Sam się w takową zaopatrzyłem bowiem, co mnie trochu zdziwiło, zostałem mianowany kapelanem tego niby-oddziału. Bezbronni byli już bezpieczni, oddalali się szybko ze zdobyczami, rozpływali po Przemyślu. A cel szykowanej akcji? Magazyny w lokalnej siedzibie RFL, a może i POZ. Jak rząd jest za słaby, by zaopatrzyć obywateli, obywatele muszą to zrobić sami. Nasza grupka po kryjomu podkradła się do budynków wcześniej okupowanych przez Chińczyków, wkroczyła na ich teren, szybko upewniając się, czy nikogo nie ma oraz uważając na wieżyczki. Zabudowania zostały właściwie opanowane. Magazyny były jak skarbiec pełen wszelakich dóbr pierwszej potrzeby. Kompleks został ogłoszony cywilnym schroniskiem. Czekaliśmy na więcej ludzi, ciesząc się łatwym sukcesem i zastanawiając nad sytuacją. [Dla ścisłości chodzi o opuszczone mienie pokomputerowe w mieście wiadomo którym.]
  20. Protestujący Ukraińcy zabrali, co ich (czyli technicznie wszystko, co w ręce wpadło, plus do tego podarki od Gandzi, który może liczyć na poparcie mniejszości), po czym podzielili się na dwie grupy. Większość odeskortowuje kobiety i dzieci w bezpieczne miejsca, z prędkością wprost proporcjonalną do huków wystrzałów na sekundę. Ludzie pokrzykiwali, dzieci płakały. W tej grupie zawierają się między innymi wolontariusze, wedle mojego zalecenia dbający o uczestników procesji. Trafił tam też ten biedny pop od ikony, w tej chwili dość raźno maszerujący w stronę bocznych uliczek. Pozostali uzbroili się w zdobyczny oręż, dodatkowo posiłkując się sprzętem własnym. W tej grupie znalazłem się ja, ponieważ po przeprawie z Podmieńcami oraz traumie, jaką dalej miałem w sobie byłem zdecydowany na dużo więcej, niż dotąd. Na razie wycofaliśmy się pomiędzy budynki tak, by mieć w razie czego wolne pole do ostrzału. Zobaczymy, co zrobi prawdziwe wojsko.
  21. Odważni rzucili się ławą w stronę porzuconej broni, biorąc ją i szybko robiąc miejsce dla kolejnych. Starano się przy tym nie przeszkadzać Polakom. Znacznie większe zainteresowanie wzbudziła jednak ciężarówka z zaopatrzeniem, przy której skupili się starsi, wolontariusze oraz kobiety z dziećmi. Z radością powitano polskiego kierowcę, kilku dziadków pogroziło hummerom. Rozpoczęła się możliwie sprawiedliwa dystrybucja "darów„. Podszedłem do najbliższego żołnierza, chowając na razie chrest. - Diakuju. Dzięki wam nie polała się krew. Jestem ojciec Mykoła. Jak widać staram się przewodniczyć w procesji. No i pomagać rodakom oraz wam. Każdemu człowiekowi.
  22. [No że przejmie nad nimi kontrolę i podda ich. Chyba.]
  23. Sprawy przybrały obrót zgoła niepożądany dla co starszych uczestników demonstracji, którą już trudno nazwać pokojową. Nawet oni jednak potraktowali groźby Chińczyków bardzo osobiście. Żeby nie wspomnieć o młodych. W odpowiedzi na serię przecinającą powietrze tłum głucho zamruczał, ozwały się wyraźne głosy oburzenia. Kiedy do tego boju bez walki dołączyło WP, rozległy się gromkie wiwaty, od obu flag tak samo. Wygwizdano człowieka, który wspomniał o IV Rzeszy. Przekrzyczałem uczestników procesji tylko po to, by poprosić o obronę dla dzieci i starców. Ludzie, którzy zdecydowali się pozostać poczęli po kryjomu przygotowywać się do potyczki. Nie do końca nad nimi panowałem, lecz też zostałem na miejscu. Czekaliśmy na to, co się stanie.
×
×
  • Utwórz nowe...