-
Zawartość
1048 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Spirlny byt Atlantis
-
-Co elfickie żarcie, żartujesz sobie ze mnie-. Spojrzał na człowieka potem na to coś.
-
-Wezmę ale tylko z uprzejmości-. *ciekawe jak smakuje to coś*. Wział to coś podane mu i miał, kiedy miał już zjeść zapytał-skąd to masz-
-
Thanir powoli zszedł z konia,czuł że serce wali mu tak szybko jak bębny wojenne przed bitwą, kiedy się uspokoił , ucałował ziemię i kilka razy wypowiedział następujace zdanie -Kochana ziemio, jak dobrze po tobie chodzic-. Po czym zrobił to samo z koniem co ten milszy człowiek a następnie oparł o kamień jednocześnie przygotował topór, tak aby miał go pod ręką w razie ataku.
-
-Idzie jakoś, więc chyba jest dobrze- Odpowiedział Gwydril'owi,milej niż zazwyczaj.
-
-Jak możesz mówić elfie że od kogoś czegoś chcemy,my miłujemy własną ciężka pracę a broń i surowce sami zdobywamy,więc nie mów że czegoś chcemy to prędzej od nas wiecznie ktoś czegoś chce.- Naburmuszył się słysząc iż porównuje ich do ludzi.Po czym dalej się starał utrzymać na koniu,
-
Thanir Krasnolud starał się utrzymać na koniu i to mu wychodziło i wtedy nagle usłyszał od człowieka o dawno opuszczonym mieście,dawno utraconym,splamionym krwią setek braci. Kiedy tak się zatracił w marzeniach usłyszał słowa czy tam,i od razu odrzekł: -Nie nie byłem tam,a co wyglądu to znam tylko opowieści starszych,piękne arkady,sklepiania,cud architektury krasnoludzkiej.Marzy mi się kiedyś postawić tam moją stopę- Powiedział to grubym głosem.Po czym dodał: -Dziwne to ze człowiek pyta o takie rzeczy,zwykle to chcecie broni i surowców.-
-
Krasnolud jechał tuż obok Aarona a raczej udawał.W trakcie czekania odpowiedzi od człowieka,zauważył dziwne spojrzenie ze strony wysokiej postaci,której nie znosił bardziej niż elfa.Na co m€ odpowiedział: -Przestań się gapić tak na mnie jak bym ci matkę zabił,zamiast tego patrz przed siebie-burknął krasnolud.
-
You are Pinkie Pie the purple oc destined defeat stallions. Wow
-
Thanir ruszył z lekka jak mówił ten cały elf ,po czym odezwał się do człowieka: -Tak,masz racje, jak zwykle muszą mówić w tym swoim języku i nie wiesz kiedy z ciebie kpią - Po czym ruszył razem z reszta,starając się nie spaść z konia
-
Po czym wsiadł najlepiej jak mógł,nieporadnie ale wsiał.
-
Krasnolud ostrożnie zszedł z konia,gdyż obawiał się iż znowu walnie twarzą w ziemię,ale na szczęście.Po czym odszedł kawałek i żeby się uspokoić wyjął topór i poćwiczył parę ruchów.
-
Krasnolud zaczął się zastanawiać gdzie mogą być te łydki.*To chyba to poniżej kolana*-pomyślał Thanir.Po czym spróbował zatrzymać konia.
-
Krasnolud nie lubił elfów,lecz teraz nie miał wyboru musiał się słuchać jednego z nich.Po czym tak jak mówił ów drzewołaz pociągnął lekko lewą cześć sznura która nazywali wodze tak aby to coś skręciło.Po powiedział: -Ha może się udać,ale mam nadzieję że nie stracę mojej brody przez to-
-
Krasnolud odpowiedział na pytanie Elfa:Dobrze spróbuję się nauczyć,ale jeśli trzy razy spadnę z konia to jadę z tobą-Ostatnie wypowiedział z lekkim pomrukami. Po czym zaczął uczyć się ,tylko tyle aby móc przynajmniej móc jako tako móc jeździć na tym czymś.
-
-Tak- odpowiedział krótko krasnolud a potem dodał -Mam tez mała awersje z lat kiedy byłem młodszy.-
-
Thanir przysłuchiwał się temu co ma długouchy do powiedzenia*ta ciekawe czy dosięgnę do tego czegoś co nawał kłąbem*stwierdził cicho w myślach krasnolud,po czym powiedział no to: -Dobrze,dobrze spróbuję,a mam pytanie,nie mieliście kucyków- Po czym tak jak mówił starał się dosięgnąć tego miejsca o którym to wspominał ów elf,aż wreszcie dosięgnął i koń lekko ruszył a krasnolud zadrżał i powiedział do człowieka: -Wiedz ze jestem twardy niczym skała-
-
Krasnolud wzdrygnął na widok koni,lecz starał się żeby nie było po nim widać że się boi. -Mówisz że tak,mam zrobić,a co do tego drugiego to się postaram- Po czym postawił wszedł na ławkę,teraz jak mówił długouchy,Wstawił lewą nogę,oparł się lekko się zachwiał lecz nie upadł.Następnie z wielkim oporem ręce o siodło,po czym z rozmachem przełożył nogę na druga stronę,lecz miał małego pecha i wylądował na ziemi z drugiej strony,następnie zaczął powtarzać czynność aż wreszcie usiadł na tym całym zwierzęciu.I odezwał się: -ha udało mi się,a teraz elfie powiedz mi jak się tym kieruje-
-
Thanir powoli się wygrzebał z gospody,przy okazji płacąc karczmarzowi.Kiedy wyszedł na zewnątrz,jego głowę przeszył lekki pulsujący ból.Złapał się za głowę,a następnie ruszył w kierunku miejsca gdzie znajdzie zimną wodą a już chwilę później był już mokry od szyi w górę,tak jak uczyli go w domu że na kaca najlepsza jest zimna woda na łeb.Zamruczał coś w swoim ojczystym języku i ruszył w kierunku gospody.Nie czuł już takiego bólu głowy,więc dzięki temu dostrzegł drzewołaza innych na skraju lasu,ruszył w tamta stronę najszybciej jak mógł i 5 minut później zasapany stał nie daleko kompanów: -Mam nadzieję że się nie spóźniłem- Odrzekł cichym tonem Krasnolud.
-
Krasnolud wstał tym razem juz mniej pewnie niż poprzednio lecz wstał a następnie ruszył już mniej pewnym krokiem a to z powodu iż był lekko pochmielony, lecz po kilku krokach jego chód się ustabilizował i ruszył w stronę pokoi, a tam na miejscu położył się w miejsu które uzał za wygodne
-
Tharin, wypijał kufel za kuflem, za każdym razem starał się wyczuć jakie mogła mieć umiejętności osoba bądź osoby robiące te piwo.Wprawdzie nie mogło się równać z piwem z innych części śródziemna,ale był w miarę dobre.Wsłuchiwał się w słowa elfa,i po kilku zadaniach wymówionych przez Gwydrilla, zrozumiał że drzewołazy zwiały na statkach, a to tchórze z nich,tylko z łuku strzelać potrafią w już walczyć mieczem to nie,po czym wypił kolejny kufel.
-
Krasnolud zwrócił się najpierw do Gwydrila: -Będzie mały kłopot,gdyż nie umiem jeździć,na tych stworzeniach,są takie nie wygodne i dosyć dziwne- Odpowiedział lekko się krzywiąc przy słowie koń.
-
Tharin odezwał się normalnie,tak jak to zwykle,czyli żeby wszyscy nie ogłuchli: -Elfie mam pytanie a czy w waszej wyprawie będzie jakaś bitka,bo mnie topór swędzi, jeśli tak to dołączę- na słowa dymiącego ogniem nie odezwał się tylko gniewnie chwycił że rękojeść toporka,lecz nie wyjmował go.
-
Tharin spojrzał na niepewnym wzrokiem na elfa,po czym orka,po czym schował topór na swoje miejsce.A następnie się odezwał: -Jestem Tharin, syn Tharóna.- Po czym pospiesznie dodał: -Przepraszam za to ale jak widzę jakiegoś orka,albo inny pomiot to mnie ponosi.- Dziwnie się czuł mówiąc te słowa, gdyż rzadko je mówił , no ogół to się kończyło czyjaś rozbitą głową. Po czym zastanowił się nad słowami o napiciu się, i te słowa naprawdę podziałały na niego i się lekko uspokoił i odezwał się do człowieka: -Mówisz napić, to chętnie- Wypowiedział to już ciszej niż na początku.
-
Krasnolud spojrzał na elfa,potomka tchórzy,którzy kryli się z łukami wśród drzew : -Ja głupi,to chyba ty a ork to ork,jak mawiał dziadek `Dobry ork to martwy ork`. A teraz wytłumacz mi co robi to coś tutaj.- A następnie powiedział po cichu : -Na moją bujną brodę ,ork tutaj,świat chyba na głowę upadł- Po czym odezwał się do kogoś kogo chyba rozum opuścił powiedział,po chwili grozy zaprezentowanej mu przez tego wysokiego tfu człowieka: -Powiedz to moim braciom,których spotkała śmierć z rąk takich jak to coś,i nie nazywaj mnie krasnalem bo cię przeświecę moim toporkiem- Po czym usiadł i zaczął przysłuchiwać się.
-
Tharin był w drodze od trzech dni,jako ze jest krasnoludem,przez cały czas który spędził w drodze,w czasie której widział tylko drzewa,albo pola i ani krztyny pięknych gór,których widokiem mógłby napawać całymi dniami widok karczmy był ratunkiem.To była trzecią rzecz która oprócz bitki i gór uwielbiał robić w życiu.Tharin otworzył drzwi z lekka,a następnej chwili był już przy jednym stołów,ten akurat stał nie daleko pewnych jegomościów,w pierwszej chwili krasnolud nie zauważył siedzącego tam orka.Po czym powiedział głośno: -Karczmarzu,przynieś mi tu piwa tylko takiego porządnego a nie jakiegoś zlewaka,bo inaczej gnaty porachuje moim toporkiem- Po czym odwrócił się żeby lepiej wiedzieć wnętrze karczmy,przyglądał się każdemu stołowi oraz siedzącym przy nich gościom,aż natrafił na niecodzienny widok,a mianowicie był nim ORK,prawdziwy ork w tym miejscu.Pomyślał *Ma brodę mojego ojca ork tu jest*. W jednej chwili miał już topór w rękach i wykrzyczał: -Giń pomiocie plugawy-