-
Zawartość
1700 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Arceus
-
Tom nie wyszedł. Uderzenia odblokowało zamek przez co drzwi nareszcie były zamknięte. Na głucho. Tym czasem w korytarzu do głosu doszedł Ray -Panowie, musimy iść.-po tym podał im ręce i pomógł wstać. Mariusz ocknął się wśród powykręcanej stali, gruzów, miejscami widoczne były plamy krwi, największa była ta z boku maszyny. Uderzyło w nich coś żywego. Technik wygrzrbał się z miejsca katastrofy, zaczynając się zastanawiać jakim cudem to przeżył. Został sam nie wiedząc dokładnie gdzie, był na rozległej otwartej przestrzeni, nie najbezpieczniejsze miejsce. Czasami widział jakiś cień albo słyszał jakąś istotę, albo to była tylko wyobraźnia Technika.
-
[Niech się Lucas nie martwi, coś się znajdzie, po z tym zawsze można zagadać do kompana, najgorzej w sumie ma Mariusz (Halik) ale i mu dam towarzystwo :}] Tom niewiele widział. Sterta gruzów uniemożliwiała zobaczenie niektórych miejsc. Jednak tam gdzie wzrok Toma docierał nie było niczego nadzwyczajnego, ot kilka sylwetek rozmazujących się we mgle. Widocznie tamte istoty uznały że załoga nie żyje i odeszły. Na razie było bezpiecznie.
-
[Naturalnie oczekujemy pozostałych. Chociaż szkoła w tym okresie jest wyjątkowo uciążliwa, nagle wszyscy przypominają sobie że brakuje ocen :/ mniejsza do 30.06 (od 26 wakacje) każdy powinien dać tu odpis.] W korytarzu trójka ludzi strzelała do jakiejś istoty. Po pełnej obaw i niepewności chwili bestia padła. Karabiny ucichły, ale kroki nie. Amunicji w magazynkach było tyle co kot napłakał. ŻŻołnierze otrzymali rozkaz musieli go wypełnić. Próba przeładowania broni skończyła się na wyrzuceniu pustego magazynku. Z ciemności wyskoczyły na nich dwa monstra. Sztygar stał jako pierwszy. Bestia chwyciła go mocno i z całą siłą uderzyła nim o ścianę. Żołnierz poczół ból, znacznie ciężej było mu oddychać. Gdy uścisk zelżał żołnierz padł na kolana i runął ciężko na ziemie w ostatnim odruchu wystawiając ręce przed twarz. Był nieświadomy, ale oddychał, jego stan przypominał głemboki sen. Stojący za nim Korn miał niewiele więcej szczęścia. Potwór uderzył go w brzuch i wybił w powietrze, pi czym pewnie myśląc że jest martwy pobiegł dalej. Gdy spadł na ziemię widział ostatniego żołnierza dobywającego broń, po tym obraz rozmył się i snajper padł jak jego kolega, nie widząc i nie czując nic po za nieznośnym bólem. Tym czasem oczom pipilotów ukazali się uciekający żołnierze. Wszyscy wskoczyli do śmigłowców, w radiu zabrzmiał nieco zniekształcony głos sierżanta "startujemy!" Piloci pośpiesznie uruchamiali silniki, śmigła cięły powietrze, maszyny odrywały się od ziemi. Pierwszy był nr2 z już wcześniej rozgrzanym silnikiem. Już nic nie mogło ich zatrzymać. Mogło. Mariusz zobaczył jak coś leci w jego stronę, za wszelką cenę starał się to minąć, ale modyfikowany na transporter śmigłowiec nie był tak zwrotny jak oryginał. Mariusz nie zdołał tego minąć. Poczół uderzenie, usłyszał szum powietrza i oddalający się krzyk żołnierzy. Wskaźniki nie działały, wirnik na ogonie... Cały właściwie ogon przestał istnieć. Obracając się chaotycznie śmigłowiec zaczął spadać. Pilot poczół uderzenie, a po chwili kolejne. Po nich wszystko ucichło, a zszokowany pilot zemdlał. Pozostali widzieli spadający śmigłowiec, ale nikt nie zawrócił. Ostatnią maszyną, która oderwała się od ziemi była trójka z Tomem za sterami. Kompani wbiegli, ledwo zamknęli drzwi i usłyszeli jak coś na nie wpada. Tom starał się utrzymać maszynę w powietrzu, ale się nie dało, główny wirnik jakby się zacinał, a cała maszyna niebezpiecznie przechylała się na bok. W pewnym momencie Tom stracił kontrolę. Udało mu się jakoś posadzić maszynę. Załoga była poturbowana, ale wszyscy przeżyli. Gdy warkot odlatujących śmigłowców ucichł zapanowała niczym nie zmącona cisza. Mariusz ocknął się w zmasakrowanym śmigłowcu, który teraz przypominał bardziej stertę pogniecionej blachy. Nie znalazł nikogo innego. Korn i Sztygar zostali ocuceni przez Raya, który, sądząc po stanie kombinezonu, też oberwał. Śmigłowiec nr 3 był uszkodzony, ale załogo żywa. Wszyscy poturbowani, ale zdolni do noszenia broni (I teraz tak naprawdę zaczynamy Teraz możemy się pobawić )
-
[Ekhem: kolejno odlicz! Proszę aby każdy dał w takim nawiasie imię postaci, oraz czy działa dalej, tylko gracz nie ma czasu na odpisy, lub oficjalnie odchodzi. Proszę to dość szybko załatwić (w ostateczności hasła typu "kiedyś wrócę" czy "żegnajcie towarzysze") WYKONAĆ! ]
-
-
Tym czasem Reszta oddziału pod dowództwem Sierżanta zniknęła w mrokach budynku, konkretnie jeszcze raz tego samego korytarza. Żołnierze usłyszeli trzask i dźwięk zbliżających się kroków. -Sztygar! zostajesz, osłaniasz nas! Ray, Korn! pomóżcie mu w razie czego. Oddział ruszył dalej, a trzech żołnierzy osłaniało odwrót. Cokolwiek biegło zbliżało się. Pierwszym, który coś zobaczył był snajper. To nie był ten uroczy stworek, który zaatakował jako pierwszy, to było coś gorszego. Znacznie gorszego. Ponad dwumetrowa góra mięśni, potężne przednie kończyny, sprawiające wrażenie jakby mogły zmiażdżyć człowieka. Głowa była niemal niewidoczna, ale w mroku widać było parę lśniących trupim blaskiem oczu. W mroku zarysował się kształt, żołnierze wiedzieli w którą stronę strzelać. Ray otworzył ogień...
-
Potrzebuje król nowego rzecznika prasowego?
-
W kokpicie lozległ się szum radia i znajomy głos jednego z pilotów -wszyscy żyją? Kilka głosów dało znak życia. Niepokój powoli mijał.
-
[Nie mniej zuym człowiekiem który rzuca w Was bronią jestem ja i macie 20 oczywiście, nie musicie z niej korzystać xD Zatem sugeruję Wam wrówrócić do sesji, a nie martwić się kalibrem plose ]
-
[Mi też ]
-
[20 cal usuwalny 50 cal niewymontowywalny (słowotwórcze słowo)]
-
[To... To spełnienie moich marzeń *wzruszenie* ekhem daję Wam wybór: kaliber 50, ale na stałe lub 20 ale z możliwością wymontowania go z maszyny. Co wybieracie? (Drobny spoiler: nigdzie nie lecicie >: ) Dajcie demokratyczną odpowiedź i kobtynuujcie jakby nigdy nic ]
-
Oddział: Bestia umarła. Ostatni ruch i spokój. Żołnierze przebiegli obok i znowu byli w korytarzu. Znowu chwila spokoju. Żołnierze nie biegli tylko maszerowali spokojnie regenerując siły. Wymiana magazynku, wytarcie krwi z noży i hełmów, tak na to teraz był czas. Sierżant usłyszał Korna. Odwrócił się do niego, strzelec mógł zobaczyć jego przekrwione oczy i grymas bólu na twarzy, po czym Still powiedział, ale jakby nie swoim głosem "Tak ruszajmy".Jego głos był słaby, jakby przytłumiony a jednak budzący respekt i drobny niepokój. Cały stan dowódcy nie napawał optymizmem, ale widać było że nadal walczy, Śmigłowce: Piloci zaczęli strzelać zasypując przeciwnika deszczem kul. Potwory padały jeden po drugim. Po kilku sekundach zostały już tylko ostatnie niedobitki, które zdały sobie sprawę że nie warto i zawróciły. Piloci mieli spokój, ale do powrotu reszty jeszcze wiele mogło się zdarzyć.
-
[Na ziemię! szybko! Niesubordynowana szumowino i 50 pompek! Czekacie za resztą i póki co nikt nie startuje, bronicie się (a fale macie małą) do powrotu reszty, a reszta nie wiem czemu milczy... Czemu?]
-
[Zatem Maćko i Halik są przy śmigłowcach (jeśli nie w nich) reszta idzie przez zablokowany przez jakieś ranne żyjątko :3 możecie ppisać, śmiało ]
-
[Da] Kula przebiła czaszkę bestii z której obficie wytrysnęła krew. Tom schował się za smigłowcem. Zobaczył że tych istot jest za dużo, lub naboi w broni za mało. Trzeba było użyć czegoś lepszego. Do jego maszyny było kilkanaście metrów. Trochę bliżej stał śmigłowiec nr2. (Którego pilotem jest kolejny uczestnik, z profesją technika)
-
[A dobrze zaparkowaś? Bo masz na razie pistolet, boczną broń śmigłowca, lub przednie działko skrajnie z lewej sugeruję boczną broń ] Istoty zbliżały się. Jedne biegły na dwóch inne na czterech kończynach. Kształtem przypominały człowieka, ale ich szpony na przednich kończynach, czarna skóra, bozbawione źrenic lśniące bielą oczy i nieludzkie kły sterczące im z pysków niszczyły w nich to co ludzkie. Tom widział jednego z szybszych, centralnie przed sobą. Ostatnia chwila na odpowuiedź "strzelać czy uciekać?"
-
[A kto pilotuje? Wybacz vulcany są obsługiwane przez ludzi "ładowni", ale na razie nie lecicie... W sumie...] Tom został w śmigłowcu, jak kkażdy inny pilot. W miejscu lądowania było cicho, spokojnie... Można rzec nawet nudno. W radiu słychać było rozmowy pilotów, niektórzy wyszli na zewnątrz zapalić lub popodziwiać urok tego majestatycznego miejsca. Potężne mury, wysokie wierze, liczne rzeźby i wiele innych dowodów na kunszt i ambicje budowniczych. Zamek i jego architektura naprawdę były godne podziwu. Tom miał swoje mikro zadanie do wykonania, kula w zamek sama nie wejdzie. Sięgnął po broń. "Tsss o kur** widzieliście to?" to zdanie jednego pilota zmąciło ciszę po niespełna sekundzie do uszu Toma i innych dotarło echo eksplozji. W radiu narastał jakiś dziwny szum, jakby zakłucenia, kto się wsłuchał (i wykazał drobną paranoją) był w stanie w tym szumie usłyszeć jedno wyszeptane niewyraźnie słowo "jedzcie". Coś rzuciło cień na śmigłowce. W gógórze można było dostrzec dwa obiekty lecące w stronę dymu, to tam miała miejsce eksplozja. Nastała cisza, każdy żołnierz przeładował i odbezpieczył broń, każdy podświadomoie na coś czekał. Oczekuwanie przerwał krzyk, po nim pojedynczy strzał i z przerażeniem wykrzyczane pytanie "Co to do cholery było?!" Tom poszedł na miejsce. Przystanął widząc jakąś istotę w kałuży krwi. Spojrzał przed siebie. Nie widział co dokładnie, ale coś biegło w stronę jego i jego kompanów. Nie wiedział ile tego, ale z każdą sekundą z mgły wyłaniały się nowe sylwetki. Walka o utrzymanie pozycji jest nieunikniona.
-
[W sumie sam o tym myślałem teoretycznie powinieneś w śmigłowcu czekać, praktycznie (jestem złym człowiekiem, ale nie aż tak) nie chcę ci odbierać zabawy i jeśli chcesz idziesz (w teraz właściwie wracasz) z nimi, albo czekasz w maszynie (jeśli wybierasz to drugie opiszę Ci co się u ciebie dzieje) i w sumie w imię realizmu tak było by dobrze ]
-
[Czytałeś posta? Wiesz co się dzieje? Wiesz że wyszliście z budynku a potwów w zasięgu wzroku jest już tylko jeden? Nie? To przeczytaj jeszcze raz ]
-
Korn przeżył drobny zawód. Zdecydowana większość wystrzelonych kul nie trafiła. Te kilka, które jednak zagłębiły się w ciele stworów nie odebrały im życia. Bestie nadal leciały w ich stronę. Gdy były dość blisko wpadły pod ostrzał Sztygara. Jedna istota przeleciała, ale druga dostała solidnie. Mimo licznych ran dalej próbowała lecieć, ale nie mogła. Spadła ciężko na most zrzucając z niego dwóch kolejnych ludzi. W zacięgu wzroku żołnierzy została już tylko bestia nie zdolna dl lotu, która cały czas wijąc się na moście uniemożliwia ucieczkę ostatnim żołnierzom.
-
Żołnierze bronili się, a Lucas zajął się wyjściem. Ładunek podłożony, ludzie odsunęli się od miejsca wybuchu. Eksplozja i świało z zewnątrz nareszcie jest droga ucieczki. -Wszyscy do wyjścia!-krzyknął sierżant. Po kilku sekundach oddział wyszedł. Znowu most i reszta atrakcji. Na razie jednak wszyscy mieli czas by usupełnić amunicję i odpocząć. Kruk na ramieniu Jacka krzyknął. Znowu to uczucie jakby coś na nich patrzyło. Nikt nie chciał tu zostawać. -Sierżancie musimy iść-powiedział ten który obronił Korna, jego broń a nawet jego kombinezon miały na sobie śledy krwi. Sierżant dał gestem znak do dalszego marszu. Mniej więcej w połowie drogi kruk krzyknął jeszcze raz rozkładając skrzydła. Jeden żołnierz przystanął i zaczął się rozglądać, oddział usłyszał trzepot jakiś skrzydeł. Rozglądający się żołnierz krzyknął "wszyscy padni!" i wielu tak zrobiło, jeden nieszczęśnik nie zdążył, znowu do uszu pozostałych dobiegł krzyk. Żołnierze widzieli swojego kompana niesionego przez jakieś latające monstrum. Nie widać było dokładnie co to jest, ale wiadomym było że lata i ma złe zamiary. Wszyscy zaczęli biec, jednak w ich stronę leciało jeszcze kilka tych istot.
-
Mimo tego że światło latarek nie było w stanie odeprzeć tych istota dawało żołnierzom coś bezcennego: chwilę na wycelowane gdy te istoty zwalniają i zasłaniają sobie oczy. Niby nic ale na dłuższą metę pozwalało zaoszczędzić to trochę amunicji. Pozostali żołnierze także włączyli latarki doczepione do broni. Serie cichły, zastępowane przez częste pojedyncze wystrzały. Człowiek z uzi zbliżył się do Lucasa i krzyknął-co ty do chol... robisz?! masz materiały wybuchowe, rozwal do kur... nędzy te drzwi!!!-widać po nim było że w razie sprzeciwu następną kulę wpakuje w swojego. W sumie każdy by tak zrobił gdyby znalazł się koleś który powie "zostańmy tu jeszcze chwilę". Sierżant osłaniany przez Sztygara był już kilka metrów od grupy.
-
[ >100 postów] Stwór, który oberwał nawet nie zwolnił, potwory z grupy zostały rozrzucone. Rzeczywisty efekt, nie był jednak zadowalający. Te stojące dalej od granatu były poturbowane, ale nie widać było aby cokolwiek im się stało, te bliższe eksplozji były albo martwe, albo ciężko ranne, czasami nawet bez jakiejś kończyny. Niezależnie jednak od ran jeśli tylko żyły szły dalej w stronę obrońców tak długo na ile pozwalały im rezerwy krwi w żyłach, dopóki ich serca biły szły by zabijać. Wiele bestii zostało odepchniętych, a te bliżej na pewno n=już nie były tak groźne jak przed niespełna sekundą.