Skocz do zawartości

KreeoLe

Brony
  • Zawartość

    678
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez KreeoLe

  1. Kłódkę rozwaliłeś dopiero strzałem ze swojej strzelby. Tłum zdesperowanych kucyków jest przestraszony i patrzą na ciebie wyczekująco. Na szczęście nie wybiegli jak dzikie zwierzęta, bo zginęliby. Czekali, aż wyprowadzisz ich z tego syfu - byłeś od nich wyższy i patrzyłeś na kucyki z góry, może więc to je przeraziło. Zauważyłeś, że Szaniqua zdążyła owinąć sobie krwawiące kopyto kawałkiem materiału i przy okazji zastrzelić kilku Handlarzy - a było ich w chuj po prostu, że nie zliczysz. Ruszyliście dalej, a ty nadal uwalniałeś niewolników z następnych cel.
  2. Szafka lekko się zachwiała, część książek spadła z półek. Zaczynało ubywać tak cennego tlenu, a twoje płuca wdychały coraz więcej groźnego dymu. Udało ci się jednak utrzymać na szafce. Nie byłaś pewna co zrobić dalej - panikowałaś coraz bardziej. Tak samo, jak i bardziej wszystko zaczynało stawać w ogniu. Paliło się, cenne książki płonęły. Ogień zbliżał się w twoją stronę. Mogłaś przyrzec, że czułaś jak jest ci coraz goręcej, a to w niczym jednak nie pomagało. Teraz trzeba było skoczyć tylko dalej i wydostać się stąd...
  3. – Ojojoj, panienko, naprawdę nie napije się panienka jeszcze i nie posiedzi w dobrym towarzystwie? – Spytał, śmiejąc się chwilę potem. Najwyraźniej chciał cię tu przetrzymać jak najdłużej, a ty nie chciałaś wzbudzać podejrzeń. Wolałaś jednak iść już spać i ulotnić się z tego dziwnego towarzystwa... Ale - jak widać - ogierowi nie spieszyło się do dania ci kluczy do pokoju.
  4. Zacisnęła usta i znów strzeliła, w Handlarza. Po chwili grzebania w jej kopycie udało ci się wyjąć kulę. Wyrzuciłeś ją na bok - miałeś palce całe we krwi. Klacz zaraz podniosła się, jakby nic się nie stało i zaczęła strzelać do najbliższego kuca. Rana w jej kończynie krwawiła i odniosłeś wrażenie, że długo tak nie pociągnie. Najpierw trzeba było uwolnić niewolników. – Za mną! – Krzyknęła. Już po chwili staliście przed kratami i gronem brudnych, śmierdzących kucyków. Szaniqua zapewne z łatwością otworzyłaby kraty, ale mimo sytuacji w jakiej się znajdowaliście, chciała, żebyś i ty się popisał i coś zrobił. Ona cię osłaniała, a ty miałeś ich uwolnić.
  5. – Rozumiem... – skinęła na twoją historię i zaczęła odpowiadać: – Cóż, mieszkam tu od dziecka. Moi rodzice zaś postanowili przeprowadzić się w bardziej dostojne miejsce, dlatego zamieszkali w wielkim mieście Canterlot. Ja jednakowoż wolałam zostać tutaj, to jakże wyborne, acz niewielkie miasto wciąż mnie zaskakuje i robi cudowne wrażenie! Madame zrobiła minę, jakby nagle jej się coś przypomniało - a i owszem. – Twój pies znajduje się w specjalnym pokoju – oznajmiła. – I ja również kiedyś miałam takiego pupilka, został po nim pokoik. Rano zmieniłam mu wodę na czystą i nasypałam świeżej karmy. Jest w pokoju na dole, na lewo od pani sypialni. Zaraz będziesz mogła go wypuścić i wyjść z nim na spacer - bardzo miły piesek. Można wiedzieć, jak się wabi? Odniosłaś wrażenie, że Madame bardzo lubi rozmawiać i przebywać w miłym towarzystwie.
  6. – O Celestio... teraz to je trudno spotkać. Znaczy, ten, zależy którą. Królowa Twilight urzęduje właśnie tutaj w Ponyville, ale nie przyjmuje w tym tygodniu na rozmowy. Applejack to chyba w Appleloosie, Rarity przebywa w Manehattanie, Fluttershy podpisuje pokojowe pakty w Zebrice, Pinkie Pie jest... gdzieś tam, nie wiem gdzie... Co mnie to obchodzi zresztą... – Powiedział ogier.
  7. – Tak... – wpatrzyła się w twoją dłoń i długie palce. – Cholera, dasz radę mi to wyciągnąć? Podniosła kopyto. Przed oczami miałeś głęboką dziurę - na jej nieszczęście kula nie przebiła kopyta na wylot, byłoby mniej problemu. Czerwona, gęsta posoka powoli sączyła się z rany - kula wręcz rozszarpała kopyto, mogłeś więc chyba wyciągnąć kulę. Warto spróbować, najwyżej klacz się wykrwawi... Gdy ty patrzyłeś w jej kopyto, ta zastrzeliła swoim karabinem jednego z Handlarzy. – O Celestio, szybciej! – Warknęła, żebyś się pospieszył.
  8. Kule rozerwały każdego z Handlarzy, a ty dalej parłeś naprzód. Strzelałeś jak leci, chyba nawet zabiłeś jednego niewolnika, który się wydostał. Wszędzie kuce, cholera. Przemieszczając się w szarej mgle między budynkami i namiotami, nagle kogoś trafiasz kulą. Słyszysz krzyk i zaraz się zatrzymujesz, bo skądś znasz ten głos. – Ty pierdolony chuju, odpieprzyło ci do reszty?! – Zaczęła kląć na ciebie znajoma klacz. Postrzeliłeś ją w lewe kopyto. Próbowała sobie wyjąć kulę za pomocą magii, ale niezbyt dobrze jej to szło. Zaklęła jeszcze raz, tylko ciszej, ignorując otoczenie i tych cholernych Handlarzy.
  9. – Elementy Harmonii nadal są pod władaniem Królowej Twilight, która teraz wznosi Słońce zamiast Celestii i Piątki Księżniczek - Applejack, Pinkie Pie, Rainbow Dash, Fluttershy i Rarity. No i jest jeszcze Królowa Luna niezła dupa to ta, co wznosi Księżyc i pokonała Chrysalis. Upił duży łyk z kufla. – A to dobrze, że panienka z południa. Tam to dobre same kuce, zdrowe też – odrzekł. – Panienka Triss nie pije piwa? Spróbować proszę i do dna. To zasługa naszej Księżniczki Applejack, mocny towar robi...
  10. Klacz uśmiechnęła się ciepło i zaczęła jeść swoją porcję. Na szczęście nie wypominała ci zasad dobrego wychowania, choć ona zdecydowanie ich przestrzegała. Dopiero gdy skończyła jeść, odpowiedziała na twoje pytanie: – Bardzo dobrze. Dzień równie słoneczny co wczoraj, bardzo mnie to raduje – powiedziała. – Skoro już zjadłyśmy, kochana, to może usiądziemy sobie w salonie i opowiesz mi trochę o sobie, jeśli nie byłoby to problemem? Madame wstała i przepraszając cię na chwilę, poszła umyć kopytka. Gdy wróciła, zachęciła cię skinieniem, byś ruszyła za nią do salonu na górze. Tutaj przestrzeń była duża, styl - zdecydowanie klasycyzm. Biało - czarny, spokojny wystrój. Długa i duża, mleczna kanapa z poduszkami, na ścianach obrazy i różnego rodzaju rzeźby. Pod ścianą biblioteczka - idealnie, symetrycznie poukładane książki - ku twojemu zdziwieniu - były tylko w szarych, białych i czarnych okładkach, jakby chciano dopasować je idealnie do pomieszczenia. Wszystko było tak perfekcyjne, że żeby nie zaburzyć tej harmonii trzeba się było sporo natrudzić. Malone usiadła na kanapie i spojrzała na ciebie wyczekująco - chciała czegoś się o tobie dowiedzieć. Ciekawe, jak będziesz wyglądać w jej oczach jako hazardzistka...
  11. Nigdzie nie widziałeś klaczy - musiałeś jednak natychmiast działać, nawet bez niej. Być może nawet już rozpoczęła atak. Usłyszałeś jakieś strzały. Odbezpieczyłeś swoją broń i ruszyłeś do przodu - trzeba było wymordować tych popieprzeńców, którzy zbliżali się w twoją stronę. Zbliżali, właśnie... Nagle 3-osobowa grupa wycelowała w ciebie swoje pistolety. Grupa pieprzonych KUCYKÓW. Następne, cholera... Od razu domyśliłeś się, że to Handlarze. Celowali w twoją głowę.
  12. – Piwo, cydr, wódka – wymieniał, szczerząc żółte zęby. – Siadaj, maleńka, już wszystko opowiadam. Usiedliście przy stoliku w rogu - nikt najwyraźniej nie zwracał na was uwagi. Ogier zaczął opowiadać. – To ja to tylko pamiętam se od czasu, gdy zaczęto budować te domy na nowo w Canterlocie, no i w Ponyville też. To po tym jebanym ataku Podmieńców i tej Chrysalis. Trwało to szmat czasu - słyszałem ja ponoć, że w Canterlocie zapanowała jakaś zaraza – tłumaczył. – Znaczy, ten, była ta na Changelingi zaraza, ale potem zaczęły chorować i zwykłe kuce, trza więc było zwiewać tutaj. To wszystko chyba, bo nic nowego nie ma. Musimy uważać, żeby jakie kretyny tu nie wniosły zarazy... Ale Panienka chyba nie z Canterlotu i zdrowa, prawda? W międzyczasie podszedł do was kelner - Mugful zamówił i dla siebie i dla ciebie kufel mocnego piwa. Pierwszy raz miałaś coś takiego pić - ale warto spróbować. Wysłuchałaś historii ogiera, a kelner postawił na waszym stoliku dwa kufle z żółtą, pieniącą się zawartością.
  13. Klacz zaśmiała się cicho - najwyraźniej i ona wolała tą opcję. – Dobra, Andrew. A teraz cofnij się dalej niż... 12 metrów. To mocne miny, jebną porządnie. Najwyżej urwie mi jakieś kopytko... – mruknęła cicho. – No, odsuń się. I zatkaj uszy. Będzie bum! Jej róg świecił nadal - nagle w powietrzu z magii uformowały się małe, podłużne kształty. Coś jak wykałaczka. Była nad każdą z wielu min. Klacz zrobiła krok do tyłu, czekając aż się odsuniesz. Nagle jej róg zgasł - "wykałaczki" nienaturalnie pionowo spadły i wbiły się w ziemię, głęboko - w tym samym czasie Szaniqua zaczęła uciekać w twoją stronę. Nagle wszystko zadrżało, klacz upadła na ziemię, powalona wybuchem. Okoliczne budynki zostały zmiecione z powierzchni ziemi, nie wspominając już o siatce. Zadyma to zadyma, nie ma przebacz. Usłyszałeś jakieś krzyki z terenu Handlarzy Niewolników, z "obozu". Wszędzie był dym. Straciłeś z oczu Szaniquę, a musieliście się śpieszyć, jeśli chcieliście rozpieprzyć to wszystko i uratować niewolników.
  14. – Nieźle główkujesz – skinęła głową i na chwilę uśmiechnęła się. – Ale teraz, nawet jeśli to rywalizacja, potrzeba sztuczek i fachowego kopyta. Jej róg rozbłysł i ziemia metr dalej stała się przezroczysta. Teraz widziałeś wszystkie miny ukryte pod ziemią - zajebista sztuczka, co nie oznacza, że ominięcie ich nawet teraz jest łatwe. Dostrzegłeś, że są rozstawione bardzo gęsto. Klacz jednak nie zaczęła przechodzić i znów zatrzymała się. – Za chwilę zaczniemy, jednak... – uśmiechnęła się pod nosem szaleńczo. – Wolisz, żebyśmy zrobili zadymę jak popieprzeni wariaci, czy skradamy się po cichu jak jakieś cioty?
  15. – Zapraszam na śniadanie, panienko Shimeyen! Już od wczoraj mieszkasz u Madame Malone, pewnej starszej klaczy, bardzo eleganckiej. Za uczciwą cenę pozwoliła ci się urządzić na pierwszym piętrze jej domu, byłaś jej za to dozgonnie wdzięczna. Teoretycznie można uznać, że to cię uratowało - ile jeszcze nieprzespanych nocy włóczyłabyś się po ulicach? Zasypiałabyś pod mostem, jak jakiś żul, brzydko mówiąc? Tak, tymczasowo byłaś bezdomna, ale dzisiaj na szczęście miałaś dach nad głową. Madame właśnie zawołała cię na śniadanie - nie miałyście okazji dużo rozmawiać, ale wydawała się bardzo uprzejmą klaczą, która zrozumie osobę w potrzebie - taką jak ty. Nie wiedziałaś jak długo będziesz w stanie opłacać mieszkanie tutaj - bądź co bądź, bardzo bogata też nie byłaś. Nadal jednak trochę ciągnęło cię do hazardu. Niewinnie, na początku nazywałaś to tylko zabawą, potem zaczęłaś przegrywać i zadłużać się. To doprowadziło cię do takiego stanu - a jednak teraz się tym nie przejmowałaś. Właśnie wstałaś z łóżka. Przy śniadaniu wypadałoby też trochę o sobie opowiedzieć Madame Malone - dotarłyście tu późno wieczorem i od razu zasnęłaś, a z pewnością wolałaby coś o tobie wiedzieć.
  16. Razem ruszyliście w stronę Baru pod Błyskawicą. – Oczywiście, panienko Triss, może panienka u nas przenocować! – powiedział. – Zależy o jaki okres czasu panience kochanej chodzi. O tym mogę opowiedzieć w środku, zapraszam, zapraszam! Bar jak bar, ciepło i przytulnie, w powietrzu unosi się mocny zapach alkoholu - którego jednakowoż nie miałaś nigdy okazji pić, bo w twoich czasach go nie było. Przy stolikach siedzą spite kuce, jest głośno i wszystko nie prezentuje się tak źle.
  17. Beżowa klacz skinęła głową. Jej róg również rozbłysł - z juk na jej plecach wylewitowała rewolwer MAS Mle1892, stary model - jednak był o wiele cichszy od maszynówki. Już po kilku minutach doszliście do waszego celu. Prezentowało się to następująco: wysoka, kolczasta siatka podłączona pod prąd i pole minowe - zdawało się, że Szaniqua widziała już coś podobnego - dużo kilkucentymetrowych, płaskich obiektów. Za siatką stały małe budynki, większość jednak to spore namioty zrobione z grubego materiału. "Obóz" najwyraźniej był w stanie uśpienia, nie słyszeliście nic, jak też nikogo nie widzieliście - mogła być godzina co najwyżej 13:00. Z tej perspektywy nikogo nie widzieliście, jednak z pewnością ktoś tam był. Etap pierwszy - trzeba przejść przez pole minowe. Szaniqua jednak zatrzymała cię kopytkiem i kazała schylić - do ucha ci nie sięgała, szeptać tak nie mogła. – Poczekajmy chwilę. Jakieś pomysły? – Klacz wiedziała co robić, ale to przecież rywalizacja i musiała sprawdzić również ciebie. Mieliście ruszyć za chwilę, najpierw jednak chciała wysłuchać twoich pomysłów.
  18. Szłaś tak przez godzinę, nim nie dostrzegłaś świateł miasta Ponyville. Wyglądało na ożywione, niebo powoli się ściemniało. Ziemia pod kopytami zmieniła się w brukowaną ścieżkę - tak dotarłaś do miasteczka. Pierwszy budynek "z brzegu", na skraju miasta, był chyba knajpą. W cieniu dostrzegłaś jakiegoś kuca. – Ulala, czyżby panienka zbłądziła? – Jakiś kuc wyszedł ci naprzeciw, jakby z pedofilskim uśmiechem. Był ciemnozielonym, trochę grubym kucem ziemnym z czarną, bardzo krótką grzywą. Jego znaczkiem był kufel. Miał z 10 lat więcej od ciebie. – Pozwoli pani, że się przedstawię - jestem Green Mugful, szef tamtego budyneczku, miło poznać. Zapraszam do naszego Baru pod Błyskawicą. – Wskazał kopytkiem to, co nazwałaś knajpą. To była dobra okazja, żeby się czegoś dowiedzieć. W dodatku Mugful wyglądał jakby chciał się z tobą ostro zabawić, jak z każdą napotkaną klaczą. Nie byłaś jakąś szmatą, ale zawsze można jakoś wykorzystać swoje piękne atuty. Taki ogłupiony ogier uwierzy we wszystko, w dodatku POWIE ci wszystko i wszystko POKAŻE - tak, to była okazja. Zresztą, w barze mogłaś się czegoś dowiedzieć i rozejrzeć.
  19. – Przekleństwa są u nas popularne od długiego czasu. W twojej głowie poznałam sporą część innych, niezłych, no nie powiem. – Zaśmiała się Szaniqua. Wydawało ci się, jakby jej nastawienie do ciebie trochę się zmieniło. Choć nie wiadomo, być może wciąż była gotowa zabić człowieka, jeśli ją wkurwi. Nigdy nic nie wiadomo. W oddali widzieliście cienką strużkę dymu - chyba zbliżaliście się tam szybciej, niż planowaliście.
  20. KreeoLe

    Zapisy do Słodziaka

    Muszę jednak zamknąć zapisy - poczekam na karty od Kruczka i Noctural, w tym czasie proszę nawet nie zaczynać pisać. Mam zbyt mało czasu, a to będzie już 6 sesji. Jeśli ktoś w tym czasie zaczynał pisać proszę poinformować mnie na pw, zobaczę, co da się zrobić.
  21. – Kim jest twój Boss Mafii i czym są Stany? – Pytała swobodnie dalej. Ponownie odgarnęła sobie grzywkę z oka i poprawiła karabin maszynowy, chyba AK-47 - mocny sprzęt. Poza tym klacz sięgała ci do połowy brzucha - nie można było tego nawet porównywać do konia, który jest ogromny. Kolorowy kucyk, zajebiście... – Nie wiem, jak masz zamiar wrócić. I nie sądzę, żeby ci się to udało. – Dodała z groźnym uśmiechem.
  22. – Panie Renie Canady – rozległ się głos zza drzwi. – Ktoś do Pana. Obecnie przebywałeś w hotelu w Canterlocie razem z trójką swoich przyjaciół - ze Scarlet’em, Cameron’em i Arią. Każdy z was miał pokój na tym samym piętrze, łatwo więc mogliście się ze sobą kontaktować. Cameron godzinę temu wyszedł do miasta, Scarlet nastrajał swoją gitarę basową, a Aria siedziała na dole w hotelowej knajpie. Wszyscy czekaliście na dalsze instrukcje i polecenia od Ekhartu. Lucre powiedział, że skontaktują się w wami w ciągu tego tygodnia - byliście więc spokojni, dali wam czas na własne przyjemności i odpoczynek. Przed chwilą jednak wydarzyło się coś ciekawego, co chociaż na chwilę pomogło ci się oderwać od ciągłego czesania i układania swojej brązowej grzywy. Obsługa hotelowa poinformowała cię, że ktoś do ciebie przyszedł. Ah, jakaś nowość! Nie przejąłeś się tym bardzo - to przecież normalne, że ktoś cię odwiedzi. Prawdopodobnie mógłby być to Scarlet, Cameron, albo Aria, ale wtedy nie zostałbyś o tym poinformowany. Poczekałeś chwilę, po czym otworzyłeś spokojnie drzwi, gdy rozległo się pukanie. Przed tobą stała prawdziwa, z krwi i kości, osoba, którą kochasz i która pomagała ci przetrwać w niezbyt ciekawym dzieciństwie. Osoba, której chyba najmniej się spodziewałeś w takim momencie. Twoja ukochana Babcia Angela uśmiechnęła się szeroko, w geście powitania.
  23. Potworek zmarł na miejscu - za to był źródłem niewielkiej, acz przydatnej energii, mocy dla twojego ciała. Twój głód się zmniejszył, przynajmniej trochę, co jednak jeszcze bardziej zwiększało twój apetyt. Szybko odwiedziłaś grób swoich rodziców, prędko jednak wyruszyłaś dalej. Z pochmurnego nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Zaczęłaś iść w stronę Ponyville - na razie nie widziałaś żadnej żywej duszy. Mogło ci to zająć co najmniej ze dwie godziny, miałaś więc czas na opracowanie planu - gdzie się udasz, co zrobisz teraz, i co zrobisz potem.
  24. – Różnie się nazywają. W mojej Stajni, Stajni 6, była to ogólnie nazywana Matka. Jest to klacz władająca wręcz całą Stajnią, ma tam najwięcej władzy. U nas była to niezła kurwa, to przez nią się to rozsypało – tłumaczyła dalej. – Schrony - Stajnie powstały by chronić kucyki. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu było tu tak mocne promieniowanie, że umierało się prawie natychmiast. To jednak stopniowo malało. Poza tym na powierzchni było bardzo niebezpiecznie. Stajnie były wciąż zamknięte - kto wyszedł, nie wrócił. Niektóre z nich są nadal zamknięte, a kuce nie wiedzą, że tu jest już... no, nadal nie jest bezpiecznie. Ale się kiszą w tych schronach jak popieprzeni szaleńcy z dziwną manią. Ja na powierzchni jestem od kilku lat. Kątem oka nadal ci się przyglądała. – Kryształ? Więc ty nie z tego świata. Tutaj rządzą kucyki, tu nie panuje harmonia i jest totalny rozpierdol. – Wciąż czytała ci w myślach, co najwyraźniej jej nie przeszkadzało.
  25. W bibliotece było cicho jak makiem zasiał. Nagle jednak poczułaś w powietrzu dym. Podniosłaś się, niuchając nosem podejrzanie. Twoje źrenice momentalnie zwężyły się. "O cholercia", pomyślałaś. To nie był zwyczajny dym, ktoś nie jarał potajemnie papierosa. Coś się paliło. Gdy wyjrzałaś za róg regału przeżyłaś szok. Pół biblioteki stanęło w płomieniach, zbliżając się w twoją stronę. Teraz dopiero zrozumiałaś, że krzyczący wcześniej kucyk wołał "Pożar!". Również i teraz słyszałaś syrenę alarmową. Niestety okna w bibliotece mieściły się prawie przy suficie i były wąskie. Jak najszybciej musiałaś się stąd wydostać.
×
×
  • Utwórz nowe...