Skocz do zawartości

KreeoLe

Brony
  • Zawartość

    678
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez KreeoLe

  1. < Dzięki, świątecznie : P > - Wyruszamy od razu, czy wstrzymamy się z tym? - Spytała poważnie, wprost. Szybka decyzja, której ona oczekiwała nie była taka prosta. Od jakiegoś miasta pewnie kawał drogi, a ty może wiedziałeś gdzie tego szukać. Ale czym do cholery tak naprawdę była pozostała piątka kryształów? I czy naprawdę były potrzebne? Tego na razie żadne z was nie wiedziało.
  2. Ten dzieciak... Żebrak, ten gnój...? Piegi, jakby podobny w sumie... Czyżby to on zwiał z domu i żebrał? Bez sensu, bezrozumne dziecko. Potwór, gnida mała, nie dziecko. A mojego nastroju zdecydowanie kurwa nie polepszył drugi dziś dzwonek do drzwi. Spieprzyć dzień, chamstwo. Zaklęłam głośno i tupiąc nogami poszłam do drzwi. Po drodze nadepnęłam na popielniczkę, rozgniatając ją już doszczętnie swoim ciężarem. Szarpnęłam drzwiami z całej siły - następnym razem już nikomu nie otwieram. Nie będą mi gnidy psuć dnia, kimkolwiek by byli. Moja twarz zrobiła się czerwona. - Czego znowu, do pieprzonej cholery?! - Krzyknęłam, nie patrząc wcześniej, kto to.
  3. - Cholera... Trzeba będzie to znaleźć, te pięć kryształów. Albo jakoś uruchomić ten... Nie wiem, zobaczymy - powiedziała. - Myślisz, że można jakoś teraz coś z tym spróbować zrobić? Znaleźć... Tylko gdzie? Czy są w tym świecie? Kurwa, tego nie wiedziałeś nawet ty. Szaniqua wydawała się już w ogóle bezradna i zdezorientowana tymi informacjami.
  4. Przyspieszyłaś kroku, w ostatniej chwili zawracając i rezygnując z ataku na dwóch nieumarłych. Odwróciłaś się szybko i już nie widziałaś, czy cię dostrzegli - oby nie. W twojej głowie kotłowało się mnóstwo myśli, w tym jedna wybijała się ponad wszystko - nie możesz zginąć, musisz odnaleźć rodziców. Gdzieś w górze usłyszałaś grzmot, zapowiadało się na burzę. Powoli zaczynało padać. Na chwilę mocno zmrużyłaś oczy, chcąc ogarnąć i opanować swoje myśli, nie skupiłaś się. Ta chwila wystarczyła, żeby wyprowadzić cię z równowagi. Potknęłaś się o coś twardego i straciłaś grunt pod nogami. Podparłaś się dłońmi, twoje kolana boleśnie uderzyły w ziemię. Beton zdarł skórę z twoich krwawiących teraz rąk, przez ból w kolanach nie mogłaś się przez chwilę podnieść. Dłonie zaczęły mocno piec, oczy zaszły łzami. Usłyszałaś za swoimi plecami charczenie. Dwójka zombie pospiesznie szła w twoją stronę, dzieliła was nieduża odległość. Musiałaś się pośpieszyć. *** Szalały, twoje myśli kotłowały się w głowie. Dopiero docierało do ciebie, że naprawdę chciałeś się zabić. Ruszyłeś przed siebie, a dopiero po dłuższej chwili udało ci się opanować choć trochę. Bałeś się, jednocześnie czując bezradność - co zrobić? Do cholery, czy to wszystko działo się naprawdę? Żywe trupy, zaraza, jakaś plaga. Na razie wszystko było w porządku, o ile można nazwać tak człowieka w takiej sytuacji. Cisza, czasem tylko słyszałeś krzyki i jęki konających. Zatrzymałeś się - musiałeś coś znaleźć. Mogłeś przeszukać market na rogu ulicy, księgarnię, albo starą kamienicę - to wydawały się w tym momencie najlepsze wyjścia. Zawsze mogłeś też iść dalej... *** Wizio (Chiaki Iwakura) Z kataną w rękach, z plecakiem na plecach pełnym twoich sprzętów i ze skromnym prowiantem biegłaś ulicami niewielkiego miasta Canterbury. Trawiłaś jeszcze zdarzenia sprzed chwili, widok umierającej matki i ojca poświęcającego się dla ciebie. Pewnie i on nie żył, wątpiłaś, żeby wyszedł z tego cało. Twoje krótkie różowe włosy rozwiewane były przez wzmagający się wiatr. Pogoda zaczęła się pogarszać, z nieba leciały pierwsze krople deszczu. Tak jak i z twoich oczu spływały strumienie łez, których nie mogłaś opanować. Twoje ciało dygotało ze strachu i szoku, wszystko działo się zbyt szybko. Stało się za dużo, to przechodziło ludzkie pojęcie. Biegłaś przed siebie, wszystko powoli cichło. Po kilkunastu minutach zwolniłaś, zlana potem. Musiałaś ustalić plan działania i opanować się. To zdecydowanie nie przypominało sytuacji z twoich gier. Na razie nic nie widziałaś - kilka metrów dalej stał jednak kulejący pies, wielki dog niemiecki. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, warczał cicho na coś w szczątkach jakiegoś budynku. I niekoniecznie to coś mogło być człowiekiem. Otarłaś ostatnie łzy z policzka - poza tym w takiej chwili lepiej było nie zwracać na siebie uwagi.
  5. Wypaliłam peta do końca i cisnęłam go na dywan, przygniatając nogą. Powiedzieli o pogodzie i w tym samym momencie wsłuchałam się w dźwięk syren dobiegający z pojazdu przejeżdżającego obok domu. Chwilę potem pokazali zdjęcie jakiegoś... Pryszczatego bachora z krzaczastymi brwiami. Kto by takiego chciał porywać, brzydki jak mało kto. Zresztą, co mnie to obchodzi, w dupie miałam co się mu stało. Już bardziej interesował mnie owy Jigsaw - jakiś tajemniczy porywacz? Co to za popieprzony Puzel? Wohoho, straszne, już się boję. Policja na tym zadupiu nie potrafi złapać jakiegoś frajera, który w jakimś celu porywa nastolatków? Dobre sobie. Zresztą, niech sobie porywa i morduje. Ja na razie delektowałam się gumiastą pizzą. Wzięłam dwa porządne łyki piwa i przełączyłam na losowy kanał, szukając czegoś ciekawego. Gdy skończyłam jeść, wyciągnęłam kolejnego papierosa i zapalniczkę. Tak, to poprawia dzień, który rozpoczął się beznadziejnie.
  6. - Zaraz... Kurwa, co? - zaskoczyła. - Element Harmonii?! O cholera... Obróciła to delikatniej, powoli. - Elementy Harmonii istniały kilka tysięcy lat temu... Znam to z książek. Szóstka klaczy złączonych przyjaźnią, każda ma swój element - razem stanowią wielkie, ogromne źródło mocy. Element Uczciwości, Śmiechu, Dobroci, Lojalności, Szczodrości i Magii. Ostatni to Twilight Sparkle, dawna Księżniczka władająca razem z Celestią i Luną... Kurwa, co to za Element...? Jaka moc... Była zszokowana całym tym faktem. I była dobra z historii. - Iskra? Co masz na myśli?
  7. - Hmm. Przyjrzała się mu dokładnie, obracała w dłoniach i oglądała. Nigdy nic podobnego nie widziała. Nie wiedziała też, co z tym robić. I jak tego użyć, żeby zadziałało na waszą korzyść - czyli zmieniło Szaniquę w kuca, z powrotem zresztą. - Cóż... Masz pomysł, jak tego użyć? - Spytała po chwili, niepewna.
  8. - Ale... Może nie dziś. W najbliższym czasie... - powiedziała niepewnie. - Oni są zbyt silni, we dwójkę... Argh. Poza tym to pół świata drogi stąd... Szaniqua nie wyglądała jakby była zachwycona tym pomysłem. - Poza tym... Chcę być... w dawnej postaci. Mamy wtedy większe szanse... Za chwilę spróbujemy zrobić ze mnie kuca, dobrze? - Spytała i czekała, aż zjesz. Od razu po tym poszliście do Stajni, a ty pokazałeś jej kryształ. Dziewczyna była pełna nadziei, wiary. Być może się uda. W poście opisz przy okazji kryształ, daję ci dowolność - kolor, wielkość itd.
  9. - Niestety - wymamrotała. - Ja sama uciekłam ze Stajni. Nie chciała mnie wypuścić, ciężko z tym było. Gdy zwiałam, wysłała za mną patrole - musiałam zniszczyć PipBucka, bo przez niego widziała gdzie jestem, nawigacja. Nadal są w schronie, Matka chyba żyje, chociaż to pewnie już stara kurwa. A jeśli nie żyje, żyje na pewno jej córka zastępczyni. Gdy uciekłam, miała 2 lata. Teraz jest dorosła zapewne. Zawsze... Jakoś nie miałam ochoty tam wrócić. To najsilniejsza znana Stajnia.
  10. - Przynajmniej taka była u nas - odparła. - Ustalała popieprzone zasady, karała brutalnie za niewielkie wpadki i wykorzystywała psychicznie... jak i fizycznie. Miała władzę, więc robiła co chciała. Szaniqua zamyśliła się na chwilę. - Ja byłam jedną z karanych najostrzej. Nienawidziła mnie, bo się sprzeciwiałam. Zrobiła ze mnie sukę i szmatę, pośmiewisko całej Stajni, którą każdy mógł pieprzyć i bić. Torturowała, dawała najbardziej niewdzięczne zajecia, jakie mogły istnieć. Pomiatała jak śmieciem. Zadrżała, jakby od wspomnień. Naprawdę ciężko musiała to przeżyć. - Próbowała utopić, głodziła, raziła prądem, wbijała szpilki w ciało, używała magii, zamykała w ciemnej piwnicy ze szczurami, dusiła, karciła ogniem, biła batem, wgrywała wirusy do mojego PipBucka. Wtedy nie byłam taka jak teraz.... Ona była o wiele silniejsza, a nikt mi nie pomagał. I jak już mówiłam, robiła że mnie jakąś erotyczną lalkę. I dawała wykorzystywać wszystkim. Zamilkła, jakby porażona tymi wspomnieniami. Nie miała... łatwo... Może dlatego taka była? Mięsa nie tknęła. - A p-przynajmniej t-taka była u nas... W stosunku do mnie... - Wymamrotała, a jej oczy zaszły łzami.
  11. - Powtarzam, nie jestem głodna. Naprawdę dziękuję. Umiem o siebie zadbać, nawet jeśli w takim... ciele. - Próbowała się wywinąć od pytania. Nadal jednak była spokojna i mówiła delikatnym, hipnotyzującym głosem. Poprawiła za dużą bluzkę, podciągając ją do góry - dekolt był tak duży, że momentami mogłeś dostrzec jej czarny biustonosz obejmujący jej jędrne piersi. Były to te same ubrania, które dałeś jej wczoraj. Mimo wszystko pasowały do niej, przy okazji w pewnych miejscach podkreślały jej kobiece kształty. Wsunęła kosmyk puszystych, kasztanowych włosów za ucho. Jej wzrok wbity był nadal w ogień. Pierwsze promienie słabego słońca zaczynały oświetlać pustynię, Stajnię 77, ognisko i dwójkę ludzi - was.
  12. - Nie jestem głodna, Andrew - Odparła. Nadal była uparta, cholera. Może na prawdę coś jadła? Albo kłamała, to jedno wychodziło jej dobrze. Machnęła ręką, jakby to było nieważne. Skoro odmawia... Być może też po prostu uważała jedzenie mięsa za coś nierealnego i okropnego, ale nie dała tego po sobie poznać.
  13. Skinęła głową. - Możemy... spróbować - powiedziała przygnębiona, po czym zaraz ożywiła się. - Chyba już gotowe, siadaj. Dała ci scyzoryk, jako nóż, bo nic innego nie miała. Na jakiejś prostej desce położyła spory kawał mięsa jak ma tacy i podała ci. Było ładnie upieczone, w tych warunkach luksus. Byłeś tym bardzo zaskoczony, jej uprzejmością i zmianą na lepsze. Ale nadal nie potrafiłeś jej zaufać w pełni. Miałeś mieszane uczucia co do tej całej sytuacji. Szaniqua uśmiechnęła się i odsunęła kawałek od ogniska. Milczała, czekała aż zjesz, sama jednak chyba dziś nic nie jadła.
  14. KreeoLe

    [Zabawa] Klasowa ksywka.

    Ja bym proponowała... Sun, jak inni - najlepiej pasuje. Ewentualnie Sunny, Soony, czy coś... Też chcę ksywę! ;_; (chociaż pewnie dadzą mi Rafał/Słodziak xD)
  15. - Spokojnie, April. Na to będzie czas, nic od razu. - Uspokoił cię. Do sali weszła ponura pielęgniarka z tacą na wózku. Przysunęła go koło łóżka i położyła przed tobą miskę z jakąś zieloną papką. Machnęła na Charliego kopytem. - Wyjść proszę, muszę nakarmić pacjentkę. Odwiedziny za godzinę będą znów, żegnam. - Wygoniła go. Zanim jednak wyszedł, szepnął do ciebie: - Przyjdę jak najszybciej, trzymaj się. Kocham cię, April. Potem pielęgniarka wepchnęła ci do ust łyżk z galaretą, więc nie mogłaś nic powiedzieć. Mimo iż leżałaś, papka gładko przeszła przez twoje gardło. Chyba takie były jej plusy, ale smakowała obrzydliwie.
  16. Słyszysz odchrząknięcie, odwracasz głowę w lewo, uprzednio otwierając wrota. Na zewnątrz widzisz... palące się jeszcze ognisko. Przy nim znana ci dziewczyna i na dłuższym kiju obraca nad ogniem wielki kawał mięsa jakiegoś zwierza. Szaniqua uśmiechnęła się do ciebie, mówiąc: - Dzień dobry, Andrew. Postanowiłam zrobić... śniadanie dla ciebie - powiedziała, a na jej policzkach pojawił się... rumieniec? - Wcześniej grzebiąc ci w pamięci widziałam, że jesz... mięso. Więc wstałam kilka godzin wcześniej... Obeszłam okolicę i znalazłam kilka drzew, co graniczy tu z cudem. Udało zrobić mi się ognisko, upolowałam też jedną z dzikich mantykor... Za chwilę będzie gotowe. To cię zdziwiło. Miły gest z jej strony, musiała się namęczyć tego ranka. Spuściła wzrok, po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
  17. Babcia wydawała się obca, nieobecna duchem, mimo, że z takim zapałem mówiła o swoich podróżach i dała ci podarek. Jakby nie potrafiła podzielić twoich uczuć - uśmiechała się, choć tobie było ciężko. Nie wykluczone było, że przez ten czas zmieniła się. Przynajmniej po części. Starsza klacz skinęła głową, najwyraźniej pamiętała tą klacz. Wypiła łyk herbaty i nim zdążyła coś powiedzieć, ktoś wpadł z hukiem do środka. Był to mały ogier w wieku szkolnym, pegaz. Granatowa sierść, dość długa błękitno - morska grzywa z pasemkami. Jego zielone oczy były rozbiegane, ogierek jakby się spłoszył. Jego znaczkiem była zastemplowana koperta. Taką miał też w ustach. Podał ci ją i zaczął coś mówić, ale chyba mu nie szło. Popatrzył na was i czekał, aż otworzysz gruby pakunek.
  18. - Dziękuję... - Usłyszałeś wychodząc z pokoju. Tej nocy spałeś spokojnie. Szaniqua również, choć nie mogłeś o tym wiedzieć. Obudziłeś się dopiero nad ranem, zaspany niemiłosiernie. Wstając z łóżka poczułeś... zapach upieczonego mięsa, delikatny, zapewne źródło było przed Stajnią. Pachniało cudownie, trzeba było przyznać.
  19. KreeoLe

    Ogłoszenia

    Nie będzie mnie do niedzieli, ale obiecuję - po tym czasie zabiorę się za dział i coś zrobię. Obiecuję. ; ) ~KreeoLe Trzymam za słowo słodziaku. Ja się nigdzie nie wybieram cukiereczki ~MOON
  20. Pokiwała głową. – W ciele kucyka czuję się... o wiele inaczej. Teraz jestem spokojniejsza... – mruknęła cicho. – Zgadzam się, Andrew. Dziewczyna niepewnie podrapała się po karku, nie wiedząc co powiedzieć.
  21. Uśmiechnęła się słabo w podzięce. Włożyła kosmyk kasztanowych włosów za ucho i westchnęła. – Nie wiem co we mnie wstąpiło i czemu się zmieniłam – zaczęła mówić ponuro. – W moim życiu chyba nic głupszego nie zrobiłam. Nie wiem jak, ale mam zamiar powrócić do dawnej postaci. Kryształ może pomóc, ale jeśli nie... Będziesz ze mną do końca, prawda? Milczała chwilę, po czym wtrąciła znów: – Nie musisz przestrzegać tego pieprzonego kodeksu, do cholery. To mój świat, inne zasady. Tu jest się wolnym i nie pieprz o tym, błagam cię. Jesteś wolny. Możesz iść, możesz mnie nawet zabić. Raczej nie potrzebny mi... niewolnik – wypowiadając ostatnie słowo skrzywiła się. – Masz przewagę, bo w ogóle nie wiem jak to jest być człowiekiem. Zależnie od tego co ustalisz, proszę tylko, byś pomógł mi. Potem zmyję się z twojego życia i postaram się, żebyś wrócił do swojego świata ludzi. Po prostu proszę. Zaskoczyło cię to... Szaniqua zamilkła, wpatrując się prosto w twoje oczy.
  22. – Nie wyjedziesz, obiecuję ci to. Wyjdziesz w pełni zdrowa. Po twoim pytaniu ogier zastanawiał się chwilę, aż w końcu skinął głową. – Tylko ostrożnie, proszę. – Powiedział. Najwyraźniej nie był co do tego pewny, a widząc twoją minę zmartwił się. Złapał cię za kopytko i podtrzymał kark, niezbyt wiedząc jak to zrobić. Jednak i tak był bardzo delikatny - a przynajmniej się starał. I ty musiałaś spróbować utrzymać się w pozycji siedzącej, nawet jeśli... dość koślawej.
  23. Spuściła głowę w dół i wyszeptała: – Możesz... Chwilę ze mną posiedzieć? Proszę... – wyszeptała. Szok, poprosiła. Najwyraźniej chciała o czymś z tobą porozmawiać, albo po prostu posiedzieć w twoim towarzystwie. Biorąc pod uwagę późną porę, była to propozycja co najmniej nie na miejscu. Zawsze mogłeś też odejść. W końcu nie był to rozkaz. Ale dziewczyna wyglądała jakby zaraz miała się przy tobie rozpłakać i w ogóle nie przypominała tej klaczy, którą była jeszcze kilka godzin temu.
  24. Westchnęłam, gdy popielniczka spadła na ziemię. I tak pewnie znając życie nie posprzątam tego. Dywanik czysty bardzo też nie był... Przed drzwiami stał mały chłopczyk. Wysłuchałam go, spokojnie dymając papierosa. Gdy skończył zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu i parsknęłam: – Wypad stąd, dzieciaku – warknęłam, strącając trochę gorącego popiołu z papierosa na jego wystawione ręce; patrzyłam na niego z góry. – Nie życzę sobie, żeby jakieś biedne, małe żule wyłudzały ode mnie kasę. Idź zbierać puszki i nie zawracaj uczciwym ludziom głowy, gówniarzu. Kończąc swoją jakże uprzejmą odpowiedź zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, trzaskając nimi. Nie będzie mi tu jakiś dzieciak prosił o... o cokolwiek. Co mnie on obchodzi? Przez niego musiałam wstać z mojego fotela, w dodatku strąciłam tą pieprzoną popielniczkę. Taki to potrafi spierdolić cały dzień - "na jedzenie", jasne. Widziałam ten jego płaszcz, nowiutki. Pewnie komuś ukradł, mały złodziej pieprzony. Niech kradnie sobie żarcie. Gdzie indziej, byle nie tu i byleby nie zawracał mi głowy swoją zasraną osobą. Nienawidzę dzieci. Wlokąc za sobą nogi poszłam powoli w stronę fotela, po drodze łapiąc piwo i kawałek pizzy, w który ponownie się wgryzłam. Rozsiadłam się w fotelu, mając nadzieję, że nikt już nie będzie zawracał mi głowy i w spokoju będę mogła dokończyć palenie papierosa. A potem zapewne zapalę następnego.
  25. Ogier skinął głową. Niespiesznie ruszyliście w stronę cukierni. Gdy znaleźliście się przy wejściu, ogier jak prawdziwy gentelkuc otworzył przed tobą drzwi i poczekał aż przejdziesz. Razem usiedliście przy jednym ze stolików przy oknie - ostatnio remontowano wnętrze i wszystko wyglądało naprawdę pięknie. Dodano więcej delikatnego błękitu i bieli do wszystkich odcieni różu. Ogier uśmiechnął się do ciebie, czekaliście na kelnera i myśleliście, co by zamówić. – Ah, przepraszam panią najmocniej – powiedział nagle. – Nie przedstawiłem się. Nazywam się Crayon Berry, miło poznać. Zauważyłaś znaczek na jego boku - były to trzy fioletowe jagody. Zapewne zajmował się ich hodowlą...
×
×
  • Utwórz nowe...