Skocz do zawartości

KreeoLe

Brony
  • Zawartość

    678
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez KreeoLe

  1. Kolejność: 1. MG (KreeoLe) 2. Nocturnal Van Dort (Liza Hempstock) 3. Kruczek Van Dort (Charles Ray) 4. Wizio (Chiaki Iwakura) Liza Hempstock Centrum miasta było prawie całkiem doszczętnie zniszczone. Prawie w każdym piętrowym budynku były wybite szyby, szkło walało się po chodnikach i na ulicy. Canterbury - miasto w Anglii, w hrabstwie Kent, było teraz oblegane przez żywe trupy. Epidemia panowała od dłuższego czasu, ostrzegano o tym i wszędzie mówiono. Kto by jednak brał to na poważnie, czy atak zombie był możliwy? Najwyraźniej tak, skoro panowała straszna epidemia, która sprawiała, że stajesz się bezmózgim nieumarłym, który chce zjeść wnętrzności każdej napotkanej osoby na swojej drodze. Powoli przemykałaś ulicami mijając zmasakrowane ciała. Jak na razie twoim ekwipunkiem był nóż i plecak z kilkoma niepotrzebnymi gratami. Od pierwszego znaku zwiastującego zombie minęło kilka godzin, choć pewnie reszta Anglii została oblężona już wcześniej przez monstra. Wokół panowała cisza, do tej pory widziałaś tylko kilku ludzi, którzy chowali się w budynkach i uciekali, nie chcieli się jednak komunikować. Musiałaś dotrzeć do domu, a następnie znaleźć rodziców. Na końcu ulicy dostrzegłaś dwójkę zombie, mogli być jakieś 100 metrów od ciebie. Jeden nie miał nogi i czołgał się po ziemi, mimo to nadążał za tym drugim. Na razie nie miałaś broni, i co gorsza - przeraźliwie się bałaś. Wyglądało na to, że jeszcze cię nie zauważyli. Charles Ray Twój przyjaciel, najlepszy przyjaciel nie żył. Serce waliło ci w piersi jak szalone, nie mogłeś opanować oddechu. Przez kilkanaście minut uciekałeś sprintem od miejsca zdarzenia i nieumarłych, którzy przez pewien czas gonili cię. Szybko jednak udało ci się ich zgubić. Czułeś się zdezorientowany tą całą sytuacją, wszystko stało się tak szybko. Z zapowiadanych epidemii i wielkich hord zombie kpiłeś, gdy rozpowiadano o tym w telewizji - pewnie i nie tylko ty w to nie wierzyłeś. Znajdowałeś się nieopodal Londynu, wielkiego miasta. Dostałeś się tam na Uniwersytet, chciałeś tylko spokojnie wrócić do domu - teraz zapowiadało się na coś innego. Musiałeś coś znaleźć, coś, co pomogłoby ci w przetrwaniu. Miałeś tylko nieduży pistolet z siedmioma nabojami i batona, który nie wystarczyłby ci do przeżycia. Twoi rodzice nie żyli, przez swoją samotność nie miałeś wielu przyjaciół, czy chociażby kumpli. Musiałeś zdecydować gdzie się udać i co zrobić. Miasto, które wydawało się najlepszym celem, to Canterbury. Niestety byłeś jakieś 40km od tego miasta, po drodze mając jeszcze Gillingham, Sittingbourne i Aylesford - jeśli zboczyłbyś z trasy, mógłbyś zahaczyć o Maidstone. Długa droga, musiałeś się w międzyczasie jakoś przygotować. Na razie nie widziałeś nic, ani nikogo - zarówno umarłego, jak i żywego - więc mogłeś trochę zwolnić z kroku i pomyśleć, co masz zrobić dalej. Było cicho jak w grobie.
  2. – Andrew... Zaczekaj. – Usłyszałeś nagle, już mając zamiar wyjść z pokoju. Szaniqua siedziała na łóżku, podpierając się ręką. Najwyraźniej to, że została przeniesiona obudziło ją. Nie miałeś wyboru i musiałeś, nawet jeśli tego zakazywał kodeks, choć było dla ciebie bólem, łamiąc te zasady. Ciemnowłosa patrzyła na ciebie błagalnym wzrokiem, co mogłeś dostrzec nawet w ciemności.
  3. Pokręcił przecząco głową. – Nie dzisiaj, April – nie pozwolił ci. – Jeszcze nie teraz. Leż spokojnie, naprawdę lepiej żebyś się teraz nie podnosiła. Dla twojego dobra. Troszczył się o ciebie. Ale ty chciałaś wstać natychmiast i sprawdzić stan swojej nogi. W zamian tego ogier odkrył kołdrę z twojego tułowia. I wszystko wcale nie prezentowało się tak źle. Twoje lewe tylne kopyto było po jednej stronie osmalone i poparzone, poza tym nie miałaś na nim sierści. Większość była owinięta bandażem. Spojrzałaś na swój bok, zagryzając wargi. Był cały fioletowy. Sierść tam lepiła się, zapewne wcześniej w to miejsce były wsmarowywane najróżniejsze maście, które miały ci pomóc. Mimo wszystko nie wyglądało to tak tragicznie, jak sobie wyobrażałaś - chociaż dobrze też nie było. Nadal jednak nie chciałaś odpuścić mimo iż wiedziałaś, że Charlie nie pomoże ci wstać. Dla twojego dobra, lekarz zabronił.
  4. – No to, wnusiu, widzę, że dobrze ci się powodzi – powiedziała, gdy już cię wysłuchała. – Do tej pory nadal ich nie widziałam. Ale przeczuwam, że jeszcze kiedyś ich spotkasz. Czy aby na pewno? Od tylu lat ich nie widziałeś, a to przecież oni zawiedli cię, skrzywdzili. Zostawili na pastwę losu, być radził sobie sam - jakby ciebie nie było, nie obchodziłeś ich. Nie wiedziałeś nawet, czy teraz są jeszcze w Fillydelphii. Równie dobrze mogli wyjechać jeszcze dalej i urządzić sobie życie po swojemu, bez ciebie. Tak jak już od dłuższego czasu. – A czy poznałeś już może jakąś miłą klacz? – Spytała nagle, z podejrzliwym uśmieszkiem podnosząc brew. Tak, wiedziałeś co ma na myśli babcia i miałeś swoją klacz.
  5. Ujrzałeś ją lekko drżącą, leżała w identycznej pozycji jak wcześniej - skulona, rękoma obejmowała swoje kolana. Chyba spała, acz niespokojnie oddychała. Była blada i drżała, chyba śniło jej się coś złego. Chwilę się jej przyglądałeś, po czym postanowiłeś w końcu podnieść ją i zanieść do jakiegoś wolnego pokoju, gdzie miałaby choć trochę cieplej.
  6. – Czekaj! – Usłyszałeś cichy, niepewny jęk Szaniquy. Nie słuchałeś jednak, odchodząc do swojego pokoju. Noc zapowiadała się niedługa, zapewne ledwie 6 godzin snu, co w tym przypadku chyba i tak było luksusem. Pytanie, jak szybko uda ci się zasnąć, bo tej nocy dziewczyna spała ledwie dwie godziny, choć ty nawet nie mogłeś o tym wiedzieć. Czy będziesz miał głowę pełną myśli o tym dziwnym dniu i klaczy, przez którą jesteś wykorzystywany i przezywany, czy zaśniesz od razu, w końcu w spokoju od dziewczyny? Siedziała cicho jak mysz, bo nie usłyszałeś żeby chociażby się poruszyła.
  7. Nie odezwała się. W zamian odwróciła się w stronę ściany i skuliła. Jej oczy nadal były otwarte, puste jednak, wbite przed siebie w dal. – Dobranoc. – Wyszeptała, nie przejmując się twoimi słowami. Miałeś nadzieję, że nie zachoruje, bo wtedy będą kłopoty. A lekarstw prędko tu nie znajdziecie. Wydawało się, jakby miała chwilowego doła, cóż się dziwić zresztą? Chyba docierała do niej rzeczywistość i jej złe położenie. I nie wyglądało na to, by przez najbliższy czas miała traktować cię jak ostatnią ofiarę i śmiecia w takim stanie, ale nigdy nic nie wiadomo. I nie wyglądało też na to, żeby miała zamiar się stąd ruszać. Jakby nie obchodziło jej zupełnie swoje zdrowie.
  8. Wchodząc do Stajni początkowo nic nie widziałeś. Dopiero po chwili mogłeś dostrzec dziewczynę, która leżała w kącie przy wejściu. Jakby nie miała zamiaru zapuszczać się dalej, jakby pilnowała wrót. Nie spała. Patrzyła w sufit i o czymś myślała, oddychając miarowo. Nawet nie spojrzała w twoją stronę. Już teraz wydawała się zagubiona w tym ludzkim ciele, nie zapowiadało się na to, by wiedziała dużo, skoro nawet nie potrafiła normalnie chodzić. Miała przygnębioną minę. Scout zaszczekał raz w powietrze i trzymał się za tobą. Zignorował dziewczynę leżącą w kącie na ziemi, jakby wcale jej nie było.
  9. Pokiwała powoli głową, chyba pierwszy raz od waszej znajomości przyznając ci rację. – Masz rację. Niezbyt znam się na... człowiekach – powiedziała cicho. – Nie mam pojęcia która godzina, ale jestem wyczerpana całym dniem. Chyba pójdę się... położyć... Wstała i zachwiała się. Niezbyt dobrze udawało jej się chodzić na dwóch nogach. Dziwnym, koślawym chodem posuwała się do przodu, co chwilę prawie się wywalając. Weszła do Stajni, która jednakowoż bardzo wielka nie była, jak na schron takiego rodzaju. Potem straciłeś ją z oczu, zostałeś sam. Mogłeś jeszcze chwilę posiedzieć przy gorącym żarze ogniska, albo iść do Stajni i również położyć się spać. Mogła być co najmniej północ.
  10. – Na razie zostanę przy tobie – odrzekł. – I niech Rapid się w nic nie wtrąca. Miło z jego strony, że tu przychodzi. Ale lepiej by było, gdyby nawet nie próbował ze mną zadzierać i zbliżać się do ciebie... Chyba, że będziesz tego chciała. Wszystko na twoje życzenie, April. Soon walnął kilka razy w szybkę kopytem, wywołując tylko jej lekkie drżenie. Nagle zauważyłaś lekkie zamieszanie w tłumie. Jakiś kucyk przebijał się przez trzecio-gimnazjalistów. Przez chwilę rozmawiał z dr Optimalem przed wejściem. Zauważyłaś, jak z rezygnacją kręci głową, a kuc ziemski odchodzi zdenerwowany. Miał ciemno-szarą sierść i krótką grzywę w kolorze siarki. Wydawało ci się, że skądś go znałaś... Ale nie mogłaś sobie przypomnieć kim był. Odszedł niestety, wydawało ci się, że lekarz wyprosił go. Albo prosił, żeby nie wchodził. Miałaś dziwne przeczucie, czułaś, że... Coś czułaś. Na pewno jeszcze spotkasz tego kuca. Charlie uśmiechnął się z troską. – Jesteś może głodna? Mogę poprosić pielęgniarkę, żeby przyniosła ci obiad szybciej.
  11. Kuc jednak był bezduszny i nie obchodziło go to. Zmierzył cię wzrokiem i szybko przeszedł obok, omijając łukiem. Najwyraźniej nie był kucem o dobrej duszy. Wymamrotał coś pod nosem i przyspieszył kroku. Musiałaś się streszczać.
  12. – Czy ty sugerujesz mi, że mam od razu zmienić się w tego pieprzonego kuca po kilku minutach bycia człowiekiem?! – wydarła się. – Po gówno mi magia, ten syf nie jest mi potrzebny... Mówiła tak, choć chyba uważała trochę inaczej. Mówiła, ha! - bardziej krzyczała. Ale chyba uspokoiło ją choć trochę to, że cokolwiek zaproponowałeś. I się nie zaśmiałeś. Teoretycznie miałeś ogromną przewagę i mogłeś ją od razu zastrzelić i uwolnić się niej. Sama Szaniqua wyglądała, jakby naprawdę chciała trochę posiedzieć w tym ciele. Była kilka centymetrów niższa od ciebie, co chyba ją usatysfakcjonowało. Ale jednak bez magii... nie sądziłeś, żeby dała sobie radę. Na szczęście zostały jeszcze jej torby i cały bagaż. Westchnęła i zrezygnowana usiadła przy wygasającym ognisku, wlepiając wzrok w ostatnie tańczące na wietrze płomienie.
  13. Dziewczyna odwróciła się i szybko ubrała. Były to dość luźne, czarne jeansy i zwykła biała bluzka z krótkim rękawem, łącznie z bielizną i wojskowymi butami. Poprawiła sobie włosy i skierowała wzrok na ciebie. – Mój niewolnik nie może być wyższy ode mnie. A tym bardziej nie może być innej rasy – odparła, wyszczerzając zęby. – O chooolera... Nie mogła posługiwać się magią, co było chyba jasne - nie miała rogu. Zaklęła jeszcze kilka razy i wlepiła wzrok w ognisko. Drewno przez nią podkładane do ognia było wyczarowane, teraz był więc pewien problem z utrzymaniem ciepła. W końcu wzruszyła ramionami. – To tak eksperymentalnie. Najwyżej się... – jej źrenice skurczyły się, oddech stanął na moment. – ...o-odmienię. T-taaa, hah... Miałeś kłopot. Była zdenerwowana. Chyba jednak niezbyt mogła się odmienić bez magii. Oby nie chciała wyładować złości na ciebie - a może uda jej się opanować? Trzeba było przyznać - głupi ruch z jej strony, miała minę jakby przestała myśleć. Ale i tak sprytna była z niej suka, w końcu coś wymyśli. Może.
  14. Pies spał kilka metrów dalej, co jakiś czas wierzgając nogami. A przynajmniej oddychał. Odwróciłeś się w stronę klaczy. Szaniqua wstała i odgarnęła limonkową grzywkę z oka. – Spróbujmy... Tylko się nie śmiej, jeśli coś nie wyjdzie. To zaklęcie jest w chuja trudne i może nie wszystko będzie idealnie... – Burknęła i - co cię zdziwiło - lekko, niezauważalnie zaczerwieniła się. Jej róg zabłysł mocniej niż zwykle, białym światłem. Magia zaczęła ją otaczać, na jej czole dostrzegłeś krople potu. Cholerne czary. Gdy wokół klaczy utworzyła się biała, lśniąca kula. Nagle poczułeś oślepiające światło, zakryłeś oczy. Usłyszałeś huk i nagle wszystko zgasło. Dopiero gdy otworzyłeś oczy mogłeś zobaczyć przed sobą... kobietę. Skulona leżała na ziemi, drżąc. Miała dość długie, kasztanowe, falowane włosy. Wysportowane ciało i między innymi również zgrabne, było kompletnie nagie. Na jędrne piersi spływały brązowe włosy. Po chwili postać podniosła się, nadal jednak siedząc na ziemi. Ręką zakrywała piersi i najwyraźniej kręciło jej się w głowie; miała rozbiegany wzrok. Po chwili uspokoiła się. – No czego się gapisz, cepie?! – krzyknęła zdenerwowana do ciebie. – Znajdź gdzieś tu ubrania... Cholera, najwyraźniej źle je przelewitowałam... To była Szaniqua, ta klacz? Zwitek ubrań leżał kilkanaście metrów dalej. Dziewczyna o pięknych oczach zmierzyła cię wzrokiem groźnie, każąc ci się pospieszyć.
  15. – Hmm... – Mruknęła w zastanowieniu. Obeszła cię całego dookoła. Zaczęło ci się robić coraz chłodniej, mimo, że ognisko mocno grzało. Po kilku minutach Szaniqua zatrzymała się przed tobą i położyła swoje niewielkie, acz silne kopytko na twojej klatce piersiowej i zamknęła oczy. Róg zabłysł, a przyjemne ciepło rozeszło się po twoim całym ciele. Dzięki temu nie było ci zimno, o ile w ogóle wcześniej coś czułeś. Odsunęła się i z powrotem zaczęła oglądać dookoła, jak obiekt badań. Czułeś się głupio, nie miałeś ochoty zgadzać się na to, ale musiałeś. W końcu sam wspomniałeś o kodeksie. Łaziła tak z kwadrans, po czym westchnęła, usiadła przed tobą i magią założyła ci ubrania. Chwilę wcześniej podejrzliwie spojrzała na majtki, część ubrania, której nie zdjąłeś, i parsknęła śmiechem. – Oglądanie tego miejsca jest zbędne i niepotrzebne w moim planie. – Powiedziała, śmiejąc się znów. Najwyraźniej było jej do śmiechu. Ale ty nawet nie wiedziałeś o co jej chodzi i po co to robiła. Wyjęła ze swoich toreb jakiś zeszyt, dziennik, i zaczęła coś szkicować. Usiadłeś przy ognisku i czekałeś aż skończy. Milczała, czasem uśmiechając się pod nosem.
  16. Ogier uśmiechnął się promiennie. Takiej reakcji oczekiwał - naprawdę chciał, byś nie rezygnowała i nie poddawała się, cokolwiek cię czeka. Naprawdę cię kochał. Wreszcie ci to powiedział, dowiedziałaś się o tym wprost. Szkoda tylko, że w takim momencie. Miliony uczuć szalały w twojej głowie, kątem oka dostrzegłaś za szklanymi drzwiami kucyki z rozdziawionymi ustami. Czy przez te drzwi było coś słychać? Chyba nie, chociaż mogłabyś przysiąc, że usłyszałaś jak Tea wykrzykuje coś do Soon Rapid'a. Twoje marzenie się spełniło. To dało ci siłę do działania i walki. – Zrobię wszystko, być była w pełni zdrowa – powiedział. – Jeśli nie będzie innego sposobu, pomogę zebrać pieniądze na operację. Gdybym mógł zrobiłbym więcej... Pokręcił ponuro głową, jakby smutny, że nie może ci w jakiś sposób pomóc.
  17. – Zupełnie nic. – Powiedziała niewinnie, jakby z ukrywaną ironią. Po krótkim namyśle jednak zdjęła ci przepaskę z oczu, nadal myśląc nad czymś. Po chwili wstała i otrzepała się. I tobie kazała podnieść się z ziemi. – Muszę dokładnie zbadać twoje ciało – powiedziała śmiertelnie poważnie. – Rozbieraj się. Zapewne przeczytała twoje myśli, bo parsknęła śmiechem. – No przecież nic ci nie zrobię, Andrew... Chyba, że będziesz się sprzeciwiał. Wtedy sama będę cię musiała rozebrać. – Podniosła brew ciekawsko zapewne zastanawiając się, czemu te łyse stworzenia noszą ubrania, skoro kucyki robią to ledwie okazjonalnie.
  18. – Przeprowadzimy dokładniejsze badania i stwierdzimy, czy rehabilitacja coś da. – Odparł. Przez głowę przeszła ci myśl, żeby jakoś zebrać pieniądze na operację - ale czy to możliwe? Tak wielka kwota... A może naprawdę istnieją jakieś ćwiczenia, które pozwolą przywrócić działanie mięśni? Charlie nadal głaskał cię po kopytku, jakby chcąc uspokoić. Twoja mama na chwilę wyszła porozmawiać z doktorem. Wtedy zostaliście sami. Ogier nachylił się do ciebie. – Nie martw się – wyszeptał. – Kocham cię, April. I nie zostawię cię. Już nigdy.
  19. Wyglądała jak jakaś pieprzona psychopatka. Uśmiechała się jednak jak niewinna klacz, przepełniona słodyczą. Gdy patrzyłeś na nią zdezorientowany, usiadła obok ciebie, będąc teraz niżej o jakąś głowę - jak widać nie przeszkadzało jej to. Była tak blisko, że mogłeś usłyszeć jej oddech i poczuć go na swojej szyi. Jej róg rozbłysł, a na twoich oczach pojawiła się przepaska. Nic nie widziałeś, usłyszałeś cichy chichot. Klacz przybliżyła się tak, że swoim ramieniem dotykała twojego ramienia. Poczułeś, jak lekko ociera ci policzek, czerwone miejsce po uderzeniu. Nie widziałeś, lecz czułeś, jak jej kopytko wędruje po twojej twarzy - jakby badała ją, jak niewidoma osoba, poznawała każdy detal. Po chwili położyła swoje kopytko po środku, na twojej piersi, jakby coś sprawdzając. Nie wiedziałeś, co knuje, jakby coś sprawdzała i powoli zbliżała się do czegoś. Mogłeś się tylko domyślać, czemu zachowuje się jak popieprzona i cze... No tak, przecież byłeś jej niewolnikiem. Znów usłyszałeś, jak się zaśmiała cichutko.
  20. – Mięśnie i nerwy w pani lewym kopycie zostały mocno uszkodzone. Również i przez ogień, jak i przez wstrząs, uderzenie boku. Dlatego boimy się, czy na pewno uda się przywrócić pełne działanie w kończynie. – Odpowiedział poważnym głosem lekarz. Miałaś łzy w oczach. Czy... naprawdę? Co się stanie, jeśli nie będziesz miała czucia w kopycie? Czy z jedną bezwładną kończyną da się w jakikolwiek sposób poruszać. A może da się to jakoś uleczyć? Jakaś terapia, ćwiczenia? Operacja? Byleby nie tracić tak ważnej i potrzebnej w życiu kończyny. – April... – zabrała głos twoja matka. – Doktor Optimal Cut – zdradziła jego imię. – postawił przed nami ofertę. Cenę. Cenę operacji, która mogłaby przywrócić ci w pełni sprawność w kopycie – czyli że pozostawała operacja - nadzieja. – J-jednak cena t-to... 35 tysięcy bitsów*... Głos twojej mamy się łamał. Było jasne - nie mieliście nawet połowy z tej ceny. I właśnie w tym tkwił problem. *bitsy - waluta w Equestrii, tutaj policzyłam jak w złotówkach, takie 35 tys. u nas
  21. Nagle poświata zniknęła z broni, która upadła prosto w twoje ręce. Szaniqua wyglądała na zażenowaną, choć przeczuwałeś, że specjalnie chciała żebyś pomyślał, że chce cię zabić. – Będziesz moim niewolnikiem, musisz mieć jakąś cichszą broń. To dla ciebie. – Złapałeś jeszcze trzy magazynki do owej broni - po tym jednak odebrała ci to wszystko i położyła kilka metrów dalej, jakbyś teraz miał zakaz używania owych przedmiotów. Podeszła do ciebie. Mimo, że ty siedziałeś, jej głowa była na twojej wysokości. – A więc mówisz niewolnik, taak? Hmm... Podniosła kopyto i zamachnęła się. Poczułeś mocne pieczenie, które prawie wywaliło cię do tyłu - na twoim policzku został czerwony ślad kopyta. Uśmiechnęła się słodko, chyba pierwszy raz odkąd ją zobaczyłeś, jakby bawiąc się swoim przywilejem. Zmierzyła cię wzrokiem zastanawiając się nad czymś.
  22. – Wiem to. Już wcześniej przegrzebałam twoją głowę i wiem o tobie więcej niż ty sam. Ale syf... – Mruknęła. Wydawało ci się jednak, że skłamała - twoje myśli przegrzebała dopiero przed chwilą – jednak trudno było to po niej poznać, mogła też mówić prawdę. Mruknęła z zamyśleniem i uśmiechnęła się diabolicznie, jakby miała co do ciebie plan. Zbliżyła się do ciebie, wcześniej dorzucając kawałek... czegoś podobnego tylko pozornie do drewna, do ogniska. – Pierwszy raz widzę takiego z tej rasy, chyba nie przychodzicie często do naszego świata, co? Nie zależy mi jednak na twoim życiu – parsknęła śmiechem, jakby cała ta sytuacja ją bawiła. – Skoro wasz popieprzony kodeks to konieczność, chętnie się przystosuję... Magią uniosła nowoczesny pistolet, którego u niej wcześniej nie widziałeś. Przeładowała go powoli, jakby chcąc ci uświadomić, co za chwilę nastąpi. Wycelowała z odległości ledwie metra i uśmiechnęła się szatańsko wręcz. Mimo, że tak nakazywał kodeks i przestrzegałeś go, poczułeś ukłucie w sercu. Zresztą, od razu można się było spodziewać, że ta suka prędzej czy później cię zabije, chociaż... Naprawdę dobrze ci się z nią rozmawiało, nawet jeśli w jakiejś pieprzonej wizji. Nie ruszałeś się. Nie było co uciekać, jeśli naprawdę chce cię zabić, zrobi to tak czy siak.
  23. Ogier uśmiechnął się lekko, jakby zamyślony. – Cóż... W takim przypadku zaproszenia na ciastko pani raczej nie odmówi? – Kopytkiem wskazał budynek - cukiernię na rogu, kilkanaście metrów dalej. Cukrowy Kącik, podobno bardzo dobra cukiernia. A skoro ten miły ogier, twój wybawca zresztą, zaprasza cię tam... Raczej nigdzie się nie spieszyłaś. Ogier był mniej więcej w twoim wieku, wyglądał też bardzo sympatycznie.
  24. Babcia z zamyśleniem podrapała się po nosie, zastanawiając się. – To są właśnie całe gryfy – odrzekła. – Efekt mógłby być naprawdę różny. Albo wyrosłaby ci druga para skrzydeł, możliwe też, że twoje umiejętności lotnicze zwiększyłyby się podwójnie, albo same skrzydła stały się dwa razy większe... Należy również rozpatrzyć opcję, że nie będzie żadnego efektu. Te tutaj czerwone igły służą do stworzenia czerwonego naparu... zwykły napój, ale najlepszy dosłownie jaki piłam! Pióra gryfa ponoć przynoszą szczęście, ale nie mają żadnych konkretnych zastosowań. A te monety to Appleloosańska waluta, oryginalna. No tak, cała Babcia. – A teraz twoja kolej na opowiedzenie co się przez ten szmat czasu zdarzyło. Dużo go minęło, a jak widzę, udało ci się daleko zajść. Mogłabyś mi przybliżyć wygląd Babci Angeli? W ogóle, jest ona jednorożcem, kucem ziemnym? Jeśli pegazem, to spaprałam całą historię z tym eliksirem xd
  25. Znów się zaśmiała. – Jak już się domyślasz wszystko było zaplanowane przeze mnie – uśmiechnęła się zawadiacko. – Już tłumaczę, bo sam się chyba nie domyślisz. Wizja, nierealny świat, że tak to nazwę, rozpoczął się tuż po twoich słowach, a dokładniej "Tak, proponuje grę, pójdziemy do ich obozu, wyzwalając tamtejszych niewolników i przy okazji sprawdzimy "umiejętności" tych handlarzy. Pasi?" O kurwa. A więc ona miała w głowie to wszystko już od początku. – Nawet nie pamiętasz kiedy, bo usunęłam ci kawałek pamięci, ogłuszyłam cię i pieprznęłam zaklęciem. Pozwoliło mi ono zostawić cię w stanie tak zwanego "snu na jawie". W twoim zakutym łbie wytworzyłam identyczny świat - tam miałeś wszystkie uczucia i byłeś sobą, nawet nie wiedząc, że tak naprawdę nie jest to rzeczywistość. Oczywiście ja tym wszystkim kierowałam - jako ja rozmawiałam tam z tobą więc szczerze i naprawdę. Wszystko było ukartowane – podsumowała. – Nieźle udawałam, jak mnie strzeliłeś w kopyto, nie? Specjalnie też oczywiście tak zrobiłam. Poza tym, mało spostrzegawczy jesteś. Szliśmy w inną stronę, niż wskazywały wiadomości z nagrań, które znalazłeś w Stajni. Przy naszym pierwszym spotkaniu, właśnie stamtąd wracałam. Niewolnicy oczywiście uwolnieni. Cóż... No więc wygrałam. To był test dla ciebie, mnie nikt sprawdzać nie musi. Będziesz chciał, to przejdziemy się do ruin obozu z północy, który rozpieprzyłam niedawno. Niezła jatka była. No więc teraz wszystko zrozumiałeś.
×
×
  • Utwórz nowe...