Spojrzałem na Nastię, powoli sięgnęła po miecz. Ocknęła się, nie wiem czy to dobrze czy źle. Wiem tylko, że będą kłopoty. Cofanie się wgłąb groty raczej nie ma sensu, jeśli za nami jest ślepa uliczka będziemy ugotowani. Jeśli zaatakuję teraz póki zwierzoludzie jeszcze tu nie weszli zawsze mam możliwość ucieczki. Zostawiłem Nastię na ziemi i podkradłem się do wylotu jaskini. Na zewnątrz stało małe stado zwierzoludzi, jakaś dziewiątka stworów. Obrzydliwe hybrydy człowiek i zwierzęcia cuchnące wymiocinami i odchodami. Wielkie zwierzęce łby były zakończone koźlimi rogami. Ich futra były zmatowiałe posklejane zaschniętym łajnem i resztkami jedzenia. Tu i ówdzie dało się zobaczyć ropiejące wrzody.
- Spaczogory, - powiedziałem cicho, zwierzoludzie pana rozkładu, teraz się zabawimy. Spojrzałem po przeciwnikach, oceniając swoje szanse - lubię wyzwania - znów powiedziałem do siebie i wyszedłem na polanę.