Pokój był ciemny. Na podłodze były ślady krwi, tłuszczu i wszelkiego brudu. W powietrzu unosił się smród zjełczałego tłuszczu, palonych włosów i stęchlizny, a zza ścian słychać było krzyki ludzi. Ściany nie prezentowały się najlepiej, były proste i brudne z tylko jednymi drzwiami. W pokoiku znajdował się mały stolik ze świeczką z tłuszczu, a przy nim trzy krzywe krzesła na których siedziały trzy postacie. Pierwsza z nich wyglądała na poparzonego na całym ciele mężczyznę, pociętego następnie tępym narzędziem. Jego oczodoły świeciły pustką, a szczęka była najprawdopodobniej złamana. Jednak ja jego plecach znajdowały się dwa przetrącone nietoperze skrzydła. Druga z postaci była chuda. Można było jej policzyć wszystkie kości. Miast nóg miała prasie szpony, a z pleców wystarały dwa szare ptasie skrzydła. była paskudna, a jej przetłuszczone, rzadkie włosy leżały na jej ramiona. Ostatnia z kolei, trzecia, postać bardzo różniła się od pozostałych dwóch. Był to młody mężczyzna, umięśniony, szczupły, o długich czarnych włosach i małej bródce. Miał czerwone oczy ze szparkami zamiast źrenic. W jego ustach błyszczał rząd bielutkich kłów, a z pleców dwa mocne skrzydła. Miał także potężny umięśniony ogon zakończony czymś w stylu kolca oraz dwa rogi zagięte w tył które wystawały z głowy. Postacie te grały najwidoczniej w karty. Pierwsza odezwała się postać o poparzonej skórze.
-Sprawdzam. -Odezwał się jego świszczący głos, przyprawiający o ciarki.
-Dwa złamane piszczele. -Odpowiedziała druga postać zmęczonym głosem.
-Zadżumione płuca. -Odezwał się mężczyzna zrezygnowany, swym głębokim głosem.
-Stos czaszek. -Odezwał się raz jeszcze poparzony mężczyzna. -Znów przegrałeś. Winny jesteś mi już dziesięć dusz. -Dodał po chwili.
-Czas wybrać skąd je weźmie. -Zaśmiała się harpia.
Poparzony mężczyzna, niby z znikąd wyjął plik kartek. Część z nich była przegniła, poplamiona krwią lub przypalona. Jednaj jedna z kartek była bielutka i zapisana złotym atramentem. Tą właśnie kartkę wyjął mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
-"Equestria"... Myślę że się nada.- Odezwał się a po tych słowach, młody mężczyzna, stał już w zielonym lesie na jakiejś polance. Był ubrany w garnitur a z głowy wystawały dwa rogi zagięte do tyłu. Nigdzie nie było już śladu ogona lub skrzydeł, lecz na ustach młodzieńca zagościł uśmiech.