-
Zawartość
463 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Wszystko napisane przez Dadudałe
-
Widzisz tego pana? Ten pan to administrator. Administrator nie lubi gdy się przeklina. Grozi za to bania w ryja
-
- Jeśli tylko utrzymamy generatory, to będziemy w stanie sterować tym systemem nawet w biegu. Podłączyliśmy się już do sieci, a na poczekaniu wyposażyliśmy się w przenośne kontrolery. Co do przeciążenia... To musiałby być ktoś z technicznym przeszkoleniem. Nie powiem dokładnie co należy zrobić, bo i tak tego nie zrozumiesz Majorze. Orkowie jednak mają wrodzoną umiejętność do psucia wszystkiego i obawiam się, że byliby w stanie dokonać niemożliwego. - Odpowiedział ten sam kapłan co zwykle. - TAK JEST Majorze! - Chłopak zasalutował z zachwytem. - Broniliśmy generatorów przed waszym przybyciem, obronimy je i teraz. Mając jeszcze świadomość, że Imperium przybyło nam z pomocą, tym bardziej się zaprzemy i nie damy wykurzyć z naszych stanowisk. Ku chwale Imperatora!
-
Gold Packi przeboleję... A na EU przynajmniej sporo Węgrów gra
-
Mógłbym sprawdzić w google co to jest, alem zbyt leniwy. Mógłbyś zrobić coś w stylu reklamy połączonej z recenzją?
-
Hej Rarłę! Zrobiłem dla Ciebie dwa rysunki. Na tym jesz kurczaki z KFC: A tutaj pokazujesz swój piękny uśmiech: Podoba się ? Utop się, doprawdy. I nie myśl, że na to odpowiem, trollu.
-
Tańczcie marionetki, tańczcie. Wszystko idzie w zgodzie z wizją Światostatku Ulthwé. Dodam jeszcze coś do tematu: Karandras - moja ulubiona postać wśród kosmo-elfów, reprezentująca jeden z dwóch ulubionych aspektów: Striking Scorpions'ów. Zapiszcie więc i mnie: Avanidius - Striking Scorpions Exarch, podążający dumnie ścieżką swego mistrza. I wersja gangsta
-
Hej, Rarłę! Chodzą ploty, że przytyłaś! Czy siano (czy co tam wsuwasz) może tak iść w zadek ? Życzę ci powolnej i okrutnej śmierci, Avan.
-
Ile kosztuje u was kilogram węgla? Czy jecie chleb? Macie swoje smoki i problemy z tymi smokami? Czy wszystko musi się u was tak cholernie świecić?
-
Grałem w AIONa. Można powiedzieć nawet, że gram dalej, bo postaci nie usunąłem. Nie wciągnął mnie jednak do tego stopnia. Coś mnie zniechęciło :/. Nie wiem co.
-
Największym w galaktyce wabikiem jest Imperator. Wszystkie Tyrki ostatecznie kierują się na Ziemię EDIT: A sam plan - tyrki na planecie są niewiele warte. Ważna jest flota nad planetą i reszta sił lecąca w pewnej odległości. Żadną planetą nie uda się zwabić wartościowych sił w taką zasadzkę. Tyrki wyślą tylko tyle ile będzie potrzebne.
-
Ahh! Pozwolę sobie jeszcze dodać coś o Imperialnej Flocie, co pozwoli nam wyobrazić sobie potęgę ludzkiej floty. Pojedynczy pancernik może mieć nawet do 3 milionów (!) ludzi załogi i mierzyć osiem kilometrów. Jeden sektor ma od 50 do 75 pancerników i krążowników, a jeden segment składa się z wielu sektorów. Daje nam to obraz niewyobrażalnej i potężnej machiny zniszczenia. Problemem ludzi jest walka na wielu frontach i potrzeba rozproszenia sił. Jeśliby jednak dostali kiedyś możliwość ich zebrania, to okażą się najpotężniejszą rasą jaka istnieje w tej galaktyce, mogącą sobie z łatwością poradzić nawet z tyranidami. To będzie wyścig między ewolucją tyrków a pomysłowością naukowców. Mimo wszystko jednak, nawet zniszczenie organizmu nie spowoduje utraty masy. Nadal może ona zostać zabezpieczona, zneutralizowana i po jakimś czasie znowu wykorzystana przez rój. To nie jest rozwiązanie ostateczne, a jedynie kupienie sobie trochę czasu. Najlepszym rozwiązaniem jest wyssanie ich do warpa . Wtedy materiał trafi prosto do demonów. Tau jednak mają bardzo, bardzo prymitywną technologię związaną z warpem. Wiedzą tyle, ile udało im się odgapić i zrozumieć od ludzi... Czyli niewiele.
-
Wetnę się trochę w rozmowę. Walka z tyrkami nie ogranicza się jedynie do palenia ciał. Powiem nawet, że to niepotrzebne marnowanie materiałów. Tyranidzi nie *jedzą* tylko ciał. Oni pochłaniają wszystko. Wpierw na planetę zrzucana jest cała horda wojsk wytworzonych na tę okazję (urodzonych?) w statkach roju. Następnie, po zniszczeniu obrony wszystko jest asymilowane, jednostki wskakują do wielkich jezior kwasu a materiał zostaje transportowany znowu do floty. Ta rasa przemieli wszystko. Z planety zostaje jedynie sucha skorupa skał, pozbawiona jakiegokolwiek życia. Chcesz zatrzymać Tyrków? Wypal planetę do zera, bądź zupełnie ją zniszcz. O ile jednak Imperium może sobie na to pozwolić (choć nawet ich dowódca, który w ten sposób zatrzymał pochód wroga, został uznany przez inkwizycję za heretyka. Planeta w przeciwieństwie do ludzi nie jest zasobem odnawialnym), to z pewnością nie mogą tak działać Tau. Nie można pozwolić tyranidom wylądować, bo wtedy sprawa jest przesądzona. Tau mają dobrą technologię, ale nadal są słabsi od Kosmicznych Marines, a ich flota nie może się równać nawet z imperialną flotą jednego sektora. Obrona za pomocą dział też się nie sprawdzi, bo wbrew obiegowej opinii - tyranidzi nie są głupi. Umysł roju umie się uczyć i oceniać, czego przykład dał już wiele razy walcząc przeciwko ludziom. Używa taktyki, zajmuje się szerokim rozpoznaniem, rozbudowuje siatki szpiegowskie... Potrafi się przygotować do ataku na dany rejon nawet na dłuuugi czas przed przybyciem właściwej floty. Czemu więc działa będą słabe? Ponieważ każda obrona stacjonarna jest przewidywalna. Znamy odległości, prędkość, oś obrotu planety, etc. etc. Umiemy więc posyłać we wroga np. pociski balistyczne - meteory czy inne kolosy, spoza zasięgu obrony planetarnej. Każda linia defensywna może być zniszczona bez większych strat. Potrzeba jedynie czasu, a tego akurat tyrki mają pod dostatkiem. Najlepszym rozwiązaniem byłaby jakaś broń biologiczna, albo potworne bombo-podobne coś oparte na warpie. Jak to jednak ma zadziałać? Nie mam pojęcia. Tym bardziej, że flota roju jest niemalże nieskończona. To co dotychczas udało się z ciężkim trudem zatrzymać, to dopiero forpoczta macek. Macki natomiast są jedynie zwiadem właściwych flotyll. Games Workshop trochę tutaj dowalił, nie dając raczej realnych szans na przetrwanie komukolwiek (może z wyjątkiem necronów czy ludzi). Ciekawi mnie jak z tego wybrną. Być może nawet dojdzie do sojuszu między Tau a Imperium? To jednak zniszczyłoby totalnie cały styl gry, więc nie jestem do tego jakoś przekonany. P.S. CIEKAWOSTKA. Fabryki Dominium mają taką moc przerobową, że każdy obywatel mógłby dostać XV8 Crisis Battlesuit. Nie robią tego jednak z powodów ideologicznych. Jak więc widzimy: oni też nie są tacy mądrzy . Wolą cierpieć niż uzbroić każdego zdolnego do walki w najlepsze co mają.
-
Od kiedy Matt Ward zabrał się za ich kodeks! CURSE ON YOU MATT. YOU BASTARD! Chyba najbardziej znienawidzony pracownik Games Workshop ever
-
Przyjemnie wyglądające postaci, trochę klon WoW'a, ale bardzo udany. Uwielbiam imperium i rasy wchodzące w jego skład. Ostatnio nawet próbowałem sobie zassać instalator i wrócić do gry, ale coś się żarło z moim windowsem 7. Nie mam pojęcia czemu :<
-
To świat wh40k. Wszyscy tutaj są idiotami . Ludzie mogą okazyjnie się dogadywać z kimś, ale nie zmienia to ogólnej polityki państw. Tau może być wykorzystywane chwilowo jako tarcza, ale kiedy ludzie zgromadzą odpowiednie siły, to w nich wjadą. Czemu? Bo lepiej jest by te planety należały do Imperium, niż do obcej (nawet *powiedzmy* zaprzyjaźnionej rasy). O ile dobrze pamiętam, to w najnowszym fluffie jest nawet opisana historia, kiedy Necroni walczyli razem z Kosmicznymi Marines (!) przeciw wspólnemu wrogu. WTF?! Mają nawet dopuszczony słaby, ale jednak sojusz z... Black Templarsami . Nie oznacza to, że przestaną ze sobą walczyć. Oznacza to jedynie, że w przypadku wyższej konieczności i wspólnego wroga, mogą zaprzestać wzajemnego mordowania się i uderzyć razem na kogoś innego. Czasem... ******* Odniosę się jeszcze do kwestii agresywności ras. Masz chociażby Eldarów, dzielących się na cztery główne obozy: - Dark Eldars - owszem. Agresywni jak diabli, wyprowadzają zaskakujące ataki i biorą ludzi w niewolę. - Eldars - czyli zwykli, światostatkowi. Oni raczej są zainteresowani swoim przetrwaniem niż walkami. Myślę, że jako nacja są jeszcze bardziej pokojowi niż Tau. Po prostu bronią resztek swych dawnych tajemnic, w które Imperium chamsko włazi z buciorami , czego małpiszony usilnie zrozumieć nie mogą. Najbardziej agresywni są tutaj Eldarscy Piraci oraz światostatki Biel-tan i Saim-Hann. - Eldarscy... Koczownicy? - Nie wiem jak ich nazwać. Inna grupa Eldarów, która uniknęła zniszczenia podczas Upadku. Żyją sobie na rajskich światach, bardzo blisko natury, etc. etc. Właściwie mógłbym ich nazwać pacyfistami, póki ktoś nie zechce podbić im planety . - Harlekini - ich tam nawet nie obchodzi co się dzieje w normalnym świecie. Walczą z chaosem i bronią biblioteki. I jeśli miałbym już jakikolwiek sojusz obstawiać, to tylko Eldarów z Ludźmi. Ale nawet to nie ma szans się wydarzyć w skali makro, a jedynie w skali mikro.
-
Ale Tau nie chce dzielić się technologią, a Imperium nie chce tolerować Tau. Dominium posiada ludzkich *podwładnych*, ale trzyma dla nich kopie standardowego wyposażenia Imperium, a tylko w razie konieczności wydziela im odpowiednie ilości własnego sprzętu. Nadal jednak nie ma zamiaru się z nimi dzielić technologią. Nawet pomimo faktu, że ci ludzie są już częścią państwa i dla niego walczą. EDIT: 1) Argument o mniejszych stratach jest inwalidą. Siła Ludzka to akurat coś, czego Imperium nigdy nie zabraknie . 2) Argument o przetrwaniu Tau jest niekorzystny z punktu widzenia Imperium
-
Wydaje mi się, że nazwę "Dominium Tau" pamiętam jeszcze sprzed czasów DoW1, kiedy to ciupałem jedynie w figurkową wersję i uznaję to za dobrą nazwę. Często skręcamy się przy niektórych tłumaczeniach, ale muszę szczerze przyznać, że ogólnie wh40k jest bardzo fajnie przemielony na nasz język ojczysty. Co do tyranidów. Pozwolę sobie tutaj zamieścić bardzo fajną mapkę: http://wh40ka.ucoz.ru/SpaceMap/SpaceMap.html Jak z niej widać, TAU właściwie jest celem dwóch flot roju (Kraken i Behemot), choć druga z nich musi wpierw przebić się przez Ultramar. Śmiem twierdzić, że TAU ma przewalone już z jedną z nich, nie mówiąc nawet o dwóch. Głównym problemem Dominium jest... Brak zasobów osobowych. Ich jest najzwyczajniej w świecie zbyt mało, by móc prowadzić sensowną walkę. Oczywiście nie zginą, bo na to nie pozwoli Games Workshop. Znając życie nagle znajdzie się trololo heros z trololo magiczną bronią i po ciężkiej walce i stracie połowy planet, uda się zatrzymać przeciwnika. Nie wiem jednak ile czasu będziemy musieli czekać na rozwiązanie zaistniałej sytuacji, bo... Hmm... Atmosfera jest dosyć gęsta. Cokolwiek się nie wydarzy, będzie to miało olbrzymi wpływ na całą galaktykę. Stąd pewnie firma utrzyma zaistniały, fabularny status quo jak najdłużej.
-
Kojarzy mi się z emo hitlerem , ale cieszę się, że coś ogarnąłeś. Postać ciekawa, choć mroczną bym jej nie nazwał. Ot taki świrek... Co akurat jest imho dobre. Dzięki temu udało ci się uniknąć stworzenia OC-cioty Ale czekaj, czekaj... Celestynopol? Zachód? Nooooooooooooo!
-
Friedrich Wilhelm Ernst Paulus
-
- Tak jest, panie majorze. Przyjąłem. Tylko, jeśli jeden z tych zasranych znachorów znowu będzie mi próbował wsadzić jakiś próbnik, to osobiście urwę mu głowę i nadzieję na przedni pancerz Sentinela. Dam się połatać a potem zbieram wszystkich na obiekt. Zajmie nam to jednak chwilę, bo musimy złożyć szpital polowy i przetransportować rannych. Bez odbioru. - głośnik zatrzeszczał i zamilkł, a ty mogłeś w spokoju wydać kolejne rozkazy. Ludzie uwinęli się, sprawnie i szybko wykonując wydane im polecenia. Po chwili od strony wejścia dało się usłyszeć strzały, ale przez komunikatory zapewniono, że to tylko usunięto jakieś mniejsze grupki xenoskich maruderów. Poszedłeś więc spokojnie, by razem z kilkoma żołnierzami z 97-go oglądnąć generatory. Po drodze minąłeś kilka pomieszczeń technicznych zamienionych pospiesznie w składy, sypialnie i nawet jedną ubogą salę szpitalną. - Jesteśmy na miejscu - rzekł jeden z gwardzistów i wskazał na potężne obiekty, aż buczące od energii. Widziałeś w życiu już wiele jednostek zasilających, nawet bardzo rozbudowanych. Czegoś takiego jednak nie miałeś okazji spotkać nigdy wcześniej. Cerambetowa kopuła pomieszczenia unosiła się z dobre dziesięć metrów nad tobą, wsparta na potężnych filarach z nieznanego ci stopu metali. Wszechobecne Maszyny Myślące dokonywały jakichś analiz, a między nimi krzątali się zafrasowani kapłani maszyny, klekoczący do siebie mechanicznymi odgłosami, w zupełnie obcym dla ciebie języku. - Oh... Witaj, panie majorze - Usłyszałeś głos Harvisa. Podszedł do ciebie od lewej strony, cały wybrudzony smarem. - Przepraszam trochę za mój stan, ale pomagam zamykać kolejne kanały techniczne. Nie jest to w pełni bezpieczne rozwiązanie, bo jeśli coś by się miało wydarzyć, to nie dotrzemy na czas do zwarcia. Kapłani jednak zapewniają, że w takim przypadku zdążyliby na czas awaryjnie zamknąć cały system. Powtórzyłeś mu swoje pytania, zadane wcześniej zwykłym gwardzistom. - Cóż... Raczej eksplozja tutaj żadna nie grozi. Nawet rzucenie ładunku wybuchowego w generatory powinno wytworzyć niezły wybuch, ale nie wywoła żadnej reakcji łańcuchowej. Tego nie trzeba się obawiać, o ile nie nastąpi przeciążenie...
-
- Przyjąłem, panie majorze. Oddaję słuchawkę Rajkovicowi. Czekając na komisarza ponagliłeś swoich żołnierzy. Wszyscy właściwie byli już przygotowani, ale wyskoczył jeszcze jeden problem. - Sir... - jeden z żołnierzy 97 Regimentu Gwardii Khadei podszedł do ciebie niepewnie. - Co mamy w takim przypadku zrobić? Nadal posiadamy trochę rannych, ale co ważniejsze: przecież te generatory zapewniają zasilanie zarówno dla całego obiektu, jak i dla Działa Księżycowego. Nie możemy ich ot tak po prostu zostawić i pójść na spotkanie z resztą. Zanim zdążyłeś cokolwiek powiedzieć, w słuchawce komunikatora dało się słyszeć znajomy, choć lekko chrapliwy od ciągłego wrzeszczenia na podkomendnych głos. - Ta? Jestem. - burknął komisarz, chyba niepocieszony tym co usłyszał z twojej rozmowy z łącznościowcem.
-
Popraw linki plz, bo te twoje mnie przerażają Nie cytujemy z IMG ~Domine
-
- Niestety, sir - Ciągnął dalej Harvis. - Nie nosimy ze sobą ot tak planów budynku. Powinno się je znaleźć w pomieszczeniach kontrolnych i to one właśnie z pewnością będą okupowane przez znaczną ilość orków. Co do innych miejsc nie mam pewności... Może jeszcze gdzieś znalazła się grupka podobna do naszej, ale w takim przypadku z pewnością nie posiadają żadnego nadajnika. Inaczej już by się odezwali na nasze wezwanie. Lepiej jest więc założyć, że wszyscy albo zginęli, albo uciekli razem z naszym kapitanem. Po wypowiedzeniu tego chłopak zasalutował raz jeszcze, a następnie odszedł rozdawać ludziom materiały wybuchowe zgodnie z twoim rozkazem. Uchwyciłeś wtedy komunikator i spróbowałeś nawiązać kontakt z ludźmi na zewnątrz. - Tak jest, panie majorze! - prawie natychmiastowo usłyszałeś głos tamtejszego łącznościowca. Leonard Classen, bo tak się nazywał, mówił szybko i z ciężkim oddechem, ale nie słychać w nim było strachu lecz jedynie zmęczenie. - Skoro już mam z panem kontakt, to zdam szybki meldunek. Mieliśmy tu drobne problemy z xenosami. Udało nam się odeprzeć atak o dziwo bez strat. Jedynie kilku ludzi zostało rannych, w tym także komisarz. Rajkovic jednak nie słucha lekarzy, bije ich nahajką i mówi, że prędzej sobie plazmą nogę amputuje niż zejdzie z pola bitwy. Boimy się jednak, że jeśli nie dopuści ich do siebie, to wda się jakieś paskudne zakażenie... Przecież jesteśmy w środku dżungli, a tutejsze warunki sprzyjają się rozwijaniu różnych paskudztw. Może pan major przemówi mu do rozsądku... I na koniec jest jeszcze jedna wiadomość... Nie wiemy co o tym myśleć. Nadal utrzymuje się potworne zachmurzenie i nie widać nieba, ale przez chmury od strony planety przebija się wyraźna czerwona łuna, czy w każdym razie coś w tym stylu. Nadal brak kontaktu z flotą.
-
- Majorze... - mówiąc to słowo, kapłan maszyny przekrzywił delikatnie głowę, dając subtelny, lecz wyraźny znak lekceważenia. - Przecież nie dalej jak minutę temu, dałem panu do ręki nadajnik... To właśnie ta... "Słuchawka z antenkami", żeby nie zadręczać pańskiego umysłu niepotrzebnymi nazwami. Możesz z niego skorzystać kiedy tylko zechcesz dowódco. Jest twój. No tak. Przecież dostałeś to dziwne urządzenie prosto do rąk własnych, ale najwyraźniej w natłoku zdarzeń jakoś nie zwróciłeś na to uwagi. Trudno. Trzeba jakoś przeboleć obcy, patrzący z góry wzrok kapłana i działać dalej. - Tak jest, sir! - Harvis był wyraźnie bardziej skory do pomocy i przyzwyczajony do podobnych sytuacji. Nawet nie dał po sobie poznać, żeby miał zauważyć jakiekolwiek lekceważenie dowódcy ze strony kapłana, tylko wypluł z siebie litanię meldunków, jak stary wiarus na apelu. Mimo jego młodego wieku, od chłopaka aż wiało profesjonalizmem. - Mamy tuzin granatów przeciwpiechotnych, dwie skrzynie - około 20 sztuk - ręcznych ładunków wybuchowych i trzy ładunki paliwa do miotacza. Całkiem sporo tego, sir. Mam rozkazać ludziom ich przygotowanie i rozdanie żołnierzom, czy użyjemy je w bardziej konkretnym celu?