Przeturlałem się unikając kolejnego ciosu wroga. Jego przemiana była dość... zaskakująca, lecz to za mało, by zmusić mnie do pokazania wszystkich moich kart. Rozejrzałem się po okolicy. Wszędzie leżały fragmenty mojego pancerza, lecz dość sporo jego elementów wciąż miałem na sobie, w tym skrzydło na lewym ramieniu. Odłamałem je.
- Łap! - krzyknąłem, po czym rzuciłem skrzydłem w głowę tej paskudy. Mój przeciwnik wywrócił się dając mi czas na naprawę strat. W mojej lewej ręce pojawiła siem kula, którą "zmiażdżyłem" zamykając dłoń. Jej moc rozlazła się po całym moim ciele dając mi nowe siły i reperując moją zbroję.
Przeciwnik zdążył już wstać i zaczął na mnie szarżować. Rozluźniłem lewą rękę i poczułem przypływ mocy. Wykonałem zamach. Pocisk poleciał w kierunku wroga i wybuchł mu przed twarzą. Za nim poleciały kolejne niczym seria z karabinu maszynowego. Każda eksplozja sprawiała, że kolos zaczął się cofać. Kilkaset kul później znajdował się w rogu areny, co dawało mi dość spore pole do popisu.
Tym razem kula w mojej ręce miała kolor czarny. Cisnąłem nią w podłoże, na którym zaczęły pojawiać siem pęknięcia, z których wydobywał się ciemnozielony gaz, ziemia robiła się fioletowa. Uniosłem rękę do góry.
- Spłoń - powiedziałem, po czym pstryknąłem palcami. Wywołało to iskrę, która w połączeniu z gazem dało potężny wybuch. Zostałem oparzony, lecz stymulanty w zbroi szybko się tym zajęły.