-
Zawartość
1519 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Serox Vonxatian
-
Avain zaczął się już uspokajać, a więc i odzyskiwać kontrole. Podniósł się chwiejnie na kolana i na czworaka podszedł do towarzysza. Wziął pas węża i wyjął swój komunikator. - Tu Jedi Avain... Potrzebuje pomocy... wyślijcie mi medyków pod północną część pałacu. Jest 2 rannych. Następnie zapiął pas, wziął kompana na plecy i wstając powoli udał się do okna. Wiedział, że ten nie pozwoli mu zginąć. Wybił szybę i skoczył na dół. I rzeczywiście moc sprawiała, że zaczął zwalniać i jego upadek był bezpieczny.
-
Charles skrzywił się gdy usłyszał słowo ludzie. Nigdy nie lubił kontaktu z innymi ludźmi. W pracy to co innego wtedy to była po prostu część procedur. Rozmowa z kimś prywatnie napawała go lekkim lękiem i odrazą. Wolał już nawet rozmawiać w martwymi ludźmi. Oni byli wtedy mniej cieleśni i to go trochę uspokajało. Już od samych tych myśli czuł się brudny. Więc udał się do Gildii zahaczając po drodze o dach przy świątyni Ślepego Jo. Rzucił nożem w jedną z dachówek, a ta wysunęła kolce i złamała się w pół. Gdy pułapka była już nieaktywna Charles podjął wypłatę. Następnie poszedł do swojego pokoju i wziął długi prysznic. Na koniec wyjął ze swojego ogromnego regału, który mógłby ukryć ukrytą bramę książkę pod tytułem 1000 sposobów na zabicie krasnoluda. Książka miała zakładkę przy numerze 461 ponieważ już nad nią pracował. Otworzył ją na zaznaczonej stronie i odłożył na stoliczek nocny, następnie wziął pióro i zaczął poprawiać błędy w niej zawarte. Skreślał i pisał na marginesie poprawki, byleby tylko nie myśleć o... komunikacji z innymi ludźmi.
-
- A co z ich śmiercią? Mają swoją własną jak szczury i czy w ogóle jakoś da się je zabić. Książki podają różne wersje, a ja chce się dowiedzieć od zawodowca.
-
Avain używając tylko jednej ręki i mocy zaczął się wspinać do paska węża, ściągnął go i podrzucił do Mihre.
-
- Rzeczywiście dobry. Mógłbym się zapytać jak stoi sprawa między tobą, a demonami? Zapytał patrząc w bok. Nawet nie starał się patrzeć na postać. Kiedy matka nie była pijana i gadała z sensem, uczyła go conieco o zawodzie medium i o NIM.
-
Avain przyciągnął miecze poległego przeciwnika i oglądał je. Orbitowały przez chwilę naokoło niego, gdy przyczepił je sobie do paska, a części zniszczonych schował w torbie. Wszystko to zrobił nie ruszając nawet palcem. Stał tak jeszcze krótką chwilę, a potem padł na ziemie.
-
< Jest zbyt niebezpieczny by żyć. Zabił ci przyjaciela. Dokonaj zemsty, wiem, że tego chcesz. Zrób to zabij go! > Avain stał teraz nad wijącym się w bólu przeciwniku. Był już teraz w jego umyśle i wystarczyło dokończyć robotę. Wyciągnął rękę i zaczął miażdżyć mocą mózg księcia. W pewnym momencie zatrzymał ściskającą się dłoń. < Nie mogę go obezwładnić i zabrać do więzienia. Tak jak powinienem zrobić. Jest zbyt niebezpieczny, jak uwolni się będzie cie chciał zabić, a on nie będzie miał hamulców. Wykończ go! Podetnę mu ścięgna, że nie będzie mógł udźwignąć miecza. WIEDZIAŁEM, ŻE JESTEŚ SŁABY ALE TERAZ WIEM, ŻE JESTEŚ TEŻ GŁUPI! > Dłoń miraluka zacisnęła się miażdżąc umysł węża. Avain stał potem bez ruchu nad zwłokami. Z jego umysł biła dziwna aura, jakby wewnętrznej walki.
-
- Dziękuje nie pije. Teraz potrzebuje tylko czasu. Gdy barman odszedł wstał i przysiadł się do postaci. - Witam.
-
- Witam panią, mam zlecenia. Pieniądze będą tam gdzie zawsze? Dobrze. Dowidzenia. Oddał papiery i kolejne myśli samobójcze i wyszedł z budynku. Udał się do karczmy. Nie brał nic do picia tylko czekał.
-
Avain skoczył by zbliżyć się do węża jednocześnie starał się pociągnąć Mihre gdzieś dalej. Gdy był już bliżej znowu uderzył w umysł gada tym razem tamten był wściekły więc Ciemna strona zadziałała lepiej i wąż otrzymał już pełny pakiet wizji i koszmarów z fabryki halucynacji pogrzybkowych. Następnie postarał się też go zaatakować mieczem dość nisko żeby nie dostać jeśli tamten by wymachiwał gdzie popadnie.
-
- No cóż kolejny klient obsłużony. wracamy do Gildii. Jak powiedział tak zrobił udał się złożyć dokumenty z dzisiejszej nocy i załatwić inną sprawę ale to później.
-
Avain był już mocno rozdrażniony tą walką. Postanowił więc użyć swój gniew by przelać ciemną stronę wprost do umysłu gada, by sprawić mu ból. Przez odległość nie mógł zrobić realnych koszmarów ale postarał się wywołać choćby halucynacje, że jest więcej Miraluk niż jest w rzeczywistości. Następnie przeprowadził atak. Gdy zmierzał używał odepchnięcia by robić skoki na lewo i prawo by zmylić przeciwnika.
-
- Ja jestem spokojny i nie paniusiu, nie mogę pierwszy strzelić. Ogranicza mnie kodeks i przysięga. Tym właśnie różnie się od morderców. No i także tym, że mordercy głównie zabijają osoby sobie bliskie. Jak na przykład żony, teściowe lub psy sąsiadów, które nasrały na złym kawałku trawnika. A i nie jedynie co zdążysz jak ciebie trafię to ładnie wybuchnąć. Chcecie państwo być bohaterami, a nie znają państwo tak podstawowych zasad. Odpowiedział chłodno, celując do Mony. Przynajmniej ten drugi jest w miarę ogarnięty. Bez niego ona zginie podczas wypraw. Biedne dziecko. Pomyślał.
-
Avain zaczął razić twarz węża piorunami skupiając się głównie na okolicach oczu. Sam wykonał ślizg obok gada, wykonując cięcie na ogon. Musiał jeszcze sprawić by ten nie zaatakował Mihre. Postanowił użyć starego, dobre podciągnięcia na rękach oponenta do tyłu.
-
Charles wykorzystał to, że Mona skupiła się na drugim jegomości i stanął sobie kilka kroków dalej i celował do niej z kuszy. - Jak już mówiłem nie jestem mordercą. Gdybym był nim to już byłabyś martwa, a ja miałbym przesrane u nich. Pokazał ręką na wyczekujące powietrze nad nimi, które się powoli zbierało. - I jak chce pani ratować księżniczki bez zabijania bandytów? Ja działam zgodnie z prawem w tej kwestii. Dzięki naszej Gildii śmierć w Ankh Morpork jest zorganizowana, odnotowywana i zabezpieczana. Dooki nie trafi się pewnie osobnik, który nie chce umierać. Ostatnie zdanie powiedział do Jaenra z słyszalnym wyrzutem.
-
< O ty gadzi je*ańcu, jak śmiesz niszczyć te wspaniałe bronie?! Tak kieruj się gniewem, a wyzwolisz w sobie moc, która może go zetrzeć. Albo uwolni mnie, a jego śmierć będzie długa i bardzo bolesna. Milcz i nie wtrącaj się do Mojej walki. > Bolał go bok ale ból nie stanowił dla Avaina żadnej przeszkody. Skoczył by uniknąć kontaktu, wyciszył się lekko, a gniew zagłuszył stawiając sobie za cel uwolnienie Mihre zapominając o wężu. Zrobił to tylko po to by móc pewnie zniknąć. Podciągnął się do Mihre, zostawiając falę mocy wycelowaną w węża. Gdy znalazł się obok kompana chwycił za siatkę i pociągnął z całej siły wykonując nią obroty jak lassem by się nie zwinęła i poplątała ani nie była w stanie nagle ruszyć w jakimś kierunku. Gdy już ściągał sieć skupił się ponownie na gadzie i w razie gdyby ten przewidział ten ruch miał w ręku sieć, którą był gotów rzucić.
-
- Morderstwa?! Odparł oburzony. Niczego nie robił sobie mając topór pod gardłem - Jak śmiesz nazywać mnie mordercą! Jesteśmy skrytobójcami, Gildią zatwierdzoną przez Lorda Vetinariego! My nie mordujemy tylko dokonujemy cichych i skutecznych eliminacji wyznaczonych celów. Obowiązują nas zasady młoda damo! Nie zabijamy byle kogo, byle gdzie i kiedy! Każdy nasz klient jest zatwierdzony, spisany i ma pieczątkę naszego wspaniałego Lord'a! I proszę opuścić topór, bo zabicie osoby z naszej gildii automatycznie otwiera lecenie na panią, z napisem kto pierwszy ten lepszy! Z pobliskiego dachu emanowała cisza osoby, która bardzo nie chce by jego napinana kusza wydała jakikolwiek dźwięk. Charles mówił groźnym tonem i wymachiwał Monie przed twarzą palcem, by podkreślić, że nie ma z nim żartów.
-
- Nie jest pan żywy? Jego oczy zabłysły. - To chyba znaczy, że zlecenie i tak zostało wykonane. Tak więc jaki chce pan upominek? Gustowna czarna muska, czy wisiorek z sztyletem? Wyciągnął przedmioty by je zaprezentować.
-
- Demon! No nie, czemu nikt nie wydał mi odpowiedniego sprzętu na to zlecenie! Będę zmuszony napisać skargę. A co do państwa to informuję, że w niedługim czasie będziecie państwo mieli przyjemność skorzystać z naszych usług. Gwarantujemy przeszkolony personel i upominek przy śmierci. Możemy również zaproponować wam zniżkę na wszelkiego rodzaju trumny u tutejszego grabarza. Zaczął teraz chodzić w kółko. - A co zrobić z panem panie Jaenr. Zabić teraz nie mogę, zwrócić zlecenia też nie. Jest pan pewien, że nie chce być martwy? Wielu mówi, że to wspaniałe doznanie i uwolnienie od uporczywej rodziny.
-
- Nie płacimy. Powiedział zapisując to w notatniku. - Państwo są z Ankh Morpork czy z terenów poza? Jeśli z to jaki jest powód nie płacenia, a jeśli z poza to czy wykupili państwo ochronę przejazdową? Kontynuował ankietę, gdy nagle jego niedoszły cel wstał z ziemi. - Nie,nie,nie,nie! Mówił wymachując rękami. - Proszę nie utrudniać mi pracy i spokojnie leżeć martwym panie zombie. Niektórzy tutaj próbują załatwić swoje zlecenia najlepiej jak potrafią, a tu nagle komuś nie chce się leżeć sztywno. Proszę, tu jest dokument mówiący, że ma być pan martwy. O tutaj jest nawet pieczątka! Łamie pan w ten sposób moje prawo do spokojnego i bezprzeszkodowego wykonywania mojej pracy i przez pana być może nie otrzymam wynagrodzenia! Ba wynagrodzenia, moje dobre imię zostanie nadszarpnięte bo panu się nie chce wyzionąć ducha. Tłumaczył potrząsając pergaminem, po czym wyciągnął kuszę i strzelił jeszcze raz, tym razem w serce.
-
Gdy miecz leciał w jego głowę wyciągnął rękę i chwycił go razem z dłonią gada i przytrzymywał jednocześnie zaczął ją miażdżyć mocą. Drugą swoją ręką chwycił za nadgarstek rękę, która go dusiła i przyciągnął lecący miecz tak by odciąć tą dłoń. Zrobił też to co wychodzi mu najlepiej przyciągnął się całą powierzchnią ciała do podłoża tak mocno, że nie dało się go oderwać, przy okazji pociągnął też tak rękę z mieczem i gadem wytrącając go lekko z równowagi. Teraz nie ma już szans by nie stracił jednej ze swoich dłoni. Drugi swój miecz przyczepił do stopy i aktywował go celując w okolicę pasa węża.
-
- Ja bym spróbował, w karczmach, u przejezdnych kupców albo bogatych dam. Tam można dużo zarobić, choć u tych dam jest to za przysługi... typowo... fizyczne. Odpowiedział spokojnie. - A tymczasem wracając do mojej ankiety.
-
Charles podróżował po dachach w poszukiwaniu osoby z kontraktu. Noc była idealna, choć dachy mogły być trochę mniej zatłoczone. Swoją drogę też mógł lepiej zaplanować bo czekał dobre 3 minuty, aż skończy się wybieg nowych i starszy skrytobójca zezwoli na przeskoczenie na następny dach. Wreszcie trochę opóźniony dotarł na miejsce pobytu. Miał nadzieję, że zdąży. I proszę! Jego cel leży przygwożdżony do ziemi przez jakąś ponętną paniusie. Zszedł bezgłośnie po rynnie na dół, przeszedł obok strażnika, któremu skinął głową i podszedł do kochasiów. - Witam, ale zdaje się, że przejmuję tą osobę. Powiedział wyciągając zlecenie z Gildii z pieczątką przywódcy Gildii i Lorda Vetinariego. Następnie wyciągnął kuszę i strzelił Jaenrowi w głowę. - Przy okazji interesuje się bezpieczeństwem obywateli jak wy i chciałbym przeprowadzić ankietę. Czy regularnie państwo płacicie należność za ochronę dla Gildii i czy nie nadwyręża ona waszą kieszeń?
-
Nie przestawał napierać na oczy i gardło bo miał teraz tą przewagę i nie chciał jej tracić. Najpierw użył mocy by manipulować powietrzem w pomieszczeniu przy pomocy zwykłego odepchnięcia i podciągnięcia. Odskoczył do tyłu by wyjść z chmury kwasu po czym po pierwsze zaczął krzyczeć przy pomocy mocy ale słabiej niż poprzednio bo miało to tylko zagłuszyć jego działania, następnie zrobił w chmurzę mały cylinder normalnego powietrza wycelowany od niego do gada, a następnie wyłączył miecz, rzucił nim w gada i gdy miecz był wystarczająco blisko aktywował go. Dopiero gdy go włączył zaczął przesuwać chmurę w stronę rywala jeśli ten jeszcze żył. Tym razem był przygotowany nawet na to, że wróg chwyci jego miecz i w razie czego cały czas był połączony z nim mocą żeby natychmiastowo zacząć nim obracać.
-
< Zabij go, zwycięż! Jeśli nie jesteś w stanie tego dokonać daj mi przejąć kontrolę. Skończy się to wtedy szybko. > Rozbrzmiewał głos w jego umyśle. Avain podskoczył do Mihre by sprawdzić co go trzyma. Siatka łowców stworzona specjalnie na użytkowników mocy. Jakby tu ją zdjąć. Śpieszył się bo wiedział, że książę nie będzie dawał mu wytchnienia. Odskoczył od kompana, by nie narażać go na atak i stanął na środku sali. - A może teraz ja wyrównam szanse, co? Zaczął podduszać oponenta mocą jednocześnie wywierając nacisk na jego oczy. Chciał mu uszkodzić w ten sposób wzrok, nawet na stałe. Ślepy nie będzie w stanie tak dobrze manewrować unikając ataków.