-
Zawartość
1519 -
Rejestracja
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Serox Vonxatian
-
-Kocie, jeśli naruszysz, któryś z mechanizmów albo linek w biurku, zostanie z ciebie mniej niż z naszego rozluźnionego kolegi po pokoju. A zatem spisane panie Cieniu. Czy masz już może jakiś pomysł gdzie zacząć szukać? Rzekł Charles spokojnie. Dobrze, nawet bardzo dobrze się dla niego to złożyło. Również się podpisał i umieścił umowę w skrytce na ścianie. Po czym przekręcił kluczyk i dało się usłyszeć ruch mechanizmów.
-
-Stary to COŚ jest wielgachne i nawet na przodzie będziemy wiedzieć, że biegnie. Po drugie, nie mówię, że nie masz patrzeć do tyłu, tylko ruszyć się z miejsca, bo żadna nawet najlepsza ochrona tym osobom nie pomoże. A co do drogi, to mówiłem schody, jak nie przerdzewiały to super. Powiedział i ruszył w stronę gdzie powinny być te schody, czyli tył budynku lub ciasna uliczka. Uśmiechnął się też do małej. -To dobrze. Nie będziesz balastem.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
-Pilnować tyły? Wiemy gdzie to bydlę jest i raczej go nie ubijemy, więc nikt nie zostaje w tyle. Odpowiedział lekko poirytowany. Po czym zwrócił się do małej. -Dasz radę sama biec czy cię ponieść?
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
-No i wykrakałeś brachu. Odpowiedział John, który dopiero co siadł. Wstał, i wyciągnął swój czekan. -Gdzieś powinny być schody pożarowe, jeśli nie przerdzewiały, powinno nam się udać zwiać niezauważenie, gdy to coś będzie się bawić w wyburzanie ścian.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
John spojrzał na wojskowego badawczo, unosząc brew. Po czym spytał lekko zdziwiony. -Kłopoty? A co policja zrobi nam nalot i nas wszystkich zamknie? Człowieku, jesteś wojskowym i boisz się niczego? Jesteśmy na piętrze i gdyby coś miałoby się tu pojawić to by ktoś je zauważył. Z resztą na zewnątrz stoi dwóch facetów i coś mamroczą, więc usłyszelibyśmy krzyki. Uspokoił kompana i usiadł na siedzeniu obok Johna, bo dlaczego by nie siadać w tym miejscu.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
John szedł wytrwale przez ulicę. Już dawno wypatrzył to miejsce z dachów. Tak, dachy to idealne miejsca do obserwacji. Szkoda, że nie mógł użyć ich do przemieszczania się. O wiele lepiej czuł się na wysokości. Wtem gdy był już odpowiednio blisko dostrzegł dwie osoby stojące przed wejściem. -Och na ostrza Kali co to ma być? Na co ja się piszę? Nie pamiętam, by w informacji była o tym mowa. Lepiej nie będę prowokował demonów. Wyszeptał do siebie, po czym minął dwóch dziwnych ludzi i wszedł do budynku. Kiedy już był na piętrze, rozweselił się widząc nieco normalniejsze persony, oraz siedmiolatkę. -Przepraszam za spóźnienie jeśli takowe wystąpiło. Po osuwiskach ciężko się chodzi, więc o bieganiu nie było mowy. A co do bezpiecznych miejsc to są jeszcze ale trzeba umieć je znajdować i wchodzić. Odpowiedział na pytanie, które padło z ust drugiego Johna.
- 91 odpowiedzi
-
- koniec świata
- mutanty
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
-Krwią spisane były największe dokumenty. Najtrwalsze umowy i najsurowsze dekrety. Jeśli coś smakuje krwią to wiesz, że zostało opłacone wysiłkiem i poświęceniem. Zwycięstwa bohaterów nad złoczyńcami też jest umoczona w krwi. Krwi tych złoczyńców. Powiedział Charles iście teatralnie jednak patrząc Cieniowi prosto w oczy. Po czym dodał zwykłym dla siebie tonem, czyli kujonowatego skrytobójcy. -A teraz chodźmy do mojej kwatery spiszemy umowę atramentem i przystąpimy do poszukiwań. Jedyne co wiem o moim ojcu to to, że pracował wszędzie, wiele osób go widziało ale nikt nie zna jego imienia i nie wie, gdzie mógł mieszkać. W porcie mówią, że jak dopłynął tutaj z portu nieopodal najsuchszej ze wszystkich pustyń i że mógł udać się do karcz w Mrokach. Tam mówią, że był u krasnoludów w barze, oni mówią, że poszedł do Szmalcbergu i tyle trop mnie prowadzi. Było tego więcej ale to jest jak chodzenie w kółko. W danym miejscu był i gdzieś poszedł. Czasem nawet nie wiedzą, gdzie się udał ale potem znowu znajduję osobę, która go widziała i zaczyna się jak zawszę. " Ej! Ty wyglądasz zupełnie jak swój ojciec, ten no yyyy... No twój ojciec! Cały on, a wiesz, że pracował u mnie w..." I znowu łapie trop. Może z twoją pomocą coś zdziałam. Gdy tak rozmawiali idąc przez dachy, Charles wraz z Cieniem dotarli do Gildii Skrytobójców. Poprowadził swojego towarzysza i kota do pokoju, otworzył drzwi i ujrzał dużą plamę krwi na podłodze i ścianach. -Będę musiał pomówić z Gildią Złodzei, że nie oddam skonfiskowanej statuetki Oma Karzyciela, dopóki nie wpuszczą mnie do Pana Milksmana. Mam na niego kontrakt, a oni uparcie nie pozwalają mi gościa zabić. Naglę pod jego stopą zaszeleścił jakiś papier. -Drogi panie Charles. Ble ble ble. O! Ok znaczy to był on. Cóż miły gest. Wyciągnął z sakwy na strzałki niewielki złoty posążek i ustawił na parapecie. Następnie starł krew z blatu stołu i wyciągnął kontrakt na głowę tego demona. -Spiszę naszą umowę na kontrakcie twojego kolegi i w ten sposób, nie będę mógł zwrócić go by odebrać nagrodę, bo w ten sposób złamię ją i nie odnajdę ojca. A zatem możemy przystąpić do formalności? Spytał mając krucze pióro nad pergaminem i patrząc wyczekująca na Cienia.
-
Charles uśmiechnął się pod maską skrywającą twarz. -Ależ jest. Tyle, że niedostrzegalna. W moim ręku trzymam swoją część umowy, zanim jeszcze ją spiszemy. Należy złączyć swoje prawe dłonie tak jak robią to ludzie, na przywitaniu, co zapewne już kiedyś widziałeś. Tyle, że właśnie jest różnica między przywitaniem się, a zawarciem umowy lub zakładu. Taka spiritualistyczna rzecz. Wyciągnij swoją dłoń, uściśniemy je, a potem pójdziemy do mojej kwatery aby spisać ją. I wtedy podam ci resztę informacji, które już wiem o moim ojcu. Może być?
-
Charles zrozumiał, że przeoczył na początku tak oczywisty fakt, że poszukiwacze przygód, no cóż poszukują przygód, oraz nieliczni wpadają w samouwielbienie. I że można to wykorzystać. -Zadanie? Oczywiście. I to jest takie zadanie, gdzie nagroda już została otrzymana, ale może się zwiększyć, no i oczywiście co rusz mogą być jakieś przeciwności, które trzeba bohatersko przezwyciężyć. No i zabawa będzie przednia. A więc zdaję się, że możemy zawrzeć taką umowę, Panie Cieniu? Skrytobójca wstał, odwrócił się do rozmówcy i wyciągnął rękę.
-
Charles w milczeniu patrzył dalej na wyjście z budynku i rozmyślał. Po dłuższej chwili dopiero odpowiedział. - Wiesz, chyba wiem jak obu nam dogodzić. Jeśli mi pomożesz, zapomnę o tym kontrakcie i nie będę więcej czyhał na życie twojego kolegi. Ale w zamian ty pomożesz mi. To nic nielegalnego mogę cie zapewnić, szukam mego ojca. Straszny z niego pędziwiatr i był niemal wszędzie, dlatego jest problem ze znalezieniem go. I w dodatku to wampir. Nie musisz robić nic innego niż tylko zdobywać informację, gdzie może być. A sądząc po tym, że jesteś lepszy od kogokolwiek w skradaniu się-Po czym dodał jeszcze szeptem bardziej do siebie.- Bo najprawdopodobniej nie poruszasz się tylko pojawiasz w danych miejscach.-I znów wrócił do normalnego tonu.- Nie będzie dla ciebie problemu w wejściu do jakiś budynków i zaczerpnięciu informacji. A nawet jeśli Gildia Złodziei będzie miała jakieś zastrzeżenia, ja to załatwię. To jak umowa stoi? Ty mnie zajmiesz poszukiwaniami ojca, a ja nie będę miał wtedy czasu na zabijanie twojego kolegi. Wygłosił ostateczną propozycję Charles. Był gotów zrezygnować z nauki o demonach i sposobach ich zabijania, by odnaleźć swojego płodziciela. Następnie spojrzał na kota. -Przecież nie musisz tu być. Nikt cie nie zmusza byś tu siedział. A jednak to robisz. Nie masz myszy do zabicia albo psów do pogonienia?
-
Fajnie się grało u ciebie i szkoda, że sesja padła.
-
- Słuchaj, ty się mnie czepiasz bo uczciwie pracuje i jestem w tym rzetelny. On jest demonem, który obiecuje cuda na kiju tylko za twoją duszę i jemu nic nie powiesz. Charles nie musiał widzieć Cienia by wiedzieć mniej więcej gdzie on jest. Wyczuwał go intuicyjnie jak miejsce, w którym na pewno nikt nie stoi, naprawdę nie ma co tu patrzeć. - A co do niewdzięcznika to przecież jesteśmy tu i czatujemy na niego nie? Zabójca nie tracił spokoju i dalej zachowywał się jak na profesjonaliste przystało.
-
Charles spojrzał na kota z wyrzutem. - Przecież ten pomysł z toporem był twój kocie. A co do ciebie mój drogi cienisty przyjacielu, to prosiłbym o nie wtrącanie się w sprawy Gildii i zleceń. Jak ty byś się czuł, gdybyś poszedł na wyprawę przemierzył niezliczone krainy by znaleźć świątynie. Następnie wybił całe hordy strażników i ominął wiele śmiertelnych pułapek tylko po to by na końcu znaleźć pusty stojak na artefakt i obok leżącą karteczkę z napisem "Artefakt zdobyłem ja Ktośtam Jakiśtam, może jak wyjdę poinformuję kogoś o tym, że tu nic nie ma. Może" To po prostu przeszkadzanie w pracy. Charles powrócił do wypatrywania drzwi i osób przechodzących przez nie. - Z resztą zabiłem go kilka godzin temu dwa razy strzałem w serce i w głowę i jakoś żyję co nie? Choć z drugiej strony mógłbym pójść na pewien układ. Powiedział ostatnie słowo tak jak to robią profesjonalni naciągacze, prostując się przy tym i stając.
-
- Dobra jak nie tak to starą dobrą prymitywną siłą. Rzucił w powietrze Miraluk i zaczął biec po gmachu by dobiec w miejsce najbliższego pojazdu. Po pierwsze starał się nie dać się im wykryć, po drugie trafić i po trzecie dobiec do odległości pozwalającej na doskok i przyciągnięcie się do machiny. Jeśli mu się uda najpierw sprawdzi jak dokładnie wygląda ów pojazd, a następnie przy pomocy miecza postara się zaatakować miejsce, który powinno wyłączyć pojazd z sił wroga.
-
- Robimy to dla dobra sprawy i dajemy możliwość zakupu ochrony. Co z tego, że biedniejszych na to nie stać skoro na nich zleceń nie ma. Poza tym jesteśmy też odpowiedzialni i mamy prawo do zabicia każdego kto dokonuje nieautoryzowanego zabójstwa. Bez nas śmiertelność na ulicach i odsetek zabitych byłby bardzo duży. Ponadto kontrolujemy ilość zabójstw i całą Gildia ma limit miesięczny na ilość zleceń do wykonania. Wiesz co? Czytałem kiedyś o pewnym mieście, gdzie nie było kradzieży, gwałtów i zabójstw. Wszyscy tam byli szczęśliwi ale często umierali, a wiesz dlaczego? Bo ich życie było nudne i organizm podświadomie umierał bo nie mógł tego znieść. Teraz ludzie mają pewien stres i ten stres trzyma ich ciało przy życiu nie rozluźnia się i odłącza od życia. A teraz jeśli mógłbym przeprosić próbuję się dowiedzieć jak zabić pewnego demona. Tłumaczył cierpliwie i spokojnie Charles niczym lokaj tłumaczący swojemu Panu dlaczego jego ulubiony wóz jest teraz zniszczony i leży w basenie.
-
Avainowi nie przeszkadzała chmura gdyż i tak nie widział. Teraz była nawet na rękę bo mógł się w niej schować i spróbował zgnieść przednią część lufy. Jeśli mu się uda następny strzał z tej broni powinien ją wysadzić. Czuł się dziwnie napotykając ślady walki, a nie znajdując nikogo żywego. Na szczęście ten drugi siedział na razie cicho.
-
Avain gdy już sprawdził ten obiekt udał się do schodów by zejść piętro niżej i udać się do tego źródła. Cały czas szukał innych jedi, którzy też byliby w akademii, bo te zniszczenia nie mogły powstać same. Zastanawiał się też gdzie są radni albo chociaż czemu nikt nie ogłosił jakiejś zbiórki przy tym ataku.
-
- A czy samo bycie Cieniem nie jest monotonią? Co robisz by nie wpaść w rutynę? A ja? Ja jestem skrytobójcą. Pracuje dla gildii i likwiduję osoby, na które ktoś wystawił nakaz eksmisji z życia, a za to dostaję część tej nagrody. Nie zabijamy nikogo kto ma wykupioną ochronę. No i ja jestem specjalny bo widzę i słyszę duchy osób, które zlikwidowałem z obiegu. Lubię też dobrą książkę. Odpowiedział Charles. *Biedny cień* pomyślał. Szkoda mu go było, całe życie być jednym i tym samym. Cóż on sam był pół wampirem ale wiedział, że kiedyś zacznie robić inne rzeczy niż to co dotychczas. Musiał najpierw do tego dojrzeć. A przynajmniej tak sobie wmawiał.
-
- Robienie czegoś jest częścią życia. Ludzie i inne istoty robią różne rzeczy bo je lubią lub chcą aby czas do śmierci szybciej i aktywniej im zleciał. Odpowiedział mu skrytobójca po czym wrócił do obserwowania wyjścia. Zaczepił swoją linkę by móc się po cichu opuścić i czekał. Nagle przemówił raz jeszcze. - A chciałbyś coś robić?
-
Charles starał się wypatrzeć coś więcej niż oczy jego rozmówcy. - Jeśli mogę spytać, czym się zajmujesz? Też jesteś skrytobójcą, złodziejem, a może szpiegiem na zlecenie Lorda Vetinariego? I tego kota spotkałem przed chwilą w mym pokoju. Skąd jednak jest ten zwyczaj? *Ciekawa postać, nie powiem* Pomyślał. *Ale od kiedy to koty są panami? I kiedy on został przez niego zatrudniony. No i może kiedy dostanę zapłatę i jak będzie wyglądała?* Dużo pytań przechodziło bibliotekę umysłu zabójcy ale w tym momencie kłóciło się z umysłowym bibliotekarzem o to, że za głośno szukają odpowiedzi.
-
Charles spojrzał na Cienia z uniesioną brwią. - A dlaczego sądzisz, że ja do niego należę? Ja się już przedstawiłem, czy mogę spytać o pana imię?
-
Gdy kot najeżył się Charles ani nie drgnął dalej obserwując wejście i obmyślając plan. Odpowiedział jednak spokojnie i uprzejmie. - Witam Pana w tą pogodną noc. Nazywam się Charles. W czym mogę pomóc? Brzmiał teraz jak lokaj witający gości na dworze swego Pana ale jego ubiór gasił to odczucie.
-
- Tylko nie zgiń mi tutaj. Nie po to tyle razy narażałem się by skopać bandytów byś mi teraz padła. Do zobaczenia. Rzucił za nią. Następnie uderzył mocą w podłogę by się przebić, nie miał czasu do stracenia. Już miał biec w stronę źródła gdy sobie przypomniał o Mihrę. Rzucił się więc w kierunku miejsca gdzie znajdowały się zbiorniki z bactą by upewnić się, że został zabrany.
-
- Nie, wtedy jestem raczej spokojny. Ale przeszkadza w walce. Ja wiem, że zabijanie użytkowników mocy osłabia wszystkich użytkowników mocy, a on po prostu oczyszcza wszechświat ze słabeuszy. Tym się różni pogląd Sitha od mojego. Nie ma tu nic co powinno się nadać. Spróbuję cie odeskortować na zewnątrz, a tam leć w stronę miasta speederem. Tu jest zbyt niebezpiecznie dla osoby bez mocy.
-
Avain trzymał się obok Nem z włączonym jednym mieczem i biegł przez korytarz by skręcić za róg i zacząć szukać jakiś dobrych kryjówek. - Sithowie od zawsze nie lubią się z Jedi. To taka jakby tradycja. Ja nie jestem w pełni rycerzem Jedi, bo stosuję swoje własne style i zasady oparte na obu stronach mocy. Odpowiedział po czym dodał po chwili. - Ale ostatnio mam problemy z tą drugą stroną sama rozumiesz. Coś jakbym złapał duchowego pasożyta.