Ruszyliście dalej i dwie minuty później dotarliście przed dom. Z tej odległości widać było, że budynek był nieco stary, ale zadbany. Weszliście na werandę. Klacz podeszła do drzwi i zastukała w nie ozdobną kołatką. Otworzył wam... człowiek. Wysoki mężczyzna, na oko koło sześćdziesiątki, z długimi, czarnymi włosami związanymi w koński ogon (ha, ha). Przyciągał uwagę głównie przez swój ubiór - nie nosił, w przeciwieństwie do ciebie, łachmanów, lecz elegancki strój lokaja z Królestwa. Czarne spodnie i kamizelka, pod spodem nieskazitelnie biała koszula, na dłoniach rękawiczki o tym samym kolorze. Wyglądał na zadbanego i dobrze nakarmionego.
Lokaj spojrzał na was i od razu rozpoznał klacz, która cię prowadziła.
- Ach, panna Magnolia - ukłonił się nisko. Jednak, jak zauważyłeś, nie zrobił tego z jakimś przymusem. Może to wyćwiczył - Panny kuzynka jest aktualnie na zewnątrz, dopilnowuje prac - wyprostował się w trakcie mówienia, po czym odsunął się, robiąc wam przejście - Zaprowadzę pannę do niej. Myślę, że będzie chciała obejrzeć swoje nowego pracownika - tu przeszył cię wzrokiem.