Minęła jeszcze dobra chwila kiedy dzieci zdążyły pochwalić się swoim wiekiem.
Na zewnątrz nagle rozległ się potężny huk, już drugi tego wieczoru, lecz donośniejszy niż poprzedni. Srebra i talerze wyraźnie zabrzęczały.
- Uwaga, wszyscy, szybko kończymy! - zawołała głośno pani Peregrine.
Po tych słowach dom zatrząsł się od jeszcze jednego uderzenia, a z jednej ze ścian spadł obraz w ramie.
- Co to było? - zapytał Jacob.
- Znowu te cholerne szkopy. - warknęła Olive waląc pięścią w stół.
- Musimy się stąd wydostać. - powiedział Jacob. - Musimy uciec zanim spadnie bomba!
- On nie wie! - zaśmiała się Olive. - Myśli, że zaraz zginiemy!
- To tylko nawrót. - powiedział Millard. - Nie ma się co spinać.
- Możemy wyjść i pokazać Jacobowi? - zapytał Hugh.
Nagle wszystkie dzieci zaczęły nalegać.
- No dobrze już, dobrze. - westchnęła pani Peregrine. - Ale wszyscy macie włożyć maski.
Wszyscy wybiegli z jadalni, w holu każdy wyjął z szafki maskę przeciwgazową. Wszyscy wyszli i czekali z głowami zwróconymi ku górze. W oddali widać było wierzchołki płonących drzew i warkot przelatujących samolotów. Co pewien czas rozlegał się stłumiony huk eksplozji. Wszystkie dzieci wyraźnie zadowolone odśpiewały piosenkę której rytm i słowa idealnie zgrały się z hukiem spadających bomb:
Gnaj, króliku, gnaj, króliku, gnaj, gnaj, GNAJ!
Bam, bam, BAM, łowczy strzela tam,
Nie musi jeść pasztetu, zatem
Gnaj, króliku, gnaj, króliku, gnaj, gnaj, GNAJ!
Gdy tylko piosenka dobiegła końca, niebo przeszyły jasne pociski smugowe, a dzieci zaczęły klaskać niczym widzowie na pokazie sztucznych ogni. Ostre błyski barw odbijały się w ich maskach. Nagle zaczęło mżyć, jakby kawałki fruwającego metalu wyrwały dziury w chmurach. Wstrząsy były coraz rzadsze i wyglądało na to, że nalot dobiega końca. Dzieci później przeszły na tyły domu pod roślinny posąg Adama z Kaplicy Sykstyńskiej.
- Ty go zrobiłaś? - zapytał Jacob Fionę, a ona tylko skinęła głową. - Jak?
Pochyliła się i przytrzymała otwarą dłoń ponad trawą. Po paru sekundach źdźbła zakołysały się, wyciągnęły i urosły, tworząc kępę wielkości dłoni muskając rękę dziewczyny.
Wszystkie dzieci stały w milczeniu wyciągając w górę szyje i wskazując na skrawek nieba. Potem rozległ się warkot silnika nadlatującego samolotu. Jacob wpadł w panikę. Mały szary obiekt przedarł się przez chmury i pędził wprost ku nim.
Gnaj, króliku, gnaj, króliku, gnaj.
Jacob wrzasnął i padł na ziemię, osłonił głowę rękami . Nagle warkot silników ustał, bomby przestały świstać, umilkły wystrzały odległych dział. Wszystko znieruchomiało, krople deszczu zawisły w powietrzu, a w samym środku kręgu dzieci unosiła się bomba niczym obiekt ezoterycznego kultu. Skierowana była wierzchołkiem do dołu i zdawała się balansować na wyciągniętym palcu Adama.
Potem wszystko pochłonęła jasność, gorąca, idealnie biała całkiem jak film, który zapalił się w projektorze podczas kinowego seansu.
Dzieci zaczęły się śmiać, noc wydawała się spokojna, a bomba zniknęła, a jedynym źródłem światła na niebie był księżyc.
- Zechce pana przyjąć moje przeprosiny. - powiedziała pani Peregrine i podeszła do Jacoba, który wstał wciąż się chwiejąc. - Powinnam była lepiej pana przygotować.
Mimo to nie można było ukryć jej uśmiechu. Dzieci ściągnęły maski całe rozpromienione.
- Chyba powinienem wrócić do domu na noc. - powiedział. - Tata będzie się niepokoił. Mogę iść do domu, prawda?
- Oczywiście, że tak. - zapewniła go i zapytała głośno kto na ochotnika zechce odprowadzić go do kurhanu. Poszła z nim Emma, a Jacob obiecał, że wróci jutro.