Skocz do zawartości

Grento YTP

Brony
  • Zawartość

    556
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    19

Wszystko napisane przez Grento YTP

  1. Grento YTP

    Zabawa Tak czy Nie 2.0

    Nie. Czy u Ciebie w ostatnich dniach również szalała potężna burza?
  2. ciąg dalszy tutaj, bo mi error wywalał Rozdział 8 Teraz rozdział chwila prawdy; strzelam, że albo rodzice Jeremiego dowiedzą się o przeszłości Aelity, albo odkryją Sunset. Albo to i to. "– Ty jesteś żywa! I przesłodka! – zapiszczała jak mała dziewczynka, a oczy zaświeciły jej [matki Aelity] się z podniecenia." Aha, czyli zgadłem. No normalnie ja jestem chyba jakiś Nostradamusem! Poza tym... nie, to nie jest reakcja normalnego człowieka na taką anomalię. Jeremie był wiarygodny w tym, co myślał sobie na samym początku. Przyjmujemy, że nikt tutaj nie oglądał serialu MLP i nikt nie jest brony. Nie rozumiem tego... Czemu? Czemu? "– To Sunset Shimmer… nasza córka. – Co takiego? – Ojcu Jeremiego zdawało się, że coś źle usłyszał, jednak jego syn zaczął wyjaśniać:" Aaaaa... musiał to powiedzieć w taki sposób, aby przypadkiem jego ojciec dostał jakiegoś wylewu albo zawału serca? No więc wszystko wychodzi na jaw. "– Synu, to prawda, że to nas zaskoczyło, ale… – Uważamy, że to, co zrobiliście, jest naprawdę piękne, i jesteśmy z was dumni – weszła mu w słowo żona, na co on tylko krótko skinął głową." Uhhhh... kisnę tutaj. Zrobiło się naprawdę gorąco. Rodzice Jeremie są bardzo wyluzowani i nie obchodzi ich fakt, że właśnie spotkali inteligentom istotę z innego wymiaru. Która jest kucykiem. W pastelowych barwach. Dochodzi do wielkiego ujawnienia wszelkich tajemnic. Dalej mamy wykład z historii Lyoko... ok? Ech... co jeszcze? A, no Aelita zostaje zaakceptowana. " A teraz chodźcie wszyscy, bo nam kawa i jajka wystygną!" Walić Xanę, walić Sunset, jajka są najważniejsze! Rozdział 9 Dowiadujemy się więcej o historii uniwersum Lyoko, o projekcie Kartagina. Oczywiście najważniejsza jest w tym rozdziale wizyta stryjka Dominique. Jeremie i Aelita oświadczają, że są parą. Dalej zostaje wplata w to wszystko opowieść o tajnej organizacji militarnej Kartagina. Mamy trop odnośnie matki Aelity; to ona była tą matematyczką. Pojawia się wątek rządu... przeróżnych machlojek ze strony złej korporacji... i to wszystko upakowane w fanfiku Nasza Mała Sunset... ok. No dużo jest tu wyjaśnione. Nie będę tego objaśniał. Na koniec, oczywiście najlepsze co może być; ukazanie Sunet księdzu, który ZANIEMÓWIŁ w pierwszej chwili, a potem, tak jakby nigdy nic, wszyscy przeszli do porządku dziennego. "– To skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, zapraszam do stołu! – zawołała Celeste. " O matkoooo... Rozdział 10 Sunset się uczy i uczy... Jeremie buduje jej specjalny przyrząd, który pozwala jej pisać. No nieźle. Potem mamy rozmowę przez Skype'a z Oddem. Lubię tego gościa, jest fajnie oddany i zupełnie taki sam jak w kreskówce. Stary, dobry Odd. Po tym wszystkim mamy... rozmowy o Biblii. Oraz wersety wyciągnięte prosto z tej świętej Księgi. "– Wręcz przeciwnie. Bogu wystarczyło i dziesięciu. Bo widzisz, Bóg jest sprawiedliwy i nigdy nie pozostaje obojętny na zło" Nie... po prostu... Pranie mózgu naszej małej Sunset. W każdym razie... Dominique'owi udało się ruszyć sprawę Aelity do porzodu i umówił ich na spotkanie. Koniec. Uhhhhh... Nie będę mówił, że to RAAAK, bo to nie moje klimaty, nie ten gust i byłoby to wysoce nie ma miejscu. To, że czegoś nie lubimy wcale nie musi być RAAAKIEM. Nie będę też potępiać autora za to w co wierzy, po prostu wyraziłem swoje myśli na ten temat, a że wątek religijny w Naszej Małej Sunset jest ważny i obecny, no to nie mogłem tego tak olać. Problemem tutaj jest brak napięcia. Niby coś tam się dzieje, ale to wszystko ciągnie się w ślimaczym tempie. Ciągle powracamy do tego samego; Sunset coś tam mówi naiwnego, i sepleni, Sunset się uczy, Sunset czyta Biblię, Sunset coś tam mówi naiwengo, Sanset sepleni... I w ten sposób wpadamy w niekończącą się pętle. Znowu mamy kalkę znanego fanika; tym razem My Little Dashie. To jest niemalże to samo. No niestety... Nie wystarczy tylko podmienić postaci i dodać wątki z innych uniwersów; wszystko sprowadza się do tego samego, co było w MLD. Myślałem, że zostanie to rozegrane w inny sposób. Na to się nastawiałem. Przecież już w pierwszym poście mistrz Lyoko pisał: No przepraszam bardzo, ale nieeeee! Jest to ponowienie tych wszystkich schematów. Co z tego, że to nie brony ją znalazł, jak się zachowuje i robi dokładnie to samo? Inny kucyk, który jest dokładnie taki sam? To ma być ta innowacja? Ponadto fanfik jest przewidywalny na tyle, że mogłem odgadnąć fabułę rozdziału już po samym tytule. Mimo wszystko wiem, że ten fanfik również znalazł i znajdzie swoich odbiorców; i chwała Wam za to, że Wam się to podoba. Na "rynku" istnieje tak wiele faników, a wielką stratą byłoby, gdyby takie pozycje również się nie pokazywały. To tyle... Życzę powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam!
  3. Ach Kod Lyoko... byłem tam. I to nie raz. Pamiętam to tak, jakby minęło jedynie parę dni. Wracamy do pięknego świata mistrza Lyoko, aby tym razem przyjrzeć się nie mojej, nie Twojej, nie jej, jego, Waszej czy ich, tylko Naszej Małej Sunset! Ok, parę przemyśleń, zanim jeszcze zacząłem czytać; nie uważam My Little Dashie za coś dobrego. Moim zdaniem była to tania, prostacka bajeczka, która nie odkrywała przed nami niczego ciekawego. Cała historia była banalna. Emocje, tak samo jak chwyty, które miały je wywołać, były momentami żałosne. Ni mam pojęcia dlaczego to stało się tak popularne! Wystarczy sobie przeskrolować choćby to forum i już na pierwszej stronie znajdzie się wiele innych, znacznie lepszych fanfików, które mają do zaoferowania znacznie więcej. My Little Dashie to barachło. No więc jak będzie w przypadku Naszej Małej Sunset? Ech... spodziewam się, że schemat, a przynajmniej początek fanfika, będzie taki sami jak w przypadku MLD. No nic, zaczynajmy! Rozdział 1 Aelita spaceruje sobie po błoniach szkoły, ciesząc się wspaniałą pogodą. Tutaj dziękuje bardzo za to, że nie mamy typowego opisu pogody; jest to nudne i prawie zawsze niepotrzebne i wcale nie buduje klimatu. Toż to od tego można dostać raka! Zamiast tego fajnie się do rozegrane; dowiadujemy się podstawowych rzeczy, które to czytelnik powinien wiedzieć na sam początek, ale które również mu będą wystarczyć, przynajmniej jak na razie. Nasza różowowłosa w pewnym momencie odkrywa Sunset, jako klaczkę. I ok, w tym momencie moje przypuszczenia szły bardziej w kierunku tego, że jakimś cudem dorosła Shimmer ponownie stała się źrebakiem, a to przez jakiś dziwny incydent z portalem, equestriańską magią. Pewnie więcej się dowiemy już wkrótce. Do tego mam rozumieć, że tutaj to, co się działo w Kodzie Equestrii nie obowiązuje, hmm? No nic, Aelita przygarnia klaczkę pod swoje skrzydła, mimo że nie jest pegazem, i postanawia ją ugościć. Póki co wszystko przebiega wraz ze schematem MLD... Ale ja jestem pewien, że mistrz Lyoko nas nie zostawi na pastwę tamtego fanfika. Swoją drogą; ta książka. Czemu niby imiona bohaterów miałby być zapisane po angielsku, a reszta w tym dziwnym piśmie? Ja wiem, że imiona kucyków brzmią na angielski, ale zapis tego wszystkiego może być zupełnie inny. I tak to było pokazywane w serialu. Dalej mamy konfrontację, czy to, co najlepsze. Jeremie całkiem słusznie się denerwuje; w końcu widok pastelowego konika nie jest czymś normalnym. Sam w sumie nie wiem, co bym zrobił. Dla nas sprawa jest oczywista, my wiemy, że to jest ta Sunset, która nikomu nic nie zrobi, ale mając do czynienia z istotą, która nie znamy, a która z początku wydaje się być nieszkodliwa, raczej bym ją oddalił. Więc ja bym w tym sporze wziął miejsce Jeremiego. Z resztą; on zawsze miał najlepsze reakcje i decyzje moim zdaniem. Również w kreskówce. A do tego mamy również łkającą Sunset, która przytula się do Aelity, awwwwww! OWOcOWO! "Wypłakiwała swe wielkie turkusowe oczy prosto w sukienkę Aelity, ale jej to nie przeszkadzało." Zaraz... czy one nie były na początku zielone? Zobaczmy... "W krzakach było małe… właściwie Aelita nie wiedziała do końca, co to. Wyglądało jak zwierzę i bez wątpienia było żywe, trzęsło się i rozglądało nerwowo swoimi wielkimi, zielonymi oczami." A jednak miałem rację. No dobra... powiedzmy, że kolor oczu to akurat nic. Możliwe, że światło jakoś padało na jej tęczówki, chociaż nie jestem pewien, czy aż tak by to zadziałało. Ten rozdział kończy się tak, że Sunset zostaje przegarnięta. Wszystko odbyło się liniowo, bez zaskoczeń, ale to tylko punkt wyjścia. Lecimy dalej. Rozdział 2 Jeremie będzie próbował coś ustalić w związku z pojawieniem się Sunset... ok. Dalej mamy zebranie wojowników Lyoko. Wszyscy się umawiają na to, że będą ukrywać Sunset, ok... Ja... po prostu... nie wiem co mam tu napisać. Rozdział był krótki i nic w sumie takiego nie wydarzyło... Dalej! Rozdział 3 No więc nasza mała Sunset przeżywa pierwsze dni nie najlepiej, żyje w okropnym stresie. Wojownicy Lyoko próbują rozszyfrować język, którym zapisany został dziennik, przypominam tylko, że to ten w którym sobie pisała wraz z Celestią w EG. "– Więc jeśli odkryjesz dostatecznie wiele zależności między nimi i odnajdziesz wzorce zdań, to rozgryziesz jego gramatykę, a wtedy może przez analogię do istniejących języków uda ci się odszyfrować ich znaczenie." Oj, oj, widzę, że ktoś tu odrobił pracę domową z jezykoznawstwa. Dalej mamy scenę na stołówce. Bohaterowie oczywiście rozmawiają o naszej małej Sunset, a dodatku też ujawnia się wątek romansu pomiędzy Yumi oraz Ulrichem, co stanowi jednocześnie kontynuację tego, co mielić w kreskówce. No to akurat najlepszy do tej pory moment, bo wreszcie możemy poznać nieco problemy, jakie trapią protagonistów. "– Niby czemu? – odburknął Ulrich, niezbyt przekonany. Odd zmieniał dziewczyny jak rękawiczki i wydawało mu się to takie proste… bo w jego ustach te wszystkie miłosne wyznania były bez znaczenia, nie umiał stworzyć prawdziwego związku. " A może po prostu Odd chce być wyzwolony i nie chce takiej relacji? Dopóki nikogo nie krzywdzi, to nie ma w tym nic złego. Poza tym on do tej Samanth coś czuł, nie? No ale ok... czekam na to, co się stanie, gdy Ulrich wyjawi swoje prawdziwe uczucia do Yumi, jeżeli w ogóle to zrobi. Następnie Aelita wybiega po dzwonku jak poparzona i biegnie do naszej, małej Sunset, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Daje jej warzywka i ogólnie karmi jak to matka dziecko. "Położyła to na talerzu przed nią, cały czas obserwowana z zainteresowaniem. Ciężko się dziwić, w końcu tu wszystko musiało być dla niej całkiem nowe, a bez wątpienia skądkolwiek pochodziła, nie używała tam takich narzędzi, no bo jak miałaby to robić kopytami?" Pan narrator ewidentnie nie oglądał serialu My Little Pony. A szkoda, bo by wiedział, że kucyki używają tych narzędzi. Scena w kawiarni. Ulrich kupił wcześniej czerwoną różę i podarował ją Yumi. Właście to ta Japonka ją sobie wzięła, gdyż Ulrich był zbyt sparaliżowany stresem. No i rozmawiają jak to znajomi przy ciasteczku i kawusi o tym, jak się mają sprawy. Znowu mamy trochę tej niepotrzebnej ekspozycji, ale to jeszcze można wybaczyć; nie ma tego tak dużo jak w Kodzie Equestria. W końcu wyznają sobie miłość... jakie to romantyczne! I w sumie poszło gładko. No i trzeba przyznać, że zaciekawił mnie ten wątek. Sam go już śledziłem, kiedy leciała kreskówka w TV. Poza tym; mogłem się utożsamić z protagonistą, serio; ja tam umierałem w środeczku wraz z nim, jak miał powiedzieć jej, że ją kocha. Coś, coś tam wiem na ten temat... ach, stare czasy. Wszystko kończy się pocałunkiem. Rozdział 4 Na początku mamy streszczenie tego, co działo się po rozdziale 3. Ulrich i Yumi mają nadzieję na bycie razem, Odd wciąż coś czuje do Samanthy, para Einsteinów wychowuje naszą, małą Sunset, która to okazuje się być złotym dzieckiem. Nadchodzi ten smutny czas, kiedy trzeba się pożegnać z miejscem tylu radosnych wspomnień; z Kadic. Wszyscy rozchodzą się w różne strony. No powiem, że jest taki trochę smutny moment, chyba wszyscy to znamy, a już od dawna mogliśmy śledzić wspólne przygody Wojowników Lyoko. Tak więc więź pomiędzy bohaterami jest widoczna i zostało to tutaj dobrze zaakcentowane. "Szatyn podszedł do samochodu, a ojciec pomógł mu wpakować rzeczy do bagażnika. W międzyczasie odbyła się między nimi dość gwałtowna wymiana zdań. Aelita zauważyła, że słysząca to Sunset zaczęła się trząść, choć po niemiecku nie rozumiała właściwie nic, ale i tak dziewczyna musiała ją uspokoić. Potem do dyskusji włączyła się mama Ulricha." Ja też się boję języka niemieckiego. To akurat nic dziwnego. No i wszyscy się rozjeżdżają. Skończyłem 4. rozdział, trochę historii już minęło... no i mamy mały problem; brak problemów. Wszystko przebiega zbyt gładko. Wszelkie napięcie zostaje całkiem rozwiane, gdy ciekawe wątki zostają ucięte. Obawiam się, że ta historia zmierza dokładnie w to samo miejsce, gdzie My Little Dashie. Błagam, żeby tak nie było! Rozdział 5 Przyjeżdżamy do domu państwa Belpois, gdzie rozegra się ten rozdział, jak myślę. Wow, co za wnikliwe spostrzeżenie Grento. Mamy opis domu, tego, co tam się pozmieniało. Potem mamy słitaśną scenę, kiedy Sunset pyta się; jak działa silnik samochodowy! A potem komórki w żywym organizmie! Ach ta słodycz. Ale przyznam, że to było dobrze napisane. Przy okazji zastanawiam się, jak niby chcą to wszystko wytłumaczyć rodzicom Jeremiego w ten sposób, żeby od razu nie uznali ich za wariatów, a samej Sunset nie oddali do jakiś chorych badań i eksperymentów. Rodzicie Jeremiego zapraszają parę Einsteinów na obiad, jednak, jako że nie są amebami, zaczynają coś podejrzewać; te całe unikanie tematu rodziny Aelity jest bardzo widoczne i ciągnie się od dłuższego czasu. W trakcie posiłku różowowłosa wybiega z łzami w oczach na samo wspomnienie o jej ojcu. Jeremie idzie za nią do jej nowego pokoju. Tam rozmawiają z Sunset, streszczają jej wydarzenia z Kodu Lyoko. No... w sumie nic się takiego nie dzieje. Jest taka drama typowa dla serialów na Polsacie, że tak powiem. Rozdział 6 Wakacje! Teraz też mamy wakacje, więc z pewnością o wiele łatwiej się będzie wczuć. Parka bohaterów bawi się z Sunset, uczy ją i tak dalej i tak dalej... Pewnego wieczoru klaczka widzi jak się modlą. Zaczyna się rozmowa o Bogu. No ciekawe, co tam usłyszę i czy będę miał okazję złapać się za głowę po którmśsetnym frazesie i banale powtarzanym przez Kościół, z całym szacunkiem dla uczuć religijnych autora i wszystkich innych użytkowników tego forum. Ech... dostałem to, czego się spodziewałem, czyli gadkę o tym, że Bóg jest przecież dobry i nas kocha. Ale dlaczego tego nie okazuje? Czemu wszystko to co złe, to musi być naszą winą, a wszystko to, co dobre, przypisuje się Bogu? To my już nie mamy w tym żadnego udziału? To nie ma sensu! Sprawiedliwie by było albo obarczać Boga za złe rzeczy oraz te dobre lub człowieka. Bo w końcu to my decydujemy o tym, czy postąpimy moralnie, a nie Bóg, czyż nie? W końcu jest ta cała wolna wola według Kościoła. Tak samo powinniśmy brać odpowiedzialność za swoje winy, jak również otrzymywać pochwały za dobrze rzeczy. i przypisywać je sobie i tylko sobie. A jeżeli chodzi o wolną wolę, to uważam, że mamy jej bardzo, bardzo mało i jesteśmy jedynie małym ogniwem w łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Ale to temat na inną okazję. Ponadto zło również zawiera się w Bogu; skoro jest całym wszechświatem i pozwolił w ogóle na zaistnienie tego zjawiska. Jak jest sens testu, skoro nauczyciel i tak już zna ocenę z niego? Po co to wszystko? Skoro człowiek nie jest w stanie ogarnąć Boga, to niby skąd ma wiedzieć, o co mu w ogóle chodzi? Jeżeli istnieje, to nas jedynie obserwuje. A zważając na to, że pozwala na całe to cierpienie, to nie jest zbyt dobry. Wcale nie jest super. Przepraszam, ale taka jest prawda. I uważam do tego jeszcze, że ludzie po prostu potrzebują kogoś takiego jak Bóg, żeby mieć oparcie. No rozpisałem się troszeczkę, ale autor również to zrobił w swoim ff. Nie mogłem nie zareagować. Dalej mamy wspólne zabawy i naukę alfabetu. Sunset nazywa Aelitę mamą. No nieźle. Rozdział 7 Najpiękniejsze słowa... czyżby kocham cię? Sunset dostaje zabawkę do nauki. Dalej. Potem mamy naukę z Sunset. Dalej. Wracamy do wątku religijnego. Znowu mogę sobie przypomnieć to, co miałem na Bierzmowaniu. Aelita oraz Jeremie wyjaśniają Sunset czym jest Eucharystia, kim jest ksiądz... i tak dalej i tak dalej. Ech, strasznie tu tego dużo. Sunset będzie zakonnicą jak nic. Wątek religijny atakuje nas znienacka, a chciałbym tylko przypomnieć, że ff powinien chyba miał skupić się na tym dzienniku, bo tak to to wszystko zmierza donikąd. Rozszyfrowanie dziennika Sunset mogłoby przynieść sporo fajnych informacji, ale my dostaje kolejną dawkę Katolicyzmu... ech. Czemu ten wątek został odsunięty? No ale co by nie mówić, nawet w sumie ciekawie się czytało to, jak kucyk uczy się o Bogu, to było takie... egzotyczne i wątpię, żeby ktoś w polskim fandomie na to wpadł. W światowym fandomie pewnie nie ma tego dużo. "– To wy… jecie Boga?!" Tutaj nawet trochę śmiechłem. Ta Sunset jest urocza. To się udało, nie powiem. No i znowu mamy zabawę z Sunset, bajkę na dobranoc. Potem Aelita i Jeremie wyznają sobie miłość... ach. Fantastycznie. Czyli jednak miałem racje co do tych słów, nie? To są ta najpiękniejsze słowa.
  4. Grento YTP

    Zabawa Tak czy Nie 2.0

    Niekoniecznie. Czy czytałeś ostatnio coś ciekawego?
  5. Grento YTP

    Zabawa Tak czy Nie 2.0

    Tymczasowo wymieniłem mieszkanie, ale w moim starym to nie. Czy nudzisz się na wakacjach?
  6. Rozdział 2 Ojć, niestety nie ma linku do tego w samym rozdziale 1. No nic, poszukam go na klubie konesera... No i jest. I widzę, że sam Lord Klusek Ci to poprawiał. No i Twój mąż wdawał się w konsultacje. Mam nadzieję, że zaraz usłyszę "cheekie breekie iv damke!" i wszyscy razem w podskokach popędzimy szukać artefaktów i strzelać do Monolitu. Po za tym; patroszenie? Czyżby motyw zaczerpnięty od Dolara? Tytuł rozdziału; Maszyny z mięsa! Kojarzy mi się to z taką moją teorią na temat ludzi, że my też jesteś w pewien sposób zaprogramowani, a ewentualne AI będzie mogło być uznane na sztuczną formę życia, formę życia opartą na... krzemie, stali i innych plastikach? Swoją drogą życie biologiczne oparte na krzemie również może zaistnieć, podobnie ja nasza forma życia, oparta na węglu. Budzimy się na farmie, jak sądzę. Mamy pokazaną poranną toaletę androkonika. Następnie nasz robocik udaje się śladem innego robocika i, korzystając z wiedźmińskich zmysłów, widzi dokładnie każdy, najmniejszy ślad pozostawiony przez kopyta. Brakowało tylko tego, żeby sobie do nich przykucną i to skomentował. Padają tu również legendarne słowa: " Ku*** jej fabryka, kiedyś wpakuje nas w poważne tarapaty." Aż mi się przypomniał Anderson Hank. Swoją drogą dobrze go odegrał Mirosław Zbrojewicz. "Niedbałe promienie wpadały do środka [...]" Promienie nie mogą być niedbałe. Mogą niedbale wpadać do środka poprzez zadaszenie. Ale to szczegół, który i tak nic nie znaczy. Następnie nasz androkonik, podążając za śladem, trafia do starego tartaku. Tam widzi innego, żeńskiego (klaczego?) robocika, który akurat ładuje wiatrówkę. A nasz Tyrion (dobrze pamiętam?), obawia się tego, że ona zechce strzelić do niego z tej broni. Ok... być może po to był Dex, ale nie wydaje mi się, żeby śrut z wiatrówki mógłby przebić się przez stal. No bo wcześniej mieliśmy powiedziane, że egzoszkielet tych androkuców jest stalowy, jest to coś w rodzaju zbroi płytowej, ale zapewne jeszcze lepszej. Dlatego nie sadze, żeby była zdolna go uszkodzić jakoś bardzo. Wiem, że są różne wiatrówki, ale bez przesady. To raczej niemożliwe. Takim czymś można zabić... nie wiem. Karalucha z Fallouta. No też zależy od tego, co to konkretnie za stop metali. Jako, że nie mamy tutaj zbyt wiele informacji, pozwolę sobie wyrazić moją wątpliwość. Dalej mamy sprzeczkę naszych androkoników. Dowiadujemy się, że Vystrel to sucz i znęca się nad Tyrionem (karły zawsze muszą mieć pod górę?) i to w dodatku przy Apple Bloom, tak jeszcze dodam. Nie pasuje mi to do obrazu tej Applówny. Powinna jakoś zareagować, bo chyba cały czas tam była, nie? I nawet jeśli nie była w stanie prześledzić ich myśli, które sobie wysyłali, no to łatwo było zauważyć, że coś jest nie tak. A na sam koniec Tyrion odnajduje się w strzelaniu z wiatrówki! Yey! To tyle... przynajmniej jak na razie. Ff jest spoko. Spodziewam się, że później poruszy głębokie tematy, zmusi do refleksji, pokaże, że nic nie jest czaro-białe, samo zakończenie nie będzie słodkie, ale raczej gorzkie (błagam, błagam niech tak będzie!). Z resztą; niejednoznaczne wybory moralne, bohaterowie, którzy mają swoje wady i czasem robią coś złego, nawet jeśli intencje mają dobre, to chyba znak Wiedźmina, czyż nie? No i pasuje to również do uniwersum Detriod. Kończę... Ech, jestem zmęczony. Idę dokooptować sobie trochę tyrium... No nic, bywajcie! Życzę powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam!
  7. Witam Was wszystkich w magicznej krainie Davida Cage'a! Pełnej emocji wylewających się z człowieka na wszystkie strony, hiperrealistycznych łez oraz dziur fabularnych większych niż Olympus Mons. No i oczywiście okazjonalnej grafomanii. Jako że fanfik jest związany z najnowszą grą Quantic Dreams, pozwolę sobie zacząć od omówienia tego studia, gdyż gry wydawane przez ludzi Davida są bardzo charakterystyczne na tle dzisiejszego gamedevu, a to wszystko ma związek z omawianym dzisiaj dziełem. Spokojnie, to nie zajmie dużo miejsca. Niestety też nie zdążę już wysłać tego posta w dniu dzisiejszym (teraz wczorajszym) aby upublicznić to na urodziny Wilczki, ale przynajmniej spróbuję to wszystko skończyć na jednym posiedzeniu. Zaczynajmy! (uważajcie na spojlery) Fahrenheit Pierwszą grą, która tak naprawdę ukierunkowała to studio na dzisiejszą ścieżkę, było Fahrenheit/Indigo Prophecy (w zależności o regionu, gra miała dwa tytuły). Początkowo rozpoczynająca się jak mroczny kryminał, z elementami nadnaturalnymi, które można by było potem jakoś logicznie wytłumaczyć, jestem tego pewien. Wystarczyłoby się trochę wysilić i uruchomić swoją kreatywność. Tak było w Sherlock Holmes z 2009 roku. Oczywiście nie jestem przeciwnikiem motywów paranormalnych. Jestem przeciwnikiem tego, co potem zrobiła ta gra. O mój Boże... Wszystko zaczęło się naprawdę dobrze, a potem klimat gry zmienił się o 180 stopni. Z kryminału, zostaliśmy jakieś słabe fanfikszyn, sci-fic i inne srikszyn. No tak się nie godzin robić. Nie powinno się zmieniać klimatu danego dzieła tak nagle. Dlaczego? Bo tych, których wciągnął początek opowieści, potem może to odrzucić, a ci, którym by się spodobał ten zwrot w tonie całej fabuły, nie dotrą tam, bo z kolei początek może być dla nich nudny. Poza tym to wszystko staje się niespójne i godzi w inteligencję czytelnika. Tak więc z dobrego kryminału dostaliśmy wygibasy rodem z Matrixa, azteckich bogów, pradawne sztuczne inteligencje... Ku***, to już za dużo dla mnie... muszę odpocząć... Całe szczęście następna gra była o wiele lepsza. Heavy Rain Press X to Jason! Właściwie to jest o wiele lepsza niż wcześniejsza gra Quantic Dreams. O wiele lepiej działa na emocje, ponadto postanowiono zrezygnować z elementów fantastycznych... niestety kosztem takim dziur fabularnych, że ja... Mimo wszystko całość i tak wypadała nieźle. Bo widzicie, moi drodzy czytelnicy, David Cage tak już ma, że on lubi powpierniczać takie motywy i takie wątki, które wydają mu się egdy i cool i... no wiecie o czym mówię, a niestety zapomina często o tym, żeby zbudować właściwą podstawę do zaprezentowania historii, która... no nie wiem? Będzie się trzymać kupy i nie będzie miała sera szwajcarskiego za fabułę? Ale i tak tę grę lubię bardzo i wszystkim polecam. Beyond - Two Souls Ech... Nie ma to jak strzelić sobie w stopę już na samym początku kretyńską decyzją o tym, żeby wydarzenia z życia bohaterki następowały po sobie achronologicznie... No ale wiadomo - ma być edgy i cool, dlatego wyróżnijmy się spośród wszystkim tym, że nasza fabuła nie ma sensu! Świetny pomysł Quantic Dreams! No ale, żeby nie było, że jestem aż taki niedobry i złośliwy to powiem tak; omawiana przeze mnie gra była dobrze wyreżyserowana, aktorzy również dobrze grali i tylko momentami mogłem być lekko zażenowany niektórymi chwytami fabularnymi. Poza tym technologia użyta w grze była miodzio i Beyond wyglądało przepięknie! No i wreszcie docieramy do naszego, ukochanego - Detroid; Become Human Jedna z lepszych gier tego studia. Widać było momentami, że postanowiono wrócić do czasów Heavy Raina, które ogólnie było chwalone i zostało ciepło przyjęte. Tym razem mamy do czynienia z trzema głównymi bohaterami i, o ile zazwyczaj boję się o to, że narracja będzie przez to skopana, a co najwyżej jeden protagonista przypadnie mi do gustu, to tutaj tego nie uświadczyłem. Historia każdego z androidów była ciekawa; no może najmniej mi się podobał wątek tej całej rewolucji, którą poprowadził Marcus. A więc; czy i w tym fanfiku uświadczymy prawdziwych emocji? Czegoś, na czym Quantic Dreams zawsze koncentrowało się w dużym stopniu? Hmm... sprawdźmy to! PROLOG Specjalnie użyłem takiej czcionki, gdyż na samym początku te litery układające się w tłuste i wielkie słowo "PROLOG" aż krzyczą na mnie, przez co mam ochotę się schować! Czyli w sumie coś w stylu Wilczki opierdzielającej mnie za literówki. Heh, jak dobrze wiedzieć, że trafiłem do odpowiedniego miejsca. Prolog składa się z takich miniaturek, krótki paragrafów. Już od razu jesteśmy podstawieni przed zagadnieniami dla mnie bardzo interesującymi; wolna wola, sztuczna inteligencja, wpływ technologii na ludzkie (kucze?) życie oraz społeczeństwo. Czyli to będzie jedna z tych opowieści, przy której będę musiał się nieco bardziej wysilić. No cóż... tym lepiej! Pamiętam, że kiedyś spierałem na tym forum o to, czy wolna wola istnieje. Spodziewam się, że tutaj będzie powiedziane, że tak. Ja natomiast nie do końca mogę się z tym zgodzić, ale to tak wylewny temat, że... odpuszczę sobie. Po prostu. Dla dobra tego komentarza. "Mam na imię Lydia. Poznaj moją historię." Ach, czyżby trajlerek? Tak mi się to hasełko kojarzy z zapowiedzą gry. A po drugie... Wiem, że to przez moje zboczenie, ale do jasnej... na samo brzmienie słowa "Lydia" staje mi przed oczami obraz naszej towarzyszki ze Skyrima. Mój Bóże... wymieniłem w tym poście już tyle gier, a to ma się odnosić do fanfika. No dobra, nadróbmy zaległości. " Lubię czytać książki o Daring Do, mimo że nie rozumiem po co ich autorka, A. K. Yearling, w ogóle przelewała to na papier [...]" Na papier? To ona w ogóle wie co to jest? Nie no, wiem że przesadzam, po prostu w uniwersum Detriod wszędzie widzieliśmy hologramy i tablety, a po zwykłej książce nie było ani widu ani słychu. Następny paragraf i... zupełnie nowa postać. Aha, czyli tutaj również się bawimy w wielu protagonistów? Przez to poprzeczka jest zawieszona znacznie wyżej. Mam nadzieję, że autorka podoła obciążeniu, jakie na siebie narzuciła. Przedstawiona nam zostaje kolejna postać - Tyrion. Ech... no i po co oglądałem tę Grę o Tron? W każdym razie; fajnie wplątano tu informacje o tym, jak to wszystko poszło naprzód. Nie mamy już do czynienia z młodą Applejack czy Big Macem. Mniejsze miasteczka się wyludniają albo... wykucykują? Wykucniają? Pewnie zostanę należycie skorygowany. Poznajemy najgłębsze myśli Tyriona. Możemy powoli oswajać się z bohaterami. Pomimo tego, że nie poznaliśmy ich jeszcze zbyt dobrze, to i tak każda ludzka istota z automatu powinna czuć choćby cień współczucia dla kogoś takiego. To prosta, acz skuteczna sztuczka. Fragment o tym, jak to Apple Bloom wspominała sobie z innymi o dawnych, źrebięcych latach również mi się spodobał. A Tyrion cały czas słucha i wszystko analizuje. Przeczuwam, że będzie to miało wpływa na jego późniejsze przekonania. No i oczywiście wspomniany zostaje pewien gryf... Gabi! Bardzo lubię tę postać. Fajnie, że została tu przywołana. I kolejna postać! Tym razem... prawnik! I aż mi się przypomniały te wszystkie głosy innych studentów, kiedy to jeszcze byłem na prawie, że; no ale sztuczna inteligencja nie zastąpi ludzi, bo tu trzeba interpretować, a interpretacja to humanistyczna zdolność, a nie ścisła, a... Cicho! Nie masz racji! Jestem pewien, że tak będzie! I bardzo dobrze... Cóż mogę tutaj powiedzieć... ok. Czekam na dalsze rozwinięcie. Ta postać, Vries, przypomina mi Connora. Nie wiem czemu... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale jeżeli ma być prawnikiem, to oczekuję również spraw sądowych. Najlepiej w porządku angosaskim. I tutaj obawiam się, że autorka będzie musiała zrobić porządny research. Naprawdę, bo inaczej wyjdą same głupoty. Nie wystarczy obejrzeć serial o prawnikach.. A pod koniec mamy opis tego, że kuce to banda leni i lewaków i nic im się nie chce. Mi też by się nie chciało. Chciałbym mieć androida, który by za mnie to pisał. Rozdział 1 I dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, że tu nie ma korektora. Ale jak się zobaczy, kto jest autorką, no to nie ma zdziwienia... Zaczynamy od opisu jakiegoś tam kuca, który wykłada lingwistykę na uniwersytecie. "Scroll Page jest szanowanym wykładowcą na Akademii Fillydelphskiej. To w bibliotece spędza poranki i południa. [...] Po zakończonym dniu na uczelni czasami nawet wraca tam na noc, [...]" Heh, zupełnie jak mój wykładowca od poetyki... Zaraz! Chwileczkę! Panie profesorze Dominiku, czy to pan? Nie wiedziałem, że profesor jest kucem. W każdym razie zostajemy wprowadzeni w sytuację. No póki co rozkręca się to powoli, ale to akurat nie problem; dopiero zaczynamy. Zgodnie z tytułem rozdziału poznajemy rutynę naszego androida - Lydii. Odkrywamy troszeczkę jej charakteru. Wywiązuje się wątek tego całego wesela. Coś czuję, że to będzie dobry punkt wyjścia do lepszego zapoznania się z bohaterami. "Tam karmię jego ukochanego pupila – papugę Diego, który i tak, jak na pupila, za rzadko widuje swojego pana." Bardzo lubię papugi... A ta jeszcze nazywa się Diego. - Nazywam się Diego. - Jestem... - Nie interesuje mnie kim jesteś! "– N-Naprawdę? Więc od czego trzeba zacząć? Co przygotować? Muszę zrobić listę! Dobra lista to podstawa organizacji! – Mojemu mikrofonowi nie uszła nuta ekscytacji w jego głosie, mimo wszystko nadal był niemiłosiernie spięty." Oj, oj, duch Twilight go chyba opętał. Dosyć szybko mamy pokazane charaktery Scrolla oraz Lydii. Mniej więcej wiemy czego się po nich spodziewać. Dobre są również te wstawki, szczegóły, które budują klimat (o tej herbatce, o kubeczku, takie małe rzeczy są w stanie nam zobrazować bardzo wiele, a z pewnością jest to o wiele ciekawsze, niż kurna opisywanie koloru firanek, tylko po to, aby zbudować w umyśle czytelnika obraz pokoju. No fajnie, to się dowiedziałem). Również to w jaki sposób wypowiada się Lydia jest wiarygodny. Ton jej słów jest życzliwy i przyjazny, a równocześnie nieco zdystansowany oraz profesjonalny. "– Wobec tego, teraz codziennie przypadkiem dodawaj mi kilka kropel tego swojego uzupełniacza [czyli tyrium; coś w rodzaju krwi u androkoników] – już chciałam zaprotestować, kiedy przerwał mi, gładząc papugę, która właśnie wylądowała mu na kopycie. – Czytałem skład, raczej nie powinien mi zagrozić." Tak! Od dnia dzisiejszego będziesz mi składać ofiarę z własnej krwi! To będzie idealne do naleśników z jagodami! No i cóż... póki co mamy takie typowe SoL. Na razie nic specjalnego. Atmosfera jest miła i przyjemna. Mamy zarysowane osobowości bohaterów. Mamy również jakiś wątek, za którym będziemy podążać - ten ślub. Za to dziękuje bardzo, ponieważ większość SoL to takie opowieści... o niczym tak właściwie. Są miłe, są dobrze napisane (czasami), ale nic takiego się w nich nie dzieje. Ja naprawdę nie potrzebuje strzelania laserami z tyłka, żeby to już uznać za ciekawą akcję. Nie. Jak widać na powyższym przykładzie ja wcale tego nie potrzebuję, a napięcie można znaleźć nawet w takich zwyczajnych chwilach. Ważne, żeby nam zależało na bohaterach, gdyż oni są sercem powieści. Tutaj póki co nie mam żadnych zastrzeżeń. Ciąg dalszy poniżej. Wywalał mi error przez długość tego postu.
  8. No i z tej strony znowu ja! Tym razem z nieco dłuższym rozdziałem, nie tak długim jak rozdział 6, ale i tak postanowiłem go podzielić na dwie części. Rozdział 9 - Droga ku Zonie, część 1 https://docs.google.com/document/d/1Uj8xMJxlNJh2K_SIyHxTgifHW5UBxLdYBur1RT_oF9M/edit?usp=sharing Rozdział 9 - Droga ku Zonie, część 2 https://docs.google.com/document/d/1zTT6QZHJ-ZSprumTEam-ppKKSyfUfVGpTy_LS-WTfvM/edit?usp=sharing Zapraszam do czytania!
  9. No... ten no... wróciłem z mojej dalekiej podróży. Była naprawdę ciężka. Serio... ja bym to przeczytał na drugi dzień, a nie po roku, ale niestety musiałem wydostać się z pewnej świątyni, gdzie było wiele pułapek... Witam wszystkich serdecznie! Fanfik mistrza Suna i to nie byle jaki, gdyż połączony z jedną z najlepszych animacji naszego dzieciństwa. Kaczor Donald przez długi czas królował na ekranach naszych telewizorów, oczywiście wraz z innymi bajkami. Zbierało się komiksy, potem zbiory tych komiksów w tak zwanych "Gigantach". Można na było obsadzić tą kolekcją naprawdę sporo miejsca na półkach, a same historyjki tam przedstawione zawsze cieszyły dziecięce oko. Nie wiem jak dzisiaj bym odebrał te historie. Pewnie moc nostalgii zdołałaby zrobić swoje, mimo wszystko jednak bałbym się odebrać sobie te miłe wspomnienia i zaczął zauważać w Donaldzie przeróżne głupoty. No tak to jest już; z wiekiem zaczynamy zauważać coraz więcej. A więc zaczynamy! Klaczki... łuu huu... Celestia jako Sknerus... hmm, to dobry wybór, aby obsadzić ją w tej roli, choć podejrzewam, że Luna mogłaby być nawet lepsza, ale to już był pomysł autora, żeby to tak rozwiązać. No nic, zobaczymy, jak to zostanie poprowadzone. Tak więc Ceśka dorobiła się pokaźnego skarbca, w którym można wręcz pływać. Już ma zamiar wskoczyć do złotego morza, aż tu naglę... ktoś jej przerywa! (Tak swoją drogą wskakiwanie na górę złota z rampy, która chyba zawieszona ileś tam metrów wzyż NIE JEST ZBYT DOBRYM POMYSŁ, BO MOŻNA SIĘ POŁAMAĆ! Ale to w sumie Ceśka. No i kto bogatemu zabroni? Pewnie ktoś jeszcze bogatszy, o ile taki istnieje). W odwiedziny przybywa Cadance wraz z CMC, które będą tu jakoś Hyzio, Dyzio i Zyzio. Casting w tym przypadku był oczywisty. Dowiadujemy się również, że Shining Armor, szef ochrony, zwiał! No cóż... jest to spójne z tym, co sądzi o nim większość fandomu, a w dodatku wpisuje się w klimat, więc jest ok. Sprawa ma się następująco; Cadance musi zostawić z kimś klaczki i tym razem padło na Celestię. W dodatku... no trzeba przyznać, że nieźle ją załatwiła. Te zapewnienia Cadance, że dziewczynki będą grzeczne i nic nie nabroją... nooooo, tak nie bardzo mi się chcę w to wierzyć... No zaraz później mamy potwierdzenie. Klaczki huśtają się na gobelinie. Rzeczywiście inteligentne i spokojne. Jako, że Celestia jest gburem na tyle wielki, żeby olać klaczki i zamknąć je w jednym pokoju z kulkami (a do tego dać im MAŁĄ paczkę czipsów), to nasze trojaczki nie marnują czas i momentalnie uciekają przez otwór wentylacyjny. Swoją drogą; ciekawi mnie jak to jest możliwe, że piórkiem udało się odkręcić śrubki. Ale zaraz, jakiś czas temu gołąb uderzył w moje okno i niestety zmarł. Ale zachowałem sobie jego pióru, sprawdzę czy się da tym okręcić cokolwiek... No i jednak nie udało się (kto by pomyślał). Podoba mi się to, że prawie na każdym kroku mamy podkreślane to, jak skąpa jest Celestia. Wszystko ma być możliwe jak najtańsze. Kiepski z niej gospodarz. Na obiad prawdo podobnie kazałby przynieść własne sztućce i jedzenie. Prawie jak Polaczki na wczasach xd. Sknerlestia trafia na ślad Fontanny Wiecznej Czekolady. Brzmi przepysznie. Podobają mi się również przeróżne neologizny, czy nazwy własne, są utrzymane w klimacie. Tak więc od razu mam zarysowane to, co się będzie działo; powieść podróżnicza do jakiegoś niezwykłego miejsca, pełna przygód i niebezpieczeństw. Dokładnie tak, jak to bywało z Donaldem, tak więc wszystko póki co jest oddane jak należy. Muszę też zwrócić uwagę na to, że tutaj nie ma miejsca na dłużyzny. Serio; wszystko mamy zarysowane od razu, z szacunkiem dla czasu czytelnika. Irytują mnie fanfiki, które rozkręcają się tak wolno, a tłumaczą to tym, że chcą "budować klimat". No to tak budują ten klimat, że ja mam ochotę położyć się spać. I niech mi ktoś powie, że ten fanfik nie ma klimatu, bo zatłukę moją pałką teleskopową! Nie wolno obrażać mistrza Suna! NIE WOLNO! Nie trzeba wylewać tony opisów i pochylać się nad każdym źdzbłem trawy. Jest taki jeden fanfik, a konkretnie tłumaczenie, które podpadło mi jakiś czas temu. Ale to może innym razem... Sknerlestia przygotowuje się do odlotu, który zleciła RD, a trzy małe klaczki podsłuchują rozmowę pomiędzy kucharzami. Postanawiają, że wybiorą się wraz z ciocią na wyprawę. Już na pokładzie samolotu CMC zostają nakryte, a Celestia niestety będzie musiała się z nimi użerać. Dodatkowo mamy scenę przelotu przez burzę. Scoot dostaje szanse pilotowania samolotu w parze z Rainbow Dash. No... jest to głupie, ale to nic, co by wykraczało poza uniwersum Donalda, tak więc nie czepiam się. "– Teraz mała! – krzyknęła Rainbow Dash, ciągnąc do siebie kolumnę sterową z całych sił. Skrzydłem jednocześnie pchnęła dźwignie przepustnicy do oporu. Scootaloo spięła każdy mięsień swego ciała, ciągnąc za oporny drąg. Stękała przy tym jakby od tygodnia miała zaparcie." O mój Boże... że jak?! "– Ten dopiero raz – odparła Rainbow, otwierając drzwi i wychodząc na zewnątrz. – Ale już go lubię. To maszyna nie do zdarcia." No rzeczywiście nie do zdarcia. Awaryjne lądowanie, zepsuty silnik, cały kadłub rąbnął w podłoże przy głośnym zgrzycie metalu, ale tak to jest nie do zdarcia. No więc, jak już wyżej pokazałem, samolot się rozbił w miejscu docelowym. Celestia początkowo nie chce zabieraj trojaczki ze sobą, jednak... serce jej mięknie i w końcu się zgadza. Albo po prostu już nie ma ochoty słuchać tych dziecięcych jęków. Tutaj muszę pochwalić mistrza Suna za to, że udało mu się zbudować fajne interakcje; najpierw z klaczkami między sobą (ta dialogi są bardzo sympatyczne), no a później pomiędzy CMC a Sknerlestią. Mamy tutaj zderzenie dwóch różnych osobowości. To często wykorzystywany zabieg w literaturze, ale również bardzo skuteczny, bo wtedy własnie dochodzi do różnych ciekawych sytuacji. Dwie różne osoby bardzo łatwo prowokują zaistnienie jakiegoś konfliku, co będzie fajnie się czytać. Kolejna scena pokazuje nam... doktora Cabalerona! Mogłem się tego spodziewać, tak szczerze mówiąc, ale nie pomyślałem o tym, że się pojawi. No i dobrze. Ta postać jest fajna. Lubiłem ją w serialu i raczej polubię także i tutaj, bo póki co nie odbiega swoim zachowaniem od oryginału. W dodatku chce zaplanotować bombę na pokładzie samolotu! Już nie mogę się doczekać! Ekipa dociera do świątyni i planuje swoje odejście do skarbca. Podnoszą głaz blokując dostęp do środka, a następnie wchodzą po schodach w ciemność. Za nimi kroczy Baleron i jego monotematyczny sługus Seth, który ciągle gada o tym, że chciałby zastrzelić nasze bohaterki. Widać, brakuje jej strzelnicy. "Już nawet nie chodziło, że Darring Do miała paskudny charakter pisma. Nawet jak na pismo odkopytne." Odkopytne? A to nie było przypadkiem tak, że kucyki pisały trzymając długopis w ustach? Po dłuższej wędrówce w dół, mijając setki przeróżnych hieroglifów, w końcu spotykają kolejną postać, która tym razem musiała się pojawić - Daring Do! Powiem tak; dobór obsady bardzo dobrze pasuje do świata Donalda. Jest to wszystko takie przygodowe, a do tego nie godzi w uniwersum mlp. Bardzo trafny crossover. Niestety zaraz nasza ekipa zostaje zaskoczona przez doktora Balerona i zamknięta w świątyni na zawsze! A przynajmniej tak by chciał nasz doktor. "– Nie Darring, nie są pożyczone. Czasy dawno się zmieniły. Kraj z resztą też. Teraz nie trzeba stać w kolejce. " Poszukiwaczka przygód zatrzymała się w czasie akurat, gdy panowała komuna. Niestety Scoot uruchamia pułapkę z Resident Evil, Gwiezdnych Wojen, Indiana Jonesa... no z wielu innych produkcji. Sufit się obniża w zastraszającym tempie, aby zrobić z bohaterek końskie naleśniki. Całe szczęście, że na miejscu jest Apple Bloom i jej podręcznik przetrwania, gdzie jest dosłownie wszystko i można użyć google tłumacza, aby rozszyfrować hieroglify. Tak więc udaje im się uciec z pułapki i uniknąć tragicznego losu. No właściwie to mamy już sam finał. Starcie z Baleronem i Seth. Obie drużyny docierają do komnaty, gdzie mamy naszą legendarną fontannę. Oczywiście wszystko zaczyna się zawalać. Nasi bohaterowie uciekając ze świątyni wraz z artefaktem. Sprawa wygrana. '– … przekaż jej, że będziemy w domu za godzinę, bo pojechałyśmy na plac zabaw, na drugi koniec miasta. Jakby się pytała, czemu tak daleko, to powiedz, że tamten jest bezpłatny." To nie ma sensu! Kto to widział, żeby zwykły plac zabaw był kiedykolwiek płatny? No i wszystko kończy się dobrze. Sknerlestia dalej nie być postrzegana jako ta niemiła, choć głęboko w swoim serduszku tak naprawdę jest dobra. Zabrakło mi trochę więcej informacji o tej całej świątyni. Sama antyczna budowla wydaje się być mała. Zwiedziliśmy tylko parę pomieszczeń i już dotarliśmy do końca podróży. Jedna pułapka, która jest już taka sztampowa. Mogliśmy się też dowiedzieć nieco więcej o tym starożytnym ludzie, co mogłoby potem posłużyć do rozwiązywania zagadek. W właśnie - zagadki! Mało tego było jak na tego rodzaj opowiadania. Powinno być tego więcej. No i ogólnie jakoś tak za szybko to wszystko się skończyło, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Uważam, że ten fanfik jest bardzo dobry. Bardzo dobry w swojej kategorii. No bo tak oprócz tego, to jest to standardowa opowiastka o podróży do starożytnego miasta. Przypomnę ponownie; bardzo dobra opowiastka. Czytało się miło. Nie zalewano nas zbędnymi fillerami i innym barachłem. Wszystko, co zostało nam przedstawione, było spójne i znalazło swoje rozwiązanie. No jest to solidna pozycja. Jeżeli chcesz sobie przypomnieć klimat Kaczych Opowieści no to sięgaj po to raz dwa! Ale jeżeli chcesz czegoś innego, bardziej poważnego, no to tu tego nie znajdziesz, bo to nie będzie ff dla ciebie. Ja w każdym razie mistrzowi Sunowi dziękuje za to opowiadanie. Życzę powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam!
  10. Grento YTP

    Wiam!

    Witaj na forum! I nie bój się pokazać swojej twórczość. Ja wszystko po kolei komentuje. Nie ma się czego bać.
  11. Dla mnie jest to wręcz groteskowy przykład pedofila. "Hej mała, chodźmy do mnie, coś ci pokażę" mówi dorosły facet do małej dziewczynki. Podręcznikowy pedofil, który już się ociera o te żarty z "kotaki w piwnicy" Reakcja Luny jest poprawna. Tak, jest poprawna. Ale to nie to mi nie pasowało, tylko sam sposób poprowadzenia wątku. Skończył się za szybko. Mógł być bardziej rozbudowany. Ok. Mogłem tego nie wyłapać. Zwracam honor. Jako zwykły czytelnik nie mam dostępu do tych sekretów... cóż, czyżby ten ochroniarz miał wrócić w przyszłości i zacząć kręcić z Luną? Co by to nie było, jak na razie... dostał kosza. Propozycja od tego faceta była jednoznaczna, a Luna mu odmówiła, mówiąc jeszcze, że pewnie się już nigdy nie spotkają (o ile dobrze pamiętam), ale w każdym razie - spławiła go, gdyż nie zgodziła się na jego propozycję i nie szukała z nim dalszego kontaktu. Well... mogłoby to być trochę na wyrost. Tak słyszałem o przytulaniu na pocieszenie. Co mimo wszystko jest dziwne... Rozumiem, że Rarity ma taki styl mówienia... ale przecież widzi z kim ma do czynienia. Od razu wtedy powinno się komuś włączyć inny tryb rozmawiania; inny ton z rodzicami, z kolegami, w spotkaniach formalnych albo odnośnie obcych. Nie wyobrażam sobie, żeby za parę lat poważna krawcowa na spotkaniu biznesowym, nagle powiedziała do swojego kontrahenta "skarbie", bo jej się wymknęło. Ale żeby wpaść w bójkę i przepychać się między sobą? U nas okazje z tortem również się zdarzały, ale nigdy nie dochodziło do takich incydentów. Skoro to jest liceum, a nie wczesna podstawówka (wtedy bym się nie czepiał) no to spodziewam się, że znajdę tam bardziej myślących ludzi. Prawda? Prawda? :/ Tak... ale członkowie różnych zespołów rockowych mimo wszystko tylko sprawiają wrażenia takich "pozornie niezadbanych", co można poznać. A przynajmniej nie śmierdzą, bo tamten koleś chyba powinien, skoro naprawdę był takim żulem. No tam pod koniec było coś o tym breloczku...? Jakieś biżuterii, która dostała od kogoś o zielonych oczach. A kto powiedział, że takie historie nie mogą mieć napięcia? Według mnie to jest podstawa każdego gatunku; zaangażowanie czytelnika w historię. Paradoksalnie wiele rozdmuchanych opowieści, pełnych pościgów jest nudna, gdyż ta akcja nie wciąga. Nie wystarczą lasery i pościgi, żeby było napięcie, a można je odnaleźć nawet w z pozoru zwykłych, nieciekawych sytuacjach. Zdecydowanie. I wkłada ręcznik na głowę, jak ta Rarity. Wiadomo, że nie. Oczywiście, że nie jest zabawy. W końcu sam się z tym zmagam. Jestem Grento... zstąpiłem z niebios... aby dam Wam raka! Dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam!
  12. Wreszcie mogę z czystym sumieniem wystawić 10/10... a dlaczego, zapytacie? No bo zostałem strollowany przez samych twórców. Te fragmenty o tym, jak Discord mówił "na co komu rozwój postaci", a potem odniesienie się do naszego niezbyt lubianego odcinka, gdzie Twilight twilightowała na potęgę, mówią nam, że Hasbro jest świadome nastrojów, jakie panują w fandomie i są w stanie dobrze na nie reagować. Poczułem się wtedy, jakby rzeczywiście moje wcześniejsze zarzuty zostały wysłuchane. No i mamy wreszcie naszą Twilight, która pokazała swoją przemianę. Nie jest już tą samą paranoiczką, co... odcinek temu, ale zawsze lepiej późno niż wcale, czyż nie? W każdym razie myślę, że dopiero teraz jest gotowa objąć tron. A do tego mamy jeszcze naszych chytrych antagonistów, których miło zobaczyć w akcji. Co prawda spodziewałem się, że Grogar bardziej się ogarnie i jakoś wyczuje ten dzwonek, ale nie. Tutaj wystarczy go schować gdzieś po kątach, jak to mama chowa dzieciom gry, by nie ślęczały po nocach i by im gałki oczne nie powypadały. No i żadna postać mnie nie irytowała... a to już duży sukces! Także jest to moim zdaniem to najlepszy odcinek. Pozdrawiam!
  13. Cóż, nie ma sprawy. Co prawda ostatni segment jest bardziej satyryczny, skeczowy (tak, wiem, że jest to raczej głupkowate oraz ironiczne i to niewymagający humor, ale taki był zamysł) i odnosi się do moich skojarzeń, jakie się nasunęły podczas czytania, dlatego należy je brać z przymrużeniem oka i dystansem, ale jeżeli według Ciebie są rakowe to... nie ma sprawy. Możesz tak o tym myśleć. Ja wciąż muszę pracować nad tym, by pisać lepsze komentarze, bo napisanie takiej recenzji-analizy jest również osobnym dziełem. Nie chciałem, żeby to był kolejny post niemal identyczny jak wszystkie inne i żeby miał również swój program. W sumie skojarzył mi się z serią, którą oglądałem kiedyś na YouTubie. Kanał Pawła Opydo prowadził program o tytule "Złe Książki", gdzie oprócz poważniejszej analizy, znalazło się tam miejsce również na niepoważne wyolbrzymienie pewnych fragmentów. Ja pisząc te komentarze bawiłem się nieźle, a to jest najważniejsze w pisaniu czegokolwiek. Nie każdemu musi pod pasować taki klimat. Ale to raczej nic niezwykłego. Pozdrawiam!
  14. Jakież to sekrety i niespodzianki na mnie czekają tym razem? Sprawdźmy to! [intro, muzyka] Tak więc to kolejny fanfik Midday Shine. Ciekawe, czy będzie lepszy od poprzedniego, którego dopiero co skomentowałem, a mowa tu o Śniadaniu. Poprzeczka jest wysoko zwieszona, ale nie przedłużajmy już. Rozdział 1 Luna postanowiła się wybrać do centrum handlowego, żeby kupić siostrze prezent. No ok, punkt wyjścia. Przyjemny, zarysowanie akcji również zostało zgrabnie wprowadzone. Niestety księżniczka Nocy... no w tym świecie to jednak nie, a do tego to brzmi dziwnie bez kontekstu, ale dobra; siostra Celestii nie może znaleźć odpowiedniego prezentu! Więc siada sobie na ławeczce, aż tu nagle... Sweetie Belle albo Sweetie Bot, który chyba ma laga, bądź wirusa w systemie. Posłuchajcie dlaczego. Luna widzi jak rozmawia z podejrzanym typkiem. Póki co będę nazywać go pedofilem, bo to chyba najlepiej pasuje. Tak więc ten pedofil, wyglądający jak żul dodam jeszcze, twierdzi, że ma odpowiednie znajomości, aby załatwić krajowe tournée kapeli Rarity. Ech... dobrze, że Sweetie Belle ja taką mądrą, odpowiedzialną dziewczynką. Tak mądrą, że pewnie samą siebie upiekłaby w piekarniku. Całe szczęście zjawia się nasza dzielna wicedyrektor Luna i ratuje to biedne dziecko! W sumie szkoda, że jakoś to nie zostało rozwinięte. Dosyć szybko napięcie zostało zażegnane, bo już od samego początku zastanawiało mnie do czego to dojdzie. Siadają sobie i zamawiają słodycze. Potem nagle Luna widzi płaczącego chłopca nad którym pochyla się ochroniarz. Jako że nasza wicedyrektorka jest prawdziwym bohaterem RPG, który chce wszystkim pomóc, zrywa się z miejsca i biegnie na ratunek. No normalnie jak w Słonecznym Patrolu. Choć nie bardzo rozumiem czemu to robi. Przytoczę fragment; "– Jest pani matką chłopca? – spytał spokojnie. Na twarzy nauczycielki dziewczynka dostrzegła nagłą konsternację. Nieczęsty widok. – Nie, ale… – W takim razie ta sprawa pani nie dotyczy." No właśnie. Nie dotyczy. W dodatku burzy do ochroniarza, który wydaje się być w porządku i po prostu wykonuje swoją pracę jak należy. No ale Luna pomaga ochroniarzowi wyciągnąć tę małą pijawę spod ławki i potem razem udają się do fontanny, gdzie spotkają się z matką chłopca. "– Wiem o tym. – Lu… znaczy wicedyrektor Luna wstała i jedną ręką ujęła dłoń chłopca, drugą zaś położyła na ramieniu swojej uczennicy. – Czekanie na nie obie równocześnie wydało mi się najpraktyczniejszym rozwiązaniem. – No… chyba faktycznie coś w tym jest – przyznała po chwili Sweetie. Czemu w tym ff Sweetie jest aż tak tępa? Nie wyspała się? No dobra, dziecko zostało odprowadzone do matki, ochroniarz, który nagle zaczął zarywać do Luny, dostał kosza, a Rarity wreszcie dotarła na miejsce. Fajnie jest zobaczyć wicedyrektorkę od tej łagodniejszej strony. Pogłębia to osobowość tej postaci. Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ciut za bardzo się pouchwala z uczniami. Raczej nie powinna tego robić. No i w drugą stronę jest podobnie; "– O, pff, nonsens, skarbie – prychnęła Rarity." Coo? Ona tak mówi do starszej od siebie kobiety, która w dodatku jest jej nauczycielką? Co za gówniara! Żadnego szacunku dla starszych! Ach ta dzisiejsza młodzież... Kiedyś to było, kurła! A na koniec mamy rozmowę dwóch sióstr. Fajnie poprowadzoną dodam jeszcze od siebie. Śledzi się to z uśmiechem na twarzy, gdy ze sobą rozmawiają. Rozdział 2 Czas przygotować się do przygotowań, mających na celu przygotowanie następnych przygotowań do urodzinowej niespodzianki dla Celestii. Luna budzi się i chce unieszkodliwić budzik. Następnie przygotowuje śniadanie, ale nie udało jej się zaskoczyć tym Celestii, gdyż ta budzi się przed samą niespodzianką. Następnie mamy przyjęcie-niespodziankę w liceum Canterlot. Ceśka się wzrusza, a łzy płyną potokami. "Przez salę gimnastyczną przetoczył się radosny ryk setek uczniów – a kto wie, czy i nie kilkorga dorosłych. Szybko też stało się jasne, że Celestia po raz kolejny w życiu wykazała się nadmiernym optymizmem. Nie obeszło się bez sprzeczek o miejsce w kolejce, nadeptywania na stopy czy (ponoć nienaumyślnego) potrącania łokciami; a dwóch chłopaków z trzeciej klasy wdało się nawet w szarpaninę." Mój Boże... Co w tych ludzi wstąpiło? Czy oni głodowali przez tygodnie? No w każdym razie wszyscy jedzą tort. Potem impreza się kończy, co zwiastuje dzwonek. "Przyjęcie skończyło się równo z ostatnią lekcją. Gdy tylko rozległ się dzwonek, zdecydowana większość uczniów z hałasem wypadła z sali gimnastycznej, nawet się nie oglądając na walające się wszędzie kubeczki, talerzyki, widelczyki i okruchy, pomieszane z konfetti oraz serpentynami." No co za bydło! Jak tam można?! Oj Pani Dyscyplina będzie miała używanie... "– I jakoś zapłacić sprzątaczkom za nadgodziny – wtrąciła Luna," Sprzątaczką? Tym biednym, starszym paniom? Powinni to posprzątać ci, którzy nabałaganili tak niemożebnie! Dalej mamy pokazaną wycieczkę na farmę Sweet Apple. Wszyscy znajomi spotykają się na ognisku i pieką kiełbaski. Aż zgłodniałem. Po skończonej zabawie Luna robi się senna, Celestia odwozi ją i Twilight do domu. Po drodze mam jeszcze trochę fajnych dialogów, z których dowiadujemy się więcej o postaciach, ale jednocześnie nie wszystkiego. To dobrze, że jakaś tam tajemnica pozostała, a nie dostaliśmy opisu wszystkiego jak na tacy. Naprawdę czytelnikowi nie trzeba wszystkiego tłumaczyć. Teorie i zainteresowanie wzbudzają właśnie te nierozwiązane sprawy. Fajnie jest też po prostu zostawić jakieś poszlaki albo wytworzyć sytuację, którą będzie można interpretować na różne sposoby. Celestia kładzie spać Lunę, odwozi Twilight, zmywa tapetę z twarzy i daje buziaka siostrze na dobranoc. Fanfik był przyjemny, choć brakowało tam trochę napięcia przez większość czasu, ale i tak bardzo dobra robota. Pozostał jeszcze bonus... Bonus Przygotowywanie baneru na urodziny Celestii no i wpadka przy jego tworzeniu. W sumie nic specjalnego. Ale klimat wciąż przyjemny. Nie będę się pochylać nad stroną techniczną, bo to zawsze była mocna strona Midday Shine. Jest pod tym względem lepsza niż ja. Jeszcze parę spostrzeżeń; - "Ciocia Dyscyplina" A nie Pani Dyscyplina? Dyscyplina plastelina... - "– Jasna sprawa, mała. – Mężczyzna puścił do niej oczko. – Przecież mówiłem, że mam znajomości w branży. Słuchaj… co ty na to, żeby omówić szczegóły w jakimś cichszym miejscu? Na przykład u mnie?" Pokażę ci kotki w piwnicy! - "OBCYM! NIE WOLNO! UFAĆ!" Dlatego właśnie, jak widzisz kogoś wołającego o pomoc nie pomagaj i najlepiej omiń go szerokim łukiem, gdyż może udawać i cię zgwałcić. - "– No… mówił, że to tylko taka stylizacja… i że ma znajomości w paru studiach nagraniowych, bo dużo nagrywa ze swoją kapelą, i… tylko się pogrążam, prawda? – Zwiesiła głowę." No nie, trzymajcie mnie. Stylizacja na żula... - "Usta malca wygięły się w podkówkę." Uśmiechnął się, skrzywił? Nie no, wiadomo, że to drugie, ale podkówka może być obrócona pod różnymi kątami. - "– Wiedziałem, że kobiety mają w torebkach osobne wszechświaty… – usłyszała za swoimi plecami. – Co następne? Szampon i ręcznik?" To akurat prawda. Raz wpadłem do takiej torebki i mnie miesiąc nie było w naszym świecie. Dobrze, że tam w środku torebki czas płynął inaczej, to znaczy; spędziłem tam parę minut. - "– Miej go na oku, Sweetie Belle. – Kobieta ponownie usadziła malca na murku." Jej lepiej nikogo nie zostawiać xd. Pokazała jak bardzo jest odpowiedzialna. - "– Bystre z ciebie dziecko – przyznała wreszcie, wzdychając cicho." Eeeeeeeeee? - "– Był przystojny? – Jej siostra uśmiechnęła się szelmowsko." No w sumie mogłaby se znaleźć chłopa. - "Który facet wytrzymałby żonę rozwalającą się we śnie na całe łóżko?" Zdecydowanie to dyskwalifikuje ją w oczach mężczyzn. - "Celestia zamruczała z zadowoleniem (rzecz dziwna, zabrzmiało to trochę jak mruczenie kota)" Może to Catwomen? - "Prymusi byli prymusami, rozrabiacy rozrabiakami (niestety)," Na szczęście! - "a Pinkie Pie, trajkoczącej jak najęta, wszędzie było pełno… na szczęście tylko w czasie przerw. Szczerze mówiąc, Luna była pełna podziwu dla rodziny tej dziewczyny, dzielnie znoszącej jej nadpobudliwość." Bo ma okres 27/7. - "„Nie zaprzeczyła… czyli jednak romansidło.”" Mam nadzieje, że nie 50 Twarzy Greya - "Sweetie Belle biegła szkolnymi korytarzami, ledwo wyrabiając na niektórych zakrętach," No normalnie bolid Formuły 1 - "– Szkoła by wyszła. Puść mnie wreszcie, bo nie dostaniesz tortu." O matko, aż tak?! - "Po trzecie… nie masz przypadkiem jakichś papierów do uporządkowania?" Przeczytałem "papierosów" a nie "papierów", już myślałem, że dyrektora jara po kryjomu za blaszakami xd, żeby siostra nie wiedziała xd - "– Daleko jeszcze?" Osioł ze Shreka? - "– Prozaiczna prawda jest taka, że nauczyciele nie zarabiają kroci." Strajk się nie udało, więc... - "„Nie widziałaś Luny w lunaparku” – przemknęło Celestii przez myśl." Hehe... Luna w lunaparku xd No i to byłoby na tyle. Fajnie się czytało, naprawdę fajny fik. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dalszych sukcesów w pisaniu. Pozdrawiam!
  15. W prawdzie na śniadanie jest już trochę za późno, ale na przeczytanie fanfika Midday już nie! Tak więc w moim fanfikowym maratonie docieramy do twórczości Midday Shine. To będzie miła odmiana, gdyż po tych wszystkich patetycznych przemowach, bitwach, tragediach i dramach w innych fanfikach do tej pory, nastawiam się na to, że tutaj znajdę coś innego. Spokojną, miłą, doszlifowaną opowieść bez rozdętej historii. Ogólnie twórczość Midday ma swój wspólny mianownik i trzyma się tego samego klimatu, co jakiś czas robiąc drobny skok w bok. Tak więc o czym jest Śniadanie? O śniadaniu... Więc chyba nie będzie tam nic interesującego, czyż nie? No właśnie NIE! Mylisz się ty, który tak pomyślałeś. Applejack, jako że mieszka na wsi, wstaje wcześnie rano, obudzona przez swój zegar biologiczny. Dodam jeszcze, że całość dzieje się na obozie w lesie. Nasza dzierlatka postanawia nie iść spać ponownie i pochodzić po okolicy. Ech... no dobra. Nie jestem ze wsi... Nigdy nie zrozumiem jak można się tak krzywdzić i odmawiać sobie snu! To powinno być karalne! Applejack dociera do kuchni. Patrzy... aż tu nagla Celestia! Mój Boże... gdybym zobaczył, jak pani dyrektor potajemnie wcina ciasta do oporu tylko po to, aby się wyrzygać z tego i zjeść to ponownie, to osobiście bym się zdenerwował! Całe szczęście tutaj nie mamy powielanego przez fandom motywu o żarłoczność Celestii. Z resztą popsułoby to klimat. Szybkie obgadanie sprawy i dostajemy nowego questa; pomóc Celestii w przygotowaniu naleśników. Jednak to wszystko jest tylko pretekstem do czegoś znacznie ważniejszego. Jak sprawić, żeby z pozoru normalna rozmowa bohaterów była wciągająca? Poprowadzić po mistrzowsku dialog, zwiększając przy tym napięcie pomiędzy rozmówcami i rozwijając konflikt. To takie proste! No niestety nie, bo pisanie dialogów tylko wydaje się być tą łatwiejszą częścią. W fanfiku Midday nie uświadczymy nudnego schematu na zasadzie: pytanie - odpowiedź, pytanie - odpowiedź. Celestia z Applejack rozmawiają o rzeczach ważnych, z którymi każdy się spotkał albo wreszcie niestety spotka; rozmawiają o śmierci oraz o tym jak sobie z tym poradzić. Odkryte zostają najbardziej intymne i czułe strony bohaterek. To pozwana nam zagłębić się w ich uczucia i samemu je poczuć. Rozmowa jest bardzo nacechowana emocjonalnie, ale również zmusza do zastanowienia się nad otaczającym nas światem. To właśnie po tym fanfiku, już jakiś czas temu, pisałem z mistrzem Lyoko o śmierci, gdyż właśnie ten tekst pchnął mnie do rozważań nad tym. Więc to jednak nie jest taka hop-siup bajeczka na dobranoc, tylko coś cięższego. Ogólnie to uważam, że fanfiki Midday mógłbym spokojnie przeczytać swoim dzieciom (gdybym je miał, nie myślcie sobie!); raz - bo to po prostu dobre historie, dwa - są pozbawione wszelkich elementów, nazwijmy to, niecenzuralnych. W dodatku te poważniejsze tematy są poruszane w sposób delikatny dla kogoś młodszego, odpowiedzialny, z szacunkiem. Fanfik pokazuje, że nie warto dusić w sobie negatywnych emocji, gdyż te z czasem mogą zacząć ropnieć i gnić, co może zaszkodzić człowiekowi. Dodam jeszcze, że dialog jest poprwadzony w bardzo dobry sposób, a to dzięki temu, że oprócz rozmowy pomiędzy bohaterkami, mamy zgrabnie wplatany komentarz narratora do tego, co się dzieje wokół. Dzięki temu nie mamy czegoś w rodzaju "gadających głów zwieszonych w próżni". No bo przecież rozmowa zazwyczaj odbywa się przy jakieś okazji, czyż nie? Poza tym, język niewerbalny to podobno znaczna większość naszej komunikacji, a to dlatego, że gatunek ludzki stosunkowo niedawno zaczął mówić. Dlatego każdy posiada masę odruchów, które są w stanie pokazać co tak naprawdę myśli. Warto to wykorzystywać. Po tym wszystkim nie dzieje się już nic takiego. Mamy po prostu zwykłą scenkę z życia bohaterek, podczas której obgadują Celestię za jej plecami i pytają się Applejack jaka ona jest prywatnie. Hehe. Czas na parę spostrzeżeń. - "– Naleśniki! – wrzasnęła Applejack, rzucając się ku patelni, nad którą unosiły się kłęby dymu." A ta co? Niekrytego Krytyka się naoglądała? - "– Bardzo boli?" Jak wiadomo zły dotyka boli przez całe życie. - "– Być może, ale tutaj to ja za ciebie odpowiadam. I mam przeczucie, że twoja babcia nie byłaby zadowolona, gdyby usłyszała, że nie zrobiłam nic, kiedy pod moją opieką stała ci się krzywda. – Nauczycielka ponownie włożyła dłoń uczennicy pod strumień wody." Hmm... ja bym zasugerował kaftan bezpieczeństwa i celę bez klamek. Zważywszy na inteligencję tych postaci z bajek, to dopiero wtedy zadba się o ich bezpieczeństwo. Aha, no i wypadałoby odizolować ich od Derpy, które to pewnie spuściłaby im na łeb fortepian, czy tam pianino. Jeden pies. - "– A ty, moja panno, daj mi rękę i stój spokojnie. – Spojrzenie Celestii nieznacznie stwardniało." Niech jeszcze użyje głosu księżniczek Canterlotu! - "– Oooooooooooj… ale ja też lubię naleśniki z owocami… chyba wszyscy lubią…" Ble... BLEEE! Nie no dobra, też lubię. - "Za piętnaście ósma. Jak na poranek po parogodzinnej imprezie, było całkiem nieźle." Phi? A co oni tam robili? Pili wódę? Nakoksowali się? Dziwki zamówili? W normalnym świecie ta młodzież przemyciłaby alko i po kryjomu szłaby do lasu na piapieroska. Nieco bardziej szalona młodzież pieprzyłaby się pod namiotami, a niektóre koleżanki chętnie by obciągały innym (zdarzało się tak, nie zmyślam tego!) Tutaj co najwyżej przemycili Picolo albo Kubusia. - "– Smacznego. – Applejack wyszczerzyła zęby." Dodała tam arszeniku, że się tak cieszy? - "– E! Ludzie! – Chłopak o półdługich, rudych włosach, wpadających mu do oczu, wychylił się na zewnątrz. – Na śniadanie są naleśniki! W stołówce niemal natychmiast zaroiło się od obozowiczów. – Ej, nie pchaj się na mnie! – Nie, to ty nie blokuj przejścia!" No i tutaj powinien wkroczyć Serafin i od razu nagrać film na YouTube. Aaa, co to za głupi, biedni ludzie! Nie mają żadnego honoru! Tłoczą się jak bydło. Czemu to nie ma kategorii zwierzęta? - "Sunset, Applejack i Pinkie zachichotały. Fluttershy uśmiechnęła się nieśmiało, Rarity przewróciła oczami, a Twilight oblała się rumieńcem." Błagam... niech tylko nie wyjdzie z tego jakaś niezdrowa relacja pomiędzy Twi, a Celestią! - "– Jest całkowicie normalna [o Celestii]." Dopóki nie zamieni się w Molestię. Tak więc to byłoby na tyle. Nie omawiałem strony technicznej, bo jest poprawna i nie mam do czego się przywalić. A teraz ruszam odkryć jakie do sekrety i niespodzianki na mnie czekają... Życzę powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam!
  16. Rozdział 21 Ostatni... jak na razie! Znowu możemy odsapnąć po akcji, przez co fanfik przyjmuje kształt takiej sinusoidy. To jest bardzo dobry zabieg, nadający się idealnie nie tylko do literatury, ale również filmów choćby. One też bazują na takim schemacie i w tym fanfiku jest to właśnie dobrze pokazane. No więc co się tutaj dzieje... Ano spotkanie po latach. Powiem tak; to był naprawdę dobry rozdział. Widać, że się rozkręcił. Całe szczęście mam już za sobą te karkołomne początki, które wiały nudą. No i coraz mniej absurdów. Mam nadzieję, że to się utrzyma. Punkt kluczowym było tutaj spotkanie Sunset oraz Celestii. Powiem szczerze, że to naprawdę chwytało za serce. Dużo zdążyliśmy przeżyć z tą bohaterką, a teraz możemy towarzyszyć płomiennowłosej podczas próby konfrontacji jej wątpliwości oraz żalu za grzechy przeszłości. To był mocny moment i spodobał mi się. Niestety pojawiąją się tu znowu te memy, tym razem od Rarity i do tego powtórzone... Błagam! Błagaaaaam! Skończyliśmy rozdziały. Dodam jeszcze parę spostrzeżeń; - "Jej pół-materialna, czterokolorowa grzywa" Co? Pół-materialna? To znaczy, że można włożyć w nią palec do połowy? To zabrzmiało dwuznacznie... - "Hm... klacz z brodą... nie, to chyba jednak niemodne, jak uważasz, Rarity?" To bardzo modne! W sam raz na Eurowizję! - "Nim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić kolejny kryształowy kolec wyrósł i miał właśnie trafić w przechodzącą tędy Vinyl Scratch, która – jak zwykle nosząc słuchawki i fioletowe okulary przeciwsłoneczne – niczego nie zauważyła." Gdyby żyła w ruchliwej ulicy już dawno by skończyła jako mokra plama. Osobiście nie cierpię czegoś takiego. - "Zaczekaj, wcale nie powiedziałam, że nie przyjmujemy twojego zaproszenia – powiedziała szybko, a oczy się jej zaświeciły na widok ciasta." Ech, ile było tych wspomnień o tym, że Celestia jest łasuchem? Chyba więcej niż odcinków Mody na Sukces. – "O nie, szczypie mnie w kolanie, zaraz stanie się coś strasznego!" Ano tak, przecież Pinkie posiada swój pinkowy zmysł. Miło, że scenarzyści serialu nie zapomnieli o tym w następnych sezonach. - "Część z nich [podmieńców] zginęła, ale ich żrąca krew zadawała rany gwardzistom ilekroć upuścili jej nieco najeźdźcom." Nie wiedziałem, że podmieńce to ksenomorfy! - "Bolało... – jęknęła cicho. – Ten dureń jeszcze mi zapłaci. Zaboli go co najmniej dwadzieścia procent bardziej!" Nieeeeeee! It's time to STOP! 2017!!! - "Oczywiście [Grzyb] nie wniosła żadnego oskarżenia do kuratorium, bo by ją wyśmiali, ale prywatnie nie umiała czasem powstrzymać rozżalenia." Pomimo tego, że wydarzenia z tamtych igrzysk widziało masa ludzi, wszyscy tam mają telefony, kamery, więc to pewnie nagrali. To nie ma sensu! Ale to akurat absurd z samego EG, więc... no. - "„Kucykowały”? Serio, nie mogłyście lepszej nazwy wymyślić?" No co? Bardzo dobra nazwa. Nikt by lepszej nie wymyślił. - "– Jak ty to…? Przecież człowiek nie może biegać z taką prędkością, to fizycznie niemożliwe! Ale nieco mi tym porozwalałaś…" Jeszcze zrozumiem, że magia dała ten dopalacz Rainbow, ale jak ona jest w stanie widzieć cokolwiek podczas biegania? Oczywiście to nie jest absurd fanfika. - "Flash zaprowadź je do budynku spa, by zdjęły z siebie ten cały czarci żart" To spa jest od czegoś takiego? A myślałem, że to w szpitalu się leczy kucyki z różnych chorób, jaką to z pewnością jest czarci żart. - "Ach jak to możliwe, żeby pociągał ją kucyk, skoro była człowiekiem?" Ugh... idę się wyrzygać. - Flash dowiedział się, że istnieje jakiś Timber, bo Spike się wygadał. Twilight mówi mu, że to nic takiego, a on na to; "– Skoro tak mówisz… – Pomarańczowy strażnik wzruszył ramionami." Albo jest idiotą, albo takiego udaje, żeby nie zdradzić się z uczuciami. - "Gdybym nadal z nimi była to pewnie udałoby się opóźnić szturm tak jeszcze chociaż o jakieś 20%..." Błagam, nie... Jeżeli licznik dojdzie do 10 to kończę ten komentarz... - "Niezdarna szara pegaziczka, znana ze swojego złotego zeza – Derpy – znalazła miejsce w siłach powietrznych, jako żywy bombowiec, wspomagający działania oddziałów zaczepnych." Ktoś, kto rozwalał ratusz nie nadaje się na "żywy bombowiec". Powinni ją trzymać jak najdalej od siebie albo wysłać do wrogów, aby tam zrobiła rozpierdziel. - "– Ja dam nawet 20% więcej niż wszystko – mruknęła pod nosem Rainbow" LICZNIK BIJE... - "Młody pegaz czuł się jakby ktoś rozdzierał jego duszę na milion kawałków" - Czyli według 50 Twarzy Grey, jego dusza dostała orgazmu. - "Inne kucyki najczęściej patrzyły na nią [Derpy] trochę jak na dziwaczkę, tylko dlatego, że była ciut niezdarna i nie potrafiła spojrzeć obydwoma oczami w jednym kierunku." Ciut niezdarna? CIUT NIEZDARNA? Ona spuściła na łeb kucykowi fortepian, co powinno go zabić na miejscu, potem stanowiła realne zagrożenie podczas remontu ratusza i jeszcze wleciała przez okno Twilight, rozwalając wszystko wokół... no wiele było takich sytuacji! A teraz służy w wojsku jako bombowiec... chyba tylko, żeby walić raz do swoich, raz do wrogów. - "– Nic nie farbowałyśmy – odparła Sunset. – To nasze naturalne..." Moje to jej urok... może to Maybelline! "– Czekaj, kucyków!? – krzyknęła, wyrzucając ręce w górę. " Ło matko, mam nadzieję, że jej nie odpadły. "– Bez rogu i skrzydeł [o kucykach ziemskich] – wyjaśniła Sunset, widząc zdezorientowaną minę Sam. – Za to mają większą siłę fizyczną od innych ras. " No normalnie idealni niewolnicy! - "– Ja tylko myślałam… no wiesz, o tym, co się wtedy stało w Kartaginie." A co miało się stać? Rzymianie wszystko zaorali, jak Korwin Unię Europejską. - "Oddział Dark Stara właśnie pojawił się w lochach Canterlotu. Zaraz po nim dotarła reszta grupy „Zmierzch”." Jeżeli to jest oddział wampirów, to ja kapituluję! - "– To cudowna wiadomość, jak zawsze jesteś niezastąpiona, kochanie. Jak szybko mogą tu być? Zapadła krótka cisza, w czasie której zauważył, że część jego żołnierzy rechocze pod nosem na czułe słówko, które mu się wymsknęło w rozmowie z żoną." No hahaha! - "„Ze wszystkich możliwych nieszczęść TO! JEST! NAJGORSZE!”." Tak, wklejanie tego typu tekstów jest najgorsze. Tu się zgodzę. No i to byłby koniec... Na zakończenie powiem, że ff jest dobry, ale ma parę takich wad, że... no nie będę już kończyć. Fajnie było do tego wrócić, a to się liczy najbardziej! Kończę... bo ledwo żyję... Życzę powodzenia w pisaniu. Pozdrawiam!
  17. Rozdział 16 Cały rozdział skupia się na walce z potworami Xany, z tymi, które mogliśmy zobaczyć w kreskówce. Cała ekipa ląduje na mroźnych pustkowiach, gdzieś niedaleko KI i odnajdują wieżę odpowiedzialną za zarazę. Rozpoczyna się starcie. Tutaj chciałbym nadmienić to, że o ile oblężenie KI było naprawdę fajnie napisane, do tego klimat tego ff zmienił się, sytuacja robiła się coraz gorsza. Poczucie beznadziei rosło wraz z kolejnym trupem padającym po stronie kucyków. I sytuacja stała się naprawdę poważna. W każdym razie wieża została zniszczona, a Aelita przestała być pustym boczkiem. Rozdział 17 Antropologia? Trzymaj się ode mnie z daleka zboczona Lyro! ZA DALEKA POWIEDZIAŁEM! Dowiadujemy się, że Winged Hussar to tak naprawdę HuzarPL. Powiedziała nam o tym ta mała klaczka, która to została wykorzystana do ustalenia lokalizacji wieży. A tak już na poważnie, to rozdział jest całkiem przyjemny. Dobrze, że dostajemy trochę oddechu po tych wszystkich walkach i możemy bardziej się związać emocjonalnie z bohaterami. Takie moment również są bardzo potrzebne. Czytanie o interakcjach pomiędzy postaciami wyszły tu naprawdę w porządku. Dodatkowo charaktery postaci są również wiernie oddane; te z Kodu Lyoko, jak i z serialu. No więc zamykamy w tym rozdziale dramę Huzara oraz Herbal. Wiedziałem, że to tak się skończy, no ale cóż. Mamy jeszcze krótki wątek odnośnie odnalezionego grobowca poprzednich władców KI. Daje się nam tu poszlakę, która wskazywałaby na to, że to być może Sombra jest tym prawowitym dziedzicem KI. No ciekawe... Czekam na ciąg dalszy. Już za stołówce Odd próbuje szpanować i wyrywać klacze... bleee! BLEEE! Może i ma ciało kucyka, ale umysł wciąż jest ludzki. To jest po prostu BLEEE! Do towarzystwa dołącza Lyra, która zaczyna zasypywać pytaniami wojowników Lyoko. "[...] Zresztą i tak kucyków ani koni się generalnie u nas nie je… znaczy, w niektórych dziwnych krajach jedzą koninę, ale według mnie to dziwny pomysł." Oj kłamczuszku Odzie! Chyba coś Ci się pomyliło... U was również się je koninę. No nic, rozdział się kończy. Teraz czeka nas narada... W sumie narady zawsze wychodziły spoko w tym ff, więc mogę się spodziewać kolejnego, ciekawego rozdziału. Rozdział 18 Rozdział zaczyna się tak: "Parę chwil po pożegnaniu z Lyrą, [...]" NARESZCIE! No rozdział jest spoko, choć przeciągnięty. Co ja będę długo tu pisać; mamy naradę, jak zdradza tytuł. Przygotowania do właściwej akcji. Także rozwijany jest lore uniwersum, które wykreował Mistrz Lyoko. No trochę jedna zbyt dużo tego jest. Ten rozdział mógłby być o połowę krótszy moim zdaniem. No rodzą się również konflikty pomiędzy Wojownikami Lyoko. To akurat jest interesujące do obserwowania. Rozdział 19 Zaczynamy koszmarem RD. Nie będę się na tym zatrzymywać. Już pisałem co sądzę o tych sekwencjach. Mamy również kolejną dramę! Tym razem pomiędzy Aelitą, a Jeremie'm Fitzgeraltem. Ale całe szczęście zostaje szybko zażegnana. Cóż... takie fragmenty rzeczywiście są quality. Bohaterowie są zmęczeni, nerwowi zaistniałą sytuacją. Może to zrozumieć i się z nimi utożsamić. Tutaj również mamy dopiero takie przedednie operacji Canterlot. Wszystko zmierza do finału, który rozegra się już niedługo! Fajne jest tu budowane napięcia. Nieźle to wyszło. No i tak sobie czytam i czytam... AŻ TU NAGLE! "– Hej, Odd! – krzyknęła zbliżająca się korytarzem Lyra. Tuż za nią biegły też Bon Bon i Minuette." Z DALEKA POWIEDZIAŁEM! "– Słyszałeś, Odd, będziemy w tej samej grupie co ty, razem z Minuette!" NIEEEEEE... No więc miętowa klacz, którą to niestety nie jest Minty Lipstick, przywala się do Odda jeszcze bardziej niż ja do tego fanfika. No i Yumi jest zazdrosna o Odda... Bleee! "– Akurat… znając ciebie, już ją zaprosiłeś na randkę – stwierdził Ulrich." DOŚĆ TEGO! KONIEC ROZDZIAŁU 19! Rozdział 20 Wziąłem ze sobą pół litra, więc dam radę. Ale w sumie ten rozdział jest kolejnym z tych dobrych. Akcje pokazuje się nam z wielu perspektyw, co chwile mamy przebitki na to, jak sobie radzą bohaterowie z powierzonymi im zadaniami. Wszystko idzie świetnie, aż docierają do Nightmare Moon. Pojedynek również jest niezły, chociaż momentami trochę zbyt powolny. No i te miecze... one są zbyt wolne, a już z pewnością wolniejsze od typowej magii. Dlaczego Nightmare Moon nie mogła jakoś inaczej skoncentrować tej energii magicznej? Trochę to ograniczało jej ruchy i możliwości. Mogłaby spróbować manipulować otoczeniem w jakiś sposób. To wszystko byłoby do wymyślenia, ale miecze... no nie było to zbyt efektywne, że tak powiem. No ale udało się uciec z Celestią i więźniami! Hura!
  18. Rozdział 10 Ku innemu światu, czyżbym to tutaj miał wreszcie zobaczyć bohaterów z Kody Lyoko? Nie pamiętam już tego szczerze mówiąc, ale chyba jednak dopiero w następnym odcinku albo raczej rozdziale. No więc mamy wątek tej Herbal Treat, która się burzy do Winged Hussara, potem Lighting Dust chce powrócić do Wonderbolts. Matko, tyle się dzieje. Ale to dobrze, że postanowiłeś skupić się na tych pojedynczych historiach i rozwinąć, ubarwić jakoś ten świat, właśnie tymi wątkami. Niektórzy początku jacy pisarze mają problem z napisaniem długiej powieści, gdyż nie rozwijają wątków pobocznych, postaci drugoplanowych przez co ich książka kończy się po trzydziestu stronach. Dalej mamy spotkanie Doktora Hoovesa z ludzką Sunset. Wpadają na to, że odczytanie kod binarnego wokół grzywy Xany może doprowadzić ich do jakiś nowych informacji. Przy okazji dowiadujemy się, że Derpy, asystentka doktora jest kompletnie pier********. Okazuje chorobliwą zazdrość, gdy tylko doktor pochwalił ludzką Sunset za powiedzeniu mu o tym, że te zera i jedynki wokół grzywy Xany to właśnie kod binarny. W dodatku spada na głowę Sunset, zadając jej ból. No to jest kolejny powód, żeby lubić Derpy, prawda? Później następuje zbiórka sekcji naukowej, naukowy bełkot i już wiemy jak skonstruować portal, który zabierze bohaterów do wymiaru Kodu Lyoko. Żyjemy w idealnym świecie, gdzie dzieciaki są w stanie konstruować portale do innych wymiarów, maszyny do przenoszenia się w czasie, reaktor zimnej fuzji... no bajka po prostu. No w końcu ludzka Sunset była dopiero w liceum. Reszta rozdziału to przygotowania do przejscia przez portal. Nie mam się do czego przyczepić. Kucykowa Sunset, Rainbow oraz Applejack ruszają w nieznane... Rozdział 11 To w tym rozdziale spotykamy się z Wojownikami Lyoko. Mam nadzieję, że pojawi się Sisi oraz pan od wf-u, bo to jedyne, prawilne postacie. Akcja w tym wymiarze rozgrywa się gdzieś tak tuż po zakończeniu kreskówki z tego co pamiętam. Xana miał zostać zniszczony, a ojciec Aelity poświęcił się. Niestety, jak dobrze już wiemy, Xana wciąż ma się dobrze. Nasze trzy przybyszki z Equestrii lądują w wirtualnym świecie i spotykają postacie z Kodu Lyoko. Niestety dostajemy tutaj cholernie przeciągnięty i niepotrzebny fragment o wyglądzie Sunset i jej towarzyszek. Bez komentarza... Krótkie zapoznanie się z sytuacją i przechodzą do normalnego świata; czyli rozumiem, że dosłownie naszego, bo to się dzieje w Paryżu. Chyba. I tutaj wychodzi na to, że jestem PIER****** RASISTĄ, bo cieszę się, że kolor skóry Sunset i Rainbow, i Pinkie, i Applejack zmienił się na ten normalny. Mam nadzieję, że biały. Następuje wymiana informacji. Dostajemy streszczenie historii z Kodu Lyoko. Przy okazji fajnie jest zobaczyć interakcje pomiędzy wojownikami Lyoko, są autentyczne i czuć więź pomiędzy tymi bohaterami. Pinkie Pie (która rzuciła się w portal za Sunset i też wylądowała w tym świecie, nie wspomniałem o tym) opowiada o swojej... przepowiedni? W sensie ona dokładnie odgadła, że istnieje taki wymiar jak ten, w którym żyją Wojownicy Lyoko, nie mając do tego żadnych poszlak. "No ale taka była Pinkie Pie – nieprzewidywalna i często pozornie łamiąca prawa logiki. " Ech... nie zdziwię się, jeżeli jest jakimś Bogiem. W każdym razie... po wyjaśnieniu sobie większości ważnych spraw, cała grupka idzie coś zjeść. Ja też pójdę. Czas na obiad! Rozdział 12 Niespodziewany gość... ciekawe kim on się okaże. No więc wojownicy Lyoko idą se na stołówkę i gadają o wcześniejszych wydarzeniach. Po tym wszystkim wracają do opuszczonej fabryki, gdzie pozostawili przybyszki z Equestrii. Tam się okazuje, że Pinkie Pie udekorowała wszystko jak na przyjęcie urodzinowe. O... M... G... Alelita jest w żałobie, bo dopiero co zmarł jej ojciec, a ta kurde robi dziecinną imprezę. Przecież w Equestrii również jest coś takiego jak żałoba. Nie wie, że raczej nie powinno się robić takich rzeczy? "– Impreza na cześć zmarłego? – spytał powątpiewająco Ulrich. Spojrzenia innych pokazały, że są tego samego zdania." No właśnie! "– Tylko nie wiedziałam, czy nie zrobiłam za długiej brody [o twarzy ojca Aelity] – odparła Pinkie, chwytając się za własny podbródek i robiąc taki ruch, jakby gładziła brodę. – Wygląda dokładnie tak, jak go zapamiętałam – odpowiedziała jej Aelita. – Ale skąd wiedziałaś?" Skoro ta Pinkie Pie jest taka wszechwiedząca, to dlaczego nie powie od razu wszystkim jak zniszczyć Xanę?! "Chwilę później rozpoczęła się impreza i wszyscy doskonale się bawili." Ugh... idę się wyrzygać... Jak, po prostu jak to jest możliwe, że ta młoda, wrażliwa dziewczyna mogła przejść do porządku dziennego tuż PO STRACIE SWOJEGO OJCA?! JAAAAK?! Do fabryki wraca Odd, ale okazuje się, że śledziła go Samantha, jego prawie dziewczyna. Dowiaduje się o sekrecie wojowników Lyoko. Teraz następuje tłumaczenie kolejnej postaci to, co doskonale już wiemy... nuda. Zdecydowanie zbyt często to się pojawia. Jednak nasz Jeremy Fitzgeralt po tym, jak wszystko wyjaśnił Samancie, chce zrobić Skok do Przeszłości, co wymaże pamięć Samathy. No kurde... to po prostu nielogiczne! Najpierw tłumaczysz coś komuś, a potem chcesz wymazać pamięć tej osoby... "– No ta, Equestria jest krainą kucyków – westchnęła płomiennowłosa, musząc tłumaczyć to wszystko, już nie wiadomo który raz." Akurat westchnąłem kiedy ona to zrobiła! Jak ten ff to robi?! "– Miałeś rację, to jest znacznie bardziej szalone niż wasze poprzednie przygody. Wchodzę w to! – potem [Samantha] puściła do niego [Odda] oko. – Ciekawe czy będziemy takim samym typem kuców – na te słowa Odd się nieco zaczerwienił." Ale co? Lepsze dopasowanie seksualne? Całą drużyna umawia się na następny dzień w fabryce. Wszystko zostaje zaplanowane. Wszyscy mają się udać do Equestrii, by tam walczyć z Xaną. Gdy nadchodzi już odpowiednia chwila, rozpoczyna się WIRTUALIZACJA! A Pinkie podczas tego procesu wywala errory Jeremie'emu Fitzgeraltowi. "– Ta dziewczyna [Pinkie] to chodząca anomalia… – szepnął [Jeremie]" No tak, bo pochodzi z Zony. Albo to jakiś SCP. Tak więc pomijając już szczegóły, wszyscy wracają do Equestrii. Rozdział 13 Na początku nic takiego specjalnego się nie dzieje. Zwrócę tylko uwagę na to, że Shining Armor powinien się najpierw zastanowić, zanim będzie oskarżać swoją żonę o zdradę. No bo przecież już raz miał do czynienia z podmieńcami. Widział swoją żonę obściskującą się ze jego podwładnym. Może to był właśnie podmieniec, a nie jego żona? Ja wiem, że można się zdenerwować, ale ta zdrada nie miałaby sensu... "– Mam zaraz was obu postawić przed sądem wojennym!? – ryknął, odskakując od nich. – I niby czemu tak jej bronicie? Może też z nią romansowaliście, co!?" Shining Armor to DEBIL. Stężenie debilizmu rośnie w zastraszającym tempie. "Ta [Cadance] rzuciła się w jego stronę i wtuliła w jego pierś [Shining Armora]. – Wybaczam kochanie, tak się cieszę, że już nie jesteś na mnie zły… i dziękuję ci Sunset." Powinnaś go zdzielić w pysk i szykować papiery rozwodowe, bo z nim jest coś nie tak. Lepiej odpuść sobie dziewczyno... W ogóle cały ten wątek nie miał sensu. Nie miał znaczenia. Potem śledzimy wojowników Lyoko, jak sobie jedzą na stołówce frytki z McDonalda, a do tego Odd przeżywa szok związany z tym, że koniki nie trawią mięsa. Przy posiłku dowiadują się tego, co już doskonale wiemy; czym są znaczki, puste boczki, krysztaler... o matko. Dalej już nic ciekawego nie ma, oprócz tego koszmaru Rarity. Rozdział 14 Rozpoczynam koszmarem Fluttershy. Miło ujrzeć Flutę, bo jej prawie nie ma w tym ff, a to fajna postać.Pozwalam nam to lepiej poznać te postacie, o czym już wspominałem. Mam nadzieję, że później zostanie to jeszcze lepiej wykorzystane. Nadchodzi czas narady. Opracowany zostaje plan Operacji Canterlot. Fajnie to wszystko brzmi, to akurat jest dobry fragment tego ff. Wszyscy zostają przydzieleni do odpowiednich zadań. Wojownicy Lyoko docierają do zbrojowni, aby wybrać sobie broń. Ponownie mamy powielanie tego absurdu. Miecz trzymany w ręc... to znaczy kopycie? Ech... "– A dużo takich masz? Przydałyby się dwie na obydwie rę… znaczy przednie kopyta." Oho, widzę, że nie tylko Mistrz Lyoko się czasem myli. Następnie mam ciąg dalszy dramy Herbal Treat i Winged Hussara. Ble... to nie jest zbyt dobry wątek. "– Ty mnie nie lubisz? Dobre sobie, ja cię NIENAWIDZĘ! – wykrzyczała. " Tak właśnie rozmawia ze sobą dorośli, niczego sobie nie tłumacząc. Jest to po prostu śmieszne. Zaraz po tym mamy atak wampirów, które wcześniej były normalnymi kucykami, ale przez tytułową zarazę przeszły transformację. Niech zgadnę... po tym jak Winged Hussar uratuje Herbal Treat, wszyscy się pogodzą i znów będzie dobrze. Mam rację? Zaraz się okaże... Rozdział 15 No póki co się to nie okazało. W każdym razie ten rozdział był naprawdę fajny. Wybuchła epidemia zombie, co tylko dołożyło dodatkowych problemów. Mamy tutaj sporo planowania, obmyślania taktyki, jest nawet parę fajnych scen akcji. Ogólnie nie ma się nad czym pochylać. To był po prostu dobry rozdział. Starlight udało się złapać jednego z zarażonych. Na podstawie tego ruch oporu będzie mógł się przenieść w pobliże wieży Xany, która była odpowiedzialna za wybuch zarazy.
  19. Rozdział 7 Byłem gotowy na bitwę, a tu na dzień dobry dostałem absurdem, który miał łatać kolejny absurd. To absurd! Chodzi mi tu o uzbrojenie, o te miecze przytwierdzone do kopyt... Dobra, nieważne. Początek obrony Kryształowego Imperium, póki co wszystko idzie po myśli kucysiów. Dalej mamy... ech sekcję młodzieżową, która ma się udać na misję zwiadowczą do Cantelotu... omg i zostaje do tego wyznaczona Znaczkowa Liga... Ale nie ma tego złego bo pojawia się Młody, yyy, to znaczy Button, który zabije Xanę drewniany mieczem... Nie no, nie zabije. Cholera, po co on z nimi idzie? Ech... "– Wygląda trochę jak miecze z tej gry, w którą graliśmy z Buttonem tydzień temu – przypomniała sobie ze zdziwieniem Sweetie Belle. " KTOŚ, KTO GRA W MINECRAFTA I MA OKOŁO DZIESIECIU LAT Z PEWNOŚCIĄ NIE POWINIEN UDAWAĆ SIĘ NA TAK POWAŻNĄ MISJĘ... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! "– No niech będzie – zgodziła się przywódczyni sekcji młodzieżowej. Jakby nie patrzeć może i dostawał dotąd drobne misje, ale wywiązywał się z nich wzorowo," I dobrze, niech wraca strugać ziemniaki, pacan jeden, bo tam powinien siedzieć! Na miłość Pinkameny... "– Myślę, że chyba się dogadamy – powiedziała Sweetie Belle uśmiechając się nieco do ich nowego towarzysza. Ten zarumienił się nieco, ale na szczęście nie było to tak widoczne na jego brązowym futrze, więc nikt tego nie zauważył." Ja to zauważyłem! Ty, który to czytasz, też to zauważyłeś... No dobra przesadzam, ale mam nadzieję, że ten wątek będzie rozwijany... tak naprawdę to nie. Ale w sumie może wykorzystam to w moim ff. Dzięki Mistrzu Lyoko. "Cała czwórka, ubrana w ciemne, maskujące kombinezony zwiadowców, ruszyła przez ulice, na których panował jeszcze bardziej ożywiony ruch niż kiedykolwiek dotąd" W mojej głowie panuje większe poruszenie niż zazwyczaj! Oddychaj, oddychaj... No więc Znaczkowa Liga se poszła na tę arcyważną misję. Co teraz? Teraz Maud rozwali Kolosa... Wielkiego jak góra kamiennego golema... Dlatego, że zna się na skałach... Ech... No ok, w serialu było pokazane, że rozbiła ten głaz, który właśnie miał przygnieść jej nie do końca inteligentną siostrę Pinkie, ale tutaj ponowie mamy to czynienia ze zwykłym przegięciem. Maud jest zbyt op! Mogłaby się przydać jako wsparcie; powiedzieć jaka to skała, jakie są jej słabe punkty, wskazać gdzie uderzyć, a nie kuźwa rzucać się z kopytami na tego giganta! No przecież to jest niepoważne... Z jednej strony mamy do czynienia z bardzo realistycznym podejściem do wojny, to na duży plus. No ale zaraz cała otoczka się psuje bo Maud umyśliła sobie, że rozwali Kolosa. Mój Boże... To się nie powinno udać, ale niestety się udaje i Maud nie zginie bezsensowną śmiercią. Dalej mamy ciąg dalszy walk. Shining jak idiota szarżuje na Sombrę, który ma przy boku nowego plota - jego siostrę Twilight Sparkle. Ta sama siostra niedługo zadaje mu duuuży ból... Ja nie mogę... Shining, proszę Cię, SPÓJRZ MI W OCZY! Dlaczego poleciałeś jak debil w stronę wroga? Jesteś najważniejszą postacią w świecie kucyków i ty tak naraziłeś swoje życie? No błagam... Obrona nie idzie najlepiej... Wojska Xany przebijają się dalej i dalej... ok. Fajnie, że to tak zostało ukazane. Rzeczywiście jest co czytać, bo jest to po prostu ciekawe. Pomimo tych wszystkich absurdów. Pierwsza linia wojsk Kryształowego Imperium pada, więc ci muszą się wycofać i osłaniać odwrót. Pojawiają się również nasze ludzkie kucyki, starające się pomóc Shining Armorowi. To również jest fajne. Pojawienie się gryfów też było dobrym pomysłem. To muszę pochwalić. Nie mogłem się powstrzymać i tego tu nie przywołać: "– Prawdziwymi leszczami są ci, którzy się mu [Xanie] sprzeciwiają! Param pam pam pam pam!" Mój Boże... Co to miało być? Czy Rainbow Dash nasłuchała się Gangu Albanii? Tak więc wszystko kończy się tak, że Xana wygrywa bitwę. Ale ruch oporu również odnosi swoje małe zwycięstwo, gdyż udało im się ewakuować cywili. Jak do tej pory, to był najfajniejszy rozdział. Lubię to. Rozdział 8 No więc mamy spotkanie królewskiej pary z generałem gryfów i pojawia się kolejna fajna postać - Gabi! Ta sympatyczna gryfica, której mi było bardzo szkoda, kiedy nie dostała swojego znaczka i kiedy była zazdrosna o Spike'a. Plus za to, że się pojawiła. Potem niestety mamy tę męczącą przemowę Shining Armora... matko, jakie to było przeciągnięte, co widać po długości tamtego dialogu. Ok, mamy jeszcze to wspomnienie o Snowdrop... ZARAZ SIĘ POPŁACZE! NO NIE WYTRZYMAM! Przechodzimy do mojej ULUBIONEJ SEKCJI MŁODZIEŻOWEJ! Szkoda, że ja takiej nie założyłem. Dzieci byłyby znacznie lepszymi niewolnikami, niż myślałem. "Po drodze minęli Dolinę Mgieł, o której krążyły różne dziwne legendy, ale wyszli z niej równie szybko, jak do niej wkroczyli, nawet nie zauważając żadnej mgły." *Parsk*, że co? Jakie kurde legendy? Po co wspominać o czymś takim, skoro to i tak nie jest rozwijane. To tylko filler... "– Button zaprosił mnie raz po szkole do siebie, by pokazać mi jakąś grę, była o kopaniu tuneli, nawet całkiem fajna. – Przypomniała sobie tamto popołudnie spędzone z kolegą z klasy. – Tylko nie rozumiem, czemu mówił, bym nie kopała nocą…" Fuuuuuck... "– Bo w nocy wychodzą potwory! – stwierdził Button oburzonym tonem." Herobrine? Heropony? Nieważne... "Przecież [Button] nie mógł od tak powiedzieć, że Sweetie Belle mu się podoba, prawda?" Mógł i powinien. Przecież jest już dorosłym chłopem. Tylko dorosłe chłopy wysyłane są na tak poważne misje! A nie, to tylko sekcja młodzieżowa... Cholera... Tak w ogóle to... no nie mogę, ale muszę znowu się do tego przywalić. Dlaczego oni zostali wysłani na tę cholerną misję? Dlaczego? Przez cały czas gadają o bzdurach, wpadają w pułapki, drą ryja. No nie tak wyglądają misje zwiadowcze. Ale tak to fajnie jest zobaczyć stolicę Canterlotu obróconą w chaos przez Discorda. Za to należą się pochwały. Znaczkowa Liga kontynuuje swoją misję, przedziera się przez zamek i dociera do lochów, gdzie spotykają Celestię. "[Celestia] Miała jednak otwarte oczy i chyba mogła obserwować otoczenie, bo były one napełnione bólem i to bynajmniej nie przez ciasto, którego nie mogła zjeść." OMG... poważnie? Jest zamknięta w krysztale, jej królestwo upadło, tysiące kucyków zginęło śmiercią tragiczną, a my tu mamy wspomnienie o cholernych ciastach, których nie może zjeść Celestia? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Coś takiego zupełnie psuje klimat! W trakcie przeczesywania zamku, Znaczkowa Liga napotyka Honor Shielda. To fajny smaczek. Nie będę więcej o tym pisać. Docierają do dziwnej wieży z kryształów. "– Cokolwiek to jest, to musi być ważne – Button wyciągnął swój miecz, po czym chwycił w pyszczek. W każdej grze taki wyróżniający się i świecący obiekt musiał czemuś służyć, więc doszedł do wniosku, że tak będzie i teraz." A więc jednak TVN miał rację. Gry szkodzą dzieciom, przez co nie mogą potem odróżnić świata wirtualnego od rzeczywistego. Niestety Button tak bardzo się w to wkręcił, że postanowił odłupać kawałek kryształu, które wcześniej znaleźli. Cóż... ja już wiem, że próbka tego minerału będzie ważna, ale cholera jasna przypomnę po raz setny; te dzieciaki nie nadają się na takie misje! Działają bez zastanowienia, tak jak w tym przypadku. I tylko cudem nie zostały złapane. Tuż po tym Buttonowi wychodzi na dupie znaczek. Diamentowy miecz z Minecrafta... więc górnikiem już nie zostanie, a szkoda. Gorzej jednak, że Znaczkowa Liga została wykryta. Flutterbat! Moja kolejna ulubiona postać! To właśnie ona zauważana naszych agentów specjalnej troski i postanawia ich zaatakować, aż tu naglę... przychodzi im z pomocą Lara Croft albo raczej Dzielna Doo! Wspaniale! Razem udaje im się uciec z zamku, a po tym spotykają się już jakiś kilometr na północ, aby obgadać parę spraw. Wyśmienicie. Do końca rozdziału nic takiego już się nie dzieje. Najważniejszy w tym momencie jest ten kawałek kryształu. Rozdział 9 No wiec mamy opis tego jak bardzo zostały pokiereszowane kucyki. Ok, to jest git. Dalej mamy dramę Winged Hussara i Herbal Treat. No nie powiem, żebym jakoś bardzo się przejął wydarzeniami, które spotkały tę dwójkę. Po prostu na mało czasu spędziliśmy z nimi do tej pory, żeby teraz tak się tym przejmować. Jednak to dobrze, że mamy pokazane żniwa wojny. W końcu Xana jest okrutny i bezwzględny, co powinno sprowadzić na ten świat wiele niewinnych ofiar. Fajnie, że mistrz Lyoko nie ograniczał się tylko do czystej statystyki, czymś w stylu "zginęło wiele żołnierzy". Tutaj możemy się przyjrzeć z bliska temu okrucieństwu. Bardzo fajnie zostało to pokazane. Potem mamy Maud, które jest chyba niezniszczalna, po pomimo tego, że powinna być MARTWA po tym, jak wskoczyła na golema, który ociekał lawą, to jednak miała na tyle siły, żeby wymknąć się z kryjówki i wskoczyć do opuszczonego pociągu, aby pojechać nim do Canterlot. To ona w ogóle wie jak się tym wszystkim obsługiwać? Następna jest scena rodzinna z życia, bardzo fajna dodam. Sunset odwiedza dziadków Flurry Heart oraz Thoraxa, który się nią opiekuje. To słodkie, powiem szczerze. Ach ten Thorax. Scena krótka, ale fajna. No i wracamy do Xany. Ten opieprza Discorda i Flutę za to, że nie zastosowali się do jego rozkazów. Potem przybywa... Maud! To chyba terminator T 3000. Wbija sobie bez jakiejkolwiek żenady i każde swojej... zxanyfikowanej(?) siostrze wracać do domu... No ku***, co za bezmyślność... No ciekawe jak to się skończy? No oczywiście, że kolejnym absurdem. Dlaczego do jasnej cholery Xana pozwolił wybrać Maud grę, w której czuje się najpewniej? Dlaczego po prostu jej nie zamieni w swojego sługę lub nie zniszczy jej, nie uwięzi? Dlaczego taki Pan i Władca Xana traci sam na użeranie się z jakąś tam klaczą? To ma być ten bezwzględny Xana? No chyba nie... i po raz kolejny rujnuje to klimat. Ta więc będą walczyć na spojrzenia... och, aha. No to wspaniale. To prawie jak pojedynek na miny w Ferdydurke! Epickość! "Bez tej Maud też odniesie zwycięstwo. Szkoda tylko, że zmarnował na nią swój cenny czas. " No właśnie! Więc Xana jednak postanowił nie dotrzymać obietnicy... hah, no HAHA! Ale niego "mhroczny" gość! Już miał przejąć kontrolę nad Maud, kiedy... ktoś uratował tę klaczkę! Normalnie porwał ją z miejsca i wzleciał w powietrze. Tym kucykiem okazała się być Lighting Dust. Następnie dowiadujemy się, że postanowiła walczyć samotnie z Xaną, co nie ma żadnego sensu... ale dobra. Ważne jest to, że postanawia się przyłączyć do ruchu oporu (nareszcie). Następny podrozdział pokazuje nam, jak to Znaczkowa Liga zmierza do Kryształowego Imperium wraz z Dzielną Do. Po drodze spotykają oddział kucyków-nietoperzy, które okazują się być dobre. Dołącza równie Lighting Dust. Wszyscy zmierzają do KI (Kryształowe Imperium, tak to będę teraz pisać). Docierają tam i akcja płynie tak, jak w sumie powinna. Dostarczony zostaje kawałek kryształu. Ruchu oporu zyskuje nowych sprzymierzeńców. Koniec!
  20. O ja cię kręcę... ten post będzie chyba najdłuższym na tym forum. Nie ma to jak chwalić się swoim rozmiarem! Tak więc dzisiaj poświęcę się analizie i recenzji fanfika autorstwa Mistrza Lyoko; Kod Equestria! Już raz czytałem to opowiadanie i spodobało mi się. Naprawdę jest niezłe, ale ma TAKIE KOSZMARNE BZDURY W SOBIE... Dobra, spokojnie... to dopiero początek tej podróży pełnej przygód... Co jeszcze mogę dodać; jest to crossover z naszym ukochanym serialem oraz kreskówką, która kiedyś leciała na Jetix. Oglądałem ją, jak byłem mały i była spoko. Jakiś czas temu również przypomniałem ją sobie, oglądają praktycznie każdy odcinek. Tak więc WIEM, CO TU BĘDĘ RECENZOWAŁ. Ja się znam! Tak, tak! Ciekawi mnie również ile postów na to pójdzie. Lecimy z tym koksem! Rozdział 1 Co mi się rzuciło w oczy na samym początku? Podawanie cech postaci kluczowych, kanonicznych - po co? Wiemy jak wygląda Pinkie , czy tam inna Pinkamena, jaki jest jej znaczek, w końcu... to forum dla bronies, tak samo jak opowiadanie. Przynajmniej klimat serialowy jest jak najbardziej utrzymany. Bardzo łatwo jest sobie wyobrazić te wszystkie miłe scenki z życia kucyków. Charaktery też są poprawnie oddane. No jeżeli ktoś szuka tu takie spokojnego klimatu, który nie będzie wystawiać głównych bohaterek na próbę w skrajnych sytuacjach, to to tu tutaj znajdzie. W pierwszych rozdziałach najbardziej. Choć lubię, kiedy eksperymentuje się z postaciami w serialu, zderzając je z nowymi okolicznościami, zahaczając o bardziej poważne tematy i odsuwając tę cukierkowość, to tu brak tego nie przeszkadza mi. Takie ff też są potrzebne i też się fajnie je czyta. W sumie sam Dolar kiedyś stwierdził w jednej z rozmów na serwerze BC 2.0., że mistrz Lyoko nie ma sobie równych w pisaniu takich normalnych historyjek, wyciągniętych prosto z serialu. Coś w tym jest. No więc wszystko zaczyna się spokojnie, sympatycznie... aż tu naglę *buum*, wszystko lata, rozwala się cały świat! Armagedon Xany proszę państwa rozgorzał w Equestrii. A co ten nasz stary, dobry Xana wymyślił tym razem? Coś podobnego do planu Grogara! Zjednoczenie złodupców z poprzednich razów i użycie ich do własnych celów. Piękna sprawa. No ale nie wspomniałem jeszcze o krótkiej wizycie Discorda u Xany. Cóż... pojawił się tak po prostu. W tym nie ma nic dziwnego, ale dlaczego stało się to dopiero po takim czasie? Przecież Discord umie wyczuwać zakłócenia w magii, a tutaj mamy wręcz to podane jak na tacy; przecież on znalazł Xanę pomimo wszystkich zaklęć maskujących. No więc Xana atakuje. Zsynchronizowana akcja udaje się. W sumie zauważyłem, że opisy akcji są takie mało dynamiczne. "Wyszło z nich coś na kształt czarnych błyskawic, które zaatakowały je i po chwili, gdy ostatnie wyładowania czarnej energii przeszły przez ich ciała, w ich oczach pojawił się znak Xany." No tak niezbyt to błyskawicznie się stało. Skracaj zdania, jak chcesz uchwycić coś szybkiego. Dawaj pojedyncze ujęcia. Nie pisz; wyszło coś na wzór czarnych błyskawic, tylko pokaż, że to były te błyskawice. Tak więc Xana podporządkował sobie Elementy Harmonii. Co będzie dalej? Rozdział 2 Bitwa o Canterlot. Xana z łatwością wszystkich rozwala. Sytuacja staje się gorsza i gorsza... to dobrze. Fajnie się to czyta. Śledzenie tego, jak bohaterowie wpadają w coraz większe tarapaty jest ciekawe. Zobaczymy jak z tego wyjdą... W sumie ciekawi mnie dlaczego Xana nie przemienił Celestii w jednego ze swoich sług. Teraz już wiemy, że istniała alternatywna wersja księżniczki Dnia - Daybreaker. W czasie, kiedy ten rozdział był pisany, nie jestem pewien, czy już powstał ten odcinek. Chyba nie... Ale i tak mogła stać się kolejnym przydupasem Xany, żeby jeszcze bardziej pogrążyć Equestrię. No więc trochę przyspieszając; Splitfire, już wcześniej zawiadomiona o wszystkim, dociera do Kryształowego Imperium i informuje o całej sytuacji tamtejszych władców. Następnie Flash zostaje wysłany do Ponyville. A na sam koniec mamy pokazaną Maud, która po raz pierwszy w życiu wkurza się niemożebnie. Rozumiem sytuację, ale jakoś mi to do Maud tak czy siak nie pasuje. Było to nawet takie trochę groteskowe. xd Ale nie ma co przedłużać, bo właśnie lecę wraz z Flashem do Ponyville, aby zebrać parę informacji... Rozdział 3 No i zostałem OSZUKANY! Wylądowałem w jakimś dziwnym wymiarze, który w dodatku skomentował na samym początku mistrz Hoffman. Wskazał na lakonicznie wprowadzanie do nowego rozdziału. Według mnie tu nie ma czego się czepiać, może poza tym, że znów dostajemy te zbędne opisy postaci, które i tak już doskonale znamy. Można było zacząć ten rozdział po porostu dialogiem i potem w rozmowie pomiędzy postaciami przedstawić sytuację i wyjaśnić co i jak. Wtedy było by git. No i to mniej więcej dostajemy. Ale słuchaj się mistrza Hoffmana, bo on wie co pisze. No więc poznajemy ludzką Sunset! Aaa, a więc Sunset z Equestrii nie zabiła swojego sobowtóra, żeby zająć jej miejsce. No trudno. Dowiadujemy się, że ludzka Sunset w sumie jest taką podróbą ludzkiej Twilight, tylko że bardziej wredna. Również bada magiczną energię i kręcił się w pobliżu pomnika Wondercolta. No i dalej się dowiadujemy właściwie tego, co już doskonale wiemy. Ten fragment jest słaby, nudny. To taka toporna ekspozycja, w dodatku w stronę nowej postaci. Nie dowiadujemy się niczego ciekawego, tylko powtarzamy te informacje tak, jakby się miały się pojawić na następnej maturze. No jakby jeszcze było tego mało to dostajemy dokładnie tą samą treść listu do Sunset co wcześniej. Matko... Plan jest taki, że wszystkie ludzkie postacie przeniosą się do Euqiestrii... i nikogo nie obchodzi to, że równowaga multiwersum może zostać zachwiana. Dlaczego nie zostało to choćby wspomnianie w jakiś sposób. To był istotny wątek, gdyż to on trzymał w ryzach dwa światy i to przez to pozostałe mane 6 nigdy nie przedostały się do świata ludzi. Ludzka Sunset przygotowuje portal do Equestrii, aby móc wesprzeć kucyki w walce z Xaną. Zobaczmy co z tego wyjdzie... Rozdział 4 Rozdział o aktywacji portalu. W sumie za bardzo przeciągnięty. Całą akcję można było zamknąć w jednym podrozdziale, a tak to zostało to za bardzo przegadane. Wizyta u Celestii w sumie i tak nic nie dała, zbędny filler. Z resztą; one poszły poinformować o wszystkim dyrektor Celestię? Po co? Jeżeli chodzi o kiermasz no to jasne. Ale o całej tej wyprawie? Ona tam nie jest taka istotna jak ta Celestia w Equestrii. Już lepiej byłoby wtrącić, że o wszystkim poinformowały swoje rodziny. Oczywiście w tym rozdziale rzuciła mi się w oczy "aparatura". No jak tak można co chwilę używać tego samego słowa? Nie dość, że ciągle powracam do tego samego i mam wrażenie, że wszystko się powtarza, to jeszcze jest to napisane mało barwmy językiem. Ogólnie ten rozdział nie wypadł zbyt dobrze. Nie dowiedzieliśmy się niczego ważnego, właściwie zostało tu opisane wszystko to, co wiedzieliśmy, że się stanie, tylko że zostało to jeszcze dodatkowo rozwleczone. No ale rozdział 4 przynajmniej nie był aż taki długi i teraz możemy przejść do mięska. Chyba... Rozdział 5 Wracamy do Equestrii... w której nie dzieje się zbyt dobrze, ale to... dobrze. W końcu wspaniale jest poczytać o tym, jak męczą się nasi bohaterowie, którymi kibicujemy, prawda? Tak więc szybko dochodzi do adaptacji nowych ciał przez dziewczyny z liceum Canterlot (według mnie po taki diametralnie dużej zmianie ich anatomii nie powinny być na początku w stanie choćby się podnieść, a Rainbow Dash, która lata to już przegięcie. Niby uniosła się w powietrze parę razy, ale żeby dokonywać takich samych manewrów tuż po przemianie... no to już zbyt dużo. Zwłaszcza; pokazano nam w Equestria Girls odcinek specjalny, w którym ludzka RD przeniosła się do Equestrii i tam ciągnęła za sobą swoje skrzydła, nie była w stanie ich używać. Według mnie to ma znacznie większy sens. Krótkie wyjaśnienie sytuacji, dowiedzenie się przez bohaterów jaka jest sytuacja i jedziemy dalej z fabułą. Bohaterki idą, docierają do Kryształowego Imperium. Ten fragment został fajnie pokazany, lubię takie momenty w których planuje się następne posunięcia i przemierza kolejne kilometry. Szkoda tylko, że zamiast pokazać jakąś fajną akcję, coś, co by podniosłoby trudność tej wyprawy, to jesteśmy zmuszeni słuchać lamentów tej cholernej Rarity, która tutaj jest irytująca do kwadratu, do sześcianu normalnie. No nic, bohaterki dotarły do Imperium. Tutaj fanfik zacznie się robić coraz lepszy. Po karkołomnym czwartym rozdziale oraz wcześniejszych wreszcie dostaniemy to, do czego dążył ten fanfik. Bohaterki idą spać, ale ja jeszcze mam zamiar trochę poczytać... Rozdział 6 Cisza przed Burzą... Tak szczerze mówiąc samo napięcie przed czymś ważny często działa mocniej na ludzi niż samo wydarzenie. Czy tak będzie i w tym przypadku? Koszmary, koszmary i wszelkie nocne mary ujawniają się w umysłach naszych biednych bohaterów nie dając im odpocząć w trakcie snu. Lubię ten fragment. Jest dobry, ponieważ przybliża nam bohaterów, zagłębiając się w ich psychikę, ich obawy i strachy. To buduje ich autentyczność, sympatię czytelnika. Przechodzimy następnie do sekcji naukowej, która to snuje hipotezy na temat Xany. To również fajny moment, ponieważ możemy dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy, poznać różne punkty widzenia, a sam czytelnik może dedukować razem z bohaterami. Rozwiązanie tajemnicy "tajemniczego alicorna" niestety nie będzie proste, a prowadzić do tego będzie długa, kręta droga. Nie ma również zbyt wiele czasu na rozważania, gdyż trzeba się przygotować na nadejście wojsk wroga... Negocjacje się rozpoczynają. Niczym w GRZE O TRON, nasze wspaniałe umysły myśli taktycznej przesuwają pionki po mapie. Brakuje tam tylko karła... chociaż jest Spike, ale on to nie jest zbytnio sprytny. Wygląda również na to, że szykuje nam się Helmowy Jar! No nieźle... zobaczmy, co jeszcze się wydarzy w tym rozdziale... Fajnie się czyta o tych wszystkich wyliczeniach, sojuszach, traktatach. Widać, że zostało to przemyślane. A do tego pojawia się jedna z najlepszych postaci w tym serialu! Thorax! Tylko do jasnej cholery... dlaczego sprawdzają jego tożsamość w momencie, kiedy już dostał się do sali narad? Nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Jest wojna, a wojna wymaga wzmożonej czujności. Ktoś tu nie dopilnował swoich obowiązków. NO I KOLEJNY ABSURD! Dodam jeszcze, że mój ulubiony; Kucyki z sekcji młodzieżowej. Ja rozumiem i wiem o tym, że dzieci pomagały dorosłym na wojnach, ale one tutaj podejmują się ważnych misji, mają nawet głos na obradach. To już przegięcie. Pomaganie przy lekkich pracach fizycznych, wykonywanie w miarę łatwych zadań - to bym zrozumiał. Ale nie wysyłanie dzieci w charakterze zwiadowców. To nie jest takie proste. One nie mają doświadczenia, wyszkolenia. Mały wzrost to jest jedna z niewielu zalet, która i tak nie jest jakoś bardzo ważna. No dobra. Mamy teraz podsumowanie, kolejne dane statystyczne na temat wojska, zapasów i tak tym podobne... Aż tu nagle wpada na obrady strażnik. Informuje wszystkich o tym, że armia Xany jest już niemal u bram, a towarzyszy mu wielki, skalny golem! Do broni!
  21. Grento YTP

    Odcinek 16: A Trivial Pursuit

    Mój Boże... ta Twilight. Czy naprawdę nie można już nic innego zrobić z tą postacią? Czy ona musi wciąż i wciąż być taka sama i odwalać tą sama manianę? Z resztą ta jej obsesja była jeszcze gorsza niż podczas Lekcji Zerowej! A kiedy była Lekcja Zerowa? Hmm... NA POCZĄTKU DRUGIEGO SEZONU! Pierdyliard lat temu to było! To było zdecydowane przegięcie! Hasbro robi cały czas te "mordy" pod memy, żeby jacyś bronies, do których nie dotarło jeszcze, że wbija się nam to do łbów z subtelnością młota pneumatycznego, mogli się tym jarać! Patrząc na komentarze powyżej, widzę, że nie tylko mi to zaczynało działać na nerwy. Dajcie mi PUUUDDING, bo coś czuję, że tego łajna władują jeszcze więcej do tej kreskówki. Ale co by nie mówić; odcinek, mimo że zrujnowany przez to memiarstwo, i tak był całkiem całkiem. Obsada drugoplanowa, ciekawy scenariusz. Ale i tak dam niską ocenę! Ha!
  22. O, przyjaciel mistrza Lyoko! Bardzo mi miło. Tym bardziej miło mi będzie napisać ten komentarz... Cóż... fanik. O czym on jest? O nowej drodze Sunset, a raczej opowiada to o tym w jakim sposób zdołała zbłądzić na wszystkim nam znaną ścieżkę. Już na samym początku mamy pokazany moment sielanki, nasza płomiennowłosa zdaje się być pozytywną postacią, która naprawdę chce się wykazać i zaimponować, zwłaszcza księżniczce Celestii. Chociaż mam parę wątpliwości. Jak to możliwe, że Sunset i Twilight się nie spotkały? Skoro to jest takie jakby dopełnienie wątku Sunset, która uciekła z Equestrii, co działo się wtedy, gdy Twilight już służyła u Celestii. Bo rozumiem, że to dzieje się gdzieś tuż po drugim odcinku pierwszego sezonu, a potem w kanonie nie ma mowy o tym, że się znały, a konkretnie; Twilight nic o niej nie wiedziała. No ale dobra, to nie jest problem, bo akurat w fanfiku jeszcze można coś takiego zrobić. No więc Sunset chcę przygotowywać jakąś tam imprezę, nie pamiętam szczerze... Chyba Obchody Letniego Słońca? Nie wiem? Może, ale to bez znaczenia. Ważne jednak jest to, że to Twilight zostaje powierzona misja przygotowania tego eventu, co rozczarowało Sunset. Na szczęście nasza ognista klaczka dostaje inną szansę na wykazanie się; na zorganizować event, który pozwoli Lunie bardziej oswoić się z nową dla niej sytuacją (pamiętajmy, że dopiero co wróciła do Equestrii o tysiącu lat). Sunset więc wpada na pomysł urządzenia wystawy z zabytkami i przez to udaje się do swojej kuzynki chyba (wybaczcie, piszę ten komentarz już jakiś czas po przeczytaniu). Wchodzi tak więc wraz z panną Shimmer do jej gabinetu. Tutaj rzuciło mi się w oczy parę rzeczy; opisy koncentrują się często na jakiś pierdołach. Dobrze, że próbujesz stworzyć jakiś obraz w głowie czytelnika, ale to jakiego koloru były firanki jest mało istotne i tylko odsuwa czytelnika od tego, co jest tak naprawdę ważne. Ja bym np pokazał czytelnikowi jakieś dwa tytuły książek, które miała w biblioteczce albo to jak podpisywała te swoje całe segregatory, co to się tam znajdowało. To byłby szczegół, który mógłby zarysować otoczenie i zmusić wyobraźnie czytającego do pracy, a przy okazji czegoś byśmy się dowiedzieli o Beautiful, bo tak się nazywa kuzynka Sunset. Zauważyłem też również problemy z interpunkcją, literówki, nawet brakujące słowa, zwłaszcza w tym liście od Celestii, który to pokazała Beautiful. Spotkałem się również z konstrukcjami zdań, które nie mają sensu... Poczytaj na głos to, co napisałeś, żeby uniknąć takich błędów. Przeskoczmy trochę treść to tego, co jest najważniejsze w tym opowiadaniu. Na początku zastanawiałem się, jak w tej wersji historii doszło do tego, że Sunset się zbuntowała. W komiksie pokazano nam, że Sunset od samego początku była pyszna, pragnęła więcej i więcej mocy i to jak najszybciej, co ostatecznie doprowadziło do jej konfliktu z Celestią. Tutaj odkrywa dziennik, czyta krótką notkę z której dowiaduje się, że nie jest tak dobra jak Twilight i obraża się na swoją me... byłą mentorkę. Jestem w stanie to zrozumieć. W jakimś stopniu. Zawiodła się na Celestii, gdyż Sunset nie poczuła się odpowiednio doceniona i postanowiła skończyć z tym wszystkim. Uciekła do innego wymiaru... dość radykalne kroki, nie powiem. A czy Celestia kiedykolwiek w ogóle wspominała o tym, że Sunset być może kiedyś zostanie jej następczynią? Gdyby tak było, to byłby bardziej skłonny zrozumieć główną bohaterkę; w końcu jej nadzieje najpierw były rozpalone, a potem to wszystko szlag trafił. Na koniec mamy króciutki fragment o tym, że Sunset żałuje wszystkiego, po czym pisze z powrotem do Celestii o tym jak to jest jej przykro... Nie wiem, po prostu to wszystko jest jakieś takie... wyprane. Nie w Perwollu. Po prostu nie ma tu takiej esencji tego wszystkiego. Wszystko się tak naglę zaczęło i tak naglę skończyło. Dużo zmarnowanego miejsca, cały wątek tej wystawy muzealnej dla Luny tak naprawdę nie miał znaczenia, a samej Luny nawet tutaj nie było... Wszystko wskazywało na to, że coś się stanie podczas tej wystawy. Niestety, ale większość tego fanfika ostatecznie nie miała znaczenia dla zakończenia. Ja bym postarał się to napisać od początku i bardziej przemyśleć, co tak naprawdę ma się dziać podczas historii. No cóż... nie poszło najlepiej, ale również nie najgorzej. Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz. Starających się pisarzy nigdy za wiele. Na koniec jeszcze parę spostrzeżeń. - "Noc była ciepła, rześka, spokojna, nic nie wskazywało na horror jaki niebawem się rozegra." Ach, lubię to uprzedzanie faktów. Choć później i tak nic szczególnego się nie wydarzyło. Horrorem ma być to, że Sunset jednak nie będzie następczynią Celestii? - "Podeszła do okna i spojrzała na księżyc na którym wciąż widniała podobizna jednorożca." Ale jak? Przecież ta podobizna zniknęła, kiedy tylko Luna wyrwała się z księżycowego więzienia. To byłoby na tyle ode mnie. Życzę powodzenia w pisaniu! Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...