Skocz do zawartości

Grento YTP

Brony
  • Zawartość

    558
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    21

Wszystko napisane przez Grento YTP

  1. Ten fanfik jest… dosyć osobliwy. I co z tym Czarnobylem? SPOJLERY Kolejne krótkie opowiadanie. Tym razem komedia. Ech, szkoda, bo gdyby to nie była komedia, to mógłby wytknąć wiele absurdów, a tak to zawsze można to wytłumaczyć humorem ze strony autora. Jednak i bez tego jest sporo problemów. Przede wszystkim zapis, jutrowanie (a raczej jego brak), nagminne mieszanie narracji z dialogami, literówki, zła odmiana, zła ortografia, szyk i budowa zdań oraz wiele więcej. Technicznie ten fanfik boli. A co z resztą? Historia jest dosyć prosta, ale cała otoczka wokół niego już nie… Ale od początku. Opowieść zaczyna się od burzy na cmentarzu. Poznajemy samotnego kuca(?), który włóczy nieprzytomnie nogami i ma 3% alkoholu we krwi. Tak, 3 procent, a nie 3 promile. Ale to pewnie jeden z tych żartów. Nasz bohater ma na imię… Zaznaczony. Co? Czy do odwołanie do Naznaczonego z serii gier o Stalkerze? W tytule jest Czarnobyl, więc to mogłaby być prawda… Ale Zaznaczony? Serio? Idzie odwiedzić swojego przyjaciela, Marka, który jest największym jebakiem (nie przesadzam) pod słońcem, bo zaliczył miliard klaczy. I tutaj pierwszy zgrzyt… Ja już naprawdę nie mam pojęcia, gdzie to wszystko się dzieje. W jakim uniwersum. No bo dowiadujemy się, że Zaznaczony oraz Marek poznali się na froncie w Ameryce Południowej, a później jest mowa o tym, że walczyli z wężami morskimi. Łada heel? Teraz, to ja już kompletnie nie wiem, o co tutaj chodzi i nie zostanie to wyjaśnione. Dalej, Zaznaczony dociera do domku Marka. Witają się, rozmawiają o dupeczkach. Dowiadujemy się, że nasz główny bohater nigdy nie był z żadną klaczą i nawet zbytnio się nie stara jakąś znaleźć. Na to Marek mu odpowiada, że poznał pewnego szamana, który nauczył go zaklęć. Dzięki temu sprawi, że zakocha się w klaczy a ona w nim, gdy spojrzą sobie w oczy. Następnego dnia Zaznaczony idzie do warzywniaka po kalafior, bo to jego ulubiony przysmak. Tam spotyka sprzedawczynię Sophie. Zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, och… Dziwnie ta imiona mają kucyki. Zaznaczony, Marek, Sophie… Czy to ludzie? Nie no, pytam serio, bo momentami już sam się zastanawia, czy oni nie zmieniają się z postaci kucykowej do ludzkiej co kilka zdań. Mamy wiele kwiatków w stylu; “- Jestem Zaznaczony. - Oniemiały bohater podał rękę sprzedawczyni.” “Dla otuchy łykną ulubionego napoju niczym Jakub Wędrowycz” “-Pewnie znowu puścił na fula muzykę i posuwa tą dmuchaną lale udając przy tym, że jest wiecznie młody niczym Krzysztof Ibisz. “ “Nie przypuszczał nawet, że czary Marka mogły maczać w tym palce” “Najlepsze hiszpańskie śniadanie jakie kiedykolwiek zrodziła ta ziemia.” Takich odwołań jest cała masa. Raz mamy kopyto później ręce. Jeszcze przełknąłbym to maczanie palców, ale reszta? Ale to nic, bo miłość wisi w powietrzu. Zaznaczony umawia się z nowopoznaną klaczą do kina. Film oczywiście obojgu się podoba. Po seansie spacerują i rozmawiają na bardzo ciekawe tematy; “ Rozmawiali na różne tematy, często dziwne albo bardzo kontrowersyjne na przykład co myślą o prezerwatywach albo używaniu wazeliny podczas stosunku.” O ku***… No więc ich relacja tylko się wzmacnia. W dalszej części fanfika widzimy, jak chodzą do najlepszych restauracji, tańczą i praktycznie co chwilę uprawiają seks (i to dość głośno, bo słychać ich w całym mieście, hłe hłe). Jednak ten piękny sen kończy się momentalnie. Po upojnej nocy z Sophie Zaznaczony budzi się w domu Marka… I o mój Boże. Domyślałem się, że to może być jakaś ułuda, ale w tym momencie pomyślałem o tym, że to ten Marek był tą Sophie, a główny bohater miał halucynacje. Całe szczęście tak nie było, a przynajmniej nie do końca. Okazuje się, że prawie cały fanfik nie miał nigdy miejsca, to wszystko było tripem po grzybkach i marihuanen, którymi odurzono Zaznaczonego. Nie było żadnej miłości, żadnej Sophie, żadnych wieczorny spacerów. Podczas delirium nasz bohater uprawiał seks z innymi klaczami, które należały do Marka. Powiem szczerze, że trochę to smutne, bo on naprawdę się zakochał, ale to wszystko okazało się być kłamstwem. Fajnego masz kolegę, Zaznaczony, nie ma co. Odurzył cię bez twojej świadomości i wystawił na pośmiewisko. No i tak to się kończy. Ta rubaszna historia. Strona techniczna leży po całości. Treść również nie jest niczym specjalny. Autentycznie miejscami krzywiłem się na twarzy, widząc te gagi. Mi osobiście takie niegrzeczne komedie nie przeszkadzają, a nawet mogą mnie rozbawić, ale nie tutaj. Wszystko to było takie randomowe, bez sensu. Taki humor również istnieje… No cóż, chyba nie jest mi przeznaczony. Mamy narkotyki, chlanie, pieprzenie, wszystkie te niskich lotów motywy z komedii. Jeżeli wyłączysz mózg, to… może akurat coś cię trafi. Może się nawet uśmiechniesz. Ale mnie to nie złapało. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  2. Hmm, całkiem niezły fik. Choć są problemy SPOJLERY Tak, niestety, co by nie mówić o MLP, finały pod sam koniec drugiej części były jednak rozczarowujące. Za pierwszym razem, gdy Mane 6 pokonało Nightmare Moon za pomocą Elementów Harmonii, jeszcze dało się to przełknąć. Jednak co mamy później? Discorda, którego pokonują tęczowe lasery, Chrysalis, którą pokonuje fala miłości, Tireka, którego znowu pokonują tęczowe lasery. Prawie każdy wróg zawsze było pokonywany w ten sposób. Za plus mogę policzyć to, jak Chrysalis została pokonana za drugim razem. Pod koniec szóstego sezonu zebrał się nietypowy team pozbawiony magii. Trzeba było kombinować, uciekać się do podstępów i manewrować na wrogim terytorium. Oczywiście ostatecznie również fala miłości zdołał zadać ostateczny cios, lecz droga do tego był już zupełnie inna. Dlatego cieszy mnie to gorzkie zakończenie w tym fiku. Bardzo łatwo mogłem sobie wyobrazić wszystkie te sceny. Właście, to Chrysalis pod koniec drugiego sezonu tak naprawdę wygrała. No ale przyjaźń musiała wygrać, bo jak to tak… No więc fik rozpoczyna się od totalnej klęski kucyków w bitwie z podmieńcami. Stolica została zdobyta, wojsko rozbite, wszystko wokół płonie i tonie w popiołach. Jest to alternatywne zakończenie pierwszego ataku Matki Roju na Canterlot. Akcja odbywa się w sali tronowej. Królowa podmieńców po raz ostatni widzi powierniczki elementów i odsyła je na szafot. Shining Armor oraz Cadence również lada moment zginą. Chrysalis słusznie stwierdza, że nie może pozostawić księżniczki Miłości żywej, aby w przyszłości nie sprawiała problemów. To jest to, co rozsądny władca powinien zrobić. Wyeliminować każdego przeciwnika politycznego, który miałby poparcie i moc, aby ubiegać się o tron w przyszłości. Okrucieństwo Matki Roju jak najbardziej do niej pasuje. Shining błaga uzurpatorkę o jeszcze 10 minut na pożegnanie swojej ukochanej, a ta zgadza się na to, jednak przyznając im 5 minut. Myślę, że pozwoliła im na to tylko po to, aby później wyssać z nich miłość, którą będą emanować podczas ckliwego żegnania się. Z resztą, pada taka sugestia w tekście. No więc niedoszła para młoda wpada sobie w ramiona. Płacze, lamentuje, obsesyjnie utwierdza się w swoich uczuciach i krzyczy; kocham cię! Z jednej strony to rozumiem, bo wiadomo w jakiej są sytuacji. Choć nie mogę się pozbyć wrażenia, że zabrakło temu wszystkiemu subtelności. Moim zdaniem byli trochę zbyt wylewni i za głośni. Ale nie zaliczam tego do błędów tego fika. Sam nie wiem, jak ja bym się zachował. Mało kto wie. Można tylko zgadywać. “Różowa księżniczka znów wtuliła się w pierś swego męża i chlipała krokodylimi łzami.” Krokodyle łzy – nieszczery płacz, fałszywe, udawane ubolewanie. (Wikisłownik). Tak więc miała to wszystko w zadzie, bo tak naprawdę nie było jej przykro? To już kolejny fanfik, który źle używa tego związku frazeologicznego. W Zegarach był dokładnie ten sam błąd. Dalsza część fika to wspomnienia Shininga oraz Cadence. Opowiadają sobie o tym, jak po raz pierwszy się spotkali, jak zakochali się w sobie. Później fanfik pokazuje nam jedno wspomnienie. Obserwujemy ich, jak spotykają się w ogrodach zamkowych. Migdalą się, idą na piknik. Tam znowu się migdalą, liżą (dosłownie) i jeszcze trochę się migladą. Ech… No i Shining Armor oświadcza się Cadence na tym spotkaniu, a ona oczywiście odpowiada; tak, tak, tak, TAK, TAK, TAK, TAK! Są bardzo ekspresyjni. Jednak te wszystkie miłe chwile bardzo szybko się kończą. Wiedząc od samego początku, że na końcu i tak wszystkich czeka okrutna śmierć, to jeszcze bardziej podsyca ten dramatyzm. Bardzo łatwo zauważyć, że fanfik stara się grać na emocjach. Czy mu to wychodzi? Hmm… mnie to jakoś bardzo nie złapało za serce. Jak już wspominałem, zabrakło w tym wszystkim subtelności. Czasami mniej znaczy więcej. I mówię o tym w kontekście pisarstwa, a nie realnych sytuacji w życiu, bo tam byłoby inaczej. Tam jest komu współczuć, bo mamy do czynienia z żywymi istotami, a nie wykreowanymi na kartach fanfika. Poza tym zawsze miałem w gdzieś Cadence i Shining Armor. Nigdy szczególnie za nimi nie przepadałem. Fanfikowi przydałaby się również jakaś większa podbudowa. Mogłoby to być zrobione tak, że; śledzimy niewinne scenki rodzajowe z życia młodej pary, a tylko od czasu do czasu dostajemy wskazówki, że co jest nie tak. Na końcu okazuje się, że Chrysalis zdobyła stolicę, a to wszystko było tymi wspomnieniami żegnającej się pary. Albo można było to zrobić podobnie jak tutaj, tylko dając więcej treść, żeby zbudować ten klimat i utrzymać odpowiednie tempo. Fanfik urywa się w pewnym momencie. Nie widzimy sceny śmierć. Szkoda, bo to mogłoby podkręcić nieco tę historię. Brutalnie zdeptane uczucie, mogłoby niektórych ruszyć. Oczywiście jakaś szansa na to, że jednak wszyscy przetrwali, istnieje, aczkolwiek ton całego opowiadania sugeruje złe zakończenie. I to jest dobre. To taka terapia odcukrzająca po tych infantylnych finałach. Fanfik mi się podobał. Był przyjemny w odbiorze, pomimo źle użytego tabulatora w dialogach, co psuło efekt wizualny. Ale ostatecznie mogę powiedzieć, że jest w porządku. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  3. No i nastał czas, aby ocenić kolejny stalkerski fanfik. Tak więc smash the mouse button! SPOJLERY Cieszy mnie to, że ktoś jeszcze postanowił zmierzyć z tematem. Nie cieszy mnie to, że wyszło strasznie cienko. Dlaczego? Otóż w tekście praktycznie bez przerwy widać błędy, literówki, źle zbudowane zdania, brak interpunkcji, jakieś zawieruszone słowa, których nie powinno być oraz powtórzenia. W odbiorze ten fik jest… nie do przyjęcia. A ponoć autor dokonywał pewnych poprawek. Również zapis tych przygód pozostawia wiele do życzenia. Mamy parę linijek tego, jak ogier o czymś opowiada, a potem parę linijek właściwej akcji. Nie lepiej było wpleść jego głos bezpośrednio do narracji? Jakby tego było mało, to jeszcze co chwilę widzę jakiś absurd, informacje, które przeczą sobie nawzajem. Historia mknie na złamanie karku, to wszystko pozbawione jest klimatu i odpowiedniej podbudowy. A co z treścią? Historia zaczyna się od krótkiego wprowadzenia. Dowiadujemy się, że technika w Equestrii poszła do przodu, a zbudowana elektrownia wybuchła. Potem narrator zwraca się bezpośrednio do nas. Wprowadza nas w sytuację. Otóż Zona nie już tak skażona, więc każdy z dobrym ekwipunkiem może tam się dostać. A co z kordonem wojskowym? O tym nie ma nawet ani jednej wzmianki. Dostajemy informację o Kanodim, jednym z głównych bohaterów. To z jego perspektywy będziemy śledzić wydarzenia. “Zastanawia mnie tylko jedno jakim cudem zapamiętał tyle szczegółów ze swojej przygody? może to przez amnezje? Wszystko sugeruje że to na pewno są skutki anomalii, ciekawe że mu to nie zaszkodziło. Z tego co słyszałem, posiadają nie tylko złe skutki.” Wtf? Zapamiętał te szczegóły przez amnezję? A czy aby przypadkiem amnezja nie działa wręcz odwrotnie? No i jeszcze te skutki anomalii… O co tu chodzi? Nawet ja tego nie wiem. Jakaś anomalia psioniczna pozwoliła mu czegoś nie zapomnieć? Poza tym, narrator dziwi się temu, że anomalie mu nie zaszkodził, a dosłownie zaraz po tym mówi nam, że słyszał również o ich dobrych skutkach. Skoro wiesz, że anomalie mogą wywierać dobry wpływ na kuce, to czemu się dziwisz temu, że wywierają dobry wpływ na kuce? Tak kończy się rozdział pierwszy. W kolejnym, i jednocześnie ostatnim, rozpoczyna się właściwa akcja. Kanodi opowiada swoją historię. Zaczyna się ona od sceny, w której bandyci porywają młodszego brata drugiej, głównej bohaterki o imieniu Mikaili. Na **uj? Po co bandytom dzieciak w Zonie? Są jakąś siatką pedofilów? I co bandyci robią poza Zoną? Ech… Mika (tak będę pisać imię klaczy, bo napisanie pełnego imienia jest dla mnie irytujące) znajduje jakąś ulotkę, która najpewniej wypadła bandytom. Oto jej treść: „Witaj, podróżniku. Czy jesteś gotów wyruszyć po skarby, bądź zarobić krocie? Przyjedź do w tereny Zony! Jest to raj dla poszukiwaczy oraz idiotów. Jedyną przeszkodą są jedynie bandyci, wysokie promieniowanie oraz groźne anomalie. Więc na co czekasz wyruszaj już dziś!” Kto produkuje takie ulotki? Rząd zakazuje wstępu do Zony. To stalkerzy drukują je sobie w Zonie i potem wkładają kucom do skrzynek? To jest głupie. Poza tym… tak, oczywiście, TYLKO bandyci, promieniowanie oraz anomalie są niebezpieczne. Jedynie tylko tyle. Ale ktokolwiek wyprodukował tę ulotkę, najwidoczniej zapomniał o mutantach, emisjach, fanatykach z Monolitu, o wojskowych, czy innych stalkerach. Przecież mutanci i Monolit to wręcz symbol Zony! Wracając do fabuły. Mika postanawia wyruszyć do Zony, aby odnaleźć swojego brata. Idzie na strych po sprzęt i wygląda na to, że jest już gotowa... Ale sprzęt to nie wszystko. Każdy może sobie jakiś kupić, ale to właśnie doświadczenie i rozpoznanie terenu decydują o przetrwaniu w Zonie. Podobnie jak umiejętności w strzelectwie, survivalu i tak dalej, bo ta pukawka, którą znalazła, i tak na nic się jej nie przyda. “- Hmm w którą stronę powinnam się udać?” O w mordę… Ona nawet nie wie gdzie iść! Ale całe szczęście całkiem przypadkiem pod jej dom przyjeżdża samochód kierowany przez stalkera, który akurat jedzie do Zony i może ją zabrać ze sobą. Heh… zbieg okoliczności. Okazuje się, że tym stalkerem jest Kanodi, ten fagas, który opowiada nam tę historię. No więc Mika wsiada do auta, będąc lekko podejrzliwą, że jakiś obcy gość tak po prostu zgodził się ją podwieźć na pustkowia zamkniętej strefy wykluczenia. Nie, nie, to była bardzo dobra decyzja. Myślę, że jak później ktoś znajdzie jej zgwałcone szczątki, to będzie tylko lepiej. Jadąc do Zony, zaczyna ścigać ich wataha niby-psów. Jakimś cudem nie są w stanie uciec im, jadąc samochodem, więc Mika otwiera do nich ogień. Oczywiście strzelanie wychodzi jej żałośnie słabo, ale pod koniec wreszcie wymęczyła te parę fragów. Po tej brawurowej jeździe zatrzymują się w jakimś motelu. “ Zaczęło się ściemniać, więc zatrzymałem auto pod opuszczonym motelem. I zaprowadziłem tą piękną klacz do najbliższego pokoju. Nie poszedłem wtedy spać ktoś w końcu musiał stać na warcie… Tej nocy miała koszmary. Niestety nie potrafię opowiadać takich rzeczy więc przejdźmy dalej. Noc minęła, bez większych przygód więc zacznijmy od poranka… “ - Ale fajnie się spało, ciekawe co robi Kanodi.” To w końcu miała koszmary, czy fajnie się spało? Poza tym Kanodi, który miał stać na warcie, również spał i to Mika go obudziła. Okazuje się również, że klacz jest niewyspana… no do jasnej cholery, to jak to w końcu jest? Niby rześko wstała, a jednak ma niewyspaną mordkę? “- Sory nie chciałem cie zdenerwować, naprawdę z całego serca życzę ci żebyś go znalazła. Pomogę ci w tym oczywiście, tylko musimy sobie ufać. – *Jak ja mam ufać komuś kogo nie znam, nie mam wyboru sama mogę tutaj od razu zginąć.* - To co jedziemy dalej Mikaila, przecież nie zamierzamy zostawać tutaj na dłużej, nie? - Jasne że nie.. – Odparła, weszła do pokoju zabrała swoje rzeczy do auta i ruszyli dalej.” Czemu te kwestie dialogowe są tak ******* napisane? Miejscami nie wiadomo, co kto mówi, myśli, robi... Nasza parka zbiera się ponownie do auta i jedzie w dalszą podróż. “- Hmm widzę że nie jesteś zbyt rozmowny – Powiedziała z ironią w głosie Mikaila. - Sory Mikaila ale nie jestem przyzwyczajony do rozmów większość czasu podróżuję sam. – Znów zapadła cisza, której klacz wprost nie znosiła. Reszta dnia upłynęła póki co… Spokojnie. Dojeżdżali właśnie do pewnego miejsca…” Co jest ironicznego w powiedzeniu komuś, kto nie mówi, że nie jest zbyt rozmowny? Ale właśnie na tym się kończy fik. Najpewniej już nigdy się nie dowiemy, gdzie dojadą bohaterowie. No więc jak już wspomniałem na początku, w tym fiku jest sporo problemów. A mogła to być fajna historia. Szkoda, że ostatecznie tak to się skończyło. Uniwersum stalkera zasługuje na dużo, ciekawych opowieści, bo jest potencjał. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  4. Początek końca? Oho, udało się tutaj przewidzieć tytuły dwóch pierwszych odcinków sezonu 9. SPOJLERY Widzę tutaj bardzo mocne odwołanie do realnych problemów z którymi zmaga się dzisiejsza Europa. Imigranci! Fakt, media przycichły na ten temat, teraz Korona jest na topie, ale swego czasu pamiętam prawdziwą burzę na wszystkich kanał informacyjnych. To bardzo delikatny temat. Oszczędzę Wam mojej opinii, bo jeszcze zrobi się zbyt politycznie. A więc co konkretnie dzieje się w fanfiku? W fanfik wprowadza nas monolog jednej postaci, która daje do zrozumienia, że prawdziwą katastrofą nie okazało się być zagrożenie płynące od przeróżnych złych królów, przerażających istot czy podmieńców. Zagłada przychodziła powoli, niezauważalnie dla wielu. W dodatku ukrywała się pod hasełkami tolerancji, akceptacji, różnorodności i magii przyjaźni. To zabawne, jak bardzo to pasuje do świata MLP. Całą historię poznajemy z perspektywy zwykłego zjadacza chleba, pewnego ogiera, który opowiada nam o swoim życiu i obserwacjach, których dokonywał odkąd tylko zebrał swój harem jako źrebaczek. Wtedy też poznał swoją przyszłą żonę. Już wtedy zauważył dysproporcję w liczbie przedstawicieli obojga płci. W swojej młodości ogier poznał również gryfa, z którym się zaprzyjaźnił. Obaj pili, dupczyli, rozrabiali i bawili się jak typowe studenciaki z niegrzecznych komedii Wtedy też ogier zauważył, że jego gryfi przyjaciel nie ma problemów ze znalezieniem gryfic do seksu. To nam daje wskazówkę; w Equestrii jest coraz więcej cudzoziemców. Nasz główny bohater postanawia pójść do Szkoły Magii. Nie dostaje się do Canterlotu lecz do innej szkoły. Tam ponownie widzimy coś niepokojącego. Ilość studentów na roku jest zatrważająco mała. W dodatku inne rasy niekucykowe poczynają sobie coraz śmielej. Dwa minotaury spuszczają przysłowiowy wpiernicz ogierowi, przez co ten trafia do szpitala. Spotyka tam przyjaciółkę z młodości, w której się zakochuje. Po latach mają już dwie córki. Ostatecznie ogier nie znalazł zatrudnienia w swoim wyuczonym zawodzie, dlatego chwycił się budowlanki. Jego żona również miała problemy z pracą. A to wszystko przez… imigrantów, którzy zajmowali należne im stanowiska. Ponadto narastający niż demograficzny wśród jednorożców zamknął wiele miejsc pracy dla nauczycieli magii, w tym również dla głównego bohatera. I tak to się toczy. Problemy narastają. W Equestrii wybuchają regularne protesty i zamieszki. Rasy niekucykowe pragną coraz większy praw. Zaczynają przejmować teren. Kucyki widziane są coraz rzadziej we wszystkich zakątkach imperium. Lata lecą, a główny bohater dobija do sędziwego wieku. Stwierdza wtedy z przykrością, że już dawno nie widział żadnego jednorożca. Jego dorosłe już córki pędzą za marzeniami i zajmują się swoimi sprawami. Jedna z nich jest lesbijką. Nie jestem pewien, czy według ogiera i tego fanfika homoseksualizm również jest pokazany jako problem społeczny i jest potępiony (biorąc pod uwagę obecną sytuację). W kontekście tej historii może tak być, bo córka bohatera ma mniejsze szanse na spłodzenie potomstwa i założenie tradycyjnej rodziny, a fanfik opowiada nam o malejącej populacji kucyków. Jednak należy pamiętać, że pary homoseksualnie, w tym przypadku dwie samice, czasami decydują się odbyć stosunek seksualny z kimś spoza związku, jedynie w celach prokreacyjnych. Ogier akceptuje decyzje córki, jednak da się wyczuć w tym choćby lekki żal. Dopiero pod koniec fanfika dowiadujemy się, jak ogier ma na imię. Spellcraft (subtelne, jak wszystkie kucykowe imiona) przygląda się widokom za oknem. Społeczeństwo Equestrii aż kipi od wielogatunkowości, a ogier czuje się jak ostatni jednorożec na świecie. I tak to się kończy. Fanfik jest naprawdę mądry. Madrzejszy od wielu innych instytucji międzynarodowych, których nazw nie pomnę. Mamy tutaj do czynienia ze skrajną ksenofilią, która w ostatecznym rozrachunku doprowadza do zagłady. Jest to wiarygodnie przedstawione. Również perspektywa zwykłego mieszkańca Equestrii bardzo pomaga całej historii. Dzięki temu każdy z nas może się wczuć w sytuację Spellcrafta i rozejrzeć się dookoła po swojej rzeczywistości. Ciekawie byłoby również zobaczyć punkt widzenia księżniczek. Co one robiły przez cały ten czas? Wygląda na to, że tylko pomagały doprowadzić swoją krainę do ruiny. Najzabawniejsze jest to, że w serialu MLP dzieje się dokładnie to samo. To znaczy… oczywiście nie jest to pokazane jako coś złego, ale dosłownie ostatnia scena pokazuje nam przytłaczającą różnorodność gatunkową. Są kiryny (których nie cierpię), jaki (których też nie lubię) smoki, podmieńce, gryfy, hipogryfy, pewnie jeszcze bryzusie. No niezła mieszanka. Tak więc, fanfik przewidział nie tylko tytuły dwóch pierwszych odcinków sezonu dziewiątego, ale również to, jak będzie wyglądać Equestria w przyszłości! Super! Możemy teraz snuć teorie spiskowe na temat autora. Uważam, że fanfik jest obowiązkową pozycją dla każdego. Ze względu na podjęty temat, bo jest istotny, a do tego dobrze zarysowany. Jego długość jest odpowiednia. Czytelnik nie starci tu czasu, nawet gdy opowieść go nie porwie. Polecam gorąco. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  5. SPOJLERY Nocne odkrycie pokazane w tym fiku nie było aż tak zaskakujące, jak się tego spodziewałem. Ale można zrozumieć reakcję głównej bohaterki. Ja też zacząłbym krzyczeć, gdybym nagle stał się koniem. A raczej zacząłbym rżeć… Nie ważne. Kolejny fanfik od mistrz Lyoko! Tym razem również z akcentem Equestria Girls, choć w tagach tego brakuje. Przyznam, że brakuje mi fanfików z EG. Jest to dosyć niedoceniane uniwersum. Jasne, zawsze było traktowane jako spin off naszych kucysiów, lecz baza świata po drugiej stronie lustra jest naprawdę rozbudowana. Mamy 4 filmy, 3 odcinki specjalne oraz tak zwane specjale trwające po 40 minut. Ach… no i pierdyliard odcinków z serii Better Together oraz Choose Your Ending. Coś by jeszcze się znalazło, ale w tym momencie nie mogę sobie przypomnieć. Dobra. Koniec przynudzania. No więc, nasza główna bohaterka, Lyra, błądzi nocą po zamku, bo zapomniała zabrać z sali książek na studia. Chyba zbliża się egzamin, a do tego poprawkowy, bo kto normalny by latał w środku nocy po zamku za tym szmelcem? Lyra trafia wreszcie do sali tronowej Celestii. Jest tam dobrze nam znane lustro do Canterlot High. Oczywiście, bo jak inaczej, postanawia przekonać się, dokąd prowadzi ten niezwykły portal. Bardzo nieoczekiwanie przenosi się do świata kucyków w ludzkiej skórze, a nie Alicji w Krainie Czarów. I tutaj dostajemy kolejny, rozwałkowany motyw Lyry, która chce być człowiekiem. Zafascynowana miętowa klacz , ogląda swoje ciało, nie może wręcz wyjść z podziwu, co się z nią stało. Krzyczy donośnie dwa razy, co jest dokładnie tą samą reakcją jak u Twilight w pierwszej części Equestria Girls. Jednak trwa to tylko przez krótki moment. Lyry słyszy, że ktoś ją woła, więc postanawia rzucić się z powrotem w portal. Nie odwiedza już więcej liceum Canterlot. Lustro jak najbardziej stoi tam gdzie stało, lecz jest nieaktywne. Bohaterka waha się nad tym, czy nie wypytać Celestii o lustro, jednak rezygnuje z tego pomysłu, gdyż chce uniknąć ewentualnych kłopotów. No cóż. W sumie tyle. Drobny epizod z życia Lyry, który w sumie nie ciągnie za sobą żadnych konsekwencji czy myśli. Ale fanficzek przyjemny. Nie powiem. Taki w sam raz. Takie dzieła również są potrzebne. Choć brakowało mi w tym wszystkim czegoś... nowego. Mamy tego mema z Lyra, który doprowadza do jednej, zabawnej sytuacji. Dlaczego Lyra postanowiła nie zostać tam dłużej? Gdyby tak się stało, mogłoby dojść do wielu innych, ciekawy interakcji. Jasne, było to już zrobione w Equestria Girls, ale potencjał tego motywu nie został w pełni wyczerpany. Z tego wszystkiego mogło wyniknąć coś jeszcze lepszego, a tak to mamy zmarnowany potencjał. Chciałbym zobaczyć drugą cześć, gdzie Lyrze udaje się jeszcze raz przeniknąć do Canterlot High i wtedy akcja zaczyna jechać po bandzie. I tego właśnie życzę forum mlppolska, bo kontynuacja może być niezła. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  6. Krótki fik, pełen tajemnicy. Tak można to podsumować. SPOJLERY Właściwie to nie wiele wiadomo nam na temat tego, co w tym wszystkim chodzi. Można oczywiście interpretować wydarzenia wedle własnych wizji, ale informacji jest naprawdę mało. No bo co tutaj mamy? Wszystko zaczyna się od ciemności, która otacza główną bohaterkę. Nie wiemy skąd ona się tam wzięła, nie wiemy kim jest ani jak ma na imię. W pewnym momencie widzi dziwne światło, które bije od drzwi zawieszonych w pustce. Klacz postanawia obejść dookoła ten portal. Po drugiej stronie widzi kompletną nicość (nie tak jakby już się w niej znajdowała). Ignorując stare porzekadło; nie idź w stronę światła, decyduje się przejść drzwi od tej jasnej strony. Znajduje się na cudownej polanie, jak to było napisanie w tekście. Spotyka śmiejącą się źróbkę, lecz szybko pojawia się nadciągające niebezpieczeństwo. Patykowilk atakuje ich znikąd, jednak nasza główna bohaterka niszczy potwora za pomocą magii, co trwa zaledwie ułamek sekundy. Klaczka przytula się do jednorożca i z uśmiechem obie odchodzą ku następnym drzwiom, które zmaterializowały się na skraju polany. Koniec. Tak mnie w sumie naszło. To, co tu się dzieje, kojarzy mi się z surfowaniem po snach. Pasuje to do tytułu. A co, jeżeli tą główną bohaterką jest księżniczka Luna, która wędruje po snach kucyków i przepędza koszmary? Zauważmy, że wszystko rozpoczyna się od ciemności. W serialu, gdy Celestia wypełniała obowiązki Luny, najpierw musiała tak jakby zapaść się do pustki. Z tego tajemniczego miejsca mogła wybierać to, gdzie się udać (do jakiego snu). Również to, co robi główna bohaterka, można uznać za walkę z koszmarami i pocieszaniem innym kucyków. Tytuł Pierwszy Sen Panowania odwołuje się do władzy, jaką księżniczka Luna posiadała w sennym wymiarze. Więc… tak, to jest moja interpretacja. Fanfik opowiada o Lunie, która po raz pierwszy wchodzi do snów innych, dlatego też niektóre rzeczy wydają się jej być zaskakujące. Huh, strona techniczna, moi drodzy. Nie jest zbyt dobra. W samym tekście jest sporo sugestii, później również sprawdziłem komentarze i z tego, co widzę, to parę osób zdążyło przemaglować tekst. A wciąż są problemy. Sam styl też wymaga pewnego rozwinięcia, bo miejscami nie jest w stanie oddać odpowiednich emocji. Do tego same sny... nie są zbyt kreatywne. Serio? Jakiś patykowilk? A mógł to być dinozaur (chociaż to też mało kreatywne). Jednak, co by nie mówić, fanfik swój klimat ma. Czytanie go zmusiło mnie do myślenia, więc za to też jest plus. Ogólnie sam zamysł był w porządku, ale wykonanie już mogłoby być lepsze. Sam fanfik mógłbym uznać za… lekko ponad przeciętny. Dobre dziełko jak na początek. Tyle ode mnie Pozdrawiam
  7. Aaaach! Stalker! Jedna z moich ulubionych serii. Żeby już na samym początku narobić sobie rzeszę wrogów, to powiem, że według mnie trylogia Stalkera jest lepsza od uniwersum Fallouta. Chociaż lubię to i to, w obie serie grałem. Jednak nie ma co się oszukiwać. Fallout to znacznie większa marka, większy budżet i rozpoznawalność. Ale być może idą zmiany, moi drodzy… Uniwersum Fallouta mocno straciło na wizerunku w ciągu ostatnich lat, a kolejna część Stalkera nadciąga i hype narasta z każdym dniem. Także na zachodzie, co jest dobrą wiadomością, bo może Stalker wreszcie przebije się dalej i powędruje na cały świat. SPOJLERY Fanfików o Stalkerze w świecie mlp powstało niewiele (na mlppolska). Raptem parę. Sam dołożyłem cegłę do tego interesu, jednak nie może to konkurować z… Falloutem. Oczywiście. A co niby może konkurować z Falloutem? Właściwie to nic. Także cieszy mnie to, że ktoś postanowił odrzucić mainstream i nieco już przereklamowane uniwersum, a zamiast tego zwrócić się w kierunku czegoś równie interesującego, co zasługuje na więcej uwagi. Nie przedłużając… Historia rozpoczyna się od prologu. Nie lubię tego zabiegu, no ale już trudno. Historię obserwujemy z perspektywy strażaka, który wpatruje się w ponyvillską elektrownię jądrową. Zaczynając od samego początku, dowiadujemy się, jak to elektrownia została zbudowana, jak prosperowała, dając energię wszystkim pobliskim osiedlom i jak ostatecznie doszło w niej do awarii i przegrzania się energobloku 4. Wszystko utrzymane jest w realistycznym kadrze, bo tak naprawdę mamy powtórzenie wszystkiego, co stało się w rzeczywistym świecie. Tak, Zona istnieje naprawdę. Nie, nie ma tam mutantów (nie takich, o jakich myślicie). Nie ma tam również anomalii. Jednak stalkerzy istnieli i istnieją do dzisiaj. Byli to ludzie, którzy wkraczali do zamkniętej strefy, często w celach szabrowniczych albo po to, żeby przywłaszczyć sobie coś ciekawego. Końcowa scena prologu pokazuje nam stalkera-poniacza, który przedostaje się przez ogrodzenie i już na dobre wkracza do Strefy. Jeszcze wcześniej dowiadujemy się, że co jakiś czas elektrownia wypluwa z siebie emisje, czyli potężne i niebezpieczne wyładowania energii. Kolejny rozdział (opowiadanie w serii?) rozpoczyna się od widoku opuszczonego pociągu, który z jakiś przyczyn stoi sobie jakby nigdy nic równolegle w odległości kilku metrów od torów. Nasz stalker postanawia przyjrzeć się temu bliżej i spenetrować opuszczone wagony. Akcja posuwa się dosyć wolno. Nie jest to jakiś duży problem, przynajmniej nie dla mnie. Jedyne, co mnie uderza w tym całym rozdziale to to, że nic szczególnego się w nim nie dzieje. Otóż kucyk wchodzi do pociągu, promieniowanie lekko skacze do góry i… wycofuje się. Koniec. Przed tym zabiera jeszcze monetę 5-bitową i obiera kurs na wioskę. Ostatecznie odchodzi. Przez ten cały czas myślałem, co takiego się stanie. Nie stało się nic. Później akcja przeskakuje o cztery dni do przodu. Stalker wraca obładowany artefaktami. Może ciekawiej byłoby pokazać, jak on te artefakty zdobył? Ale ogólnie rozdział kończy się tym, że pociąg znika. Nie ma po nim śladu. O kurde… Co się dzieje? No cóż, nie mam żalu. Przeczytałem dopiero 10 stron. Przynajmniej mamy zapowiedź czegoś, co może być ciekawe. Kolejny rozdział rozpoczyna się krótką przebitką na to, co się będzie dziać w dalszej części fanfika. Otóż jest sobie Silver Wing… ech, ciekawe jakiej rasy jest ten kucyk. No więc pegaz kryje się pod mostem (rolling credits), a nad nim maszerują wojskowi. Koniec przebitki. Przenosimy się do baru. Tam dwójka stalkerów, jeden starszy (Silver Wing), drugi młodszy (Brown Leaf), rozmawiają o tym, co spotkało ich ostatnim czasu. Ten młodszy chwali się artefaktami, które zgarnął podczas pierwszego rajdu, a później przechodzi do opowieści. Historia dotyczy strzelaniny, w której brał udział stalker o imieniu Gray (Christian?) oraz jego kolega. Wraz ze swoim towarzyszem, którego imienia nie znamy, wracają sobie z miejsca, które zwie się Spalonymi Polami. Po drodze niestety dochodzi do wymiany ognia między nimi a wojskowymi. Ostatecznie wszystko zmierza do tego, że Grayowi udaje się zgarnąć fanty z martwego towarzysza i uciec w pierony. Ale jeszcze pod koniec ukrywa chabar pod jakimiś belkami czy innym barachłem. Koniec opowieści. Młodszy stalker sugeruje, aby to Silver wybrał się po porzucone rzeczy martwego stalkera, bo on boi się ewentualnej konfrontacji z wojskowymi. Pegaz się zgadza i tak przechodzimy do kolejnej części. Silver Wing przemierza Zonę w sielskim nastroju. Po drodze odpoczywa i siada na wzgórzu. Postanawia wszamać jakąś konserwę. Hmm… nie wiem, wydaje mi się, że wybieranie sobie takich miejsc jak wzgórza na odpoczynek, będąc samemu i to w Zonie, nie jest dobrym pomysłem. Wcześniej mijał ciała zabitych żołnierzy. A skoro tak, to znaczy, że wojskowi zapuszczali się w te rejony, podobnie jak mutanty. Co z tego, że była mowa o tym, że to nie jest ich czas na żer. Silver Wing jest bardzo dobrze widoczny na tym wzniesieniu. Ale dobra. Rusza dalej i dociera do celu. Tam rzeczywiście znajduje fanty, lecz całą zabawę przerywa nagły ostrzał ze strony wojskowych. Ogólnie powiem tak; sceny akcji, strzelaniny są dobrze rozpisane. Ciekawie się to śledzi, a to, że tak powiem, musi się miejsce w każdej, stalkerskiej opowieści. No bo jak to tak? Brak strzelania z żołdakami oraz bandytami… ? Silver Wing ucieka, aż wreszcie docieramy do momentu z przebitki. Chowa się pod mostem. Nad sobą słyszy kroki ścigających go żołnierzy. Po jakimś czasie odgłosy cichną aż stalker wściubia nos z kryjówki. Postanawia wrócić do bazy z chabarem. “Nie mając magometru wolał zabezpieczyć się przed promieniowaniem. Rozgryzł dwie tabletki i popił wódką, by zabić ich paskudny smak. Często ostrzegano go przed łączeniem leków przeciwpromiennych z alkoholem, ale nie dbał o to.” Wódką rzeczywiście zabije ten obrzydliwy smak. Poza tym łączenie leków z alkoholem, zwłaszcza antyradami, nie jest zbyt mądre, o czym zresztą jest tu mowa. Jeżeli Silver Wingowi nie zależy tak na zdrowiu, niech od razu sobie wytnie wątrobę i sprzeda, zanim ta nie będzie się do niczego nadawać. Przynajmniej zarobi. Nie na długo, bo potem umrze, ale ktoś z rodziny wykorzysta ten dar. Rozdział kończy się tym, że Silver przegląda to, co udało mu się zgarnąć z miejsca zdarzenia. Są tam dokumenty i inne interesujące rzeczy. Postanawia, że wypyta Greya o jego zmarłego towarzysza, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Tak, widać te inspiracje Ołowianym Świtem Gołkowskiego. Mi ta książka nie podeszła. Przede wszystkim narracja pierwszoosobowa psuła efekt, bo główny bohater był na tyle irytujący, że chciało mu się zamknąć mordę. Za bardzo kozaczył, w wielu sytuacjach okazywał się być Gary’m Stuu (zwłaszcza w rozdziale Idiota, podczas starcia z amerykańskimi żołnierzami). No po prostu… nie. Mi nie przypadł do gustu, a słuchanie opowieści z jego perspektywy bardzo mnie drażniło. Mam ochotę napisać dużo więcej… ale to byłaby zbyt duża dygresja. Kolejny rozdział, tym razem o tytule Poligon. Wyjątkowo odpuszczę sobie opisywanie ostatniego rozdziału tak szczegółowo, bo mój komentarz za bardzo się ciągnie. Jednak to w tym rozdziale najbardziej czuć ten stalkerski klimat. Wydaje mi się, że to właśnie przez to tempo. Pamiętam, że jeszcze nie tak dawno zastanawiałem się, co czyni stalkera wyjątkowym uniwersum. Czułem i wiedziałem, o co może chodzi, ale nie byłem w stanie tego nazwać. Ale właśnie chodzi o to niespieszne tempo podróżny, refleksyjne rozmyślania, dużo opisów otoczenia, a to wszystko podszyte sarkazmem i mrokiem Zony. Jeżeli chodzi o fanfika, to kwalifikuje się jak najbardziej i pozostaje w stalkerskich ramach. Wiadomo, nawet w samych grach akcja również występowała, również w książkach wydawanych w Empiku, jednak Stalker zawsze był… wolny. I opisywał tę trudną do uchwycenia więź człowieka (tutaj kuca) z Zoną oraz jej wpływ na bohaterów. Fanfik jest zacny. Lepiej wpisuje się w typową stalkerskość. Lepiej niż… Stalker Equestria Girls Spełniacz Życzeń. Tam nacisk został postawiony na coś innego, bohaterem nie jest typowy poszukiwacz przygód, tylko ktoś, kto wręcz pragnie ich unikać, a musi niestety babrać się w tym bagnie dzień w dzień. Tak, Fluttershy… Czy polecam? Tak, chociaż niektórych może odstraszyć specyficzne uniwersum i tempo, a także duża szczegółowość opisów. Niestety historia ma wiele luk, bo fanfik nie żyje od lat. Ale kto wie… Growy stalker również nie żył od tylu lat… Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  8. Oj tak, to było… całkiem niezłe. Pomysł, w którym Twilight wytyka absurdy samego serialu, pisząc do księżniczki Celestii jest jak najbardziej trafiony. To daje duże pole do popisu. Można było to zrobić na poważnie, w żartach bądź pół serio pół żartem. Tutaj mamy do czynienia raczej z tą trzecią opcją, gdyż wprawdzie uświadczymy niegrzecznych żarcików o seksie i wulgaryzmów, jednak nie sposób nie przyznać racji temu, o czym pisze Twilight. SPOJLERY Ja osobiście nie mam problemu z tym, że znajdują się tu rozbudowane wiązanki, że Twilight przeklina, pisze o ruchaniu, ćpaniu i niedojeb**iu mózgowym jej przyjaciółek. Myślę, że to akurat jest uzasadnione, ponieważ Twilight wreszcie spojrzała krytycznym okiem na wszystkie absurdy wokół niej, a to doprowadza ją do szału. No, momentami idzie to za daleko, a same listy również wpadają w pewną absurdalność, żeby było zabawnie. Do pewnego stopnia było to fajne, ale potem stało się niepotrzebne. W skrócie, w pierwszym liście Twilight opowiada o swoich doświadczeniach z odcinka pierwszego sezonu pierwszego. Nie wyraża się zbyt pochlebnie o spotkanych klaczach i wprawdzie… to tak. Ma rację. Wystarczy postawić się w jej sytuacji. Kto by uznał za coś normalnego to, co zrobiła Pinkie Pie, gdy po raz pierwszy zobaczyła lawendowego jednorożca? Wyobraźcie sobie, że spotykacie kogoś takiego na ulicy. Drugi list opowiada o samym pokonaniu Nightmare Moon, lecz najpierw czytamy o wyprawie przez las Everfree. Prawdą jest, że Celestia strasznie ryzykowała życiem swojej uczennicy podczas wyprawy zbrojnej przeciwko Nightmare Moon. Ostatecznie dowiedzieliśmy się, że to nie jest wszechwiedząca bogini tylko kucyk taki jak Twilight, lecz z większą mocą magiczną i doświadczeniem. Słusznie jest nazywać Fluttershy pretendentką do nagrody Darwina za to, że bez skrępowania podchodzi do wściekłej bestii. Również zgadzam się z tym, że Pinkie zachowuje się tak, jakby była na haju, śmiejąc się z drzew, które mają jakieś straszne gęby. Najbardziej mnie jednak złapał ten moment, gdy Rarity postanowiła odciąć swój ogon i podarować go temu pedalskiemu wężowi morskiemu. “Nieco dalej wpadliśmy na pedalskiego węża morskiego, który miał problem z wąsami. Rarity odcięła swój ohydny ogon żeby go uspokoić. Wciąż nie rozumiem dlaczego wydawało mu się, że dwa różne wąsy po obu stronach pyska są modne. “ Okej… tutaj prychnąłem śmiechem. Rarity odcięła swój ohydny ogon. To mi się podobało. Brawo! Poza tym… nie mam do czego się przyczepić. Mógłbym jeszcze dodać to, że lepszym rozwiązaniem byłoby skrócić drugi wąs albo całkiem je zgolić. Oddawanie ogona było… bezsensowne. Miało to tylko pokazać, że Rarity jest hojna, a wyszło na to, że jest debilem. Później następuje konfrontacja z Luną. Oczywiście wszystko przebiega tak, jak w serialu. Tutaj też pada słuszna uwaga. Siostra Celestii ma wąty do tego, że kucyki w nocy śpią. No cóż… muszą to robić, bo by umarły! Nawet nie zwróciłem na to wcześniej uwagi, ale tak. To jest bez sensu. Czego Luna oczekiwała? A co z kucoperzami? Co się z nimi dzieje? Te istoty mogłby być aktywne w nocy. Trzeci list to Biletomistrzyni. Cóż… Celestia rzeczywiście jest trollem. Że niby zapomniała przesłać kolejnych biletów? No błagam. Ona chyba lubi obserwować ze swojego zamku, jak wszystko wokół płonie. No cóż… Poziom wytykania absurdów tutaj nie zmalał ani na moment. I po raz kolejny, nie mam do czego się przyczepić. Każdy kolejny list, to streszczenie kolejnych odcinków przez pryzmat wkurzonej Twilight. Po przeczytaniu, z ciekawości postanowiłem zerknąć na komentarze innych. I tak… Zgadzam się z tymi, którzy przyrównują to do Gothica Prawdziwej Historii. Ostatnio temat nawet odżył, bo zamiast Ivony, narzędzia do tworzenia najbardziej legendarnych przeróbek, teraz zaczęto używać sztucznej inteligencji, która robi deep fake aktorów głosowych. Pomimo podobieństw do Historii prawdziwej, to jednak ten fik nie jest na tyle wulgarny. W gothicowej przeróbce mieliśmy wkładanie drągów do nosa, w pępek czy do oka, zoofile, hodowanie grzybów na stopach, grupowe gwałty na więźniach, czy obsrane odbyty przez które gówno już nie może znaleźć ujścia. Śmieszne? Znaleźli się ludzie w komentarzach pod tamtymi filmami, którzy pisali coś w tym stylu; heh, pomimo lat, dalej mi to śmieszny. Cóż, być może komuś takiemu wydano dowód osobisty, a lat na karku przybyło, lecz nic więcej się nie zmieniło. Jasne, być może to sentyment. Ja również oglądałem tę przeróbkę z 10 lat temu i miło ją wspominam, jednak nawet wtedy nie traktowałem jej jako arcydzieło. Bardzo jak gównodzieło. W tym fiku również znajdowały się podobne żarty. Ale ogólnie wyszło bardzo dobrze. Głównie ze względu na ideę. Czy polecam? No… tak. Jeżeli komuś nie przeszkadza rubaszny humor, to będzie dobrze się bawić. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  9. Pozwolę sobie zacząć ten komentarz od cytatu z fanfika; “Tak zostałem wychowany – grzeczność przede wszystkim. Nie byłem jak ta rozbrykana tęczogrzywa klacz, jak jej tam… tak, Rainbow Dash! Heh, jej to czasem brakuje piątej klepki!” Wreszcie. Polać temu panu! SPOJLERY Tak więc Uroki Nocy to dosyć… nierówny fik. Z jednej strony jest napisany nieźle a z drugiej… hmm, o czym on tak naprawdę jest? Spora część rozmów nie ma związku z przyszłą myślą przewodnią i to służy tylko temu, aby dowiedzieć się czegoś nieistotnego o bohaterach. W dłuższym dziele takie wstawki procentowałyby z czasem, natomias tu tutaj mamy do czynienia jedynie z paroma stronami. To wszystko kończy się bardzo szybko i tak nagle, i ostatecznie nie ma żadnego znaczenia. Gdybym na przykład tego słuchał i nie wiedział, ile tekstu zostało, to bym nie przewidział, że zaraz będzie koniec. A jaki on jest? Przekonajmy się! Mamy dwójkę bohaterów; Shining Stara oraz Nightskya. Są to tacy young adults, czyli młodzi dorośli, którzy wprawdzie są już w stanie zapracować na własne utrzymanie, lecz wciąż w pełni nie odkleili się od swoich rodziców, których zachcianki potrafią irytować i wpływać na życie młodych ogierów. Właściwie to na życie Shininga, bo jego koleżka jest znacznie bardziej niezależny w tej kwestii. Cała opowieść zaczyna się od tego, że dwójka młodych pegazów, zamiast przespać się w nocy przed kolejny, pracowitym dniem, leci po raz któryś podziwiać gwiazdy. I tutaj zapaliła mi się czerwona lampka… Przyznam, że trochę się jednak bałem jakiegoś homoshipa. Nie mam nic do takich osób… ale mimo wszystko wolałbym nie czytać o dwóch koniach płci męskiej, którzy się… A ta cała otoczka; nocne wypady z jedynym przyjacielem, nie że do klubu albo na piwko czy wódkę, tylko po to, aby pooglądać gwiazdy. Oglądanie gwiazd to jedna z największych klisz romantycznych spotkań. Ale całe szczęście nie dochodzi do żadnych dwuznacznych sytuacji. Także rozmawiają w sumie o pierdołach, aż wypływa temat księżniczki Luny. W tym momencie dochodzi do pewnego… konfliktu? Otóż Shining jest wychowany w duchu dworskiej etykiety, zawsze przestrzega zasad życia społecznego i odnosi się z, jakby mogło się wydawać, należytym szacunkiem do władczyni Equestrii. Jego ziomek, Nightsky, ma to wszystko w gdzieś. Uważa, że Luna jest kucykiem takim jak wszyscy, więc nie będzie jej się kłaniać. Tytuły nic nie znaczą. I taki jest motyw tego fika. Ech… Jakby to? Rozumiem, co to wszystko ma do przekazania. Bezwzględne i napuszone konwenanse są złe. W życiu należy traktować kogoś wyżej w hierarchi społecznej jak równego sobie. Dla kogoś, czyli dla nas, dzieci wychowanych w demokracji, jest to zachowanie znacznie bliższe, jednak tutaj mamy do czynienia z monarchią (albo raczej diarchią, czyli systemem rządów sprawowanych przez dwie osoby). “– Shining… Ty zawsze byłeś zbyt zimny – wypomniał mi przyjaciel. – Ale to teraz ja pragnę ci przypomnieć, że nie jesteśmy w Canterlot. To jest Ponyville – miasteczko przyjaźni, a nie przymusowej musztry. Jak tu witają obie władczynie, to one jedyne, czego od nas oczekują, to luzu, a nie perfekcyjnego savoir-vivre’u. One chcą być naszymi przyjaciółkami, a nie tyrankami, przed którymi każdy się kłania do ziemi w obawie o własne życie. Powinieneś to w końcu zrozumieć. Ba, większość kucyków powinna to w końcu zrozumieć.” Meh… To bardzo dziecinne podejście. Władca nie może się spoufalać z każdym, bo straci respekt. Będzie uważany za słabego. Każdy będzie chciał wykorzystać dobrotliwego pana, aby, za przeproszeniem, wsadzić mu w dupę sztylet. W MLP być może do tego by nie doszło, lecz… U nas, w takim systemie ludzie nie są równi i każdy o tym dobrze wie. Tak po prostu jest. Fanfik wyraźnie daje do zrozumienia, że wychowanie w duchu kurtuazji i przyjętych norm jest czymś nieodpowiednim. Chce, żebyśmy spoufalali się ze wszystkimi, a jeżeli ktoś się na nas obrazi, to jego wina. My, w Polsce, również mamy przyjęte pewne zasady życia społecznego. Czy w takim razie powinienem do mojego wykładowcy mówić po imieniu? Mam wrażenie, że to wszystko jest jednostronne. Jest to wręcz skrajna postawa w opozycji do nad wyraz sztywnego i oficjalnego zachowania w stosunku do innych. Można być otwartym i elastycznym w kontaktach z ludźmi, zachowując konwenanse. Potrzeba do tego wyczucia, pewnego doświadczenia i inteligencji społecznej oraz emocjonalnej. Nie stać na to każdego, więc przyjęte normy pozwalają nam łatwiej się porozumiewać, tak, aby nikt nie poczuł się urażony i aby rozmowa przebiegała kulturalnie. No ale co tam się dzieje w fiku? Dowiadujemy się również, że nie należy poddawać się rodzicom, tylko robić w życiu to, o czym się marzy. No okej, z tym mogę się zgodzić. Gdy już się jest dorosłym, każdy powinien móc wybrać własną drogę i przestać spełniać zachcianki mamy i taty, bo oni już zaplanowali dla dziecka całe życie i jego karierę zawodową. Czasami robią to po prostu w trosce o swoje pociechy (ich spojrzenie na sprawę często jest bardziej racjonalne, nie patrzą na marzenia dziecka), a czasami chcą, aby ich potomek podtrzymał rodzinną tradycję, bądź wypełnił te cele, których rodzicom udało się osiągnąć w swoim życiu. Do tego wątku akurat nie mam zastrzeżeń. Tylko należy być gotowym na ewentualność, że zostanie się odciętym od pomocy i środków finansowych, jeżeli zdecydujemy się pójść własną drogą. No i nagle dzieje się to, co było do przewidzenia. Pojawia się księżniczka Luna. “– Widzisz? Mówiłem, że księżniczka Luna to spoko klacz! A ty się tak przejmujesz…” To jest właśnie to, o czym ja mówiłem. Czy w takim razie, jak spotkam żonę prezydenta, a ona okaże się być miła, to mam jej powiedzieć, że spoko z niej laska? A tutaj mamy do czynienia jednak z księżniczką Luną. Przypominam, że oni widzą się pierwszy raz. Jeszcze brakowało tego, żeby Nightsay powiedział jej, że jest fajną dupą, bo przecież władczynie Equestria chcą się ze wszystkim przyjaźnić. Tak naprawdę dalej nie dzieje się nic ciekawego. Luna opowiada im o swojej pracy, czyli o wchodzeniu w snów kucyków. Nie dowiadujemy się żadnych szczegółów. Ostatnią myślą jest to, że nie należy przejmować się przeszłością, tylko kreować własną przyszłość. Cóż, jest to fanfik utrzymany w podniosłym duchu, pełnym optymizmu. Jego przesłanie, mimo że dosyć banalne jakby nie patrzeć, jest poprawne. Jest z pewnością lepsze niż emo-biadolenie. Jednak uważam, że fanfik byłby ciekawszy, gdyby nie stawiał taki mocny, oczywistych tez. Można by przemyśleć problem, pokazać go z różnych perspektyw. Tutaj widzimy tylko jedną stronę medalu. Shining nie ma racji. W ogóle jej nie ma. A jednak powinien mieć. Ale cóż… Ogólnie fanfik był przyjemny i dobrze się go czytało. Nie jest niczym specjalnym. To dosyć solidna, rzemieślnicza robota. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  10. O proszę, tłumaczenie, przy którym pomagał również Mistrz Lyoko. Jestem ciekaw również tytułu oraz tej pierwszej próby tłumaczenia. Więc co się kryje za tą zasłoną? SPOJLERY Tak więc wreszcie Twilight umarła. Dosłownie. Cały fanfik skupia się na podróży po świecie zmarłych do celu przeznaczenia. Jednorożec (ale chyba raczej alicorn, bo to rok 2017), budzi się w nieznanym miejscu wypełnionym przez szarą mgłę. Dostrzega postać siedzącą na ławce i bez zbędnej zwłoki siada obok niej. Nie pada to wprost, ale można łatwo domyślić się, że ogier jest kimś w rodzaju śmierci albo takiego Charona, który przeprawia kogoś dalej, tam, gdzie dusza będzie spoczywać już przez wieczność. Właściwie cały fanfik opiera się na rozmowie pomiędzy tą dwójką. Dowiadujemy się, że Twilight ma wrażenie, że kiedyś już była w tym miejscu, a przynajmniej tak jej się wydaje. Śmierć opowiada jej, że każdy wypowiada to zdanie. To całkiem interesujące. To tak jakby dusze wszystkich kucyków rodziły się w tym niezidentyfikowanym miejscu bez nazwy. Dalej możemy dowiedzieć się jeszcze, że pierwszym kucykiem, który umarł, był sam rozmówca Twilight. Miejsce, do którego obecnie prowadzi dusze kucyków przez mgłę, było wówczas puste i straszne, lecz z czasem zapełniało się kolejnymi duszami, a każda taka dusza wniosła trochę światła. Jednak dwójka kucyków postanawia zejść z ławki i udać się na sam koniec podróży. Nadszedł ten czas, ostatnia podróż. Ogier nagle znika bez pożegnania, gdy Twilight zaczyna słyszeć pieśni, a do jej oczu dobiegają błyski złotego światła przebijające się przez grubą warstwę mgły. Słyszy znajome głosy, które ją wołają. Przekracza barierę i staje na progu zupełnie nowej rzeczywistości. I tak to się wszystko kończy. Dzieło to według mnie jest zbyt krótkie. To znaczy, chciałbym trochę więcej. Czuję niedosyt, bo… opowiadanie naprawdę mi się spodobało. Przede wszystkim klimat. Nie jest mroczny, raczej melancholijny, pełen zadumy i takiego dziwnego spokoju. Trudno mi to zdefiniować jakoś dokładniej, bo te słowa nie oddają w pełni tego, co czułem. Ponadto jest to wszystko bardzo interesujące. Dostaliśmy mały kawałek życia po śmierci, co tak naprawdę rodzi więcej pytań, ale był to kawałek na tyle interesujący, że chciałoby się dowiedzieć; czy to naprawdę wszystko? Nic więcej już nie ma? A co by się stało z kucykiem, który zabłądziłby w tej mgle? Czy ugrzązłby w niej na zawsze, a może odkryłby jeszcze coś? Dlaczego pierwszy zmarły kucyk pełni rolę śmierci i skąd wie co i jak ma robić? Pytania można oczywiście mnożyć. Tak naprawdę to dobrze, że nie znamy na nie odpowiedzi. Jest w tym wszystkim dużo tajemniczości i mistycyzmu, za którymi stoi coś potężnego, niezdolnego do ogarnięcia umysłem nawet przez najinteligentniejszą istotę. A może właśnie za tym wszystkimi czai się nicość? Można nad tym dumać, ale tego już się nie dowiemy. Cały świat pozagrobowy jest tylko podbudową i okazją do rozmyślań nad istotą śmierci. Z rozmowy dwójki bohaterów krystalizuje się pewien wniosek, myśl przewodnia tego krótkiego dzieła; nie należy żyć w strachu przed śmiercią, bo to tak, jakby już się umarło. Ponadto fanfik jest pewnego rodzaju pocieszeniem dla każdego, ponieważ śmierć tak czy siak nigdy nie jest niczym pożądanym przez zdrowego człowieka. Każdemu kojarzy się raczej z czymś mrocznym, z przykrą koniecznością. Ludzkość od zawsze starała się pokonać śmierć. Oprócz tego, że zadaje ona ból po stracie bliskiego, to często towarzyszą jej choroby, wypadki, zabójstwa. Poza tym jest to coś, na co nikt nas nie przygotuje, o czym nikt nam nie opowie, bo umiera się tylko raz, a wtedy kontakt się umiera. To podróż w nieznane. A może po prostu definitywny koniec, kiedy się znika. Teraz parę słów o tłumaczeniu. Jest naprawdę dobrze zrobione. Naliczyłem tylko jeden błąd, który wystarczy usunąć czterema naciśnięciami przycisku backspace. Nie mogę się do niczego przyczepić. No naprawdę. Nie widzę żadnych wad w tym fanfiku. No, być może ta długość. Ale to tylko mówi na korzyść tego opowiadania. Tematyka, atmosfera, światotworzenie… Gdyby to był konkurs, to ciężko byłoby to nie wstawić na pierwsze miejsce. Ktoś inny musiałby się naprawdę postarać. Głęboki ukłon z mojej strony dla autora albo również tłumacza. I jakim cudem to ma tak mało wyświetleń i komentarzy, kiedy inne barachła pokroju “Cupcakes” lansują się jak psie odchody na środku błyszczącego w świetle słońca chodnika? Ludzie, ogarnijcie się... Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  11. Powyższy fik jest jednym z tych, które gdy czytałem, cały czas miałem w głowie tę jedną myśl; czy pod tą warstwą dosłowną kryje się coś jeszcze? Opowiadanie o Kamieniu przypomniało im inny dziwny eksperyment, a konkretnie ten, w którym Rainbow Dash zakochała się w zlewie kuchennym. Taaak… to było… no. Miałem mieszane uczucia po przeczytaniu historii o Rainbow, która zaszła w ciąże z wyposażeniem każdej szanującej się kuchni. Tutaj wrażenia są podobne. Już na początku dowiadujemy się, że pewien, mogłoby się wydawać, przypadkowy kamień, jest bardzo znany i lubiany w damski środowisku, a ponadto zwiedził sporą część Equestrii. Jednak los rzuca go wreszcie do Ponyville, gdzie mu się nie podoba, bo jak to sam Kamień ujął; architektura w miasteczku nie jest wystarczająco kamienna. W końcu odnajduje go Pinkie Pie, wita się z nim i… okej, do tej pory nie ma tu nic aż tak dziwnego. Pinkie byłaby do tego zdolna. Tylko ten Kamień, nosz *****, co z nim jest nie tak? Czuję się zazdrosny. Pinkie zabiera Kamień ze sobą i przedstawia go swoim przyjaciółkom. Oczywiście każda klacz z marszu bardzo lubi Pana Kamienia i rozmawia z nim jak z dawno niewidzianym przyjacielem. Wkrótce wybucha bójka między najlepszymi przyjaciółkami o pierwszeństwo i o to, która będzie z Kamieniem spędzać najwięcej czasu. Dochodzi wręcz do tego, że sama księżniczka Celestia jest zmuszona interweniować! Jednak ma w tym swój słodki, ukryty motyw. Porywa Kamień i leci wraz z nim do Canterlotu. Ostatnia scena… Celestia śpi z uśmieszkiem na twarzy w swym królewskim łożu. Kamień spoczywa obok niej, na poduszce. Wpatruje się przed siebie z kamienna twarzą (heh). I z tego wszystkiego płynie jeden, jedyny morał. Już wiemy, że życie kamienia nie jest łatwe. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem, ale pewnie to prawda. Natomiast nie jestem pewien, co to wszystko miało nam przekazać. Wiemy, że kamień ma swoją świadomość, a przynajmniej tak sugeruje narracja. Kamień wydaje się być już leciwy, ma bruzdy oraz swoje bogate doświadczenia. Być może miało to prześmiać motywy romantyczne i wieczną wojnę o miłość? A może niepotrzebnie się nad tym zastanawiam, bo to i tak do niczego nie prowadzi? Cóż, tutaj jest pole do popisu. Fik oczywiście ma tag random oraz comedy, co sugeruje, że nie należy (a przynajmniej nie powinno) brać tego na serio. Jest to po prostu dziwny tekst, który miał zamieszać w mózgu. Czy zamieszało? Trochę tak… bo nie czytam zbyt wiele takich historii. Choć raczej nie trzepie to mózgu jakoś bardzo. Wolę coś poważniejszego. Lubię złożone światotworzenie, realistycznych bohaterów i jakąś fabułę, a do tego jakiś motyw i problem do rozważenia. Tutaj tego nie ma, ale to nie jest złe w tym przypadku, bo to nie był cel tego fika. Czy polecam to dzieło? Raczej tak. Czasu się nie straci, a może się spodobać. Czy dałbym epic? Zdecydowanie nie. Jest wiele innych historii, w które ktoś wniósł znacznie więcej poświęcenia i pomysłów niż w to. Nie rozumiem, dlaczego tak ludziom się spodobał ten fik. Mam wrażenie, że to przez hype, który się utworzył w jakiś sposób. Ludzie po wpływem emocji głosowali na tego fika, ale wydaje mi się, że po głębszym przemyśleniu sprawy, raczej wstrzymaliby się od głosowania. Co by nie mówić, lubię tego fika, a to jest osiągnięcie, bo nie lubię tagów random. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  12. Czytałem ten fanfik już dawno temu. To zaskakujące, jaki jest dobry w swojej prostocie i pomyśle. Nie jest również za długi i to dobrze, ponieważ bazuje na jednym żarcie, co mogłoby się szybko znudzić. Pinkie uczy się nowego słowa. Jako że tematyka fanfika skupia się na tym pięknym wyrazie, to nie będę go cenzurować. Wszystko zaczyna się tak, że do naszej cukierniczki przybywa wściekły klient, który za wszelką cenę chce dostać zamówienie. Jednak, jak to Pinkie, ta nie daje mu wytchnienia i doprowadza go do szału już w ciągu paru sekund. Wcale mu się nie dziwię. Pinkie Pie jest okropna. Cały czas zbacza z tematu i nie daje dojść do słowa. Raczej nikt nie chciałbym mieć z kimś takim do czynienia. Jednak użycie tej postaci w tym fiku wyszło naprawdę dobrze. Współczuję tylko nieco klientowi z Appleloosy, który ostatecznie traci nad sobą panowanie i wypowiada to jedno, sakramentalne słowo. Jak tytuł sugeruje, różowa klacz uczy się nowego słowa “jebać”, lecz nie pojmuje zbytnio jego kontekstu i znaczenia, przez co możemy z uśmiechem na twarzy śledzić zabawną komedię pomyłek w następnych scenach. Pierwsza imprezowiczka Ponyville używa go cały czas i zastępuje nim dosłownie wszystkie słowa, jakie tylko się da. W cukierkowym świecie kucyków daje to pewien kontrast, gdzie Fluttershy jebie swoje zwierzątka, Rainbow Dash chce wyjebać Applejack (oczywiście), Pinkie jebie się z Twilight, a potem chce jeszcze wyjebać źrebaki. A i twierdzi, że żeby żyć, trzeba jebać. Wszystko to składa się na prostą komedyjkę i bardzo kreatywny pomysł na użycie Pinkie Pie. Tylko ona mogła doprowadzić do takiej katastrofy. Ten przykład pokazuje, że nawet takie krótkie i niewymagające historie mają szansę zaistnieć w świadomości fandomu. Dodam jeszcze, że ten fanfik zyskuje w polskim języku. Z oczywistych przyczyn. W języku angielskim cały czas mamy do czynienia z monotonnym fuck, fuck, fuck, które nie dorasta do pięt sile naszych przekleństw. Nie bez powodu kurwa jest słowem dobrze znanym na świecie, pomimo tego, że znaczna część świata nawet nie wie, gdzie leży Polska, a do tego myśli, że są u nas misie polarne. A u nas jest duża różnorodność przekleństw, które brzmią mięsiście i twardo. Polecam ten fanfik każdemu, kto nie jest zagorzałym przeciwnikiem przekleństw. Przypomina, że one również są środkiem stylistycznym. Standardy się zmieniają i dziś w poezji również możemy uświadczyć słowa kurwa, czy to się komuś podoba czy nie. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  13. Tak więc wracamy do uniwersum Past Sins. Obok Fallouta, jest to jedno z tych, które wywarło znaczący wpływ na fandomową scenę. Jednak zanim skosztuję historii opisanej w Ostatniej Dobranocce, muszę przekopać się przez nudny wstęp. Owszem, można by go ominąć, ale potem jeszcze bym czegoś nie zrozumiał, nie dotarłbym do odpowiedniego kontekstu i byłby klops. Dlatego ja też napiszę sobie wstęp do tego komentarza. SPOJLERY Szczerze mówiąc można było sobie darować zapisywanie tych wszystkich informacji w samym fiku, tylko zapisać je w samym temacie powyżej linku do opowiadania. Mi naprawdę nie chce się czytać o tym, że autor pisał coś tam ileś lat, dopóki nawet nie wiem… co on takiego pisał. Cieszy mnie fakt, że autor tak dba o prawa autorskie, oddaje honory Pen Stroke’owi, tylko… do jasnej Celestii. Skoro zgoda publiczna została udzielona, to nie trzeba o tym pisać i lać wodę. A czy ktokolwiek powołuje się na oświadczenie Hasbro o dozwolonym użytku? A jest takie w ogóle? Jakoś wszyscy zapominają, że to ich uniwersum i nikt nie pisze, że to fanfik na podstawie MLP. Cały ten wstęp mógł mieć jedynie parę linijek, ale dobra. Zobaczmy, co znajdziemy w samym opowiadaniu. Sytuacja przedstawia się nieciekawie. Dom źrebaka już niedługo zostanie zamknięty, bo brakuje pieniążków na jego utrzymanie. Opiekunka o imieniu Coral rusza wraz z gromadką dzieciaków, aby przeczytać im ostatnią dobranockę . Od razu uderzyło mnie to, że strasznie ciężko to się czyta. Momentami nie mam pojęcia, co się dzieje. Budowa zdań jest okropna. “Doszli już do wysokiego wejścia do pracowni, gdy starą klacz nawiedziły wspomnienia z przeszłości. Siedziała na krześle... Klacz młodsza o rok od tej, która prowadziła dzieci po raz ostatni na dobranockę. Czytała jakąś bajkę. Starsza klacz dobrze wiedziała jaką bajkę czyta ta zjawa, która siedzi teraz na krześle, na którym ona sama miała zaraz usiąść. Wiedziała, ponieważ to ona ją czytała.” Gdy czytam inne rzeczy (oprócz zawiłych podręczników na studia) to nie muszę się cofać, żeby przeczytać coś jeszcze raz, by zrozumieć akcję. Jakoś z innymi fanfikami, które również nie były jakoś dobrze napisane, nie miałem takich problemów. A tutaj zdania często przecinane są kropką w najmniej pożądanym momencie. Psuje to rytm i nie potrzebne sprawia, że wszystko jest zagmatwane. Jeszcze te rozbudowane zdania typu: Starsza klacz dobrze wiedziała jaką bajkę czyta ta zjawa, która siedzi teraz na krześle, na którym ona sama miała zaraz usiąść. To brzmi strasznie niezręcznie. Owszem, od czasu do czasu w wielu fanfikach coś takiego się przytrafia, bo mimo wszystko wielu pisarzy z tego forum nie maja dostępu do profesjonalnej korekty. Ale tutaj niezręczne zdania przytrafiają się często. Jeszcze ta brakująca interpunkcja zaburza sens zdań, robią to również powtórzenia, zdania dopełnieniowe… Stylistycznie jest to bardzo źle zrobione. Wracając do fika. Coral przybywa wraz z dzieci do pokoju, gdzie im przeczyta bajkę. Tam okazuje się, że nasza opiekunka albo ma jakieś halucynacje, albo jest medium i widzi zjawy oraz wspomnienie rozmowy z jej przyjaciółką Kind Heart. Okej… Możemy przejść do tej dobranocki? Niestety nie, bo haluny wciąż trwają. Coral widzi samą siebie, jak czyta bajkę. Tak więc w czytanej bajce Nyx jest kimś w rodzaju strażnika, który każdej nocy udaje się na wzgórze, by stamtąd doglądać pobliskiej wioski. Dodam jeszcze, że od tego momentu styl jest jakby lepszy, ale wciąż występuje sporo zgrzytów (dużo wtrąceń oraz zdań podrzędnych, które nie są potrzebne, złe użycie imiesłowów). Również coś zwróciło moją uwagę. Otóż Nyx ma czarną sierść, ale turkusowe oczy, więc według tej logiki; jej oczy są widoczne w ciemności. Ale jak? Te oczy jej się świecą? Tak było w Past Sins? Niestety Nyx nie ma okazji zbyt długo pozachwycać się piękną nocą, gdyż dostrzega siedem cieni, które zmierzają w kierunku wioski. Dawna Nightmare Moon rzuca jakieś spelle na swoje kopytka (wytłumienie i hejsta) i rusza ku zagrożeniu. Tym razem jednak jej oczy chyba się nie świecą, bo jest mowa o tym, że cienie z pewnością nie zauważą klaczki, pomimo tego, że przed momentem zostaliśmy poinformowani o jej dobrze widocznych oczach. Bajka zostaje na moment przerwana. Coral wciąż widzi samą siebie sprzed roku, gdy czyta dokładnie tę samą bajkę. Okee… Po tym krótkim przerywniku wracamy do akcji. Nyx pokonuje cieniste sylwetki, które okazały się być wilkami, potem świętuje, a po kilkunastu latach umiera. Wieśniaki budują jej pomnik na wzgórzu, z którego obserwowała całą okolicę. Di end! Koniec tych wspomnień. Coral wraca z tego tripa do rzeczywistości. Dowiadujemy się również, że pegazy w tym domu dziecka nie mają oryginalnych imion (Steal Wing). A nie powinno być Steel Wing? Stalowe skrzydło? Bo tak to wychodzi na to, że ten malec już w młodym wieku zacznie kraść (steal to kradzież). Ech… Tak więc dopiero TERAZ Coral zacznie czytać dobranockę, a wszystko do tej pory było wspomnieniem sprzed roku. Okazuje się również, że jutro po wszystkie źrebaki przybędą nowi rodzice. Nie jestem ekspertem w sprawach domu dziecka, ale skoro już w dzień zamknięcia tego sierocińca od razu wszystkie źrebaki teoretycznie zostały już adoptowane, to… co one tam robią? No polubiły swoją opiekunkę, ale jednak… Takie małe dzieci raczej chciałyby znaleźć przyszywaną rodzinę czym prędzej. One i tak nie zostaną tam na zawsze, a pobyt w takim miejscu nie zastąpi im ojca i matki. Mam wątpliwość względem tej kwestii. I tutaj dostrzegłem kolejny problem techniczny: “- Chodźmy - powiedziała - poczytam wam bajki, a potem pójdziemy spać. Jutro przybędą wasi nowi rodzice. Ja wiem - westchnęła - że chcielibyście zostać ze mną - popatrzyła po źrebiętach, każde kiwało łebkiem ze łzami w oczach. - Nawet nie wiecie... ile to dla mnie znaczy - powiedziała - Ale uwierzcie tak będzie lepiej. Po czym podeszła do krzesła i obróciwszy się do dzieci powiedziała. - Chyba nawet nie muszę pytać, jaką bajkę chcecie usłyszeć.... - odpowiedziały jej szerokie uśmiechy. - Tak myślałam - powiedziała podchodząc do regału z bajkami.” Czemu dialog tej samej postaci jest przedzielony enterem? To jest nieczytelne! I znowu wraca ten sam problem; źle zbudowane zdania. Do głosu dochodzi również zbędny komentarz narratora w wielu miejscach. Tak więc Coral czyta bajeczki, ale my nawet nie wiemy jakie. Potem bachory idą spać. Nie ma zmiłuj. Okazuje się, że na zewnątrz panuje jakaś śnieżna zawierucha. Następnego dnia po każdego źrebaka i źróbkę przychodzi nowy rodzic, co zmniejsza liczebność dzieciarni chylącego się ku upadkowi domu dziecka. Pozostaje tylko źrebak o imieniu… Accurate? Coooo… To mamy tu jeszcze self-insert? Mam… poważne obawy, ale okej. Ale po Accurate również przybywają nowi rodzice. Pomimo płaszczów, które noszą na sobie przez wcześniejszą zimową zawieruchę, w jakiś dziwny sposób ich urocze znaczki są widoczne, a nie było mowy o tym, żeby się rozebrali. Po co z resztą mieliby to robić? Trzeba złapać bachora za ogon i wreszcie z nim wyjść z tego domu dziecka i tyle. Wszystko wygląda tak, jakby było już dograne. Jednak Accurate na widok nowych rodziców przypomina sobie o strasznej przeszłości. Oto jej zwyrodniała matka, która miała ją w zadzie, kiedy Accurate tonęła w jeziorze! “- Patrz, mamusiu! - na te słowa jej matka spojrzała w jej stronę z łagodnym uśmiechem. Nagle klaczka poczuła, że nie stoi na dnie... zaczęła tonąć. - MAMUSIU! - Zawołała rozpaczliwie. Próbowała utrzymać się na powierzchni... nagle przypomniała sobie o magii. Uniosła się nad wodę i zobaczyła jak jej matka po prostu odchodzi. - MAMUSIU! RATUJ! - krzyknęła z całych sił, ale jej matka nawet się nie odwróciła. Łzy stanęły jej w oczach... zaklęcie przestało działać i klaczka z powrotem wpadła do ciemnej wody...” Czyli co? Najpierw patrzy na nią z łagodnym uśmiechem, a potem jakby nigdy nic SOBIE IDZIE?! WTF?! Dlaczego? Zostawiła ją tam na śmierć. Ciekawe, jak Accurate się uratowała. Hmmm… Ostatecznie odchodzi ze swoją patologiczną matką. Czegoś tutaj nie czaję… Jedyną możliwością, jaką tutaj widzę, jest to, że po wypadku w jeziorze rodzicom Accurate odebrano prawa rodzicielskie, dlatego ich klaczka trafiła do domu dziecka na parę miesięcy, ale jakieś chore powiązania prawnicze pozwoliły matce Accurate odzyskać prawa do córki. I teraz znowu będzie próbował ją zabić! Ha-ha! A co się dzieje z Coral? Meh… tracił cel w życiu. I odchodzi. Zakończenie sugeruje, że mogła popełnić samobójstwo. Nie powiem, jest to smutne. Ale mam wrażenie, że w całej historii zabrakło czegoś, co by zespoliło ze sobą cały ten bałagan. No właśnie, dlaczego nie dostaliśmy prawdziwej opowieści na dobranoc tylko jakieś ochłapy, które nic nie wnoszą? Można było to napisać tak, że Coral siada na zadzie, otwiera książkę i czyta dzieciom, a sama historia dotyka problemu fika. Tego, że podopieczni Coral odchodzą i będzie samotna. Dobranocka mogła zasiać w słuchających źrebaka nadzieję, że w nowym domu znajdą miłość i prawdziwą opiekę. Większość fika mogła składać się na to opowiadanie, ale nie. A w tym wypadku, czy postać Nyx ma jakieś znaczenie dla całego fanfika? No nie bardzo. To mógł być ktokolwiek inny. Nie spodobał mi się ten fanfik. Dużo rzeczy tu nie gra. ALE powiem jedno; klimat jak najbardziej jest. I to mogę docenić. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  14. Krótki, a przede wszystkim niedokończony fik o muzykowaniu na saksofonie. Tytuł nieco mnie zastanowił, więc z ciekawości sprawdziłem, co on oznacza. I już wiem. O jakąś tam wiedzę jestem do przodu. SPOJLERY Nie bardzo znam się na muzyce, aczkolwiek książki są również dobrym źródłem informacji, więc raczej nie powinno być z tym problemów. I rzeczywiście, takich problemów nie było. Były jednak inne problemy, ale do nich to przejdę później. No więc głównym bohaterem jest Minor Sax, muzyk, saksofonista i ambitny, młody kucyk, który idzie do amfiteatru na przesłuchanie. Gdy przybywa na miejsce, zaczyna się obawiać, że do rozmowy kwalifikacyjnej jednak nie dojdzie. Widzi napis, który odstrasza go przed wejściem do środka. Na szczęście z tej głupiej sytuacji ratuje go głos po drugiej stronie drzwi i młody saksofonista wchodzi do środka. A tam przebiegają dalsze rozmowy. W końcu Minor Sax jest proszony o to, aby coś zagrać i idzie mu świetnie, pokazuje nawet oryginalny sposób grania na instrumencie, co tylko daje mu większe szanse na dostanie się do orkiestry. I to się dzieje. Tak, niemal od razu dostaje się tam, gdzie chciał, tak więc problem zażegnany. Iiii… to tyle? Tak… to tyle! Heh, szybko poszło. Nie wiem, co mógłbym powiedzieć o tej historii, oprócz tego, że nie ujmuje. Nie ma tu żadnego napięcia, wszystko idzie świetnie od samego początku, bohater nawet nie musi się specjalnie wysilać. Już po jednej próbie wszystko mu się udaje. Wprawdzie jakieś oznaki zdenerwowania to on zdradzał podczas przesłuchania, jednak nie czuć było tej tremy, tej niezdrowej atmosfery. No i jak już wspominałem, konflikt zażegnany. Ten jeden rozdział stanowi zamkniętą całość, pozbawioną ducha, dreszczyku emocji, czy czegokolwiek, co mogłoby zrobić z tego wszystkiego wciągającą opowieść. Nie ma tu smoków, epicki walk, jednak nawet takie zwyczajne sytuacje w naszych życiach, jak rozmowa o pracę, potrafią być stresujące i te emocje należy oddać, jeżeli towarzyszą one książkowemu bohaterowi (fanfikowemu również). To, co się rzuca w oczy, to przytłaczająca liczba dialogów, nie proporcjonalna wręcz do narracji. Bohaterowie cały czas coś pitolą i nie jest to zbyt ciekawe. Ogier, który przesłuchiwał Minor Saxa, ma jakiś tam charakter, ale to zbyt mało. Akcja, która przebiega jest na tyle bezpłciowa, że nie jestem w stanie niczego więcej tutaj skomentować. Może to i lepiej. Zabrakło pewnej werwy, a przede wszystkim czasu, aby przemyśleć fanfik i zaplanować wszystko najlepiej jak tylko się da. A tak to mam wrażenie, że dostaliśmy opowieść skleconą pod wpływem iluminacji, wrzuconą na forum czym prędzej, byle ludzie mogli to skomentować. No i komentują. W tym momencie ja to robię. Materiału jest tak mało, że nie zdążyłem się jeszcze zmęczyć. Być może coś ciekawego zdarzyłoby się po całej scenie przesłuchania. Ale tego już nie dostałem i najpewniej nigdy nie dostanę, a szkoda, bo potencjał jest. Błędów nie było jakoś wiele. Literówki się zdarzały. Ogólnie strona techniczna jest okej. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  15. Life of Derpy… Dlaczego tytuł jest po angielsku? To nie jest tłumaczenie ani nic podobnego. Może to dlatego że język polski nie jest zbyt stylistyczny i nie można w nim napisać nic, co by dobrze brzmiało… SPOJLERY Lubię, gdy fanfik jest przejrzysty. To pierwsza rzecz, o jaką powinno się zadbać, aby historia była jak najłatwiejsza w odbiorze. W tym przypadku autor wziął sobie tę zasadę aż nazbyt do serca. Pierdzielnął taką czcionkę, że nawet z kosmosu można by przeczytać każde słowo tego fika. Nie ma justowania, wcięć, czyli totalnych podstaw. Ale z tego, co zauważyłem, jest to wspólny mianownik większości fików z początków tego forum, jak również dowód na to, że za pisanie tych fików biorą się ludzie, którzy nie czytają książek bądź nie wyciągają żadnych wniosków z przeczytanej lektury. No dobra, o czym jest ten fik? Główna bohaterka to Derpy; ofiara wszelkich szkolnych kpiny, stanowiąca idealny worek treningowy. Zawsze, gdy mamy do czynienia z taką historią oraz z Derpy w roli głównej, to powód cierpienia szarej pegazicy zawsze jest ten sam; jej zez. Przyszła listonoszka uczęszcza do gimnazjum dla pegazów, więc już możemy się spodziewać, co to będzie za jazda. Jesteśmy witani sceną, podczas której młodzież znęca się nad szarą pegazicą. A gdy już ma obskoczyć wpiernicz od szkolnych łobuzów, nagle zjawia się Rainbow Dash, która ratuje ją z opresji. Przegania młodych zawadiaków i daje Derpy ochronę. Jednak do czasu. Ponieważ nagle mamy zwrot akcji. Derpy znowu zaczyna uciekać przed grupką szkolnych patafianów i próbuje znaleźć RD, aby ta mogła znowu ją uratować. No i znajduje ją. W bardzo niedwuznacznej sytuacji. Nakrywa ją jak ta liże się z Fluttershy… AAAAAAA! Ech, no dobra, to był rok 2012, więc wybaczam. Jeszcze wtedy ludziom aż kręciło się we łbach od wymyślania takich historii. Ale wracając. Niestety przez to wszyscy dowiadują się o romansie RD z Flutą, przez co one również stają się obiektem do drwin. Rainbow postanawia, że tego występku nie odpuści i zrywa przyjaźń z Derpy. Dalej jest tylko gorzej. Szara pegaz traci swoich obrońców, co w dłuższej perspektywie doprowadza ją na skraj załamania nerwowego. Pod sam koniec fika Derpy bierze nóż i już przystawia sobie go do gardła, aby się zabić, jednak brakuje jej odwagi. W myślach prosi Rainbow Dash o wybaczenie i właściwie na tym to się kończy. Derpy zasypia. Finito. Tak naprawdę zakończenie jest otwarte, bo do końca nie wiemy, co później się dzieje. Jest jeszcze alternatywne zakończenie. Tak zwany Bad Ending, niczym w grze wideo. W tym zakończeniu przenosimy się o kilkanaście lat w przyszłość, aby odkryć, że Derpy jest już na studiach. Oczywiście, jak zawsze, tam również wszyscy się nad nią znęcają, za wyjątkiem jednej klaczy, która pewnie jest insertem korektora tego fika. Żeby nie przedłużać, dzieje się mniej więcej to: Derpy spotyka Rainbow Dash, która jest, i tutaj za przeproszeniem, popier*****, bo rzuca się z marszu na zezowatą klacz i obija ją do nieprzytomności, a w końcu do śmierci. Dlaczego? Minęło tak wiele lat. Ja rozumiem, że mogła mieć za złe Derpy, że wszyscy w szkole dowiedzieli się o jej orientacji, ale w tekście była mowa o tym, że przeniosła się po tym zupełnie gdzie indziej. W nowym środowisku powinna mieć już spokój. Może przez te lata wydarzyło się coś strasznego, przez co Rainbow przeżywała tę całą sytuację z dzieciństwa aż do samego końca fika? Czytelnik o tym nie wie, więc ja również. Była również krótka scena, jak Fluttershy mówiła, że nie jest obrażona na Derpy. Na podstawie tego wszystkiego wszystkiego mogę stwierdzi tylko jedno: ***** RD. Cała historia nie ma za bardzo sensu. Choćby być może… właśnie o to chodzi. To tylko moja interpretacja, ale widzę tutaj przesłanie, w jaki sposób bezsensowna przemoc doprowadza do tragedii. Nawet zwykłe naigrawanie się z kogoś może spowodować u kogoś traumę na całe życie, a dzieci są samolubne, interesowne i okrutne. Taka jest prawda. Oczywiście nie wszystkie, ale z przyczyn oczywistych brakuje im dojrzałości, by czasem odpuścić i wczuć się w sytuację kogoś innego. Dobra, czas podsumować tego fika. Nie podobał mi się. Wszystko tu pędzi galopem, nawet nie ma okazji, by zatrzymać się i przemyśleć sprawę. Jasne, mamy powody do tego, aby współczuć Derpy, ale warto by było jakoś ją przedstawić w tej historii. Warto było skupić się na jej relacji z Rainbow Dash oraz Fluttershy. One mogłyby pomóc budować w klaczce pewność siebie i małym krokami pomagać jej dorosnąć do ostatecznej konfrontacji z koszmarami. To tylko jeden przykład. Może było na wiele sposobów to poprowadzić ale niestety autor wybrał drogę na skróty. Wszystko tu jest randomowe i bez znaczenia. I owszem, można próbować interpretować każdy tekst na swój sposób, jednak ja wolałbym po prostu dobrą historię o solidnych podstawach. A tego tu brakuje. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  16. Kolejny niewykorzystany potencjał, a do tego niedokończone tłumaczenie. Ale zawsze można sięgnąć do oryginału. Ten pierwszy rozdział w jakiś sposób promuje tego fika. Ale o czym on jest? SPOJLERY Przenosimy się w odległe czasy, kiedy to chaos panował w całej Equestrii. Słońce i Księżyc szaleją po niebie, a wszystko wokół łamie znane nam prawa fizyki. Oczywiście za tym wszystkim stoi lord Discord, a jakże, który jest wszechobecnym wielkim bratem. Głównymi bohaterkami są Clover, Cookie oraz Pants, czyli asystentki władczyń trzech plemion kucyków; jednorożców, pegazów i ziemniaków. Wszyscy dobrze znamy tę opowieść z Wigilii Serdeczności. Jednak fanfik rozszerza ten koncept. Najwidoczniej po zjednoczeniu trzech plemion ziemię pastelowych koników najechał Discord, czyli wszystko póki co trzyma się kanonu. Tylko zawsze mnie zastanawiała jedna rzecz; dlaczego godło Equestrii zawiera podobiznę Luny oraz Celestii, kiedy ich jeszcze nie było? Nie mówię, że to absurd fanfika, tylko samego serialu, ale wciąż jest to dziwne. Clover oraz jej przyjaciółki spiskują przeciwko władcy chaosu, dlatego umawiają się na tajne spotkanie, jednak na miejscu pojawia się Discord. Jakimś cudem udaje się im przekonać smoko-kozioła, że spotkanie było jedynie wyprawione w okazji imprezy-niespodzianki, przez co ten postanawia odejść. No super. Mam nadzieję, że to tylko przykrywka do czegoś większego, bo Discord dosłownie mógł usłyszeć, że coś może być na rzeczy. Był tam od samego początku, tylko moim zdaniem, gdyby Discord miał więcej oleju w głowie, to ujawniłby się trochę później, żeby móc więcej podsłuchać. Wtedy miałby już niezbitą pewnością, że ma do czynienia ze spiskowcami. No ale znika, a trzy klacze zostają same ze sobą. Widać, że bardzo się lubią. Eemm, miejscami chyba aż za bardzo. Pewnie tylko przesadzam, no ale cóż. Już jestem uczulony na homoshipy, bo tego barachła jest po prostu za dużo. Tak więc nasze trzy bohaterki postanawiają, że należy odnaleźć kogoś, kto będzie w stanie stawić czoła Discordowi i wybór pada na klacze z godła Equestrii. Ponownie; dlaczego Celestia i Luna są na tym cholernym godle? I dlaczego akurat te klacze? Czy to była jakaś przepowiednia, że przybędą wreszcie księżniczki obiecane, by wyzwolić kucyki z okowów Lorda Chaosu? Nie było o tym mowy ani tutaj, ani w serialu, a to dosyć poważna luka. Takie rzeczy należałoby wyjaśnić na początku, żeby wiadomo było o co toczy się gra. Nie trzeba wszystkiego wyjaśniać na początku, nawet nie powinno się tak robić, jednak… pewne wyjaśnienie byłoby w sam raz. Ale cóż to się dzieje moment po opracowaniu tego planu? Pojawia się Celestia i Luna. I Cadence. CO TU ROBI CADENCE?! Przecież jej nie było w tamtych czasach. Ona nawet nie była alicornem na samym początku. Ech… To się robi coraz bardziej zagmatwane. No więc trzy księżniczki zjawiają się znikąd i… tyle z tej całej misji odszukania wybrańców, którzy zaprowadzą pokój. Dlaczego to wszystko dzieje się ot tak? Niech nasze bohaterki choć trochę wysilą. Dlaczego wszystko spada im z nieba, kiedy to tylko potrzebne? No ok, to pierwszy rozdział, ale już teraz czuję, że to kicha. Już na samym początku powinniśmy mieć jakiś wytyczne i cel, a to wszystko zostało zaprzepaszczone. No ale dobrze. Więc księżniczki już są. Kogo więc brakuje w tym całym bałaganie? Chciałbym powiedzieć, że Pinkie Pie albo Derpy, albo innej pindzi, ale one nie żyły w tamtych czasach (nie to co księżniczka Miłości), więc odpowiedź pozostaje tylko jedna… Discord! Pojawia się, szczerzy podstępnie do trzech alicornów, mówi, że to piękne prezenty (o nie, o nieee) i rozdział się kończy. Tak więc będzie jakaś bitwa? Możliwe… Nie wiem, bo przetłumaczony został tylko jeden rozdział. Z ciekawości zerknąłem na oryginał… i od razu odpuściłem. Na FimFiction widać, że to zdechły projekt. Nie dziwię się, że tłumacz zrezygnował z tłumaczenia, ponieważ oprócz pierwszego rozdziału, jest jeszcze drugi. I tyle. Niestety nie zainteresował mnie ten fik. Początek zapowiadał coś ciekawego, ale to wszystko daje wrażenie historii pozlepianej na ślinę. Im dalej w las, tym gorzej. Wszystko jest takie… z pupy. Brakuje solidnych fundamentów i elementów światotworzenia. Potencjał został zmarnowany. Oczywiście te wszystkie uwagi tyczą się autora, nie tłumacza. Samo tłumaczenie jest… niezłe. To znaczy widać, że google tłumacz był używany albo sam tłumacz na co dzień posługuje się angielskim, ponieważ składnia miejscami jest dosyć dziwna. Ale oprócz tego czytało się nieźle. Tekst wygląda ładnie. Pod względem technicznym przygotowany został tak jak należy. Tylko te dewizy na początku dialogów mnie doprowadzają do wrzenia. Czy polecam? Możecie spróbować. Fanfik jest krótki, więc nie stracicie dużo czasu. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  17. O niee… Ja już widzę, że to będzie ciężkie do czytania. SPOJLERY Pierwsze, co się rzuca w oczy, to szumne zapowiedzi długiej sagi, która niczym Pieśń Lodu i Ognia rozpocznie tyle wątków, że sam autor potem będzie miał spore problemy z ogarnięciem tego wszystkiego. Tutaj niestety mamy tylko jeden, krótki i mało ciekawy rozdział i do tego napisany bezpośrednio w poście. Nie wspominając o tym, że wszystko jest tak nieczytelne, że się gubiłem i musiałem podążać za kursorem myszki. Najpewniej plany były aż za ambitne. Napisanie 30 rozdziałów w trzech tomach, a mamy tylko jeden niezbyt obszerny. Ale czego się tam dowiadujemy? No więc mamy Romulusa z rodu Voltów, który zakochał się w klaczy o imieniu Liara. Niegdyś spotkał on wróżbitę Macieja, który wywróżył Romulusowi, że urodzi mu się syn, który będzie wielkim bohaterem. Niestety noworodek w ogóle nie przypomina z wyglądu ojca, więc Romulus, wściekły na żonę, postanawia wygnać ją i małego bękarta, który otrzymał imię Snow (już wiecie, dlaczego nawiązałem wcześniej do Gry o Tron). Zanim dochodzi do wygnania, to brat Romulusa, który potajemnie kochał Liarę, postanawia zapewnić im dach nad głową na jakieś pół roku. Po tym czasie nasz mały Jon dorasta w Ponyville, gdzie zdobywa przyjaciół i okazuje się, że jest bardzo uparty i wytrwały. Jako źrebak za wszelką cenę ćwiczy, żeby przeskoczyć beczkę, co finalnie mu się udaje. Wkrótce po tym Liara, jego matka, zakochuje się w Rufusie (dlaczego te imiona w ogóle nie są kucykowe?), czyli… kimś tam. Nie wiemy, kim jest ten cały Rufus. W ogóle niczego tak naprawdę nie wiemy. Ale dobra, jeszcze się uspokoję. Tak więc, jak to się wszystko kończy? Po tym jak Snow wraz z matką wyjechał do rodzinnego miasta Rufusa, nasz bękart, po osiągnięciu pełnoletności, postanawia wrócić do Ponyville. I tu się to kończy… Ten tekst nie przypomina fanfika. Już wspominałem o tym na początku, ale czytanie tego doprowadza do bólu oczu. Naprawdę, nie polecam tego czytać. Wystarczyłoby to jakoś wyjustować, dodać wcięcia, każdą kwestię zapisać w innej linii. A tak to mamy ścianę tekstu i kompletą sieczkę. Sama treść również pozostawia sporo do życzenia. Narracja przypomina streszczenie, tylko troszkę bardziej szczegółowe od mojego. Nikt nie ma powodu, aby się tym ekscytować. Nie czuć żadnej głębi, żadnych więzi z bohaterem, co było esencją Pieśni Lodu i Ognia, bo przecież ta saga zasłynęła z tego, że tam każdy, nawet najbardziej lubiany bohater, mógł zginąć w wyniku błędnych decyzji. Tutaj zabrakło rozwinięcia. To wszystko opisywane jest w tak żmudny i nudny sposób, że chce się zasnąć w trakcie czytania. Paradoksalnie jedyną, dobrą cechą tego dzieła jest to, że nie ma zbyt wiele do czytania. Aż nie chcę sobie wyobrażać, co by to było przy dziesięciu stronach. Po prostu zabrakło doświadczenia i pomysłu, aby móc zaplanować taką opowieść, która swoją wielowątkowością i objętością mogłaby dorównywać choćby samej Grze o Tron, bez następnych części. Jeżeli nie pisało się nigdy wcześniej żadnego dzieła, to nie ma sensu zabierać się za obszerną sagę, bo wiadomo, że taki młody pisarz się pogubi. Nawet najlepsi się gubią. Czy nie lepiej było napisać jakieś krótkie opowiadanie w tym uniwersum, które byłoby zamkniętą całością i jednocześnie wprowadzeniem do czegoś większego? Sapkowski tak zaczynał. Czy polecam? Nie… Ale chciałbym przeczytać coś w tych klimatach. A to już jest jakiś zalążek. Który niestety umarł. No ale cóż. Nie wiem, co mógłbym jeszcze napisać. Ten fanfik jest strasznie ubogi. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  18. Historia Glossy Amber to fanfik, który według tagów ma mieć przygodę oraz SOL. Hmm, wydaje mi się, że to mocno na wyrost, właściwie to JEST mocno na wyrost. Nadeszła wreszcie zima. W kucykowym sierocińcu młoda pegaziczka przechodzi rekonwalescencję po wypadku w którym traci wspomnienia związane z jej poprzednim życiem, nie kojarzy swoich rodziców, nie wie, jak wyglądają ich twarze. No i ok, takich historii było już trochę. Ktoś traci pamięć w wypadku i musi sobie przypominać wszystko od nowa. Pierwszym moim skojarzeniem był Geralt z Wiedźmina 1. To dosyć oklepane, ale wygodne i stanowiące dobry punkt wyjścia do dalszej historii. Której w tym fanfiku nie ma. Serio. Nic szczególnego się nie dzieje. Fluttershy teleportuje się do domu dziecka i tak po prostu postanawia zaadoptować tytułową bohaterkę. Dlaczego akurat ją? Rozumiem, że Fluttershy mogłaby się na coś takiego zdecydować, w końcu to Fluttershy, jednak z drugiej strony gdzieś tam później bardzo szybko zaczyna narzekać na brak czasu dla klaczki. Aha, no i w sierocińcu mieszka również wiele innych źrebaków pokrzywdzonych przez los. To, że Glossy nie pamięta o swoim poprzednim życiu według mnie jest błogosławieństwem. Czasem lepiej jest zapomnieć o życiu, które się straciło, bo wtedy się nie tęskni. Relacja Fluttershy i Glossy jest… no nie ma jej. Nie ma żadnej chemii między postaciami. Fluta pojawia się i od razu zgarnia klaczkę. Brakowało mi tutaj jakiegoś procesu, czegoś, co by połączyło te dwie bohaterki, czegoś, co właśnie przekonałoby Fluttershy, że chce się opiekować tym małym pegazem. Trafiają wreszcie do domu Fluterki. Niestety nasza powierniczka elementu harmonii przestaje mieć czas dla młodego pegaza (to po co go adoptowała?) i postanawia odnaleźć ogiera, który uratował klaczkę od śmierci w wypadku w którym została ranna i w którym zginęli jej rodzice. Aha… super, ale dlaczego ktoś taki jest dobrym kandydatem na przyszywanego ojca? To, że ktoś uratował dziecku życie, nie obliguje go do opieki nad nim. Ten ogier może mieć własne życie i własne dzieci. Nie lepiej byłoby poprosić przyjaciółki Fluttershy o pomoc nad wychowaniem adoptowanej córki? I najlepsze w tym wszystkim jest to, że nasza mała Glossy to taka trochę Cozy Glow, ponieważ potrafi manipulować dorosłymi. Kiedy to potrzebne, wykorzystuje fakt, że jest sierotą i wywołuje na innych poczucie winy i wstydu. Tak właśnie się stało w przypadku tego ogiera, któremu zawdzięczała życie. Chłop ewidentnie nie chciał mieć z tym wszystkim nic wspólnego, ale Glossy popłakała no i ogierowi zmiękło serce. I fujarka. Już przestał się stawiać. To wszystko jest takie głupie… Ale to nie koniec. Przenosimy się o kilka lat w przód. Glossy jest już poważną (phe-hehe) nastolatką, a nie tym głupim, rozkapryszonym dzieckiem, który bierze wszystkich na litość. I co się dzieje? Twilight pojawia się z własną adoptowaną córką! O kurde, a do tego to Nyx. Tak, bohaterka Past Sins. Do jasnej Celestii dlaczego to tutaj jest? Po co to wszystko? Jakby nam jeszcze kurde było mało, to po raz kolejny przenosimy się w przyszłość. Zaledwie po tej jednej, krótkiej scence, która nic nie wnosi. Teraz Glossy ma… ile ona ma lat? 16? Chyba tak. Ale spokojnie. Jedzie pociągiem do Ponyville i spotyka swoje przyjaciółki po dwuletniej przerwie. Jest tam OCZYWIŚCIE Dinky oraz ta głupia Derpy Hooves. Glossy to teraz roszczeniowy korniszon, który nie słucha swojej matki. Okej, uważam, że to byłoby dobre, ale… nic z tego nie wynika! I tak jest cały czas. Ten fanfik jest o niczym. Nie ma tu żadnych relacji, żadnej akcji. To tylko wypełnianie questów w jakieś nudnej, niedokończonej grze RPG. Można było z tego zrobić coś naprawdę fajnego. Opowieść o dorastaniu przy boku przyszywanej matki. Były już takie historie, ale wyegzekwowanie tego w oryginalny sposób sprawiłby, że dobrze by się to czytało. To bardzo duże pole do popisu. Można było napisać coś w stylu Past Sins o relacji matki i córki. Ale to zostało zmarnowane. Aha i co się w ogóle dzieje dalej? Nic. Bo fanfik się kończy. To znaczy, pierwsza część została ukończona, a jest tylko prolog drugiej część. Pierwsza część skończyła się tak szybko? Kiedy? Nawet nie zauważyłem. Długość tego wszystkiego jest krótsza od niektórych prologów w innych fikach. I na dodatek; nic się tutaj nie dzieje. Po prostu; jakiś zamysł był, moim zdaniem dobry, ale później zabrakło pomysłów. Czy polecam? Nie. Jednak jeżeli autorowi kiedykolwiek będzie jeszcze zależeć na tej historii, to myślę, że teraz napisze to dużo lepiej. Jeżeli chodzi o technikalia i styl to… denerwowały mnie te niepotrzebne angielskie nazwy. Było sporo literówek. Autor najpewniej nie sprawdziły własnego tekstu. Gdyby tak było, błędów byłoby dużo mniej. Ech, no nie wiem. Nie czytało się zbyt dobrze. Brakowało opisów. Konstrukcja całej opowieści leży w gruzach. Tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  19. Zawsze lubiłem postać Pinkameny, w odróżnieniu do samej Pinkie Pie, bo jakby się nad zastanowić, to właśnie ta różowa klacz jest głównym antagonistą w większości odcinków. Niemal zawsze to przez jej zachowanie dzieje się coś niepożądanego, ale dość już o tym. Postanowiłem sobie z jakiegoś powodu zjechać na sam dół listy fików i zobaczyłem tytuł Koszmar Pinkameny. Zainteresowało mnie to, nie powiem. Trochę nawet przeczuwałem, że to będzie coś w stylu Silent Ponyville, z którym jestem na świeżo w trakcie czytania. I rzeczywiście. Początek sugeruje coś takiego. Mamy Pinkie, która się budzi ze snu, ale coś jest nie tak. Znajduje przed drzwiami list z bardzo prostą treścią; otóż przyjaciółki nie chcą już się z nią przyjaźnić. Czyli tak naprawdę mamy powtórzenie tego, co było w legendarnym odcinku 25. pierwszego sezonu. Więc Pinkie zaczyna rozpaczać. I to jest akurat całkiem nieźle ubrane w słowa (w porównaniu do reszty fika), jednak można się przejąć. Ale nie ma czasu na szlochy. Pinkamenę odwiedza… Discord. O kurde. Ucieszyło mnie to, bo lubię tę postać. “ Mój nowy plan na zasianie chaosu był genialny. Wystarczył prosty czar, aby zamienić twoje przyjaciółki w pełne nienawiści, pozbawione uczuć kreatury, jak i pozostałe kucyki z miasta. “ Nie jestem pewien, ale Discordowi wystarczy pstryknąć szponami, aby coś takiego się stało, więc gdzie tu plan? To trochę zbyt proste, żeby nazwać to planem.. Czemu nie zrobił tego dawno temu, skoro jest tak potężny? Ale to akurat absurd już samego serialu. Natomiast w tym fiku mamy do czynienia nie tyle ze złą wersją Discorda (nie tą dobrą po przemianie), a z mroczną bym powiedział. Bez przeszkód zabija wszystkich na swojej drodze i jest bezwzględny, pomimo tego, że według niego chaos nie służy przemocy, ale do tego dojdziemy za momencik. No i od pojawienia się Discorda wszystko się sypie. Pinkamena rusza, aby odnaleźć swoje przyjaciółki i przywrócić je do normalności. Czyli teraz mamy początek drugiego sezonu, dokładnie to samo. Pinkie odnajduje Applejack, która jest leniwa i nie pracuje na farmie, mówi jej parę słów i ta od razu staje się dawną sobą. Zostało to… zbyt szybko poprowadzone. Tu wszystko od momentu tej gonitwy dzieje się zbyt szybko! Zaraz udaje się odczarować Rainbow Dash. Spotykają Fluttershy, która, o matko święta, handluje zwierzętami! Dosłownie co drugie zdanie jesteśmy w innym miejscu. “- Ehh no dobra.. Czego chcecie? - zapytała. - Słuchaj. To wszystko jest przez Discorda.. - Discorda? Niby co? - przerwała jej Rainbow - Właśnie to, że każda z was poszła w swoją stronę, każda z was ma odwrócony charakter! Nie zauważyłaś tego? 'A chcesz, żeby mała Scootaloo zamiast ciebie wstąpiła do drużyny Wonder Bolts?'' - Oczywiście, że NIE! - Więc chcesz nam pomóc? - No dobra. Ale tylko jak skończymy z Discordem, lecę ćwiczyć. - No i świetnie. " Przywołałem ten fragment, żeby pokazać, na czym polega odczarowywanie przyjaciółek. Z Applejack jakimś cudem poszło jeszcze szybciej. Ale tuż po tej scenie znów pojawia się Discord, który zaczyna się klonować, a jego klony tworzą kolejne klony! O szjjeeet! Co tu się dzieje?! Nasi bohaterowie lecą do Canterlotu i tam dzieje się rzecz straszna. Księżniczka Celestia nie żyje, strażnicy leżą martwi, totalny rozpiernicz. Jednak bohaterki nie mają zamiaru odpuści. Dochodzi do konfrontacji. “Z całej siły kopnęła Lorda Chaosu w brzuch, w skutek czego puścił grzywy kucyków upuszczając je na ziemię. Discord nie zamierzał jej oddać, bo miał swoje zasady i wie, że chaos nie opiera się tylko na przemocy.” Tak, tak, ale on przecież używał tego chaosu to krzywdzenia innych. Jak dla mnie jego chaos opiera się tylko i wyłącznie na przemocy. No więc nasze kucyki biją się z Lordem Chaosu. Żeby nie przedłużać, to powiem tyle; w ostatniej chwili Discord pada zraniony przez Rarity i Twilight, a wcześniej przylatuje Derpy, która już samą swoją obecnością rozwala wszystko wokół. O rajusiu, a skąd one się tu wzięły? Ostatecznie to wszystko prowadzi do niczego ciekawego. Łatwo przyszło i łatwo poszło. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to wszystko było w planach Discorda! O cholera! Nie ma to jak kolejny zbyt skomplikowany plan jakiegoś złoczyńcy. Niestety już nigdy się nie dowiemy, co to był za plan, bo… nie ma kontynuacji. I już nigdy nie będzie. Ja to piszę w tym momencie do próżni, ale kto wie… Temat nie jest zamknięty, może autor za 50 lat wróci tutaj i zobaczy ten wpis i coś go tknie. Może poprawi tę historię i napisze kontynuację. Nigdy nie wiadomo! Ostatecznie najgorszymi cechami tego fika są bezcelowość, zbyt szybka akcja, nielogiczność i brak pomysłu, a ponad wszystko tak zwany lazy writing. Wszystko dzieje się od tak, bez powodu. Nie powiem, żebym się nudził. Raczej byłem cały czas zaskakiwany głupotą tej opowieści, a to już jest lepsze. Jeżeli chodzi o styl to… heh. Nie ma odstępów między dialogami. Jak cytowałem tutaj te fragmenty, to musiałem je jakoś przystosować, bo inaczej byłby zupełnie nieczytelne. Wszystko jest od dywizów, nie ma wcięć, justowania, nie ma niczego! Tylko pomieszane ze sobą kwestie bohaterów. Przez to autentycznie miejscami się gubiłem. To horror dla czytelnika, który nie chce dostać oczopląsu. Także sposób publikacji tego dzieła jest… dziwny. Dlaczego to było napisane w postach? Nie pamiętam, ale w 2012 roku nie było przymusu, aby to było w google dosc? Pewnie nie, bo by to poleciało od razu. Muszę jeszcze wspomnieć o tym, że styl pisania jest zły. Budowa zdań jest prosta i nie oddaje żadnego klimatu, ale to i tak lepsze niż zbyt długie zdania. Inaczej, to wszystko byłoby zupełnie nieczytelne. Autor bez ustanku miesza czas przeszły z teraźniejszym. Zapis tego wszystkiego… no dobra, widać, jaki jest. Jakie są moje wrażenia? Strata czasu. Jakiś pomysł był. Pewnie wpadł do głowy podczas obiadku albo nudnej lekcji i tyle. Nic więcej się nie rozwinęło. To tak, jakby autor leciał na żywioł i niczego nie przemyślał. Ale o dziwno nie było jakoś dużo literówek, tak więc… no jest pochwała. Sama idea też mogłaby być ciekawa. To byłoby coś w stylu Silent Ponyville wprawdzie, ale zrobione na swój sposób mogłoby być równie ciekawe. No właśnie, mogłoby! A w tym momencie? No niestety, przykro mi, ale to nie jest fanfik dobrej jakości. To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  20. Witajcie! W tym momencie trwają prace nad nową edycją Stalker Equestria Girls. Najprawdopodobniej skończę jeszcze w tym miesiącu. Niestety, w związku z tym, popełniłem mały błąd i w pewnym momencie jeden wątek fanfika nie skleja się ze sobą na przestrzeni sąsiadujących rozdziałów. Ale spokojnie, naprawię to w przeciągu dwóch dni xd. Modernizacja tego dziełka już trwa od paru miesięcy i zmiany można było już zaobserwować wcześniej. Wstępnie powiem, że około 40% fika będzie zmienione, a do tego będziecie mogli doczekać się ponad stu stron dodatkowej treść (nowe sceny itd.), w większych szczegółach opowiem o tym, jak już skończę. Po co w ogóle się za to zabieram? Ponieważ jest to pierwszy taki duży projekt z mojego warsztatu i zbiegiem tych dwóch lat zauważyłem, że niektóre rzeczy mogłoby być poprowadzone lepiej. Szkielet całej opowieści pozostanie oczywiście ten sam (choć wymienię mu też parę kości), lecz mimo wszystko myślę, że będzie to dosyć odświeżające. Poprawie zostaną poddane niektóre wątki, relacje postaci, tzw. build-up, również zmiany w scenariuszu takie jak modyfikacje bądź całkowite wyrzucenie niektórych motywów. Czy to rewrite? Nie jestem pewien, ale znacząca część została napisana od nowa, a jeszcze większa zmodyfikowana. Chyba najlepszym porównaniem do tego, co się teraz dzieje, to przypadek portowania jednej gry na różne platformy (klasyczny Doom vs Doom 64), gdzie niby chodzi o to samo, a jednak odczucia i wrażenia wydają się być odmienne. Oczywiście, dążę do tego, żeby były lepsze. Nie spotkałem się z wieloma słowami krytyki wobec Stalkera, ale jeżeli już coś takiego dotarło do moich uszu (a raczej oczu), to postanawiałem to przemyśleć i wdrożyć w życie. Cóż, sami będziecie mogli ocenić, czy Wam odpowiada. Inna sprawą jest również to, że do tego uniwersum dołączą opowiadania, które rozszerzą cały świat. Niestety, ale w głównej historii zabrakło po prostu miejsca na umieszczenie wszystkiego i wszystkich (np Kordona, startowej lokacji z gry Stalker: Cień Czarnobyla), więc, jak już pewnie się domyślacie, opowiadanie poboczne będzie dotyczyć tej lokacji. Mogę zdradzić, że będzie to prequel opowiadający o początkach Fluttershy w Zonie, tuż po tym, jak się do niej dostała. Kolejna sprawa, to kontynuacja Stalker Equestria Girls. Zostanie założony nowy temat na forum, rozdziały już nie będą się pojawiać w tym konkretnym temacie. Planuję z wyprzedzeniem napisać część historii, zanim ją gdziekolwiek opublikuję. Rozdziały będą krótsze. Oczywiście protagonistą będzie ktoś inny (nie będę spojlerować tym, którzy nie doczytali pierwszej części Stalkera), a akcja będzie dziać się po kilkudziesięciu latach i nie tylko w Zonie, ale również na nowym obszarze (tego też nie będę spojlerować, ale jak dotarłeś/aś do końca historii, to już się domyślasz). To byłoby na tyle. OCZYWIŚCIE jak rasowy jutuber zachęcam do strzelenia komentarza i... w sumie nie wiem. Możecie zaobserwować. Będę czuł się obserwowany przez ludzi, jak przez jakiś stalkerów, co idealnie się pokrywa z tym fanfikiem! Pozdrawiam!
  21. Hej! Właśnie wstawiłem ostatni rozdział Stalkera! Zapraszam do odwiedzenia działu fanfików, gdzie znajduje się temat poświęcony Stalkerowi. Zachęcam również do wzięcia udziału w ankiecie i napisania komentarza!

    Pozdrawiam!

  22. No dobra... Ostatni rozdział tego fika. Rozdział 19 – Prawdziwe zakończenie, link: https://docs.google.com/document/d/1mrHi8-4eRl6gVKaEa3J8EfXySkCJ-c7sJG-FPvRLmhg/edit To już jest koniec. Przynajmniej tej części. Jako autor tego fanfika mogę przyznać, że to była długa, czasem wyczerpująca, ale również ekscytująca podróż. Napisanie tej historii zajęło mi prawie dwa lata roku i nie spodziewałem się tego, rozrośnie się do takich rozmiarów. Właściwie to na pomysł napisania tego fanfika wpadłem pod wpływem chwili. Myślałem, że porzucę to dość szybko, ale jakoś tak się zdarzyło, że przebrnąłem przez wszystkie rozdziały, poświęcając na to setki, jeśli nie tysiące godzin. Warto było. Świetnie się przy tym bawiłem, a rozmyślanie nad następnymi posunięciami w fabule, aby to wszystko jako tako trzymało się logiki, było niekiedy interesującym wyzwaniem. Ostatecznie wiele pomysłów, które miałem na samym początku, nigdy nie ujrzało światła dziennego. Wiele pomysłów pojawiało się w trakcie pisania, przez to musiałem wracać do wcześniejszych fragmentów i zmieniać wydarzenia w taki sposób, aby wszystko miało sens. Nie mówię oczywiście, że tak jest w stu procentach, pewnie jakieś dziury w fabule istnieją, a jeśli nie, to tym lepiej. Cóż, nieocenioną pomocą wykazało się paru korektorów. Oczywiście ich skład był płynny i zmieniał się z czasem. Niektórzy zostawali na dłużej, potem odchodzili, a na ich miejsce pojawili się kolejni. Chcę z tego miejsca podziękować: Sunowi, RedMadowi, KacperowiQ, Darkbloodpony’emu, Lyokoherosowi oraz Nahesie. Dzięki! Wasze poprawki i wsparcie okazały się być nieocenione i sprawiły, że fanfik zyskał na jakości. @Sun @RedMad @Darkbloodpony @Lyokoheros @Nahesa Chciałbym również podziękować wszystkim na oceny, za komentarze i za śledzenie tej historii. Tak naprawdę to dla Was istnieje ta historia. Gdyby tak nie było, nigdy bym jej nie publikował, bo kimże jest artysta bez swojej widowni? Zawsze lubiłem wymyślać historie, a teraz jeszcze miałem okazję się nią podzielić. Jeszcze raz dziękuje! Co dalej? Cóż… jak to zostało napisane w samym fanfiku, przyszłość okazuje się być nierozwikłaną tajemnicą. Można jedynie przypuszczać i oszacować szanse. Mogę jedynie powiedzieć to, że ciąg dalszy nastąpi i to z pewnością zeżre sporo czasu. Oprócz pisania mam również inne zainteresowania, nie mówiąc o obowiązkach. Możliwe, że zrobię sobie przerwę lub po prostu zajmę się innym fanfikiem, który chodzi mi po głowie. A jakim? Tego być może dowiecie się już wkrótce… Chciałbym jeszcze nadmienić, że zrobiłem ankietę w tym temacie, więc możecie w niej oddać głos. Zachęcam również do komentowania i oceniania, abym miał lepsze spojrzenie na to, co powinienem poprawić! To tyle ode mnie. Pozdrawiam!
  23. Hej! Właśnie wleciały kolejne dwa rozdziały Stalkera. Bardzo szybko, wiem, ale zapraszam do czytania!

  24. Witam serdecznie. No wiem, odzywałem się całkiem niedawno, bodajże jeszcze w tym tygodniu we wtorek, ale co zrobić, skoro mam dla Was kolejną porcję tej jakże wspaniałej fanfikcji, która w obecnym momencie jest w przedostatnim kroku do zakończenia? Wcześniej rozdziały publikowałem w częstotliwością jednego miesiąca, tak mniej więcej. Tym razem samego materiału do czytania jest mniej. Są to wspomniane dwa zakończenia, ale nie jest to ostateczny koniec. Będzie jeszcze jeden rozdział. Najpewniej pojawi się za tydzień, tak więc ten "wielki dzień" zbliża się nieubłaganie. W sumie czuję lekką ekscytację z tym związaną, ponieważ kończę coś, nad czym pracowałem prawie dwa lata i poświeciłem na to sporo czasu. Zdecydowałem również, że zrobię jakaś ankietę. Może nawet zabiorę się za to jeszcze dziś, żeby poznać Wasze zdanie na temat tego fanfika. No nic, nie będę już przedłużać. Oto: Rozdział 17 – Dołączenie do Świadomości-Z, link: https://docs.google.com/document/d/1gxuSmnZHPQBxOzfR8VuGcQ7pevDpQ-491rIgit__qt4/edit Rozdział 18 – Odmowa współpracy Świadomości-Z, link: https://docs.google.com/document/d/19HR1cOHZdu9n8Es03gI4bk1ZvGUCus5Xf-sRMSZ9i5I/edit Tak więc pozostał jedynie rozdział 19. Życzę miłej lektury. Pozdrawiam!
  25. Uff, pomimo sesji jakoś to idzie. A co idzie? Kolejny rozdział, który rozbiłem na dwie części. No ale bez rozdrabniania się. Oto Rozdział 16 – Pokłosie, część 1 link: https://docs.google.com/document/d/1-I-Fh0bcIlvactj08Rp9czyFyms4Opsb_tyWqFZqrE8/edit oraz Rozdział 16 – Pokłosie, część 2 link: https://docs.google.com/document/d/1_sfQ69-gtfn5-BUooRE_lCUk2vBccBhZkfHV6IdoY5k/edit Ach, no i cóż. Pod koniec jest wybór. Tak, wielki wybór zmieniający, którego możecie dokonać (rozdział 17 i 18). Nie no bez przesadny, możecie i tak przeczytać to i to (oczywiście). Wiem, że to brzmi tak, jakby fanfik się skończył właśnie, ale to nie prawda. Niestety na zakończenia będziecie musieli poczekać jeszcze parę dni. Czyli nie jakoś długo. Po tym został jeszcze rozdział 19, czyli już finalny. I dopiero wtedy to już będzie koniec. Ale czy aby na pewno? Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...