Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Carrie spojrzała na Ciebie krzywo. Nie spodobały się jej Twoje żarty jak i pijackie wywody. Jej kwaśna mina sugerowała, że jest gorzej niż Ty sam zakładasz. Westchnęła ostatecznie zdając sobie sprawę ile wypiłeś. Zliczenie tego, było w zasadzie ciekawą rozkminą, skoro klacz za ladą Ci się teraz podobała. To jednak był już rozdział zamknięty, a szum alkoholu w głowie dał znać, gdy tylko spróbowałeś postawić kopyta na podłodze. Balansowałeś na granicy upadku, ale wciąż trzymałeś się na "słowo honoru", przynajmniej tyle. Carrie coś powiedziała, jednak nie skupiłeś się specjalnie nad jej słowami i kiwnąłeś twierdząco głową, w nadziei, iż nie jest to nic zobowiązującego. Chyba pytała czy dasz radę wyjść sam z baru, bo sama ruszyła do wyjścia. Poszedłeś w jej ślady, choć z niemałym trudem. Blask słońca i świeże powietrze, przebudziły Cie z pijackiego amoku. Alkoholowa mgła usunęła się na bok, ustąpiła miejsca słowom Twojej siostry. - ... tylko dojdziesz do siebie, zbierz swoją ekipę i udaj się na kilka dni do lasu z nimi. Wojska pod sztandarem Celestii będą chodzić od domu do domu ściągając ogiery do służby. Według moich informacji ma to się zdarzyć najpóźniej pojutrze. O ojca się nie martw, załatwiłam mu z urzędu zwolnienie z tej zaszczytnej funkcji. Ciebie jednak nie wzięłam pod uwagę. Carrie zaproponowała jeszcze byś poszedł do jej mieszkania, wziął prysznic i przespał się, bo w aktualnym stanie, według niej, nie dałbyś rady. Cóż, może i trochę w tym racji było, bo alkohol stopniowo mami umysł, a miałeś całkiem niezłe tempo. Z drugiej jednak strony zwątpiła w Ciebie...
  2. Ponyville o tej porze zdawało się tętnić życiem. Bezchmurne niebo, o które dbało kilka pegazów, świetnie komponowało się z licznymi ogródkami przed wieloma domkami. Cóż, Twój wygląd wciąż budził pewne obawy wśród kuców, ale to chyba i tak nie miało znaczenia. Postawiłeś sobie wyraźny cel. Niosąc w pysku własnoręcznie zebrany bukiet, rozglądałeś się za obiektem swoich uczuć. Delikatnie połyskująca szara sierść czy też złotawe oczęta, albo raczej coś co je przypominało, błyskawicznie zwracało Twoją uwagę. Przez cały spacer po mieście nie trafiłeś na swą wybrankę, ale nie zamierzałeś zaprzestać poszukiwań. Nie złamały Cię mrozy oraz ciężka praca Twojej krainy, doktorek Life, Thanatos, ani samozwańczy bóg, to zwykłe niepowodzenie nie mogło Cię powstrzymać. Choć wciąż miałeś wiele do wyjaśnienia w swoim życiu, zwłaszcza w swojej wiosce, to na razie żyłeś tu, w Ponyville. Z dala od trudu podróży i wszelkich niebezpieczeństw. Timber przez cały ten czas szedł u Twojego boku, nie rozrabiając przy tym. Zawzięcie rozglądając się za Derpy, nie zwróciłeś uwagi, że byłeś śledzony od dłuższej chwili. Zrozumiałeś ten fakt, gdy byłeś niedaleko drzewa-biblioteki Twilight. Timber również był nieco beztroski, ale zorientował się nieco wcześniej, choć chyba nie brał "ogona" za zagrożenie. Gdy się odwróciłeś, by upewnić się, co do przypuszczenia, nie widziałeś nikogo podejrzanego. Powróciłeś zatem do swojego normalnego kierunku. A raczej chciałeś, bowiem przed Tobą wyrosła znikąd Pinkie. - HEJ! - jęknęła podekscytowana. - Chodź szybko, chodź szybko, chodź szybko, musisz coś zobaczyć - trajkotała i ciągnęła Cię za kopyto prosto do biblioteki. Zabawne ile w tej klaczy było siły, że dawała radę Cię prowadzić...
  3. Daleko nie miales. Nieopodal domku Fluttershy, a na skraju lasu Everfree byla obszerna laka. Pelna bratkow, storczykow i wielu, wielu innych kwiatow. Byles jednak gornikiem oraz podroznikiem, wiec pewnosc co do gatunkow kwiatow byla ograniczona, ale to raczej nie ma znaczenia. Liczy się gest, tak było, jest i bedzie. Z poczatku zbieranie kwiatow szlo gladko, nawet mogles spokojnie ukladac je w bukiet. Wszystko do czasu... Timber z poczatku spokojnie sobie hasal, jednakze brak uwagi spowodowal, że szarzowal pozniej w miejsca, z ktorych chciales zrywac kwiaty. Mimo to miales swój kolorowy bukiet. Mogles teraz poganiac z wilkiem i wymeczyc go, by w miescie byl spokoj z nim. Czas relaksu oraz zabawy uplynal niespodziewanie szybko. Wysoko polozona tarcza sloneczna sugerowala godzine jedenasta, moze nawet dwunasta. Wraz że zdaniem sobie sprawy z uplywu czasu, brzuch dal o sobie znac. Burczenie moze nawet brzmialo lekko jak "nakarm mnie". Bukiecik wydawal się nawet apetyczny... Coz, to chyba nie wchodzilo w gre. Powstalo zatem pytanie: kto nasyci Twój wilczy apetyt..?
  4. Krótka droga do ratusza okazała się jednak za długa. Spotkanie z rzeczywistością, z przyjaciółmi przerosło Ciebie i Twoje wyobrażenie o powrocie. Stchórzłyeś czy może raczej chciałeś się przygotować na kolejne brutalne zderzenie z tym co się zmieniło. Określić to mogłeś jedynie po paru głębszych, toteż szybko poszukałeś wzrokiem miejsca gdzie zazwyczaj się udaje kuc z podobnym problemem. Cóż bar, jak bar, stali bywalcy siedzieli przy jednym stoliku, inni grzali się gdzie im pasowało. Miejsca przy ladzie nie brakowało, barmanka, średniej urody klacz majstrowała przy radiu. Gdy zasiadłeś i złożyłeś zamówienie, ta bez słowa je wykonała. Jednakże, cały czas zalotnie się uśmiechała. Dzień zapowiadał się nawet znośnie. Napić się aż ona będzie ładna, zabawić się, a potem się okaże. Teraz jednak sączyłeś swoje whisky bez słowa. Szybko ujrzałeś dno szklanicy i bez nutki zahamowania zamówiłeś raz jeszcze to samo. W radiu, przy którym majstrowała wcześniej klacz, leciały hity tej wiosny. Cóż, są gusta i guściki, ale miałeś chwilami ochotę wylać gościa odpowiedzialnego za ramówkę. Czas mijał, a Tobie zaczynało szumieć w głowie od kolejnych wypitych szklanek. Zbliżało się południe, a Ty zbliżałeś się żeby coś zaliczyć. Cóż... Wszystko poszłoby z tym założeniem, gdyby nie znajomy głos. - Nejra? Braciszku? - to była Carrie. Stała tuż obok Ciebie z lekkim wyrzutem w oczach. Było tam coś jeszcze... - Ładnie to tak iść się upić zamiast spotkać się z rodzina? Twoja siostra szybko wyjaśniła, że długo Cię szukać nie musiała. Terry wpadł dziś do ratusza i powiedział o Twoim przybyciu, jakby przewidział, że nie pójdziesz do rodziny. A dalej łatwo było przepuścić, że pójdziesz gdzieś pić. Później Carrie mówiła o tym co było w domu, po Twoim wyjeździe. Lilu poszła w Twoje ślady jeśli chodzi o zabawę, zatem te słuchy, które Cię doszły, okazały się prawdziwe. Matka wkrótce po tych dwóch zdarzeniach oszalała, a Carrie się wyprowadziła. Cóż, rodzina też Ci się posypała i może częściowo nawet przez Ciebie. - Jednak, nie szukałam Cię tylko dla tego, że dawno się nie widzieliśmy - zaczęła z troską i smutkiem. Nachyliła się nad Toba, by móc mówić, tak, by nikt nie słyszał. - Szykuje się wojna domowa Nejra. Ktoś podobno próbował otruć księżniczkę Lunę i jej zwolennicy powiedzieli, że to jasny spisek wyznawców Celestii. Przemknęło Ci przez głowę, że to właśnie dlatego ostatnio Luna nie przemawiała osobiście. W zasadzie prawie od miesiąca. - W związku z tym szykuje się przymusowy pobór do wojska... Uciekaj Nejra, w ratuszu jest już całkowita pewność co do wojny domowej...
  5. Ruszyles razem z wilczym bratem na spacer. Czesciowo już znales Ponyville. Mogles ryzykowac spacer ulicami, gdzie wilk mogl narozrabiac, w dodatku kucyki wciaz dziwnie na Ciebie patrzyly lub przejsc się po lesie. Kochanym lesie Everfree. Miejscu gdzie spotkala Cie najdziwniejsza przygoda w zyciu. Teoretycznie las byl niebezpieczny, ale nakopales samozwanczemu bogowi, zjawie i chimerze, wiec to las winien się bac Ciebie. Jednakze w lesie na pewno bys nie spotkal swej ukochanej. Musiales podjac decyzje gdzie idziesz się przejsc. Ot dziwne sa dylematy bohatera. ______________________ Jestem na wyjezdzie i mam nadzieje, że nie przeszkadza Ci brak polskich znakow. Jeśli to jednak problem, postaram się podzialac, by z tym powalczyc.
  6. Fluttershy lekko się cofnęła. Zdawała się kojarzyć fakty, które ostatnio miały miejsce jak i to co powiedział jej Timber oraz Ty. Sprawiała wrażenie, jakby nieco się wystraszyła. - Nie, nie, skądże znowu. Nie wspomniał o żadnych szczegółach. Powiedział tylko, że ostatnio dużo się działo - odparła z przyspieszonym oddechem i cichszym głosem. Potem wymusiła na sobie, by strach zastąpić uśmiechem. Cokolwiek chodziło jej po głowie, jedno było pewne, była płochliwa. - Nic jednak nie wspomniała o klaczy, o której myślisz.
  7. Stojąc w deszczu i patrząc jak klaczka biegnie przed siebie, a raczej prawie że ucieka, poczułem pewną ulgę. Był to powrót do ładu jaki panował od dawien dawna dla mnie. Była to dziwna odmiana, która szybko się skończyła. Ulewa z piorunami odcinała mi jednak możliwość szybkiej wędrówki, mogłem zatem jedynie ruszyć na swoich kopytach przed siebie. Ten fakt na niebie nie był tak bolesny, może dlatego, że tam nie ma specjalnie punktów orientacyjnych. Nie licząc słońca oczywiście, ale mimo to, tam jest się wolnym... Kierunek nie miał dla mnie znaczenia i ruszyłem po prostu przed siebie. Powoli i spokojnie, pozwalając przy tym by deszcz oczyścił moje myśli. Niestety, jednej nie mogłem się pozbyć - pragnienia odpoczynku od wszystkiego. Nieśmiertelność lub raczej wieczność, o niej nie potrafię zapomnieć...
  8. Klacz uśmiechała się bardzo przyjaźnie i nie przerywała tej przyjemnej dla Ciebie oraz Twego kompana chwili. Wilk korzystał z każdej pieszczoty, którą mu zapewniałeś. Dopiero, gdy zwróciłeś się bezpośrednio do klaczy, ta zaczęła zaczerwieniła się. - N-nie trzeba, przyjemność po mojej stronie - odparła na szybko. Dopiero po Twoim drugim zdaniu uspokoiła się. Cieszyła ją ta zmiana tematu. - Wiesz, że w języku zwierząt jest bardzo słabo rozbudowany czas przyszły, a u wilków nie ma go w ogóle? Nie wiem czemu tak jest, ale nie da się tego zmienić. Mimo to łatwo jest się z nimi porozumieć, a Timber jest szczególnie rozmowny. Powiedział mi wiele o waszej więzi, ale bez szczegółów, spokojnie. Twój kompan jest zadowolony ze stabilizacji w waszym życiu, zwłaszcza po intensywnych chwilach ostatnio.
  9. Pomimo iż wspomniałeś o spotkaniu, klacz skwitowała je dość szybko. Zrobiła to za pomocą słowa "doprawdy?" i sprawiała wrażenie zaskoczonej. Dopiero, gdy wchodziłeś do łazienki usłyszałeś drobne jęknięcie przepełnione zaskoczeniem. - Faktycznie, mogło coś takiego mieć miejsce - dorzuciła, ale to już było raczej głośne myślenie klaczy. W podczas tej krótkiej pogawędki dowiedziałeś się, że ma na imię Lisa. Po wyjściu z łazienki zastałeś Irmę gotową do wyjścia. Piła ostatni łyk herbaty i patrzyła się w stronę okna. Na stoliku były trzy kanapki z twarożkiem i szczypiorem. Jedno spojrzenie na danie, dawało do zrozumienia, że to posiłek dla Ciebie. Mimo to wyłożyłeś sprawę jasno, że potrzebujesz jakiśkolwiek wskazówek, a najlepiej przewodnika. Irma wywróciła oczami i stwierdziła, że spieszy się do pracy. Mogła Ci pomóc jutro, to jest w sobotę, bądź wskazówką. Tego drugiego nie skąpiła, nie musiałeś nawet prosić. Twoja najstarsza siostra Carrie pracowała w ratuszu. Było to po drodze do pracy Irmy. Zabrałeś więc kanapkę na drogę i ruszyłeś nie tracąc czasu razem z przyjaciółką. Pytanie czy za tym słowem kryło się jego znaczenie, czy było to już tylko wyrachowanie. Podczas spaceru z dawną znajomą, rozmowa zeszła na temat tego jak paczka się wykruszała. Jedno po drugim, każde z was budziło się z faktem, iż życie to nie tylko zabawa. Wyjątkiem jest chyba tylko Sacre, ale to inny przypadek. Krótkie wspominki lepszych i gorszych chwil pozwoliły Ci zrozumieć, że dawnej ekipy już nie ma, a tym bardziej nie wróci. Irma powiedziała to z niebywałą szczerością i nutką żalu. Nie musiałeś nic mówić, sama przyznała się, że to były wspaniałe momenty jej życia. Dalszą konwersację przerwał wam krzyk małego źrebaka. - Paaaaniii Irmo! - dobiegł z głosem przepełnionym łzami. - Kim jest ten pan? Nie zostawi nas pani?! - zawodził. - Bo my panią bardzo kochamy! Zwłaszcza ja! Klacz uśmiechnęła się i zaprzeczyła. Potem pogłaskała malca. W tym małym geście kryła się u niej niebywała łagodność. Tego chyba nikt z waszej paczki od tej klaczy nie doświadczył. Co nie zmieniło faktu, że została Ci prosta droga do ratusza by odnaleźć jedną z sióstr.
  10. - To nie problem - odparła od razu Fluttershy łagodnym głosem i ustąpiła miejsca Timberowi, który przyszedł zobaczyć co się dzieje. Wilk ziewnął sobie leniwie i usiadł spokojnie obok klaczy. Utrzymywał jednak konktakt wzrokowy z Tobą. Zdawał się być wypoczęty, a jego futro było jakby teraz lepiej zadbane. - Timber jest bardzo oddanym kompanem - stwierdziła Fluttershy. - W dodatku przyjaznym, zatem obyło się bez problemów. Jak widzisz nie wszystko idzie w życiu źle.
  11. Wstałeś dość wcześnie. Dowodem na to były nawet puste ulice Ponyville, jak i liczne ptactwo świergoczące wniebogłosy. Twardo szedłeś trasą, którą prowadził Cię wczoraj Spike. Mijałeś po drodze pierwsze kucyki, które dopiero wstały albo musiały wstać, by miasteczko mogło żyć i nie popaść w chaos. Ranki to dziwny czas, zaspane kucyki nie zwracały uwagi na to co było dokoła nich, więc miałeś spokój. Poranny spacerek szybko minął, co zaowocowało pukaniem w drzwi domku Fluttershy. Otworzył Ci nikt inny jak królik z wczoraj. Fluttershy nazywała go chyba Angel. Maluch popatrzył na Ciebie i trzasnął drzwiami. Usłyszałeś głos opiekuńczej klaczy. - Kto to był? - pytała Fluttershy. Najwidoczniej rozumiała mowę zwierząt. Pozostawienie u niej Timbera, miało więc szansę na powodzenie. Oczywiście jakkolwiek to mogło brzmieć. - Angel! Jesteś nieuprzejmy. Tak nie można. Po chwili drzwi się otworzyły. W powietrzu i przed Tobą unosiła się żółta pegazica. - Hej, przepraszam za niego. Jest trudny, ale też bardzo miły - stwierdziła spoglądając za siebie prosto na króliczka. Po chwili wróciła spojrzeniem do Ciebie. - Coś się stało?
  12. Twoje wyjście wprawiło oba głosy w milczenie. Najzwyklejsze otwarcie drzwi sprowadziło na Ciebie wzrok dwóch klaczy. Odruchowo sam zbadałeś kto przygląda się Tobie. Poza Irmą, w pomieszczeniu była już jakby znajoma Ci klacz. Atramentowe ubarwienie sierści, grafitowa grzywa, skóra, ćwieki, liczne kolczyki i zmysłowa czerwień na ustach. Zwieńczeniem urody klaczy były bursztynowe oczy podkreślone mocnym makijażem. Grafitowo-grzywa była buntowniczką z wczoraj. Rzuciła Ci krótkie i niedbałe "yo". Irma za to pozwoliła sobie na pytanie czy dobrze spałeś. Odparłeś zdawkowo i wgramoliłeś się do łazienki. Dość spore pomieszczenie z sedesem, wanną na środku i umywalką. Kafelki rozciągały się na całej podłodze i połowie ścian. Potem prezentowała się biel farby. Cokolwiek teraz będziesz robił, warto się zastanowić gdzie zaczniesz poszukiwania. Niestety, "każdy ogier z rańca, ma między nogami powstańca", a najprawdopodobniej współlokatorka Irmy, nie gasiła Twoich potrzeb. Była naprawdę piękna, aż nurtowało Cię, co kryję się pod jej makijażem, pod skórą. Ta klacz jednym krótkim spojrzeniem wryła Ci się w umysł.
  13. Patrzyłem na szkraba już z nutą zniecierpliwienia. Brak zdecydowania, jak i poparcia działaniem w swoich słowach, sprawiał, że miałem ochotę kontynuować podróż. Obcowanie z innymi jest nie tylko bolesne, ale i upierdliwe. Uczą się całe życie jak żyć, a potem odchodzą. Poza tym ciągłe spoglądanie na ten schemat, jakże podobny u wszystkich, było męczące. - To chcesz do domu czy wolisz siedzieć w lesie w trakcie burzy? - spytałem srogo. - Zdecyduj się.
  14. Spike nie przeciągał całej sytuacji i szybko wskoczył Ci na grzbiet. Dla Ciebie ważył tyle co nic, więc już się nie krępując ruszyłeś przekimać się wreszcie w normalnym łóżku. Pomimo wszystkich zapewnień, wciąż myślałeś o swoim przyjacielu. W końcu zostawiłeś go u kogoś. W dodatku nie broniłeś go przed tym pomysłem. Z takimi rozmyślaniami wróciłeś do dużego drzewa wraz ze Spikiem. Twi w tej chwili nie było w bibliotece, ale zostawiła kartkę, że posiłek jest w kuchni, a ona wróci nieco później. Duża sałatka warzywna, w której dominowały pomidory. Coś wspaniałego, by zapchać się na noc i rzucić się spać. Spike nie przeszkadzał Ci, bo zaczął sprzątać bibliotekę. Sam zaś wreszcie skończyłeś przewracając się na drugi bok. Nim to jednak się stało, długo jeszcze myślałeś nad słusznością swojej decyzji. Ostatecznie jednak nie doszedłeś do żadnych wniosków i obudził Cię świergot ptaków na zewnątrz. Przyjemna odmiana wobec tego co było.
  15. Klacz chwilę stała w drzwiach nim odpuściła całkowicie czas na dzisiejszą rozmowę. To co powiedziałeś, wprawiło Irmę w zadumę. - Nic się nie zmieniłeś - stwierdziła w tajemniczy sposób, a jej spojrzenie skierowane zostało gdzieś na podłogę. - Dobrej nocy Nejra. Po tych słowach drzwi od pokoju zamknęły się z cichym puknięciem klamki. Wylądowałeś w mieszkaniu swojej przyjaciółki zaraz po powrocie do rodzinnych stron. Odnowione więzi po takim czasie i starcie z tym co wiąże się z dojrzałością, było dziwne, skłaniające do relfeksji. Poczułeś to bardzo szybko. Wszyscy się w pewnym stopniu zmienili i nic już nie jest takie jak dawniej. Wspomnienie sielanki na ostrych kawałkach rzeczywistości było smutne. Szybko pojawiło się bolesne pytanie czy wciąż masz przyjaciół, czy też zwykłe wyrachowanie nakazuje się tak zachowywać. Odpowiedź tkwiła w Dianie bądź Sacre. Nasilała się również w sercu troska o siostry, wraz z nimi pojawiła się niezdrowa ciekawość co u rodziców. Irma niewinnym pytaniem zmusiła Cię do zastanowienia się nad sobą. Jeśli potrafi to z źrebakami, to lepiej roboty znaleźć sobie nie mogła. Wkrótce wszystko to o czym myślałeś, wraz z zapachem brzoskwiń, utuliło Cię do snu. Zasnąłeś jak kamień i dopiero pierwszy poranny pociąg wybudził Cię swoim ostrym hamowaniem. Potężny pisk, głos z megafonu i delikatne odgłosy przyrody utrzymały Cię w świecie realnym. Krainę snów już opuściłeś i nie zapowiadało się byś do niej wrócił. Rozejrzałeś się delikatnie w poszukiwaniu zegara, ale w pokoju go nie było. Ogarniając rozespane oczy, zwróciłeś uwagę, na to, że Irma z kimś rozmawia. Nie do końca słyszałeś z kim, ani o czym dokładnie.
  16. Rzęsisty deszcz był bardzo przyjemny. Matka natura powtarzała kolejny cykl bez żadnych zaburzeń. To właśnie było najdziwniejsze. Dlaczego bowiem, mnie spotkało coś niespodziewanego? Męczące pytania bez odpowiedzi. W dodatku szkrab mógł się przeziębić, więc pozwoliłem sobie rozłożyć jedno ze skrzydeł i osłonić Małą przed deszczem. Niby nic, ale zawsze coś. Jej strach przed burzą i splot słów pozbawionych sensu sprawił, że przestałem przywiązywać uwagę do ich znaczenia. - Długo masz zamiar sterczeć na tej pogodzie? - spytałem nieco zrzędliwie. - Wydawało mi się, że chciałaś gdzieś iść...
  17. Wilk tylko przekrzywi łeb i próbował zrozumieć Twoje słowa. Jego spojrzenie było proste, ale i przepełnione wiarą w Ciebie. Po krótkiej chwili podniósł się z miejsca i jakby kiwnął łbem porozumiewawczo, następnie wszedł do domku Fluttershy. - Masz bardzo mądrego kompana - podsumowała Fluttershy przepuszczając Timbera przez drzwi. O dziwo ten nie zaczął od rozrabiania, ale spokojnie czekał na to co będzie i rozglądał się. - Zaopiekuję się nim, nie musisz się martwić. - Jest coś jeszcze czego potrzebujesz Magnusie? - zapytał ostatecznie Spike.
  18. Irma pozwoliła na uścisk, jednak szybko dała Ci znać, byś na więcej nie liczył. Zrobiła to, gdy ją nieco objąłeś. Stwierdziła bardzo chłodno, aczkolwiek i z żartem, że kopyta trzeba trzymać przy sobie. Odwzajemniła mimo to uścisk, co zaowocowało pewnością w sprawie tęsknoty jak i ostrzeżenia-żartu. Po chwili już luźno rozmawialiście. Głównym tematem było zwyczajne co słychać u każdego z was. Pochwaliłeś się powrotem i spotkaniem Terrego, wspomniałeś nieco jak Ci się pracowało, a w zamian za to Irma odpowiedziała Ci tym samym. Od dwóch lat pracowała ze źrebakami, ma dość nietypową współlokatorkę, która chyba nawet jest z grona towarzystwa Sacre. Delikatnie zeszło na wspominki, ale szybko zobaczyłeś wrogie spojrzenie u klaczy. Jak się okazało, doskonale pamiętała Twoje wybryki. Teraz jednak nie miała Ci tego za złe, droczyła się z Tobą, a Tobie taka gra w sumie pasowała. Pogawędka trwała dość krótko, bowiem klacz oznajmiła, że rano musi wstać do pracy. Za oknem srebrny glob panował na niebie, a zegar wiszący gdzieś na ścianie wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści. Irma naszykowała Ci ręcznik na wypadek, gdybyś potrzebował skorzystać z łazienki i pokazała Ci pokój, w którym miałeś dziś spać. Mały zielony pokoik z niewielkim łóżkiem, regałem na książki, szafą i komodą na ubrania i biurkiem z lampką. Wszystko w jasnych i ciepłych barwach. W powietrzu unosił się tam zapach słodkich brzoskwiń. Nim Irma Cię zostawiła pozwoliła sobie na pytanie. O nic więcej nie pytała, a Twoja odpowiedź miała być niczym słowo dobranoc na zakończenie tego zwariowanego dnia. - Czemu nie wróciłeś najpierw do rodziców?
  19. Fluttershy uważnie słuchała tego co mówiłeś i spoglądała co chwilę na wilka. Zdawała się rozważać to co wiesz o swoim przyjacielu. Brała pod uwagę waszą znajomość. Spike jednak odpowiedział za Fluttershy. - Magnusie, ona potrafi nawet obłaskawić Mantykore! - oświadczył. Pegazica zareagowała delikatnym rumieńcem. Timber natomiast spojrzał na Spike i jakby się uśmiechnął ostrzegawczo. - Więc, tego... - To już zależy od Ciebie czy go zostawisz u mnie - podsumowała Fluttershy.
  20. Fluttershy przestała wkrótce wiercić kopytem w podłodze. Delikatnie uniosła głowę, ale wciąż patrzyła nieco zza swoich włosów. - Po prostu Fluttershy - odparła po chwili. - I jeśli chcesz, może zostać u mnie. Na pewno nie sprawi kłopotu. A pieniądze nie mają znaczenia jeśli chodzi o pomoc innym, prawda? Wilk tylko siedział i czekał na rozwój wydarzeń, podczas gdy królik dosłownie kipiał ze złości, a słowa Fluttershy doprowadziły go chyba do obłędu. Zeskoczył z jej głowy na ziemię i wylądował tuż pod Twoimi kopytami. Tupnął jedną nóżką, coś zapiszczał. Wyglądał przy tym jakby kazał Ci się stąd zabierać. - Och, Angel. Co za słownictwo... Przepraszam za niego, zazwyczaj jest miły... - stwierdziła Fluttershy na przedstawienie królika. Timber najwyraźniej postanowił spróbować białego sierściucha i liznął go. Maluch tylko odskoczył i pokazał Ci gestem skrócenie szyi.
  21. Nim rozmowa rozkręciła się na dobre, Terry przedstawił Ci towarzyszkę. Była nią o rok młodsza od was klacz, o imieniu Lisa. Byli w wolnym związku i wyglądali na szczęśliwych. Pociechą pary była Ami, o umaszczeniu ciemnej zieleni i seledynowych oczkach. Za drinka para podziękowała, bowiem opieka nad dzieckiem nie pozwala na takie wypady. Ale takie spotkanie nie mogło się zakończyć w ten sposób. Lisa zaprosiła Cię na kolację do nich. Po drodze Terry opowiadał co się stało z całą ekipą. Czternasto-kucykowa paczka w zasadzie się rozpadła jakoś rok po Twoim wyjeździe. Każdy jakoś poszedł w swoją stronę i przyjaźnie zaczęły upadać. Dwójka braci, Tank i Jim pojechali do Canterlotu za pracą. WYbuchowy duet, może dlatego, że zawsze brak im było oleju w głowie, co zastępowali mięśniami, ale potrafili się bawić, byli w porządku. Podobnie do tej dwójki zrobił Vaniki, tyle że ten załapał się do gwardii i od czasu do czasu wysyła listy. Kto by przypuszczał, że ten leń i marzyciel załapie się tam. Joel zatracił się w zabawie i popłynął w jakieś dziwne towarzystwo. W zasadzie można było się po nim tego spodziewać. Henry, lekki outsider nawet w waszej grupie, sam odciął się od wszystkich, których znał i teraz pracuje w policji Ponyville. Sacre, geniusz jeśli chodzi o poczucie rytmu i gitarzysta, wreszcie założył kapele i obraca się przez to w nowym towarzystwie, choć wciąż stara się utrzymać ze wszystkimi kontakt. Leyla, bardzo opiekuńcza i ciepła klacz wyjechała do Manehatannu i nie ma po niej słuchu. Irma, stanowcza, ale i łagodna zarazem jest przedszkolanką i również utrzymuje kontakt, oczywiście jeśli tylko ktoś tego chce. Dwie najbardziej rozrywkowe klacze z waszej paczki, Pola i Kama po przepracowaniu dwóch lat, wybrały się za zarobione pieniądze w podróż po Equestrii. Ponoć ostatnio były w Fillydelphi. Diana, najpiękniejsza ze wszystkich i jednocześnie najbardziej niedostępna studiuje w Canterlot. Lalabel, klacz o temperamencie niczym ogień znalazła sobie ostatnio kogoś, potem zaciążyła, a jej partner wyparował. Niestety unika kontaktu. Przy takim skrócie wreszcie dotarliście do domu Twoich przyjaciół. Ciasny, ale własny, jak to się mówi. Malutki domek w pobliżu Twojej starej szkoły. Kuchnio-jadalnia, sypialnia, pokoik dziecięcy (dosłownie pokoik, bowiem był naprawdę mały) i łazienka. Wszędzie tylko to co najpotrzebniejsze i tyle. Zbliżała się godzina dziewiąta wieczorem, ale normalny i w dodatku ciepły posiłek jakim był kapuśniak, stał się stemplem potwierdzającym Twój powrót... Terry również wypytywał Ciebie. Chciał wiedzieć wszystko i jeszcze więcej. Potem trochę powspominaliście, oczywiście pomijając niektóre pikantniejsze szczegóły z Terrym w roli głównej, by nie urazić jego wybranki, która doglądała co jakiś czas źrebięcia. Wzmianka o noclegu zaowocowała ofertą przyjaciela byś został u nich. To jednak u was obu po chwili wywołało salwę śmiechu. Po prostu nie dało się, nie było gdzie. Terry zaproponował więc, że wkręci Cię do Irmy na noc. Przypomniało Ci się, że była ona nieco cięta na Ciebie, za to, że raz po pijaku zarywałeś do niej, a nieco później obściskiwałeś się z Polą. Niestety było już za późno, Terry dzwonił. Na Twoje nieszczęście i zarazem szczęście, klacz się zgodziła... Wkrótce dokończyliście posiłek i razem z przyjacielem udałeś się do Irmy. Ta mieszkała niedaleko dworca w niewielkim bloku, czteropiętrowym. Oczywiście na ostatnim piętrze. Drewniane drzwi były ozdobione numerem trzynaście. Obaj z głupimi wyrazami pyska nieco zwlekaliście z zapukaniem. Widoczenie i Terry sobie przypomniał ową sytuację, ale trzeba było się przemóc. Dwa uderzenia w drewniane drzwi zaowocowały stukotem kopyt w środku, a potem uchyleniem drzwi. - Cześć wam - rzuciła z uśmiechem Irma. Klacz miała średnio długą grzywę o barwie śnieżnej bieli. Oczy mieniły się srebrem. Zaś sam pyszczek klaczy wydoroślał. Prezentował dzięki temu jej nowy urok - dojrzałość. Sierść klaczy miała barwę cegły. - Na co się tak gapicie, zapraszam do środka. Terry lekko Cię szturchnął byś wszedł pierwszy i sam się wyłgał, że musi pomóc Lisie z córką, po czym uciekł do domu jak najszybciej. Zostałeś sam z Irmą w kuchnio-jadalnio-salonie. Dosyć spore mieszkanie. Na lewo i prawo było po pokoju zamykanym na klucz jak widać. Pod nogami miałeś panele, a pod dużym oknem był spory stół z dwoma ławami z jasnego drewna. Przy drzwiach wejściowych była, lodówka, kuchenka i szafki. Po lewej stronie mieszkania były jeszcze jedne drzwi, od łazienki. - Ten po prawej jest dziś Twój - zaznaczyła Irma. - Ja prześpię się u współlokatorki. Poza tym, jesteś głodny?
  22. Imię... Czyżby zlepek kilku liter był świadectwem czyjegoś istnienia? To było już nudne i wciąż nie prowadziło mnie dalej. W zasadzie jak całe moje życie. Gdyby nie nagłe uderzenie, pewno bym się jeszcze bardziej pogrążył w rozmyślaniach i po prostu wzbił się w powietrze, by lecieć. Zwyczajnie lecieć przed siebie. Szkrab jednak bał się czegoś. Czyli ciekawość była silniejsza od strachu, sęk w tym, że błyskawicy nie sprawdzi jak mnie. - Znowu? - powtórzyłem. - To naturalny cykl natury. Energia musi krążyć i znajdować drogę przepływu - stwierdziłem odwracając się do małej klaczy.
  23. Skupiony na znajomych wyrazach pyska ruszyłeś przed siebie. Słońce powoli traciło władzę nad niebem na rzecz księżyca, mimo to wciąż było jasno. Składało się na to również bezchmurne niebo i pełna biała tarcza Luny. Już po chwili swojego spaceru poczułeś na sobie spojrzenia co po niektórych kuców. Włosy na głowie może i ukryłeś, ale długi ogon wciąż potrafił przyciągnąć uwagę. Ten problem, o ile tak mógłbyś to określić, nie był teraz priorytetem. Równym cwałem przemierzałeś Ponyville poznając je na nowo. Starałeś sobie również przypomnieć kogo i gdzie mógłbyś spotkać. Swoją drogą, nie było Cię zaledwie cztery lata. Czyżby ten czas aż tak bardzo przytemperował Twoje znajomości? A może po prostu tak bardzo zmienił wszystkich tu obecnych. Każdy z Twojej paczki ma teraz około 24 lata. A rodzina? Rozstałeś ze staruszkami w dość napiętym nastroju. No i w końcu co z siostrami? Zaczynało Cię męczyć takie rozmyślanie i brak odpowiedzi na pytania. Po pewnym czasie łażenia i rozglądania się za kimś Ci znajomym, srebrzysty glob panował bezsprzecznie na niebie. Ty zaś wciąż nie natrafiłeś na nikogo. Przed sobą miałeś wybór hotelu lub zwyczajnego najścia któregoś ze znajomych. O ile oczywiście wciąż mieszkają tam gdzie mieszkali. Upływ czasu strasznie wszystko pokomplikował. - Nej? - usłyszałeś znajomy głos. Energiczny, pełny szczęścia. Ktoś się tak już kiedyś do Ciebie zwracał. Odwróciłeś się i ujrzałeś zielonego ogiera z szarą krótką czupryną, ale nie przystrzyżoną na jeżyka. Oczy były pomarańczowe, ale mieniły się teraz jak płomienie świec. Sam ogier miał obok siebie towarzyszkę, brunatną klacz o długich brąz włosach i niebieskich oczach. Przed nimi plasował się wózek źrebięcy. - Nej, Kopę lat! Szybkie procesy myślowe, nieco utrudnione przez wózek i nieznaną Ci w 100% klacz, zaowocowały przypomnieniem sobie kim jest persona wołająca na Ciebie "Nej". Był to Terry. Jeden z oszołomów z Twojej szkolnej paczki. Chyba najbardziej ambitny ze wszystkich pozostałych.
  24. Zółta pegazica zlustrowała wilka łagodnym spojrzeniem, a ten po prostu przysiadł. Spike tylko przyglądał się temu zajściu i już nie zabierał głosu. Klacz natomiast wróciła wzrokiem na Ciebie. Nieśmiało spoglądała spod swoich różowych włosów. - W czym problem? - zapytała już nieco spokojniej. Kopyto Fluttershy zdawało się drążyć podłogę, a królik na jej głowie patrzył na Ciebie w coraz to bardziej złowrogi sposób.
  25. Uniosłem jedną brew, pozostając przy tym ze spokojnym wyrazem pyska. Ta mała stwierdziła, że zamek należał do niej. Co ciekawe, nie dostrzegłem żadnej większej budowli, gdy przelatywałem tędy. Łgała lub wyolbrzymiała pojęcie o swoim "domku", w którym żyła. Miałem wrażenie, że to była raczej ta druga opcja. Szybko jednak zrezygnowałem z myślenia i spojrzałem w niebo. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć klaczce na temat mojego imienia. - Nie posiadam go - stwierdziłem pusto. - Po prostu go nie pamiętam.
×
×
  • Utwórz nowe...