Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Pod wpływem Twoich słów, Carrie zdawała się miotać jeszcze bardziej w swoich rozmyślaniach. Każde słowo było niczym gwóźdź wbijany do trumny jej założeń. Zaś widmo rzeczywistości, które jej serwowałeś, musiała bardzo dokładnie i rzeczowo sobie wyobrażać. Odwróciła od Ciebie łeb, by spojrzeć gdzieś w bok i dać sobie wytchnąć. Z łatwością dostrzegłeś, że jej ciało zaczyna drżeć. W dodatku, gdy wspomniałeś o racjach żywnościowych, wcisnęła się w fotel, zupełnie jakby ktoś groził jej rozgrzanym żelazem. Spojrzała na Ciebie przekrwionymi oczami. Napuchnięte powieki i poliki od łez, unaoczniły Ci, jak mało wspólnego masz z byciem taktownym. - Czemu zatem nie staniemy po stronie tradycji? - zapytała Carrie. Drobna iskra w jej oku, nieznaczne wygięcie się jej warg w uśmiech i nadzieja w słowach, rzuciła kolejny "przemyślany plan" siostry. Niezwykle szalony dla Ciebie, nie do pogodzenia się. Plan absurdalny wręcz dla Ciebie, dla niej wydawał się wyjściem idealnym. W jej głosie na powrót pojawiła się pewność siebie. I choć mówiła wciąż ze ściśniętym gardłem, była w nieco lepszym nastroju. - Niewiele się zmieni, a buntownicy nie zajmą miast i wsi blisko Canterlotu. Będziemy wszyscy bezpieczni! Nejra, to nie gra, nie ma sensu ryzykować życiem!
  2. Fluttershy cofnęła się lekko od Ciebie. Podejrzliwy sposób w jaki na nią musiałeś patrzeć, musiał nieco ją przerazić w połączeniu z Twoim wyglądem. Kogo chcesz oszukać? Przecież z przyjaźnie nastawioną istotą nie masz wiele wspólnego, byłeś nie raz skłonny zabijać. Na taką myśl teraz, Twoje serce uderzyło mocniej. - N-niewiem - odparła klacz. - Wspomniała tylko, że musi tam coś jeszcze załatwić - odpowiadała coraz ciszej.
  3. Fluttershy słuchała Cię z postawą zamkniętą. Lekko pochylony łeb, opuszczona grzywa na pysk i urocze, wzbudzające potrzebę opieki spojrzenie. Wydawało Ci się nawet przez chwilę, że się zarumieniła, jednakże mogło to być jedynie złudzenie, które przerwał Angel. Biały króliczek stanął niczym bohater przed swą damą w opresji. Piorunującym spojrzeniem dał Ci znać, że będzie walczył choćbyś był smokiem. - Dziękuję - odparła skromnie klacz. Nie podjęła jednak rozmowy o Twoim wilczym bracie. Przeszła do sedna o jakie sam zresztą zapytałeś. - Twilight ostatnio wspominała, że będzie badać jeszcze ten zamek. A Derpy pewnie pracuje.
  4. Carrie wydawała się przytłoczona przez wszystko co spotkało ją do tej pory w życiu. Miała pewien poukładany plan, ale los nie do końca się z nim zgadzał i skutecznie rujnował fundamenty jej wizji. Teraz gdy konfrontowała razem z Tobą, to co będzie, wydawała się być zbyt długo silna. Twój wyjazd zatem naprawdę musiał odcisnąć się na matce i ojcu, a dalej na niej samej. - Idiota - wydusiła z siebie razem z czknięciem. Wszystko miała jakoś zaplanowane, ale Ty wróciłeś, pojawiła się nadzieja, podczas gdy ona sama pogodziła się z dziwnym stanem zwanym zrezygnowaniem. - Nie słuchałeś mnie? Byłeś w sumie pijany... O wszystko jakoś zadbałam, tylko Ty... musisz się ukryć.
  5. Żółty pegaz podskoczył tylko na niespodziewane zawołanie. Zebrane ptactwo tylko się rozleciało, gdy ich dyrygentka straciła na skupieniu. Zaskoczenie szybko jednak minęło, a na pysku klaczy pojawił się drobny uśmiech. - Um, witaj - odparła zwracając się ku Tobie. - Był tu nie dawno, bawił się z Angelem. Królik tylko zmrużył w morderczy sposób oczy, dając Ci przy tym do zrozumienia, że to Ty zapłacisz za straty moralne i temu podobne. Potem pokicał dalej w krzaki. - Nie wiem jednak gdzie pognał... Swoją drogą, od dawna tu byłeś i słuchałeś?
  6. Gdy trzymałeś Carrie i spoglądałeś jej prosto w oczy, te drżały. Ona sama wydawała się być bezsilna i przerażona tym jaka jest rzeczywistość. Gdzieś wewnątrz poczułeś ukłucie. Przeszywało Cię uczucie pełne nostalgii za krainą beztroski. Gdy największym problemem było kupienie cydru czy odrzucenie przez klaczkę. Smutny pysk siostrzyczki zdawał się przelewać właśnie takie emocje na Ciebie. Z oczu klaczy spłynęły łzy, a gdy ją puściłeś, zwiesiła łeb. Grzywa siostrzyczki zasłaniała całkiem, to jak mogła się czuć. Nie usłyszałeś w odpowiedzi od razu, nawet najmniejszego łkania. Po kilkusekundowej ciszy, doszedł Cię wreszcie głos Carrie. Był złamany, drżący, pełen bólu i niepewności. - Już raz Cię straciliśmy Nejra. Potem Matkę i Ojca, a nawet Lilu - dała sobie chwilę. Każde słowo było nadkucykowym wysiłkiem. Zupełnie jakby kroczyła przez płomienie. - I teraz znowu, gdy wróciłeś, chcesz z łatwością pozwolić się zabić? Carrie uniosła swój łeb. Część jej włosów była przyklejona do pyska dzięki łzom. Te zdawały się spływać raz za razem z jej spuchniętych oczu. - Wojna to nie zabawa, a zgrywanie bohatera było wesołe kilka lat temu...
  7. Spike podziękował Ci za rozmowę uśmiechem od ucha do ucha. Zaprezentował przy tym zestaw zębów podobnych raczej do jakiegoś niegroźnego gryzonia. Poczciwy mały smok... A raczej smoczątko w roli ścisłości, pożegnało Cię i zabrało się do swojej pracy, jakakolwiek by nie była. Ty zaś wylazłeś ponownie pospacerować po Ponyville. Jeszcze nie tak dawno ściągałeś uwagę każdego kuca, teraz ograniczało się to do krótkiego pomachania kopytem i uśmiechu. Zabawny obrót sprawy, podobnie jak każda przygoda, brakuje tylko morału... Po co jednak było na siłę szukać sobie kolejnego problemu czy zagwozdki. Przecież słońce świeciło jasno, niebo było przyozdobione kilkoma białymi obłoczkami, a rozmowy i śmiechy przyozdabiane były przez śpiew ptaków. Dochodziły Cię rozmaite zapachy. Od kwiatów, wypieków, farby, kowala, aż po woń targu. Życie idealne w harmonii. Zupełnie jakby już wszyscy zapomnieli o petryfikacji czy o zagrożeniu z pobliskiego zamczyska. Szwendałeś się po mieścinie bez konkretnego celu. Choć pomimo tego, liczyłeś że spotkasz Derpy lub Twilight. Zdawałoby się, że przetoczyłeś się przez całe Ponyville, ale ich nie spotkałeś. Złośliwie je mijałeś czy one Ciebie? Gdy wreszcie znudzony łażeniem, przysiadłeś w parku przy fontannie, ujrzałeś wreszcie coś znajomego. Biała sierść, długie uszy, różowawy nosek. Angel akurat wybiegł z krzaczka obok i rozglądał się za czymś do spsocenia. Chwilę później doszedł Cię śpiew ptaków niczym w chórze. Gdy się rozejrzałeś, dostrzegłeś gdzieś za fontanną, krzaczkami i drzewkiem Fluttershy. Prowadziła śpiew ptasiej orkiestry.
  8. Draco Brae

    Zapisy do Draco Brae

    Drogi Komputerku, z racji iż jesteśmy na etapie dyskusji nad Twoją KP, myślę, że mogę zamknąć zapisy. Z racji iż nikt mi nic pisał o tym, że wciąż pracuje nad podaniem, to tym bardziej. Pozdrawiam i do następnych zapisów.
  9. Draco Brae

    Zapisy do Draco Brae

    Huh, nie zamykałem zapisów. Jestem zaskoczony. W takim razie po prostu odświeżam temat. A skoro już tu zaglądasz, zapraszam do wzięcia udziału w zabawie. W zmierzeniu się z baśniowymi trudnościami, zakochiwaniu się w księżniczkach i tak dalej. Przyjmę ekipę na multi-sesję lub jednego gracza! Gorąco zapraszam i zachęcam do zapisywania się.
  10. Spike słuchał Twojej opowieści z niebywałym błyskiem w oku. Poświęcał Ci całą uwagę i zdawał się chłonąć, dosłownie, każde słowo. Całą opowieść skwitował zdaniem, które zdawało się podnosić go na duchu. Dotyczyło to tego, że są jeszcze na świecie smoki, które podobnie do niego, mają naturę zbliżoną do niego. Coś w tym było. W zamian za Twą opowiastkę Spike uraczył Cię rąbkiem tajemnicy z życia smoków. Nie wspominał tego dobrze, ale po prostu chyba chciał pogadać z takim podróżnikiem. Mówił o tym jak sam kiedyś spotkał smoki. Swoich braci i siostry. Niezbyt przyjemnie to wspominał. Wręcz wzdrygał się na samą myśl, że i on mógłby taki być, gdyby nie to, że jako jajko trafił pod opiekę Celestii, a potem w kopyta Twi. W każdym razie opisał Ci dokładnie jak wredna jest większość smoków i jak dzikie są ich zwyczaje. W większości to podłe, zachłanne i złe kreatury. Dziwnym trafem przyszedł Ci na myśl Thanatos, doktorek Life i Gatanyer. Szybko wygoniłeś ich ze swoich myśli. Całą historię, dość luźno opowiedzianą, smok skwitował pokazaniem pisklęcia feniksa. Prawdziwa gratka dla kolekcjonera. Małe ptaszysko, które ma żyć wiecznie...
  11. Carrie ciężko westchnęła. Jej wyraz pyska był niczym podobizna Pierrota z commedii dell'arte. Brakowało jej tylko czarnych łez na policzkach. Mimo to, siostrzane oczy wciąż zatopione były w filiżance herbaty. Nasuwało to pewne wątpliwości czy Carrie jednak Cię słucha. Miałeś również wrażenie, że jej myśli biegną gdzieś ku wspomnieniom. Prosta kalkulacja pozwoliła na stwierdzenie, że następna wiosna nie będzie ciepła, zielona i żywa. Widmo wojny oraz cierpienia skutecznie spędzały uśmiech z ust klaczy. - Jak długo masz zamiar kpić?! - wypowiadając te słowa, Carrie miała problem z wyrzuceniem ich z siebie. Zupełnie jakby dławiła się emocjami. - Nie jesteśmy już dziećmi, zrozum to wreszcie! Zacznij martwić się o własne życie, a nie o to jak rodzina sobie poradzi. - Po tych słowach klacz wzięła głęboki wdech i wypuściła zaraz powietrze. Zupełnie jakby ją paliło. Wspomniane łzy Pierrota, pojawiły się w kącikach oczu starszej siostrzyczki. - Już mówiłam, jakoś damy sobie radę...
  12. Ponowny sen przyszedł nadspodziewanie szybko. Prawdopodobnie kołysany byłeś myślą o spotkaniu z Derpy. To na co jednak natrafiłeś w krainie snów, było zgoła inne. Śnił Ci się zamek. Dobrze znany zamek. Wciąż za mgłą, wciąż nieodkryty, wciąż niedostępny. Czułeś, że jest więzieniem, ale nie Twoim. Po prostu go widziałeś i to wiedziałeś. Ten obraz senny, który wyglądał jak prawdziwy szybko został zastąpiony widokiem, który myślałeś, że odszedł w niepamięć. Zawiązana w bandaże sylwetka i jedynie wirydianowe oko spoglądające na Ciebie. Poza Tobą nie było tam nikogo, w tej dziwnej pustej przestrzeni. Z czymś takim wyspać się nie mogłeś, koszmary z jawy wracające do serca kuca, wyły głośno. Tak głośno, że gdy się przebudziłeś, słońce już świeciło zenicie. Timbera przy Tobie nie było, a Ty leżałeś sobie w łóżeczku. Za uchylonymi drzwiami krzątał się chyba Spike. Podniosłeś się z kwaśną miną i wyszedłeś powitać smoka. Ten był akurat w trakcie segregowania nowych książek lub układania tych z wczoraj. Nie przeszkodziło mu to jednak w wesołym uścisku Twojego kopyta. Na łapę mu było, że jest jeszcze jakiś spoko ogier, z którym może zamienić słowo. Zanim jednak zaczął konkretniejszą rozmowę, zaprowadził Cię do kuchni i wyciągnął sałatkę z kukurydzą i ananasem. Micha była przygotowana chyba specjalnie dla Ciebie... Dobre śniadanie na początek dziwnego dnia poprawiło Ci z lekka humor i odegnało zły sen. W dodatku wdałeś się w rozmowę ze smokiem, zupełnie zapominając przy tym, że miałeś spotkać się z Derpy. - Widziałeś inne smoki? Podobne do mnie? - dopytywał o Twoje podróże. Poczym z uznaniem skomentował. - Chciałbym zwiedzić świat jak Ty...
  13. Klacz westchnęła ciężko na Twoje stwierdzenie o zamiataniu podłogi. Niespecjalnie zdawała się w nie wierzyć. Gdy tylko się jeszcze do niej zbliżyłeś, a w dodatku poklepałeś ją po plecach, ta się wyprostowała ze zdumieniem. Nie była nawet przygotowana, by przyjąć od Ciebie dawkę pokrzepiającego dotyku, a siły w kopytach przecież masz co niemiara. Dash tylko westchnęła ciężko na ten fakt. - Mhm... - przytaknęła z bólem stłumionym w gardle. Walczyć może i umiała, ale przegrywanie przychodziło jej ciężko. Usadowiłeś się jak najwygodniej na podłodze. Timber tylko przylgnął do Ciebie i cieszył się z dodatkowego grzejnika. Odpowiadał mu ten fakt i w sumie po lekkim przebudzeniu poszedł dalej spać. Gdy tylko i Ty się ułożyłeś jak najwygodniej, usłyszałeś trzepot skrzydeł. Rainbow najwyraźniej wolała używać skrzydeł jak kopyt i gdy już myślałeś, że ułoży się w łóżku, poczułeś chłodny, delikatny powiew wiatru. Zaraz za tym uczuciem, pojawiło się muśnięcie warg na Twoim policzku. Chwilę później Dash wystrzeliła dosłownie przez okno i łóżko pozostało wolne...
  14. Każde Twoje słowo zdawało się jeszcze bardziej drażnić klacz. Nie mogła ona jednak z tym nic zrobić. Już od dawna wiedziała, że przegrała, ale mimo to walczyła z całych sił. Czułeś opór, ale dla Ciebie nie był on specjalnie duży. Gdy wreszcie jej kopyto przechyliło się na szalę Twojego zwycięstwa, odpuściła i westchnęła ciężko. Opuściła również nieco głowę, śmiało mogłeś stwierdzić, że nie lubiła przegrywać. Przez chwilę zdawało Ci się, że coś powiedziała. Może raczej wymamrotała i brzmiało to jak "przegrałam", ale nie byłeś pewien. Gdy zabrałeś swoje kopyto, jej wciąż spoczywało na stołku. - Taa... Choć to chyba nie było wyzwanie dla Ciebie - odpowiedziała wreszcie nie podnosząc głowy. - Zakład to zakład... Na jej pyszczku, pomimo włosów opadających nań, widziałeś rumieniec.
  15. Słysząc Twój komplement, klacz tylko prychnęła. Szybko jednak oboje skupiliście się na siłowaniu. Dash patrzyła Ci prosto w oczy z determinacją, a gdy przechyliłeś nieco jej kopyto na swoją stronę, źrenice klaczy nieznacznie drgnęły. Zastanawiając się co to mogło oznaczać, nieco się zawahałeś i już przeszedłeś do obrony, bowiem Rainbow była gotowa z Tobą wygrać. Twoje kopyto przechyliło się nieznacznie na korzyść tęczogrzywej. - Jesteś... całkiem silny - stwierdziła z wysiłkiem. Pomimo, iż miałeś mało atrakcyjną pozycję, to Twoja siła przewyższała niesamowicie klacz. Bezproblemowo możesz to zakończyć.
  16. - Ja przegrać?! - klacz odgryzła się od razu. - Mowy nie ma! Na jej pyszczku malował się gniew i determinacja. Słuchając Twoich warunków tylko uśmiechała się w sposób dla pewnych siebie kucyków. Jej wyraz pyska zdawał się mówić "No, chodź cwaniaczku". Zaczerwieniła się jednak lekko na wzmiankę o buziaku. Szybko jednak nie chcąc dać po sobie znać, zrobiła jeszcze bardziej bojową minę. - Możesz pomarzyć - oznajmiła. Jednak widząc Twoje kopyto chyba zdała sobie sprawę, że ma przechlapane. Wczorajszy poncz musiał uderzyć jej do głowy i teraz żałowała swojej przerośniętej pewności siebie. Przełknęła ślinę w zauważalny sposób i spojrzała się na Ciebie. Gdzieś za jej kolorowymi włosami, w oczach krył się lęk, że przegra. - Jak ja wygram, założysz sukienkę i przejdziesz się w niej po Ponyville. Mimo tych słów, w które chyba specjalnie nie wierzyła, ujęła Twoje kopyto, a Ty jej. Było delikatne i ciepłe. - Gotowy? - spytała z nutką lęku. - Jak tak to zaczynaj, chyba, że się boisz. Klacz była zaparta jak tylko mogła, by nie przegrać od razu. Chciała chociaż chwilę powalczyć... Sam jednak nie miałeś specjalnie dobrej pozycji. Utrudniony manewr kopytem do ataku jak i obrony.
  17. Rainbow pomimo zmęczenia poderwała się z miejsca w powietrze. Zrobiła to tak jakby od tego zależało jej życie. Jasno niebieskie skrzydła trzepotały powoli unosząc pegaza, gdy ten zbytnio opadał. Tęczowa grzywa zakrywała jedno oko, podczas, gdy drugie nieco groźnie na Ciebie spoglądało. - Wąż morski? Phi! Walczyłam z mantikorą, Nightmare Moon, Discordem i Chrysalis! - oświadczyła wojowniczym tonem. Prowokacja Ci się udała nader dobrze. - Dawaj jeśli myślisz, że Ci się uda mnie pokonać. W tym momencie opadła delikatnie na podłogę i przyciągnęła jakiś stołek. Dla niej był on idealnej wysokości, dla Ciebie niekoniecznie. Zdecydowanie utrudniał Ci odpowiednie zabranie się do rzeczy. - Czego oczekujesz jeśli wygrasz? - spytała niezwykle zadziornie. Była pewna siebie i to chyba nawet za bardzo.
  18. Słysząc Twój żart, Dash lekko się zarumieniła. Nie chcąc dać po sobie tego znać, pochyliła się do przodu, pozwalając przy tym jej grzywie opaść nieco na pyszczek. Klacz odebrała zatem żart jako komplement i zaczęła się przed nim bronić. - Ja nie muszę spać - stwierdziła zadziornie. - Z pewnością wystarczy mi takie drzemanie - podkreśliła, po czym ubiła sobie jakby miejsce kopytem gdzieś na fotelu i starała się ułożyć na nim. Była uparta, to już śmiało mogłeś stwierdzić. - Poza tym... - zrobiła przerwę na ziewnięcie. - To Ty jesteś tutaj ranny i Tobie się należy wyrko.
  19. Dash zamknęła książkę i odłożyła ją na bok. Teraz dopiero, gdy nie wlepiała co chwila spojrzenia w książkę, zobaczyłeś jej podkrążone i przekrwione oczęta. - O tej porze? Myślę, że śpi w swoim mieszkanku. Stawiam, że jest koło piątej nad ranem, więc innego wyjścia nie ma - odparła bardzo luźno. Przy okazji dowiedziałeś się, która jest mniej więcej godzina. - Zaprowadzę Cię do niej, ale nie teraz. Po tych słowach klacz przeciągnęła się w miejscu, w którym siedziała i ziewnęła. Rozsiadła się wygodniej i jakby przygotowywała do drzemki.
  20. Niebieska klacz uniosła pysk znad książki. Jej oczy przez chwilę zrobiły lekkiego zeza, by potem, z lekkim skupieniem mogły wrócić do normy. - Hej - rzuciła lekko zaspana. I zaraz potem zażartowała uśmiechając się przy tym lekko drwiąco. Nie było w tym jednak ani krzty zawiści, zwykłe przekomarzanie się. - Zdaje się, że nie tylko kopyta masz twarde. Jeśli chodzi o Derpy, to ona jest swego rodzaju uodporniona na swoje wypadki, choćby nie wiem jak były niebezpieczne. Wszyscy, którzy się z nią przyjaźnią, muszą zadbać o wszelkie możliwe normy bezpieczeństwa - stwierdziła wzruszając ramionami. Potem spojrzała na książkę. - Czytam... No i Twilight mnie poprosiła, bym została tutaj, pod jej nieobecność, by w razie co pomóc.
  21. Fotel bez problemu mogłeś przesunąć bliżej swojej siostry. Nie stawiał on większych oporów, podobnie jak niektóre klacze... Będąc blisko siostry usiadłeś i poczęstowałeś się herbatą. Twój delikatny grymas, choć miał być niezauważalny, musiał być wyraźny. Carrie zachichotała i zupełnie jakby czytała Ci w myślach, odparła, że niestety nie ma nic innego poza herbatą bądź wodą. Szybko jednak spoważniała, gdy zacząłeś z grubej rury. Może nawet posmutniała. Wtopiła swoje spojrzenie w taflę herbaty w filiżance. Ujęła ją w dłonie mącąc między innymi swoje odbicie. - Pociągi przejmuje armia - stwierdziła chłodno siostra. - Ten rodzaj transportu odpada. Wydaję mi się, że wszyscy mamy być posłuszni "tradycji." - Carrie upiła łyk herbaty dając sobie chwilę i zastanawiając się przy tym co jeszcze Ci powiedzieć. Lub raczej co może mieć znaczenie. - W dodatku nie mam gdzie Cię ukryć, wojsko już jest, wkrótce zajmie się poborem. Jedynie możesz udać się do lasu. Jednak w niezbyt dużej grupie. Ja zaś z rodzicami sobie jakoś poradzę.
  22. Gdy Derpy Cię dostrzegła, delikatnie się cofnęła widząc Twą poważną minę. Jeszcze przed chwilą przecież prezentowałeś się bardzo na luzie. Klacz jednak szybko zrezygnowała z ucieczki i czekała spokojnie (albo i nie) przy jednym z regałów biblioteki. Uśmiechnęła się lekko, kuląc przy tym nieco, gdy już byłeś przy niej. Twój poważny wygląd i rausz onieśmielił Derpy. Wyglądała przez to na jeszcze bardziej niewinną, a jej urok został spotęgowany. Stając przed nią, miałeś wrażenie, że zaraz po tym jak się uśmiechnęła, ucieknie. Klacz jednak została i przywitała się nieśmiało. - H-hej - rzuciła cicho. Miłość jest dziwną przyprawą. Skutecznie sprawia, że choćby najdrobniejsze słowo klaczy wydaję się najpiękniejszym. - Co takiego..? Klacz przyjęła bukiet ze zdziwieniem, a jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania temu co usłyszała. Jej delikatnie zezowate i bursztynowe oczęta drżały. Usta rozchyliły się z zamiarem wypowiedzenia choćby słowa, lecz głos zatrzymał się w gardle. Wydała przez to cichy jęk. Myśli, które się kłębiły po jej głowie, zdawały się wylewać na jej pyszczek. Klacz cofnęła się odruchowo i uderzyła niechcący kopytem w regał. Ten zachwiał się niebezpiecznie, by wreszcie przechylić się ku wam. Derpy przywarła do podłogi zasłaniając przy tym łepek kopytami. Jak na ogiera przystało zatrzymałeś regał bez żadnego wysiłku. Niestety, alkohol osłabił Twoje procesy myślowe i zapomniałeś o książkach. Wysypały się na was wszystkie przykrywając was potężną warstwą. To jednak nie było samo w sobie problemem... Jedna z książek, większych i twardszych zleciała Ci prosto na głowę niczym cegła. Twoje oczy zaszły mgłą, a w kopytach znikała siła. Ostatecznie straciłeś przytomność słysząc krzyk "szybko, łapcie regał!" Obudziłeś się w mięciutkim łóżku z bandażem na głowie. Łeb Ci pękał, ale na pewno nie od alkoholu... Szybka analiza tego co było i tego co aktualnie jest, zmusiła Cię do rozejrzenia się gdzie jesteś oraz czy nikomu się nic nie stało. Byłeś wciąż w bibliotece Twi, w pokoju, który dostałeś. Obok leżał Timber i smacznie spał. Był wczesny ranek. Bardzo wczesny, bowiem słońce dopiero zdawało się rozjaśniać mroki nieba. Było jednak jasno w pokoju od tego blasku na tyle, byś mógł dostrzec niebieską klacz-pegaz z bujnie kolorową grzywą. Przypominało to trochę kolor tęczy. Czytała jakieś opasłe tomisko. Była tym zajęciem bardzo pochłonięta, więc miałeś czas przypomnieć sobie, że chwilę z nią wczoraj gaworzyłeś. Miała na imię Rainbow Dash i w dodatku umówiłeś się z nią na siłowanie się na kopyta.
  23. Carrie tylko spojrzała na Ciebie z politowaniem. W jej kochanych, siostrzanych oczach dostrzegłeś swoje rozpite odbicie. Uśmiechnęła się szczerze, choć nieznacznie i odparła, że dobrze o tym wie. Dodała jeszcze, że ona Ciebie też kocha, ale to nie czas na zacieśnianie rodzinnych więzi. Cóż miała rację, a zagłębianie się w szczegóły wyprowadziłoby Twoje skupienie nad kopytami z rytmu. Tak... Zdecydowanie teraz musiałeś się pilnować coraz bardziej, by siostra nie musiała Cię nieść. Plany jednak to tylko teoria. Im bardziej się koncentrowałeś, by cały czas zachować kontakt ze światem, tym mniej szczegółów dostrzegałeś i coraz częściej plątały Ci się kopyta. Zdecydowanie przesadziłeś, a Twoje oczy, które błądziły za charakterystycznym zielonym plusem, nie natrafiły na niego. Byłeś w czarnej dupie. Cóż, dosłownie. Tylko tyle udało Ci się przypomnieć, gdy się obudziłeś w mięciutkim łóżku ze świeżą pościelą. Pachniała ona lawendą. Ten dziwny zapach od razu rozbudził Twoje zmysły i Ciebie. Szybkie poderwanie się z zastanowieniem "gdzie ja kurwa właściwie jestem?" zaowocowało bólem głowy. Za oknem było ciemno, a Twój wzrok bezskutecznie próbował cośkolwiek rozpoznać. Charakterystyczne syknięcie pełne bólu sprowadziło kogoś do pokoju. Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, ale słyszałeś ten krótki dźwięk wyraźnie. Bardzo wyraźnie. Whisky zdecydowanie za mocno dawała po głowie. - Wstałeś już? - usłyszałeś szept Carrie. Mówiła bardzo łagodnie, by nie szarpać zbyt mocno Twoich bębenków w uszach. - Na stoliku obok masz proszki na ból głowy i szklankę z wodą. Później jak dojdziesz do siebie, przyjdź do salonu. Polecenie Carrie wykonałeś z niesamowitą ulgą w gardle. Zimna woda dosłownie zgasiła żar, który swym kwasowym smakiem palił aż podniebienie. Proszki na ból głowy jednak nie działały tak szybko, niestety. Leżałeś tak jeszcze chwilę, by dać sobie czas na owe "dojście do siebie." Kiedyś jednak wstać musiałeś, przecież musiałeś zacząć działać, Twój świat był zagrożony... Wygramoliłeś się z wyra i delikatnie stąpając, omijałeś wszelkie obiekty, których zarys widziałeś w ciemności. Wreszcie sam przekroczyłeś próg pokoju. Byłeś teraz w salonie. Bardzo gustownym salonie. Twoja siostra miała gust. Ciężki zapach książek i starych mebli wymieszany z aromatem kadzidła wirował delikatnie po pokoju. Ściany miały ciemną i ciepłą żółtą barwę, podczas gdy sufit był bieluśki, co lepiej odbijało światło od zawieszonego przy nim żyrandolu z żarówkami skierowanymi ku górze. Na środku był stolik, a przy nim dwa fotele i kanapa z czarnej syntetycznej skóry. Na jednym siedziała Carrie. Na stoliku czekała filiżanka herbaty. Wkoło miejsca do spędzania czasu, były regały z różnymi drobiazgami, zastawami jak i książkami. - Jeśli potrzebujesz mojej pomocy nie wahaj się Nejra. Proś o co chcesz - poinformowała Carrie. Jej głos wciąż był cichy i łagodny.
  24. Słodki, schłodzony smak jabłek, cynamonu, goździków i wielu innych przypraw delikatnie wymasował Ci podniebienie, by później uderzyć lekką goryczką. Wiele kucyków podchodziło do Ciebie teraz z ciekawości i zagadywało na najprostsze tematy. Po tym jak wzniosłeś toast, przestali się bać. Cierpliwie odpowiadałeś na pytania, aż wreszcie padły propozycję pierwszych gier. Cóż, decyzja padła bez Twojego słowa i nawet nie miałeś czasu zaprotestować, gdy byłeś już podprowadzony pod dużą drewnianą miskę z wodą. Zawiązano Ci oczy i usłyszałeś hasło "co wyłowisz to Twoje!" Szybko trafiłeś na nagrodę, było nią jabłko w czekoladzie. Chłodna woda utwardziła słodką skorupkę na tyle, by nie pękła tak łatwo. Dzień ten był pełen gier tego typu, rozmów i toastów. Pod wieczór jednak goście zaczęli się rozchodzić, a wypity alkohol sprawił, że bardzo czule się z Tobą żegnali. Cóż wizja "strasznego Magnusa" pękła jak bańka mydlana. Było jednak coś co nie dawało ci spokoju. Co jakiś czas widziałeś w całym tym tłumie blond włosy i szarą sierść, choć nie byłeś tego pewien, to miałeś wrażenie, że była to właśnie Derpy. Wzrok Cię jednak nie mylił, wkrótce, gdy została w domu Twilight garstka kucyków, byłeś pewien. Klacz spokojnie czekała, jakby poinstruowana przez Pinkie, że chcesz jej coś powiedzieć.
  25. Pinkie stanowczo zaprzeczyła. W jej oczach dosłownie mogłeś dostrzec pożar z podekscytowania. I pomimo, iż zabrałeś kopyto, to zaczęła ciągnąć Cię za drugie. Zupełnie jakby nie chciała, byś gdzieś się wycofał. Nie sposób było jej przemówić do rozsądku. Swój bukiet przekazałeś Timberowi, który posłusznie szedł za Tobą, niosąc prezent. Cóż ta różowa klacz miała w sobie dziwną przyjazną energie, która dosłownie kipiała z niej i nie przyjmowała sprzeciwu. Fakt był kłopotliwy, ale miganie się, byłoby jeszcze gorsze, chyba. Wreszcie, gdy dociągnęła Cię pod drzwi biblioteki, uchyliła je i wcisnęła Cię do środka z niebywałą siłą. Tak drobne ciało, a takie możliwości, zastanawiało Cię to przez chwilę. Dosłownie przez krótką chwilę... Stojąc przy samych drzwiach w bibliotece dostałeś głośnym "NIESPODZIANKA" w pysk. Szybko błysnęły Ci w głowie, wcześniejsze słowa Pinkie. "Przyjęcie". Teraz zdecydowanie tego Ci tylko było potrzeba... W każdym razie było tu sporo kuców i żaden nie uciekał od Ciebie. Co ciekawe, teraz patrzyli na Ciebie nawet z lekkim zaciekawieniem, a nie strachem. Był to postęp u nich. Wśród całej zgrai dostrzegłeś Twilight, Spike'a i Applejack. Gdzieś z boku stała również Fluttershy z Angelem na głowie. Jakiś kuc podał Ci kubeczek z ponczem. W dodatku, gdzieś mignęły ci blond włosy i szara sierść w tym tłumie. - Mówiłam, że zrobię Ci przyjęcie. Teraz nikt już nie spojrzy na Ciebie krzywo i każdy będzie Twoim przyjacielem! - skwitowała dumna z siebie Pinkie.
×
×
  • Utwórz nowe...