Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Tisa podskoczyła na krześle na wieść, że odszedłeś od rodziny. Speszyła ją ta informacja, przez co zwiesiła głowę w dół. - Przepraszam - poprawiła się, jednak nie drążyła tego tematu. Zatem, gdy tylko spytałeś młodą klacz o jej pochodzenie, ta podniosła łeb i uśmiechnęła się. Od razu pogodniej kontynuowała rozmowę. - Tak wyszło. Poza tym jaka ze mnie tam księżniczka, piąta woda po kisielu. Dość długo miałam pusty bok, bo aż do piętnastych urodzin. I tak jakoś wyszło, że byłam u cioci Celestii, gdy grała przed nią jakaś grupa rockowa. Zauroczyłam się wtedy w tych agresywnych uderzeniach, bo mi samej trochę brakuje pewności siebie, ale od tamtej pory, to jest ta moja mocniejsza strona! Choć jak widać, Twój przyjaciel jest ode mnie o niebo lepszy - zakończyła rumieniąc się nieco na samo wspomnienie o Cameronie.
  2. Twilight spojrzała na Ciebie łagodnie. Timber w tym czasie zaczął majstrować przy szczątkach Thanatosa. Nieco węszył, kręcił się wokół nich i czasem drapał gdzieś obok. Póki co nie rozrabiał. - Magnusie, nie tylko Ty jesteś winien to Shivie. Derpy jest również i moją przyjaciółką - stwierdziła i uśmiechnęła się w kierunku szarej pegazicy, która teraz spoglądała na niebo. Derpy była nieobecna nieco przy waszej rozmowie. Zdawać by się mogło, że już zapomniała co ją tu spotkało albo przynajmniej starała się, by tak było. Może nawet już myślała o tym by zjeść muffinkę. Jej przewrotne oczy z uwagą śledziły płynące powoli chmury. - Jednakże musisz wziąć pod uwagę rozmiary zamku. Chcesz spędzić tutaj samemu tygodnie, jeśli nie miesiące czy lata w poszukiwaniu pozostałości Shivy? - zauważyła. - Czy nie lepiej będzie wrócić do Ponyville, by tam odpocząć nieco od tego co nas tu spotkało i razem z innymi kucykami później wrócić na poszukiwania? Będziesz mieć przy oka... Słowa Twilight zostały przerwane przez głośne huknięcie, któremu po chwili zawtórowało pęknięcie szkła. Timber przewrócił "trumnę" Thanatosa. Szczątki byłego upiora nieco się porozwalały po podłodze, a jedna kość nawet wylądowała w pysku wilka. Twilight nieco zaskoczona skrzywiła się z początku słysząc huk i w sumie wyglądała jakby była gotowa na kolejną walkę. To co się jej tutaj przytrafiło, naprawdę ją wymęczyło. Derpy na ten dźwięk zareagowała w jeden sposób. Poleciała na zewnątrz, by z bezpiecznej odległości patrzeć co się stało
  3. Zszedłeś razem z Tisą do kuchni, gdzie czekały dwie porcje kanapek z dżemem truskawkowym. Stał również tam Twój kubek, z którego piłeś rano. Jednakże znów był w nim ciepły napój. - Smacznego - rzuciła wesoło młoda klacz i zasiadła do kanapek. Jak tylko przełknęła pierwszy kęs, spojrzała na Ciebie z nieco pochylonym pyszczkiem i uroczo spytała: - Długo grasz na gitarze? Oczywiście jeśli mogę wiedzieć.
  4. - Chyba do końca nie rozumiem? - powtórzyłem z rozbawieniem. Truposz zatem był przekonany o swojej wyższości. Wyborna pycha. Żaden potwór nie wykazałby się czymś takim jeśli chciałby bym go uwolnił. Ja naprawdę rozmawiałem z trupem lub sam ze sobą. Napawało mnie to jeszcze większym rozbawieniem, aż wybuchłem wreszcie śmiechem pełnym pogardy. Potrzebowałem kilku sekund, by się z tym opanować. - Stwierdzenie, że żyje, to zbyt mocne określenie. Ja po prostu nie umieram, jestem wieczny - stwierdziłem z nutą obłędu. - A to, że cię słyszę zapewne jest chwilowe. W końcu, prędzej czy później opuścisz ten świat. Albo raczej mój rozszalały umysł. Zatem wdałem się w rozmowę z tym czego nie widzę i co może być imaginacją mojego rozumu. Piękny kres. Wiedziałem, że nic nie ma sensu, że nigdy go mieć nie będzie.
  5. Twilight jęknęła nieco jak ją uścisnąłeś. Użyłeś nieco za dużo siły, ale klacz odwdzięczyła się uściskiem. Odetchnęła również po raz drugi z ulgą, gdy ją puściłeś. Derpy nie za bardzo wiedziała jak się zachować, więc po prostu poddała się Twojemu przytuleniu. Timber był tylko trochę z tego niezadowolony, jednakże nic nie mógł na to poradzić co się aktualnie z Tobą stało. Lawendowa klacz przysiadła wreszcie i zamknęła księgę, którą wcześniej chciała odprawić Thanatosa. To co wszyscy tutaj przeżyliście na pewno na was wpłynęło. - Zapraszam do Ponyville na herbatę - zaczęła wreszcie Twilight. - W końcu to koniec.
  6. Zatem to naprawdę taniec dwóch dziwadeł. Stałem przez chwilę i jeszcze raz rozglądałem się za źródłem dźwięku. Opcje wciąż były tylko dwie. - Długo żyję, ale pierwszy raz mam wrażenie, by mówił do mnie trup. Ot taka niecodzienność mnie dziwi, iż słyszę nieboszczyka - odparłem. Pierwszy raz spotkała mnie taka sytuacja i prawdę mówiąc czułem jak pewien rytm mego życia był zachwiany. Potem jeszcze dodałem: - Poza tym, dusza duszy nierówna. Grzechy i przekleństwa odbierają nam wartości. Oszalałem, prowadzę dialog sam ze sobą. Tragiczny zatem koniec mej wiecznej tułaczki.
  7. Gra porwała Cię w inny świat. Całkowicie oddałeś się swojej pasji. Z początku grałeś to co znasz, wkrótce jednak tworzyłeś nowe melodie. Dźwięki płynęły nie z gitary, lecz z Ciebie, prosto z serca. Gdy miałeś krótką przerwę między jedną melodią jaką grałeś a drugą, usłyszałeś delikatne pukanie do swojego pokoju. - Emm, jesteś głodny? - spytała cichym głosikiem Tisa zza drzwi. - Nie chciałabym przeszkadzać, ale śniadanie jest gotowe.
  8. - Zatem dokonałeś wyboru głupcze... Patron Śmierci ustawił się w dość nietypowej pozycji. Pochylił nieco łeb i stał na mocno napiętych kończynach. Jego oczy zaszły czarną poświatą, która niczym ciecz zaczęła z nich spływać po jego polikach. Jednocześnie stracił nieco na wadze. U źródeł tej czarnej poświaty, która zaczynała kapać na posadzkę, ujrzałeś łódkę. Zamknąłeś oczy w nadziei, iż to wystarczy, by nie zostać porwanym w jego moc. Nie sam strach był jego bronią, a lęk o życie. Poczułeś nagle, jakby on zaczął Cię wciągać prosto na pokład łodzi w jego oczach. Uczucie rosło, choć wciąż twardo stałeś w miejscu. Jeszcze nie czas. Te trzy krótkie słowa rozbrzmiały gdzieś w Tobie. Chórem. Ktoś jednak wywiązał się z życzenia jakie dostałeś. Wszelkie uczucie strachu jakie czułeś, znikło. Otworzyłeś więc oczy. Po Thanatosie nie było śladu. Obróciłeś się by sprawdzić co z towarzyszkami i Timberem. Wszyscy byli cali i nieco jeszcze odczuwali skutki po upiorze. Timber przybiegł łasząc się do Ciebie. Twilight uśmiechnęła się z ulgą, a Derpy podniosła się z miejsca, w którym była skulona. Zatem to był koniec ostatniego strażnika tego zamku. Uchroniłeś Equestrie, może nawet całą planetę od powrotu Nightmare Moon, powstrzymałeś boga i zakochałeś się. Pozostało Ci jedynie dotrzymanie obietnicy i poznanie prawdy o swoim rodzie...
  9. Ten sam wieczny schemat. Mówi się, że woda nie siłą, lecz wytrwałością drąży skałę. Nie wiem ile czasu minęło od początku mojej wędrówki, ale chyba zaczynałem się przyzwyczajać do swojego losu. Ot skała nie dała się wodzie albo było na odwrót. Układając się w miarę wygodnie oraz jednocześnie tak, by być przygotowanym od razu do dalszej wędrówki, zamknąłem oczy. Moje myśli skupiały się na kwestii ile mi jeszcze zostało czasu, w którym będę sobą. Nagłe słowa żywej duszy wyrwały mnie z moich czynności. Czyżby zatem szaleństwo przyszło szybciej niż mogłem się spodziewać? Nigdy przecież czegoś takiego nie było... Moje oczy omiotły wszystko dokoła i czułem jak głupieje. Odkąd wędruję po świecie, pierwszy raz mam styczność z mówiącym trupem, który wydaję się rozmowny jak żywy, choć wcale się nie rusza. Kolejne słowa postawiły całe moje ciało w gotowości. Aż włos się jeżył na myśl, iż jedno dziwadło spotkało drugie. Nieśmiertelny i nieumarły, wyborne połączenie. Materiał na świetną książkę... Nabrałem sporo powietrza i spokojnie je wypuściłem. Nie było mowy o pomyłce, zaczynam słyszeć głosy. Zatem dalsza część mojej klątwy? To nie było istotne, żadne zioła mi nie pomogą, nic mi nie pomoże. Zbliżyłem się do truchła, by jednak upewnić się co do jego stanu. Odniesione rany i zmiażdżone kopyta utwierdziły mnie w przekonaniu, iż jest on bez dwóch zdań martwy. Mimo to spojrzałem na zawaloną część jaskini. Były dwie możliwości. Monstrum, które ubiło nieszczęśnika, miało jeszcze większego pecha, bo wyjście ma zagrodzone i samo nie da rady. Drugą perspektywą było moje szaleństwo. - Już pędzę - stwierdziłem z wyraźną nutą ironii, zerkając co chwila to na trupa, to na głazy. Spokojniej jedynie może być na szczytach górskich. Z taką myślą powoli zaczynałem się cofać.
  10. Upiór patrzył na Ciebie znudzonym wzrokiem. Wydawać by się mogło, że dokona jakiegoś wielkiego przemówienia, podczas którego będzie próbował Cię "nawrócić" na swoją stronę albo zmusić do odwrotu. Nic bardziej mylnego... - Nie mam dla was czasu, a żarty się skończyły. Won z tego zamku, chyba, że chcecie się przekonać jak wygląda podróż przez rzekę życia - stwierdził sucho. - Oboje wiemy, że to może się zdarzyć.
  11. W domyśle jest .-. Twoje kopyta dość szybko natrafiły na coś niebywale miękkiego i przyjemnego w dotyku. Śnieżno biały ręcznik pozostawiony przez Lyriel. Bez zbędnych ceregieli, otuliłeś nim ciało. Był duży i pachniał jak włosy jego właścicielki. Delikatną wonią kwiatów. Po krótkiej chwili, tak otulony tym ręcznikiem, stałeś przed perspektywą, co dalej z dniem dzisiejszym. Byłeś gościem, zatem Lyriel nie pozwoli Ci samemu zrobić sobie śniadania...
  12. Schronienie było zadowalające. Wizja cichego snu, który odbędzie się bez zakłóceń, była satysfakcjonująca. W końcu głupio by było, gdybym odwieczny rytuał został przerwany. Mimowolnie mój wzrok przez chwilę obadał trupa. Pechowiec, gwałtownie odebrano mu to co było dla niego najważniejsze. Śmierć w samotności jest równie okropna co życie w niej. Cokolwiek go zaatakowało, zrobiło to z premedytacją. Z pewnością mogę wykluczyć zwierza czy jakiegoś stwora. Te nie zabijają dla zabawy. Inaczej jest ze zdeprawowanymi kucykami i owocami Nightmare Moon czy chaosu Discorda. Jednak czy jakiś kuc byłby wstanie zadać takie rany? Kto wie. Wiem na pewno, iż lawina również musiała być skutkiem tego czegoś. Zatem to coś albo jest głęboko w jaskini, albo tu jeszcze przyjdzie. Za moim zapachem. Prychnąłem tylko i postarałem się znaleźć jak najciemniejsze oraz najmniej widoczne miejsce jakie tylko było, by tam udać się na spoczynek.
  13. Lyriel nawet nie drgnęła, gdy Ty wstałeś. Siedziała dalej wpatrzona w kubek z herbatą. Dopiero jak byłeś przy wyjściu z kuchni, odparła, że da Ci zaraz ręcznik. Mimo tych słów, wciąż siedziała. Ty zaś nie czekałeś. Ruszyłeś do łazienki. Tam od razu wskoczyłeś pod prysznic i wiele nie czekając, odkręciłeś wodę. Mocny strumień zimnej wody uderzył w Twoje ciało. Noc była chłodna, odczułeś to dość szybko. Dreszcz postawił całą Twoją sierść na baczność. Potrzebowałeś chwili, by przywyknąć do tego chłodu. Mimo to pragnąłeś jednocześnie jak najszybciej uciec spod prysznica. Usłyszałeś dźwięk otwieranych drzwi od łazienki i głos Lyriel: - Zostawiam ręcznik - stwierdziła. Jej głos był zagłuszany przez uderzające krople wody, jednak wyraźnie słyszałeś jak powrócił on do swojego spokojnego, wręcz lodowatego tonu.
  14. Od tej pory zdawać się mogło, że nie będziesz rozstawał się z księgą. Póki co postanowiłeś wykonać jej polecenia i ruszyć do z powrotem do Canterlot. Powolnym i w miarę spokojnym cwałem wracałeś w paszczę lwa. Nastawiałeś się na kłopoty już na samym początku wejścia do miasta. Tam jednak wpuszczono Cię bez problemu. Szedłeś bocznymi uliczkami, by się zbyt wcześnie nie narazić na ujawnienie. Mimo to bez problemu mogłeś stwierdzić, iż zrobiło się zamieszanie w mieście. Nad nim unosiła się nawet chmura dymu, najpewniej z uniwersytetu. Wkrótce jakoś udało Ci się dojść przed zamek. Główne wejście nań było dobrze strzeżone - około ósemka jednorożców i pegazów. Zatem pozostało Ci szukanie innej drogi lub forsowanie tejże.
  15. Oddech Lyriel przyspieszył, jak tylko ująłeś jej kopyto. Może nawet przeszedł ją dreszcz, gdy złożyłeś pocałunek na nim. Nie był to jednak dreszcz strachu, raczej coś innego. Jak tylko puściłeś kopyto klaczy, ta je zabrała. Cofnęła się do tyłu. Jej wzrok spoczywał teraz przez krótką chwilę gdzieś na podłodze. Szybko jednak odwróciła się. Stanęła przy szafkach i postawiła oba kubki na tacce, którą wyjęła z jednej z nich. Po tej małej przerwie przyniosła na jednym kopycie oba napoje i zasiadła przy stole. - Jeśli tak wolisz, w porządku - zakończyła ten temat. Nie odezwała się jednak, by rozpocząć nowy. Nie chciała przypadkiem uderzyć w coś co Cię zaboli. Widziałeś to po tym jak rozchylała nieco usta i zaraz je zamykała. Klacz ujęła jeden kubek w kopyta i tak siedziała, patrząc w niezmąconą powierzchnię herbaty w naczyniu.
  16. Jak tylko otworzyłeś księgę, poczułeś jak sprawdza ona Twoje ostatnie poczynania. Tym razem jednak obyło się bez nieprzyjemnego uczucia. Niewątpliwie atmosfera w bibliotece wpływała na jakość czytania. Choć może, Twoja natura pogodziła się z tym co jest tak odpychające w tej księdze? Gratuluję. Wyzbyłeś się skrupułów. Możesz zdecydowanie korzystać z olbrzymiej mocy. Czujesz ją, prawda? Za każdym razem, gdy się złościsz. Podstawowe instynkty są wspaniałe. Ale taka moc musi być umiejętnie kontrolowana. Zobaczymy czy jej sprostasz. Jeśli nad nią nie zapanujesz, ona Ciebie pochłonie. Pamiętaj, widzę Cię. Patrząc w otchłań, ona również spogląda w głąb Twojej duszy. A ta... jest rozerwana na dwie części. Musisz jeszcze odkryć prawdę o sobie. Czeka Cię pracowita przyszłość. Wyjawię Ci więc istotę mojej zawartości. Tylko kilka rozdziałów nigdy się nie zmienia. One jednak nie są Ci już potrzebne. Reszta księgi, jest rozmową ze mną. Jakbyś słuchał swojego profesora, którego swoją drogą nie udało mi się "nawrócić", miałbyś niezbędną wiedzę, bez mojego prania mózgu. Oczywiście, Tobie to nie przeszkadza, prawda? Przecież dałem Ci coś w zamian. Dlatego teraz powiem Ci jak odkryć siebie, a tym bardziej jak scalić Twoją duszę. Po pierwsze musisz dostać się do królewskiej biblioteki, a później do podziemi zamku... Po przeczytaniu tego fragmentu, księga samoistnie zamknęła się przed Tobą. Choć próbowałeś ją otworzyć, nie dałeś rady. Oznaczało to iż musisz wykonać to co Ci poleciła...
  17. Melodia szumiących drzew jest znacznie bardziej przyjemna od wrzasków pełnych obelg. Mogłoby się nawet wydawać, że po prostu powinienem zaprzestać dalszej wędrówki i ukryć się właśnie w takim niedostępnym miejscu dla żywych. Jedynie natura mnie nie odrzucała. Ha! Dała mi nawet schronienie. W dodatku dorzuciła też towarzystwo. Martwy współlokator nie będzie mi przeszkadzać, chyba że jest na tyle świeży, by sprowadzić tutaj niedźwiedzie. Myślę jednak, iż zwierzęta są inteligentniejsze od tych kuców z doliny. Wzdrygnąłem się na samą myśl o ich głupocie. Z drugiej strony jednak to rozumiałem. Może przez wzgląd na mój koszmar? Trup specjalnie nie przyciągał mojej uwagi, raczej skupiłem się na solidności sufitu tegoż schronienia. Przecież z tym nieśmiertelnym ciałem będąc pogrzebanym na pewno bym oszalał.
  18. Co ja mówiłem o nadużywaniu trzech kropek? ___________________________________________________ Szybkim krokiem zbliżyłaś się do drzwi biblioteki. Nim Twoja dłoń spoczęła na klamce, odskoczyłaś lekko, bowiem właśnie wychodził Spike. Biedny smok taszczył w łapach sporą stertę książek. - Przepraszaaam, nic nie widzę! - rzucił i szedł przed siebie. Tak oto zajęty pomocnik Twilight kroczył tam gdzie musiał, pozostawiając drzwi do biblioteki otwarte. Niewiele czekając, weszłaś do środka i rozejrzałaś się za Twilight. Czyniła właśnie jakieś eksperymenty chemiczne. Stała przy niewielkim stoliku, ubrana w białą koszulę i długą do kolan czarną spódnicę.
  19. Obchodząc dookoła Thanatosa, sprawiłeś, że ten śledził Cię wzrokiem. Kopyto stawiane za kopytem, zaś upiór uważnie obserwował każdy Twój ruch. Delektował się Twą desperacką decyzją. To co powiedziałeś, było dla Thanatosa nudne, przewidywalne. Mogłeś to śmiało stwierdzić po tym jak wywrócił oczyma. Amulet zaś milczał, mogłoby się zdawać, że nie takie jest jego przeznaczenie. Może nawet, zostało już wypełnione. Twilight tymczasem przewracała jak najszybciej kartkę za kartką, czyniąc swą powinność. - Jak już zapewne wiesz, jestem ograniczony czasowo. A właśnie czas jest mi bardzo potrzebny, by naprawić cały plan, który zniweczyłeś - stwierdził z zażenowaniem, wymachując przy tym kopytem. Szybko jednak skupił się na Tobie. - Odejdźcie po dobroci, zanim będę chciał was wypędzić z tego świata. Z jego mocą mógł Cię już dawno odprawić na tamten świat, jednak wciąż żyłeś. Zatem musi to być czymś spowodowane...
  20. Klacz przysiadła na podłodze tuż obok Ciebie. Czułeś jej bliskość, troskę. Swoje drugie przednie kopyto Lyriel położyła na Twoich. Raz za razem dawał Ci do zrozumienia, że czasem nie warto jest się mierzyć z niektórymi rzeczami samemu. - W takim razie zapomnij o tym. Skup się na czymś innym, kojącym - stwierdziła klacz. Próbowała odgonić od Ciebie wszystkie koszmary i negatywne emocje. Lyriel dała sobie jeszcze krótką chwilę, przed następnymi słowami. Te zaś były cichsze i brakowało im nieco pewności siebie. Wprawiały ją w zakłopotanie. - Choćby i na mnie.
  21. Matka natura zna się na rzeczy. Choć wszystko jest zawsze podobne, to i tak za każdym razem przyjemnie jest popatrzeć na jej dzieło. Piękne połączenie zieleni i bieli daje fantastyczny widok. Genialna z niej artystka, której nikt nie widział, która ma dziwne kaprysy... Chyba nawet jestem jednym z nich. Uwięzionym na pustym niebie i zielonej przestrzeni. Błąd. Jestem raczej ptaszkiem w klatce ku uciesze matki natury, która patrzy jak sobie latam i przez całe moje życie nie mogę zaznać smaku wolności. Sęk w tym, że moje więzienie, jest nieskończone, podobnie jak mój żywot. Dołująca perspektywa. Mimo to nie mogę pozwolić sobie na tak długi lot ku morzu, które przyćmiłoby swoim pięknem moje myśli. Gdy sen nadejdzie, dobrze by było, jakbym skrył swe oblicze przed potencjalnymi kucykami. Jestem przecież bestią... Szczyty górskie i lasy powinny być najodpowiedniejsze, może nawet jakaś jaskinia. W końcu tam nikt nie znajdzie czegoś gorszego ode mnie. Nikt mnie w ogóle nie znajdzie...
  22. Bestio? Słowa tych wieśniaków odbijały się w moim umyśle. Aż ścisnęło mnie w gardle, na myśl że mogą mieć rację, że jestem niczym innym jak potworem. Mylą się jednak co do jednego. Pożałują więc swojego wyboru. Im bardziej się cofali, tym i ja znów zbliżałem się. - Śmierć mnie nie dotyczy dzieciaku - rzuciłem srogo i powoli zacząłem szykować się do splunięcia kwasem. Dość nieprzyjemne uczucie, nie wspominając już o smaku. - Nie tak winno traktować się przyjezdnych - dodałem. Byłem gotów pokazać im po raz kolejny moją wyższość, jednak zrozumiałem, że to nie ma sensu. Dałem się ponieść emocjom. Zawsze jest tak samo. Za każdym razem jestem bestią, której nie chcą na swoim podwórku. Tym bardziej nie zrobię im krzywdy, nie mam ochoty udowadniać im... Nie, sobie, że mają racje. Zrezygnowany tylko westchnąłem i wzbiłem się w powietrze, by kontynuować wędrówkę. Potem tylko znaleźć miejsce, w którym dopadnie mnie sen, a raczej koszmar. Po prostu ciągnąć to wszystko dalej.
  23. Pędząc za Twi, czułeś na sobie coraz mocniejszą aurę strachu. Przygniatała Cię prawie do ziemi. - Rytuał odesłania zmarłych - odpowiedziała oszczędnie w słowach lawendowa klacz. Taka wiedza Ci wystarczyła. Teraz została nadzieja, że zdążycie. Niebawem znaleźliście się w komnacie z trumną, która wciąż była pokryta lodem. Twilight niewiele czekając otworzyła księgę i zaczęła z niej czytać pod nosem. Derpy siedziała w drugim końcu pomieszczenia oraz czekała. Mijały kolejne sekundy, a za nimi następne. Oczekiwanie sprowadziło na Ciebie kropelki potu, które spływały jedna za drugą. Patrzyłeś bacznie na wejście od schodów. Thanatos musiał znać treść rytuału, bowiem nie spieszył się, czuł, że ma czas. Roztaczał nad wami swoje sieci, w które od razu byliście złapani. Zbliżał się do was bardzo powoli, niczym pająk, który chce popatrzeć jak jego ofiara się miota. Serce biło Ci coraz mocniej, a adrenalina zdawała się sięgać zenitu. Gdy mrugnął cień na schodach, drgnąłeś mimowolnie. Szepty Twilight stawały się coraz intensywniejsze, w dodatku zdawało Ci się nawet, że słyszysz jak wiruję wokół niej magia. - Przyszliście, narozrabialiście i teraz jeszcze macie czelność się panoszyć u gospodarza? - syknął Thanatos. Stał za Tobą i tuż obok Twilight. Ta jednak zachowała resztki zimnej krwi i starała się kontynuować to co robiła. Derpy tylko pisnęła na pojawienie się jego osoby.
  24. Lyriel uśmiechnęła się szeroko i zrobiła kilka kroków ku Tobie. - Życie składa się z błahostek, ale nie wspomniałbyś o tej, gdyby była tylko błahostką - odparła i tym razem zbliżyła się do Ciebie na tyle, byś mógł poczuć zapach jej włosów oraz ciała. Grzywa klaczy musnęła cię raz czy dwa, a chwilę później poczułeś jej kopyto na swoim ramieniu. - Kiepski z Ciebie aktor.
  25. Klacz po prostu spoglądała dłuższą chwilę w krajobraz za oknem. Mogłoby się zdawać, że Cię nie słuchała. Nic bardziej mylnego. Zarzuciła lekko łbem, tak by spoglądać na Ciebie. Jej włosy z niebywałą delikatnością poleciały tym samym torem. Gdy jej usta rozchyliły się i miała Ci odpowiedzieć, czajnik zaczął gwizdać. Klacz powoli zajęła się herbatą, której intensywny aromat rozniósł się po kuchni. - Nie za dobrze? - powtórzyła wreszcie łagodnym głosem. - Śniło Ci się coś, o czym teraz pewnie chciałbyś zapomnieć? Więc na co czekasz? Klacz odwróciła się w Twoją stronę i patrzyła. Jej wzrok jednak nie był ostry, lecz łagodny. Lyriel jaką znałeś do tej pory, chłodną i spokojną, gdzieś uleciała. Na jej miejscu pojawiła się ta, która swymi kopytami chciała ująć wszystkie troski swoich najbliższych.
×
×
  • Utwórz nowe...