Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Nie wzruszyła mną reakcja szczeniaka. Wytrwale i metodycznie kontynuowałem to co postanowiłem. Starałem się przy tym nie myśleć. Jeszcze bym zmienił zdanie. Świat nie jest taki piękny jak się przecież wydaje. Od kopania oderwała mnie reakcja szczeniaka na szelest liści. Zmysły już dawno stały się głuche na otoczenie. Brak potencjalnego wroga nie zmuszał mnie do walki o życie, więc po prostu nie dostrzegałem tego co on. Nie zachowałem się jednak równie głupio jak szczeniak. Spoglądałem wciąż w to co robiłem do tej pory i pozwalałem, by moje kopyta czekały na to co będzie. Słysząc jakieś słowo, najprawdopodobniej imię tego szczeniaka zrozumiałem, że właściciel się znalazł. Zastrzygłem na to uszami i uniosłem łeb, by patrzeć przed siebie. Ostatecznie nie musiałem już brudzić sobie kopyt i byłem gotowy odlecieć. Od zamiaru odciągnęło mnie określenie Chamunda. Prychnąłem na tyle wyraźnie i głośno, by właściciel wiedział, że ja wiem o jego obecności. Zwróciłem więc wzrok ku krzakom, w których teraz siedziały dwa maluchy. - Niebezpiecznie jest chodzić samemu po lesie - stwierdziłem ze spokojem. Przeszywałem krzaki wzrokiem. Zwykle przede mną uciekali lub mnie obrażali, więc może po prostu ta reakcja mnie ciekawiła? Chamunda..? Cokolwiek to znaczyło, pewnie i tak byłem potworem...
  2. Tisa tylko kiwnęła twierdząco w odpowiedzi na Twoje pytanie, a potem usunęła się na bok, byś mógł przejść. Niezwłocznie ruszyłeś, ale od razu się zatrzymałeś i spojrzałeś pytająco na Tisę. Klacz odpowiedziała Ci delikatnym uśmiechem. - W ogródku. Więcej nie potrzebowałeś. Ruszyłeś tak czy siak na zewnątrz. Nawet jeśli nie będziesz potrafił porozmawiać z Lyriel, to zawsze będziesz mógł polatać. Stając na ganku ujrzałeś jak gołębia klacz przechadza się między grządkami i dokładnie je ogląda.
  3. Pinkie Pie usiadła przed Tobą ze spokojnym już wyrazem pyska. Może nawet poważnym. Siedząc wydawała się jeszcze niższa, a jej zadarty łeb mógł rozbawić przeciętnego widza tej sceny. W końcu nie często się widzi taką różnicę we wzroście u kuców. Jej spokój był tylko chwilowy... - Poprzez serce, z nadzieją w locie, babeczkę w oko, wsadź głęboko - wytrajkotała na jednym tchu. Machała przy tym raz jednym kopytem, raz drugim, by wreszcie lewe przyłożyć sobie do oka. Tym wybrykiem skończyła frazę i czekała na to co teraz powiesz.
  4. Wpatrywałem się chwilę w brązowe oczy psiaka i rozważałem co mam z nim zrobić. Zostawienie go, oznaczało dla niego pewną śmierć. Zabranie ze sobą byłoby ogromną katorgą, bo chyba nigdy nie zajmowałem się zwierzęciem, a przynajmniej tak czuję. Zresztą nawet jeśli bym go zabrał, to szybko bym odczuł w rzecze czasu jego brak. Rozdzierałbym siebie na jeszcze drobniejsze kawałki. Rozejrzałem się raz jeszcze za potencjalnym właścicielem. Szczeniak szybko doświadczył okrucieństwa świata, bo zdaje się, że był od małego sam. - Przepraszam mały - rzuciłem niedbale, nie chciałem się przywiązywać, ale nie chciałem również, by cierpiał w lesie głód, a wreszcie śmierć z tego powodu. Pozwoliłem by moje kopyto zaczęło rozgrzebywać ziemię na jeszcze jeden dołek.
  5. Tisa odpowiedziała niemym przytaknięciem i została w kuchni. Ty zaś wylądowałeś znów w swoim pokoju. Sam. Jedyne co przyszło Ci do głowy to rzucenie się na łóżko i bezproduktywne leżenie. To jednak miało swoją wadę. Brak zajęcia powodował jego instynktowne szukanie, a umysł zawsze robił to mimowolnie. Szybko odczułeś konsekwencje obijania się, bowiem Twoje myśli kierowały się do tego co się ostatnio działo. Szybko odbiło Ci się czkawką takie leżenie. Próbowałeś więc przespać się, ale i to nie odnosiło skutku. Gdy wreszcie w Twoje kopyta wpadła gitara, to wszystko co grałeś było puste. Żadna nowa melodia nie chciała się ułożyć w cokolwiek, a każda, którą znałeś tylko uświadamiała Ci Twoje położenie. Siedzenie w pustym pokoju było swego rodzaju katorgą. I gdy wreszcie chciałeś wybiec przed domek Lyriel i choćby polatać, to tuż przed drzwiami do pokoju, w którym byłeś, zastałeś Tisę. - Sz-szósty zmysł? - pisnęła ze zdziwienia klacz.
  6. Różowa klacz niczym ninja przeskoczyła za Ciebie. Jak tylko zdążyłeś się odwrócić, stała w przebraniu listonosza i miała w kopytach wachlarzyk i zbiorniczek do robienia baniek mydlanych. Właśnie tym dmuchnęła Ci prosto w pysk. Przez chwilę widziałeś dziesiątki własnych odbić, które pękły i odsłoniły znów Pinkie. - Wszystko - odparła i znów zrobiła całą masę baniek. Odpowiedź była krótka, zwięzła i ogólna jak Twoje pytanie...
  7. Dalsza wędrówka została przerwana. I to czym!? Drobnym kłębkiem sierści, mleczaków oraz ogona, który startuje do większych od siebie. Pocieszne to i nie uświadomione. Obserwowałem psa z powagą, szybko jednak zdałem sobie sprawę, że on sam tu nie jest. Nie zapowiadało to kłopotów, ale zwiastowało raczej spacerowicza. Gdzieś w głębi słyszałem "Zostaw Puszka! Nie zjadaj go!" Czy inne takie. Westchnąłem ciężko i zdecydowałem się rozejrzeć, za potencjalnym właścicielem. W końcu może i ja go faktycznie nie zeżrę, ale cała gama innych stworzeń może to zrobić.
  8. Pinkie wybuchła śmiechem na słowa o młodej mamie. Jej atak był nie do powstrzymania i wylądowała na grzbiecie. Z trudem łapała oddech, ale mimo to dalej w pewien uroczy i specyficzny sposób się rechotała. Śmiało się całe jej ciało, co przyciągnęło uwagę gapiów, ale nikt nie odważył się dociekać o co chodzi. Przechodzili oni dalej. Pinkie wreszcie zaczęła się uspokajać i popatrzyła na Ciebie z rozbawieniem. - Nie jestem mamą, ale pomagam! - oznajmiła wciąż z rozbawieniem.
  9. Tisa spojrzała na Ciebie i wzruszyła tylko kopytami. Jej pyszczek dosłownie sam przemawiał, iż myśli nad tym co mówiłeś albo raczej o kimś. - Nie mam pojęcia - odparła z zamyśleniem. Szybko jednak zaczęła się poprawiać. - Może jest w ogródku albo na spacerze?
  10. Tisa poderwała się nieco i spojrzała badawczo. Przymrużyła przy tym jedno oko. - A powinnam? - spytała z powagą godną Lyriel. Szybko jednak kącik jej ust wykrzywił się w uśmiech. Daleko jej było do oryginału. Ale ważne, że miała swój autorytet. Jak tylko zorientowała się, że kiepsko jej to wychodzi, oparła kopyta o blat stołu i przeciągnęła się delikatnie. - To dzięki Lyriel. Jesli ona zachowuje się w czyjejś obecności swobodnie, to i mi łatwiej przychodzi porozumienie się z tym kucykiem. Po tych słowach spojrzała w okno. Tam też utkwiła wzrok. Poszedłeś w jej ślady, ale szybko stwierdziłeś, że po prostu podziwia widoki.
  11. Powoli trawiłem po przebudzeniu to co mnie nawiedziło. Nowy element układanki. Być może nawet igraszka losu, która zmusza mnie do nienawiści. Takowi zbrojni nie pasowali do obrazu wioski. Ich obecność... Czy powinienem ich obwiniać? Czy powinienem mieć za bohaterów? Łatwiej uwierzyć w to pierwsze. Podniosłem się z ziemi i raz jeszcze spojrzałem na grób. Przypomniało mi się, o kamieniu. Zamrugałem parę razy, przeciągnąłem się i strząsnąłem nieco wody, która mogła jeszcze gdzieś na mnie być. Spojrzałem ponownie w kierunku jaskini. - Słowo się rzekło - podsumowałem to co wczoraj powiedziałem. Teraz po prostu zabrałem się do znalezienia odpowiedniego kamulca, który byłby odpowiedni na grób. Potem będę kontynuował swoją tułaczkę.
  12. Twilight podskoczyła z zaskoczenia słysząc Twój głos. Wyrwałaś swoją mentorkę ze skupienia, ale mimo to dała radę opanować sytuację, a raczej zachwianą próbówkę. Pokręciła jeszcze głową, po czym spojrzała na Ciebie badawczo. Na jej nosie sterczały niewielkie okulary, które podkreślały kolor jej oczu oraz urok. - W czym rzecz? - spytała swobodnie. Nie czuła jeszcze powagi sytuacji i po prostu wróciła do eksperymentu.
  13. Pinkie uśmiechnęła się jak najszerzej mogła. - Jasne! - zakrzyknęła radośnie i wylądowała na swoich kopytach. Klacz zrobiła na chwilę zadumaną minę. Sprawiała wrażenie, iż poddaje się silnym procesom myślowym. Te chyba jednak zakończyły się fiaskiem, bo Pinkie zaczęła podskakiwać przed siebie. Cóż mogłeś uczynić, ruszyłeś za klaczą. Nowa znajoma zaprowadziła Cię do cukierni, niby takiej samej jak wszystkie inne, ale pachnącej znajomo. Teraz dopiero zdałeś sobie sprawę, że podobną woń można wyczuć od Pinkie. Słodki zapach nęcił i zapraszał do środka różowego i słodkiego budynku. - Tu mieszkam, pracuję i maluchy wychowuje! - stwierdziła z wesołością i dmuchnęła w trąbkę zabawkową.
  14. Różowa klacz wlepiała z zaciekawieniem swoje oczy w Ciebie. Jej jasno-niebieskie oczy iskrzyły radością, może nawet aż płonęły. Gdy tylko zacząłeś odpowiadać na to co zapamiętałeś z potoku słów Pinkie, ta zaczęła skakać w okół Ciebie. Miałeś wrażenie, że to pewna forma zlewania Twojej osoby, jednakże uspokoiło Cię przytaknięcie. Niestety, to było zapowiedzią kolejnego monologu. W dodatku klacz powtórzyła Twoje słowa nader szybko i na jednym tchu. Co ciekawe sama również dodała, że jest przyjaciółką tej dwójki, o której wspomniałeś. Przebąknęła, że zna jedną zebrę i dodała, że głuptasa z siebie zrobiła, ale mimo to wciąż podskakiwała radośnie. O co chodziło z głuptasem mogłeś się jedynie domyślać, że przypomniała sobie, iż różnisz się od zebry, ale to chyba bez znaczenia, bo znowu próbowałeś wychwycić jak najwięcej z jej niezamykającego się pyszczka. Z nich zdołałeś zrozumieć, że nie masz się co przejmować i że ona sama też ma słabą pamięć, co zaowocowało propozycją przyjęcia zatytułowanego "słaba pamięć". W dodatku zaczęła pytać co lubisz jeść i jakie gry. Przynajmniej tyle mniej więcej zrozumiałeś. Gdy skończyła trajkotać, stała na ogonie przed Tobą, prezentując wszystkie cztery kopyta i krąglutki, ale nie za duży różowy brzuszek. Można powiedzieć, że i on się do Ciebie uśmiechał...
  15. Chwilę jeszcze patrzyłem na dzieło jakiego dokonałem. Pierwszy raz chyba kogoś grzebałem. Nie czułem przy tym nic poza spełnieniem obowiązku. Stałem tak gapiąc się bezmyślnie, po czym zastanowiło mnie jedno: co teraz? Miałem świadomość, że daleko stąd do najbliższych osad, więc nawet jeśli komuś by się udało tu zajść, to co mu po tym. Westchnąłem. Nie chciało mi się teraz szukać jakiegoś głazu, by nadać temu miejscu pewną symbolikę, więc odłożyłem to na dzień jutrzejszy. Teraz już nawet nie miałem ochoty szukać schronienia. Zresztą, mój wygląd, który teraz został ubarwiony krwią, zwiastował tylko kłopoty. Ułożyłem się więc po prostu w pobliżu nagrobka i czekałem na sen, na poranek...
  16. Tisa dosłownie leżała na stole. Jej wzrok utkwił gdzieś na blacie i mogłoby się zdawać, że jest niczym figura woskowa, gdyby nie jej oddech. Twoje słowa sprawiły, że rubinowe oczęta klaczy zniknęły pod powiekami. Klacz dodatkowo, by ukryć się przed światem i problemami nakryła łeb kopytami. - Ja się przed nim gotuję - zaskomlała niemalże Tisa. Urocza nastolatka, niemalże dorosła, niewinna i jednocześnie już pełna kobiecości z takim charakterem jest spełnieniem marzeń niejednego ogiera.
  17. Wychodząc z biblioteki nie natrafiłeś na tłumy kuców, ale wszędzie trochę ich było. Twój wzrost nie budził takiego zainteresowania, jak fakt, iż całe Twoje ciało pokrywały tatuaże. Każdy choć przez chwilę spoglądał na Ciebie, a gdy Ty odpowiadałeś tym samym, to uciekał wzrokiem. Mimo to spacerowałeś dalej. Wszystko było na tyle kolorowe i nowe, że szybko zdałeś sobie sprawę, iż się zgubiłeś. A gdy tylko chciałeś spytać kogoś o drogę, to wszyscy usuwali się z Twojego pola widzenia. W zasadzie prawie wszyscy... Rozglądając się tak za kimś kto mógłby Ci pomóc, zauważyłeś przed sobą różową klacz z różowymi zakręconymi włosami na głowie. Spoglądała na Ciebie wesolutko i bez krzty strachu. Gdy już chciałeś się odezwać, jej również zakończyły się procesy myślowe. - Hej. Jesteś tu nowy. Widzę Cię pierwszy raz, a wszystkich znam doskonale. Skąd jesteś, ach nieważne. Jak masz na imię? Podoba Ci się tu? Masz już jakichś przyjaciół, bo ja bardzo chętnie zostanę Twoją przyjaciółką. Skąd masz te wszystkie śmieszne linie na ciele? Jesteś spokrewnioną z zebrami? Ach przepraszam nazywam się Pinkie Pie, miło Cię widzieć - trajkotała dalej klacz o przyjaznym usposobieniu. Z grubsza przestałeś jej słuchać po chwili ze względu na natłok pytań i informacji, których nie sposób było oddzielić od siebie na dłuższą metę.
  18. Nie leciałem daleko. Nie musiałem. Szybko dotarł do mnie fakt, iż dusza była przywiązana bardziej do miejsca jak ciała. Wszystkie moje działania są jednak pozbawione sensu. Cokolwiek bym nie uczynił, zawsze jest tak samo. Pytania bez odpowiedzi i sprawy, które nie kończą się pomyślnie. Chciałbym chociaż przez to czuć kucie w sercu, ale i tego nie ma. Po raz pierwszy ktoś do mnie był życzliwy, ale to było niczym otwarta klatka, która została zamknięta tuż przed mym nosem. Mam ochotę zrobić to co zwykle robiłem nocami, przeczekać, ale najpierw musiałem spełnić prośbę zmarłego. Nie znając jego imienia, postanowiłem mu tylko usypać nagrobek. Jedyne co go tu znajdzie, to robactwo. Niewiele czekając, zdecydowałem, że zakopie go blisko jaskini. Oczywiście w miarę możliwości. Potem dopiero ułożę się gdzieś obok. Szybko obniżyłem lot z nadzieją, że ziemia nie odmówi pochówku...
  19. Młoda klacz jęknęła z wrażenia. Czułeś ekscytację w jej oddechu. Przez krótką chwilę milczała, a potem odsunęła od siebie talerz i położyła pysk na stole. - Łatwiej powiedzieć jak zrobić - stwierdziła cicho i z załamaniem Tisa. Mimo tych słów, które mogły brzmieć jak rezygnacja, wydała z siebie jeszcze westchnięcie przepełnione wszelkimi uczuciami, jakie nią teraz targały. Może nie radziła sobie z nimi, ale z całą pewnością je posiadała. Tisa ostatecznie pogrążyła się w swoich myślach nie wypowiadając ani słowa więcej.
  20. Pokój jaki dostałeś od Twilight nie był wielki. Mówiąc krótko, był zwyczajny, prosty. Łóżko, na którym ledwo się mieściłeś, gdy się rozciągnąłeś, trochę mebli, takich najbardziej pospolitych i oczywiście regały z książkami. W końcu to była biblioteka. Mieszkałeś na parterze, więc wychodziłeś od razu do głównej części drzewa przez duże "D". Timber jeszcze spał obok łóżka jak Ty ruszyłeś z własnym postanowieniem rozmowy. Zastałeś klacz w głównej części biblioteki, dosłownie po tym jak wyszedłeś z pokoju. Stała przed jakimś stolikiem, na którym było trochę staroci, szkła z chemikaliami i pamiętna księga do pieczętowania. Nim zacząłeś rozmowę, upewniłeś się, że nie przerwiesz w najmniej odpowiednim momencie. Twilight odpowiedziała Ci życzliwym uśmiechem. - Nie ma sprawy Magnusie. A tym bardziej nie myśl, że sprawiasz kłopot. Pomogłeś w końcu mi i moim przyjaciołom z całego Ponyville - odparła już w odmieniony sposób. Nie przeżywała tego co się zdarzyło. - Tymczasem, próbuję rozpracować zawartość tej księgi. Jest w niej wiele rzeczy strasznie skomplikowanych.
  21. Nikt nie zasługiwał na taki los. Niezależnie od tego co zrobił. Doskonale to wiedziałem na podstawie własnych doświadczeń. Tylko... że ja nawet nie wiedziałem za co pokutuję. Chwila jednak nie była godna przemyśleń. Robiło się nieciekawie w jaskini i zapowiadało się, że będzie ona czyimś grobem. Jednakże, nie moim... A tym bardziej nie tego nieszczęśnika. - Bzdura - stwierdziłem z pogardą. Niewiele czekając zmobilizowałem się do działania. Musiałem po prostu zabrać to truchło jak najdalej od jaskini. Ostatecznie później spełni się jego życzenie...
  22. Timber zaciekle walczył o kość, którą wydobył po trudach z na wpół zamrożonej trumny Thanatosa. Ostatecznie warcząc nie śmiał Ci jej oddać. Poza tym faktem nic się nie stało. Przewrażliwienie po serii incydentów w tym zamku odcisnęło na was swoje piętno. Mimo wszystko ostatecznie odebrałeś Timberowi jego zdobycz. Koniec końców, mógł się pochorować od gnatów truposza, nie wspominając o kwestii moralnej. Tym samym, zgodnie z poprzednią decyzją, ruszyliście ku Ponyville. Twilight zręcznie wyteleportowała was wszystkich z zamku na jego obrzeża, gdzie już po chwili cwałem przemierzaliście las Evertree. Nie skamieniały budził grozę, jednakże droga przez niego obyła się bez ekscesów. Po wyjściu z zagajnika prezentowało się przed wami skromne Ponyville. Mała mieścina będąca uosobieniem ducha Equestrii dzięki Elementom Harmonii. Rozmowa po drodze była raczej luźna, a nawet bardzo. Ostatnie wydarzenia nie były przyjemnym spoiwem dla przyjaźni. Mimo to Twilight zaproponowała Ci zakwaterowanie u siebie. Zawsze jakiś początek dla poznania życia zwyczajów tutejszych kuców.
  23. Tisa poczerwieniała na pyszczku. Zakrztusiła się przy tym kanapką. Dopiero, gdy po chwili się opanowała jeśli chodzi o napad kaszlu, głowiła się nad odpowiedzią. Młoda perkusistka ostatecznie zwiesiła głowę i westchnęła. - Aż tak to widać? - spytała cicho z nadzieją, że usłyszy zaprzeczenie. Jednakże szybko zdała sobie sprawę z tego co zauważyłeś. - Ro-rozmawiałam z nim tylko kilka razy i to wystarczyło, by mi zaimponował... Zresztą dla niego jestem tylko siedemnastolatką - stwierdziła smutno. Potem podniosła głowę i jeszcze bardziej rumieniąc się niż poprzednio dodała: - Nie wspominaj mu o tym! Proszę...
  24. Witam w kolejnych zapisach u mojej skromnej osoby. Już ponad rok tutaj mistrzuje i świetnie się z tym czuje. Nim jednak przejdziecie do pisania podań, zapoznajcie się z tym. Cóż, co do samych podań... estetyka, interpunkcja, bla, bla, bla. Zatrzymam się jednak na dłużej przy samej historii. Liczę, że przy tym każdy włoży trochę pracy. Nie trzeba się przecież śpieszyć. Warto napisać sobie gdzieś to kim jest wasza postać i co przeszła nim się rzuci podanie wprost w moje skromne progi. Liczę, że będę zaskoczony czytając tożsamość waszej postaci. Dodanie tagów jest opcjonalne. Tworzenie Gary i Mary Sue zabronione. Jeśli ktoś miałby ochotę na grę wspólną, warto byłoby to podkreślić i szukać wśród innych podobnych chęci. Do rzeczy: 1. Equestria 2. Realia NLR 3. Realia SE 4. Warhammer Fantasy Battle 5. Fanfic 6. Inne uniwersum - wszelkie pomysły mile widziane, ale będą one również uwarunkowane moim zapoznaniem się z "tematem" 7. Własny świat 8. Anime Zapraszam do zabawy.
  25. Pierwsze słowa wprawiły mnie w zdumienie. Potwór obrósł w legendę. Brzmi to tak, jakby straszono mną małe źrebaki. To uczucie szybko jednak gdzieś odeszło. Moja pogarda i rozbawienie również. Zdałem sobie sprawę, że coś się zmieniło. Pierwszy raz rozmawiałem z duchem. I to jeszcze w tak wyrazisty sposób. Echo przeszłości? Prosto z koszmaru? To nie ma w sumie znaczenia, skoro i tak jestem uwięziony w klatce czasu. Coś jednak się zmieniło. Pewien rytm został złamany, po raz pierwszy. Może to była tylko pewna norma, która powtórzy się dopiero po podobnie długim cyklu. Westchnąłem. Druga część wypowiedzi wzbudziła we mnie pewien żal dla zmarłego. Pragnął grobu, o którym nikt nie będzie wiedział. Przez myśl mi przeleciało, że jeśli będzie pogrzebany, a moc go nie opuści, to będzie wiecznie samotny. Będzie skazany na to samo co dręczy mnie. Na taki los nikt nie zasługuje. - Czy wiesz czego pragniesz? - spytałem i przysiadłem w miejscu gdzie stałem. - Samotność na którą chcesz się skazać, będzie trwać calutką wieczność - zauważyłem i wyszczerzyłem swoje zęby. - Pokuta nie jest niczym szlachetnym... Dopiero po tych słowach zdałem sobie sprawę, że coś kapie. Dotarło do mnie, że jeśli zaczęło niedawno, to jest gorzej niż źle. Ciekawe ile ma czasu to miejsce. - Decyduj się szybko. Możliwe, że masz mało czasu - stwierdziłem mechanicznie, zerkając przy tym na sklepienie.
×
×
  • Utwórz nowe...