Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Magus

  1. Alan i Sophie

    Dziewczyna nadal wbijała wzrok w podłogę, bojąc się choćby spojrzeć na Edwarda. Nigdy jeszcze nie czuła się tak jak teraz. Gdzie podziała się jej cała pewność siebie? Dlaczego przy tym chłopaku zawsze tak reagowała? Czy to wszystko przez emocje, które się w niej zebrały na poprzedniej lekcji? Nigdy przy nikim nie płakała, a nawet jak była sama robiła to niezwykle rzadko. Więc dlaczego tak się działo? Uniosła wzrok prosto na niego, dopiero, gdy dotarły do jej uszu jego słowa, a sam dźwięk jego głosu sprawiał, że jej serce drżało. Poczuła się w tej jednej chwili jak kompletna idiotka, gdy dotarł do niej sens słów księcia. Zrobiła wszystko tak jak chciała Emeralda. To nie Alan był winien temu, że nie poszło jej najlepiej na ostatniej lekcji. Emeralda odebrała jej pewność siebie, a potem sprawiła, że zarzuciła Edwardowi fałszywe oskarżenia, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. Była pewna, że książę nie kłamał, widziała to po jego reakcjach i tonie głosu, poza tym nie potrafiła i nie chciała w nim widzieć kłamcy. Gdy nagle poczuła jak ten odsuwa jej dłoń, miała wrażenie, że czuje w sobie nieokreśloną emocje.

     

    - Nie... - powiedziała bardziej niepewnie niż do tej pory i uniosła w końcu wzrok na księcia, patrząc mu prosto w oczy. - To ja Ciebie przepraszam, Edwardzie, że w ogóle tak pomyślałam i w ciebie zwątpiłam - Znów poczuła jakby miała ochotę się rozpłakać, ale tym razem wstrzymała łzy. - Zawsze w domu żyje w cieniu Alana, on jest następcą tronu, a ja kim? - spytała z niekrytym smutkiem, znów unosząc dłoń, ale teraz położyła ją na własnej piersi.  - Zawsze będę tą drugą, niczym plan awaryjny gdyby mu coś się stało. Zawsze tak jest, odkąd tylko pamiętam staram się pokazać, że jestem kimś więcej. Gdy wybrano mnie do Akademii, uwierzyłam, że jestem mimo to kimś więcej niż tylko tą drugą - pokręciła lekko głową. - Ty jednak coś we mnie dostrzegłeś, coś co staram się od tak dawna by zobaczyli we mnie inni. Nigdy nawet nie pomyślałam, co ty musisz przeżywać - W jej głosie rozbrzmiał jeszcze większy smutek niż do tej pory, którego nie potrafiła już ukryć. - Zachowałam się jak kompletna idiotka i zrozumiem jeśli już nie będziesz chciał mnie znać - Ponownie spojrzała w oczy księcia. - Przepraszam Edwardzie, chce byś wiedział, że nigdy nie czułam się przez ciebie przytłoczona, po prostu, gdy dziś usłyszałam, że i ty być może widzisz we mnie to co byś chciał zobaczyć, a nie to kim jestem, poczułam się jakbym znowu miała być w czyimś cieniu. Jeszcze raz przepraszam, chyba będzie lepiej jeśli już sobie pójdę - dodała na koniec ze smutkiem, powoli się przy tym cofając. Nigdy jeszcze nie czuła się tak fatalnie jak w tej właśnie chwili.

     

    Spoglądałem nieco zdziwiony na reakcje innych na swoją niedawną mowę. Nie wiedziałem, że tak ich poruszę, ale cieszyłem się, że zdołałem choć trochę dać wiary w siebie Hectorowi i zmienić otaczający nas nastrój na trochę mniej ponury. Skierowałem swoje spojrzenie na Stephanie, słysząc o tym co myśli o nich Sophie. To wszystko było dla niej nowe, nigdy nie rozmawiała z takimi osobami jak Elisabeth i Stephanie, wierzyłem, że po prostu potrzebowała czasu by się do nich przekonać. Czasu, którego jednocześnie nie mamy, wszystko było w moich rękach, tylko nie wiedziałem jak ją przekonać do współpracy, będę musiał nad tym pomyśleć. Gdy Elisabeth nagle zadała pytanie o to kto mógłby jej pomóc w zdobyciu odpowiedzi, sam nie byłem pewny kogo mógłbym jej polecić. Oczywiście mogłem powiedzieć to co Hector, ale obawiałem się co to oznacza i szybko po reakcjach dziewczyny przekonałem się, że mam racje. Powoli ruszyłem za resztą w kierunku miejsc gdzie miały odbyć się kolejne zajęcia, aż nagle do moich uszu dotarły słowa Hectora, Aidana jak i Elisabeth.

     

    - Sądzę, że Hector ma racje, księżniczka Magdalene i książę Damien wydają się mieć nie małą wiedzę o Akademii, a wspólnie moglibyśmy dojść do ciekawych wniosków - uśmiechnąłem się lekko do Hectora, chcąc mu w ten sposób pokazać, że już okazał swą pomoc, choćby tą myślą. Zaraz potem spojrzałem na Elisabeth i przypomniał mi się obraz Adelii w Akademii Zła. Wciąż miałem wrażenie, że spoglądała na mnie z wyraźną niechęcią. Zaraz jednak stłamsiłem ten obraz i znów spojrzałem na Elisabeth. - Nie widzę ku temu przeciwwskazań, musisz jednak wiedzieć, że nigdziarze nas nie znoszą, co nie raz pewnie pokażą na obiedzie. Nie wiem więc jak zareagują na widok twojej przyjaciółki bratającej się z zawszanami - dodałem, nie kryjąc przy tym niepewności.

  2. Crystal

    To wszystko wydawało się absolutną stratą czasu. Gdyby chciała obserwować jak kucyk opija się cydrem czy innymi napojami udałaby się do znacznie ciekawszego lokalu niż ta speluna. Coraz bardziej miała ochotę opuścić to miejsce a jednak nie mogła. Droga, którą obierała nigdy nie była bez powodu tak jak i w tym przypadku musiała po prostu zaczekać aż nastanie właściwy moment. Najwyraźniej teraz trafiła się właśnie jedna z sytuacji gdzie musiała po prostu zaczekać troszkę dłużej. Nagle jednak do jej uszu dotarł czyjś głos i zaraz skierowała swoje spojrzenie ku jego źródłu. To było dziwne obok niej stała jakaś klacz. Jednak nie sama obecność klaczy była dziwna a sposób, w jaki się zjawiła. Nikt od tak nie był w stanie się do niej zakraść, więc jak to zrobiła ona? Crystal ponownie zaczęła spoglądać w miejsce gdzie siedział ogier.

     

    - Mym zadaniem jest obserwować nie ingerować - odparła dalej tam spoglądając. - Są tacy, którym pisane jest zostać bohaterami swych własnych historii i są ci, którzy zapisują te historie by w ogóle mogła powstać. Ja należę do tych drugich. Niezależnie, jakie nie będzie zakończenie historia musi zostać zapisana a ja nie mam zamiaru w nią ingerować - nagle spojrzała kątem oka na klacz obok siebie. - Nie jesteś jak oni - powiedziała mając na myśli otaczające ich kucyki. - Kim jesteś i czegoś tak właściwie chcesz?

  3. Alan i Sophie

    Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc, że Hector z nami został. Miałem nadzieje, że nasze towarzystwo zdoła choć trochę poprawić mu nastrój. Właśnie wtedy ten zaczął nam opowiadać o swoim ojcu i zdziwiłem się słysząc, że i on chodził do Akademii. Mimo to uważanie, że Hector powinien być bohaterem drugoplanowym jak dla mnie było nieodpowiednie. Tacy ludzie jak Hector zasługiwali moim zdanie by zostawać bohaterami pierwszoplanowymi. Wierzyłem zarówno w niego jak i Aidana, bo pokazywali obaj prawdziwie zawszańskie cechy, których czasem brakowało rodowitym książętom. Nagle jednak słowa chłopaka zostały przerwane przez Stephanie, szybko obróciłem wzrok w miejsce, do którego kierowała pytanie i zobaczyłem samotnie stojącego Edwarda.

     

    Dziś po raz drugi już był poza towarzystwem innych książąt, z którymi zwykle się trzymał. Nie rozumiałem dlaczego. A przynajmniej do czasu, aż w głowie błysnęła mi myśl, ale nadal nie byłem do końca pewny czy to na pewno to. Gdy usłyszałem jego odpowiedź, zdębiałem. Czyli był tutaj dla niej? Coraz bardziej miałem wrażenie, że mu na niej zależy, ale nie byłem pewny jak zareaguje Sophie. Nigdy nie widziałem by tak kotłowały się w niej emocje jak na tej lekcji, no może raz kiedy byliśmy dziećmi. Gdy spytał czy czekamy na Elisabeth opuściłem lekko wzrok. Prawda była taka, że czekałem na obie i miałem nadzieje, że z każdą spokojnie porozmawiam, ale teraz nie byłem już tak pewny czy to się uda. Zaraz uniosłem, wzrok widząc jak z klasy wychodzi Elisabeth i z jakiegoś powodu poczułem jak coś zaciska mi się w gardle gdy tylko ją ujrzałem. Zaraz za nią zobaczyłem idącą Sophie, nim jednak w jakikolwiek sposób zareagowałem na jej widok już pojawił się przy niej Edward, a ja opuściłem lekko wzrok nie chcąc mieszać się do tego co jest między nimi. Miałem tylko nadzieje, że zdoła jej pomóc.

     

    W tym samym czasie Sophie szła z tyłu za Czytelniczką starając się nawet nie myśleć o tym wszystkim. Nadal nie rozumiała dlaczego wieszcz chciał by dzieliła komnatę z tymi dziewczynami. Dlaczego nie mogła mieszkać z księżniczkami podobnymi sobie? Wtedy właśnie do jej uszu dotarły głosy i już widziała jak niewielka grupa zawszan wciąga do swego kręgu rudą Czytelniczkę. A wśród nich był nawet Alan. Ponownie poczuła smutek, widząc jak wszyscy czekali na tą Czytelniczkę, podczas gdy ona była spychana na drugi plan, nawet przez własną rodzinę. Zaraz znów ruszyła, nie chcąc o tym myśleć. Nie miało to znaczenia, w zamku też zawsze była tylko tłem dla kuzyna. Tam sobie z tym poradziła i tutaj też sobie poradzi. Podniosła głowę wysoko, chcąc przy tym ukryć swoje niedawne myśli.

     

    Równie szybko zamarła, bo jak się okazało ktoś na nią czekał. Przystojny książę Edward stanął niespodziewanie przed nią, a ona poczuła jak jej serce zabiło szybciej. Został tu dla niej, podczas gdy wszyscy inni odeszli. Mrugnęła kilkukrotnie jakby nie wiedziała co ma powiedzieć na jego słowa czy też propozycje. Choć w głowie chodziły jej miliony reakcji, to żadnej nie potrafiła w tej chwili z siebie wydobyć. W końcu delikatnie się uśmiechnęła i chwyciła ramię Edwarda, chwilę później z nim odchodząc. Gdy poruszała się koło niego, pierwszy raz od dawna czuła jakby komuś na niej zależało, poczuła się jakby nie była tylko tłem tego wszystkiego. Nigdy nikt poza najbliższą rodziną nie wprawiał ją w takie reakcje. Wtedy jednak dotarły do niej niczym echo niedawne słowa, które usłyszała podczas lekcji. Przypominasz mu jego matkę tylko, dlatego się tobą interesuje. Wszystko w jednej chwili się posypało, a sama poczuła bolesne ukłucie prosto w serce i niespodziewanie się zatrzymała wyrywając się z ramienia Edwarda. Powoli uniosła wzrok i spojrzała prosto w jego oczy żeby ten mógł zobaczyć, że jej były zaszklone i z trudem powstrzymuje łzy.

     

    - Jesteś dla mnie miły, Edwardzie - powiedziała wyjątkowo niepewnie jak na nią, a każde jej słowo z trudem skrywało rozpacz. - Od kiedy tylko mnie zobaczyłeś rano, jesteś cały czas dla mnie miły i mnie wspierasz, nawet teraz zaczekałeś na mnie, choć wcale nie musiałeś - opuściła lekko wzrok by zarazznów go unieść i spojrzeć mu w oczy ponownie. - Naprawdę się z tego powodu cieszę i twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy, ale muszę wiedzieć, dlaczego - Nie była dłużej w stanie powstrzymać łez. - Powiedz szczerze, czy to dlatego, że jestem podobna do Śnieżki? Jesteś dla mnie tak dobry, bo przypominam ci twoją mamę? - położyła mu delikatnie dłoń na piersi. - Proszę, muszę to wiedzieć - pokręciła delikatnie głową. - Nawet jeśli wyglądam choć trochę jak Śnieżka w młodości, nie jestem nią i nigdy nie będę, jestem po prostu Sophie - Jej ton był przygaszony, a przy tym i zrozpaczony przy każdym słowie jakie z siebie wyrzuciła.

     

    Powoli ruszyłem za Elisabeth i resztą grupy, na chwilę jeszcze śledząc wzrokiem znikającą Sophie, a przynajmniej do czasu, aż nie zniknęła mi z oczu. Miałem nadzieje, że zrobiłem co należy pozwalając jej odejść z Edwardem. Właśnie wtedy też zobaczyłem wzrok Elisabeth na sobie i usłyszałem jej pytanie, na które lekko zamarłem. Widzący? Profesor Sader był wieszczem? Czyli to co zauważyła Sophie... to, że obrazy pokazują różne wydarzenia przyszłości było prawdziwe? Nagle jednak usłyszałem, że Elisabeth chce z nim mimo wszystko porozmawiać. Nic nie rozumiała, ale nie mogłem się dziwić, w końcu była Czytelniczką i nie wiedziała jak to wygląda jeśli chodzi o pytania do wieszcza. Właśnie wtedy do mych uszu jeszcze dotarły słowa Hectora i w tym momencie wyszedłem na czoło grupy, stając przed wszystkimi i odwracając się do nich twarzą.

     

    - Hectorze, po pierwsze trochę więcej wiary w siebie - powiedziałem wbijając w niego wzrok. - Wszyscy trzymamy się razem i sobie pomagamy. Każda pomoc zawsze jest potrzebna, nawet w chwili, której nikt nawet nie będzie się spodziewał, twoja może być równie nieoceniona - posłałem mu delikatny uśmiech, a potem skierowałem wzrok na Elisabeth. - Nawet jeśli pójdziesz do profesora Sadera, on nic ci nie powie. Wieszcze nie łamią swojej zasady, bo ma to dla nich wysokie konsekwencje, sporo o nich czytałem i wiem jak to wygląda - lekko westchnąłem nim zacząłem kontynuować dalej. - Jednak jest ktoś kto widział coś na tych obrazach - położyłem lekko dłoń na ramieniu Elisabeth. - Wybacz, że tak wtedy zniknąłem z Sophie, ale musiałem jej pokazać te obrazy. Widzisz ona wam tego pewnie nie mówiła, ale ma niezwykły talent, bardzo ceniony w całym naszym królestwie - Na chwilę zamilkłem żeby mieli chwilę na zrozumienie o czym mówię, dopiero potem zacząłem mówić dalej. - Potrafi zobaczyć więcej niż inni. Ujrzy każdą nieudaną krzywiznę na klejnocie czy ukryty przekaz i emocje jakie kierują artystom, niezależnie czy jest to obraz czy też klejnot, który tworzy. Zobaczyła coś na tych obrazach, ale niestety nie chce powiedzieć co - dodałem bardziej ponuro. - Cokolwiek to było była tym strasznie zmartwiona, a nawet przerażona, to był jeden z powodów jej zachowania na ostatniej lekcji. Jedyne co mi powiedziała to abyśmy przestali się tym interesować oraz, że takie rzeczy już się nie dzieją. Można więc zdobyć jakieś informacje od mojej kuzynki. Niestety, na razie nie wiem jak teraz do niej dotrzeć, nigdy jeszcze chyba nie widziałem takiego rozchwiania emocjonalnego u niej jak w obecnej chwili - dodałem ponuro i wtedy spostrzegłem, że nadal mam dłoń na ramieniu Elisabeth, kiedy tylko to zauważyłem równie szybko ją zabrałem, czując się przy tym lekko zakłopotany.

  4. Thomas, Christian i Crystal

    Annabelle najwyraźniej zauważała w spojrzeniu Kastora wrogość, bo znowu wyszczerzyła w jego kierunku kły, ale tym razem jakby chciała go ostrzec czym grozi zbliżenie się do niej. Crystal nie zwróciła na to uwagi, bo sama obróciła się w stronę okna, gdy Kastor tylko zaczął mówić. Mimo to uważnie słuchała każdego jego słowa. Oczywiście sama była tego samego zdania co Kastor. Wywerna nie była groźna. Jeśli ktoś sobie nie radził z takim stworzeniem, to jak miał sobie niby potem poradzić w Puszczy po zakończeniu Akademii? Mimo wszystko na wszelki wypadek musiała go wezwać, chcąc usłyszeć co sam ma do powiedzenia na temat tamtejszych wydarzeń. Oczywiście Christian już na jej lekcji pokazał, że ma skłonności samobójcze, a co do Adelii... Nie mogła zaprzeczyć, że gdyby Kastor nie dał jej szansy, to już by najpewniej nie zdała i tyle by ją widzieli. Dopiero kiedy nadmienił o Dyrektorze obróciła się w jego kierunku.

     

    - Myślisz, że mnie to cieszy? - syknęła z wyraźną złością i znów obróciła się w kierunku okna by spojrzeć na wieże Dyrektora. - Wciąż myśli się, że na źle jest klątwa i dlatego przegrywamy, a ja właśnie myślę, że to przez dobory uczniów. Dyrektor wybiera łamagi takie jak ta Czytelniczka, a my raz za razem przegrywamy. Zabrałam ją nawet wczoraj do sali udręki by wzbudzić w niej nienawiść, choćby do mnie, by obudziła swoje uśpione zło - Znów obróciła się w kierunku Kastora. - A wiesz co ona zrobiła? Niemal zmieniła się w warzywo z powodu śmierdzącego szczura. Nie wiem jakie zło zobaczył w niej Dyrektor, ale mam wrażenie, że ona nie byłaby nawet w stanie zabić muchy, która by wleciała pod jej stopę - Znów obróciła się w kierunku okna. - Pisałam do Dyrektora o wszystkim jak i o tym by odesłał tę Czytelniczkę, nawet napisałam jaką to ona nie jest stratą czasu - Ponownie obróciła się do Kastora. - Wiesz jak zareagował? - Nie czekała na odpowiedź tylko kontynuowała. - Jak zwykle nic mi nie napisał. On nam wybiera uczniów, a my musimy użerać się z takimi łamagami - warknęła chwilę nad tym wszystkim myśląc. - Mimo wszystko trafiło się parę interesujących egzemplarzy - Mimo niedawnego gniewu na jej twarzy zagościł niewielki uśmiech. - Ktoś zwrócił twoją uwagę?

     

    W tym samym czasie kiedy trwała rozmowa dziekan z nauczycielem, Thomas maszerował w grupie uczniów. Nie zwrócił uwagi na to kiedy Czytelniczka do nich dołączyła, bo teraz myślał o czymś zupełnie innym. Po głowie chodziły mu niedawne słowa Elviry, ale nie tylko to. Wciąż z jakiegoś powodu wspominał bliskość jej twarzy, to jak jej ciepły oddech muskał jego skórę. Choć naprawdę się starał, to nie potrafił tego wyrzucić z pamięci. Pytanie rodziło się jedno. Dlaczego ta czarownica tak na niego działała? Nawet nie zauważył kiedy zaczęli zbliżać się pod miejsce kolejnych lekcji. Z zamyślenia wyrwał go dopiero widok nietypowego nauczyciela. Gdy spojrzał w jego oczy miał wrażenie jakby był ślepy i właściwie jak ktoś taki mógł uczyć zła? Dwie poprzednie nauczycielki to jedno, ale on nawet nie wyglądał na choć trochę złego. W ogóle nie czuć było od niego mroku, zapewne dlatego ledwo spostrzegł jak nagle obok niego pojawił się Christian przepychający się przez innych nigdziarzy. Spoglądał teraz na Thomasa z dziwnym uśmiechem.

     

    - Sądziłem, że jestem ostatnią osobą obok, której staniesz - odparł ponuro Thomas nawet na niego nie patrząc tylko idąc dalej wśród tłumu uczniów.

    - A niby czemu tak pomyślałeś? - spytał Christian, nie czekając przy tym na odpowiedź. - Czy dlatego że mnie pobiłeś? A może dlatego, że przez ciebie niemal cała szkoła chce mnie ukatrupić?

    - To drugie sam sobie załatwiłeś - odpowiedział chłodno Christianowi.

    - Być może. Teraz jednak dzięki tobie wszyscy myślą, że gustuje w wywernach, no i jeszcze zająłem ostatnie miejsce - Thomas tylko wzruszył ramionami nic nie mówiąc, ale Christian mówił dalej. - Zakładam jednak, że ty wolałbyś pocałować kogoś innego, prawda? - Thomas nagle spojrzał na niego bardzo nieprzyjemnie.

    - Jeśli chcesz coś powiedzieć, to powiedz - Jego ton stał się bardziej groźny.

    - Spokojnie, jestem cierpliwy i znacznie sprytniejszy niż choćby ten pajac, który ci przypalił włosy, wszystko w swoim czasie - To były ostatnie słowa Christiana, który odszedł od Thomasa znikając w tłumie nigdziarzy. Chłopak jeszcze chwilę za nim spoglądał, zaraz jednak starał się wrócić do normalnej pozy. Mimo wszystko zastanawiał się co ten kretyn znowu wymyślił. W pewnym jednak sensie wiedział o co mu chodziło i to go martwiło.

  5. Alan i Sophie

    Gdy nad moją głową pojawiło się złote cztery nie byłem zachwycony tym wynikiem, to nie tak, że uważałem, że powinienem być wyżej, bo było wręcz przeciwnie. Jednak, gdy zobaczyłem nad głową Aidana unoszącą się szesnastkę, poczułem jeszcze większe przygnębienie spowodowane tym, że tak nisko się oceniało jego wysiłki. To jednak było jeszcze nic, bo gdy tylko obróciłem głowę w kierunku Elisabeth i siedzącej obok niej Stephanie, zamarłem, widząc u nich zarówno dwudziestkę jak i dwudziestkę dwójkę, a to nie był koniec nieprzyjemnych niespodzianek, bo przyjacielski nam Hector skończył jeszcze gorzej, widząc to wszystko zacisnąłem dłoń w pięść. Nie czułem się w niczym lepszy od nich i nie uważałem by moja wypowiedź była więcej warta niż kogokolwiek z nich, to nie było sprawiedliwe. A mimo to z jakiegoś powodu to właśnie ocena Elisabeth sprawiała, że czułem na karku zimny pot. Zaraz również się przekonałem, że to jeszcze nie koniec ponurych niespodzianek, bo właśnie wtedy spoglądałem w szoku na unoszącą się piętnastkę nad głową Sophie.

     

    Dziewczyna tylko na niewielką chwilę uniosła swój wzrok by zobaczyć swoją ocenę, a potem Alana. Smutek, który do tej pory starała się ukryć zaczął ustępować czemuś innemu. Była teraz niczym wulkan, który tylko czekał na erupcje. Nigdy tak wiele emocji się w niej nie kotłowało jak dzisiejszego dnia. Była kompletną idiotką pozwalając sobie by emocje nią kierowały. Słabi nie mogli ukończyć akademii, gdyby była taka jak podczas tej lekcji na dworze królewskim... rodzina by ją wydziedziczyła, wiedziała o tym. Musiała pamiętać dlaczego tu przybyła. Chciała własnego długo i szczęśliwie. Nie czuć już więcej smutku i nie zawieść pokładanych w niej nadziei. A to oznaczało, że musiała się wziąć w garść i być taką jaką była od samego początku. Członkinią rodu królewskiego, który musiała godnie reprezentować. Jeszcze większa fala gniewu ją zalewała, gdy widziała, że Alan był od niej lepszy. Zrozumiała, dlaczego kuzyn stanął za nią, tylko dlatego by samemu zapewnić sobie pozycje, a ona żeby wyszła na idiotkę. Koniec z tym, nikt już nie będzie więcej sprawiał by tak się czuła. Spojrzała  jeszcze na Edwarda i gdy zobaczyła jego trzecie miejsce opuściła lekko głowę jakby była niegodna by nawet na niego spojrzeć.

     

    Chwilę później usłyszałem brzęczenie wróżek, które oznaczało koniec lekcji. Powoli zacząłem się pakować, aż nie usłyszałem Aidana, który powiedział bym za nim poszedł. Kiwnąłem tylko głową zabierając torbę i powoli za nim idąc. Nim jeszcze wyszedłem, ostatni raz rzuciłem spojrzenia Sophie i Elisabeth. Spostrzegłem w oczach Sophie gniew, który wydawał się ukierunkowany na mnie. Czy mogła mnie winić za swój wynik? Może i słusznie to robiła. Gdybym tak nie wyskoczył z tym co dla mnie zrobiła. To nie ja powinienem być za to oceniony, a ona, bo w końcu żyłem tylko i wyłącznie dzięki niej. Poczułem się jeszcze gorzej gdy opuściłem klasę. Wtedy spostrzegłem Stephanie czekającą na Elisabeth i Aidana, który gonił Hectora. Spoglądałem zamyślony na każdego z nich, aż zwróciłem się do Hectora.

     

    - Posłuchaj nikt cię nie będzie do niczego zmuszał. Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać to zrozumiemy - powiedziałem spokojnie w jego kierunku kładąc dłoń na jego ramieniu. - Możesz teraz odejść i przemilczeć całą sytuacje zamykając w sobie emocje lub z nami porozmawiać - Wtedy też skierowałem swój wzrok na Stephanie. - Ja też chcę pomówić z Elisabeth, chodzi o te obrazy, poza tym tam jest Sophie - powiedziałem teraz spoglądając na klasę. - Hectorze czy zechcesz zaczekać z nami? - spytałem teraz chłopaka.

     

    W tym czasie Sophie zaczęła pakować wszystko do torby, a złamane pióro wrzuciła niedbale do niej, zresztą tak jak rysunek, który rysowała na lekcji by pozbyć się dziwnych emocji. Zgniotła go w dłoni i wrzuciła. Zacisnęła swoją dłoń potem na parasolce i ruszyła w kierunku pani dziekan, starając się trzymać w sobie wszystkie emocje żeby ukazywać tylko uśmiech. Miała nadzieje, że zdąży wrócić do komnaty i wyładować wszystkie niepotrzebne jej teraz emocje na płótnie. Czekała teraz tylko, aż podejdzie Czytelniczka nadal będąc na nią złą za wcześniej. Gdy w końcu podeszła, a dziekan zaczęła mówić, Sophie westchnęła w myśli. Nie przepadamy za sobą? To było mało powiedziane. W momencie, gdy powiedziała im, że widzący odpowiadał za to, że dzielą razem komnatę, dziewczyna otworzyła szeroko zdumione oczy. Nawet już nie słyszała całej reszty słów dziekan, nadal nie mogąc w to uwierzyć. Dlaczego widzącemu zależało by dzieliły razem komnatę? Dopiero, gdy nauczycielka zwróciła się bezpośrednio do niej, Sophie kompletnie zatkało. Jak niby miała jej pomagać? Wiedziała, że każda uwaga może skończyć się tym, że ta Czytelniczka się na nią rzuci, one żyły po prostu w zupełnie innych światach. Wtedy właśnie przypomniała sobie obrazy i jeszcze bardziej zbladła, to znaczyło, że to co zobaczyła naprawdę się stanie? Miała nadzieje, że to jakiś ponury żart, ponownie poczuła jakieś niejasne ukłucie, myśląc o tym co zobaczyła na ostatnim obrazie. Czy świat Czytelniczki mógł być zagrożony i z jakiego niby powodu? Uśmiechnęła się znów słabo do nauczycielki i lekko dygnęła na pożegnanie, aż niepewnym krokiem ruszyła do wyjścia. Tego wszystkiego było dla nie za dużo, musiała uwolnić się od tego nadmiaru emocji, bo sama już się gubiła we własnych myślach.

  6. Alan i Sophie

    W momencie, gdy dziekan Dovey zaczęła pytać Damiena, Sophie nie była w stanie skupić się już na jego wypowiedzi. Nie było to jednak z żadnej złośliwości czy niechęci. Problem leżał w tym, że była teraz zbyt rozchwiana. Lata tłumienia różnych emocji w sobie i zawsze pokazywania się takiej jak od niej oczekiwano dawało właśnie efekt, którego nie przewidywała ani trochę. Spoglądała teraz na swoje dłonie, w których trzymała połamane pióro i ze wszystkich sił starała się przybrać swoją typową pozę, ale choćby nie wiadomo jak się starała nie była w stanie tego zrobić. Nie potrafiła w żaden możliwy sposób znaleźć wyjaśnienia dla swojego zachowania. Ponownie spróbowała wrócić do rysowania, teraz złamanym kawałkiem pióra, mając przy tym nadzieję, że to choć trochę odwróci jej uwagę i pozwoli zebrać się do kupy.

     

    Z uwagą słuchałem słów Damiena, który już dawno wydał mi się niezwykle interesujący, gdy tak na niego spoglądałem na chwilę przerzuciłem swój wzrok w kierunku Sophie i zamarłem. Dawno nie widziałem by tak wyglądała. Jej uśmiech nie był taki jak zwykle ma to miejsce w jej przypadku, a bardziej wymuszony jakby z czymś walczyła. Nie było dobrze. Emocje Sophie zawsze były ściśle związane z jej talentem. Tylko raz widziałem ją chyba bardziej przygnębioną, wtedy miała sześć lat i miała właśnie obchodzić swoje urodziny, gdy się dowiedziała, że jej rodzice się na nich nie pojawią wybiegła z komnaty zapłakana. Potem już się takie sytuacje nie zdarzały. Co by się nie działo zawsze się uśmiechała. Z czasem wszyscy zaczęli wierzyć w ten jej szczery uśmiech. Nie rozumiałem do końca co teraz się z nią działo i dlaczego.

     

    Nagle Sophie znów uniosła wzrok, widząc przedstawienie jakie zrobił książę Abraxas i Vivienne. To nie było tak, że czegoś im zazdrościła. W końcu sama dobrze wiedziała czego chce, niemal od zawsze to sobie właśnie wmawiała. Oboje tworzyli mimo to tak uroczą parę, że nie sposób było na nich nie patrzeć. I chociaż im nie zazdrościła poczuła się nagle jakby lekko pusta w środku, sama nie rozumiejąc dlaczego nagle poczuła to nieprzyjemne uczucie. Odwróciła wzrok od pięknej pary i wróciła do rysowania. Musiała wrócić na chwilę do swojej komnaty po lekcji i wyładować wszystkie kotłujące się w niej emocje, to była dla niej jedyna szansa.

    Również spojrzałem w kierunku Abraxasa i Vivienne i też miałem wrażenie, że tworzyli uroczą na swój sposób parę. Nigdy się w nikim nie zakochałem, więc zacząłem się zastanawiać czy gdyby mnie to spotkało czy zacząłbym się zachowywać podobnie. Dotarły  do mnie słowa ze strony gdzie siedziała Elisabeth. Nie były wypowiedziane przez nią, a przez Stephanie. Lekko w końcu parsknąłem śmiechem, chowając głowę za ramieniem na ławce, równie szybko ją jednak uniosłem i skierowałem wzrok na nauczycielkę, kiedy ta powiedziała, że przyszedł czas na wystawianie ocen. Spojrzałem na chwilę w kierunku Elisabeth. Pamiętałem co powiedziała, ale nauczycielka nie powinna jej dawać ostatniego miejsca za to. Martwiłem się również tym jak poradzi sobie Sophie, była tak niepewna siebie gdy mówiła, jakby to nie była ona. Bardziej martwiłem się o ich miejsca niż o swoje własne.

    Sophie odetchnęła z ulgą słysząc, że to koniec. Miała nadzieję, że dziekan nie zatrzyma jej na długo i szybko pozwoli jej wyjść by zdążyła zajrzeć na chwilę do komnaty.

  7. Thomas, Christian i Crystal

    Chłopak spoglądał na wyczyny ostatnich nigdziarzy z umiarkowanym zainteresowaniem. Zdziwiło go gdy profesor zarzucił oszukiwanie Eudonowi, sam był do tej pory przekonany, że nie ma zasad i można starać się wygrać za wszelką cenę, ale najwyraźniej i oszustwo miało pewne granice. Sava, która była następną też nie zrobiła wielkiego przedstawienia, Thomas nawet miał wrażenie, że ta zaraz zwymiotuje po przejażdżce jakiej doznała. Okazała się jednak trzymać twardo i była tylko zamroczona. Nic go jednak tak nie zszokowało jak występ Alisy. No dobrze, on też potrafił wymóc na wywernie posłuszeństwo, ale to było zupełnie co innego. Po prostu pokazał brak strachu i dominację, ale ta dziewczyna jakimś sposobem dosłownie przeraziła tę bestię. Groźny do tej pory potwór wobec niej zachowywał się jak potulny kociak. Gdy Kastor zadał jej pytanie, które dziewczyna po prostu zignorowała przypomniał sobie lekcje talentów. Tam dziewczyna zmieniła się w jakieś monstrum, które nie przypominało wilkołaka ani nic innego co wcześniej by widział. W tym właśnie musiał kryć się jej sekret.

     

    Zaraz jednak skupił swą uwagę ponownie na nauczycielu, który teraz wystawiał miejsca. Gdyby wzrok mógł zabijać, to Raver by już pewnie nie żył. Thomas nie ukrywał frustracji na twarzy, gdy widział lśniącą jedynkę nad jego głową. Naprawdę chciał zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Nie widział jednak ostatniego i przedostatniego miejsca, które najwyraźniej przypadły Christianowi i Czytelniczce. Czyli profesor nie rzucał słów na wiatr. Zdziwiło go że Eudon zajął tak niskie miejsce. Najwyraźniej nauczyciel chciał im pokazać wszelkie konsekwencje nakrycia na oszustwie. Zaraz na chwilę spojrzał na Elvirę i jej szóste miejsce, a gdy spostrzegł, że on zajął piąte zmarszczył na niewielką chwilę brwi, wyraźnie niezadowolony.

     

    W tym samym czasie Christian stał w samotności pod klasą gdzie miały się odbyć kolejne zajęcia. Wściekle spoglądał na swoje dwudzieste czwarte miejsce i na dodatek nadal bolał go tyłek. Wypadł nawet gorzej od tej jęczącej Czytelniczki, a wszystko przez Thomasa. Wiedział, że nie jest w stanie go pokonać. Thomas był od niego większy i silniejszy. Mógłby podczas snu poderżnąć mu gardło, ale obawiał się konsekwencji, a zrobienie kilku blizn na jego twarzy nie wchodziło w grę skoro i tak najpewniej by je zignorował. Thomas urodził się w zawszańskiej rodzinie, ale na pewno nim już nie był. Nie widział go w roli księcia czy rycerza, a mimo to coś nie dawało mu spokoju. Tylko raz Thomas go zaatakował gdy zaczepił Czytelniczkę na rozpoczęciu, nie licząc tego co było gdy zrzucały go Stymfy. A tak kiedy jeszcze go atakował? Za każdym razem, gdy coś działo się tamtej wiedźmie ten wpadał w furie. Czy to możliwe, że on mógł? Nagle zaczął sobie przypominać wszystkie razy, gdy widział jak ta dwójka nietypowo na siebie spoglądała. Na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech. Gdyby tylko zobaczył coś więcej co by to wszystko potwierdziło, mógłby ich oboje szantażować. Miałby dwójkę sługusów i znacznie łatwiej byłoby mu w Akademii. Wiedział już co teraz musi zrobić.

     

    Thomas wraz z resztą nigdziarzy zaczął iść ku wyjściu. Sam nie miał ochoty zostawać tu już dłużej. Nagle poczuł jak ktoś chwyta jego ramię. Natychmiast obrócił wściekły wzrok na osobę, która to zrobiła. Gdy ujrzał znajomą nigdziarkę jego wzrok wydawał się stopniowo łagodnieć, aż gniew z niego całkiem zanikł. Oczywiście ponowne nazwanie go sługą powinno go zirytować, ale bardziej zdenerwowało go gdy powiedziała żeby zostawił Ravera. Chciał nawet otworzyć usta i ukazać co o tym myśli. Szybko o tym zapomniał, kiedy poczuł oddech nigdziarki na swym uchu, jej usta były tak blisko, że czuł nietypowe dla siebie zakłopotanie. Kiedy dziewczyna w końcu zostawiała go samego ten sięgnął dłonią po kamień uwiązany na szyi. Pani dziekan znała te kamienie i wiedziała czym jest istota w nim, ale był pewny, że nie powiedziałaby mu jak to działa. To byłoby zbyt proste. Musiał poszukać odpowiedniej książki, tak jak mu radziła. Nie bał się Ravera, nawet po słowach Elviry. Nie potrzebował upiora by go wytresować, ale wciąż brzęczały mu w głowie jej słowa o magii gdy powoli doganiał resztę nigdziarzy.

     

    - Witaj Kastorze - powiedziała spokojnie Crystal, najwyraźniej przyzwyczajona do tego, że ten nie okazywał jej należytego szacunku. Siedziała teraz przy biurku i czytała jakąś książkę nawet nie podnosząc na niego wzroku. - Dwa incydenty na twojej lekcji, swoisty rekord - dodała już bardzo chłodno czego zresztą nie próbowała nawet kryć. Uniosła na niego wzrok powoli wstając od biurka. Na jednej z szafek siedział niewielki kruk, który również wpatrywał się w psa. - Oczywiście nie mamy wpływu na to jakich uczniów przysyła nam Dyrektor, ale sądziłam, że jesteś w stanie dostrzec kiedy uczennica jest wyjątkowo marna nawet na tle innych nigdziarzy, nasza nowa Czytelniczka wygląda jakby miała wyzionąć ducha od samego chodzenia po naszej akademii, ale ty najwyraźniej uznałeś, że może wykonać powierzone jej przez ciebie zadanie. A więc czy zechcesz mi od początku opowiedzieć, co się stało na twojej lekcji, że aż dwóch uczniów jednego dnia potrzebowało mojej pomocy? - Kruk powoli zleciał z szafki i usiadł na ramieniu dziekan, a w tym samym czasie Annabelle syknęła na Kastora ukazując swoje pokaźne kły.

  8. Alan i Sophie

    Gdy dziewczyna zobaczyła jak pani dziekan teraz wybiera Emeraldę siedzącą obok niej, przewróciła lekko oczami na bok. Naprawdę zaczynała za nią nie przepadać, ale nawet teraz nie potrafiła pozbyć się swojej niepewności. Nic już nie potrafiła zrozumieć. Co takiego się z nią działo? Najpierw Edward, który sprawił, że nie była w stanie zebrać myśli, a potem? Co się tak właściwie stało? Ten obraz, wybuch Czytelniczki, a na koniec to co jej powiedziała Emeralda. Przecież nigdy takie rzeczy nie robiły na niej wrażenie. Na chłopaków nie zwracała nigdy szczególnie uwagi, czekając aż spotka tego jedynego. Co ją obchodził ten obraz? Przecież mogła się równie dobrze pomylić, prawda? Tym bardziej dlaczego interesowało ją co powiedziała o niej Czytelniczka czy Emeralda? Sama przecież wiedziała kim jest, a mimo to nadal nie potrafiła pomimo tych wszystkich myśli dojść do siebie. Natomiast Emeralda w czasie występu wręcz błyszczała pewnością siebie, pokazując niemal wszystkie najlepsze cechy. Waleczność i wdzięk, a co było z nią? Nie potrafiła nawet znaleźć nic co mogłaby powiedzieć o sobie. To było niesprawiedliwe. Emeralda była silna i waleczna, to ona powinna mieszkać z Czytelniczką i tą drugą. A co miała zrobić ona? Nigdy nie była w takiej sytuacji, przywykła do zupełnie innego życia. Spojrzała ze smutkiem na złamane pióro. Tak bardzo chciała teraz wrócić do komnaty i zamknąć się tam samej.

     

    Spoglądałem na dziewczynę, która wyszła z ławki Sophie. Gdy usłyszałem, że ta pochodzi z Akgul i chroni wraz z rodziną legendarnego Wodospadu Świateł byłem w głębokim szoku. Słyszałem kiedyś o tym opowieści, ale nigdy nie sądziłem, że spotkam jedną z legendarnych obrończyń tego miejsca. Poza zapierającą dech w piersi urodą dziewczyny coś jeszcze rzuciło mi się w oczy. Zauważyłem swoją kuzynkę, która wydawała się bardziej przygnębiona niż do tej pory i jeszcze to jak ta dziewczyna patrzy na Edwarda. Czyżby to miała być rywalizacja? Coś mi tu nie pasowało, bo z tego co zauważyłem to Edward był zainteresowany Sophie, w końcu sam mnie o nią pytał. Wychodzi, więc na to, że ta dziewczyna się nim interesuje i nie podoba jej się obecność mojej kuzynki. Niepokoiło mnie to lekko, bo wiedziałem, że Sophie nie przywykła do tego typu sytuacji.

     

    Zaraz wyrwałem się ze swych przemyśleń, gdy zobaczyłem kogo teraz wybrała nauczycielka, a był to Aidan. Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem spoglądać na niego. Początek niestety nie bardzo mu wyszedł, ale zaraz zaczął wracać do swojej typowej energii, na co znów się uśmiechnąłem. Wtedy też dostrzegłem dlaczego tak było. Wzrok Stephanie najwyraźniej dodawał mu pewności siebie. Naprawdę mu na niej zależało, a mimo wszystko zaczekał na mnie w Galerii Dobra jak prawdziwy przyjaciel. W moim odczuciu naprawdę dobrze przemawiał, tak szczerze, a jego pozytywna energia jeszcze bardziej uprzyjemniała te mowę.

     

    Sophie spojrzała na chłopaka słuchając jego słów. Niewiele się nim interesowała, ale zauważyła, że ten spędzał wiele czasu z jej kuzynem już od czasu rozpoczęcia, nawet teraz siedzieli razem. Nie potrafiła tego zrozumieć. To znaczy wiedziała, że Alan nie miał przyjaciela mieszkając w zamku gdyż był izolowany niemal od wszystkich, co miało wskazywać, że jest lepszy. Mimo to był dziedzicem tronu i mógł trzymać się najlepszych, dlaczego więc trzymał się towarzystwa takiego jak ten chłopak? Czasem naprawdę nie potrafiła zrozumieć swojego kuzyna.

  9. Alan i Sophie

    Zauważyłem natychmiast po tym jak Stephanie zaczęła, że nie było to dla niej łatwe pytanie. W moim przekonaniu, to nie wskazywało, że może być gorszą zawszanką. Po prostu nie była do końca pewna co może powiedzieć lub jak może to wyrazić, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Zaraz spostrzegłem Aidana, który nie odrywał od niej oczu, na co lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem dobrze jak bardzo się nią interesuje. Właśnie w tym momencie dotarła do mnie pewna myśl przez co lekko zmarszczyłem brwi. Elisabeth była blisko Stephanie, a ja trzymałem się z Aidanem, który był ewidentnie zainteresowany tą drugą. A co było ze mną i Elisabeth? Byliśmy po prostu przyjaciółmi? Lekko pokręciłem głową, próbując samemu sobie wmówić te myśl. Cała nasza czwórka tworzyła ciekawe zjawisko, temu nie można było zaprzeczyć.

     

    Sophie natomiast lekko przewróciła oczami. To musiała być jakaś pomyłka, ona nie mogła mieszkać z takimi dziewczynami, zupełnie do nich nie pasowała. Z drugiej strony... Myśl o mieszkaniu z Emeraldą też jej się nie uśmiechała. Najlepiej by jej było mieszkać z takimi dziewczynami jak Vivienne, Lucinda czy Constatine. Były do niej całkiem podobne. Nagle przypomniała sobie pierwszy dzień, gdy została wysłana do szkoły dla dam szlachetnej krwi, wtedy gdy mama ją tam zostawiła samą. Był to dla niej straszny dzień, nawet dziewczyny, które chodziły do tej szkoły często jej dokuczały, gdy sobie na początku nie radziła na lekcjach. Potem wszystko się zmieniło i to ona była najlepsza. Mimo wszystko nie tak sobie wyobrażała sobie życie w Akademii. Nie była nawet pewna jak będzie pracować nad swoim talentem w takich warunkach jakie miała obecnie. Nie zdziwiłaby się gdyby Czytelniczka i druga współlokatorka dla zabawy się nabijały z jej prac lub w przepływie kolejnej niezrozumiałej dla niej złości, ruda dziewczyna by na jej oczach zniszczyła jej płótna. Z Emeraldą pewnie byłoby podobnie, a nawet może i gorzej. Sama już nie wiedziała co powinna zrobić.

     

    Gdy Stephanie skończyła, zaraz potem skupiłem swój wzrok na Leonie, o którym jak na razie zbyt wiele powiedzieć nie mogłem. Znałem Camelot tylko z ksiąg, nigdy tam nie byłem. Mimo wszystko nie wydawał się tak zadufany w sobie, pewnie dlatego, że nie był z rodziny królewskiej. W pewnym sensie rozumiałem, że szukał własnej drogi, bo sam czasem nie byłem pewny czy ja pasuje na dziedzica tronu. Zaraz potem trafiło na dziewczynę, której rude włosy były nawet bardziej intensywne niż te Elisabeth. Gdy jej słuchałem poczułem pewne współczucie. Dziewczyna wydawała się w pewnym stopniu zestresowana, a nawet przestraszona, jakby nie uważała, że jest w odpowiednim miejscu. Marzyła by trafić do akademii, ale nie tak najwyraźniej to sobie wyobrażała. To wszystko było naprawdę smutne.

    Sophie również spojrzała na dziewczynę, ale w tym wypadku nie przychodziły jej do głowy wredne myśli. Było jej raczej szkoda tej dziewczyny. Marzyła by zostać księżniczką, a zamiast tego odkryła, że nie była to tak łatwa droga jak mogło się zdawać. Poczuła pewne poruszenie, którego sama się u siebie nie spodziewała.

  10. Crystal

    Klacz powoli ruszyła za ogierem oczekując na to, co ma nastać. Miała tylko nadzieje, że szybko to się stanie. Łażenie za jakimś obcym kucykiem było poniżej jej standardów jednak nie mogła walczyć z celami, które zostały jej wyznaczone. Musiała obserwować choćby nie wiadomo jak bardzo jej to nie odpowiadało. Kolejnym jednak problemem było zaklęcie niewidzialności. Nie mogło działać w nieskończoność i wcześniej czy później się ujawni była tego świadoma. Tak, więc gdy tylko ogier wszedł do jakiegoś budynku uznała, że to będzie dobre miejsce by wmieszać się w tłum.

     

    Powoli zakończyła zaklęcie i ruszyła do środka. Nigdy nie lubiła tego typu miejsc jednak często już bywała w podobnych w końcu wiele podróżowała. Gdy tylko weszła do środka poczuła nieprzyjemny jak dla niej zapach. Jednak zamiast ruszyć w stronę baru zaczęła kroczyć w kierunku grupy kucyków oddanych jakiejś pijackiej rozmowie. Wtedy jednak poczuła jak coś przytrzymało jej płaszcz do tego stopnia, że kaptur z jej głowy spadł. Obróciła głowę by zobaczyć, co się stało i zobaczyła jakiegoś nieznanego sobie ogiera, który teraz przydeptywał jej płaszcz.

     

    - Ta cała zima to twoja wina tak jak wszystkie nieszczęścia, które nas dotykają! - ryknął w jej kierunku a ta czuła wręcz odrażający zapach zbyt dużej ilości cydru od tego kucyka. Nic jednak nie powiedziała tylko pociągnęła płaszcz spod jego kopyta tak, że ten się niemal przewrócił. Mimo wszystko agresor najwyraźniej nie chciał na tym skończyć a jego krzyki zwracały na nią zbyt wiele uwagi. - Teraz przyszłaś sprawić by i Canterlot zasypał śnieg?! - Klacz znów nałożyła kaptur i nagle obróciła się w jego kierunku spoglądając mu prosto w oczy, na co ogier zaczął z jakiegoś nieznanego powodu cofać się na dodatek najwyraźniej pobladł. Klacz powoli znów ruszyła jednak kucyki zaczęły schodzić jej z drogi, więc nie bardzo mogła wmieszać się w tłum ostatecznie stanęła spokojnie pod ścianą czekając na to, co ma nastać.

  11. Crystal i Thomas

    Kobieta starała się nie podnosić wzroku na dziewczynę, podobnie jak to miało miejsce w czasie lekcji talentów. Za każdym razem gdy na nią spoglądała zawsze było tak samo. Widziała małą blond-włosom kruchą dziewczynkę, ciekawą świata i wszystkiego wokół niej. Jednocześnie dręczoną i wyśmiewaną na każdym kroku przez rówieśników jak i tych starszych. Wtedy zaczynasz sobie zdawać sprawę, że w tym świecie istnieją tylko dwie drogi. Jesteś słaby i giniesz, bo dla takich nie ma tu miejsca. Albo znajdujesz w sobie siłę i stajesz naprzeciw wszystkiemu. Nagle dotarły do niej słowa dziewczyny i skierowała na nią wzrok.

     

    - Tak, jesteś wolna - odparła w lekkim zamyśleniu, patrząc teraz bezpośrednio na nigdziarkę, gdy ta wychodziła.

     

    Jej diagnoza by na pewno stwierdziła czy jest chora, a Dyrektor raczej też takich uczniów mimo wszystko by nie sprowadzał, więc czy mogło tak być naprawdę? Dawniej mogło tak być, ale teraz.... Nie wyglądało na to. Miała raczej wrażenie, że ktoś wmówił tej dziewczynie chorobę, a ta w to uwierzyła i teraz sama tworzy częściowe objawy domniemanej choroby. Jednak kto mógł to zrobić i po co? Jedno było pewne, nie będzie miała z nią łatwo.

     

    Nagle Thomas spostrzegł Elvire, która wracała od dziekan. Szybko zauważył, że była sama bez tamtej i nie wyglądało jakby dziekan jej coś zrobiła. Nie, wręcz przeciwnie, wyglądała na dziwnie z czegoś zadowoloną. Wtedy też chłopak spostrzegł jak ta zwraca się bezpośrednio w kierunku nauczyciela, a słysząc jej słowa i widząc jego reakcje chytrze się uśmiechnął. Najwyraźniej więc dziekan nie wyładowała swojej frustracji na niej. Zaraz jednak jego uśmiech znikł, kiedy dostrzegł Ravera, który znowu ją zaczepił. Nie słyszał co jej powiedział, ale widział wszystko. Dziewczyna równie szybko mu się wyrwała. Zobaczył jej spojrzenie skupione na chwilę na sobie i sam odwrócił wzrok, udając, że skupia się na kolejnych nigdziarzach, a ją ignoruje. Widział popisy Lavalle'a, ale nie potrafił skupić za bardzo na nim uwagi, tak samo zresztą jak i na występie Prismy. Frustracja skierowana na Ravera rosła w nim z każdą chwilą coraz bardziej. Musiał naprawdę pokazać mu gdzie jest jego miejsce. Mimo wszystko gdy Prisma wracała spostrzegł na niej coś co zwróciło jego uwagę. A były to blizny na twarzy, które dobrze znał. Mu zrobili podobne ludzie, ale na plecach, miały być karą dla złego bachora. Czym sobie zasłużyła na to ta dziewczyna?

  12. Alan i Sophie

    Wiedziałem, że to co powiedziałem tak otwarcie mogło niepokoić i szokować, zwłaszcza członków innych rodzin królewskich lub takich co uważali, że już właściwie do nich należeli. Tradycje były ważne w każdym królestwie, a ktoś kto tak otwarcie nimi gardził jak ja nie zyskiwał raczej uznania. Mimo to nic mnie to nie obchodziło. Pamiętałem dobrze jak przeżyłem swoje chwile rozstania oraz samotności i nie miałem zamiaru pozwolić by kolejne pokolenia to przeżywały. Jeśli sam kiedyś zostanę ojcem, to nie mógłbym tego zrobić własnemu potomkowi.

    Sophie natomiast nie unosiła wzroku, teraz patrząc to na złamane pióro, to na szkic, którego nie dokończyła. Wiedziała dobrze jakie będzie miała efekty ta przemowa. Można było nie lubić tych tradycji, ale musieli się z nimi zmierzyć, tak jak ich rodzice i dalsi przodkowie. Nie można było zmienić od tak czegoś co trwa od wieków. A mimo to z jakiegoś sobie nieznanego powodu czuła, że w tym wypadku Alan ma racje. Na chwilę uniosła wzrok zamiast zobaczyć kuzyna ujrzała Edwarda, który się jej przypatrywał. Na chwilę ich spojrzenia mogły się spotkać lecz równie szybko wyraźnie zakłopotana dziewczyna opuściła wzrok.

     

    Nagle usłyszałem słowa dziekan, na które lekko się uśmiechnąłem. Bardzo podobało mi się jej podejście. Musiałem również przyznać, że akademia faktycznie pod tym względem była wspaniała, że nie liczyło się kim się urodziło, a same czyny miały ukazywać jacy jesteśmy. Jednak czy na pewno? Mimo, że wszyscy byliśmy tutaj sobie równi, to przecież większość rodowitych książąt takich jak ja szkoliło się w walce mieczem czy też w tym jak powinno się zachowywać. Nie powinno się nas oceniać tak samo jak uczniów, którzy nie mieli z tym do czynienia, to nie było wobec nich sprawiedliwe. Po tonie pani dziekan byłem przekonany, że i ona uważa, że mam racje, a przynajmniej co do naszych tradycji. Na chwilę mój wzrok powędrował na Elisabeth i zobaczyłem jak ta chowa twarz za bujnymi rudymi włosami. Zupełnie nie byłem w stanie wyczytać jej emocji. Czy też mogła uważać, że nie powinienem otwarcie o takich rzeczach mówić? Spytałem siebie kładąc dłonie pod brodą w zadumie.

    Sophie natomiast dostrzegła zaraz na sobie wzrok pani dziekan i delikatnie mrugnęła. Czy mogła się czegoś domyślać? Spytała samą siebie i znów opuściła wzrok. Musiała bardziej panować nad emocjami, bo może zacząć zbyt się zdradzać. A w końcu zarówno w jej jak i Alana rękach była reputacja całego królestwa. Wykorzystała resztki jeszcze rozbitego dobrego humoru by usiąść prosto i się uśmiechnąć jak na księżniczkę przystało.

     

    Chwilę później nauczycielka zaczęła pytać kolejną uczennicę, którą była jedna z dziewczyn zdecydowanie uważająca się za prawdziwą księżniczkę, zwłaszcza byłem tego pewny po jej wypowiedzi. Zdziwiłem się, że jest córką dobrej czarownicy z Krainy Oz. Patrząc na nią byłem przekonany zupełnie innego pochodzenia. Z drugiej strony czy można mi się było dziwić po tym co do tej pory sobą ukazała? Dalsza część jej wypowiedzi potwierdzała, że ta nie interesowała się magią.
    Sama Sophie również była niewiele mniej zdziwiona pochodzeniem dziewczyny, ale dalszą część wypowiedzi traktowała jak coś normalnego. Jaka dziewczyna w końcu nie marzyłaby aby zostać księżniczką? Na chwilę spojrzała na Lisę i Stephanie. No dobrze były niewielkie wyjątki.

     

    Gdy padło na kolejną uczennicę, spojrzałem na nią wyraźnie zainteresowany. Poznałem już sympatyczne i bardzo interesujące moim zdaniem rodzeństwo, na dodatek ich królestwo znajdowało się niedaleko od tego, z którego ja pochodziłem. Naprawdę podobał mi się fakt, że w rodach królewskich byli tacy ludzie jak właśnie oni. Powody, które podała dziewczyna by potwierdzić, że jest zawszanką były dosyć typowe, a jednocześnie dostrzegłem, że jak najbardziej uzasadnione. Jednak w słowie zaszczyt dostrzegłem coś jeszcze, na co lekko zmrużyłem oczy.

    Sophie również z uwagą słuchała dziewczyny, w końcu obie były królewskiego pochodzenia. Nie miała powodu by mieć jej za złe incydent w Galerii Dobra, w końcu ona nic jej nie zrobiła. W przeciwieństwie do kuzyna, pomimo, że też dostrzegła coś w słowie zaszczyt, to zignorowała to, uznając, że coś źle usłyszała. Mimo wszystko była zdziwiona sposobem w jaki dziewczyna się wypowiadała, zupełnie nie jak inne księżniczki, chociaż miała ten tytuł od urodzenia. Wzgórza Banialuki musiały mieć ciekawy sposób wychowania, znacznie inny od tego, który sama znała.

     

    Kolejny był Eryk i musiałem przyznać, że w moim uznaniu zrobił bardzo pozytywne wrażenie. Pomimo tego, że do tej pory trochę mnie denerwował zachowaniem, to teraz jego energiczność była całkiem przyjemna. No i to co mówił o sobie jak i krainie, z której pochodził brzmiało inaczej niż większość wypowiedzi innych. Wyglądał mi na kogoś, kto jest po prostu szczęśliwy życiem. Zaraz po nim wybór padł na Stephanie i teraz zarówno mój wzrok jak i Sophie padł prosto na nią.

  13. Thomas i Crystal

    Dziewczyna nadal się nie podnosiła, na co Thomas zmarszczył brwi. Niewiele co prawda go obchodził los innych, bo nad nim w końcu nikt się nie litował. Jednak myśl o tym, że ta dziewczyna mogła teraz nie żyć, sprawiła, że ten poczuł lekką niepewność. Słyszał wiele co prawda o Akademii Zła, ale nawet tutaj raczej starano się by nikt nie zginął, a przynajmniej z tego co słyszał. Czy te dziewczynę mógł spotkać więc najgorszy los? Wtedy zobaczył jak na środek klasy wyszła Elvira. Kogo jak kogo, ale jej nigdy by się tu nie spodziewał. Zaraz potem rzucił okiem na nauczyciela, który najwyraźniej nie bardzo interesował się stanem uczennicy. W tamtej chwili doszły do niego słowa, nigdziarki, która zdecydowała się pomóc nadal leżącej bez życia dziewczynie. Wyszło, że Czytelniczka była nieprzytomna, ale nadal żyła.

     

    Zaczął obserwować z zainteresowaniem jak Elvira pomaga drugiej uczennicy. Najwyraźniej musiała posiadać całkiem sporą wiedzę o pierwszej pomocy. Gdy zobaczył jak Elvira od siebie odpycha ocuconą uczennicę uśmiechnął się lekko jakby z rozbawieniem. Zaraz jednak jego uśmiech znikł, gdy usłyszał jak nauczyciel karze Elvirze zaprowadzić Czytelniczkę do pani dziekan. W pierwszej chwili chciał sam już wyjść naprzód i z nieznanego sobie powodu zgłosić na ochotnika za nią. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć Elvira już się zgodziła, co sprawiło, że równie szybko chłopak lekko się cofnął, patrząc jak ta wychodzi. Nie umknął mu uśmieszek Ravera. Coraz bardziej czuł, że gdy tylko nadarzy się okazja zrobi z nim porządek. Christiana już tresował, nie było więc problemu by zacząć robić to z drugim.

     

    W tym czasie dziekan siedziała przy swoim biurku. Zdążyła już skończyć pisać notatki po tym jak Christian złożył jej niezapowiedzianą wizytę. Starała się również nie myśleć już o tamtym niechcianym wydarzeniu. Zwłaszcza, że te wspomnienia kierowały do obrazów, których żadne nawet najgorsze zło nie powinno oglądać. Oj gdyby tylko mogła to wymieniłaby oczy na zupełnie nowe, a te, które zarejestrowały tamten obraz najchętniej stopiłaby w kwasie. Teraz była pochłonięta sekcją jaszczurki, którą dorwała na parapecie. Właśnie skalpelem rozcinała jej brzuch, gdy nagle dotarło do jej uszu pukanie do jej gabinetu, co sprawiło, że przypadkowo źle zrobiła nacięcie, a tym samym zniweczyła całą swoją obecną pracę. Spiorunowała drzwi wzrokiem i wchodzące do jej gabinetu uczennice, nadal trzymając przy tym zakrwawiony skalpel w dłoni. Gdy usłyszała piękną nigdziarkę, spojrzała to na nią to na drugą uczennicę z zainteresowaniem odkładając skalpel na biurku. Powoli podeszła do oszołomionej Adelii i złapała dłonią za jej brodę intensywnie przyglądając się jej twarzy.

     

    - Niesamowicie trafna diagnoza - odparła po pewnym czasie, nie patrząc nawet na Elvire. - Jestem pod wrażeniem. Być może w tym kryje się twój talent - uśmiechnęła się teraz patrząc już na Elvire. - Powinnaś nad tym pomyśleć i tak możesz już wracać na zajęcia - Nim jednak Elvira zdążyła wyjść, Crystal jeszcze na nią spojrzała. - Powiedz Kastorowi, że po lekcji chce się z nim zobaczyć - warknęła jakby zirytowana jego niekompetencją. Gdy Elvira tylko wyszła podeszła do swojego biurka i otworzyła jego szufladę by wyjąć z niej niewielki flakonik. Zaraz potem podeszła do Adelii. Naprawdę nie była zadowolona widokiem tej dziewczyny, zwłaszcza, że w jakiś sposób wywoływała ona w niej prawie ludzkie odruchy. Przyłożyła flakonik pod nos Adelii, a ta mogła poczuć zapach górskiej bryzy, a zaraz potem obraz przed jej oczami zaczął się wyostrzać. Crystal powoli odeszła od dziewczyny i znów usiadła przy biurku.

     

    - Skrajne wyczerpanie, niedożywienie i na dodatek niezwykle słaby organizm - mówiła nawet nie patrząc na dziewczynę tylko coś pisząc. Nagle jednak spojrzała na nia niezwykle nieprzyjemnie. - Gdyby to zależało ode mnie, to już dałabym ci kartkę z informacją dla rodziców, że nie nadajesz się na nigdziarkę ani też na zawszankę i byś lepiej wcale nie wychodziła z domu. Jesteś po prostu żałosna - warknęła niechętnie. - Jeszcze nigdy żaden uczeń nie zginął za czasów gdy ja jestem dziekanem i chciałabym by tak pozostało, ale jeden już dwa razy próbował się zabić i teraz jeszcze nigdziarka o tak słabym organizmie, że aż przechodzi to jakiekolwiek pojęcie - Złapała się za czoło jakby chciała je rozmasować. - Nie mam tu jednak nic do powiedzenia. Dyrektor sprowadza uczniów, a ja i inni nauczyciele mamy zająć się resztą. A nawet gdybym do niego napisała to i tak pewnie nic by mi nie odpisał, tak jak zawsze zresztą gdy tylko to robię, więc to nie ma sensu - Znów podeszła do biurka i wyjęła z niego buteleczkę wypełnioną granatowym płynem. - Pij codziennie rano, powinno wzmocnić twój organizm, ale mimo wszystko powinnaś bardziej dbać o ciało, bo teraz jest wręcz anemiczne i skończ z tym strajkiem głodowym, bo dopilnuje, że wilki zaczną cię karmić przy wszystkich nigdziarzach, rozumiesz? - spytała gniewnie.

     

    Thomas nawet nie bardzo był w stanie skupić się na żałosnych występach kolejnych nigdziarzy. Co jakiś czas zerkał tylko na drzwi klasy, wcześniej upewniając się, że nikt tego nie dostrzega. Nie rozumiał dlaczego, ale zastanawiał się czy wszystko dobrze z Elvirą. Dziekan nie wyglądała na osobę, która lubiła gdy jej się zawracało głowę, miał nadzieje, że nie wyżyje się przypadkiem na niej biorąc pod uwagę, że na drugiej nigdziarce nie bardzo miała jak skoro i tak była nieprzytomna.

  14. Alan i Sophie

    Pomimo, że przez panią profesor została wybrana kolejna osoba, ja sam bardziej skupiałem uwagę na Elisabeth i Sophie. Zastanawiałem się dlaczego pani dziekan chciała aby to akurat one zostały po lekcji. Czy mogło chodzić o ukaranie Elisabeth za to co powiedziała o Dyrektorze? Jednak obecność Sophie zaprzeczała tej myśli. Dlaczego właśnie moja kuzynka miała tu zostać? Nic tu nie miało sensu. Miałem nadzieje, że to nic poważnego i sama pani dziekan rozumie w jakim stanie jest Elisabeth. Ciężko się dziwić jej wybuchom w obecnej sytuacji, bo kto by na jej miejscu tak nie robił? Mimo wszystko do mych uszu docierały też słowa wypytywanej dziewczyny. Po tym co usłyszałem przypominała mi typową księżniczkę, ale nie miałem zamiaru kogoś od tak oceniać.

    Sama Sophie natomiast natychmiast skupiła się na odpowiedzi dziewczyny gdyż całkiem dobrze się z nią dogadywała. Starała się również nie myśleć o tym dlaczego nauczycielka chciała by została z Czytelniczką po lekcji. W końcu ona nic nie powiedziała o Dyrektorze, więc to chyba nie o to chodziło. Zdolności Lucindy związane z graniem na instrumentach zainteresowały dziewczynę gdyż w jej uznaniu był to rodzaj pięknej sztuki, ale jej samej nigdy to za dobrze nie wychodziło.

     

    Gdy przyszedł moment Ambrosiusa, Sophie wyłapała jego uśmiech, który w połączeniu z jego złocistymi włosami potrafił wywołać ogromne westchnięcie nie jednej damy. A mimo wszystko nie jej. To nie tak, że nie uważała by ten nie był przystojny, ale po prostu chyba nie był w jej typie. Lubiła obecność przystojnych mężczyzn, mimo to nie ulegała tak łatwo ich czarowi. Nigdy tak właściwie nawet nie skupiała się na własnych sprawach sercowych, dlatego była w szoku faktem tego jakie Edward wywoływał u niej reakcje, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. Na chwilę znów poczuła się zakłopotana gdy pomyślała o księciu i wtedy przypomniały jej się słowa Emeraldy przez co znów poczuła się naprawdę nieprzyjemnie. Zupełnie jakby ktoś wbił jej coś w serce. Rozwinęła niewielki pergamin na stole i zaczęła na nim rysować krajobraz, z którego składały się górskie szczyty pokryte śniegiem. Tak właściwie nigdy nie widziała nic poza Śnieżnymi Wzgórzami. Rodzice nigdy jej nigdzie nie zabrali, więc właściwie akademia była jej pierwszą tak daleką wyprawą. Mimo braku farb i innych przyborów artystycznych same pióro wystarczało dziewczynie by stworzyć niesamowity choć niewielki szkic, co jej trochę pomagało odpędzać smutek i z uwagą słuchać kolejnych zawszan.

    Skupiłem uwagę na kolejnym zawszaninie i słuchałem jego przemowy i mimo, że ten był niezwykle pyszny i bardzo mnie denerwował to trochę mu zazdrościłem tych wypraw. Sam bardzo oczekiwałem dnia aż wyruszę na swoją wyprawę żeby udowodnić tym samym swoją wartość.

     

    Następna była Nerysa, której historia była niezwykle ciepła i różniła się z pewnością od poprzednich zawszan. Mimo wszystko nie dało się zauważyć czym dziewczyna się bardzo szczyciła. Nie mogłem oczywiście zaprzeczyć, że miała niezwykłą urodę, ale chyba za bardzo to nadmieniała. Jednoczenie potwierdzało to informacje, które udało mi się zdobyć o syrenach, a Nerysa najwyraźniej nie była tu wyjątkiem. Mimo wszystko nie była dziewczyną, którą potrafiłbym się zainteresować. Właściwie to nigdy do końca nie wiedziałem, jaki jest typ dziewczyny, która mogłaby skraść moje serce. Na chwilę spojrzałem na Elisabeth i opuściłem wzrok. Traktuje ją jak przyjaciółkę to wszystko, prawda? Zapytałem sam siebie w głowie, ale odpowiedź nie nadeszła.

    Sophie nadal tworzyła szkic, który nabierał coraz lepszego wyglądu. zupełnie jakby patrzyła na te szczyty w tej właśnie chwili. Mimo, że wciąż rysowała to widać było jak z uwagą również słucha opowieści Nerysy gdyż miała co do niej pozytywne odczucia. Nawet ona jednak zauważyła jak Nerysa nadmienia swą niesamowitą urodę. Istotnie i ona uważała, że młoda syrena jest niezwykle piękna, ale lepiej było zachować w jej odczuciu choćby odrobinę skromności.

     

    Spostrzegłem teraz jak nauczycielka patrzy na Juliana, o którym miałem pozytywne zdanie. Chłopak zrobił już na mnie dobre wrażenie, ale teraz spoglądałem na niego lekko zszokowany słysząc jego wypowiedź. Konflikt z ojcem niechęć co do kast, tak bardzo te słowa przypominały mi moją osobistą niechęć, która łączyła się z tradycjami mojego królestwa, że aż ciężko było mi uwierzyć. Czułem się w pewnym stopniu trochę podobny do niego. Miałem nawet wrażenie, że znam, aż za dobrze jego odczucia.

    Sophie również to dostrzegła, bo nawet na chwilę spojrzała na Juliana i na swojego kuzyna jakby próbowała ich porównać, szybko jednak z tego zrezygnowała i wróciła do swojego pergaminu.
    Kiedy Julian skończył wypowiedź, spostrzegłem, że pani dziekan patrzy teraz na mnie, a gdy usłyszałem jej słowa powoli wstałem.

     

    - Tradycja jest niezwykle ważna. Tworzy często kulturę pojedynczych osób jak i całego królestwa. Odkąd tylko pamiętam zawsze to słyszałem. Pomimo, że wiem, że tradycje są niezwykle ważne, to uważam jednoznacznie, że część z nich powinna zostać zakończona jak chociażby ta, która dotknęła mnie jak i Sophie - Nagle dziewczyna złamała pióro słysząc to, a na jej twarzy pojawił się na chwilę wyraz szoku. Wiedziała dobrze gdzie to zmierza. Jednak, pomimo że podobnie jak Alan uważała, że tradycja, o której ma zamiar powiedzieć nie powinna mieć miejsca, zwłaszcza po tym jak boleśnie odczuła jej efekty, to sama nie widziała szansy by można było ją pokonać. Trwało to od tak dawna, więc czy można było to zmienić? Słuchała mimo to jak kuzyn kontynuował dalej. - Pierwsza władczyni Śnieżnych Wzgórz tajemniczo zniknęła pozostawiając dwie córki, które były jeszcze dziećmi. Same musiały dorastać i podejmować decyzje bez pomocy matki. Ten ród ciągnie się do dziś i tym samym zrodziła się tradycja, która nakazuje by każde dziecko należące do rodziny królewskiej od piątego roku życia stało się niezależne od rodziców. Każdemu potomkowi rodziny królewskiej poświęca się niewiele uwagi oddając go na zajęcia aby zajmowali się nim już tylko nauczyciele, a rodzice poświęcali mu jak najmniej uwagi. Ten sposób wychowania ma nas pozbawiać słabości i wyrabiać charakter, tak byśmy pewnego dnia godnie reprezentowali naszą krainę jako silni niezależni władcy. Mym celem jest z tym skończyć. Nie uważam by bliskość rodziców mogła sprawić, że dziecko stanie się słabsze a wręcz przeciwnie, może wiele się od nich nauczyć. Próbowałem wielokrotnie do swej wizji przekonać mojego ojca, ale on zawsze uparcie staje przy swoim, mówiąc, że to tradycje tworzą nasze królestwo i gdy dorosnę to w końcu to zrozumiem. Nie zamierzam jednak zmienić zdania i gdy pewnego dnia obejmę tron mam zamiar znieść tę tradycje. Ponadto chce zakończyć izolacje dzieci z rodów królewskich, uważam, że podział na kasty nigdy nie miał sensu i każdy sam ma prawo wybierać sobie przyjaciół niezależnie jak wielki status społeczny by ich nie dzielił. Czasem zwykły rzemieślnik może odznaczyć się większym bohaterstwem niż nie jeden rycerz, więc nigdy nie uznawałem tego podziału. Chciałbym również pewnego dnia pokazać swoją wartość, aby w końcu dostrzeżono prawdziwego mnie, a nie spoglądano na mnie tylko jak na dziedzica tronu. Pragnę udowodnić ile jestem wart, nie tylko jako książę, ale i rycerz naszego królestwa - powiedziałem twardo, a kiedy skończyłem znów zająłem swoje miejsce.
    Sophie natomiast opuściła lekko wzrok słysząc to wszystko, bo ponownie powróciły do niej te wspomnienia, o których nie chciała już myśleć, te które były tak bardzo bolesne.

  15. Crystal

    Klacz zmrużyła lekko oczy widząc awanturę, w którą w pewnym sensie wbrew sobie została wplątana. Mimo wszystko nie mieszała się do tego tylko obserwowała katem oka całe zajście stojąc w tłumie innych kucyków. Wtedy właśnie spostrzegła jak atakowany ogier nagle zaczyna grać jakąś dziwną melodię, na co lekko zmrużyła oczy. Nagle lekko ziewnęła i wtedy zauważyła, że czuje się coraz bardziej senna. Rozejrzała się wokół i zobaczyła jak kolejne kucyki upadają senne jeden po drugim i wtedy wszystko zrozumiała. Jej róg otoczyła seledynowa aura i szybko wyłączyła się na wszelki dźwięk by nie pójść w ślady całej reszty zgromadzonych.

     

    W rezultacie została sama z tym obcym kucykiem i lekko zmrużyła oczy czując znajome uczucie. Teraz była już pewna, że cokolwiek ją tu ściągnęło miało związek z nim. Jednak jej zadaniem pozostało zawsze obserwować. Nigdy się nie mieszała chyba, że uznała, że niema wyjścia. Tak, więc szybko się domyśliła, że ten ogier może się zdziwić tym, że jako jedyna nie zasnęła i spróbować z nią interakcji, na co nie mogła pozwolić. Ponownie jej róg zaczął lśnić znajomą barwą a klacz powoli zaczęła się rozmywać stając się coraz bardziej przezroczystą aż w końcu stała się całkiem niewidzialna tak jakby nigdy jej tu nie było. To musiało wystarczyć do czasu aż nie zdarzy się to, po co tu przyszła.

  16. Thomas

    Chłopak powoli podniósł się z ziemi, nadal będąc będąc wściekłym czego zresztą nie ukrywał. Nic jednak nie powiedział tylko lekko się otrzepał i ruszył na swoje dawne miejsce. Widział uśmieśki Ravera i jego dwóch przygłupów. Naprawdę miał wielką ochotę zrobić z nim porządek. Gdy tylko nadarzy się okazja i będzie sam na sam z tym cherlakiem, to najpewniej w końcu skręci mu kark, nie patrząc na konsekwencje. Z drugiej strony mógł już teraz zetrzeć mu ten przeklęty uśmieszek z twarzy. Wystarczyło tylko dokończyć to zadanie jak należy, a mógł to zrobić. Mimo wszystko z jakiegoś powodu nie chciał i sam nie potrafił zrozumieć dlaczego tego nie zrobił. Wiedział, że ma to jakiś związek z Elvirą, ale nadal nie rozumiał jaki. Czuł jednak, że musi z tym uważać. Jakby nie patrzeć i tak dobrze, że ona nie będzie zbyt nisko, zapewne dzięki czemu nadal będzie mogła rywalizować z tamtym błaznem. Z drugiej strony przez takie ruchy i zajmując gorsze miejsca może skończyć jak mogryf, a tego na pewno nie chciał.

     

    Zaraz zaczął spoglądać na niezdarne próby Hadriona, który próbował zapanować nad wywerną. Na chwilę jego wzrok powędrował gdzie indziej, a była to nigdziarka, która cały czas zaprzątała jego myśli. Spostrzegł również, że i ona się mu przyglądała nim nie odwróciła głowy. Czy mogła coś podejrzewać? Pomyślał lekko przełykając ślinę. Wiedział, że jako nigdziarz nie mógł się tak zachowywać i komuś pomagać w jakikolwiek sposób, a dbać powinien tylko o siebie. Zaraz jednak i on odwrócił głowę by podziwiać występy innych nigdziarzy i spróbować choć przez chwilę o niej nie myśleć. Widząc ich bezowocne próby zaczynał mieć wrażenie, że może nie zajmie tak marnego miejsca jak myślał.

     

    Chociażby Hadrion chyba wypadł znacznie gorzej niż on. Alaric natomiast radził sobie całkiem nieźle i Thomas zaczynał mieć nawet wrażenie, że mu się uda. Jednak i ten zaraz spadł. Kolejna była wiedźma, która często była koło Elviry i ta też początek miała całkiem dobry, ale ostatecznie skończyło się to jak zawsze. Miała szczęście, że Kreel nie pozwolił jej zaatakować tego stworzenia. Co nieco mógł już powiedzieć o nim i domyślał się jak wściekła by była ta jaszczurka po takim ataku. W końcu jednak choć jedna osoba zdołała dolecieć, co ucieszyło Thomasa, bo zaczynał się obawiać, że Raver zacznie się chełpić tym jak tylko mu się to udało. No i wtedy nadeszła kolej Czytelniczki. Chłopak w przeciwieństwie do innych nie śmiał się z niej gdyż nie czerpał przyjemności z dręczenia słabszych, samemu pamiętając, że i on kiedyś płakał. Pamiętał jak sam musiał znaleźć siłę, która pomoże mu przetrwać. Tak i ta dziewczyna musiała ją znaleźć by teraz samej to zrobić. Poza tym perspektywa kopania leżącego nigdy nie była w jego odczuciu odpowiednia. Nawet zło powinno mieć pewne zasady. Mimo wszystko trochę się zdziwił, że ta przerażona dziewczyna dosiadła wywerne i zaczęła na niej lecieć. Był przekonany, że mimo wszystko się wycofa i schowa gdzieś w kącie. Niestety jej lot zakończył się podobnie jak u innych. Patrzył ze znużeniem jak gargulec sprowadza dziewczynę z powrotem i nagle rzuca ją na ziemie. Jednak gdy ta nie podnosiła się z podłogi otworzył w wyraźnym wyrazie szoku szeroko oczy. Zastanawiał się teraz czy nic się jej przypadkiem nie stało.

  17. Alan i Sophie
    Widząc reakcje innych uczniów jak i nauczycielki, Sophie opuściła lekko wzrok, wbijając go w ławkę przed sobą. Pamiętała dobrze tamten dzień, ale czuła też do siebie obrzydzenie za myśl, która wtedy na niewielką chwilę zrodziła jej się w głowie. Alan miał racje, że gdyby tamtego dnia przepadł już tylko ona byłaby dziedzicem tronu, a tym samym mogłaby w końcu urzeczywistnić swoje marzenie. Właśnie o tym wtedy pomyślała w pierwszej chwili nim zdecydowała się interweniować i choć była to bardzo krótka myśl, której nie urzeczywistniła, to nie czuła się z siebie dumna, że w ogóle o tym pomyślała. Mimo, że nadal czuła niechęć do kuzyna winiąc go za wszystko.

     

    Jednak teraz była tak rozbita, że winą najbardziej obecnie obarczała siebie. Jak miała pokazać swoją wartość skoro widziano w niej kogoś kim nie była? Dopiero gdy nauczycielka zabrała głos, Sophie znów podniosła głowę uśmiechając się równie ciepło jak do tej pory. Gdy pani dziekan wspomniała o jej umiejętnościach, dziewczyna znów lekko opuściła wzrok. Prawda była taka, że gdyby naprawdę jej zdolności były coś warte, to już dawno by to wiedziała. Niby czyją uwagę skupi na sobie? Grona artystycznego i krytyków? No było jeszcze chyba tylko wujostwo, które ceniło jej talent. Musiała zrobić znacznie więcej by osiągnąć cel. Na wspomnienie o swoim jedynym przyjacielu, dziewczyna poczuła lekkie ukłucie smutku. Tak bardzo brakowało jej jego towarzystwa i melodii, którą zawsze wybudzał ją ze snu. Zaraz jednak oczywiście wrócono do tematu, który wcześniej podjął Alan. Oni mieli między sobą jakąś więź? Kiedyś pewnie sama by tak pomyślała, ale teraz tak wiele się zmieniło od tamtego czasu. Jednak czy w jej uznaniu Alan był jej coś winny? Mogła być wredna i nie dogadywać się z nim, ale nie widziała powodu dla którego ten by miał za to u niej dług. Zrobiła po prostu to co by zrobiła prawdziwa zawszanka. Życie ma nieocenioną wartość.

     

    Domyśliłem się, jakie emocje mogą wywołać moje słowa, mimo to nie obchodziło mnie to. W moim uznaniu po prostu należało o tym wspomnieć. Naprawdę ucieszyło mnie to co powiedziała dziekan Dovey. Miała również racje, że byłem coś winien swojej kuzynce i zapewne nigdy nie zdołam spłacić swego długu. Sophie była mi bardzo bliska od kiedy pamiętam, dlatego też tak bardzo chciałem by potrafiła porozumieć się z Elisabeth. W każdym razie nie miałem zamiaru pozwolić by Sophie spotkała krzywda podczas trwania Akademii.

     

    Zaraz jednak zwróciłem swój wzrok na Edwarda. Słuchając go miałem coraz większe wrażenie, że ma dobre i mężne serce. Pomimo, że czasem irytował mnie swoim zachowaniem, to mimo wszystko wydawał się być dobrym księciem. Coraz bardziej się do niego przekonywałem i po pierwszej lekcji miałem wrażenie, że on naprawdę szczerze lubi Sophie. Za puste słowa nie dostaje się w Akademii Dobra pierwszego miejsca, taka była prawda.
    Sama Sophie na chwilę spojrzała na Edwarda i ze wzruszeniem go słuchała, ale gdy skończył znów opuściła wzrok na ławkę, przypominając sobie kim może być tak naprawdę w jego oczach.

     

    Zaraz po Edwardzie była Dayla, którą uznałem po jej przemowie za niezwykle miłą osobę i w moim uznaniu zdecydowanie byłaby z niej wspaniała księżniczka. Sophie pomimo obecnej wewnętrznej rozsypki również słuchała dziewczyny, która była dla niej miła, gdy się poznały. Nie pomyślałaby co prawda, że takie jest jej życie, ale mimo wszystko nie zamierzała zmieniać o niej zdania.
    Kolejna księżniczka również wydawała się bardzo miła, ale wyjątkowo nieśmiała. Z chwilą, gdy jednak Julian ruszył jej z pomocą byłem już pewny, że się co do nich nie pomyliłem.
    Sophie również rozpoznała kolejną miłą, a zarazem najwyraźniej nieśmiałą osobę z wczoraj, a w chwili gdy zobaczyła jak książę staje jej z pomocą też była przekonana co do ich uczuć. Była ciekawa jak to jest doznać takiego uczuciowego wsparcia.

    Kolejny był Hector, którego bardzo już polubiłem i było mi nadal głupio za incydent na lekcji kodeksu rycerskiego, ale ciężko było nie zrozumieć wtedy Edwarda. Gdy mój współlokator wspominał o tym co przeważnie robił, czułem zazdrość, chcąc samemu móc przeżywać tak piękne dni co niestety nie było mi dane. Zaraz potem doszło do ciekawej sytuacji, gdy dziekan zaczęła przepytywać obu braci, których poznaliśmy wczoraj. Nie mogłem wprost uwierzyć jak ta dwójka się nawzajem uzupełnia. Nic dziwnego, że byli sobie tak bliscy.

     

    Kiedy jednak padło teraz na Elisabeth, zamarłem cały czas na nią spoglądając. Miałem nadzieje, że zdoła sobie poradzić z tym zadaniem. Nie rozumiałem czemu, ale czułem również olbrzymi strach o nią. Nawet Sophie podniosła wzrok na Czytelniczkę. Nadal wydawała się być urażona tym co zaszło w Galerii Dobra. W momencie, gdy zaczęła mówić, wiedziałem już jak zareaguje pani dziekan. Pomimo, że podzielałem jej zdanie co do Dyrektora, to wiedziałem także, że nauczyciele w obu akademiach nigdy nie uznają by ten robił coś nie tak, a zwłaszcza ci z Akademii Dobra skoro od tak dawna ciągle wygrywamy. Na szczęście zaraz przeszła na inny temat. Byłem co do tego zgodny, nigdy jeszcze nie spotkałem księżniczki, a nawet dziewczyny podobnej jej. O kryształowym sercu, a jednocześnie o wielkiej odwadze. Gdy powiedziała, że ta walczyła dawniej z chłopcami, uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie naszą nocną przygodę i to jak groziła, że wrzuci mnie do nigdziarskiej fosy.
    Sophie słysząc historie Czytelniczki lekko pobladła. Raz już ją zaatakowała obelgami, a co jak znowu ją zaatakuje tym razem fizycznie i to jej powykręca ręce? Coraz bardziej miała dosyć tej lekcji, teraz poza smutkiem czuła jeszcze strach o własne zdrowie. Jak dziewczyna w ogóle mogła pokonać chłopca? Gdy jednak nauczycielka zaczęła mówić o tym, że księżniczki potrzebują kogoś kto je ochroni, Sophie znów zrozumiała jak bardzo brakuje jej straży pałacowej. Tam nigdy się niczego nie bała, a smutek zawsze potrafiła powstrzymywać. Teraz mogła liczyć zapewne tylko na Alana. Na chwilę znów spojrzała na Edwarda i opuściła wzrok, mówiąc sobie, że to nie ma żadnego sensu.
    Gdy ja natomiast słuchałem teraz dziekan w pewnym momencie miałem ochotę wstać i stanąć w obronie Elisabeth. Już się do tego przymierzałem, ale nim zdołałem to zrobić nauczycielka teraz zwróciła się do Sophie jak i Elisabeth, a ja patrzyłem na obie zdziwiony, nie rozumiejąc dlaczego chciała by zostały po lekcji.

     

    - Jak sobie pani życzy - powiedziała niezwykle taktownie Sophie, znów podnosząc przy tym wzrok na nauczycielkę i się uśmiechając. Smutek ponownie zniknął z jej twarzy ukryty pod tą swoistą maską dobrych emocji. Mimo to nie rozumiała dlaczego miała zostać. Czy zrobiła coś złego? Przecież dziekan nie miała żadnych zastrzeżeń co do jej występu i dlaczego miała zostać z nią? Spytała siebie, patrząc na Czytelniczkę. Teraz naprawdę nie chciała tego robić, zwłaszcza po tym co zaszło i po tym czego się przed chwilą o niej dowiedziała.

  18. Thomas, Christian i Crystal
    Gdy inni nigdziarze starali się ukryć przed nieprzyjemnym zadaniem, Thomas nawet nie drgnął. Patrzył za to kątem oka na Ravera, mając coraz większą ochotę przetrącić mu kilka gnatów. W chwili gdy Kastor wybrał go następnego nie było dziwne, że chłopak bacznie przyglądał się jego występowi, mając przy tym nadzieje, że wywerna go zeżre i problem raz na zawsze będzie z głowy. Jednak w chwili, gdy jaszczur się uspokoił, a nigdziarz zaczął na nim spokojnie latać, Thomas zmarszczył wściekle brwi wiedząc już, że jego nadzieje były daremne.

     

    Niedługo po jego występie zaczął przyglądać się pokazom kolejnych nigdziarzy. Widok Scarlett, która próbowała zmusić wywerne siłą był całkiem zabawny i wiedział jakie da rezultaty. Miał już trochę doświadczenia i był przekonany, że bestia nie będzie chciała słuchać i jak się szybko okazało miał racje. Walka dziewczyny z innym nigdziarzem zaraz po lądowaniu była niemal tak zabawna jak występ Christiana. Vin, który był wybrany po niej też miał nie mały problem. Natomiast drugi współlokator Thomasa nie najgorzej sobie poradził, przynajmniej do czasu, aż wywerna nim nie uderzyła. Olbrzymy poradziły sobie nieźle, ale w jego odczuciu to nie było do końca fair biorąc pod uwagę ich wzrost i wagę do wzrostu i wagi przeciętnego nigdziarza. Dziewczyna z jego okolic dała niezły pokaz, ale im bardziej na nią patrzył tym bardziej wydawała mu się jakaś dziwna, nawet bardziej niż inni nigdziarze. Milcząca Judith poradziła sobie tak dobrze jak Elvira. Niby nie krzyczała, kiedy spadła, ale blondynka miała najgorzej, bo jedyna nie była pewna co mogło czekać ją podczas upadku, a z Judith było już inaczej. Nagle dostrzegł jak nauczyciel teraz pokazuje na niego.

     

    Thomas lekko poruszył karkiem w obie strony czego efektem był lekki trzask kości, a następnie powoli ruszył do bestii. Stanął przed wywerną uniósł rękę w powietrze i zaczął  patrzeć jej głęboko w oczy. Ta w odpowiedzi zaczęła wściekle syczeć na niego i się cofnęła podobnie jak upiorny koń na poprzedniej lekcji. Wywerna wydawała coraz więcej syknięć jakby chciała go przestraszyć. Ten mimo to się nie cofnął tylko ruszył ku niej, a ta zaczęła się powoli kulić jakby przestraszona. Gdy stanął tuż przed nią, bestia ostatni raz syknęła ostrzegawczo, aż w końcu ugięła głowę jak przed silniejszym. Thomas powoli na niej usiadł i ze znużonym wzrokiem zaczął na niej odlatywać.

     

    Gdy byli razem w powietrzu nie sposób było usłyszeć nigdziarza, a jego mina pozostawała pozbawiona emocji, jakby to było zupełnie normalne dla niego. W pewnym momencie zmarszczył jednak lekko brwi, zauważając, że jeszcze chwila i poleci dalej niż Elvira. Upewnił się jeszcze, że nikt nie mógł go dokładnie widzieć, a kiedy był już pewny zrobił najwyraźniej coś, tylko z sobie znanych powodów. Spoglądał na kark wywerny jakby czegoś szukając i wtedy położył palce na wcześniej wspomnianym karku potwora. W tym właśnie momencie zaczął ją ciągnąć boleśnie za łuskę, a ta wpadła w furie wściekle sycąc i próbują zrzucić nigdziarza, gdy to nie pomogło zaczęła z nim lecieć w kierunku wieży grzbietem, najpewniej żeby go rozgnieść na ścianie. W końcu dopięła swego i Thomas sam ją puścił nie chcąc zostać miazgą. Nimuderzył o twardy grunt złapał go gargulec. Chłopak wciąż nie krzyczał, a jego mina ukazywała wściekłość, zupełnie jakby ten upadek nie był jego celowym dziełem. Nie miał zamiaru się zdradzać, ale cel osiągnął i upadł chwilę wcześniej niż Elvira.

     

    - A mówią, że to dziewczyny głośno krzyczą - odparła dziekan zabierając igłę i siadając za biurkiem. Annabelle wierciła się po terrarium zaskoczona najwyraźniej tym nagłym i niespodziewanym wyrwaniem ze snu.
    - Mówiła pani, że nie będzie bolało - jęknął Christian nadal masując obolały tyłek.
    - Masz nauczkę na przyszłość. Trzeba wiedzieć, kiedy można zaufać złu – odpowiedziała spokojnie coś pisząc w notatkach.  - Poza tym gdybym powiedziała ci prawdę to znowu byś zaczął szaleć i tylko dawał więcej czasu na to by trucizna zaczęła działać. Obraną więc metodą najpewniej uratowałam ci życie i nie myśl, że mnie to cieszy, bo gdyby to zależało ode mnie już byś nie żył. - warknęła dając mu do zrozumienia, że nie żartuje. - A teraz możesz iść na kolejną lekcje, bo nie sądzę by Kastor dał ci jeszcze jedną szansę
    - Zostałem popchnięty - jęknął nadal masując obolałą część ciała.
    - Już o tym rozmawialiśmy i nie sądzę by Kastora obchodziło to bardziej niż mnie. A teraz wyjdź – dodała wściekle, a nigdziarz posłuchał i wręcz wybiegł z sali zostawiając dziekan samą.

  19. Crystal

    Poruszała się w tłumie kucyków jak zawsze starając się nie zwracać na siebie uwagi. W miasteczkach kiedyś było to łatwe przynajmniej do czasu aż te niedouczone prostaki nie zaczęły zwalać na niej wszystkich problemów, jakie na nich spadały. Teraz jednak wśród wszystkich kucyków szukających schronienia była w stanie znacznie łatwiej się między nimi przemieszczać. Co nie znaczy, że to lubiła. Samotne wędrówki bez miejskiego gwaru gdzie nie sposób było nawet skupić myśli to było właśnie to, co kochała. Jednak nie zawsze wszystko mogło być takie proste tak jak i niestety teraz.

     

    Zawsze dawała się prowadzić swojemu przeczuciu tak jak i w tym przypadku. Nieważne do jak obleśnego miejsca by jej to nie zaprowadziło. Nie można było tego ignorować. Każde wydarzenie musi zostać zapisane. Nic nie dzieje się przypadkiem. Mimo wszystko nie musiało jej się to do końca podobać. Tak jak teraz. Po prostu brakowało jej słów. Chwilę ze sobą walczyła by zejść w ten rynsztok jednak nie mogła się upierać temu. Ruszyła skryta pod kapturem szukając nieznanego. Zamiast tego jednak poczuła tylko piekący ból, gdy ostry przedmiot zarysował jej policzek. Zmarszczyła brwi patrząc na agresora jednak ostatecznie go zignorowała.

     

    W końcu to nie był pierwszy raz, gdy jakiś dziwak winił ją za coś, czego nie zrobiła, więc nie widziała powodu, aby tym razem zareagować na zaczepki kolejnego troglodyty. Ruszyła ku tłumowi jednak nagle otworzyła szeroko oczy nic już nie czując. Zaczęła się nerwowo rozglądać szukając odpowiedzi. Musiało się coś stać zawsze tak było. Nigdy się nie myliła. A jednak nic nie widziała poza atakiem tego dziwaka nic się nie stało. Czy to było możliwe by się pomyliła? Pokręciła lekko głową w zaprzeczeniu. Nigdy się nie myliła i w tym wypadku jest tak samo. Znajdzie powód swojego przybycia choćby miała przeczesać całą te norę.

  20. Alan i Sophie

    Nauczycielka wyglądała na niezwykle miłą, ale nie mogłem się temu dziwić, w końcu nie bez powodu była Dziekanem Dobra. Nie mówiąc o tym, że wytwarzała wokół siebie niezwykle ciepłą aurę, która potrafiła wprowadzać w jakiś mi nieokreślony sposób w pozytywny humor.

    Sophie natomiast siedziała i z uwagą przyglądała się nauczycielce, a na jej twarzy wciąż gościł uśmiech. Wyglądała na niezwykle skupioną, co było tylko pozorem. Obecnie jej głowie jedna myśl wciąż goniła kolejną tworząc tam istny chaos. Chociaż nie myślała już o mrocznym obrazie, który zobaczyła w Galerii Dobra, to nawet bez tego czuła obecnie się bardziej przygnębiona niż dotychczas. Zawsze starała się pokazać jak wiele jest warta, że może więcej niż jej kuzyn, który jest dziedzicem tronu, a kim okazuje się, że może być? Zwykłą podróbką Śnieżki i niczym więcej w oczach co niektórych, ta myśl coraz bardziej ją dołowała. Tak bardzo pragnęła zniknąć z tej lekcji i zająć się swoim hobby, które pomagało jej w takich sytuacjach. Teraz ledwie była w stanie powstrzymać kłębiące się w niej emocje.

     

    Sam nagle dostrzegłem jak profesor sięga po różdżkę, co mnie nieco zdziwiło. Czytałem co prawda o nich, ale nie sądziłem, że ktoś używa jeszcze tych reliktów. Wtedy z mojej ręki właśnie zniknął urwany kawałek ławki, w chwili, gdy znowu chciałem go ugryźć. Niewiele brakowało, a ugryzłbym się w język. Teraz byłem już pewny, że choć różdżka była przestarzała, to nadal sprawna. Gdy z ust nauczycielki padły słowa o tym jak się na nas zawiodła upuściłem głowę trochę zawstydzony.

    Z Sophie zresztą było podobnie, bo również opuściła wzrok wbijając go w ławkę. Czuła się zażenowana zachowaniem kuzyna, bo nie dość, że byli rodziną, to on jednak był następcą tronu i powinien dawać lepszy przykład.

    Moje zawstydzenie szybko mi minęło wraz ze chwilą, gdy nauczycielka wspomniała o zatrutych słodyczach. Na samą myśl o takiej nocy pobladłem bardziej niż dotychczas na swojej i tak bladej skórze. Wtedy jednak usłyszałem głos Elisabeth i spojrzałem teraz na nią. Uśmiechnąłem się delikatnie w jej kierunku, widząc, że ta na szczęście zachowała przytomność umysłu. Mimo to musiałem bardziej uważać na przyszłość, bo dziekan miała trochę racji z tymi pułapkami, nawet jeśli nie w akademii, to poza nią nikt nie wie co nas czeka.

     

    Gdy nauczycielka znów zaczęła mówić teraz o pięknie i elegancji, natychmiast przypomniało mi się jak wiele, właśnie osób z rodzin królewskich tak postrzega świat, co jak dla mnie było niezwykle płytkie. Zaciekawił mnie jednocześnie fakt, że Sophie się nie zarumieniła, gdy profesor napominała o miłości. Miałem nieodparte wrażenie, że coś naprawdę ją gryzło.

    Sama Sophie zawsze widziała siebie jako dobrą zawszankę, ale obecnie cała jej pewność siebie po prostu uleciała i sama już nie wiedziała co może o sobie myśleć.

    W chwili, gdy profesor zaczęła mówić o poznawaniu nas lekko mnie zatkało. Nie wiedziałem co właściwie mogę o sobie powiedzieć. Co takiego właściwie czyniło ze mnie zawszanina?

    Sytuacja Sophie wcale nie była lepsza. Nie miała teraz ochoty mówić o takich rzeczach zwłaszcza przez harmider, który panował w jej głowie. Mówiła nawet sobie w głowie by to nie ona została wybrana jako pierwsza, naprawdę tego nie chciała. Jednak stało się właśnie to czego się obawiała, gdy nauczycielka zwróciła się bezpośrednio do niej. Dziewczyna wstała dość niepewnie jeszcze przez chwilę nie chcąc unieść swojego wzroku. W końcu na jej twarzy znów zagościł pewny uśmiech, a oczy nie ukazywały żadnych skrytych emocji. Wszystko to opanowała już do perfekcji. Ścisnęła mocniej parasolkę dłonią tak jakby chciała by ta dodała jej pewności siebie, którą utraciła chwilę wcześniej.

     

    - Nie jestem pewna co może mnie dokładnie czynić zawszanką poza tym, że się nią najpewniej urodziłam - odpowiedziała trochę niepewnie. Spojrzałem kątem oka na swoją kuzynkę zauważając, że coś jest nie tak. Sama Sophie z kolei starała się by w kolejnych jej słowa pojawiała się większa pewność siebie. - Moja rodzina zawsze uważała, że mam pewien dar, który pozwala mi czasem ujrzeć coś czego inni nie dostrzegają, dlatego moje opinie zawsze były cenne, zwłaszcza dla mojego wujostwa - Gdy o tym wspomniała na niewielką wręcz niezauważalną chwilę jej warga drgnęła, ale nie pozwoliła sobie tego długo ukazywać. - Kiedyś nawet z pomocą swego daru stworzyłam coś dla kogoś, co miało być pamiątką pięknych czasów, ale nigdy nie zainteresowałam osoby, dla której to powstało, więc najwyraźniej w tym wypadku nie mam czym się szczycić. Jedyna rzecz jaka przychodzi mi teraz do głowy to chyba chwila, gdy znalazłam swojego słowika i go opatrzyłam, a ten stał mi się najbliższym towarzyszem. Nie mam niestety innych osiągnięć, którymi bym raczej mogła, jako zawszanka się obecnie poszczycić - Na tym właśnie chciała skończyć i usiąść. Zdała sobie teraz właśnie sprawę jak wiele prawdy było w tym, co dziś usłyszała. Najpierw ta Czytelniczka, a potem to gdy dowiedziała się za kogo ją się uważa. Nie zdążyła jednak usiąść, bo w połowie nagle się zatrzymała słysząc znajomy głos.

     

    - Uratowałaś mi życie Sophie - powiedziałem twardo stojąc przy tym prosto, choć wiedziałem, że to nie moja kolej. - Jak dla mnie to wystarczający czyn, który stwierdza, kim się urodziłaś, jesteś zawszanką i zawsze będziesz - Sophie nadal nic nie mówiła, zupełnie jakby nie chciała wspominać o tamtej dawnej chwili lub uważając, że nie jest to na tyle istotne by miała się tym szczycić. Ja jednak dalej kontynuowałem. - Gdyby nie ty nie byłoby mnie tu dzisiaj. Oboje wiemy, że ktoś kto nie byłby zawszaninem nie pomógłby mi wtedy, zwłaszcza gdy się pomyśli o korzyściach, jakie mogłabyś z tego mieć - Sophie wciąż milczała, aż w końcu usiadła nie czekając na reakcje nauczycielki ani reszty klasy, jakby to miało pokazać, że nie chce dalej kontynuować. Sam również to zrobiłem, zupełnie nie mogąc pojąć co się z nią teraz działo.

  21. Crystal

    Wiedza zawsze miała to do siebie, że przyciągała, gdy zakosztowało się jej, choć trochę to pragnienie nadal rosło i nie miało końca. Księgi wokół niej kłębiły się a na niektórych już zbierał się kurz a jednak nadal nie zbliżyła się, choć trochę do osiągnięcia własnych celów. Wiele poświęciła dla zgłębienie całej swojej dotychczasowej wiedzy i wiedziała, że jeszcze wiele więcej poświęci. Nie obchodziło ją, co o niej myśleli inni tak jak plotki, które rozpowiadali w miasteczkach, gdy się tylko pojawiała. Małe umysły zawsze szukały najprostszych rozwiązań zamiast szukać problemu zupełnie gdzie indziej.

     

    Teraz jednak z jakiegoś powodu wiedziała, że musi dokładnie zbadać dokument, nad którym siedziała sama już nie wiedziała od jak dawna. Wigilia serdeczności, dlaczego to właśnie w tym kierunku popchnęło ją jej przeczucie? Nigdy nie było chwili, aby ją zwiodło była pewna, że był ku temu powód. Tak, więc siedziała i badała ten dokument przerzucając kolejne księgi, które mogłyby by jej być pomocne na bok aż nastała już ciemność, która zaczęła ją otaczać. Im bardziej rozmyślała nad tym, co ujrzała tym bardziej miała wrażenie, że zaczyna coś dostrzegać.

     

    Przerwała jednak dalsze ślęczenie nad pismem i powoli ruszyła na środek komnaty, w której się znajdowała. Stała tak, że spoglądała dokładnie na ciemność, która kryła się za oknem. Wiedziała już, że coś ma nadejść coś, co może mieć większy lub mniejszy wpływ na otaczający ją świat. Musiała osobiście to sprawdzić tak jak do tej pory. Naciągnęła na swoją głowę kaptur tak by zasłaniał jej pyszczek a na grzbiet zabrała torbę z kilkoma księgami i piórem. Nie czekając ani chwili dłużej opuściła pomieszczenie  i powoli zaczęła znikać w otaczającej ją ciemności idąc jak zawsze ku nieznanemu.

  22. Thomas, Christian i Crystal

    W momencie gdy chłopak upadał na wywerne, otworzył szeroko oczy w szoku, ale gdy jej pysk znalazł się niebezpiecznie blisko jego twarzy zamknął oczy. Wiedział dobrze kto był za to odpowiedzialny i obiecał sobie, że ma kolejną rzecz na długiej liście, za które Thomas mu kiedyś zapłaci. Wtedy też poczuł jak jego usta dotykają czegoś zimnego i otworzył oczy by zobaczyć zdecydowanie za blisko siebie obrzydliwego potwora. Szybko odsunął głowę nawet nie zwracając uwagi na śmiechy innych, chcąc tylko jak najszybciej oddalić się od tego śmierdzącego stwora. Jednak zdecydowanie za wolno by uniknąć ugryzienia ze strony bestii, na co zresztą wrzasnął donośnie. W jego wrzasku kryło się połączenie bólu i gniewu. Gdy tylko zabrano od niego stwora, Christian kulił się na ziemi trzymając się za nos i jęcząc. Nawet nie słyszał nauczyciela przez ten ból, na którym teraz skupiała się cała jego uwaga. Kiedy już zdołał się podnieść, Christian zaczął powoli wychodzić, nadal wściekły wciąż przy tym trzymając się za nos obiema dłońmi. Ból był tak silny, że nawet nie zwracał uwagi na złośliwe uśmiechy demona.

     

    Thomas spoglądał na to nie ukazując emocji. Najpewniej nie chciał się zdradzić, no i w jego uznaniu Christian na to zasłużył, więc nie miał poczucia winy. Właśnie wtedy spostrzegł jak Elvira rzuca mu chłodny uśmiech. Czy ona wiedziała? Zastanawiał się patrząc teraz na nią. A może tylko chciała mu wmówić, że wie? Nie był do końca pewny, ale ponownie nie chciał uznać by zrobił to dla niej. Spoglądał mimo to cały czas na nią, gdy ta zaczęła zbliżać się do wywerny. Gdy dziewczyna położyła dłoń na łuskach potwora poczuł jakby wszystkie jego mięśnie zesztywniały. A gdy na niej usiadła zacisnął mocno dłonie w pięści. Nie bardzo nawet teraz myślał nad reakcjami swego ciała bardziej z jakiegoś powodu skupiał się na nigdziarce. W momencie, kiedy ta jednak wyleciała na potworze zacisnął jeszcze mocniej dłonie do tego stopnia, że jego paznokcie przebiły skórę i z dłoni zaczęła się sączyć krew. Czuł jak serce bije mu jak dzwon, gdy dziewczyna była w powietrzu i czuł coś jeszcze... coś czego nie był w stanie określić, coś odległego i niezwykle obcego. W momencie, kiedy nigdziarka zaczynała powoli wracać, Thomas zaczął rozluźniać swoje dłonie, czując przy tym narastającą ulgę, której również nie potrafił zrozumieć. Po prostu chciał by ta już wróciła cała i zdrowa. Równie szybko cały zbladł jak ściana widząc jak ta nagle spada z potwora. Poczuł ogromny strach, którego nie czuł od tak dawna, taki sam jak wtedy, gdy został zupełnie sam. Kamień na jego szyi zdawał się nawet wyczuć jego lęk, bo ten zaczął intensywnie świecić pod jego tuniką. Wysunął się przed szereg innych nigdziarzy patrząc bezradnie na jej upadek i miał wrażenie, że zaraz znów coś utraci, choć nie miało to żadnego sensu. Gorączkowo zastanawiał się co zrobić, aż nie sięgnął dłonią za koszulę chcąc przywołać konia żeby ten znalazł się jakimś cudem pod nią. Jednak nic nie zdążył zrobić, bo stało się coś nieoczekiwanego, kiedy dostrzegł jak gargulec chwycił młodą nigdziarkę ratując jej życie. Odetchnął z ulgą widząc, że ta była już bezpieczna. Nadal był jednak w szoku widząc ją po raz pierwszy w takim stanie. Dopiero komentarz Ravera wyciągnął go z tego stanu.

     

    - Chętnie zobaczę jak obgryza twoje cherlawe kostki gdy nadejdzie twoja kolej - powiedział w jego kierunku, gdyby nie to, że stał kawałek dalej od niego, to zapewne zrobiłby z nim to co z Christianem.

    Nadal jednak patrzył kątem oka na przerażoną dziewczynę. Zastanawiał się czy to perspektywa śmierci ją tak przeraziła. Wtedy też sobie przypomniał, że ta już na samym początku była dziwnie blada. Wywerny też nie wydawała się wcale, aż tak bardzo bać. W głowie krążyło mu teraz pytanie: Czy ona mogła się bać wysokości? Gdy inni odwrócili już wzrok chłopak nadal ją obserwował i zastanawiał się czy wszystko z nią dobrze. Wtedy zobaczył jak ta niepostrzeżenie przeciera oczy. Płakała? Wszystko na to wskazywało. Jednak co mógł z tym zrobić? Uznał ostatecznie, że najlepsze co może zrobić to tylko udawać, że tego nie widzi, bo tak tylko wszystko pogorszy. Odwrócił głowę do potwora, ale nadal kątem oka patrzył na nią.

     

    W tym czasie Christian szedł już wyraźnie zirytowany obecnością swojego przewodnika i miał ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Ponadto dał się upokorzyć i ośmieszyć, a to wszystko ponownie była wina Thomasa. Pewnego dnia zapłaci mu za to wszystko. Nie będzie się nawet spodziewał ataku. Nadal trzymał dłonie przy nosie i czuł się z każdą chwilą coraz gorzej. Obiecał sobie, że pierwsze co zrobi po tej Akademii to załatwi sobie torebkę z tej jaszczurki.

    Dziekan natomiast właśnie siedziała przy swoim biurku na swój własny sposób odpoczywając po ostatniej lekcji, czyli robiąc teraz jakieś notatki. Jej pupilka potulnie spała obok, najwyraźniej nadal będąc zadowoloną ostatnim posiłkiem. Wtedy właśnie kobieta usłyszała pukanie do swojego gabinetu i odwróciła tam swój wzrok, patrząc jak do jej sali wchodzi Kreel, a za nim nigdziarz z poprzedniej lekcji. Nim demon jeszcze przemówił wiedziała już, że ten chłopak zrobił coś wyjątkowo głupiego. Zawsze na jedną klasę musiał przypadać choć jeden klaun. Gdy się odezwał, Christian spojrzał na niego ponuro, ale nie zdążył się już nic powiedzieć, bo demon równie szybko zniknął. Kobieta w międzyczasie wstała od biurka i otworzyła jedną z szafek.

     

    - Na ostatniej naszej lekcji wspomniałam o tym, że nie spotkałam się z tym by jakiś uczeń chciał popełnić samobójstwo pierwszego dnia - mówiła dalej grzebiąc i nawet się do niego nie odwracając. - Wtedy tylko to była uwaga, ale teraz zaczynam naprawdę mieć wrażenie, że ty do tego dążysz - Christian zmarszczył bardziej niż do tej pory brwi, jednak nic nie powiedział z powodu bólu. - Jeśli jeszcze raz tego spróbujesz to zapewniam, że zagwarantuje ci tyle bólu, że zaprzestaniesz tych prób - Nagle zaczęła powoli iść w jego kierunku, trzymając w dłoni buteleczkę z dziwnym purpurowym płynem i chustką. - Naczytałeś się baśni o księżniczce i żabie i myślałeś, że tu będzie podobnie? - w końcu Christian nie wytrzymał i zabrał dłonie od nosa.

     

    - Zostałem popchnięty na nią przez... - Nie dokończył, bo zamiast kolejnych słów z jego ust wydobył się jęk pełen bólu, bo kobieta najwyraźniej tylko czekała, aż ten zabierze ręce i przyłożyła mu nasączoną chustkę do nosa.

    - Przyciskaj - warknęła w jego kierunku, a ten bez słowa sprzeciwu zaczął tak robić, gdy kobieta znów wróciła do szafki. - Czego oczekujesz, że cię pocieszę? A może pogłaszczę po głowie i powiem żebyś się nie przejmował? - mówiła teraz wyciągając kilka rzeczy i kładąc na ławce. - Jeśli ktoś jest od ciebie silniejszy to okaż spryt, a nie zachowuj się jak idiota. Po Akademii będziecie zdani na siebie. Tak sama jak w czasie próby baśni czy cyrku talentów. Nie możecie liczyć na nas z powodu własnych zaczepek. Może choć te słowa sobie weźmiesz do serca. Dobrze teraz czas na lekarstwo

    - To jeszcze mi go pani nie dała? - spytał i nagle się cofnął widząc w ręku dziekan pokaźną igłę. Cała jego twarz stała się blada jak ściana na ten widok. - Do czego to pani? - wysapał z przerażeniem nie spuszczając oczu z igły.

    - A jak sądzisz, do czego się tego używa, geniuszu? - warknęła powoli podchodząc w jego kierunku, a ten znów się cofnął.

    - Dała mi pani przecież lekarstwo - powiedział pokazując na chustkę i starając się bardziej od siebie odgonić widmo zastrzyku.

    - To jest na nos - powiedziała jakby to było oczywiste. - Wywerny są jadowite. Zakładam, że jej jad już się dostał do twojego krwiobiegu, więc musisz dostać i to

    - Nie mogę się napić tego lekarstwa? - pytał dalej chcąc odgonić od siebie widmo zastrzyku.

    - Teoretycznie tak byłoby znacznie łatwiej - Christian odetchnął z ulgą przynajmniej do czasu, aż Crystal nie zaczęła kontynuować. - Jednak w ten sposób lek będzie się długo rozchodził po organizmie. za długo biorąc pod uwagę czas od ugryzienia - W końcu chłopak spacyfikował i odsłonił ramię odwracając głowę by nie patrzeć. - Nie... - Nagle dodała Crystal wyraźnie zniesmaczona. - Opuść lekko spodnie, muszę ci dać ten zastrzyk gdzie indziej - warknęła, ewidentnie widać było, że naprawdę nie chce tego robić.

    - Że co?! - Christian wrzasnął cofając się.

    - Nie wrzeszcz - powiedziała z wyraźną rezygnacją. - Myślisz, że tylko ty tu cierpisz? Będę musiała poważnie przemyć oczy po tym doświadczeniu

    - Ale nie będzie bolało? - spytał niepewnie poddając się w końcu i opuszczając spodnie.

    - Nie - odparła Crystal z niesmakiem. - Będzie bolało jak diabli - Christian już nie zdążył zareagować, bo igła wbiła się w jego pośladek, a po sali dziekan rozniósł się głośny krzyk niczym by kogoś tu obdzierano właśnie żywcem ze skóry.

  23. Alan i Sophie

    Dziewczyna starała się nie myśleć już o tym co zobaczyła i usłyszała w Galerii Dobra. Mimo wszystko jej myśli nadal tam czasem wracały. Przez co wciąż pozostawała lekko blada, nawet bardziej niż zwykle. Mimo wszystko i ten efekt zaczął powoli przemijać. Teraz znów starała się przybrać zwykły wyraz twarzy żeby jak zawsze zachować swoje prawdziwe emocje wyłącznie dla siebie. W końcu to nie było dla niej nic niezwykłego. Zawsze tak było, że musiała sobie radzić z tym co ją gryzie sama. Co ją interesowało zdanie tej Czytelniczki? To nie miało żadnego znaczenia. Dlaczego więc czuła się smutna i bardziej samotna niż kiedykolwiek w życiu? Mimo wszystko najwyraźniej jej gra jak zawsze się udała, bo nikt nawet niczego nie dostrzegł. A może nie chcieli tego robić? Zresztą nie miało to znaczenia liczył się efekt końcowy.

     

    Wtedy też poczuła jak ktoś łapie ją za rękę, a był to Edward, ten sam książę, który cały czas był dla niej miły, a sama poczuła się jakby bardziej potrzebna gdy ten tylko ją dostrzegał. W chwili kiedy tylko poczuła jego dłoń na swojej, powoli zapominała o niedawnych przykrych chwilach. Starała się jednak skupić na celu. Nie mogła teraz myśleć o nim, Alan już się od niej pewnie powoli odwracał przez Czytelniczkę, więc było niemal pewne, że i on w końcu przestanie ją dostrzegać. Wtedy też do jej uszu dotarło jego pytanie, na co ta otworzyła szeroko oczy. Teraz w jej głowie chodziło pytanie: Jak zdołał dostrzec jej rozterki? Przecież zawsze tak dobrze kryła emocje. Gdy tylko znów pocałował jej dłoń, ta po raz pierwszy nie była w stanie ukryć lekkiego rumieńca.

     

    W momencie, kiedy zaczął odchodzić poczuła się znowu lekko osamotniona. Co było dla niej znowu dziwne, bo przecież nie znali się tak dobrze żeby mogły jej towarzyszyć podobne odczucia, ale mimo to czuła się przy nim tak szczęśliwa, prawie jakby jej dzieciństwo wróciło, co w jej odczuciu było zupełnie pozbawione sensu. Powoli zaczęła kierować się do wolnej ławki. Nawet nie rzuciła okiem w kierunku swoich współlokatorek. Najwyraźniej nadal czuła się dotknięta słowami Czytelniczki. Starała się również nie zwracać uwagi na wystrój klasy. Jako dziecko lubiła słodycze, ale to było na długo przed tym jak dowiedziała się o ich zgubnych skutkach. W momencie, w którym tylko dotarła do ławki, spokojnie usiadła na swoim miejscu chcąc się skupić już tylko na lekcji.

     

    Nic jednak nie zdążyła zrobić, bo dosiadła się do niej najmniej akurat pożądana osoba w obecnej chwili. Nadal pamiętała jak ta wściekła dziewczyna niemal zniszczyła jej jedyną cenną rzecz. Co teraz chciała zrobić? Podstawić jej nogę, gdy będą wychodziły z ławki, czy może rzuci w nią kawałkiem wcześniej rzeczonej ławki? Ostatecznie postanowiła ją ignorować, na tyle ile tylko to możliwe. Tak przynajmniej było do czasu, aż nie usłyszała jej głosu. Miała przeczucie, że za tym przywitaniem kryło się coś nieprzyjemnego i jak się szybko okazało, miała racje. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Wyglądała jak mama Edwarda? Chociaż tak bardzo się starała wmówić sobie, że to tylko sztuczki tej intrygantki, to nie potrafiła tego zrobić. Pamiętała pierwsze samotne spotkanie z Edwardem i to jak na nią patrzył, tak jak to co mówiła jej Vivienne przy stole. Poprzednie rozterki wróciły ze zdwojoną siłą i po raz pierwszy miała ochotę zacząć naprawdę płakać, nawet jej warga zadrżała. Tylko umiejętność panowania nad emocjami ją przed tym uratowała. Edward widział, w niej tylko swoją matkę, ale ona nie była Śnieżką i nigdy nie będzie. Miała od początku racje, jest zdana na tylko siebie, tak jak zawsze, ale się nie podda i zdobędzie swoje szczęśliwe zakończenie. Chciała nawet jej coś powiedzieć, ale wtedy właśnie pojawiła się Dziekan. Twarz Sophie znów zaczął przyozdabiać uśmiech, który miał tylko kryć ból, który się w niej kotłował.

     

    Nie byłem, pewny jak wiele czasu minęło nam w Galerii Dobra, jednak spóźnienie było teraz moim najmniejszym problemem. Wciąż inne rzeczy prześladowały moją głowę. Ostrzeżenie Sophie i ten strach, który u niej widziałem... Było to naprawdę niepokojące, a potem jeszcze to co powiedział Aidan o Elisabeth. Włamanie do Akademii Zła to jedno, ale do wieży Dyrektora? To było czyste szaleństwo. Nikt go nie widział od tak dawna, a miejsce, w którym przebywał było tak obwarowane, że nie sposób było się tam dostać. Jak niby chciała to zrobić? Musiałem z nią porozmawiać jak najszybciej nim ta zrobi coś głupiego.

     

    Wtedy nagle do mnie dotarło pytanie Aidana o Sophie i obraz, na co ja spojrzałem na niego i kiwnąłem głową w geście potwierdzenia. Zaraz jednak dotarliśmy do klasy. Kiedy tylko ujrzałem zamknięte drzwi wiedziałem już, że moje wcześniejsze myśli co do spóźnienia się potwierdziły. Powoli wszedłem za Aidanem do wnętrza klasy z zakłopotaną miną i podobnie jak on przeprosiłem panią dziekan i ruszyłem z nim do wolnej ławki. Widok klasy ze słodyczy robił interesujące wrażenie. Gdy tak szliśmy do ławki nagle zobaczyłem Sophie, która najwyraźniej starała się na mnie nie patrzeć, zupełnie jakby chciała coś ukryć. Na nic to się zdało, bo znałem już ją za dobrze. Była bardziej przygnębiona niż w Galerii Dobra, tylko dlaczego? Co takiego tu się stało? Spojrzałem, też w kierunku Elisabeth chcąc wyczytać jej emocje z twarzy. Miałem wrażenie, że i ją coś trapiło. Gdybym tylko mógł z nią porozmawiać. Zaraz jednak zająłem miejsce wspólnie z Aidanem. Na miejscu dostrzegłem jak ten zaczął machać do Stephanie, ale bez odpowiedzi.

     

    - Nie przejmuj się, Aidanie, może po prostu nie zauważyła – powiedziałem pokrzepiająco samemu przy tym urywając kawałek ławki.– Jeśli tak, to oboje teraz mamy kłopoty – dodałem z uśmiechem by zaraz się wgryźć w smakołyk. Zastanawiałem się czy będę w stanie skupić się na lekcji, zwłaszcza, że najbardziej teraz myślałem o Elisabeth.

  24. Thomas i Christian

    Po niedawnym incydencie obaj chłopcy ruszyli do reszty nigdziarzy, czekając na kolejną lekcje i ponownie chodziły tu różnie skrajne emocje. Christian był coraz bardziej wściekły, bo wiedział, że obecny ranking zapewniał mu tylko miejsce mogryfa. Pomimo, że był to zaledwie pierwszy dzień i nie powinien tego tak brać do siebie, ale w jego opinii mimo wszystko, to nie tak miało być. W końcu był zły do szpiku kości, żaden z tych wymoczków mu do pięt nie dorastał, więc dlaczego zawsze był za nimi? Był przekonany, że winne były nauczycielki z poprzednich lekcji, które nawet nie powinny były przebywać w tej szkole, a co tu mówić o uczeniu. Teraz jednak była jego szansa. Podczas tej lekcji pokaże wszystkim jak będzie traktował swoich sługusów, gdy już zostanie czarnym charakterem. Thomas natomiast bardziej się zastanawiał jak będzie wyglądała ta lekcja. Zdołał do pewnego stopnia poskromić widmowego konia, ale czy poradzi sobie z innym potworem?

     

    Oczy obu zwróciły się teraz na nauczyciela, którym okazał się wielki pies, co w tym wypadku było dla nich tak samo dziwne. Jak mieli go niby traktować? Jak typowego nauczyciela? Mimo wszystko żaden nawet nie otworzył ust, woląc unikać jego denerwowania. Ponadto jego głos potrafił mimo wszystko przywrócić do porządku każdego z nich. Gdy pies zaczął mówić o tym jak ważny jest sługa, Christian lekko zmrużył oczy. On by już swojego odpowiednio wytrenował, miał na to kilka pomysłów. Thomas natomiast dostrzegł uśmiech Elviry i zacisnął lekko pięść. Nie miał zamiaru dać się wciągać w jej gierki. Dobrze, kilka razy jej pomógł, ale to nic nie znaczyło. Nie miał zamiaru być niczyim sługą, miał własne problemy.

     

    Równie szybko obaj skierowali oczy w miejsce, z którego dobył się ryk będąc podobnie zaciekawionymi jego źródła. Gdy nagle do pomieszczenia wleciała przerośnięta jaszczurka obaj teraz skupili całą swoją uwagę na niej. Thomas miał wrażenie, że słyszał o tych stworzeniach. Przypominało to smoka, ale jakby nie do końca, to było coś innego. Jednak nie mógł sobie przypomnieć co to było. Wtedy dotarł do jego uszu chór nigdziarzy i już wiedział. A więc tak wyglądała wywerna? Nigdy jeszcze żadnej nie widział, ale widać było, że stworzenie naprawdę go zainteresowało. Z Christianem sytuacja była inna, bo patrzył z ogromną niechęcią na zwierzaka. Naprawdę ich nie znosił. W jego uznaniu jedyne do czego się nadawały to jako futro lub żarcie, ale co zrobić można z tego czegoś? Chyba tylko walizkę.

     

    Oboje spojrzeli ponownie na nauczyciela, gdy ten wspomniał, że mają na niej latać. Thomas kilka razy zdołał wsiąść na swojego widmowego zwierzaka, ale ten zwykle strasznie się opierał. Nie był pewny czy z wywerną będzie mu łatwiej. Christian natomiast nie bał się ani nie martwił. Jedyne co go irytowało to kontakt fizyczny z tym bezmózgim stworem. Z drugiej strony szybko pokaże temu czemuś kto tu jest panem. Gdy profesor spytał kto ma iść pierwszy. żaden nie wyszedł na przód. Kiedy wybór padł, na Elvire obaj skierowali spojrzenia w jej stronę. Thomas natychmiast zauważył, że coś jest nie tak i pewna siebie dziewczyna została jakby pozbawiona całej dotychczasowej determinacji, którą cały czas tak pokazywała na każdym kroku. Poczuł się dziwnie jakby zaczął się martwić, ale dlaczego tak było? Christian najwyraźniej też to dostrzegł i uznał, że to dobra okazja do zemsty.

     

    - Czyżby nasza prymuska bała się tego śmierdzącego zwierzaczka? - spytał z nieukrywaną drwiną w głosie i najwyraźniej chciał kontynuować dogryzanie, ale niepostrzeżenie stojący obok niego Thomas postawił nogę przed chłopakiem i lekko go pchnął, ale zrobił to tak żeby nikt nie mógł tego zobaczyć. Christian stracił równowagę i upadł prosto na wywerne, co wyglądało jakby jego usta opadły na jej nosie, przez co można było pomyśleć, że ją pocałował. Thomas stał jakby nigdy nic, najwyraźniej nie chcąc wychodzić z roli niewiniątka i patrząc na scenę ledwo powstrzymując przy tym śmiech.

  25. Alan i Sophie

    Dziewczyna jako pierwsza opuściła galerie zostawiając kuzyna z tyłu. Minęła Aidana bez słowa, ale nie dlatego, że w tym wypadku nie miała ochoty z nim rozmawiać, zresztą i tak zapewne nie mieliby o czym. Teraz była po prostu zamyślona. Wciąż widziała przed oczami ten ostatni obraz, a w jej uszach brzęczały jej własne słowa. "Tak jakby autor widział przyszłość". Wszystko wskazywało, że tak mogło być, a może się myliła? W końcu i ona nie była nieomylna. Zacisnęła mocniej parasolkę i stanęła na korytarzu. Nigdy jeszcze się nie myliła co do takich rzeczy. Więc co mogło to oznaczać? Co takiego strasznego ma się stać w świecie tej Czytelniczki, że nadal czuła ciarki na plecach? Nagle zaczęła słyszeć nad głową wróżki sygnalizujące początek lekcji i pokręciła głową. To nie była jej sprawa, nie powinna o tym myśleć, zresztą to na pewno tylko jakiś kawał.

     

    Powoli ruszyła korytarzem, ale jej mina nadal wyglądała jakby coś ją dręczyło. Pomimo, że naprawdę się starała, to widok strasznego obrazu wciąż migał jej przed oczami. Nie trwało długo, aż w końcu dotarła pod klasę gdzie ustawiła się z pozostałymi księżniczkami, nadal zawzięcie ściskając parasolkę w dłoni, jakby szukała w niej pocieszenia. To wszystko nie było jej sprawą. Zresztą nadal czuła się nieprzyjemnie po tym ataku Czytelniczki. To prawda, że nie zachowywała się dla nich za dobrze, ale od samego rana nic nawet do nich nic nie powiedziała i za to została zaatakowana? Zmarszczyła lekko brwi myśląc nad swoją głupotą i przypominając sobie jak ruda dziewczyna jej pomogła. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze niedawno była gotowa myśleć, że jest w niej coś dobrego, a teraz miała niemal pewność, że pomogła jej wtedy tylko dlatego by przypodobać się Alanowi. To nie było ważne. Nikogo nie potrzebowała. Zawsze radziła sobie sama i teraz też tak będzie, nawet jeśli cały świat stanie przeciwko niej ona sobie poradzi i odnajdzie swoje szczęśliwe zakończenie. Nagle skojarzyła, że teraz nadszedł czas lekcji z panią dziekan, a to była jej szansa by w końcu zmienić komnatę i mieć takie współlokatorki, które nie będą jej atakować bez powodu.

     

    Powoli szedłem widząc jak Sophie się oddala. Wciąż mnie męczyło co takiego zobaczyła na tym obrazie, że tak się przestraszyła. Sophie choć starała się pokazywać wszystkim z mocniejszej strony, to wiedziałem, że jest delikatna. Mimo wszystko dawno nie widziałem by była tak przerażona. Musiałem jeszcze z nią porozmawiać później o Elisabeth, naprawdę miałem nadzieje, że w jakiś sposób znajdą wspólny język, ale teraz nie byłem pewny jak mogą to zrobić. Nie byłem oczywiście zły na Elisabeth, bo wiedziałem, że zrobiła to pod wpływem emocji, tak na pewno nie zaatakowałaby w ten sposób mojej kuzynki. Jaki był jednak mój szok, gdy wszyscy zniknęli, a został tu tylko Aidan, który jako jedyny chyba na mnie czekał. Wszystkie słowa jakie do mnie mówił mój współlokator zniknęły jak niezrozumiałe, bo skupiłem się tylko na tych o Elisabeth, jej smutku przeprosinach i próbie dostania się do Dyrektora. Po tym co było wczoraj byłem pewny, że tego spróbuje. Nagle odwróciłem się do Aidana.

     

    - Posłuchaj, musimy teraz iść na lekcje, a potem muszę znaleźć Elisabeth - powiedziałem do niego, starając się zachować spokój po wszystkim co usłyszałem, aż znów obróciłem się na obrazy. - Jesteś drugą osobą, która dziś uważa, że profesor Sader widzi przyszłość - odparłem w jego kierunku i znów spojrzałem na korytarz, którym zniknęła Sophie. - Jednak osoba, która dostrzegła coś na tych obrazach jest zbyt przerażona by o tym z kimkolwiek rozmawiać - dodałem lekko zamyślony, chyba bardziej do siebie i powoli ruszyłem obok Aidana na lekcje. Czy Elisabeth mogła myśleć, że jestem na nią zły? Musiałem z nią koniecznie porozmawiać.

×
×
  • Utwórz nowe...