Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Magus

  1. Sophie

    Upadek był zupełnie niespodziewany dla dziewczyny. Bardziej była w szoku niż czuła jakikolwiek ból. Nawet nie spostrzegła jak współlokatorki podbiegły w jej kierunku. W tej chwili bardziej niż o własne zdrowie martwiła się o obraz. Nawet w momencie, gdy jej współlokatorka zadała jej pytanie, te do niej nie dotarło, bo wciąż próbowała wyjrzeć w stronę łóżka by zobaczyć czy nic się nie stało z jej dziełem. Gdy dotarły do niej słowa drugiej współlokatorki zmarszczyła lekko brwi. Fakt, że może i najmilsza nie była, ale dzisiaj niemal ani razu ich nie obraziła. Patrzyła w milczeniu na to co teraz robi ta dziewczyna, w momencie gdy chwyciła jej obraz, Sophie otworzyła w przerażeniu oczy. Co ona chciała zrobić? To pytanie teraz krążyło w jej głowie. Nie mogła wręcz uwierzyć, gdy ta go po prostu zawiesiła. Dlaczego to zrobiła? Czemu jej pomogły? Teraz te niespodziewane pytania ją męczyły.

     

    Powoli się podniosła by spojrzeć na obraz. Przypatrywała mu się w milczeniu, aż nagle dotarło do niej pytanie współlokatorki. Popatrzyła to na nią, to zaraz potem na obraz. To nie tak, że nie chciała być podobna do mamy. Kochała ją chyba najbardziej na świecie, a mimo to, słysząc to poczuła jakby silne ukłucie smutku w sercu. Na szczęście nie było potrzeby by cokolwiek mówić, ponadto najwyraźniej nikt nie zauważył tego smutku, który na chwilę nią zawładnął. Wszystko dzięki temu, że nagle wtrąciła się jej druga współlokatorka. Wpatrywała się na nią chwilę, zastanawiając przy tym czy zrobiła to celowo czy był to tylko przypadek. Zaraz znów zwróciła wzrok na zawieszony teraz obraz, myśląc nad czymś, aż powoli i niepewnie podeszła do swoich kufrów, a następnie wyjęła z jednego z nich małą buteleczkę z czymś co przypominało wodę. Powoli niepewnie podeszła do reszty dziewczyn, kładąc buteleczkę przed Magdą.

     

    - To jest woda z naszych gór - powiedziała w kierunku księżniczki. - Dzięki niej kobiety w naszym królestwie mają piękną i delikatną cerę. Jest również też bardzo ceniona w całej Puszczy. Użyj tego do przemycia jej twarzy, a efekt będzie niemal natychmiastowy - powiedziała niemal na jednym wydechu i nie czekając na reakcje żadnej z nich, zaczęła równie szybko odchodzić aby znów zagłębić się w obrazie oraz własnych myślach. To nie tak, że się teraz przyjaźniły. One pomogły jej, więc wypadało żeby ona się odwdzięczyła, tylko tyle.

     

    Alan

    Słysząc odpowiedź Aidana lekko się uśmiechnąłem zauważając, że gniew w jego głosie powoli ustępuje. Nie miałem zamiaru mu wypominać jego zachowania. Miał całkowite prawo wyrzucić to wszystko z siebie. Zwłaszcza po tym co przeżył. Jednak zastanawiało mnie to co powiedział. Kim była Elisabeth dla Adelii, że ta jej była tak potrzebna? Miałem nawet wrażenie po tej historii, jakby uważała, że Elisabeth to jej własność. Faktem było również to, że Elisabeth nie miała ran fizycznych, ale nie widział wtedy tego samego strachu w jej oczach co ja. Gdyby tylko to zobaczył... Gdy zaczął mówić o tym co go gryzie, powoli bardziej się do niego zbliżyłem.

     

    - Hector ma racje - odpowiedziałem spokojnie. - Nie myśl o przeszłości, a myśl co robić by w przyszłości unikać takich błędów. Byłbyś złym księciem gdybyś opuścił Stephanie w godzinie próby, ale tego nie zrobiłeś. Jestem pewny, że Stephanie nie jest na ciebie zła i docenia twoje poświęcenie - Słabo się uśmiechnąłem. - Następnym razem będzie inaczej, zapewniam cię

  2. Thomas i Christian

    Po słowach, które padły, ze strony Navina zapadła cisza. Co jakiś czas była tylko przerywana przez dźwięk jaki wydawał Thomas, jedząc. Natomiast Christian sprawiał po raz pierwszy wrażenie jakby urażonego. Chłopak stał nieruchomo niczym posąg w samych spodniach z lekko opuszczoną głową. Ktoś nawet by mógł pomyśleć, że płacze. Nie było jednak śladów łez na podłodze, które mogłyby to potwierdzić. A w jego obecnej pozycji nie sposób było zobaczyć jego twarzy. Chyba, że zbliżyłoby się do niego i spojrzało bezpośrednio na nią. Scena trwała jeszcze dobrą chwilę, aż nagle koło obu uszu Navina coś nie przeleciało z ogromną prędkością. Chłopak mógł najpewniej nawet poczuć wiatr jaki wywołały tajemnicze przedmioty. Następnie było już tylko głośne uderzenie w ścianę. Za głową Navina były dwa noże, które teraz wbite były w ścianę. Christian powoli uniósł głowę i lekko ją przechylił, a na jego twarzy pojawił się morderczy uśmiech, którego do tej pory jeszcze nie było.

     

    - To teraz już wiem, czego mi zabrakło na lekcji talentów - Słowa, które z siebie wyrzucił przerwał jego własny donośny śmiech, który wyrwał się z ust nigdziarza, a gdy przestał znów spojrzał na chłopaka. - Czym niby chcesz mi zaimponować? Rozmową z jakimś frajerem? Jeśli tylko zechce poderżnę gardło temu twojemu Raverowi i wykąpie się w jego krwi. A może myślałeś, że się rozkleję, bo wszyscy się ze mnie śmieją? - Wydął dolną wargę na pokaz, aż znów na jego twarzy nie zagościł uśmiech. - Śmiech może bardzo prędko zmienić się w ten barani, mój drogi i lepiej to zapamiętaj - powiedział przekręcając lekko głowę na bok i podrzucając kolejny nóż, sprawiając, że ten wylądował ostrzem pomiędzy jego dwoma palcami.

     

    Thomas nie zareagował szczególnie na to co mówił Navin. Niewiele go obchodziło co kto myśli o kimś. Nawet nie był zainteresowany co się myśli o nim gdyż miał ciekawsze rzeczy na głowie. Przegryzł ostatni kawałek sera nie ukazując żadnych emocji na uśmieszek Navina. Naprawdę myślał, że obchodzi go co myślą kretyni Ravera? Musiał mimo wszystko przyznać, że to spory sukces, że w ogóle potrafią coś takiego robić. Właśnie zajmował się jabłkiem, gdy Christian rzucił noże w Navina, ale sam nic nie zrobił, nie uznając tego za swoją sprawę. Zastanawiało go jednak ile Christian tak właściwie ma tych noży. Skierował wzrok na otwarty kufer chłopaka, w którym spostrzegł liczne wystające ostrza. Nie miał już więcej pytań co do tego. Powoli skończył konsumpcje i znów spojrzał na Navina.

     

    - Zdobywanie informacji, to strata czasu - odparł bez emocji, wzruszając przy tym ramionami. Na co Christian skierował teraz wzrok na niego. - Jeśli tak chcesz się pokazać Navinie, to tym daleko nie zajedziesz. Niewiele by mnie obchodziło co kto o mnie myśli. Nawet gdybyś miał informacje o tym co o mnie myśli sam Dyrektor. Więc jak widzisz tym raczej wrażenia nie zrobisz - kontynuował znużony, chowając jabłka pestki od kieszeni. - A co twojej rozmowy z każdym, to też nie ma czym się szczycić. Raver jest zwykłym cherlakiem, który może udawać kogo chce, ale złam mu nogę lub rękę, a zacznie płakać z bólu, błagając o litość. Zostaw go na tydzień w Puszczy, a będzie jak nic nie warty płomyczek na świeczce. Chcesz zdobywać informacje i się wybić? Spróbuj lepiej z nauczycielami. Z informacjami na ich temat miałbyś większe korzyści

  3. Sophie

    W milczeniu wpatrywała się swojemu posiniaczonemu nadgarstkowi, wcierając w niego maść. Czuła się nadal upokorzona tym co zaszło na obiedzie. Nikt jeszcze nigdy nie zrobił jej czegoś takiego. Oczywiście dla prostych dziewczyn takich jak jej współlokatorki najpewniej taka rana nic nie znaczyła, ale dla niej było to naprawdę szpecące. Zawsze miała delikatną skórę czego efekt widać było teraz. Tak się skupiła na własnych myślach i zranionym nadgarstku, że na chwilę zapomniała o obecności współlokatorki i w chwili, gdy usłyszała cześć z jej strony, niemal odskoczyła wyrwana z własnego transu. Zaraz potem zwróciła wzrok na księżniczkę Magdalene. Nadal nie rozumiała czemu tu właściwie była, ale nie chciała w to wnikać. Ponownie zwróciła wzrok na księżniczkę, gdy ta zaczęła mówić. Mrugnęła kilkukrotnie, słysząc słowa jakie padły z jej ust. Mówiąc szczerze niewiele ją obchodziło kto rozpętał tę wojnę. Prawda była podobno taka, że zaczęło się od drugiej Czytelniczki, ale nie jej to ocenić, bo tego nie widziała. Była wściekła na swoją współlokatorkę od czasu galerii, a nie tego, co się stało na obiedzie. Mimo, że współlokatorka nie dała jej od razu odpowiedzieć, Sophie zdecydowała się to zrobić kiedy tylko znów miała sposobność.

     

    - Nie uważam jej za wiedźmę, jeśli to masz na myśli, księżniczko Magdalene - powiedziała wracając do jej niedawnych słów i powoli wstając, a następnie chwytając obraz w dłonie, by teraz stanąć na łóżku i spróbować go zawiesić. Chwilę mocowała się ze ścianą, aż nagle nie dotarły do niej strzępki rozmowy, na co szeroko otworzyła oczy. Dlaczego księżniczka Magdalene chciała jej pomóc? Czy to miał być dobry uczynek na lekcje dziekan Dovey? Nagle zwróciła wzrok na obie dziewczyny, nadal trzymając obraz. Mimo, że obiecała sobie się nie wtrącać do tej rozmowy, to nie mogła nie zareagować na to obwieszczenie. - Księżniczko Magdalene, wybacz, jeśli to zabrzmi w taki sposób jakbym nie wierzyła w twoje umiejętności, ale naprawdę sądzisz, że możesz jej pomóc biorąc pod uwagę pozostały wam czas? - Spojrzała badawczo na Elisabeth, jakby dokładnie ją oceniając. - Nawet z salą urody byłoby to obecnie niełatwe. Lekcja niedługo się zacznie, a nawet jeśli ja nie uważam, by była wiedźmą, to jednak niemal cała szkoła tak myśli. Poza tym na lekcji będzie też oceniany wdzięk oraz prezencja, naprawdę sądzisz, że zrobisz to wszystko w tak krótkim czasie? - Wtedy też spostrzegła w drzwiach swoją drugą współlokatorkę. Na jej widok przechyliła lekko głowę, by się jej przyjrzeć przez co sama straciła równowagę i przewróciła się na własne łóżko. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, obraz spadł prosto na nią, na całe szczęście nie niszcząc się, ale Sophie zaczęła masować sobie lekko głowę dłonią, czując nieprzyjemny ból po tym wypadku.

     

    Alan

    W momencie, w którym Hector zaczął mówić o innych Czytelnikach zmarszczyłem brwi, myśląc nad tym wszystkim. W naszym świecie wiedźma i księżniczka nie mogły się przyjaźnić. Jednak czy w świecie Czytelników mogły istnieć podobne podziały? Samo to, co stwierdził Hector, mówiąc o neutralności wobec siebie innych Czytelników, w momencie, gdy trafili do akademii... To chyba świadczy, że tych podziałów nie ma w ich świecie. W końcu nigdziarze i zawszanie, czują do siebie niechęć nim jeszcze trafią do akademii. Nie ma tu miejsca na neutralność, co tylko świadczy, że tam podobnych podziałów nie ma. Ponadto wszystko wskazuje też na to co do tej pory powiedziała mi Elisabeth o swoim świecie.

     

    Moje rozmyślenia nad tym minęły, w chwili gdy usłyszałem kolejny głos. Obróciłem wzrok, by spojrzeć teraz prosto na Aidana. W momencie kiedy padły pierwsze oskarżenia z jego strony, w kierunku moim i Elisabeth poczułem nieprzyjemne ukłucie. Nie widziałem jeszcze go w takim stanie. Czy mogłem się dziwić jego gniewowi jak i oskarżeniom? Było to nieprzyjemne, ale rozumiałem co musiał czuć. Sam nie byłbym chyba lepszy na jego miejscu. W momencie gdy wspomniał o Adelii odchodzącej od stołu, a następnie przyjściu zamiast niej nigdziarskiej kuzynki Stephanie, sam zaczynałem mieć wrażenie, że to podejrzane. Znów przypomniałem sobie wzrok Adelii zeszłego wieczora, czy to mogło mi się jednak nie tylko wydawać? Nie reagowałem słysząc kolejne jego oskarżenia. Były niezwykle bolesne, ale chciałem mu pozwolić wyrzucić to z siebie. Na mojej twarzy nie było emocji i tylko czekałem spokojnie na odpowiedni moment. Gdy w końcu zapanowała cisza, podniosłem wzrok na Aidana.

     

    - Jeśli to co mówisz jest prawdą Aidanie, to ja również jestem winny tej bitwy - powiedziałem z pełnym spokojem mimo tego co mówił niedawno. - Gdybym nie odszedł wtedy od stołu, Elisabeth by za mną nie poszła, a to nie pociągnęłoby za sobą kolejnych fatalnych wydarzeń - Zmarszczyłem brwi, ale nie w gniewie, a bardziej jakby myśląc nad całą sytuacje. - Mylisz się również, że Elisabeth nie myślała o Stephanie. Byłem tam Aidanie i gdy tylko pojawiliśmy się w tym chaosie, pytała o nią księżniczkę Magdalene, ale nie mogła jej znaleźć. Nie sposób było odróżnić kto z kim walczył i gdzie - Powoli zacząłem do niego podchodzić, mając nadzieję, że zaczyna rozumieć. - Sophie, Vivienne oraz Lucinda, również zostały zaatakowane, więc ruszyłem im z pomocą, a gdy im pomogłem zobaczyłem Elisabeth trzymaną przez jakiegoś brudnego nigdziarza - Byłem już tak blisko niego, że mógł zobaczyć wypaloną dziurę na moim mundurku. - Ten sam nigdziarz zrobił to samym dotknięciem dłoni - powiedziałem pokazując na dziurę. - Nadal uważasz, że nic jej nie groziło? Posłuchaj, Aidanie, jeśli naprawdę masz racje co do Adelii, to nie sądzisz, że robisz teraz wszystko ku jej zadowoleniu? Nawet jeśli Elisabeth nie widzi, że ona może być zła, to właśnie jej o to chodzi żeby Elisabeth nie miała przyjaciół. Wszystko wskazuje, że chce nas skłócić ze sobą. Naprawdę chcesz jej na to pozwolić, Aidanie? Bo ja na pewno jej tak nie zostawię, a ciebie mogę prosić tylko o wybaczenie, że mnie nie było gdy mnie potrzebowaliście

  4. Thomas, Christian i Crystal

    Kobieta powoli obróciła się by posprzątać bałagan, który musiała wywołać przez przyjście nigdziarza. Naprawdę czasem miała dosyć tego, że każdy przychodził do niej ze zwykłym katarem. Może teraz tak nie było, ale to nie zmieniało tego jak była zirytowana marnowaniem własnego cennego czasu. Nawet teraz była niemal pewna, że Raver przyszedł tu tylko dlatego by zawracać jej głowę. Mimo, że wyczuła uszkodzenie żebra miała wrażenie, że była to tylko wymówka, by tracić jej czas. W momencie, gdy nachylała się po kolejne naczynia dotarł do niej głos nigdziarza. Szybko obróciła ku niemu wzrok, ale ten już zniknął. Zacisnęła wściekle zęby na ten widok, ale nie miała zamiaru go teraz ganiać po korytarzach. Uczniowie zawsze się wyróżniali, a jeśli chodzi o tych, którzy ją irytowali były dwie kategorie. Kompletni kretyni, z którymi łatwo można było sobie poradzić jak i cwaniaki, którzy niezwykle ją irytowali. W tej chwili miała chyba do czynienia z tą drugą kategorią. Najwyraźniej po ostatniej lekcji poczuł się zbyt pewny siebie. No cóż... na następnej łatwo utrze mu nosa i wtedy się nauczy. Uśmiechnęła się pod nosem, zbierając kolejne naczynia.

     

    W tym czasie Thomas i Christian doszli w tym samym czasie do swojej komnaty. Mimo to, obaj nie zwracali na siebie większej uwagi, a przynajmniej na początku. Christian najpewniej dalej był wściekły na to co przeżywał przez współlokatora w Akademii Zła. Powoli usiadł na łóżku i zdjął mundurek, odsłaniając blade ciało. W niektórych miejscach miał nawet rzepy wskazujące na to, że ten raczej nie korzystał za często z kąpieli. Mimo to nie dostrzegł na ciele żadnych ran po karze bestii. A nawet jego twarz wróciła do normy i nie było śladu po tym co zostało mu zafundowane zeszłego wieczora. Musiał przyznać, że ten lek był całkiem skuteczny, choć nadal był wściekły z powodu bólu jaki poczuł. Powoli obrócił wzrok na Thomasa, który nachylał się nad doniczką.

     

    - Gdzie byłeś w czasie obiadu? - W końcu spytał, wyraźnie zainteresowany. Thomas w odpowiedzi, skierował na niego wzrok.

    - Nie przypominam sobie bym musiał ci się z czegokolwiek tłumaczyć - powiedział bez emocji

    - Dziwna sprawa, nie było zarówno ciebie i tej zawszańskiej wiedźmy. Zbieg okoliczności? - Thomas nic nie odpowiedział. - Już jesteś jej sługą? Przyjąłeś pokornie tę rolę? - Na twarzy chłopaka pojawiła się satysfakcja. - Pozujesz na twardego, ale jej się z jakiegoś powodu nie stawiasz

    - Christianie mogę zadać ci pytanie? - Chłopak zmarszczył brwi patrząc zaintrygowany i wyraźnie czekając na pytanie. - Czy twoje usta zawsze pracują, gdy mózg tego nie robi?

     

    Christian cały poczerwieniał wściekły na twarzy, ale, gdy chciał już coś powiedzieć nagle pojawił się Navin. Thomas również podniósł wzrok na współlokatora, zwłaszcza, gdy zaczął iść w jego kierunku. Gdy zaczął mówić niewiele rozumiał z tego co chce mu przekazać, a przynajmniej do czasu, aż nie wspomniał o Elvirze. Powoli chwycił wspomniane zawiniątko nic z tego nie rozumiejąc. Chwilę się na nie wpatrywał, aż w końcu go nie otworzył. Widząc chleb i kawałek sera szeroko otworzył oczy. Ser tak rzadko miał okazje go jeść, nawet poza akademią tylko czasem, gdy miał okazje go zwędzić ze straganu. Poczuł się dziwnie, widząc obok jabłka kartkę napisaną przez Elvire. Nikt mu się nigdy nie odwdzięczał ani nic mu nie dawał. Nawet nie był już pewny kiedy ma urodziny, bo po co pamiętać skoro i tak nikogo to nie obchodzi? Elvira już drugi raz mu coś podarowała przez co czuł się trochę nieswojo. W końcu usiadł na łóżku i już chciał zacząć konsumpcje, aż nie spojrzał na Navina.

     

    - Dziękuje - odparł krótko, chociaż wiedział, że przyniósł to tylko dlatego, bo Elvira mu kazała. Navin mógł jednak równie dobrze sam to zjeść lub wyrzucić, więc mógł chociaż podziękować.

    - Teraz jesteś kurierem? - spytał Christian, doglądając swoje ciało i kątem oka patrząc na posilającego się Thomasa. Wiedział dobrze od kogo to było. Nikt inny by tego mu nie dał. Czuł się wściekły, bo zmarnował okazje. Cokolwiek stało się, gdy go nie było mogło być, a wręcz musiało być ważne. Następnym razem będzie inaczej, a on sam będzie niczym cień i teraz zobaczy to wszystko.

  5. Alan

    Elisabeth wyglądała na zamyśloną, ale czy mogłem się jej dziwić? Po wszystkim co dziś przeszła oraz po tym jak nazwali ją wiedźmą, a teraz jeszcze ta kara... To po prostu było niesprawiedliwe. Chciałem móc ją jakoś pocieszyć, sprawić by poczuła się lepiej, ale nie byłem pewny czy jestem w stanie coś zrobić. Domyślałem się, że zapewne większość jej myśli wędrują wokół przyjaciółki, która teraz była w Akademii Zła. Nie mówiąc też o wszystkim co dopiero zaszło. Część jednak moich rozmyślań przywracała mi obraz, który niedawno wydarzył się na polanie. A była to scena, gdy moje usta spotkały się z policzkiem Elisabeth. Wiem, że nie było to właściwe i nie na miejscu, ale nie mogłem zapomnieć o tym jak wspólnie siedzieliśmy w samotności i rozmawialiśmy jak nigdy nic. Nigdy jeszcze nie przeżyłem czegoś takiego jak wtedy. Wyrwałem się z tej gonitwy myśli dopiero w chwili, gdy spostrzegłem jej uśmiech, na co sam również się uśmiechnąłem.

     

    Słysząc o tym, że Stephanie jej pomoże, poczułem ulgę, ale jednocześnie obawiałem się o to jak ta pomoc może wyglądać. Nie uważałem Stephanie za brzydką, a tym bardziej gorszą od innych księżniczek. Wręcz przeciwnie, uważałem, że niczym im nie ustępowała. Mimo to, ona na pewno nie pomoże się przygotować na tę lekcje Elisabeth, a jeśli już to się podłoży by samej zająć ostatnie miejsce. To było naprawdę szlachetne, ale nie powinna sama się narażać. Nie sądziłem by również Elisabeth była zachwycona takim rozwiązaniem. Niedługo potem dotarło do mnie pożegnanie ze strony dziewczyny. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ta zniknęła. Czy zachowałem się nieodpowiednio, że tak nagle odeszła? Czy zrobiłem coś nie tak? Spoglądałem w milczeniu jak ta powoli znika na schodach, aż całkiem stała się niewidoczna.

    - Do zobaczenia, Elisabeth - mruknąłem lekko pod nosem i powoli ruszyłem we własną stronę.

     

    Sophie

    Z chwilą, gdy księżniczka Constantine rzuciła się na szyje Sophie, ta otworzyła szeroko oczy, w pierwszej chwili nie wiedząc jak powinna zareagować. To nie tak, że miała coś przeciw lub, że nie lubiła księżniczki. Nic z tych rzeczy. Naprawdę polubiła już tę dziewczynę, tylko to co zrobiła było tak nagłe i niespodziewane, że nie do końca wiedziała jak zareagować. Ludzie raczej nie szukali u niej pocieszenia, więc to było dla niej zupełnie nowe doświadczenie. W chwili gdy usłyszała jej głos, pełen żalu oraz smutku jak i chlipanie, Sophie uśmiechnęła się i choć na początku niepewnie, w końcu odwzajemniła uścisk.

     

    - Nie martw się, już naprawdę po wszystkim - powiedziała spokojnie słysząc o jej strachu. Choć sama wiedziała dobrze co czuje, bo w końcu ona też została na początku obiadu napadnięta, przez obrzydliwego, nigdziarza. Zaraz wyczuła, że uścisk dziewczyny słabnie, więc sama również rozluźniła swój. Zobaczyła jak ich spojrzenia się teraz ze sobą spotkały. - Dobrze, Constantine do zobaczenia później - dodała z uśmiechem, na pożegnanie księżniczki.

     

    Spojrzała ostatni raz na grupę oddalających się zawszan, zastanawiając się czy powinna teraz jeszcze porozmawiać z Edwardem. Ten jednak był już w towarzystwie Abraxasa i innych książąt, a sama nie chciała go kłopotać swoją obecnością. Może uda im się potem porozmawiać na osobności, pomyślała, czując, że się lekko rumieni. Oczywiście chciała pomówić także z Constantine, gdy będzie okazja, ale teraz powinna przygotować się przed lekcją, jak zresztą radziła jej księżniczka. Powoli zaczęła iść w kierunku swojej komnaty.

     

    (Alan)

    Jakiś czas po moim rozstaniu z Elisabeth na korytarzu, dotarłem do swojej komnaty, będąc wciąż zamyślonym tym jak księżniczka nagle odeszła i czy nie zrobiłem czegoś nie tak. Gdy tylko przekroczyłem jej próg, zauważyłem, że Aidana jeszcze nie było. W sumie to powinno być oczywiste, w końcu musiał odebrać swoją karę. Nie bardzo byłem tym faktem zadowolony, bo miałem nadzieje z nim porozmawiać i poznać jego wersje, na temat całego zajścia. Był jednak Hector, który leżał teraz na łóżku. Zmrużyłem lekko oczy, zastanawiając się co to za notes, który tak szybko schował. Zdecydowałem jednak nie wypytywać go, uznając, że każdy ma prawo do tajemnic, a jak będzie chciał to sam nam powie.

     

    - Cześć Hectorze - odparłem spokojnie, powoli wchodząc w głąb komnaty.

     

    Nim jednak zdołałem cokolwiek zrobić, ze strony Hectora zaczęły padać liczne pytania. Miał niezwykle ciekawską naturę. Mimo to widziałem po jego tonie, że i on odczuł skutki bitwy, mimo, że starał się tego nie okazywać ani nie brał w niej czynnego udziału.  Z chwilą gdy zadał pytanie o Elisabeth, poczułem jakby coś ukuło mnie w serce. W rezultacie usiadłem na łóżku w milczeniu i nie ruszałem się dobrą chwilę. Nawet Hector myślał, że Elisabeth jest wiedźmą, dodałem sobie w głowie. W końcu uniosłem głowę. Czy miałem prawo być na niego zły? Nie znał tak dobrze Elisabeth jak ja. Jednak nawet ja znałem ją zaledwie dzień, a czułem się jakbym znał ją całe życie. Poza tym wychował się w spokojnej pięknej krainie gdzie takie rzeczy jak ta teraz nie miały miejsca.

     

    - Hectorze, ufasz mi? - spytałem patrząc teraz na niego. Nim odpowiedział pociągnąłem to dalej - Jeśli nadal uważasz mnie za przyjaciela, to proszę nie wątp we mnie, bo gdy wątpisz w Elisabeth, to tak jakbyś miał wątpliwości co do mnie - ciężko westchnąłem. - Wiem, że Elisabeth wydaje się inna - Splotłem dłonie znów chwilę rozmyślając nim pociągnąłem temat. - Mimo to, nie ma w niej nic złego i jestem gotów poręczyć za to wszystkim co posiadam - Znów na niewielką chwilę zamilkłem. - Wyobraź sobie, że trafiasz do miejsca gdzie wszyscy wmawiają ci, że jesteś zły oddzielony od rodziny, a jedyna bliska ci tu osoba trafia do miejsca, które sprawi, że stanie się twoim największym wrogiem. Wyobraź to sobie, a zrozumiesz dopiero wtedy ból jaki czuje Elisabeth

     

    (Sophie)

    Dziewczyna zanim weszła do komnaty, na chwilę przystanęła. Przypomniała sobie nagle o wszystkim co działo się na obiedzie. Jej współlokatorki najpewniej jeszcze były na dole i dostawały karę, ale co jeśli zdążyły już wrócić? Czy ruda Czytelniczka mogła być wiedźmą? Była na pewno niezwykle irytująca, ale przecież sama dziekan Dovey za nią ręczyła. Ponadto ta Stephanie i samo wspomnienie jej starcia z tą wiedźmą, sprawiało, że czuła dreszcze na skórze. W końcu mimo niepewności zdecydowała się wejść do środka. W jednej chwili na jej twarzy pojawił się szok. Czytelniczka już była w komnacie, ale nie sama i nie była to Stephanie. Zobaczyła księżniczkę Magdalene czego się zupełnie nie spodziewała. Mimo wszystko postarała się przybrać swoją naturalną pozę i starać się nie interesować tym niecodziennym widokiem.

     

    - Witaj księżniczko, Magdalene - powiedziała elegancko jak należało się zwracać do innej rodowitej księżniczki . - Nie spodziewałam się tu nikogo po tym wszystkim co zaszło - potem spojrzała na Czytelniczkę. - Ciebie również miło widzieć Elisabeth - Ton Sophie w stosunku do współlokatorki nie był już tak miły jak ten, którego użyła przy witaniu księżniczki. Był jakby zimny i pozbawiony emocji. Najwyraźniej nadal czuła się urażona za to jak została przez nią potraktowana w galerii. Jednak teraz zamiast dogryzać współlokatorce stała się wobec niej obojętna, zupełnie jakby musiała z nią nawiązywać kontakt, bo to zasady dobrego wychowania nic ponadto.

     

    Nic już nie mówiła, gdy weszła głębiej komnaty i podeszła swoich kufrów. Otworzyła jeden z nich, w którym okazały się być liczne obrazy, jak i jej parasolka. Wyciągnęła parasolkę i położyła obok siebie, ale poza nią wyjęła jeszcze jeden z obrazów. Była na nim kobieta, trochę podobna do niej, ale starsza i o nieco mniej delikatnej urodzie, ubrana była w piękną błękitną suknię, a obok niej był jakiś mężczyzna ubrany w galowy strój. Wiedząc, że i tak nie może się przenieść, postanowiła powiesić obraz nad łóżkiem. Ponadto z innego kufra wyjęła jakąś maść, a następnie u siadła na łóżku i zaczęła smarować posiniaczony nadgarstek.

  6. Thomas, Christian i Crystal

    W momencie gdy krzyki rozniosły się po korytarzu, dziekan mruknęła coś o tym, że jej uczniowie nie mają serca dla zwierząt. Najwyraźniej miała na myśli kruka, który wcześniej wybuchł nad ich głowami. Mimo wszystko wpatrywała się w ich agonię z nieprzyjemną miną, która nie przywodziła na myśl nic dobrego. Thomas rozglądał się po wszystkich nigdziarzach, którzy w tej chwili wili się w bólu i szybko wszystko zrozumiał. Skierował swoje spojrzenie w kierunku dziekan, ale ta nawet nie drgnęła na widok cierpiących uczniów. Najwyraźniej to co wylała na wszystkich, działało tylko na świeże rany, a ponieważ na jego ciele były tylko stare blizny nic nie poczuł. Z jednej strony nie wiedział czy powinien tym być zachwycony czy raczej nie bardzo, bo tak mógłby się pozbyć tych nieprzyjemnych blizn.

     

    Efekt eliksiru nie trwał długo, bo po kilku sekundach wszystko zaczęło wracać do normy, a uczniowie zaczęli się podnosić po bólu jaki zadała im dziekan swoim leczeniem. Christian również powoli zaczął wstawać, nadal czując jak jego ciało cierpi z bólu, mimo, że eliksir zakończył działanie. Musiał zapamiętać sobie, że tej kobiety lepiej nie denerwować, zwłaszcza, że już dwa razy poczuł, co się dzieje gdy się ją zirytuje, a trzeciego razu nie chciał. Nie miał dużo czasu na to aby się pozbierać, bo zaraz zaczął być popychany przez wilki, podobnie zresztą jak Thomas, który czuł się coraz słabszy z powodu głodu. Wiedział, że musiał po lekcjach jak najszybciej załatwić sobie coś do jedzenia, zanim skończy jak Czytelniczka w czasie szkolenia sługusów.

     

    Crystal spoglądała jak jej uczniowie powoli znikają przepychani przez wilki w stronę swoich komnat. Spostrzegła jeszcze na sobie spojrzenia zarówno Ravera jak i Eviry, mimo to nie zwróciła na nich większej uwagi. Niewiele ją interesowało co myślą o niej uczniowie, ale obelg takich ja te na korytarzu nie miała ochoty znosić. Powoli ruszyła w stronę swojej klasy i weszła do środka. Annabelle nawet nie ruszyła się z miejsca na jej widok, a tylko pokazała na chwilę cienki język, na co kobieta lekko się uśmiechnęła. Powoli podeszła do klatki gdzie było kilka piszczących szczurów, które próbowały uciekać jak najdalej od węża. Crystal włożyła dłoń do klatki i chwyciła jednego z nich za kark, a następnie zbliżyła się do terrarium gdzie wylegiwała się jej pupilka. Na widok posiłku wąż natychmiast ożył, podnosząc łeb.

     

    - Spójrz skarbie, co mamusia dla ciebie ma - powiedziała czule, powoli podchodząc do gada, który otworzył właśnie pysk i w jednej chwili połknął szczura niemal z dłonią dziekan. Po konsumpcji, pupilka dziekan znów położyła się delikatnie w terrarium, a kobieta zaczęła drapać paznokciami, gada po głowie, który nawet nie reagował na jej dotyk, ale mimo to wyglądał jakby było mu przyjemnie, gdy to robiła. - Gdyby nie ty całkiem bym tu chyba oszalała - mruknęła pod nosem, aż nagle zmarszczyła brwi, gdy do jej uszu dotarło pukanie w drzwi. Szybko zabrała dłoń od węża by spojrzeć kogo niesie. Gdy tylko do komnaty wszedł Raver, Annabelle lekko syknęła, ale się nie ruszyła, mając nadal nienaturalny wypukły kształt na ciele przez szczura w brzuchu, którego trawiła. Crystal nic nie mówiła, a tylko słuchała wyjaśnień chłopaka dla swojego przyjścia. Po jej twarzy nie dało się ocenić co myśli na temat jego historyjki. Powoli do niego podeszła i podwinęła mundurek by się przyjrzeć jego żebru. Przejechała dość boleśnie długim paznokciem po jego uszkodzonym żebrze, a następnie odeszła.

     

    - Spodziewałam się, Raverze, że chociaż ty mnie nie masz za idiotkę, ale najwyraźniej się myliłam - Spokojnie podeszła do szafek i zaczęła z nich wyciągać jakieś fiolki oraz opatrunek, który zaczęła go nimi nasączać. - Jak niby złamałeś to żebro? Może upadłeś? Widać dokładny ślad po uderzeniu, więc nie zgrywaj niewiniątka, bo znam się na tym - warknęła nie ukrywając przy tym złości. - Zachowujecie się jak zgraja bachorów. U jednego muszę oglądać tyłek, druga jest niedożywiona, a teraz ty. Kto będzie następny? Uczeń z głową pod pachą, proszący o zwolnienie z lekcji? - powiedziała niemal sycząc ze złości, a przy tym nie odrywając wzroku od nigdziarza. - Najchętniej bym cię tu i teraz zoperowała bez znieczulenia, ale ostatni obiekt źle na tym skończył, a ja nie mam ochoty na takie problemy. Weź więc ten opatrunek - Dała mu do ręki świeżo nasączony materiał. - Przykładaj go do żebra cały dzień, a jutro powinno być lepiej. Teraz wyjdź, bo mam własne sprawy - powiedziała twardym tonem, świadczącym o końcu tej rozmowy.

  7. Alan i Sophie

    Słysząc jak Elisabeth zasugerowała, że według moich słów wszyscy, którzy chcą tu trafić są młodzi i głupi zmarszczyłem lekko brwi w zastanowieniu. Nie to do końca miałem na myśli, sam nie uważałem się za mądrzejszego czy lepszego niż inni. A może tak właśnie było i sam tego nie dostrzegłem w swoich słowach? Prawdą było, że przydział w akademii był marzeniem właściwie każdego mieszkańca Puszczy. Tylko nieliczni nie byli tym zainteresowani, mimo, że wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia. Czy dlatego, że mi się to nie podobało oznaczało zarówno, że byłem w jakimś stopniu dojrzalszy lub mądrzejszy od nich? A może prawda była taka, że wręcz przeciwnie i po prostu byłem dziwny na tle innych mieszkańców Puszczy. Chciałem nawet wdać się w dyskusje na ten temat z Elisabeth, ale nim otworzyłem usta poczułem jak nauczyciele pchają nas w stronę innych uczniów.

     

    (Sophie)

    W międzyczasie Sophie pocierała nadal ranę księcia, aż w końcu przestała i spostrzegła jego uśmiech, na którego widok dziewczyna opuściła lekko wzrok, czując, że się rumieni. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale widok twarzy księcia na dodatek, gdy się uśmiechał sprawiał, że nie dość, że ten stawał się jeszcze przystojniejszy (o ile to w ogóle było możliwe) to jeszcze sama nie potrafiła myśleć o niczym innym jak tylko o nim, gdy skupiał na niej swoją uwagę. Jego niesamowite oczy, gładka, a jednak męska twarz... miała wrażenie, że się wręcz rozpływa, gdy o tym myśli. Nadal nie potrafiła zrozumieć własnych odczuć względem niego. Tak bardzo się zamyśliła, że nawet, gdy książę odszedł zapomniała o chusteczce splamionej jego krwią, którą nadal trzymała ściśniętą w dłoni

     

    (Alan)

    Nim nauczyciele zaczęli spostrzegłem Stephanie, która do nas podeszła, a wraz z nią Aidana. Uśmiechnąłem się delikatnie się do nich. Szybko spostrzegłem, że Aidan unikał naszego spojrzenia. Czy mogło chodzić o to co powiedział na Polanie? Nie bardzo mi się to podobało. Polubiłem zarówno jego jak i Elisabeth, tak samo jak i Stephanie. Nie chciałem by dochodziło do jakiś podziałów w naszej grupie. Sama Stephanie, choć nadal marnie wyglądała, to też nie wyglądała na zdenerwowaną w co ciężko było mi uwierzyć, biorąc pod uwagę, to co ją spotkało. Wiedziałem jedno, musiałem porozmawiać później z Aidanem i spróbować z nim wszystko wyjaśnić. Teraz jednak skupiłem się na nauczycielach i tym co mają do powiedzenia. Zmarszczyłem brwi, słysząc, że nierozsądnie się zachowaliśmy. A co mieliśmy zrobić? Wilki zawiodły i pozwoliły nigdziarzom dwukrotnie zaatakować księżniczki, a potem jeszcze przepuściły całą ich grupę, która nas zaatakowała, to naturalne, że wszyscy się bronili, co innego mieli zrobić? Nawet zachowanie Abraxasa mnie nie zdziwiło, bo gdy tamten nigdziarz zaatakował Elisabeth... Całe szczęście, że nie miałem wtedy miecza. Gdybym go miał, to nie zdziwiłbym się gdybym próbował ściąć mu głowę, więc jak mogłem mu się dziwić? Gdy dziekan poprosiła by biorący udział w walce wyszli na środek, chciałem to zrobić z innymi, ale zostałem zatrzymany przez wzrok profesora Fence'a. Wiedziałem już, że to nie znaczy nic dobrego dla mnie i Elisabeth.

     

    (Sophie)

    Dziewczyna wcale nie miała innego zdania niż jej kuzyn. Dlaczego książęta mieli być karani za swą odwagę w boju? Było to po prostu jej zdaniem niesprawiedliwe. Przecież gdyby nie odwaga Edwarda, Abraxasa i Ambrosiusa, nie wiadomo co tamten nigdziarz wtedy by jej zrobił. A potem przecież walczyli tylko by ich bronić, nie robili tego z przyjemności. Każda ich rana była dowodem ich męstwa. Nie zasłużyli sobie na to. Gdy pani dziekan kazała wyjść na środek zawszanom, którzy brali udział w walce, dziewczyna spoglądała smutno w kierunku Edwarda. Przynajmniej tak było chwilę, bo zaraz skupiła uwagę na Constantine i jej płaczu. Zupełnie przez to wszystko zapomniała co musiała ona przeżywać, gdy odeszła od ich stołu. A teraz wychodzi, że nawet ona nie uniknęła starcia z nigdziarzami. Zaczęła rozglądać się wokół żeby ujrzeć kto poza nią nie walczył. Widok Vivienne, Lucindy, a nawet księżniczki Magdalene i jej brata nie zdziwił jej. Podobnie jak kilku innych książąt, ale nie rozumiała co tu robili Czytelniczka i Alan. Czytelniczka może nie walczyła, sama już nie była pewna, bo nie widziała, ale Alan walczył i nawet raz ją obronił. To nie tak, że nie była mu za to wdzięczna, ale wiedziała, że jej kuzyn jest honorowy i zawsze by się przyznał do winy by odpokutować błędy, więc dlaczego? Mimo wszystko nic nie powiedziała. Odeszła z resztą książąt i księżniczek zaraz po wyznaczeniu kar, nadal nie pamiętając o trzymanej chusteczce. Bardzo chciała pomówić zarówno z Constantine jak i Edwardem nim wszyscy się rozdzielą. Tym razem jednak podbiegła do księżniczki, mając wrażenie, że ta potrzebuje rozmowy, tak bardzo jak gdy ona pomogła jej ostatnio po ataku nigdziarza. Miała nadzieje, że jeszcze chociaż pożegna Edwarda nim ten pójdzie na swoje zajęcia. Powoli podbiegła do dziewczyny i lekko złapała ją za rękę.

     

    - Wszystko dobrze? - spytała z prawdziwym współczuciem w głosie. - Nawet sobie nie wyobrażam co musiałaś przeżyć podczas tego wszystkiego. Uważam, że te kary są naprawdę niesłuszne, bo to wszystko była wina tych potworów - Pomyślała o nigdziarzach i o wszystkim co zrobili z niekrytą odrazą. - Już od samego początku posiłku nas atakowali, aż w końcu postawili na swoim - Delikatnie się do niej uśmiechnęła. - Chciałam ci podziękować za twoje wsparcie, jeśli chciałabyś porozmawiać o tym co tam zaszło chętnie cię wysłucham - Znów lekko się uśmiechnęła.

     

    (Alan)

    Gdy wszyscy już odeszli czekałem tylko na swoją karę. Nie byłem pewny jaka kara może nas czekać. W głowie starałem się sobie przypomnieć wszystko co zaszło. Najpierw ja stanąłem na drodze Dziekan Zła, nie pozwalając jej rozdzielić Elisabeth i Adelii. To było okazanie istnego braku szacunku wobec nauczyciela, nawet jeśli złego, ale jednak nauczyciela. Mimo to bardziej się bałem o to co mogło czekać Elisabeth, w końcu ona w ich oczach zaatakowała nauczycielkę, a nie tylko przeszkodziła. Szybko się okazało, że wymiar naszych win jest sądzony tak samo, na co patrzyłem z ulgą. Mimo wszystko zakaz wychodzenia z komnaty nie należał do przyjemnych. Jeśli zostanę tam sam, to pewnie się zanudzę. A byłem pewny, że Aidan po tym wszystkim będzie teraz chciał spędzić czas ze Stephanie, czemu wcale się nie dziwiłem. Hector zapewne też miał własne plany. Mimo wszystko wiedziałem, że to nie zatrzyma Elisabeth i ta ponownie spróbuje uciec nocą. Musiałem się również wydostać. Nie mogłem jej tak zostawić. Nawet nie obchodziły mnie konsekwencje gdybym został złapany, bo wiedziałem, że muszę jej pomóc. Bardziej bałem się o nią niż efekty własnych działań. Zastanawiające było dlaczego dziekan Dovey chciała tak z nią porozmawiać. Gdy wszystko zostało powiedziane odszedłem wspólnie z Elisabeth.

     

    - Zawsze mogło być gorzej - powiedziałem lekko się przy tym uśmiechając w jej stronę, bardziej dla rozładowania napięcia. - Elisabeth ja... - Wbiłem lekko wzrok w podłogę, czując się zakłopotany. - Wiem, że to co mówiłem o twojej urodzie mogło brzmieć dziwnie... - Miałem wrażenie, że lekko się zarumieniłem, gdy to teraz mówiłem. - Jednak ja naprawdę w to wierze... A ty pokaż im kim naprawdę jesteś, a nie to jaką cię widzą - Znów na nią spojrzałem ponownie się uśmiechając.

  8. Thomas, Christian i Crystal

    Gdy do uszu obu nigdziarzy zaczęły dochodzić poza wściekłymi warknięciami wilków słowa innych nigdziarzy oboje zostali ogarnięci przez zupełnie inne emocje. Christian nie mógł w to po prostu uwierzyć. Musiał się przesłyszeć. Czytelniczka? Ta Czytelniczka miała wywołać to wszystko? To musiał być jakiś głupi żart. Na dodatek teraz nie miał żadnych wątpliwości co do Dziekan Zła. Cały czas uważał, że ta kobieta nie nadaje się na dziekana oraz nauczycielkę, a teraz jeszcze to udowadniała. Nie tylko on już to zresztą widział. Mimo wszystko czuł też pewną wściekłość na myśl, że nigdziarze nie z jego powodu ruszyli walczyć z zawszanami. Zacisnął wściekle dłoń w pięść, sprawiając, że jego paznokcie przebiły skórę. Pokaże jeszcze wszystkim w tej szkole, że jest prawdziwym czarnym charakterem, a potem mu za wszystko zapłacą. Zrozumieją, że nie mieli prawa go nie doceniać.

     

    Natomiast Thomas, który to usłyszał był bardziej zdziwiony niż oburzony. Pamiętał dobrze przecież Czytelniczkę na wszystkich zajęciach, jakie do tej pory miały miejsce. Zawsze zapłakana i przerażona, na dodatek zgarniała same ostatnie miejsca. Jak mogło do tego wszystkiego dojść? Dziekan Zła nie wyglądała na głupią i miał raczej wątpliwości by bez powodu oskarżała Czytelniczkę o to wszystko. Nadal jednak nic z tego nie rozumiał. Żałował teraz w pewnym sensie, że go tam nie było. Pewnie nie brałby w tym udziału, ale ciekawość była tak silna. Pytanie jednak brzmiało czy naprawdę żałował? Przypomniał sobie, że dzięki temu spędził czas samotnie z Elviirą przez co poczuł się jakoś dziwnie, gdy tylko o tym myślał. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, ale miał wrażenie, że nawet jego serce jakby mocniej waliło, ale dlaczego? Nie miał okazji szukać na to odpowiedzi, bo nagle dotarł do niego głos Navina.

     

    A więc Christian próbował coś zrobić podczas obiadu? Słysząc, że ten idiota ponownie atakował dziewczynę, nawet jeśli zawszańską poczuł pewną wściekłość. Można jeszcze zrozumieć gdyby coś mu zrobiła, ale tak chciał wyrobić sobie reputacje, atakując dziewczyny? Co za idiota. Naprawdę zaczynał go irytować. Walka miała się jednak według Navina zacząć od Margo, która zaatakowała swoją kuzynkę, to by miało sens. Pamiętał w końcu lekcje talentów i to co wywlokła, Elvira. Wcale by się nie zdziwił gdyby Margo nie wytrzymała. Nadal pozostawało inne pytanie. Skoro Margo to zaczęła, to dlaczego według nigdziarzy dziekan powiedziała, że to Czytelniczka? Nic z tego nie rozumiał. W końcu spojrzał na Navina i lekko wzruszył ramionami.

     

    - Szczerze? To nie bardzo - odpowiedział krótko i bez emocji.

     

    Co prawda był ciekawy jak to wszystko się stało, ale nadal nie uśmiechało mu się branie udziału w tego typu walce. Oboje z Christianem spojrzeli jednocześnie na Czytelniczkę, która weszła jako ostatnia. Widząc jak wygląda, Christian wściekle splunął gdzieś na bok, będąc jeszcze bardziej pewnym tego co myślał od samego początku. Podczas gdy Thomas spoglądał na nią jakby zamyślony, starając się przy tym rozgryźć jak to było. Wtedy właśnie do sali w towarzystwie innych nauczycieli weszła dziekan Crystal, która poważnym wzrokiem patrzyła po wszystkich nigdziarzach. Nawet jeśli dotarły do jej uszu słowa innych nigdziarzy o niej, to nie zdradzała po sobie, że coś usłyszała, a przynajmniej do czasu, aż nie uśmiechnęła się pod nosem w dość nieprzyjemny sposób.

     

    - Sądziłam, że mówiłam do inteligentnych ludzi, starałam się nawet tak was traktować - Pokręciła lekko głową i wtedy też jej twarz stała się wręcz niebezpieczna bezduszna. Taka, o którą ciężko było posądzić tę kobietę. Christian lekko przełknął ślinę, zapominając o tym co przed chwilą o niej myślał, a nawet Thomas wyglądał na zaniepokojonego tym widokiem. - Jeśli jednak chcecie być traktowani jak idioci, to będziecie! - warknęła bardziej wściekle niż kiedykolwiek wcześniej. - Mówiłam, w akademii nie atakujemy zawszan, ale po co słuchać? To tylko durna dziekan co ona tam wie - znów zaczęła się rozglądać po wszystkich. - No i jak teraz wyglądacie? Mój czas jest cenny i nie mam zamiaru go marnować na opatrzenie każdego z was, a za głupotę się płaci. Połączymy więc przyjemne z pożytecznym - Znowu lekko się uśmiechnęła.

     

    Właśnie wtedy na jej ramieniu usiadł kruk, a ona do jego dzioba włożyła jakąś fiolkę, z której wlała mu całą zawartość. Ptak wzniósł się nad uczniów i w jednej chwili napęczniał żeby chwilę później dosłownie eksplodować nad ich głowami, sprawiając przy tym, że płyn, który nie dawno wypił rozlał się na wszystkich uczniów kroplami niczym deszcz. Thomas nawet nie zareagował mając wrażenie jakby coś go lekko pokropiło nic z tego nie rozumiejąc. Nie mogli tego samego powiedzieć inni, a przynajmniej ci, którzy byli ranni po niedawnej walce. Ich rany co prawda się goiły, ale mogli poczuć przy tym potworny piekący ból. Najgorzej miał pod tym względem Christian, który niedawno został już ukarany przez Bestię i chociaż nie brał udziału w tej walce, to nadal miał świeże rany. Wrzeszczał wściekle z bólu, nie mogąc wytrzymać tej tortury. Najwyraźniej dziekan ich wyleczyła, ale przy okazji przykładnie ukarała za to co zrobili. Jak powiedziała, przyjemne z pożytecznym.

  9. Alan

    Poczułem na chwilę na swojej dłoni delikatne palce Elisabeth, gdy zdążyła je zacisnąć nim zabrałem całkiem dłoń. Nie potrafiłem wyjaśnić dlaczego, ale przez niewielką chwilę poczułem ciepło na sercu. Zwróciłem znów na nią uwagę, gdy ta przemówiła. Jej odpowiedź mnie lekko ukuła. Chociaż to co powiedziała było prawdą, miałem nadzieje, że powie coś co choć trochę nada pewności, że może to zrobić. Miałem tylko nadzieje, że wierzyła w swoje zdolności i z góry się nie poddała. Sama myśl o tym, że coś mogło jej się stać za kolejne niezaliczenie, coś o czym nikt nie miał pojęcia mnie przerażała do tego stopnia, że czułem narastającą panikę w sercu. Gdy jednak usłyszałem zaraz potem, że sobie poradzi delikatnie się uśmiechnąłem, czując przy okazji delikatny spokój. Przynajmniej tak było, aż nie padło pytanie z jej strony. Nie odpowiedziałem na nie, a przynajmniej nie natychmiast. Dopiero, gdy dotarliśmy do holu pełnego zawszan, którzy opatrywali rany po walce, zacząłem przyglądać się ze zmartwieniem całemu temu widokowi, nadal nie mogąc uwierzyć temu co niedawno zaszło. W końcu znów skupiłem się na Elisabeth.

     

    - Abraxas, Ambrosius, Vivienne czy Emeralda, a nawet Sophie tak jak i niemal wszyscy tutaj. Uważasz, że którekolwiek z nich rozważa, że może zostać mogryfem lub postacią drugoplanową? - Nie dałem odpowiedzieć, mówiąc dalej. - Niemal wszyscy przy samym przyjściu do akademii widzą już siebie jako bohaterów baśni. Wszyscy poznają ich historie i będą znani w całej Puszczy. Nikt niemal nawet nie przyjmuje innego scenariusza. Dopiero, gdy dochodzi do podziałów wszyscy sobie uświadamiają jak działa akademia, a to i tak nie zawsze odczuwają. Zawszanie są gotowi nawet zostać tymi mogryfami byle wystąpić w baśni, uważając, że ich życie nawet w taki sposób byłoby ciekawsze niż prowadzenie zwykłego szarego życia jak niemal każdy w Puszczy. Gotowi poświęcić życie byle tylko Baśniarz poświęcił im chwilę. Książę czy księżniczka, którzy mają już wszystko, marzą tylko o tym by tu się dostać, tylko po to by stać się lepszymi niż inni książęta i księżniczki w całej Puszczy. Dlatego nie potrafią zaakceptować ciebie. Dziewczyna, która przybyła ze zwykłej wioski gdzie wyszłaby najpewniej za zwykłego parobka i żyła w biedzie, nie chce zaakceptować tego jakie szczęście dostała. Zapominają jednak, że akademia to nie tylko baśń, a nawet, gdy Baśniarz napiszę nasze długo i szczęśliwie życie trwa dalej. Przecież życie nie skończy się po założeniu pantofelka na stópkę lub po uwolnieniu kogoś z wieży. Dalej będzie trwało i sami ustalimy czy będzie tam miejsce na długo i szczęśliwie - Na chwilę westchnąłem nim zacząłem mówić dalej. - Zapewne tego nie wiesz, ale ja i Sophie jesteśmy potomkami Królowej Śniegu. Była to bardzo skomplikowana kobieta i nikt nie był pewny do końca jej natury. Mimo zakończonej baśni zrobiła jeszcze ostatnią wielką rzecz. Stworzyła całe nasze królestwo, dając tym samym dom wielu ludziom, a następnie założyła nasz ród, to jest dowód, że życie nie kończy się tylko, gdy Baśniarz napiszę koniec. Każdy powie ci, że Dyrektor wybiera tylko tych, w których zobaczy prawdziwe dobro lub zło w duszy i tylko tacy trafiają do akademii, bo tylko on może to zobaczyć. Nikt nie potrzebuje innego wyjaśnienia, bo w końcu to zaszczyt tu trafić - powiedziałem niechętnie samemu nie chcąc tego zaakceptować. - Ja myślę, że on sam wmawia sobie, że to co robi nie jest złe, bo daje nam wszystkim przeżyć coś czego nikt nigdy nie przeżyje

     

    Sophie

    Nadal próbowała dojść do siebie po wszystkim co zaszło podczas obiadu i ułożyć to sobie w głowie. Najpierw została bez powodu napadnięta przez obrzydliwego nigdziarza. Potem wszystko miało przebiegać już spokojnie. Miało, ale tak nie było. Obiad zmienił się w jedną wielką bitwę. Nigdy nie widziała czegoś tak strasznego. W zamku chociaż była bezpieczna, teraz rozumiała dlaczego wujek tak długo nie chciał jej wypuszczać poza mury bezpiecznego schronienia. Jeśli świat przypominał choć trochę to co ujrzała dzisiejszego popołudnia, to chyba nigdy nie będzie gotowa go zobaczyć. Jeszcze widok Alana, który został zaatakowany przez kruki. Gdy jechała do akademii myślała, że ucieszy ją taki widok, ale teraz martwiła się o niego i wyglądała jego przyjścia by mieć pewność, że nic mu nie jest. Jej uwaga jednak skupiła się zaraz na Edwardzie, gdy ten pytał czy nic jej nie jest. Tak bardzo się o nią martwił, nie pamiętała by ktokolwiek był dla niej taki jak on.

     

    - Edwardzie, dzielny głuptasie - uśmiechnęła się czule do księcia, a następnie wyjęła białą chustkę, którą zaczęła przecierać krwawiącą brew księcia. Sama nie rozumiała jak to było, że się nie brzydziła, ale tak było. Nigdy do tej pory nie widziała rannego, a o nią dbano żeby sama się nie raniła, bo była na to za delikatna. Mimo wszystko widok rannego księcia, który tak wiele dla niej zrobił, sprawiał, że nie potrafiła zareagować inaczej. - Powinieneś pomyśleć teraz o sobie. Tak wiele wycierpiałeś w czasie tego ataku - mówiła wciąż się uśmiechając i nadal pocierając przy tym troskliwie jego brew chustką.

  10. Thomas

    Gdy dziewczyna zaczęła mu się przyglądać, nie potrafił oderwać oczu od jej twarzy. Zarówno od jej bladych policzków, niesamowitych niebieskich oczu czy samych ust. Ponownie poczuł się nieswojo, gdy czuł na sobie tak bardzo intensywnie jej wzrok. Nie był pewny czy to się może skończyć dobrze, biorąc pod uwagę wszystkie jej wcześniejsze reakcje. Prawda była taka, że od samego początku starała się mu pokazać, że to ona jest górą, a on jest tylko sługusem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że sam dawał jej powody by tak myśleć. Chociaż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, to nie potrafił tego zatrzymać i to najbardziej go denerwowało, bo nadal nie rozumiał dlaczego tak się działo. Gdy tylko dziewczyna w końcu otworzyła usta, on w reakcji otworzył szeroko oczy. Samo porównanie księcia do masochisty było na tyle zabawne, że sam niemal lekko parsknął śmiechem. Szybko jednak spoważniał i już otworzył usta by udzielić odpowiedzi. Nim jednak z jego gardła wydobył się jakiś głos do ich uszu dotarło wycie wilków.

     

    Nic z tego nie rozumiał. Obiad nie mógł się jeszcze skończyć, nie mogło minąć, aż tyle czasu. Co więc już robiły tu wilki? Czy to mogła być ich wina? Mimo wszystko, w jego odczuciu, to nie miało sensu. Nawet jeśli obiad był obowiązkowy, to nie było powodu go przerywać z powodu dwójki uczniów, którzy się na niego nie stawili, równie dobrze mogli wysłać po prostu wilki do Akademii Zła by ich znalazły i sprowadzili. Zupełnie nie rozumiał więc dlaczego. Ponadto nagle poczuł delikatne łaknienie w żołądku. No tak minęło wiele czasu od jego ostatniego posiłku, musiał niedługo znaleźć jakieś jedzenie albo padnie z głodu. Zaraz jednak skupił uwagę ponownie na Elvirze, która znów zwróciła się bezpośrednio do niego. Lekko zmarszczył brwi, słysząc jej ton, ale wiedział, że nie ma teraz czasu na kłótnie. Rozejrzał się szybko po półkach, aż nie zauważył książki o tytule "Baśniarz, mity i opowieści ludowe". Szybko zabrał książkę i ruszył z Elvirą w stronę schodów.

     

    Zamarł jednak na chwilę znów czując na sobie dłoń dziewczyny. Nadal nie był pewny dlaczego tak było i czy kiedykolwiek pozbędzie się tego uczucia. Nie stał długo i szybko ruszył, wiedząc, że nie mają teraz na to czasu. Starał się za bardzo nie rozglądać po pomieszczeniu, zwłaszcza, że jego myśli zaprzątało chociażby to dlaczego obiad skończył się tak szybko. Ponadto czuł ponownie jak kiszki grają mu marsza, wydobywając przy tym nieprzyjemny dźwięk. Elvira też chyba była, aż nadto pochłonięta myślami, bo teraz wydawała się być zupełnie nieobecna. Po niedługiej chwili niemal na nią nie wpadł, gdy ta się nagle zatrzymała i stanęła mu na drodze. Ponad jej ramieniem zobaczył jak wilki prowadzą innych nigdziarzy, ale co ciekawe niemal wszyscy wyglądali jak po walce, co było dość niezwykłe. Mundurki brudne i zniszczone i te resztki jedzenia na nich. Czyżby jakiś idiota nie wytrzymał i rzucił się nagle na zawszan? Nie sądził mimo wszystko by to tamci zaczęli. Ucieszył się również teraz tym, że nie było go przy tym wszystkim. Nigdy nie lubił bójek niemających sensu, a ta się do takiej zaliczała, to nie było to samo jak chwila, gdy zaatakował Christiana, bo wtedy miał powód. Nagle spostrzegł coś jeszcze, a była to machającą im Kim, na ten widok lekko się cofnął. Ta dziewczyna go naprawdę niepokoiła. Skoro mowa o masochistach, to chyba właśnie jednego napotkali. Nagle dotarło do niego warknięcie wilka, na co lekko zmarszczył brwi. Teraz chyba się nie dowiedzą jak to się zaczęło, ale miał pewne podejrzenia i kierując się za Elvirą, zaczął rozglądać się za Christianem.

     

    Christian

    Jeśli mowa o samym Christianie, to właśnie był w drodze pod klasę gdzie miała odbyć się kolejna lekcja. Nie miał ochoty już wracać na obiad po tym wszystkim co zaszło. Mimo to nadal chciał zemsty za całe upokorzenie jakiego doświadczył. Gdyby tylko trafił do grupy z tamtą paniusią. Ciekawe co grozi za obcięcie komuś ucha? Zrobiłby sobie z niego wisiorek i pokazywał tamtemu księciu. Nie zdążył jednak dotrzeć do klasy, bo został przechwycony przez wilki, które zaganiały resztę uczniów. Spojrzał na nigdziarzy w zniszczonych mundurkach i z resztkami jedzenia na nich, ale nic z tego nie rozumiał. Czyżby doszło do walki z zawszanami? Zacisnął wściekle pięści na samą myśl, że nie wrócił tam z powrotem. Taka okazja, a on ją zmarnował. Nagle inna myśl zaświeciła mu w głowie. Dlaczego doszło do walki? Odpowiedź była tylko jedna, to była zemsta za to co zrobili mu zawszanie. Poczuł pewien rodzaj dumy na tę myśl.

  11. Crystal

    Na twarzy Dziekan Zła nie widać było reakcji na wrzaski Czytelniczki. Oskarżenia dziewczyny w jej odczuciu były wręcz zabawne. Winiła wszystkich wokół o to, że stało się coś takiego. Jednak, jaką hipokryzją się okrywała widząc winę we wszystkich poza sobą. To ona sprowadziła Adelie na stronę zawszan, nikt inny. Tak samo ona zostawiła swoją przyjaciółkę samą z innymi zawszanami gdy sama gdzieś pobiegła. Tym samym doprowadzając do wszystkich tych wydarzeń. Czy więc to czyniło rudą zawszankę złą? Oczywiście, że nie. Głupią i zaślepioną owszem, ale nie złą. Adelia, to było zupełnie co innego. Dziewczyna pokazała dziś na obiedzie coś czego się zupełnie po niej nie spodziewała. Nawet jeśli nie do końca tego chciała, to nadal mimowolnie rozpętała tu istny chaos godny prawdziwej wiedźmy.

     

    Gdy książę, który stał jej na drodze upadł, skupiła się już tylko na dwóch Czytelniczkach. Z zimnym uśmiechem patrzyła jak te powoli zaczynają słabnąć. Przynajmniej była przekonana, że tak się dzieje. Otworzyła szeroko oczy, widząc jak ta ruda księżniczka z istną wściekłością wyrywa się z kruczego kręgu. Nie zdążyła nawet zareagować, widząc jak ta naciera prosto na nią. Poczuła jak niespodziewanie przydeptuje jej długą suknię, a ona sama traci równowagę. Patrzyła jak ta dziewczyna teraz spogląda na nią z góry, sama nie ukazywała jednak przy tym żadnych emocji. Nie można było zobaczyć w Dziekan Zła strachu czy zdziwienia, a raczej zamyślenie. Zła? Z pewnością nie. Ona była po prostu głupia. Zawsze wiedziała, że zawszanie są tępi i uczucia przysłaniają im zdrowy rozsądek. Przykładem był ten książę, który stanął jej na drodze. Mimo to, on potrafił jeszcze choć trochę panować nad sobą, podczas gdy ona nie zdawała sobie najwyraźniej sprawy co czyni i jakie zagrożenie to sobą niesie. W chwili jednak gdy Klarysa Dovey ją podniosła, kobieta powoli wstała i otrzepała się z trawy.

     

    - Trzymam za słowo - odparła do koleżanki, patrząc ostatni raz na rudą Czytelniczkę i posyłając jej zimny uśmiech. Właśnie w tej chwili też coś do niej dotarło, to właśnie ta Czytelniczka może być tą, która pozwoli Adelii odkryć w sobie zło. Taki scenariusz byłby całkiem intrygujący. Powoli minęła księcia, który zaczynał dochodzić do siebie. Szła w kierunku Adelii, aż nie dotarły do niej słowa Dziekan Dobra. Miała nie zdać? Co za szkoda. Powoli podeszła do wilka, który już trzymał Czytelniczkę, a następnie położyła swoją dłoń na jej brodzie i delikatnie uniosła głowę dziewczyny. - I co ja mam z tobą zrobić? - spytała retorycznie. - Może już stęskniłaś się za bestią? - spytała z wrednym uśmiechem. - Mogłabym też wymyślić coś ciekawszego... z drugiej jednak strony nie mam dowodów, że ty rozkręciłaś całą tę spiralę nienawiści poza własnymi domysłami. Nie mówiąc, że jeśli nie zdasz kolejnej lekcji, to będzie najgorsza kara ze wszystkich możliwych jakie mogę ci dać. Sądzę więc, że zostawię twój los w twoich własnych rękach. Zabierz ją do zamku lepiej by się nie spóźniła - powiedziała do wilka powoli odchodząc i już się nie oglądając na żadną z Czytelniczek.

     

    Alan

    Czułem się strasznie zamroczony i ledwo widziałem. Obraz wokół był cały zamazany. Cokolwiek zrobiła mi ta wiedźma nie byłem w stanie z tym walczyć. Jednak dostrzegłem przed sobą jakiś kształt, który pędził w tę stronę i szybko się domyśliłem kto to był. Chciałem otworzyć usta i ostrzec Elisabeth by tego nie robiła, ale gdy tylko to zrobiłem nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Uniosłem słabo dłoń w powietrze, ale nic więcej nie mogłem zrobić. Wtedy też stało się coś dziwnego, bo wszystkie koszmarne ptaki nagle zniknęły. Znów zaczynały mi wracać powoli zmysły, a pierwsze co usłyszałem to niewyraźny krzyk. Elsa? Nie to było Elisabeth, dziekan Dovey wykrzyczała jej imię. Co się właściwie stało? Nie było mi dane nad tym rozmyślać, bo co zaraz innego skupiło moją uwagę. Elisabeth zajęła już dwa ostatnie miejsca? Pomyślałem przerażony. Nie to nie mogło się tak skończyć. Musiałem z nią porozmawiać.

     

    Powoli usiadłem na trawie, próbując dojść w pełni do siebie. Dostrzegłem dłoń nauczyciela, która wskazywała, że mam iść za nimi. Kiwnąłem tylko głową w milczeniu i powoli wstałem. Patrzyłem jak Elisabeth patrzy na swoją przyjaciółkę. Nadal bardziej martwiła się o nią niż o siebie, pomimo tego co jej groziło. Czy Dziekan Zła celowo próbowała je skłócić, mówiąc to wszystko? A może to co widziałem ostatniej nocy było prawdą i w Adelii było naprawdę coś złego. Gdybym nie odszedł od stołu to wszystko nie miałoby miejsca, pomyślałem zaciskając pięść i powoli idąc za nauczycielami oraz księżniczką. Wszyscy kierowaliśmy się do Akademii Dobra. W pewnym momencie, widząc, że nauczyciele nas chyba nie usłyszą zacząłem szeptać do rudej dziewczyny.

     

    - Naprawdę mi przykro - Mój głos nadal nie brzmiał najlepiej, a w uszach mi dzwoniło. Mimo wszystko nie przerywałem. - Teraz się nie udało, ale jest jeszcze szansa - delikatnie chwyciłem jej dłoń. - Proszę wysłuchaj mnie, Elisabeth - spojrzałem na nią zrozpaczonym wzrokiem. - Wiem, że nienawidzisz tego miejsca i wiem co myślisz o tym wszystkim i o mieszkańcach tego świata - opuściłem lekko wzrok. - Też nie chciałem tu przyjeżdżać, ale gdybym miał z czegoś się cieszyć, to na pewno z tego, że mogłem poznać ciebie. Proszę skup się teraz na sobie. Nie myśl o innych i o tym co o tobie myślą. Nawet nie myśl chwilę o Adelii. Elisabeth... jeśli teraz nie zdasz wszystko będzie stracone i już jej nie pomożesz. Jesteś piękna niczym prawdziwa księżniczka, ja to widzę, a ty musisz tylko w to uwierzyć i pokazać to innym tak jak mi. Wierzę, że możesz zaliczyć te lekcję, tylko też w siebie uwierz, proszę. Niczym nie ustępujesz innym księżniczką - Powoli puściłem jej dłoń. Miałem nadzieje, że mnie wysłucha i sama zrozumie o co teraz toczy się gra. Ona nie mogła nie zdać. Gdybym tylko mógł zrobić coś więcej. Mógłbym może jeszcze prosić Sophie o pomoc, ale nie byłem pewny czy Elisabeth by tego chciała. A byłem przekonany, że zauważyłaby gdyby ta się nagle podłożyła. Poza tym jej też nie chciałem narażać na niekorzystne wyniki.

  12. N: Dobrze go zapamiętałem. Uważam że jest oryginalny

    A: Hmm kucyk o ciekawym wyglądzie. Zwłaszcza kolorystyka fajna

    S: Nie od końca jestem pewny co to xD. Ale jak dla mnie super

    U: Swego czasu całkiem dobrze znałem potem trochę kontakty się urwały. W każdym razie zawsze uważałem za bardzo równego

  13. Thomas

    Nadal tkwił we własnych myślach, wracając do przeszłości. Nienawidził tego, w jego uznaniu tylko ktoś słaby rozczulał się nad sobą. A mimo to, chwila gdy zaczął mówić o swojej przeszłości wywołała ten niechciany impuls i obrazy z jego życia zaczęły wracać. Znów widział siebie jako małego słabego zasmarkańca, ale nim zdołał bardziej się zagłębić w tym wspomnieniu, spostrzegł nagle uśmiech Elviry, który wiedział, że nie znaczy nic dobrego. Gdy otworzyła usta, zmarszczył lekko brwi. Czy on mógł jej ufać? Oczywiście, że nie. Nikomu nie ufał, zawsze był tylko on przeciw światu i już zawsze tak będzie. Tylko on i nikogo więcej mu nie było nigdy trzeba. Jednak to co powiedziała potem miało sporo sensu. Prawdą było, że tkwienie przy tym co się miało nie przyniosłoby żadnych rezultatów. Wiedział, że zaczął ten temat by jej pomóc, a mimo wszystko to było nielogiczne z jego strony. Mógł odwrócić jej uwagę w inny sposób niż zdradzanie jej kolejnych faktów ze swojego życia. Ta dziewczyna zdecydowanie na niego dziwnie działała. Gdy tylko się rozdzielą po wyjściu, będzie musiał zacząć jej bardziej unikać by takie sytuacje się nie powtarzały. Przecież nie mogli na siebie wiecznie wpadać, prawda?

     

    Szybko skierował swój wzrok na tabliczkę, przy której stanęli. Historia Nikczemności? Po co chciała dostać się akurat tutaj? Czego tak właściwie szukała? Przyglądał się jak dziewczyna rozgląda się w poszukiwaniu czegoś o czym tylko ona wiedziała. Był naprawdę zaintrygowany i zarazem ciekawy czego z takim uporem szukała. Poczuł jak ta puszcza jego ramię i powoli rusza w stronę książek, a on ruszył w niewielkiej odległości za nią. Niepostrzeżenie przyglądał się tytułom książek, które brała. Walki zawszan i nigdziarzy? Kolejne interesujące tytuły utwierdziły go w przekonaniu, że ta ma najwyraźniej ochotę zagłębiać się w historie krainy. Wtedy też dotarło do niego jej pytanie, a on w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami.

     

    - Nie wydaje mi się. Gdyby tak było dziekan Crystal nie kazałaby mi tu przyjść szukać książki, która mi pomoże z moim talentem, ale jeśli nadal nie jesteś przekonana daj mi swoje książki, najwyżej pójdzie na mnie jeśli zobaczy nas jakiś nauczyciel przy wyjściu i faktycznie jakimś cudem nie można ich pożyczać. Jeśli nikt nie zwróci na to uwagi oddam ci je po prostu na korytarzu. Mi tam nie zależy, a sale udręki już poznałem - Znów wzruszył lekko ramionami. Taka była prawda, tortury ze strony Bestii nie bardzo go przerażały, a swoją książkę i tak chciał zabrać do siebie. Jeśli miał lepiej poznać swojego upiora, to potrzebował czasu by spokojnie poczytać, zwłaszcza, że przez zaległości w nauce bardzo wolno czytał, więc czas był dla niego niezwykle cenny. Nawet nie zauważył przez to wszystko, że znów był od tak gotowy pomóc tej dziewczynie bez żadnego powodu, nie chcąc przy tym nic w zamian.

  14. Alan

    Słysząc słowa Elisabeth uśmiechnąłem się słabo. Widziałem jak więź jej i Adelii była tak silna nawet teraz, gdy powinna skupić się na sobie. Jak mogło dojść do tego, że tak bliskie sobie osoby trafiły do tak różnych światów? Czy Dyrektor naprawdę się starzał i sam już nie wiedział co robi, tak jak twierdziła wczoraj Sophie? Mimo to dziwił mnie jeden fakt. Troska Elisabeth była niesamowita, ale dlaczego taka sama nie płynęła ze strony Adelii? Zupełnie jakby uważała, że Elisabeth powinna być jedyną, która się tu troszczy. Czy ta przyjaźń bardziej szła tylko z jednej strony? Choć Elisabeth tego nie pokazywała i nie chciała się przyznać, wiedziałem, że i ona pragnęła teraz ciepła oraz wsparcia i choć ze wszystkich sił tak bardzo chciałem ją przytulić i dać jej to wsparcie, to wiedziałem też, że nie mogę im tego przerwać. Opuściłem lekko wzrok, wbijając go w ziemię, a przynajmniej było do czasu, aż nie dotarł do mnie ten nienawistny głos.

     

    - Jeśli jeszcze raz zobaczę, że tknąłeś którąś z nich dopilnuje osobiście by twoja głowa została oddzielona od ciała - warknąłem wściekle w stronę nigdziarza, patrząc na swój spalony mundurek.

     

    Nadal nie wiedziałem jak tego dokonał bez pomocy magii, ale to nie miało obecnie znaczenia. Nie bałem się tego karalucha i byłem gotowy spełnić swoją groźbę nie bacząc na konsekwencje, a przynajmniej jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Nagle ponownie usłyszałem Elisabeth i lekko kiwnąłem jej głową w geście zgody, idąc za nimi na polanę. Widok, który tam ujrzeliśmy niemal mnie zamurował. Mimo, że walka dobiegła końca, to nie wiedziałem jak zareagować na to co nas teraz otaczało. Kątem oka zauważyłem z tyłu Sophie, mimo, że nie odniosła obrażeń poza tymi od tamtego nigdziarza, to stała tak rozdygotana, zupełnie jakby siedziała w koszuli nocnej na mrozie. Na jej twarzy widniało przerażenie, gdy patrzyła na swoją zakrwawioną współlokatorkę. No tak... ona nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Powinienem ją wesprzeć. Mimo, że słyszałem kłótnie Stephanie z jej nigdziarską kuzynką i było mi jej szkoda z całego serca, to teraz chciałem dać wsparcie swojej kuzynce, która wyraźnie tego potrzebowała.

     

    Zamarłem w połowie drogi, słysząc jak nigdziarka nagle napomniała o Adelii. Czy to mogła być prawda? Zaraz do rozmowy dołączyła sama Adelia, która najwyraźniej próbowała się wytłumaczyć. Zmarszczyłem lekko brwi, słuchając jej wyjaśnień. Chciałem wierzyć, że Adelia nie jest zła i Elisabeth ma racje, ale wyjaśnienie, które słyszałem zupełnie mi nie pasowało do Stephanie, którą już trochę poznałem. Może znaliśmy się zaledwie jeden dzień, ale nadal ciężko było mi w to uwierzyć. Jak szybko się przekonałem moje wątpliwości mogły nie być bezpodstawne, bo Stephanie nie pozostawiła tego bez komentarza. Kłamstwo? Coraz bardziej czułem się winny, że odszedłem wtedy od stołu. Gdyby Elisabeth z nią została może tak by się to nie potoczyło. Zaraz otworzyłem szeroko oczy, słysząc nagle Aidana. W chwili, gdy nazwał Adelie wiedźmą wyszedłem przed szereg zawszan aby stanąć w ich obronie. Nie wiedziałem do końca co się stało, ale wiedziałem jak te oskarżenia ranią Elisabeth, nawet jeśli oskarżenia nie były skierowane bezpośrednio w nią. Kolejny głos nagle dołączył do dyskusji, a teraz była to Emeralda. Coraz bardziej traciłem panowanie nad sobą, słysząc to wszystko, ale to dopiero gdy usłyszałem Ambrosiusa moje dłonie zacisnęły się w gniewie. Miałem naprawdę ochotę go teraz uderzyć prosto w zęby. Największy jednak cios przyszedł w chwili, gdy niemal wszyscy zawszanie zaczęli teraz uważać również Elisabeth za wiedźmę. Spojrzałem na Sophie, ale ta nie drgnęła, chyba nie chciała się w to wszystko mieszać.

     

    Crystal

    Przez cały czas trwania dyskusji kobieta nie reagowała, a na jej twarzy widniał tajemniczy uśmieszek. Zupełnie jakby się nad wszystkim zastanawiała. Słuchanie przekomarzanek zarówno Margo jak i tej jej kuzynki było naprawdę nudne, zupełnie jak słuchanie kłótni starych bab na bazarze. Mimo to było w ich słowach coś interesującego, a było to wspólne ogniwo całej tej kłótni. Adelia tak niepozorna i strachliwa, a zdołała wszystkich oszukać, w tym nawet ją, a przy tym najwyraźniej zdołała wykorzystać Margo i wywołać przy tym reakcje łańcuchową, której zapewne sama nie przewidziała. Niczym pierwszorzędna wiedźma. Czyżby się co do niej jednak myliła? Zagryzła wargę, myśląc o wszystkich listach, które napisała do Dyrektora. Nigdy jeszcze się tak nie pomyliła, nie rozumiała jak to możliwe. Zaraz usłyszała jak jakiś książę nazywa rudą Czytelniczkę wiedźmą, co sprawiło, że nawet Crystal rzuciła na nią na chwilę okiem. Gdy się jej przyjrzała, na jej twarzy pojawił się tylko krzywy uśmiech pełen drwiny. W końcu powoli, a zarazem z wyraźną niechęcią się ruszyła.

     

    - Chciałabym powiedzieć, że to Christian zapoczątkował reakcje łańcuchową atakując ją - Wskazała czarnym długim paznokciem na Sophie, która lekko się wzdrygnęła i cofnęła za Vivienne. - Chciałabym, ale nie mogę, bo po jego ataku długi czas nic się nie działo - Skierowała wzrok na tulące się Czytelniczki. - Pozostaje pytanie po co ruda księżniczka zaprosiła moją uczennicę na swoją stronę, a potem od tak ją zostawiła - Krzywo się uśmiechnęła. - Czyżby uznała, że są rzeczy ciekawsze niż biedna maltretowana przyjaciółka, a może ta przyjaźń, to też puste gadanie z obu stron i są dla nich rzeczy ważniejsze - Rozejrzała się po polanie. a przy tym i po wszystkich uczniach. - Dajcie spokój, to miałaby być wiedźma? - Spojrzała z drwiną na rudą dziewczynę. - Może się prezentować na twardą i nie wiadomo jak dzielną, ale to tylko krucha dziewczynka, podczas gdy Adelia, która za taką uchodziła pokazuje zupełnie nowe oblicze - Krzywo się do niej uśmiechnęła. - Nie mam zamiaru dochodzić prawdy ze strony Margo czy jej kuzynki obie jednak wersje łączy Adelia - Odeszła od Czytelniczek i skierowała kroki do Margo trzymanej przez wilka. - Droga Margo, spodziewałam się po tobie znacznie więcej, zwłaszcza po tym co ci powiedziałam na lekcji o tym jak działają twoje emocje. Miałam nadzieje, że wykażesz się, choć odrobiną rozsądku, a ty dałaś się sprowokować Adelii by wykonać za nią zemstę, aż tak pragniesz roli sługusa? Niestety nie mogę tego tolerować, nie tutaj i takiej chwili - skierowała wzrok na kilka wilków. - Zabierzcie ją do sali udręki, może to ją utemperuje i niech to będzie nauczką dla pozostałych - znów zwróciła wzrok na Adelie i jej "drogą" przyjaciółkę.

     

    - Moja droga, pokazałaś nam wszystkim jak prawdziwą wiedźmą jesteś. Jestem pod wrażeniem, ale teraz czas wracać do swojej szkoły - Kobieta zrobiła krok w ich kierunku, ale równie szybko stanęła, patrząc przy tym na księcia, który zablokował jej przejście do Czytelniczek. - Prosiłabym mój drogi abyś zszedł mi z drogi

    - Nie - odparłem twardo. - Jeśli Elisabeth chce zostać ze swoją przyjaciółką ma do tego prawo

    - Jeśli tak bardzo chcesz jej zaimponować, to napisz serenadę i zaśpiewaj jej pod balkonem. ale nie utrudniaj mi pracy - Nie drgnąłem z miejsca, nie miałem zamiaru odpuścić. - Nie mam prawa krzywdzić zawszan jednak... - uśmiechnęła się krzywo gdy nagle z drzew spadły cztery kruki, które zaczęły latać wokół mnie wydając bardzo nieprzyjemny pisk, ten dźwięk odbierał mi siły oraz możliwość złożenia prostych myśli. Stałem uparcie zatykając uszy, ale było to na nic, bo dźwięk dalej wdzierał mi się do głowy, w końcu upadłem na kolana, a chwilę później całkiem ległem, mając przed oczyma rozmazany obraz. Sophie widząc to lekko drgnęła. W tym czasie kobieta uśmiechnęła się do Czytelniczek i teraz kruki zaczęły śpiewać im te samą serenadę co wcześniej chłopakowi. Kiwnęła głową w stronę wilków by te zabrały Adelie, gdy zawszanka już puści swoją niby przyjaciółkę.

  15. Thomas

    Spoglądał z zainteresowaniem, na Elvirę, będąc ciekawym jej reakcji. Chociaż nie był pewny czy dojdzie do jakiegoś wniosku skoro nawet sam siebie ostatnio do końca nie rozumiał. Zanim tutaj trafił, nie kłopotałby się z pomocą komuś, kto z własnej woli przyszedł w takie miejsce. W jego uznaniu, jeśli taka osoba zdołała sama tu przyjść, to sama wróci albo niech mierzy się z własnym problemem. Mu w końcu nikt nigdy nie pomagał, więc z jakiego powodu by miał pomagać komuś innemu? No właśnie, zawsze tak było, a przynajmniej do czasu, aż nie spotkał tej dziewczyny. Wcześniejsze wyczyny takie jak pobicie Christiana mógł sobie tłumaczyć niechęcią do nigdziarza, ale jak wyjaśnić kolejne? Najpierw specjalnie spadł z wywerny, aby ona nie spadła zbyt nisko w rankingu. Pozwalał jej aby sobie z nim pogrywała, a teraz jeszcze to? Czy był chory? A może zaczął mięknąć stając się powoli mięczakiem? Nic tu nie miało sensu. Trafił do Akademii Zła, więc zamiast stawać się miękki powinien być bardziej bezwzględny niż kiedykolwiek, więc co takiego się z nim działo?

     

    Nagle poczuł jak palce nigdziarki wbijają mu się w ramię i skierował na nią swój wzrok. Spoglądał na nią bez żadnych emocji podobnie zresztą jak ona. Słysząc, że nie potrzebuje jego troski ten nawet nie zareagował, ale w głowie za to powiedział sobie sporo. Zwłaszcza w chwili, gdy tłumaczyła się, że to wszystko przez zaskoczenie. Thomas może i nie był geniuszem i nie wszystko wiedział, ale potrafił rozpoznać reakcje, a zwłaszcza strach. Te uczucie stało mu się dawniej tak bliskie, że nie sposób było, aby go nie zauważył. Jednak tak jak podejrzewał, Elvira nigdy się do niego nie przyzna. Kiwnął tylko w milczeniu głową, na jej słowa, widząc po jej tonie, że jeszcze była na niego trochę zła. To co powiedział wcześniej musiało naprawdę w nią trafić. Zastanawiał się dlaczego. Nim zdołał zrobić choćby krok otworzył szeroko oczy, czując jak delikatna dłoń nigdziarki zaciska się na jego. Czuł się teraz dziwnie zakłopotany, ale był również teraz całkowicie pewny, że ona ukrywa lęk. Powoli zaczął z nią iść obok dziury, cały czas czując jej dłoń zaciskającą na jego, co było dziwnie przyjemne, ale nie wiedział dlaczego. Wtedy też do jego uszu dotarły jej słowa, na co krzywo się uśmiechnął.

     

    - Raczej nie jest ze mnie wygodny ani bezpieczny materac, więc słabo bym cię osłonił przed upadkiem - powiedział spokojnie mimo, że kątem oka obserwował dziurę. Była naprawdę głęboka, a Elvira na pewno nie czuła się przy niej najlepiej. Sam nie wiedział dlaczego zaczął to robić, ale zdecydował się jej pomóc jak tylko był w stanie. - W życiu nauczyłem się, że na nikogo nie można liczyć, poza sobą - mówił by odwrócić uwagę dziewczyny od dziury, a przy okazji powoli pokonując z nią kolejne odległości. - W końcu kto by chciał pomóc brudnemu smarkaczowi bez grosza przy duszy? - Nie czekał na odpowiedź dziewczyny i najwyraźniej jej nie oczekiwał. - Wszystko co mam, zdobyłem lub ukradłem byle tylko przetrwać. Nawet mój dom niewiele się różni niż ta ruina, w której obecnie jesteśmy, ale mimo to tam dorastałem i pozbyłem się wszystkich zbędnych emocji. Stałem się tak silny że nawet zdołałem się zbliżyć do nich, mając zaledwie osiem lat - mówił teraz najwyraźniej o upiorze w kamieniu, nawet wolną ręką musnął kamień na szyi. - Życie to ból i najlepsze co można zrobić, to stanąć mu naprzeciw i pokazać, że jest się ponad nim. Tylko ta myśl sprawiła, że przeżyłem i stałem się taki jak teraz - Powoli droga zaczęła się kończyć, a gdy minęli dziurę, Thomas w jednej chwili przerwał swój monolog, mrużąc przy tym nietypowo oczy, zupełnie jakby wróciły mu nieprzyjemne wspomnienia do których nie chciał wracać.

  16. Sophie

    Natychmiast zauważyła jak rozmowy na chwilę zamilkły na jej niedawne obwieszczenie. Ona sama nadal nie podnosiła wzroku, wbijając go ponuro w koszyk. Swowje spojrzenie zwróciła dopiero na Edwarda, gdy ten zwrócił się bezpośrednio do niej. Słysząc jak ponownie nazywa ją księżniczką, na niewielką chwilę zmrużyła oczy. Szybko jednak do niej dotarło, co było tego powodem. Gdy byli sami mogli zwracać się do siebie po imieniu, ale nie wtedy, gdy otaczali ich inni zawszanie, to by mogło zacząć wywoływać niepotrzebne plotki. Sama przecież nie była do końca pewna co czuje do Edwarda, poza tym, że bardzo lubiła księcia, może nawet bardziej niż powinna. Gdy napomniał o tym, że do wieczora nie będzie innego posiłku znów spojrzała na swój koszyk. Wiedziała, że może tego żałować, ale nadal jej żołądek odmawiał jej posłuszeństwa. Mimo, że nic już się nie działo i była tu bezpieczna, ona się tak nie czuła. Nadal wyczuwała ból na ręce, zupełnie jakby ktoś ją nadal ściskał. Wciąż widziała te obrzydliwą twarz nigdziarza przed oczami. W jednej jednak chwili to wszystko przeminęło, a jej myśli wróciły tam gdzie powinny być.

     

    Nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć księciu, bo krzyk, który wydała z siebie Lucinda sprawił, że zupełnie zamarła nie wiedząc co się dzieje. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że powód dla którego księżniczka zaczęła tak wrzeszczeć znajdował się tuż za nią. Walcząc z samą sobą po niedługiej chwili odwróciła wzrok, a to co zobaczyła sprawiło, że stała się bardziej blada niż kiedykolwiek. Cała krew odpłynęła z twarzy dziewczyny, widząc jak jej współlokatorka Stephanie walczyła z jakąś wstrętną straszną rudą dziewczyną. Wcześniej myślała, że to włosy Czytelniczki są dramatem, ale widząc te zniszczone rude włosy szybko zmieniła zdanie. Na dodatek w walce uczestniczył ten znajomy Alana, Aidan czy jakoś tak. Nie zapamiętała jego imienia, bo nie wydawało jej się ono do tej pory istotne. Mimo to nawet oboje nie potrafili uspokoić wściekłej wiedźmy. Widziała krew na twarzy swojej współlokatorki, na co jeszcze bardziej zdębiała. Myślała, że to, co ją spotkało było straszne, ale to było niczym wobec obecnej sceny. Ta wiedźma była o wiele bardziej agresywna niż tamten nigdziarz i nie potrzebowała noża by być groźną. Nie przepadała może i za Stephanie, ale nie życzyła jej czegoś takiego.

     

    Po raz kolejny dzisiejszego dnia mogła się przekonać jak niebezpieczni są nigdziarze i że nie ma dla nich granic by ich zaatakować. Sophie skuliła się cała przerażona, nie wiedząc jak właściwie zareagować. Nie była w stanie nawet krzyczeć. Wcześniejsze doświadczenie i teraz to, sprawiło, że dziewczyna po prostu zamarła z przerażenia. Właśnie wtedy też zobaczyła jak książęta niczym prawdziwi rycerze idąc pomóc jej współlokatorce i przegonić agresora. Na tym jednak nie stanęło, bo zaraz pojawiły się także wilki, ale sytuacja nie wyglądała na taką, która ma się zaraz uspokoić było wręcz daleko do tego. Wściekłość Ambrosiusa była słuszna, wilki miały panować nad nigdziarzami, tymczasem już drugi raz dopuściły do tego by ci ich zaatakowali.

     

    Właśnie w tamtej chwili wszystko stało się tak szybko, że dopiero po krótkim momencie dotarło do dziewczyny co się dzieje. Widziała jak cześć nigdziarzy spycha wilki z drogi, ale nadal nie mogła w to uwierzyć. Przerażona i sparaliżowana patrzyła jak nigdziarze coraz liczniej wdzierają się na ich stronę. W jednej chwili cały spokojny obiad zmienił się w jeden wielki chaos, nad którym już nikt nie panował. W końcu nie dała rady i przerażona zaczęła wrzeszczeć jak opętana, widząc jak wszyscy wokół niej się biją. Skulona nie potrafiła nawet drgnąć. Słyszała jak Edward i Abraxas kazali im uciekać, ale gdzie? Nigdzie nie było teraz bezpiecznie. Cała polana przypominała pole bitwy jakiej nigdy wcześniej nie widziała, dorastając do tej pory w bezpiecznym pałacu.

     

    Nagle spostrzegła jak jakiś obrzydliwy nigdziarz rzucił się na Abraxasa, ten także wyglądał znacznie groźniej niż ten, który napadł ją wcześniej. Poczuła nagle jak Vivienne zaczyna chlipać w jej ramię i wcale się jej nie dziwiła. To był jej książę i mimo, że był dzielny bała się o niego. Sophie chwilę się zastanawiała czy powinna podbiec do nich i spróbować kopnąć tego nigdziarza by na chwilę odwrócić jego uwagę. Widząc jednak jego szamotanie z księciem była zbyt przerażona by cokolwiek zrobić. Drżącym ramieniem objęła przyjacielsko Vivienne, chcąc jej dodać wsparcia i wtedy stało się na całe szczęście to, Edward niczym prawdziwy baśniowy bohater ruszył by wspomóc księcia i razem zdołali poskromić strasznego nigdziarza, na co dziewczyna patrzyła z narastającą ulgą.

     

    Crystal

    Mimo, że odległość była dość spora, dziekan Crystal nie pozostała ślepa. Już w czasie obiadu jeden z jej kruków siedział na gałęzi i obserwował wszystko. Gdy tylko zaczęła się awantura, ptak zleciał z gałęzi lecąc do swej pani. A gdy tylko wrócił usiadł na jej ramieniu powoli znikając. Nie mogła co prawda słyszeć co się dokładnie stało, ale mogła zobaczyć cały przebieg wydarzenia z perspektywy swego niedawnego pupila. Na początku zobaczyła głupie zaczepki Christiana, które niewiele ją interesowały.

     

    Coś innego jednak zwróciło jej uwagę. A była to niepozorna krucha Adelia. Widziała jak jej zawszańska przyjaciółka prowadzi ją do stołu innych zawszan. W pewnym momencie zauważyła jak ta zawszanka odchodzi za jakimś księciem, a potem dzieje się coś dziwnego. Chwilę był spokój, ale tylko chwilę, bo widząc reakcje wszystkich przy tym stole była pewna, że doszło do jakiegoś nieporozumienia. Adelia wróciła tam gdzie jej miejsce i wtedy za nią przyszła tam Margo. Czyżby ruda nigdziarka chciała się za nią zemścić? To w jej odczuciu nie miało zupełnie sensu. Poznała już trochę jej charakter i jak znała Margo, wiedziała, że ta jedynie by coś nagadała Czytelniczce. Nie... tu musiało chodzić o coś zupełnie innego. Cokolwiek to było, zaczęło się od powrotu Adelii do nigdziarskiej strony. Jakby więc nie patrzeć, Adelia najwyraźniej w pewnym sensie to zaczęła. Czy mogła cały ten czas się co do niej mylić? Mogła co prawda interweniować natychmiast, a przy tym to przerwać, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, uznając, że poczeka jeszcze chwilę, obserwując jak rozwija się przy tym sytuacja.

     

    Alan

    Słysząc wdzięczność Elisabeth, uśmiechnąłem się do niej ciepło. Widzieć jej uśmiech było dla mnie największą nagrodą. Zastanawiał mnie trochę system władzy jej krainy. Rada starszych? To znaczyło, że rządziła u niej jakaś grupa starych magów lub mędrców? To było interesujące. Będę z nią musiał o tym pewnego dnia porozmawiać, jeśli będzie ku temu okazja. Zaraz przestałem o tym rozmyślać, słysząc dźwięk, który teraz dochodził z polany. Zmarszczyłem lekko brwi w zastanowieniu. Nie byłem do końca pewny co, ale coś mi się nie podobało w tym dźwięku. Na dodatek miałem wyjątkowo złe przeczucia. Zwróciłem ponownie wzrok na Elisabeth, gdy zaczęła mówić o Sophie i lekko się uśmiechnąłem. Bardzo chciałem by ta więź nie zanikała. Mimo to czasem nie byłem już pewny, co o mnie jeszcze myśli Sophie. Miałem wrażenie, że na lekcji dziekan Dovey była na mnie zła, a teraz jeszcze ten atak, a ja nawet jej nie pomogłem. Co do jednego Elisabeth miała racje musiałem z nią porozmawiać. Znów na nią spojrzałem i chciałem jej coś jeszcze powiedzieć, ale w jednej chwili zamarłem.

     

    Nie było nas zaledwie chwilę, a to wystarczyło by wszystko zmieniło się nie do poznania. Oczywistym było, że to nie była nasza wina. Jak jednak mogło do tego dojść? Zawsze wiedziałem, że nigdziarze są okrutni, ale nie sądziłem, że posuną się do czegoś takiego. Patrzyłem jak wszyscy nawzajem ze sobą walczą, nie wiedząc już gdzie są sojusznicy, a gdzie wrogowie. Nagle coś do mnie dotarło... Sophie? Gdzie była moja kuzynka? Zacząłem się rozglądać, widząc, że Elisabeth też już nie ma w pobliżu. Odetchnąłem z ulgą szybko ją dostrzegając. Dogoniłem ją prędko, nie do końca wiedząc co chce zrobić. Dopiero po chwili spostrzegłem do kogo idziemy. Nadal w szoku spoglądałem na obie księżniczki. Nie było dobrze, Elisabeth znów dała się ponieść emocjom, zupełnie jak w Galerii Dobra. Nie zauważając najwyraźniej, że księżniczka Magdalene nietypowo wyraża emocje. Nie rozumiałem dlaczego Adelia wróciła do nigdziarzy. To nie miało żadnego sensu. Na dodatek Stephanie zaatakowana... Byłem pewny, że Aidan nie patrzył na to z boku i na pewno stanął w obronie księżniczki, ale nigdzie ich nie widziałem w tym chaosie. Zaraz zwróciłem ponownie wzrok na księżniczkę Magdalene, widząc smutek w jej oczach.

     

    - Księżniczko proszę nie bierz tego do siebie - próbowałem jakoś załagodzić to napięcie - Elisabeth nie jest na ciebie zła, to po prostu emocje i... - Nie dokończyłem, zauważając, że Elisabeth nie ma już w pobliżu.

    Zacząłem się za nią rozglądać, czując przy tym narastającą panikę, ale zamiast niej dostrzegłem Sophie, która stała przerażona z dwoma innymi zawszankami. Cała trójka była tak przerażona, że nawet nie widziały jak zbliża się do nich jeden z nigdziarzy. Nawet książęta pochłonięci walką tego nie widzieli. Odległość była duża i mogłem nie zdążyć na czas. Nie na pewno tak nie będzie drugi raz, pomyślałem zaciskając wściekle pięści. W jednej chwili zacząłem biec najszybciej jak mogłem, zostawiając księżniczkę Magdalene pod opieką jej brata. W tym właśnie momencie nigdziarz chciał złapać za ramię Lucindy. Już unosił ku niej rękę, ale w ostatniej chwili wpadłem na niego całym swoim ciałem przygniatając go do ziemi. Wszystkie trzy księżniczki spojrzały na nas przerażone, słysząc koło siebie huk. Wpatrywały się jak siłuje się z nigdziarzem, aż nagle nie uderzyłem go z całej siły pięścią w głowę, sprawiając, że go zamroczyło. Powoli się podniosłem z nigdziarza patrząc na niego wściekle.

     

    - Alan! - krzyknęła przerażona i rozdygotana Sophie, ale najwyraźniej ucieszyła się na mój widok.

    - Sophie, posłuchaj, zabierz Vievienne i Lucinde jak najdalej, tu nie jest bezpiecznie. Musicie się oddalić od tej wojny - chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy zobaczyłem coś co mnie przeraziło i bez słowa wyjaśnienia znów zacząłem biec teraz w kierunku strony nigdziarzy.
     

    Sophie nic z tego nie rozumiała, patrząc jak jej kuzyn z furią nagle odbiega na stronę nigdziarską, ale zrobiła jak mówił, szybko zaczęła odchodzić jak najdalej z pozostałymi zawszankami. Ostatni raz spojrzała na ogłuszonego nigdziarza. Cieszyła się w duchu, że chyba Alan o niej nie zapomniał.

    W międzyczasie wbiegłem wprost na stronę nigdziarzy, widząc jak jeden z nich trzyma łapę na szyi Elisabeth. Byłem pochłonięty furią, widząc jak ta niesamowita księżniczka traci w jednej chwili wszystkie siły. Wiedziałem, że jeśli tylko coś jej zrobi, to utnę mu parszywy łeb. W jednej chwili z niezwykłą furią uderzyłem go z całej siły pięścią w żebro, sprawiając, że ten ją uwolnił. Odsunąłem Elisabeth jak najdalej od niego. Byłem tak wściekły, że ponownie rzuciłem się na nigdziarza podnosząc go na równe nogi i nie dając mu przy tym dojść do siebie. Szarpałem z gniewem za jego mundurek zamiast sprawdzić czy wszystko z nią dobrze.

     

    - Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnąłem w jego kierunku.

     

    Patrzyłem prosto w jego oczy zimnym wzrokiem, takim, który mógłby zmrozić serce. Mimo to ten dziwny chłopak nawet nie drgnął na chłód mojego spojrzenia, a tylko wpatrywał się we mnie niezwykle spokojnie. Przynajmniej tak mógłby pomyśleć jakiś obserwator poboczny. Widziałem w jego oczach wrogość i to nie byle jaką. Był na mnie wściekły, najwyraźniej za to, że odważyłem się go dotknąć. Dostrzegłem jak ten kładzie mi dłoń na klatce piersiowej, nie do końca rozumiałem co robi, aż poczułem niezwykłe gorąco, paliło mnie tak mocno, że musiałem puścić nigdziarza i cofnąć się do tyłu. Opuściłem wzrok na swój mundurek, widząc wypaloną w nim dziurę w miejscu, w którym mnie trzymał, widziałem nawet swoją skórę pod wypalonym materiałem. Magia nie mogła jeszcze działać, więc jak? Kim on był? Równie szybko odwróciłem wzrok, słysząc znajomy głos profesor Dovey. Nic nie powiedziałem, patrząc jak za nią wyłania się druga dziekan, której twarz nie wyrażała żadnych emocji. Miałem wrażenie jakby trochę ją bawiło to całe przedstawienie. Zwróciłem zmartwiony wzrok na Elisabeth i powoli podszedłem do niej i Adeli.


    - Wszystko dobrze? – spytałem troskliwie i ze szczerym zmartwieniem, nawet nie myśląc o tym czy ignorowałem w ten sposób dziekan. Teraz to księżniczka była dla mnie najważniejsza.

  17. Thomas

    Widząc wyraz twarzy Elviry, chłopak lekko zmrużył oczy. Czyżby właśnie przeciągnął strunę? Dziewczyna, mimo, że wychowała się w zawszańskiej rodzinie jak do tej pory nie wykazywała żadnych większych emocji. Nie czuła strachu przed Christianem mimo jego licznych ataków i prób zastraszania. Nawet Raver jej nie przerażał ani żaden inny uczeń. Wciąż pokazywała się wszystkim ze stoickiej strony, tylko czasami chytrze się uśmiechając. Była tylko jedna sytuacja kiedy zobaczył, u niej strach, a było to na lekcji Kastora. Dostrzegł, że dziewczyna bała się wysokości, ale nie chciał tego na razie wyciągać na wierzch. Nie przewidywał jednak, że nawet obecny temat może obudzić demony, których nie spodziewał się w niej.

     

    Gdy nagle spostrzegł jak ta wyciąga rękę i chwyta go za mundurek zmrużył na chwilę oczy. Spojrzał jej dopiero w twarz, gdy otworzyła usta. Ton jej wypowiedzi dawał mu pewne domysły. Dziewczyna, choć zawsze taka spokojna najwyraźniej z jakiegoś powodu nie chciała rozmawiać o rodzicach. Zastanawiał się, czy to dlatego, że w nigdziarskiej szkole mogła wstydzić się swojego pochodzenia. Nie to na pewno nie to, zwłaszcza, że na śniadaniu bez mrugnięcia okiem przyznała się przed wszystkimi do swojego zawszańskiego pochodzenia. Musiał być jakiś powód jej niechęci do pytań, które zadał. Zresztą, co go to miało obchodzić? Miał własne problemy. A jednak, z jakiegoś sobie nieznanego powodu chciał wiedzieć co się za tym kryje. Słysząc jak ta napomina o jego głupocie zmarszczył wściekle brwi. Nie ruszyło go to tak bardzo jak chwila, gdy przytoczyła sprawę jego rodziców. Nienawidził, gdy ktoś to robił, tak jak ostatnim razem zrobił to Bestia w sali udręki. Powinien ją teraz złapać za rękę, którą go trzymała i pociągnąć ją w dół żeby dostała nauczkę, ale nie potrafił tego zrobić, nadal nie wiedział dlaczego, mimo to były świadomy, że musiał w końcu poznać ten powód.

     

    W chwili, gdy skończyła mówić i odeszła, Thomas chwilę stał wbijając wzrok w schody. Nic nie musiał jej udowadniać. A to co powiedziała nie miało sensu. Tylko ktoś głupi nie zadaje pytań i na wszystko się zgadza. Jeśli ona uważa, że trafiła na takiego, to chyba faktycznie powinna sobie poszukać kogoś innego do służby. Nic już nie powiedział, a tylko ruszył powoli za dziewczyną. Nie wiedział nadal dlaczego, ale mimo gniewu nadal to robił, to było silniejsze od niego. Powoli zbliżał się do nigdziarki w milczeniu, ale gdy był już jej blisko, ta na niego nagle wpadła, przez co sam niemal stracił równowagę, nie będąc na to zupełnie gotowym. Spojrzał nieco teraz zdziwiony na dziewczynę i kilka razy mrugnął, próbując dojść do siebie. Wtedy też dostrzegł powód dla którego Elvira na niego wpadła.

     

    - Wszystko w porządku? - Mimo niedawnej wściekłości spytał niezwykle spokojnie, a przez bliską odległość, ona mogła poczuć jego oddech na karku. On za to czuł jak jej serce waliło jak oszalałe, ale do końca nie wiedział co powinien zrobić. Gdyby zapewne był księciem, to by ją teraz przytulił i zaczął szeptać do ucha, że już jest bezpieczna i on przy niej jest, czy inne tego typu bzdury. On nie był księciem, a Elvira nie była jego księżniczką, co sama zresztą dobitnie stwierdziła wczorajszego wieczoru. Poza tym, nie sądził by Elvira nawet w takiej chwili miała ochotę by ktoś ją przytulał, dlatego położył tylko dłoń na jej ramieniu bardziej w geście wsparcia niż troski. Jego wzrok ponownie przeniósł się na dziurę. - Nawet jak na szkołę zła to nieodpowiedzialne - stwierdził, wciąż na nią patrząc, a przy tym przypominając sobie strach Elviry na wieży. Był niemal przekonany, że nie chciała nawet minąć tej dziury, ale byłoby głupotą teraz zawracać, zwłaszcza gdy pokonali tak wiele drogi. - Jestem od ciebie cięższy i myślę, że powinienem pójść przodem, wtedy się upewnimy czy to wytrzyma i dziura się nie poszerzy. Słuchaj... to może zabrzmieć dziwnie, ale możesz też na wszelki wypadek trzymać mnie za rękę. Jeśli załamie się pod tobą grunt, zdołam cię wciągnąć, a jeśli będzie inaczej i pode mną się załamie, to mnie puścisz żebym nie pociągnął ciebie za sobą i będziesz miała szansę się wycofać - powiedział niezwykle spokojnie jak na tą sytuacje przy okazji wyciągając dłoń w jej stronę. Głupio się z tym czuł, ale może tak pomoże jej tam przejść mimo lęku jaki czuła. Wiedział, że w czasie strachu potrzebne było wsparcie, ale Elvira była zbyt dumna i nigdy nie przyzna się do strachu ani nie poprosi go o pomoc, ale może w taki sposób się uda. Miał wrażenie, że to trochę zabawne. Przed chwilą był na nią wściekły, myślał nawet o zrzuceniu jej ze schodów, a teraz bał się o nią i na swój sposób troszczył. Nic nie miało tu sensu.

     

    Christian

    Przez całą drogę chłopak szamotał się na ramieniu wilka. Próbował ze wszystkich sił się wyrwać. Nie należało mu się to wszystko. Dostał karę, bo zaatakował jakąś słabą żałosną zawszankę? Powinni mu być wdzięczni, że dał jej szkołę życia. Gdy jednak wilk przycisnął twarz Christiana do swojej sierści, szybko przestał gadać. Zwłaszcza, gdy trochę wilczej sierści wpadło mu do ust. Starał się teraz myśleć o czymś przyjemnym, wiedząc, że już na pewno nie ucieknie i by odgonić własne ponure myśli. Jedyna przyjemna myśl jaka formowała mu się obecnie w głowie, to strach tamtej zawszanki. Jaka ona była żałosna, mimo wszystko to było warte wszystkiego by zobaczyć jej bezbronną twarz pełną strachu. Teraz już zawsze będzie się go bała.

     

    Z zamyślenia o tym wydarzeniu wyszedł dopiero, gdy wilk wrzucił go do sali udręki. Rozejrzał się niepewnie czując znajome nieprzyjemne zapachy. Podskoczył dopiero z chwilą, gdy usłyszał jakże znajomy, a przy tym i znienawidzony głos. Gdy Bestia skończył czytać oskarżenia i powiedział mu o karze jaka go czeka, chłopak się lekko cofnął do tyłu, starając się uniknąć potwora. Chciał pobiec w kąt lochu, ale nim zdołał to zrobić poczuł łapsko bestii na swoich rękach. Wielka łapa potwora, bez problemu przytrzymała jego dwie.

     

    Kara nie trwało długo, a mimo to miał wrażenie jakby minęła wieczność. Każdy cios bestii sprowadzał coraz więcej bólu. W całej sali słychać było jego żałosne jęki i dopiero, gdy bestia skończył, Christian zamilkł. Upokorzony i wyrzucony z sali udręki szedł cały obolały przed siebie, myśląc teraz tylko o jednym. To wszystko była jego wina pomyślał o księciu, który zaatakował go jako pierwszy. Tamta księżniczka była jego. Następnym razem, gdy ją znowu dorwie samą zrobi jej bliznę na twarzy żeby już na zawsze o nim pamiętała, a gdy tamten za każdym spojrzy w jej twarz również będzie wspominał Christiana i to, że nic nie zrobił by to zatrzymać.

  18. Sophie

    Nie wiedziała do końca co myśleć, gdy czuła na swoim nadgarstku dotyk księcia. Nigdy jeszcze się tak nie czuła. Było to na pewno przyjemne, ale jeszcze nigdy nie pozwalała nikomu przekroczyć pewnych granic, a dotyk się do nich zaliczał. Właściwie to ani razu jej nie przeszkadzało, gdy Edward to robił, a było to wręcz miłe. Miała wrażenie, że ta chwila mogłaby dla niej trwać wiecznie. Na dodatek czuła, że książę naprawdę słuchał tego co ma do powiedzenia i chciał znać jej zdanie. Dawno nie czuła się tak zauważona jak teraz. Na dworze królewskim niemal zawsze czuła się niczym tło. Jej zdanie rzadko kiedy miało znaczenie, w końcu nie była dziedziczką. W takich chwilach zawsze wiedziała jaka przepaść dzieli ją i Alana, dlatego czuła jeszcze większą niechęć do swojego kuzyna. Nadal w głowie chodziły jej słowa Edwarda, że nie poradziłaby sobie jako dziedziczka, czy książę mógł mieć racje? Wciąż ją to dręczyło.

     

    Na niewielką chwile wychwyciła wzrok Vivienne widząc w nim złość, która trwała krótki moment nim zajął się nią Abraxas. Gdyby nie to, że potrafiła zauważać niemal każdy szczegół, zapewne by tego nie dostrzegła. Nie rozumiała do końca skąd ta złość. Przecież przy śniadaniu sama uważała, że Edward jest nią zainteresowany, a teraz coś jej przeszkadzało? Czy mogło chodzić o Emeralde? Nie była w stanie nad tym myśleć długo, nadal czując dotyk księcia i jego szczupłe palce na swoim nadgarstku. Przyglądała się również emocjom, które pojawiały się na jego twarzy, gdy zaczęła mówić. Gdy zobaczyła rysujące się u niego zmartwienie nie była przez chwilę pewna, czy nie powiedziała czegoś nieodpowiedniego, ale równie szybko spostrzegła jego smutek, zmieniający się zdziwienie, a samo zdziwienie w radość, na co poczuła ulgę. Musiała przyznać, że uśmiech na twarzy księcia niezwykle mu pasował. Uwydatniał jeszcze bardziej jego niesamowitą urodę. Z chwilą, gdy zabrał swe dłonie, miała wrażenie, że nadal by chciała czuć jego dotyk. Słysząc jak mówi, że jest dobrą księżniczką, na niewielką chwilę opuściła wzrok, znów wracając wspomnieniami do chwili, gdy kiedyś uratowała kuzyna. Nadal czuła się źle z powodu tego co zrodziło jej się wtedy w głowie. Czy naprawdę mogła to wtedy zrobić? Wciąż dręczyło ją to w myślach.

     

    Równie szybko przestała o tym rozmyślać i wróciła do swojego normalnego stanu. Sięgnęła delikatnie po swój koszyk, ściągając z niego serwetkę, ale kątem oka patrzyła jeszcze chwilę na Edwarda. Nawet gdy jadł wyglądał tak niesamowicie. Czy była jakaś chwila, że ten książę tak nie wyglądał? Zagryzła lekko wargę. Wciąż łapała siebie na takich myślach. Czy ona naprawdę mogła być nim zauroczona? Nadal nie była pewna czy postąpiła jak należy. Bała się, że Emeralda mogła skraść względy Edwarda, jeśli tak było, to czy zrobiła dobrze stając w jej obronie? Coś jej kazało to zrobić, ale nie wiedziała co. Sięgnęła dłonią do koszyka by wyjąć sałatkę, gdy jednak miała już to zrobić, nagle dłonie zaczęły jej się trząść. Nie była nawet w stanie utrzymać teraz jedzenia. Spoglądała dobrą chwilę na swoje ręce nie rozumiejąc powodu swojego obecnego strachu, nigdziarza już przecież tu nie było.

     

    - Nie jestem głodna - wydusiła z siebie w końcu, odsuwając przy tym koszyk, a wzrok wbiła w stół. No tak... mimo wsparcia najwyraźniej nadal to czuła. Przed oczami widziała tego obrzydliwego nigdziarza i to co zrobił, mimo, że teraz mogło się to wydawać absurdalne. Nigdy jeszcze nie była w takiej sytuacji jak wtedy. Nie była do końca pewna jak długo jeszcze potrwa jej szok. A jeśli ten nigdziarz będzie w jej grupie podczas lekcji przetrwania i będzie chciał się na niej zemścić? Nie wiedziała z kim z zawszan będzie w grupie i czy znowu jej ktoś wtedy pomoże. Na samą myśl ściskało ją ze strachu w żołądku.

     

    Alan

    Spojrzałem kątem oka na Elisabeth, słysząc, że ta próbowała coś powiedzieć. Obserwowałem w ciszy jej ruchy rękami. Jedna z moich myśli nagle wyszła mi nad inne. A mianowicie jak pięknie wyglądała na tle tej polany. W momencie gdy wspomniała, że Adelia twierdziła, że patrzę na nią nieprzyjemnie lekko zmrużyłem oczy. Fakt miałem niepewność przez chwilę co do niej, ale przecież nie robiłem nic takiego dzisiaj, a wtedy to była tylko chwila wątpliwości. Dlaczego w ogóle coś takiego powiedziała? Zupełnie nic z tego nie rozumiałem. Słuchając dalej o Adelii zaprzestałem o tym rozmyślać. Dziewczyna cały czas wyglądała na słabą, ale nie sądziłem, że była aż tak chorowita, to naprawdę straszne, że tak ją traktowano. Na dodatek opieka ze strony jej mamy... W Akademii Zła nie mogła doświadczać takich rzeczy, to pewne. Zapewne nigdziarze ją dręczyli tak samo jak inni uczniowie ze świata Czytelników, a nawet bardziej, nic dziwnego, że tak bardzo chciała by Elisabeth ją znów chroniła. Elisabeth szybko zmieniła temat, na Sophie i znów lekko posmutniałem, przynajmniej do czasu, aż nie powiedziała o jej parasolce. Delikatnie się uśmiechnąłem i nie mogłem się dziwić jej i Stephanie, że tak pomyślały, w końcu to mogło wydawać się dziwne komuś kto jej tak nie znał. Gdy napomniała, że prawię dziś parasolka Sophie się złamała, spojrzałem zszokowany na nią. Wolałem sobie nawet nie wyobrażać co by się stało gdyby spełnił się ten najgorszy scenariusz. Słysząc jednocześnie, że Elisabeth uratowała wtedy sytuacje znów spojrzałem na nią ciepło. Była tak niezwykła, nigdy jeszcze nie spotkałem kogoś takiego jak ona. W momencie, w którym wspomniała o całusie, o którym wcześniej mówiłem, lekko się zarumieniłem. Choć miałem wielokrotnie szanse, to zawsze chciałem to zachować dla kogoś wyjątkowego.. Patrzyłem na nią dobrą chwilę, aż wyciągnąłem dłoń do jej policzka, a następnie ogarnąłem włosy za jej ucho. Znów wpatrywałem się w nią do czasu, aż zbliżyłem wargi do jej policzka, składając na nich delikatny pocałunek. Po niedługiej, zarazem magicznej chwili odsunąłem wargi, znów ją obserwując, aż powoli nie wstałem, otrzepując się przy tym z trawy.

     

    - Może i nie urodziłaś się księżniczką, ale myślę, że byłabyś niesamowitą królową, a ten, który kiedyś zdobędzie twoje serce... - Na chwilę opuściłem wzrok czując dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Potrzebowałem niewielkiej chwili aby znów zebrać się w sobie - Będę z pewnością mu zazdrościł jego szczęścia. Dziękuje za to co dla mnie zrobiłaś - Powoli wyciągnąłem dłoń w jej stronę i znów chwilę na nią patrzyłem wyraźnie zakłopotany, aż w końcu się nachyliłem by chwycić jej dłoń i pomóc jej wstać. - Teraz pozwól, księżniczko, że odprowadzę cię na miejsce - Uśmiechnąłem się do niej, a gdy szliśmy jeszcze szepnąłem lekko do jej ucha. - Zrobię, co mogę by pomóc tobie i Adelii, Elisabeth, obiecuje, że pomogę wam za wszelką cenę wrócić do domu – Choć nie chciałem się z nią rozstać, to jej szczęście było dla mnie najważniejsze. Mimo, że sama myśl, że nigdy więcej jej nie zobaczę sprawiała mi okropny ból.

  19. Thomas

    Odpowiedź ze strony Elviry go zaskoczyła. Myślał, że choć trochę zdoła zaburzyć jej tok myślenia, ale ta miała gotową odpowiedź już po jego pierwszym zdaniu. Mimo wszystko dalej kontynuował, zastanawiając się czy choć trochę zdoła podważyć jej rozumowanie. Jednak nic na to jak do tej pory nie wskazywało. Dziewczyna zawsze była krok przed nim i wszystko wskazywało, że teraz będzie podobnie o czym się przekonał, gdy w końcu doszła do słowa. Oczywiście nie mógł zaprzeczyć. Po pierwszym dniu nie można było stwierdzić kto jak dobry jest. W końcu choćby co niektórzy mogli zacząć odkrywać swoje talenty, nawet lepsze niż zostały do tej pory pokazane, dzięki czemu mogli zdobywać wysokie miejsca choćby na lekcjach dziekan.

     

    Właśnie chciał wejść za dziewczyną na schody, ale ta zaraz mu zagrodziła drogę i ponownie stali teraz twarzą w twarz. Gdy usłyszał jej pytanie otworzył szeroko oczy. Kiedy jeszcze był dzieckiem, mama mu chyba kiedyś coś mówiła, że jest jej małym księciem i jak dla niej powinien trafić pewnego dnia do Akademii Dobra, o której mu opowiadała do snu. To było tak dawno temu, że nie był już pewny czy może coś przekręcił. Jeśli chodzi o Akademię Zła, to wiedział tylko tyle ile usłyszał z opowieści ludzi i mówiąc szczerze niewiele go obchodził ten temat. Wcale nie miał ochoty tu trafiać. W momencie kiedy Elvira wspomniała o tym, że chciała tu trafić, mając zaledwie jedenaście był więcej niż zaintrygowany. Miała dom i kochającą rodzinę, więc po co jej życie w tej zatęchłej norze? Nie skończyła na tym, bo dalej mówiła, a chłopak czuł coraz większe zainteresowanie. A więc jeśli skończy jako sługus nie musiał kończyć jako troll czy inne dziwadło? Oczywiście, jeśli zgodzi się zostać sługusem Elviry. Czy chciał nim być? Jako sługus musiałby słuchać swego nowego pana, nawet jeśli w nic go nie zmieni, nie będzie już wolny jak do tej pory, zawsze będzie zależny choćby od tej dziewczyny, co nie bardzo mu do końca odpowiadało. Nie pozwalał sobie narzucać cudzej woli. Nie chciał też być mogryfem. Nie miał zamiaru kończyć jako pies czy inne zwierze lub co gorsza roślina. Jako lider wszyscy byliby zależni od niego i byłby wolny, nie było by nad nim cudzej woli. A mimo to czuł, że liderem mógł być dla siebie, a nie dla innych. Nie miał zdolności przywódczych i dobrze o tym wiedział. Uniósł wolną dłoń by dotknąć kamienia na szyi. Mógł mieć jednego towarzysza, ale z całą bandą by sobie nie dał rady. Mimo, że dziewczyna najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi od niego, bo szła dalej ten zdecydował się coś powiedzieć.

     

    - Nie chciałem tu wcale być - powiedział ponuro. - Staram się tylko przeżyć. Nie mam celu, chyba, że takim nazywasz po prostu egzystencje. Czasem zdarza mi się zrobić komuś krzywdę - Przypomniał sobie Christiana i jego obitą twarz. - Jednak nic nie dzieje się bez powodu. Każda przyczyna ma skutek - Wzruszył lekko ramionami. - Nie obchodziła mnie Akademia Zła, bo to nigdy nie była moja sprawa, gdyby to ode mnie zależało już dawno bym się stąd wyniósł i wrócił do swojego normalnego życia - nagle zmrużył delikatnie oczy i spojrzał na nią wyjątkowo zimno. - Pewnego dnia kogoś znajdę wymorduje ich jednego po drugim, a wtedy jedyny cel jeśli można to tak nazwać się dla mnie zakończy. Zawsze byłem wolny i nie pozwalałem sobą rządzić, dlaczego sądzisz, że teraz będzie inaczej? Bo Baśniarz mi karze? Dyrektor? A może nauczyciele? - Zmarszczył brwi i nagle zbliżył się do Elviry najwyraźniej nie czekając na odpowiedź. - A co jest z tobą Elviro? - spytał tak, że teraz ona mogła poczuć jego oddech, co ciekawe nie cuchnął chłopak musiał dbać w jakiś sposób o higienę jamy ustnej, bo czuć było mięte. - Miałaś wszystko. Dom i kochających rodziców i porzuciłaś to wszystko dla tego? - Wskazał ręką na Akademię Zła. - Masz w tym własne cele, a może masz okres buntownika i chcesz pokazać rodzicom, że jesteś niegrzeczną dziewczyną, która sama sobie radzi i ich nie potrzebuje? - Odsunął głowę od dziewczyny tak jak wcześniej i dalej za nią szedł. Mimo że czuł się skrępowany przed chwilą to bliskością o czym mogła świadczyć choćby kropla potu na jego szyi, to mimo to starał się tego nie okazywać.

  20. Sophie

    Gdy poczuła na sobie oba ramienia Edwarda, mocniej przytuliła się do ramienia księcia, ale gdy nagle poczuła na swojej głowie naprawdę delikatny dotyk jego warg cała się zarumieniła. Jeszcze nigdy nikomu nie pozwoliła na aż taką bliskość jak teraz temu księciu. Pomimo strachu, który nadal czuła pojawiło się coś jeszcze i było to naprawdę przyjemne uczucie. Nie miała okazji bardziej zastanowić się nad tym uczuciem, bo zaraz usłyszała dźwięczny głos księcia. Uniosła wzrok, spoglądając teraz na jego przystojne oblicze. Nie była pewna czy byłaby w stanie iść sama, bo nadal przeszywał ją obraz tego wstrętnego nigdziarza, dlatego też oparła się na ręce księcia. W milczeniu szła, opierając się na nim i słuchając każdego jego słowa. Jednak to dopiero jego ostatnie słowa sprawiły, że dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Czy to miało znaczyć, to co myślała? Nie, to byłoby zbyt piękne, na pewno po prostu coś źle zrozumiała.

     

    W końcu dziewczyna usiadła w milczeniu, wbijając przy tym wzrok w ławkę nadal starając się dojść do siebie po tym wszystkim. Właśnie wtedy też, poczuła jak ktoś łapie ją za dłoń. W pierwszej chwili miała ochotę krzyknąć i odskoczyć, bo nagle znów powrócił jej niedawny obraz tamtego nigdziarza. Na szczęście równie szybko spostrzegła, że ten dotyk był delikatny nie taki brutalny jak wtedy, pokrzepiający. Uniosła wzrok na Constantine i bardzo słabo się do niej uśmiechnęła. Była wdzięczna księżniczce za wsparcie, ale nadal nie doszła jeszcze na tyle do siebie by móc się w pełni uśmiechać. Chwilę później, gdy usłyszała Edwarda, skierowała znów wzrok na księcia. Właśnie otworzyła usta by odpowiedzieć, ale nim dobyło się z niej jakiekolwiek słowo uprzedziła ją Emeralda.

     

    Gdy usłyszała słowa księżniczki niemal cała zdębiała. Najpierw zaatakował ją? Na dodatek groził jej nożem? Teraz sobie zdała sprawę jak to wszystko mogło się skończyć. Wtedy, gdy w geście obrony spoliczkowała nigdziarza, co by było gdyby ten się bardziej wściekł i na niej użył noża? Co wtedy by zrobiła? A mimo to Emeralda sama zdołała uciec, podczas gdy ona nie była w stanie zrobić nic. Nie potrafiła się nawet obronić. Mama Sophie była bardzo dobra w czarach. Kobiety ich rodu dziedziczyły te zdolność po pierwszej władczyni. Natomiast mężczyźni byli w tym znacznie słabsi, dlatego dostawali klejnoty, które miały im pomagać zwalczać tą słabość, to właśnie je umieszczali w mieczach aby te nabierały magicznych właściwości. Sophie, choć pewnie też miała zdolności do magii, to nigdy nie chciała się jej uczyć, oddając się w pełni swojej pasji, magii sztuki. Gdyby może trochę bardziej nad tym popracowała, nie byłaby wiecznie piątym kołem u wozu.

     

    Ku jej zdziwieniu, Edward, choć początkowo wyglądał jakby współczuł Emeraldzie zaraz zmienił swoje nastawienie i zaczął ją winić za wszystko co się stało. Ta księżniczka wiele razy dzisiejszego dnia zaszła Sophie za skórę, nawet niemal doprowadziła ją do płaczu. Przez nią prawie zniszczyła coś co było jej naprawdę drogie i na dodatek przez jej machinacje niemal pokłóciła się z Edwardem. Powinna czuć satysfakcje jej krzywdą i tym, że cała uwaga oraz współczucie księcia były skupione teraz na niej, a nie na Emeraldzie, ale gdy zobaczyła ją na granicy łez, poczuła się wyjątkowo nieprzyjemnie. Nie rozumiała dlaczego, ale ten widok nie sprawił jej takiej satysfakcji jak początkowo zakładała, a nawet jeszcze bardziej pogorszył jej nastrój. Czy nie raz miała takie myśli o niej lub nawet wiele razy o Alanie? A jednak myśli były czymś zupełnie innym niż widzieć czyjś smutek na żywo. Nigdy jeszcze nie sprawiła, że ktoś niemal płakał, w głowie tysiące razy, ale nie w rzeczywistości. Chociaż wiedziała, że to nie ona zrobiła to bezpośrednio, to czuła się po części winna. Emeralde mógł cieszyć jej smutek, ale ona nie była Emeraldą. Nagle dotarł do niej szept Constantine, a chwilę później już spoglądała jak księżniczka idzie pocieszyć Emeraldę. Sama Sophie uniosła delikatnie rękę, którą niedawno brutalnie ściskał nigdziarz aby się jej przyjrzeć. Cały nadgarstek był posiniaczony, jeszcze nigdy nie była w takim stanie.

     

    - Nie - Nagle powiedziała choć nadal słabym tonem. Jej dłonie jeszcze lekko się trzęsły, ale kontynuowała, choć nadal słabo. - Emeralda postąpiła głupio i nierozważnie, ale jestem pewna, że nie wiedziała jak to się skończy - Właśnie wtedy spojrzała ze zbolałym wzrokiem na Edwarda. - Mogła myśleć, że nigdziarz ustąpi po pierwszym nieudanym ataku lub wcale nie chciała o tym myśleć, ale na pewno gdyby wiedziała, że znów zaatakuje, to by komuś o nim powiedziała. Nawet gdybym ja zdołała się mu wyrwać, nie wiem czy bym komuś o tym powiedziała, bo byłabym zbyt przerażona. Nie może możemy już cofnąć tego co się stało... - Zacisnęła trzęsące się dłonie w pięści, a niesforne kosmyki włosów opadły jej na oczy. - Mimo to nie możemy również nazywać Emeraldy współwinną. Ten osobnik sprowadził już wystarczająco zła, nie pozwólmy by panoszyło się ono wśród nas jak zaraza, bo inaczej wygra - uniosła bardziej zaszklone oczy nadal patrząc na księcia. - Proszę... - dodała niemal z rozpaczą. Była teraz na wygranej pozycji, Edward widział ją nie Emeraldę, ale mama zawsze jej mówiła, że kiedyś ktoś ją pokocha tak samo jak ona te osobę i tego pragnęła szczerego uczucia. Chyba coś czuła do Edwarda i chciała by on to odwzajemniał, ale nie w taki sposób. Miłość powinna być szczera, a nie zbudowana na czymś takim. Sama nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Zapewne wiele dziewczyn w pałacu nazwałyby ją idiotką i być może miałyby racje.

     

    Alan

    Wciąż przed oczami miałem obraz przerażonej twarzy Sophie. Zapomniałem o niej, sprawiając tym samym, że została zaatakowana przez jakiegoś obrzydliwego nigdziarza. Nie pomogłem jej, zrobił to Edward, Abraxas, a nawet Ambrosius do którego do tej pory czułem tylko niechęć, a to ja powinienem tam być. Nic mi nie wychodziło tak jak chciałem. Obiecałem wczoraj, że pomogę Elisabeth oraz Adelii uciec i zawiodłem, a teraz nie potrafiłem chronić nawet swoich bliskich. Miałem po prostu ochotę zaszyć się pod ziemię. Nie mogłem znieść samego siebie. W końcu, gdy uznałem, że jestem wystarczająco daleko od innych, usiadłem pod drzewem i w przypływie gniewu wbiłem dłoń w ziemię wyrywając przy tym kilka źdźbeł trawy, a następnie gniewnie cisnąłem je w powietrze. Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałem, bo ktoś koło mnie usiadł, ale nim zdążyłem zareagować poczułem uścisk na dłoni, a chwilę później czułem również jak moje ramię ociera się o ramię Elisabeth. Po niedługiej ciszy nagle zaczęła mówić, nie pozwalając mi przy tym dojść do słowa. Opowiadała mi o swoich odczuciach, gdy widziała jak dręczona była Adelia i poczułem się przez to trochę gorzej, że źle o niej pomyślałem wczorajszego wieczoru. Nawet w świecie Czytelników nie miała łatwo, a co dopiero teraz. Nic dziwnego, że tak bardzo opierała się na wsparciu Elisabeth. Gdy Elisabeth zaczęła mówić mi o Sophie i tym co zaszło miałem wrażenie, że ona w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób potrafiła zrozumieć moje obecne uczucia. W końcu, gdy już skończyła, dając mi odpowiedzieć, chwilę milczałem próbując przyswoić sobie wszystko co przed chwilą usłyszałem, aż w końcu lekko się nie uśmiechnąłem.

     

    - Ucałowałbym ciebie Elisabeth za to co powiedziałaś - powiedziałem ciepło, nie ukrywając przy tym uśmiechu. - Mimo wszystko nie ma tu ani trochę twojej winy, sam zgodziłem się wam pomóc. Jednego jestem pewny, Adelia nie powinna być w Akademii Zła. Ktoś zły nie mógłby zyskać przyjaźni i oddania kogoś takiego jak ty - Znów się słabo uśmiechnąłem spoglądając na zawszan przy stołach. - Nie oczekuje, że ty i Stephanie zrozumiecie Sophie. Wiem, jaka jest, bo znam ją najlepiej, ale nie zawsze tak było - ciężko westchnąłem wracając do tego wspomnieniami. - Mówiłem dziś na lekcji profesor Dovey o tradycji naszego królestwa, ale nikt nie wie jak to jest. Ja wychowałem się sam, bo nawet szlachetnie urodzone dzieci nie mogły być równe dziedzicowi tronu, a co dopiero zwykli mieszczanie. No i Sophie, która nie jest dziedzicem, a została poddana temu samemu wychowaniu co ja. Niewiele ze sobą rozmawialiśmy przed zaczęciem tego wszystkiego, ale wiem, że była bardzo blisko z ciocią, a mimo to, ta zerwała tę więź poddając ją tej samej tradycji co mnie moi rodzice. Nikt nie wie zapewne jak jej jest ciężko. Nie jest dziedzicem tronu, a jednocześnie musiała przechodzić niemal te samą drogę co ja, a to nie jest sprawiedliwe. Gdy Sophie do nas na początku trafiła, pierwszy miesiąc prawie nic nie jadła i nie piła, nie chcąc wychodzić z wieży, aż w końcu z jakiegoś powodu się złamała. Jako, że Sophie była moją kuzynką, jako jedyna była na tyle mi równa by ze mną spędzać czas. Staliśmy się sobie bardzo bliscy, ale późniejsze nauki oraz pałacowe dwórki zaczęły na nią także wpływać zmieniając jej charakter, a mimo to nadal wykazywała troskę o mnie - Znowu się słabo uśmiechnąłem przypominając to sobie. - Czasem mnie to denerwowało i by udowodnić jej, że nie potrzebuje tej całej troski pod wpływem głupiego impulsu wskoczyłem do sadzawki zamkowej, sam nie wiem co chciałem jej wtedy udowodnić, było to tak dawno temu, pewnie był to po prostu głupi pomysł młodego księcia. Całkiem dobrze pływałem i wszystko szło pomyślnie, ale w pewnym momencie zachłysnąłem się wodą i zacząłem opadać na dno. Myślałem, że to już koniec, widziałem już tylko ciemność, aż nagle znów zobaczyłem światło, a następnie twarz Sophie. Cała przemoczona stała nade mną z przerażoną miną, nic nie mówiła, a tylko na mnie patrzyła - Znów spojrzałem na Elisabeth. - Uratowała mi życie, a ja ją dziś zostawiłem bez pomocy. Może udawać kogo jej się podoba i nigdy się do tego nie przyznawać, ale wiem również, że jest bardzo samotna. Moi wujowie nie przyjeżdżają na święta ani jej urodziny, tylko wysyłają prezenty lub przyjeżdżają kilka dni po wydarzeniu. Ostatnim prezentem jakim od nich dostała z głębi serca, była chyba parasolka, którą widać, na co dzień, gdy ją nosi. Nie rozstaje się z nią odkąd miała zaledwie pięć lat, traktuje jak swój talizman - Lekko się skrzywiłem na wspomnienie tego, ale zaraz mówiłem dalej. - Nawet jej nie pożegnali, gdy jechaliśmy do akademii, a teraz pewnie myśli, że nikogo już nie obchodzi - Kiedy skończyłem, znów wbiłem ponuro wzrok w ziemię.

  21. Thomas

    Gdy ramiona dziewczyny zetknęły się z jego, poczuł się nietypowo, miał wrażenie, że po karku przebiegł mu dreszcz, ale jednocześnie wystarczyło, że tylko spojrzał na jej twarz i ten uśmieszek by zapomniał o tym uczuciu. Zacisnął wściekle zęby i zmarszczył brwi, cokolwiek sobie o nim myślała nie miał zamiaru dać się wciągać w jej grę. Nie rozumiał dlaczego zachowywała się tak jakby to wszystko przewidziała. W momencie gdy ich spojrzenia się spotkały, nadal próbował nie dać się jej złamać. Musiał udowodnić jej, a tym bardziej sobie, że nie potrzebuje zarówno tej dziewczyny jak i nikogo innego i że sam może sobie ze wszystkim poradzić.

     

    Gdy zaczęła mówić o Christianie rozluźnił nieco brwi z wyraźnym zainteresowaniem. Nie był do końca pewny jak skończy Christian, ale nie wierzył by ten został czarnym charakterem, tak jak to ten zawsze wszystkim mówił. Zaciekawiło go za to , że dziewczyna woli koty od psów, choć sam nie wiedział do końca dlaczego. On sam lubił zarówno psy i koty ogólnie wolał towarzystwo zwierząt niż ludzi, które nawet często wydawały mu się znacznie mądrzejsze. Równie szybko uwolnił się od kłębowiska myśli, czując delikatną dłoń dziewczyny na swojej piersi. Na chwilę skierował wzrok na dłoń Elviry, ale zaraz znów go uniósł bezpośrednio na nią. Gdy zbliżyła się do jego ucha poczuł na karku gęsią skórkę. Zupełnie nie rozumiał dlaczego, ale przez bliskość dziewczyny czuł się zakłopotany. Słuchał uważnie każdego jej słowa, ale ciężko mu się było skupić przez jej bliskość jak i jej oddech, który czuł na skórze. Jedna myśl wyrywała mu się nad wszystkie inne, że dziewczyna była niesamowicie piękna. Starał się pozbyć tej myśli, ale ta była zbyt silna.

     

    Jego rozmyślanie o tym zakończyło się z chwilą, gdy nagle przestał czuć bliskość dziewczyny i ta wyrwała mu świece z dłoni. Spoglądał w milczeniu jak ta robi pierwszy krok oddalając się od niego. Nie rozumiał dlaczego, ale gdy powiedziała, że go zostawi poczuł delikatne ukłucie w okolicy serca. Nie wiedział zupełnie dlaczego tak było. Czy nie tego pragnął by ta dziewczyna dała mu w końcu spokój? Skoro więc jego pragnienie mogło się spełnić czemu nie czuł radości? Poczuł jednocześnie niezrozumiały dla siebie impuls, gdy zaczęła mówić o przygłupach Ravera. To nowe uczucie przypominało mu gniew, ale jednocześnie czuł, że nie do końca nim było. Jednego był pewny, nigdy czegoś takiego nie czuł. Spoglądał jak dziewczyna odchodzi dobrą chwilę się nie ruszając i wbijając wzrok w swoje stopy, dostrzegając przy tym jak zaczyna otaczać go ciemność. Niespodziewany impuls sprawił, że ten nagle ruszył w kierunku dziewczyny by zaraz ją dogonić, a kiedy tylko to zrobił wyrwał jej świece z dłoni i ponownie otworzył usta.

     

    - Nie mam pojęcia w co pogrywasz, ale nic nie muszę udowadniać, jestem sobą i zawsze byłem - zmarszczył lekko brwi dotrzymując jej kroku. - A jeśli naprawdę myślisz, że te dwa przygłupy Ravera mogą mnie zastąpić, to naprawdę nisko mnie oceniasz - mówił nie patrząc na nią. W jego tonie była niewielka dawka irytacji, ale też czegoś jeszcze. - Myślisz, że wszystko można sobie zaplanować, a nie zauważyłaś, że jak do tej pory mam całkiem dobre wyniki? Co zrobisz, gdy nie zostanę sługusem, a czarnym charakterem? - spytał choć sam w to nie wierzył, mimo to chciał znać jej odpowiedź. On sam nie widział siebie jako czarny charakter. - Albo co gorsza jeśli zgodnie z twoim planem zostanę sługusem i zmienią mnie w trolla lub goblina, to przestanę być zdolny, ambitny i mieć charakter jak to określiłaś, będę tylko ślepo ci posłuszny, ale przy tym cholernie tępy - Sama myśl o takiej przemianie go odrzucała. - Rozumiesz, że stanę się tępym sługusem jak każdy inny tego typu albo co jeszcze gorsza przydzielą mnie innemu czarnemu charakterowi? Czy przewidziałaś to wszystko? - pytał nie zatrzymując się, ale jednocześnie czekając na jej odpowiedź.

  22. Alan, Christian, Sophie i Crystal

    Wyciągałem powoli z koszyka swoje porcje jedzenia, gdy nagle spostrzegłem jak zapadła cisza po trwającej wcześniej rozmowie. Domyślałem się, że to mogło być spowodowane moim przybyciem, ale nie wiedziałem do końca, dlaczego. O czym takim mogli tu rozmawiać, gdy mnie nie było? Chciałem już unieść głowę żeby spojrzeć na innych, a przynajmniej do chwili, aż nie dotarł do mnie głos Elisabeth. Szybko wyciągnąłem głowę z koszyka i spojrzałem teraz bezpośrednio na rudą księżniczkę, aby nasze spojrzenia mogły się spotkać. Skąd w ogóle ten pomysł jej się zrodził w głowie? Jak mógłbym się brzydzić tak dobrej, mądrej i pięknej dziewczyny? Poczułem się teraz lekko zakłopotany tym co właśnie pomyślałem. Nim jednak zdążyłem ogóle zareagować już odezwała się księżniczka Magdalene.

     

    Nie przerywałem jej, mimo tego, że chciałem wyjaśnić tamto nieporozumienie. Wiedziałem jednak, że moje odczucia były w tej chwili mniej ważne od tego co chciała teraz przekazać nam księżniczka. W końcu tu chodziło o Elisabeth i jej przyjaciółkę, które pragnęły wrócić do domu i znów zobaczyć swoje rodziny. Nic teraz nie miało większego znaczenia. A mimo to znów poczułem się nieprzyjemnie, że nigdy więcej nie zobaczę Elisabeth. W milczeniu słuchałem co chciała nam przekazać księżniczka Magdalene, aż nagle przerwała w pół zdaniu, a ja uniosłem zaciekawiony wzrok na nią. Zauważyłem tym samym, że ta na coś spoglądała. Nim jednak zdążyłem zwrócić tam wzrok, usłyszałem najpierw dźwięk, który wydał z siebie Aidan. Właśnie wtedy też, skierowałem wzrok tam gdzie wszyscy inni, a widok, który ujrzałem sprawił, że cały zbladłem i puściłem swój koszyk.

     

    Chwilę wcześniej, Sophie już całkiem utraciła wolę walki, wiedząc, że jest na straconej pozycji. Nie miała sił by pokonać lub wyrwać się od obleśnego nigdziarza. Strach, oraz rozpacz zaczęły zanikać ustępując miejsce szokowi. Nigdy nie była w takiej sytuacji i nie wiedziała zupełnie co powinna zrobić. Przed oczyma dziewczyny zaczęło ciemnieć, usłyszała jeszcze gdzieś stłumiony kobiecy krzyk, ale w obecnym stanie nie była pewna do kogo należał. Christian natomiast podziwiał sytuacje z radością wyłączając się na wszystko wokół. Widział, że dziewczyna jest coraz słabsza, a jak zemdleje to pokaże wszystkim jak zły jest.

     

    Wtedy właśnie dotarł do niego krzyk jakiegoś chłopaka, zmarszczył brwi i skierował tam wzrok. Jednak zareagował zdecydowanie za późno. Nie spodziewał się nagłego ataku jakiegoś zawszanina. Gdy dłoń tego chłoptasia zaczęła zaciskać się na jego szyi ten puścił Sophie, która upadła w szoku na trawę. Dziewczyna nadal do końca nie zdawała sobie sprawy co się wokół niej dzieje, szok był dla niej zbyt silny. Wtedy też poczuła na sobie silne opiekuńcze ramiona i czyjś głos, nawet nie wiedziała już do kogo należy, tylko roztrzęsiona nadal całym wydarzeniem przywarła do ramienia wybawcy pociągając lekko nosem i czując, że nie jest już w stanie powstrzymać łez.

     

    W tym czasie Christian, zaczął dochodzić do siebie. Spojrzał wściekle na księcia, nie spodziewając się, że księżniczka, którą atakował ma już jakiegoś rycerzyka. To nie miało znaczenia. Za nieuwagę się płaci, o czym miał się zaraz przekonać ten chłoptaś. Gdy tamten zajmował się tamtą żałosną dziewczyną, mógł to szybko wykorzystać. Powoli wsunął dłoń w rękaw, ale nim zdążył wcielić swój plan w życie poczuł na sobie silny uścisk. Próbował się wyrwać ze wszystkich sił, ale zawszanin zastosował na nim mocny chwyt. Gdy zaczynał tracić oddech instynktownie wbił paznokcie w ramie zawszaninia, aż nagle ktoś go nie kopnął. Chłopak próbował się pozbierać z ziemi i wściekle myślał nad tym jakim tchórzami są zawszanie, atakując go we trzech. W pojedynkę na pewno by nie mieli tyle szczęścia. Próbował wyrwać się od agresorów nawet nie słuchając za bardzo co tam wrzeszczą, ale właśnie wtedy ci przeklęci lalusiowaci zawszanie go puścili. Chciał się właśnie pozbierać, gdy nagle poczuł jak chwyta go wilk. Dostrzegł jak zaczyna go prowadzić do Akademii Zła i już wiedział co go czeka. Zaczął się z całych sił wyrywać z łap wilków, wrzeszcząc przy tym, że jest niewinny i ktoś mu podrzucił nóż.

     

    - Dziękuje... dziękuje... - wydusiła z siebie niezwykle słabo Sophie. Nadal nie odsuwając twarzy od silnego ramienia. Jej głos był bardzo słaby i nadal zrozpaczony. Mimo, że powoli zaczęła wychodzić z szoku, bała się nadal podnieść wzrok. W końcu zdecydowała się odsunąć lekko twarz od ramienia księcia. Gdy jej oczom ukazał się Edward zaniemówiła. Myślała, że już o niej zapomniał, a jednak przyszedł ją uratować. nie zostawił jej tak. - Myślałam, że to już koniec... - mówiła roztrzęsiona i nadal przerażona. - Nie mogłam uciec, byłam pewna, że wszyscy mnie tak zostawią - Znów cała roztrzęsiona przywarła do ramienia Edwarda. Chciała już po prostu o tym wszystkim zapomnieć i nigdy więcej tego nie przeżywać. - Dziękuje, Edwardzie, tak bardzo ci dziękuje - szepnęła tak by tylko on mógł ją usłyszeć. Nigdy jeszcze tak się nie czuła jak teraz. Mimo tego co ją spotkało, czuła się teraz bezpiecznie jak nigdy dotąd i nie chciała puszczać księcia.

     

    (Alan)

    - Sophie... - powiedziałem pustym głosem. Zobaczyłem całą scenę dopiero wtedy, gdy Abraxas i Ambrosius rozprawiali się z nigdziarzem, a Edward pocieszał Sophie. A mnie tam nie było. Zostawiłem ją narażając na niebezpieczeństwo. Nie byłem w stanie określić tego jak się teraz czuje. Wtedy też z spojrzałem na całą resztę naszej grupy przy stole, nie ukrywając przy tym jak żałośnie się poczułem. - Wybaczcie... nie mogę pomóc... - Próbowałem dobrać jakieś słowa lecz nie byłem w stanie, czując coraz większą gulę w gardle. - Ja... naprawdę przepraszam... -Ukłoniłem się lekko przed wszystkimi. - Muszę zostać sam - dodałem na koniec i powoli odszedłem od stolika z opuszczoną w  poczuciu wstydu głową.

     

    Całą sytuacje natomiast widziała, Crystal, która spoglądała od początku jak Christian szuka sobie celu. Chyba źle zrozumiał, to co mu powiedziała w gabinecie. Jeśli miał zamiar zdobywać szacunek atakują zawszanki, a potem dawać się pobić książętom. Tak na pewno daleko nie zajedzie. Cicho westchnęła, widząc jak wilki prowadzą go na tortury. Czasem trzeba odróżniać kiedy należy być złym, a kiedy należy zachować się jak należy. Jeśli ten chłopak nie przemyśli pewnych spraw, to marną widziała dla niego przyszłość w akademii.

  23. Thomas

    Gdy spoglądał chwilę na Elvire, zastanawiał się jak to się stało, że tak łatwo dał jej kilka informacji o sobie. To nie tak, że coś ukrywał, ale po prostu nie lubił o sobie mówić. Jak już wcześniej wiele razy zauważył, jego przeszłość jak i życie, to jego własna sprawa, a nie jej. Z jakiegoś powodu to wszystko go intrygowało. Z nikim nigdy zbyt wiele nie rozmawiał. Nie znał nikogo, gdy żył poza akademią, bo wszyscy go unikali, a teraz mówił za wiele przed dziewczyną, którą ledwo znał, co za głupota z jego strony. Z chwilą, gdy do jego uszu dotarły jej słowa, zmarszczył brwi. Czy ona czytała mu w myślach czy co? Skąd wiedziała, że sam nie był tego do końca pewny? Nic nie odpowiedział, poruszając się za nigdziarką i oświetlając ciemniejsze korytarze biblioteki.

     

    Gdy płomień świecy oświetlił uśmiech dziewczyny, chłopak nie mógł zaprzeczyć, że bardzo jej on pasował. Zupełnie jakby jeszcze bardziej podkreślał jej urodę, która i tak była już bez tego niesamowita. Zagryzł wargę starając się porzucić tę myśl. O czym on w ogóle myślał? Pytał sam siebie. Wtedy też zaczęła mówić o lekcji profesora Sadera. To oczywiste, że nie znajdzie tutaj dokładnych odpowiedzi, na to pytanie, ale kilka choćby niewielkich informacji mogłoby być korzystnych na kolejną lekcją. Zastanawiało go swoją drogą czego ona tak właściwie szukała. Sama zachowywała się tak jakby wszystko już wiedziała, więc czego mogła szukać? Nie mógł zaprzeczyć, że się z nią zgadza, w sprawie tego, że większość nigdziarzy sobie z zadaniem nie poradzi. Po prostu prawda była taka, że niewiele osób w klasie grzeszyło choć zalążkiem inteligencji.

     

    Spoglądał po półkach, oświetlając je świecą, aż nagle się nie obrócił i niemal odskoczył do tyłu, gdy twarz Elviry w tym samym momencie znalazła się tuż przed nim. Gdy ponownie się odezwała zacisnął zęby w gniewie. Co ona tak właściwie o nim myślała? Traktowała go jak swojego psa, jak zabawkę, która jest nic nie warta. To prawda, pomógł jej parę razy z Christianem, ale sam miał ku temu powody. Christian wymagał tresury. Atakował słabszych by pokazać jak zły jest, a Thomas nigdy nie uważał takich ludzi za złych, a za zwykłych tchórzy. Nawet zło powinno mieć pewne zasady. Dostrzegł jak dziewczyna oblizuje lekko swoją wargę i nie wiedział czemu poczuł się dziwnie na ten widok, gdy jednak wydała mu kolejne polecenie, używając tym razem jego imienia, chłopak się nie ruszył, a Elvira mogła zauważyć, że nagle pociemniało, gdy poszła dalej.

     

    - Nie mam pojęcia co o mnie myślisz - powiedział bardziej chłodno niż kiedykolwiek do tej pory, stojąc w miejscu i patrząc na nią ponuro. - Nie jestem żadnym twoim psem ani zabawką byś mogła mnie tak traktować - Zrobił krok w jej stronę i spojrzał jej chłodno prosto w oczy. Zupełnie zniknęła niepewność, którą do tej pory się odznaczał w jej towarzystwie, a pojawiło się tam coś ponurego. Z całą pewnością nie chciał zrobić jej żadnej krzywdy, a tylko coś wyjaśnić. - W krainie, z której pochodzę nie daje się traktować jak pies, choć wielu próbowało mnie tak traktować – Pokręcił lekko głową i znów na nią spojrzał. - Tobie też na pewno na to nie pozwolę. Jeśli szukasz kundla na każdy twój rozkaz, to wytresuj Christiana - zmarszczył lekko brwi i wyciągnął do niej świece. - Jeśli chcesz możesz ją wziąć i iść sama, ja już przywykłem do ciemności i zdołam pewnie znaleźć bez niej to czego szukam - zmrużył delikatnie oczy, oczekując na jej reakcje.

  24. Crystal

    No to grupa się rozrasta, choć nie bardzo wiedziała jak ten osobnik będzie mógł być pomocny dla tego zadania to jednak nie wnikała w to. Fate nie bez powodu go wybrała zapewne wiedziała coś, czego ona jeszcze nie dostrzegała. W końcu to jej przeczucie pokierowało ją za nim i tak spotkała Fate. Nic nie działo się przez przypadek dobrze o tym wiedziała. Gdy klacz przedstawiła się ogierowi a zaraz potem podała jej imię tylko lekko wzruszyła ramionami. W końcu jej imię nie było żadną tajemnicą niemal wszyscy je znali jednak ci przewrażliwieni, przesądni idioci woleli nadać jej własne przydomki, przez co jej imię, mimo że dawniej znane stawało się zapomniane.

     

    Gdy do jej uszu dobiegł dźwięk stuknięcia kopyt skierowała swój wzrok na źródło dźwięku, którym była klacz obok. Zaczyna się, ale co? Fate jak do tej pory podawała skrawki informacji nic, co można by szczególnie wykorzystać. Jednak Crystal wyczuwała, że posiada wiedzę i moc, która może być poza jej zrozumieniem. Chociaż niektóre jej zachowania nadal pozostawały zagadką. Jak choćby to nucenie w takiej chwili. Mimo wszystko powoli za nią ruszyła. Jednak, gdy jej oczom zamiast podwórza ukazało się jakieś pomieszczenie mrugnęła kilkukrotnie. Teleportacja? Nie to na pewno nie to. Nigdy to się nie odbywa w taki sposób. Zupełnie jakby zmieniła otaczającą wszystko rzeczywistość. Zamieniła podwórko na to pomieszczenie, ale czy to możliwe?

     

    - Niesamowite - odparła w końcu patrząc na to wszystko. Nadal jednak nie rozumiała, czemu akurat tu ich zabrała. Skierowała swój wzrok, na Fate ignorując ogiera. - Byłaś trochę oszczędna w słowach. Co dokładnie się zaczyna? I gdzie i dlaczego właściwie jesteśmy? - pytała cicho tak by przypadkiem ktoś ich nie usłyszał. W końcu nie mogła być pewna czy starają się tego unikać.

  25. Alan, Sophie oraz Christian

    Powoli odłożyłem naczynie z wodą, lekko przy tym przecierając dłonią usta tak by pozbyć się niewielkiej odrobiny, która pociekła mi delikatnie po brodzie z powodu zbyt łapczywego picia. Nie czułem się obecnie komfortowo, zwłaszcza tym co sobą w tej chwili reprezentowałem. Mimo wszystko starałem się tego nie okazywać, ale widząc twarze Aidana oraz Stephanie, poczułem się trochę lepiej, zwłaszcza kiedy widziałem ich uśmiechy, które nawet odwzajemniłem. Spojrzałem kątem oka jednak w kierunku Elisabeth i wtedy dostrzegłem jej uśmiech, dzięki któremu zrobiło mi się dziwnie przyjemnie. Nie było to także wszystko co dostrzegłem, bo poza tym wyłapałem również na niewielką chwilę spojrzenie Adelii. Znów było to samo, miałem wrażenie, że w jej oczach widzę wrogość do mnie, ale nie tylko... Wyglądała jakby wcale się nie cieszyła, że tylu nas jest obok niej, miałem wrażenie, że chce mieć Elisabeth tylko dla siebie. Zaraz pozbyłem się tej myśli, Elisabeth jej ufała, więc i my musieliśmy to zrobić. W końcu ona znała ją dłużej niż my.

     

    Niewielką chwilkę później ponownie spojrzałem na Elisabeth, gdy ta wspomniała o Galerii Dobra. Nie minęło długo, aż przeszła do tematu, który zadręczał obecnie każdego z nas. Przypomniałem sobie jak Sophie wspominała o tych obrazach i o dwójce Czytelników, jednym złym drugim dobrym. Tak samo było z obrazem Elisabeth i Adelii. Tylko jak im miałem powiedzieć, że według tego co pokazał wieszcz obie są w odpowiedniej akademii? Na dodatek musiałem jeszcze w jakiś sposób wypytać Sophie o te obrazy. Jednak patrząc na mój obecny stan... nie byłem pewny czy chciałaby mnie w ogóle oglądać. Swoją drogą to gdzie ona właściwie była? Zacząłem się rozglądać po całej polanie, ale nigdzie jej nie widziałem.

     

    Wtedy stało się też coś czego się nie spodziewałem. Spojrzałem na księżniczkę, która tak niespodziewanie usiadła obok mnie i przełknąłem gulę. Dlaczego ze wszystkich miejsc musiała wybrać akurat te obok mnie? Księżniczka Magdalene z rodu królewskiego Wzgórz Banialuki. Tym bardziej czułem się nie komfortowo, bo jako dziedzic tronu w obecnym stanie słabo reprezentowałem naszą krainę. Ta jednak zdawała się ignorować fakt w jakim stanie jestem. Gdy wypowiedziała się bezpośrednio do mnie, w pierwszej reakcji mrugnąłem zaskoczony. Myślałem, że raczej nie zwracała większej uwagi na moją obecność w galerii, ale zapamiętała moje imię. Wtedy też spojrzałem zszokowany na Stephanie, słysząc jej słowa w kierunku Magdalene, a potem na samą księżniczkę nie będąc pewnym jak to odbierze. W duchu szybko odetchnąłem  z ulgą, widząc jej spokojną reakcje. Większość rodowitych księżniczek w tym Sophie uznałaby to za potwarz. Gdy jednak wspomniała o Damienie, zacisnąłem dłoń w pięść pamiętając wszystko, co stało się na poprzedniej lekcji. W końcu zdecydowałem się podnieść.

     

    - Wybaczcie mi na chwilę, jak zostało wcześniej wspomniane, muszę odebrać swój koszyk - Lekko się ukłoniłem i odszedłem od stołu ostatni raz rzucając przelotne spojrzenie na Elisabeth.

     

    Kątem oka patrzyłem jak prawie wszyscy przy naszym stole ze sobą rozmawiają, gdy odbierałem swój kosz od nimf i dalej się rozglądałem po polanie. Nigdzie nie było Sophie. Czy coś jej się stało po ostatniej lekcji? Powoli wróciłem do stołu, gdy rozmowa trwała w najlepsze i tym razem usiadłem trochę dalej od Magdy. Nadal wolałem się trochę odizolować od wszystkich. Grzebałem teraz w swoim koszu, zastanawiając się, co właściwie mogę powiedzieć Elisabeth, co byłoby jej użyteczne? Oczekiwałem również na odpowiedni moment by włączyć się do rozmowy.

     

    W tym samym momencie Christian z zadowoleniem oczekiwał na reakcje zawszanki. Szybko jednak na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, widząc brak strachu w jej głosie. Zaczął się zastanawiać czy ona nie ma jakiś problemów z głową, a przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał jej kolejnych słów. Gdy wspomniała, że posiada blizny nic już nie rozumiał. Jaka księżniczka ma blizny? Zaraz jednak wściekle wrzasnął skacząc na jednej nodze, gdy zawszanka kopnęła go w piszczel i na dodatek wytrąciła nóż. Dopiero potem dotarło do niego skąd pochodzi dziewczyna. Jeszcze dobrą chwilę rozmasowywał bolące miejsce, zaciskając przy tym zęby, gdy do jego uszu docierał drwiący śmiech Scarlet. Skąd niby miał widzieć, że ta baba jest z Akgul? Zawsze myślał, że inaczej wyglądają tamte dziewczyny. Potrzebował innego celu takiego, na którym pokaże, że z nim nie ma żartów. Zaczął rozglądać się po polanie, szukając go, aż na jego twarzy pojawił się uśmiech. Na polanę weszła właśnie księżniczka o niezwykle delikatnej śnieżnej cerze. Nie było szans by i ta była z Akgul lub podobnej krainie. Rozejrzał się czy nimfy i wilki znów nic nie widzą i gdy był pewny zaczął iść w jej stronę.

     

    Sophie, idąc na polanę czuła się trochę nieprzyjemnie. Zawsze, gdy miała ze sobą parasolkę czuła, że ma przy sobie kogoś bliskiego, a teraz była zupełnie sama. Nawet wtedy, gdy ruda Czytelniczka ją zaatakowała, to właśnie dzięki parasolce potrafiła ukryć prawdziwe emocje po tym zajściu. Zapewne nikt nie zrozumiałby jej więzi ze zwykłym przedmiotem, ale nie oczekiwała zrozumienia. Nawet jeśli w oczach innych było to dziwne, to ważne było co sama czuła, a zawsze mając ją przy sobie czuła się silniejsza. Zawsze odkąd tylko ją dostała, a miała wtedy zaledwie pięć lat. Miała wrażenie, że był to ostatni prezent, który otrzymała z głębi serca. Najgorsze było to, że w akademii naprawdę jej brakowało tego przedmiotu. Nawet przez całą drogę zaciskała i otwierała kilka razy dłoń, dziwnie się czując ze świadomością, że ta była pusta. Powoli w końcu weszła na polanę z pewną siebie miną, a przynajmniej tak było, aż nie usłyszała czyjegoś głosu za sobą.

     

    - Czyżbyś się spóźniła ślicznotko? - Sophie natychmiast odwróciła się do właściciela głosu i to była jedna z najgłupszych decyzji w jej życiu. Nigdy jeszcze nie widziała z bliska kogoś tak wstrętnego.

     

    Te zęby żółte od próchnicy, przetłuszczone włosy, brudne krzywe paznokcie, rzepy na skórze i jeszcze ta przemoczona tunika. Nigdy jeszcze tak bardzo nie żałowała, że potrafi dostrzegać każdy szczegół wyglądu innych. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Nawet najgorszy plebs w Śnieżnych Wzgórzach, nie był w aż tak opłakanym stanie. Zignorowała chłopaka i chciała ruszyć dalej, ale nie była w stanie się ruszyć i na dodatek poczuła nieprzyjemny ból. Wtedy też spostrzegła, że chłopak trzyma jej nadgarstek nie chcą dać jej odejść.

     

    - Pachniesz też całkiem ładnie. Czyżbyś chciała komuś zaimponować? - spytał z szyderczym uśmiechem.

    - Puść mnie, to boli - pisnęła z całych sił próbując się uwolnić od obrzydliwego chłopaka.

    - Przestań się wyrywać, a przestanie - Dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej. To prawda nie była święta. Bywała wredna i czasem źle myślała o innych, ale czy to był powód by to wszystko ją spotykało? Najpierw atakująca ją Emeralda, potem Czytelniczka, która się na niej wyżyła, a teraz ten wstrętny nigdziarz pastwił się nad nią bez żadnego powodu.

    - Nic ci nie zrobiłam... - mówiła dziewczyna ciężko przy tym oddychając. Nigdy nie była w takiej sytuacji, a teraz była przerażona jak nigdy dotąd.

    - To prawda - powiedział lekko zamyślony Christian, zaraz jednak znów się uśmiechnął. - Mimo to możesz być moim nemezis, więc teraz muszę cię nauczyć paru rzeczy - Dziewczyna jeszcze bardziej zbladła na myśl, że ten wstrętny chłopak może trafić kiedyś do jej baśni. Przecież chyba tak jej nie zostawią ktoś musiał jej pomóc? Alan albo Edward, ktokolwiek, ale żadnego z nich nie dostrzegła.

     

    No tak... jej kuzyn spoglądał tylko na Czytelniczkę, już dawno o niej zapomniał. Może to kara za wszystko co skrycie o nim do tej pory myślała? Zapewne tak odpłacał się jej los. Edward już był pewnie zajęty Emeraldą. Została zupełnie sama... nikt jej nie pomoże... Tak bardzo chciała usłyszeć teraz głos mamy by dała jej wsparcie. W końcu w akcie rozpaczy, Sophie dała się ponieść nerwom i z całej siły jaką tylko miała spoliczkowała obrzydliwego nigdziarza. Miała nadzieje, że to pozwoli jej się uwolnić i uciec do innych zawszan. Niestety jak to zazwyczaj bywa nadzieja matką głupich. Sophie nigdy nie miała niemal do czynienia z wysiłkiem fizycznym i pomimo że uderzyła chłopaka, na tyle mocno, że jej dłoń była, aż czerwona i bardzo ją przy tym piekła ten jej nie puścił. Jedyny efekt jaki przyniósł jej atak był taki, że Christian tylko lekko przechylił głowę, a jego policzek stał się czerwony. Chwilę później ponownie się wyszczerzył.

     

    - A więc masz pazurki? - spytał i wtedy mocniej zacisnął dłoń na nadgarstku dziewczyny do tego stopnia, że ta pisnęła i niemal upadła na kolana. W tej chwili sobie uświadomiła jak bardzo chce wracać do domu i znów zobaczyć mamę. Nie miała już po prostu siły by dłużej tego wszystkiego znosić. A zawsze tak marzyła by się ty dostać, a teraz sen stawał się koszmarem - Lekcja pierwsza. Jak widzisz każdy czyn ma swoje konsekwencje - Christian był zadowolony, bo dopiął swego wywołał lęk w jednej zawszance i gdy teraz go zobaczy zawsze będzie się bać choćby podnieść na niego wzrok.

×
×
  • Utwórz nowe...