-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
Jonathan miał stosunkowo dziwny i realistyczny, jak na siebie sen, śniło mu się że szedł gdzieś z Lorence przez miasto. Po pewnym czasie usłyszał jakiś dziwaczny śmiech, jak się okazało źródłem tego śmiechu był upadły anioł. Anioł nie dał im nawet czasu na reakcje i od razu rzucił w nich obu włócznią, Jonathan jeszcze się obronił ale Lorence już nie. Padła nieżywa na ziemię. W tym samym czasie Jonathan spadł z łóżka. Rozmasował głowę i przetarł oczy. - Co do? - mruknął do siebie.
-
- Dobra już nie rozmawia. - pomyślał i po kilkunastu minutach zasnął.
-
Jonathan usłyszał że Lorence znowu z kimś rozmawia. - Cholerne cienkie ściany... - pomyślał, ale starał się nie zwracać na to uwagi i zasnąć.
-
- Dobra, ja idę się zdrzemnąć... to cześć. - mruknął do Franklina i poszedł do starej szkoły. Gdy dotarł poszedł do swojego pokoju, rzucił plecak na ziemię i położył się.
-
Jonathan słuchając kłótni walnął facepalma. - Eh... z tego wszystkiego się nie przedstawiłem. Jonathan Faust. - zwrócił się do Franklina.
-
- Te całe senpaie i tak dalej są dziwaczne. - wzruszył ramionami.
-
Jonathan ruszył razem z Lorence, jednak ciągle chciał iść pomóc Rinowi.
-
- Mam nadzieje... - mruknął. - Dobra, to lepiej się oddalmy.
-
- Ow... to może wycofajmy się jakoś. - zaproponował. - Albo mu pomożemy... - powiedział po chwili.
-
- Co? Dlaczego? Co się stało? - zapytał.
-
- W zasadzie to nie mam tu nic więcej do roboty więc ja mogę iść. - powiedział.
-
- Zgłodniałem. Postanowiłem tu przyjść po lekcjach. - wzruszył ramionami.
-
- Nie trzeba było. Ale dziękuje. - powiedział.
-
- Nie, ja już zjadłem. - powiedział.
-
- W sumie to nic na przeszkodzie mi nie stoi. - powiedział. - Poza zmęczeniem, ale... - pomyślał.
-
Jonathan kiwnął głową na powitanie. - Miło mi. - powiedział uśmiechając się serdecznie.
-
- Nie. - powiedział jak gdyby nigdy nic.
-
- Jeśli chcesz wiedzieć to śmierć to ostatnia rzecz której się obawiam... - stwierdził spokojnie. - I poza tym, nie jestem raczej osobą która mogła by zrobić coś kobiecie. - wzruszył ramionami.
-
- Och... chyba wiem do czego zmierzasz jednak kontynuuj. - powiedział.
-
- No zaczaiłem że jesteście przyjaciółmi ale... co dokładnie rozumiem? - zapytał.
-
- Damn... - pomyślał. - Oj, sorki, zamyśliłem się i nie zauważyłem cie. - usprawiedliwił się. - I miło. mi. - powiedział do Jacoba.
-
- No pięknie... jednak mnie zauważyła... mam nadzieje że da mi spokój jestem dość zmęczony... a ona jest z grupką ludzi... - pomyślał udając, zresztą bardzo dobrze, że jej nie zauważył.
-
- Wystawiasz mnie na próbę szatanie? - pomyślał widząc że Lorence weszła do tego samego fast fooda. Zaczął żałować tego jaki ma kolor włosów bo jest przez to strasznie charakterystyczny.
-
- Mam nadzieje że mnie nie zauważyła. - mruknął pod nosem i wszedł do pierwszego lepszego fast fooda.
-
Jonathan gdy był już w galerii zauważył Lorence z grupką przyjaciół. Nie chciał jej przeszkadzać więc szybko skręcił w inną stronę z nadzieją że ta go nie zauważyła.