-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
- Zależy... co jest? - zapytał zakładając nogę na nogę.
-
- Ale to nie do końca bezpieczne. - powiedział i chciał za nią pójść ale ku własnemu zdziwieniu wciąż bolała go rana mimo iż jej nie było.
-
- Wątpię... - stwierdził opierając głowę o rękę.
-
- Też nic nie mam... - odpowiedział. - Też nic nie mam... - odpowiedział. - A szkoda...
-
Marcus spojrzał na szklankę, przestał zmieniać stan skupienia wody. - Sia. - podał jej swoją szklankę.
-
- Dość szybko to fakt... - stwierdził. Spojrzał na Lorence.
-
Jonathan uśmiechnął się. - Będę uważał. - odpowiedział.
-
- Twarda z ciebie laska... - stwierdził.
-
- Naprawdę? - spojrzał na Lorence zdziwiony.
-
Markus przyglądał się cieczy w swojej szklance. Nie był zbyt głodny co było w zasadzie dziwne, chociaż on rzadko bywał głodny, ciecz w jego szklance raz twardniała a raz stawała się płynna. Zastanawiał się nad tym nowym.
-
- No... omal nie zginąłem... z kolei ciebie te ,,anioły'' chciały przelecieć. To jest w sumie chore... - stwierdził.
-
- Zawsze wiedziałem że z kotami jest coś nie tak... - stwierdził.
-
- Ta to chyba on... cholerny kocur... - powiedział zdziwiony. - Wow...
-
- No. To faktycznie działa... chociaż to trochę dziwaczne... - stwierdził.
-
- Już nie pytam. - przewrócił oczami. - A raz kozie śmierć... - pomyślał i wypił zawartość fiolki, faktycznie rana po chwili zniknęła. - Wow... - mruknął pod nosem.
-
- Dobrze przepraszam. - powiedział. - Zwyczajnie mnie to ciekawi. - dodał przyglądając się zawartości fiolki.
-
- Nie mam zamiaru... - stwierdził. - Wolę poczekać aż to samo zniknie... - dodał. - A czemu chcesz odejść? - zapytał.
-
- Czemu? - zapytał zdziwiony.
-
- Ta... całkiem miło. - uśmiechnął się lekko.
-
Jonathan przytaknął. - Ja raczej wyboru nie mam... i będę musiał zostać tu. - stwierdził.
-
- Nie masz gdzie wracać? Dlaczego? - zapytał.
-
- No dobra, nie zmuszam cię do mówienia... chociaż szkoda że ostatecznie nie dam rady pójść z tobą na tę kawę... - westchnął.
-
Matko boska mój pies próbuje zabić muchę, jego kłapnięcie szczękami jest strasznie głośne. Wolałbym aby mój pies nigdy nikogo nie ugryzł.
-
- Mam nadzieje że też będę mógł szybko się czegoś nauczyć bo pierwszy raz czuję taką potrzebę zabicia kogoś... - stwierdził. - A co musisz zrobić? - zapytał Lorence.
-
- Och... zacne... - stwierdził. - Jest nowa? Nie wyprawa w magii szatana. - zaśmiał się po chwili złapał za ranę. - Auć... chyba jeszcze nie powinienem się śmiać... - stwierdził.