-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
Dastan wydostał się z miasta, oddalił się trochę i położył Astre na ziemi. Dotknął jej czoła ale nic nie stwierdził. - Na szczęście nic ci nie jest... - powiedział siadając obok.
-
- Astra! - zawołał kiedy dziewczyna zaczęła mdleć. - Wybacz, ale muszę to sprawdzić... - powiedział i podniósł jej koszulkę. - Masz więcej szczęścia niż się zdaję... - powiedział. - Nic nie uszkodził... - powiedział opuszczając koszulkę, założył oba miecze na plecy i wziął dziewczynę na ręce. - Trzeba się zbierać. - mruknął do siebie i pobiegł ku wyjściu z miasta.
-
- Jak sobie chcesz. - stwierdził. Zaczął stukać ostrzem o ziemię, po chwili rzucił mieczem orka w ich przywódce ale ten uniknął. Gdy ork skupił się na uniku Dastan podbiegł i ściął mu głowę. Zabrał jego miecz i klucze. Podszedł do klatki z Astrą i otworzył drzwi. - W porządku? - zapytał łapiąc ją pod pachami.
-
Dastan rozejrzał się. - To będzie proste. - stwierdził, podbiegł do jakiegoś orka, wskoczył mu na głowę i wbił mu miecz w plecy, tuż przed upadkiem orka skoczył na innego i przygwoździł go do ziemi przy okazji zabijając go. - Ech. O krok do przodu. - podniósł miecz orka, - Macie dobre bronię... - stwierdził, ruszył w kierunku grupy, zaczął przecinać orków, do tego wciąż poruszając się. - Słyszeliście o tancerzach ostrzy? - powiedział. - Są niczym w porównaniu ze mną. - powiedział ruszając na kolejnych orków. Został tylko przywódca. - Daj miecz, kluczę do klatek a może cię oszczędzę.
-
- I co? Myślicie że Skowyt Północy pozwoli aby banda śmierdzących, brzydkich i brudnych orków robiła coś takiego? Nie rozśmieszaj mnie... zabiłam więcej waszych, naraz, niż jest was tutaj... Dawać gnoje... chce sobie powalczyć. - powiedział podnosząc miecz.
-
Dastan w pewnym momencie stanął na dziedzińcu. - Witajcie, gdzie ją zabieracie? - zapytał opierając się o miecz.
-
Dastan przedostawał się przez ulicę. Po chwili zauważył Astrę i jakiegoś orka. Podkradł się, ukrył się w jednym miejscu dzięki czemu mógł zrobić zasadzkę.
-
Dastan bez większych trudności przekradał się przez miasto. Zabijał część orków które spotkał nim te zdążyły się zorientować że się zbliżył. Powoli zbliżał się do zamku.
-
Był już temat O tutaj http://mlppolska.pl/watek/583-elsword/
-
- Cóż... - powiedział pod nosem Dastan i ruszył w stronę miasta.
-
- Dzięki. To miłe. - powiedział z uśmiechem wykładając kartę. - Tym razem pada na mnie...- zabrał karty.
-
- Zobaczymy... - odpowiedział. - Ale raczej nie będzie aż tak źle...
-
- Nie jestem oszustem jeśli o to chodzi... - odpowiedział. - Pokazuje sztuczki a nie gram na pieniądze więc nie muszę oszukiwać... - dodał.
-
- Jest taki stereotyp że karciarz to zawsze oszust. - stwierdził. - I mnie również często się takim nazywa... - westchnął.
-
- Żartowałem... nie zamierzam oszukiwać. Wbrew pozorom jestem uczciwy. - powiedział wystawiając kartę.
-
Czy ja się kiedyś doczekam?
-
- Dziękuje. - podziękował Florie i spróbował zupy. - Dobrze gotujesz. - powiedział z uśmiechem.
-
Lucky zagrał. - W uczciwej grze nigdy nie przegrałem... ale też nigdy w taką nie grałem. - powiedział z cwanym uśmiechem.
-
- Dość prosto. Każdy ma trzynaście kart. Na start oddaje się trzy osobie po swojej lewej, bądź prawej, zależy od rundy. Trzeba wykładać karty w taki sposób by twoja karta nie miała największej wartości, jak każdy da serce ty również musisz. Ten kucyk który dał najmocniejszą kartę, na przykład króla zabiera wszystkie. Celem gry jest zdobycie jak najmniejszej ilości punktów. - odpowiedział.
-
Lucky zabrał karty. Potem wystawił jedną. - Twoja kolej, - powiedział do Timber z uśmiechem.
-
Lucky wyciągnął trzy karty i wręczył je Timber. - twoja kolej. - ((Wiesz jak się gra?))
-
- Ja też bym coś zjadł. - odpowiedział Florie. - No to zagrajmy w kierki. - odpowiedział. Rozdał karty.
-
Spojrzał na odchodzącą klacz. Potem odwrócił się do Timber. - To w co gramy? - zapytał.
-
Lucky przetasował talię. - Um... może to kiepska chwila ale zagramy w coś? Nie lubię takiej napiętej atmosfery... - powiedział.
-
- Ja jeszcze słyszę... - stwierdził. - I w sumie nie wiem po co śpiewać... w końcu przeze większość życia byłem infiltratorem... dla mnie wejście gdzieś gdzie jest straż, a potem wyjście bez szwanku to chleb powszedni... - stwierdził.