- Spasujemy... - powiedział odcinając ręce klauna, jednym ciosem kosą. - Ale zabawnie by było jakby cię spalić na stosie. Chce taką atrakcję. - powiedział i uśmiechnął się okrutnie.
Jonathan spojrzał na Elizabeth. - Dobrze. Rozumiem. I wiesz, w sumie, jestem bardziej ludzki niż się wydaje. I uważam cię za przyjaciółkę. - powiedział. - Nie musisz dokańczać. Przepraszam że zapytałem.
- Hm... nieźle... nieźle... Iluzja... - ściągnął marynarkę i podał ją Elizabeth. - Tylko mi się tu nie złap przeziębienia. - powiedział. - Musimy coś wymyślić albo iść tam. - wskazał wgłąb lasu.
- Magia przenoszenia? - powiedział Jonathan. - Cóż, jesteśmy oddzieleni... więc trzymaj się mnie, trzeba uważać... - odpowiedział i przywołał kosę, ruszył ku wejściu do rezydencji.
- Nie musi czy być przykro. Patrzymy na śmierć inaczej... ja wieże iż są w Asgardzie u boku Thora. Ty że umarli. Śmierć w walce dla norda to zaszczyt. - odpowiedział patrząc na nią.
- Przy moim bracie i tak jesteś niewielki. - stwierdził lądując na prostych nogach. - W armii mojej królowej jest za dużo napakowanych osiłków... ja jestem od infiltracji. - dodał.
((Czy ty aby nie przesadzasz?))
Dastana wkurzyło zachowanie barbarzyńcy. Podciął go wywracając go na ziemię, usiadł mu na plecach i wbił mu miecz przed nosem. - Skopałbym ci dupsko bez większych trudności, jesteś strasznie powolny... - powiedział.