-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
- Spasujemy... - powiedział odcinając ręce klauna, jednym ciosem kosą. - Ale zabawnie by było jakby cię spalić na stosie. Chce taką atrakcję. - powiedział i uśmiechnął się okrutnie.
-
- Oj chyba nazwa, i twoja twarz, nie służy biznesowi. - stwierdził puszczając balonik. - Wyjaśnisz mi proszę, co tu robisz? - zapytał.
-
- Krótki ten las... - stwierdził widząc że rośliny się przerzedzają. - Coś za krótki... - dodał.
-
- No, fakt. Zawsze lepiej pogadać z człowiekiem niż z zwierzęciem. - powiedział. - No ale na razie jest tu kilka osób więc możesz pogadać z nami.
-
Jonathan spojrzał na pnącze. - Hę? - mruknął i dotknął go ostrzem kosy na co to zwiędło i rozkruszyło się. - Idziemy dalej? - zapytał.
-
- Cisza nie jest może dla mnie codziennością, ale jest przyjemna, czasem. - powiedział i spojrzał na Astre.
-
Jonathan spojrzał na Elizabeth. - Dobrze. Rozumiem. I wiesz, w sumie, jestem bardziej ludzki niż się wydaje. I uważam cię za przyjaciółkę. - powiedział. - Nie musisz dokańczać. Przepraszam że zapytałem.
-
- No dobra. - powiedział siadając obok niej. - Przyjemnie tu... i tak cicho... - powiedział.
-
- Zatem, jeśli coś poczujesz mów... - powiedział idąc wgłąb lasu. - Naprawdę wcześniej wierzyłaś że mógłbym cię zabić? - zapytał.
-
Dastan uśmiechnął się ciepło. - Chyba mamy już dość drewna, wracamy? - zapytał.
-
- Hm... nieźle... nieźle... Iluzja... - ściągnął marynarkę i podał ją Elizabeth. - Tylko mi się tu nie złap przeziębienia. - powiedział. - Musimy coś wymyślić albo iść tam. - wskazał wgłąb lasu.
-
- Magia przenoszenia? - powiedział Jonathan. - Cóż, jesteśmy oddzieleni... więc trzymaj się mnie, trzeba uważać... - odpowiedział i przywołał kosę, ruszył ku wejściu do rezydencji.
-
Dastan uśmiechnął się. - Akurat odwaga to moja mocna strona. - powiedział z uśmiechem.
-
- Nie wiem czemu... Ale może zwyczajnie się wstydzili. - powiedział i uśmiechnął się.
-
- Nie dałbym rady skrzywdzić kobiety. - odpowiedział. - A zwłaszcza tak pięknej... - dodał i uśmiechnął się.
-
- Nie musi czy być przykro. Patrzymy na śmierć inaczej... ja wieże iż są w Asgardzie u boku Thora. Ty że umarli. Śmierć w walce dla norda to zaszczyt. - odpowiedział patrząc na nią.
-
- Brata... Brauma. Reszta nie żyje... - odpowiedział zbierając gałęzie.
-
- Od czasu aż moja władczyni przegrała wojnę... Czyli cztery lata. Niedługo... - odpowiedział zbierając gałęzie.
-
- Czyli idziemy we dwoje ta? - zapytał Astre gdy zauważył że ta wyszła z jaskini.
-
- Ja się przejdę. - powiedział ruszając ku wyjściu z jaskini.
-
- Nieźle schowane. - przyznał. Przez chwilę patrzył na wejście ale po chwili wszedł do środka.
-
- Dobra, prowadź... - powiedział do Astry. - Fakt, nie powinniśmy się tak zatrzymywać.
-
- Przy moim bracie i tak jesteś niewielki. - stwierdził lądując na prostych nogach. - W armii mojej królowej jest za dużo napakowanych osiłków... ja jestem od infiltracji. - dodał.
-
((Czy ty aby nie przesadzasz?)) Dastana wkurzyło zachowanie barbarzyńcy. Podciął go wywracając go na ziemię, usiadł mu na plecach i wbił mu miecz przed nosem. - Skopałbym ci dupsko bez większych trudności, jesteś strasznie powolny... - powiedział.
-
- Ranisz dumę norda twierdząc że musisz go ochraniać... - dodał wciąż siedząc oparty o miecz.