Skocz do zawartości

Mephisto The Undying

Brony
  • Zawartość

    10766
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Mephisto The Undying

  1. Forma Doxana była teraz tą bez podejrzanych rogów i łusek. Wysłuchał słów maga z kamienną twarzą. - Całe szczęście że nie gustuję w dziewicach. - stwierdził. - Jednak jeśli chodzi o bohatera, to sądzę iż wpierw trzeba takiego namierzyć, potem dopiero nakłonić do wyjścia z miasta a dopiero na koniec go obrobić i pozbawić życia. - powiedział. - A jaka jest pańska opinia? - zapytał,
  2. Doxan wziął klucz, podniósł się z krzesła na którym siedział i ukłonił się lekko. - Dziękuje. Miłego dnia. - powiedział i ruszył do wyjścia, ruszył na poszukiwania lochów i swojego pokoju. Oczywiście znalazł go i rozejrzał się, nie było tu wiele miejsca na zbieranie skarbów, ale wciąż miał swoją jaskinie która to była w bardzo odległym i nikomu nie znanym miejscu. Oczywiście poza samym Doxanem. Po kilkunastu minutach dokładnej inspekcji ruszył do mistrza z którym to miał się spotkać.
  3. - Oprócz zdobycia wiedzy na temat tak wielu rzeczy jak się da to nie mam żadnych. Wiedza jest dla mnie prawie tak wartościowa jak zawartość mojego skarbca. - wyjaśnił spokojnie smok. Jak na kogoś kto wewnętrznie jest morderczą bestią wydawał się być niespotykanie wręcz spokojny.
  4. Doxan wpatrywał się w rozmówcę swoimi czerwonymi oczami, przez panującą ciemność źrenicę miał rozszerzone, ale oczy wciąż były czerwone, jedną nogę miał założoną na drugą a ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. - Moje cele to złoto, a moje oczekiwanie to sprawienie by ci wszyscy natrętni wieśniacy przestali dawać mi owce wypchane siarką i prochem. - wyjaśnił spokojnie smok, teraz w ludzkiej formie, przez swoje rogi wydawał się nieco wyższy, do tego ubrany był w garnitur, staromodny, widać było pazury smoka, jednak skrzydeł i ogona nie było aby nie zniszczyć ubioru.
  5. Tarczownik, mimo bólu był całkiem zwinny i zdążył odwrócić się tak by zablokować cios tarczą, mimo to i tak przeleciał kilka metrów lądując na plecach przez ciężką zbroję. Mały mag tylko się przyglądał, w pewnym momencie wykonał ręką jakiś ruch i tarczownik zniknął. Wrócił do swojego piekielnego wymiaru aby nieco się uzdrowić. Uznał że przyzwie kogoś innego, kogoś kto miałby większe szanse na unikanie ciosów. Z portalu który wydobył się dym, bardzo gęsty i ciemny, chwile to trwało ale wreszcie powietrze znacznie się zagęściło od ciemnego dymu. Po chwili coś wyskoczyło z portalu, w kierunku ,,małpy'' poleciały dwa bełty, coś schowało się w dymię, kroczyło w nim bardzo cicho, trudno powiedzieć kto to był, nie było to jednak demon wyższego sortu, raczej zwykły zwiadowca. Co chwile losowe bełty leciały z różnych miejsc, wszystkie w bestie przy suficie, dalej jednak pozostawał w ruchu. Sam Amanis stał zaciskając dłoń na kosturze a kot po chwili rzucił się w kierunku bestii. Co ciekawe kot dzierżył miecz, nie wiadomo skąd go wyjął, pewnie przywołał. Wreszcie Amanis poruszył się i stuknął laską w ziemię, coś się stało, cień ukryty w dymie na chwile się rozjaśnił tylko po to żeby zaraz zniknąć jednak pancerz jego demona wzrósł, gorzej z pancerzem bestii która też zabłysnęła, jej pancerz za to spadł. Teraz ciosy na niej będą groźniejsze.
  6. - Po zjedzeniu lodów. - powiedział Law. - Chętnie bym ją znowu spotkał, chowaniec jest jednak naprawdę spoko a Blair była ogólnie miła. - stwierdził Jonathan.
  7. - Ej, nie fochaj się. Nie moja wina że wyglądasz naprawdę przyjemnie dla oka. - powiedział i pogłaskał dziewczynę.
  8. - To jest Tarczownik Senjin, wojownik Tas Dingo, zwykły żołnierz, chociaż lojalny i pomocny. - wyjaśnił chłopiec. - On jest tylko obrońcą, czynny udział w walce będą brały inne demony. - wyjawił, uznał że jednak nie przyzwie nikogo na razie. - Twoja brama zatem została otwarta? - zapytał celując w nią laską. Kot wkrótce ni stąd ni zowąd rzucił się na świecącą kulkę przy broni, nie był to atak, raczej kocie zachowanie i gonienie świecących przedmiotów. Po chwili Amanis powiedział coś a kot odskoczył i podszedł do niego wyglądając na zadowolonego z siebie. Jednak karcące spojrzenie czarnoksiężnika sprawiło że kot posmutniał. Po chwili jednak mag spojrzał na strażnika, jakimś magicznym zaklęcie wzmocnił obronę obu swoich chowańców i przygotował się do odpierania ataku. Tarczownik podniósł tarczę w oczekiwaniu na atak, jakikolwiek.
  9. Mały czarodziej w spokoju dopijał swoją herbatę, zjadł jedno ciasteczko i spojrzał na strażnika. Po chwili płynnym ruchem zeskoczył z krzesła. - Zależy, niektóre demony zgadzają się na współpracę dość szybko, inne trzeba pokonać. A jeszcze inne same ją proponują. Jednak na ogół zależy od tego jak bardzo wkurzony jest demon którego pętam. - wyjaśnił, chwycił swoją magiczną laskę i podniósł ją w powietrze. Delikatne światło rozbłysło na około kryształu, potem przed Amanisem pojawił się krąg magiczny złożony z symboli i słów zapisanych runami. Wreszcie pojawił się demon. Istota ta była niebieska, miała czerwone włosy wycięte w irokez, długie, szpiczaste uszy, szczękę pełną zębów, z dwoma wystającymi kłami jak u dzika, nos był długi, niemalże nachodził na górną wargę. Był też postawny i miał ponad dwa metry wzrostu. Stwór był uzbrojony w pociemniałą zbroję płytową ozdobioną kolcami, wielką tarczę i topór. Uderzył w nią toporem kilka razy. - Tas Dingo. Yehehehe. - odezwał się przywołany obrońca. Cieniodzierżca opuścił laskę i oparł ją o ziemię. Kot oraz Przywołany wojak stanęły przed małym magiem zasłaniając go. - Będziemy musieli częściej umawiać się na takie herbaciane przyjęcia, są całkiem miłe. - stwierdził podchodząc do stolika i odkładając filiżankę na talerzyk. - Senjin, Schrodingerze. Pamiętajcie że to strażnik, nie będzie z nim tak łatwo. - zwrócił się już do swoich chowańców.
  10. Amanis nasypał sobie dwie i pół łyżeczki cukry, wymieszał delikatnie i odłożył łyżeczkę na talerzyk, oczywiście cały czas delikatnie. Wziął delikatny łyk naparu i odstawił filiżankę. - U mnie jest dość standardowo, ot czynienie klątw za opłatą, ewentualnie wiązanie demonów paktem, takim by był korzystny tylko dla mnie. A w moich rodzimych stronach pewnie dzieje się to co zwykle, uczą się magii światła i tego jacy to bogowie są dobrzy. - wyjaśnił, kot zaintrygowany przyglądał się ptasznikowi, nie wyglądał jakby miał zamiar zaatakować ale było widać wielkie poruszenie i niesamowitą wręcz ciekawość na pyszczku chowańca. - A jak się powodzi tobie i twoim znajomym Harper? - zapytał wreszcie czarnoksiężnik i wziął kolejny, równie niewielki łyk herbaty i uśmiechnął się pod nosem delektując się jej smakiem.
  11. Amanis, gdyż tak się zwał mały czarnoksiężnik wkroczył na arenę chwilę po Panu Harperze, był przy nim naprawdę malutką istotką, miał dokładnie metr jedenaście wzrostu. Wpatrywał się w swojego oponenta swoimi błyszczącymi oczami. Mimo iż był czerwone i tak nie odbierały niewinności czarnoksiężnikowi, wyglądał jak zwyczajny chłopiec. Jego strój składał się z ciemnego płaszcza do połowy łydek, zapiętego mniej więcej do połowy, zaraz pod szyją ma niebieski krawat krawat z broszką która jest błękitna, spodnie ma nieco luźne a buty pod kolana. Ma też przy pasie od płaszcza dwa paski, zwisające, oba są mniej więcej równolegle do siebie, są granatowe a na końcu mają dzwonki ozdobione piórkami. Na plecach wisiała różdżka, co prawda dla innych ludzi była by nieduża, ot około siedemdziesiąt pięć centymetrowy kij z dziwacznego, srebrnego metalu, ozdobiony u góry kryształem wokół którego była masa piór i czegoś co przypominało futro. Całość była stylizowana tak żeby wyglądała na gałąź. Zbliżył się do stołu, ukłonił się lekko, podobnie zresztą jak jego rudy kot, który co dziwne chodził na dwóch nogach. - Witam pana. - odezwał się, brzmiał jak dziecko, to fakt, ale coś w nim sprawiało że wiadomym było że dzieckiem nie jest. Może to jego ubiór, może sposób w jaki się wypowiadał. - Wie pan jak mi na imię, ja wiem jak pan się zwie, doceniam bardzo pańską inicjatywę z herbatą, to bardzo miłe iż woli pan porozmawiać zanim przejdziemy do walki. Jednak czym była by herbatka bez ciasteczek maślanych i biszkoptów? - powiedział, jego koci chowaniec wyciągnął zza pleców tackę z elegancko ułożonymi ciastkami i postawił ją na stolę. - Dziękuje Schronigerze. - powiedział do kota na co ten miałknął zadowolony. - Nie będzie pan miał nic przeciwko temu bym usiadł? - zapytał odsuwając krzesło i siadając na nim po turecku. Tak by mógł się oprzeć.
  12. Imię, nazwisko, przydomek: Przedstawia się imieniem Wilhelm Darius Gaster jednak jego prawdziwe imię to Doxan Wiek: trudno powiedzieć, to smok, ale żyje już ponad tysiąc lat Rasa (wszystko. Wampiry, elfy, ludzie, gobliny, orkowie i wiele innych): Zmiennokształtny Smok Wygląd: (zdjęcie obu głównie używanych form) Doxan nie ma określonego wyglądu, co prawda jest smokiem i w tej formie jest wielką bestią mającą kilkadziesiąt metrów, o czarnych łuskach wyglądających jak obsydian i rubinowych oczach. Jego ulubioną formą jest forma ludzka, w której jest wysokim mężczyzną, o czarnych włosach i czerwonych oczach ( ) posiada też formę pograniczną pomiędzy człowiekiem a smokiem w której to posiada łuski rogi, skrzydła oraz ogon. (łuski znajdują się rękach, od dłoni do łokcia, na nogach od stóp do kolan, na barkach i nachodzą na łopatki a z przodu idą wzdłuż obojczyka i zatrzymują się przy mostku tworząc przerwę. Do tego wzdłuż kręgosłupa ma dodatkowe kolce. Forma smoka Charakter, zachowanie, sposób bycia: Jest chciwy, jak to smok, uwielbia świecidełka i złoto, uwielbia też jeść, wbrew pozorom nie dziewice, twierdzi iż ludzkie mięso jest zbyt gąbczaste i niesmaczne, uwielbia za to baraninę oraz drób, ceni sobie towarzystwo osób, zwłaszcza jeśli może na nie jakoś wpłynąć. Z pozoru wydaje się być miłą istotą, pomocną, czasem nieco kapryśną, w rzeczywistości manipuluje kim może oraz nie raz zabija osoby które chcą położyć łapy na jego skarbie. Do tego jeśli ktoś będzie na tyle głupi by przyjść go zabić to jak każdy przerysowany zły smok będzie mówił mu zagadki a potem go zeżre, albo spali, jedno z dwojga. Umiejętności: Kontrola nad ogniem (ogień jest na ogół czarny), latanie, walka. Umiejętność specjalna: Zmiennokształtność. Atrybuty: Złoto, kamienie szlachetne i inne kosztowności Krótka historia: Doxan jak to smok, mieszka na odludzi w górach, jak to smoki mają w zwyczaju gromadził kosztowności zabierając je od głupców którzy uznali że chcą go zabić, albo też wpadając z wizytą na jakiś zamek udając kanclerza innego kraju. Nie ważny był sposób, ważny był łup. Jego tajemna jaskinia gdzieś wśród górskich szczytów zawiera całe góry złota, kryształów i innych cennych rzeczy. Nikt nie wie jaka była jego przeszłość, poza nim, ale nie była niezwykła, ot smoczy zwyczaj ,,zostaw dziecko na pastwę losu. Najwyżej umrze czy coś''. No ale jak widać nie umarł. Cel: Więcej złota.
  13. - Sądzę że będzie chyba więcej różnych do wyboru. - stwierdził Law. - Wiesz, to mało powiedziane, są setki tysięcy różnych chowańców. - wyjaśnił Jonathan.
  14. - Trudno się na ciebie nie patrzeć, jesteśmy tu we dwóch i się przytulamy. - powiedział. - Do tego pada deszcz, musiałem spojrzeć. - dodał i spojrzał na twarz dziewczyny.
  15. - Jesteś cała mokra... a twoje ubrania są... półprzeźroczyste... - powiedział starając się nie patrzeć w dół.
  16. - Przytulić cię? - zapytał Add i spojrzał na dziewczynę, po chwili rozłożył ręce. Po chwili zauważył że biust dziewczyny jest widoczny i zarumienił się.
  17. Add wzruszył ramionami i założył koszulkę. - Chyba że nie przestanie padać. - stwierdził Add patrząc na niebo.
  18. - Pod drzewem, chyba tylko tyle możemy. - powiedział i podszedł razem z dziewczyna pod skraj dzikiego lasku. - Dałbym ci moją koszulkę ale nie wiem czy wiele da, też jest cała mokra. - stwierdził. - Chociaż, lepszy rydz niż nic. - stwierdził i zdjął ją po czym wręczył dziewczynie.
  19. - Dzięki że we mnie wierzysz. - powiedział Add i zaśmiał się pod nosem. Jakąś godzinę później gdy Add i Emily byli na dość odludnym miejscu, z ubitą drogą, pagórkami z piasku i dzikim laskiem, do tego dość blisko jezior pokopalnianych zaczął się deszcz, najpierw delikatny który stopniowo zaczął przeradzać się w ulewę. Oczywiście jako iż mieli daleko do domu droga za szybka nie była, kolejna godzina, do tego nie mogli teraz biec tak szybko z powodu błota i śliskości podłoża. Wypadało by sięschować
  20. - Jestem pozytywistą, Law jest romantykiem. - stwierdził Jonathan. Pomógł Lorence rozdać każdemu lody. - Ej, przydało by się wreszcie zdobyć chowańca. - stwierdził Law. - No bo wiecie, ani ja ani Emi nie mamy. - dodał. - Mój gdzieś jest, ale nie mam pojęcia gdzie. - powiedział Jonathan.
  21. - Może być ciekawie. Nie jestem dobry w zajmowaniu się ale to by było ciekawe przeżycie, dla nas obu. - powiedział Add wychodząc za dziewczyną, zamykając drzwi za sobą i idąc razem z dziewczyną na dół.
  22. - Cóż, ja sądzę że wziąłbym najsłodsze jakie mają. - powiedział Jonathan. - Ja może i też ale Emily jest tu obok mnie i jest znacznie słodsza więc ja wezmę po prostu biszkoptowe. - stwierdził Lorence.
  23. - Ja tam lubię deszcz, zwłaszcza jeśli jest gorąco. Jest orzeźwiający i w ogóle. - powiedział ubierając buty i otwierając drzwi.
×
×
  • Utwórz nowe...