Skocz do zawartości

Nicz

Brony
  • Zawartość

    123
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Nicz

  1. Nicz

    Team Fortress 2

    Niestety, krytyczne strzały z kuszy nie leczą wcale więcej punktów zdrowia. Mit został już dawno obalony.
  2. Ciekawa sprawa. Może i też coś w mękach wypluję, jeśli czasu starczy.
  3. Kółko wzajemnej adoracji brzmi lepiej i przede wszystkim: Po polsku! Ja osobiście nie cierpię reklamy i pewno na tym cierpię. Za każdym razem, gdy mam sam siebie promować czuję się, jakbym na siłę wpychał komuś do gęby cegłę, na której napisałem: "To wcale nie jest cegła". Staram się tego unikać i po prostu robić swoje. Też staram się czytać losowe, mniej popularne fiki, gdzie za dużo ludzi jeszcze nie komentuje, ale z racji tego, iż lekcje zarządzania czasem wolnym zdałem za szóstym podejściem, niezbyt mi to wychodzi. Czas, czas. A właśnie że nie, łatwiej zabrać się za oneshota, często sama długość opowiadania wielorozdziałowego odstrasza potencjalnego czytelnika.
  4. Cóż, jednak z czymś się muszę nie zgodzić. Długie, rozbudowane komentarze, to jest to, jakby to określić... mokry sen każdego autora. Nie ma nic piękniejszego od widoku długiego jak stąd do Sosnowca posta, po którym widać iż piszacemu ową recenzję naprawdę zależało na poprawieniu stylu pisarza, poddaniu nowych pomysłów, pochwaleniu starych, zwróceniu uwagi na gramatykę i interpunkcję. Nigdy nie odczułem wrażenia, iż ktoś płodzi długie komentarze na pokaz. Na pokaz czego? Do portfolio będzie miał? Pewnie nic tak nie dodaje renomy i sławy jak tekst rozwodzący się nad realistycznością i uczuciami dwóch kolorowych różowych taboretów, które są ze sobą w pikantnym i zupełnie odpowiednim dla zwierząt stajennych związku. Uhu hu. Poza tym kto, jeśli nie my, czytający uzmysłowi autorowi, że powinien zabrać się za hodowlę ogórków a nie za uderzanie głową o klawiaturę w celu napisania epickiego dzieła godnego samego Pana Mietka i jego Wiernego Wózka Magicznych Odpadów Komunalnych. Z drugiej strony Sam tego nie mogę pojąć... Chyba będzie trzeba zatrudnić komisję Macierewicza do tej zagadki. [gorzkie żale]Próbowałem zaczerpnąć z tego wspaniałego generatora czytelników zwanego randomem, ale, zdaje się, popełniłem kardynalny błąd, gdyż miast oneshota zacząłem pisać wielorozdziałowiec. W efekcie wyszło jak wyszło, mam więcej prereaderów niż czytelników. [/gorzkie żale]
  5. Applejuice, nie mógłbym się z tobą bardziej zgodzić. Smutna prawda jest taka, że o ile nie jesteś znanym na forum autorem (labo po prostu znaną figurą) to masz bardzo niewielkie szanse, by ktoś, kto nie należy do grupki forumowych komentujących superherosów (wyrazy podziwu dla tych nich, co to czytają i recenzują wszystko jak leci) sięgnął po twoje opowiadanie. Może i jest to kwestia dość małej społeczności (a jeszcze mniejszej tej od fanfikcji), co prowadzi do tego typu sytuacji. No chyba że piszesz "spontaniczny" random, albo coś wybitnie głupiego, wtedy od razu wszyscy wchodzą żeby napisać coś w stylu "ikse iksde cie moje kabcie, zgubiłem je ze śmiehu, co ja czytam iksde iksde". O pisaniu dla siebie, sądzę, iż są to trochę banialuki, przynajmniej, jeśli ktoś publikuje (albo ma w zamyśle publikować) swoje opowiadanie. Jeśli miałbym pisać dla siebie po co miałbym to gdziekolwiek zamieszczać? Przecież nie dbam o odzew. Po to się umieszcza coś w internecie, by inni mogli to przeczytać i przekazać autorowi swoją opinię. To przeca cało istota, no ni mom rocyji?
  6. Nicz

    Team Fortress 2

    ^Dokładnie, zgadzam się w stu procentach z przedmówcą, polać mu! Medyk musi umieć walczyć o siebie. Poza tym mówimy o pubach, a tam rzadko zdarza się gracz, który warty jest twojego leczenia 24 godziny na dobę aka pocketowania. Poza tym proszę cię, nawet nie wiesz ilu medyków już usmażyłem po prostu na nich idąc, kompletnie ignorując ich pacjentów, którzy i tak mną się nie interesowali, zajęci gonieniem jakiegoś szpiega z deadreingerem. Naprawdę rzadko się zdarza ktoś, kto dba o swojego doktora. W końcu nie ten, to kolejny, a jak nie to ten się zrespi i dalej będzie siedział za moimi pośladkami nadleczajac mnie, podczas gdy dookoła ludzie będą umierać od płomienieni. Poza tym, prawda jest taka, że chodzi o zabawę. Jeśli tobie sprawia przyjemność granie bojaźliwym mobilnym dispenserem, proszę bardzo. Ja wolę grać medykiem, który potrafi o siebie zadbać, a i od czasu do czasu tyłek jakiemuś randomowi skopie.
  7. Prawda, prawda, coś w tym jest. Z drugiej strony, ma taką zaletę, że autor od razu wie co jest nie tak, wie już gdzie popełnił błąd, czego ma unikać. Miejmy nadzieję, że się czegoś z tego nauczył. To tyle, jeśli chodzi o odpowiedzi, a teraz gwóźdź posta, czyli kolejna aktualizacja! Tym razem, wydaje mi się, mniej śmiesznie, ale za to ten rozdział jest jednym, wielkim nawiązaniem do hmm pewnej postaci z dość znanej i ubóstwianej przeze mnie książki (której to obrzydzić nie udało się nawet moim polonistom, którzy wałkowali to jako lekturę w liceum). Nie ma niestety Twilight, nie bić... A, no i dodałem wreszcie do posta prereaderów, w końcu zasługują na te parę literek.
  8. Nicz

    Team Fortress 2

    Wow, że też ci się chciało nad tym mozolić. O czym mówisz, jest to słuszne, ale zakładasz, iż jako medyk będę się pojedynkował honorowo 1na1. Nadal, naturalnym środowiskiem medyka jest jego drużyna. Po prostu wolę robić za taki dodatkowy dps, niż za biernego "healera". Z jednym się jednak nie zgodzę. Medyk z blutsagerem wygra 1na1 z pyrą. Potwierdzone info, wiele razy to robiłem. Jeżeli zabijesz pyrę na bez przeładowywania to nawet będąc palonym przed ten czas jesteś w stanie przeżyć i nie paść od afterburna. Jeżeli jednak skończy ci się magazynek a pyra nadal żyje, cóż, jesteś upieczony. Co do soldów to się zgodzę, dobry rozwali cię w pół sekundy i nie ma to tamto. Pyry jednak są największą plagą pub-ów, a z racji ich natury (atak od tylca i palimy, panowie), medycy są na nich najbardziej narażeni. Blutsager pomaga w walce z nimi. Nie twierdzę, że medyk to uber (he he) koks rozpierdzielacz, każdą klasą należy grać z głową, bo inaczej bum (no poza deadringerem). Co do zbłąkanych pocisków, cóż pech, zwykła strzykawnica cię przed tym nie uchroni. A co daje blutsager? Spamujesz zza lini twoich sojuszników strzykawkami i już ci się życie odnawia. Może i nie mam za sobą matematyki, jak ty, ale za to mam swoje własne wrażenia z gry. @Edit A na co najmniej kompetentne skauty jest jeszcze inny trik, ja na niego mówię spazmy. Zamiast tylko celować machasz dodatkowo kursorem w prawo i w lewo, co powoduje rozrzut strzykawek, dzięki czemu zwiększasz swoją szansę na trafienie takiego skauta. Choć może to brzmi głupio, tak długo, jak znajdujecie się na mniej więcej tej samej wysokości, pozwala to trafić całkiem sporo razy, mimo nieprzewidywalnych tańców biegacza.
  9. Nicz

    Team Fortress 2

    Jeśli tak stawiasz sprawę, to faktycznie, jak się nad tym zastanowić, to medyka faktycznie powinno się dać wyżej. Uciekanie medykiem w sytuacji twojego bezpośredniego zagrożenia to najgorsze co możesz zrobić, moim zdaniem. Uciekając, stajesz się łatwym celem, przewidywalnym. Poza tym nie znam innej broni, która, jak już wspomniałem wcześniej uratowałaby cię przed atakiem w+m1 pyry. Dobrze też działa na skautów, którzy zazwyczaj starają się ciebie "obściskiwać", a na krótkim dystansie o wiele łatwiej jest trafiać igłami. Rzadko kto się spodziewa, iż medyk może kontraatakować i to jest atut. Ludzie psioczą na Blutsagera, bo zwyczajnie nie potrafią nim nic trafić. Trik polega na tym, iż musisz strzelać tam, gdzie przeciwnik dopiero BĘDZIE, a nie tam gdzie jest. Dodatkowo musisz wziąć poprawkę na odległość, im dalej, tym dłużej lecą strzykawy i tym więcej musisz wyprzedzać ruchy. Nie jest to łatwe. Poza tym strzykawki lecą po łuku nie po linii prostej. Naprawdę, zamieniłbym z 10 medyków co to myślą, że ich zadanie to leczyć i uciekać jak ktoś kichnie w ich generalnym kierunku na jednego, który, gdy widzi zagrożenie potrafi wyjąć blutsagera ew piłę i się z nim rozprawić. Nie wiem czemu ludzie tak bardzo boją się grać agresywnie medykiem.
  10. Nicz

    Team Fortress 2

    Święte słowa. Kiedyś, pamiętam, wymiatałem na snajperze. Teraz, tylko z łukiem jako tako potrafię, ze zwykłą snajperką za chiny nikogo nie potrafię trafić. Ogółem to szpiegiem i snajperem się najtrudniej gra, a co za tym idzie bycie dobrym wymaga najwięcej praktyki. Założę się, ze gdybyś grał soldem, albo pyro nie szłoby ci tak źle. Dla mnie trudność klas to jest: szpieg > snajper > skaut > demo (byłby wyżej ale odnerfili sticky launcher = powrót spamdemo) > sold > medyk > pyra > grubas. A co wy o tym szeregu sądzicie? Swego czasu ścięgnąłem sobie żeńskiego skauta. Przez jakiś czas nawet działało, potem, po kilku patchach przestało, a żeński głos pozostał i w efekcie miałem skauta kastrata. To w ogóle są jeszcze jakieś serwery na to?
  11. Jest jeszcze trzecia opcja: "Nie podobało mi się/ bardzo fajne" aka bardzo rozbudowany komentarz, gdzie czytelnik w sposób wyczerpujący argumentuje swoje stanowisko nie szczędząc przy tym niezwykle wymownych słów z rodzaju: "fajne" , "super", "czekam na więcej", "słabe", "lipa" (należy wybrać tylko jedne określenie z podanej listy). Opinie tego typu nie pozostawiają żadnego miejsca do polemiki bezwzględnie i arbitralnie określając przedział jakościowy dzieła.
  12. Hmm, z chęcią bym się zgłosił. W TF-a mam dosyć sporo godzin przegranych, co prawda ostatnio nie grywałem, ale myślę, że szybko wróciłbym do formy.
  13. Nicz

    Team Fortress 2

    Tylko że naparzanie nią przebranych szpiegów nie ładuje ubera... Znerfili wszystkie miniguny, to czego się spodziewać. Z grubego zrobiła się klasa którą grają tylko newbie i ludzie którzy mają na mikrofonie pocketujacego ich medyka. To działa? Myślałem że trzeci stopień działa tylko an medyków leczących w konwencjonalny (tzn medigunami) sposób. Ręki se uciąć nie dam ale w opisie było coś o "beamach", a taunt amputatora teog nie ma. Poza tym bądźmy szczerzy, jaka pyra biega z tą bronią? Święte słowa. Jeśli chodzi o pytanie o sety. Pod Primary mam Blutsagera, jakoś tak wydaje mi się najlepszy, szczególnie dobry na W+M1 pyry (dobry, to znaczy pozwala przetrwać atak takowej, jeśli umiesz celować), poza tym lubię sobie czasami pograć jako bezużyteczny battle medic. Na drugim slocie albo zwykły medigun albo kritkrieg zależnie od sytuajci i nastroju. Na trzecim, kiedyś nosiłem vita-saw, ale w końcu przejrzałem na oczy i zmieniłem na ubersaw, wiadomo 25% ubera piechotą nie chodzi. Czasami, gdy nachodzi mnie ochota na trollowanie, zmieniam broń na popiersie i okładam nim wszystkich nie szanujących przysięgi Hipokratesa . Ogółem, bardzo lubię grać medykiem, a gdy nie ma nikogo kompetentnego do leczenia, zamieniam się w siejącego postrach i igły zadające dwa punkty obrażeń mściciela. Naprawdę, ludzie często ignorują bojowych medyków, nie zdąjac sobie sprawy, jak groźny może być taki loadout w dobrych rękach. Może i nie jest to kombinacja zabójcza (przynajmniej, jeśli przeciwnik wie, jak sobie z takim trollem radzić, co trudne nie jest), ale zdecydowanie ma potencjał do bycia bardzo irytującą dla innych graczy (mówię oczywiście o DOBRYM bojowym doktorku).
  14. Nicz

    Team Fortress 2

    A jak się niszczy te teleporty? Pytam z czystej, teoretycznej ciekawości, ma się rozumieć.
  15. Pytanie bez sensu? A od ilu lat można być człowiekiem? A od ilu lat można być chorym na astmę? Od czasu kiedy się nim stajesz. Proste, jak konstrukcja cepa. Odpowiadając na me pytania, człowiekiem jesteś od urodzenia (pomińmy wszystkie spory dotyczące tej materii), na astmę jesteś chory od czasu kiedy zachorujesz. Tak samo, bronym jesteś od kiedy zaczniesz się za takowego uważać. Wątpię, żeby trzyletnie dziecko miało jakąś styczność z tą raczej interenetową społecznością. Odpowiedź bardziej sarkastyczna? Czasami wolałbym, aby bycie bronym było dozwolone od lat 18, lecz by chodziło w tym bardziej o dojrzałość umysłową, a nie cyferki. Może wtedy bronies nie byliby najbardziej znienawidzoną i hejtowanym fandomem w internetach.
  16. Nicz

    Team Fortress 2

    Quickfix leczy całą drużynę. Medigun i kritzkrieg wygrywaja gry. Dobry medyk z quickfixem niewiele pomoże przy sytuacjach kryzysowych. Dobry medyk z uberem albo krytami może wygrać rundę (szczególnie na pl-ach i cp-kach). Kiedyś wydziałem medyka, co to swojego mediguna nazwał "Player skill compensator". Wspaniała i prawdziwa nazwa. Nie cierpię medyków, którzy przyklejają się do grubego, choćby miał 0 punktów od 15 minut i nawet nie raczą spojrzeć na innych. Ja sam zawsze staram się leczyć wszystkich, rzadko kiedy pocketuje jednego gościa, no chyba, że nie ma nikogo sensownego w okolicy. Oj tam, oj tam, pożartować nie można... Jakby co, jestem dzisiaj otwarty na grę w Fortressa. Jak ktoś jeszcze chętny, pisać na pw, czy coś.
  17. Nicz

    Team Fortress 2

    Nom, niestety quickfix to badziew i rzadko jaki med go używa.
  18. Nicz

    Team Fortress 2

    Jak już jesteśmy w temacie, to jako sold albo demo uwielbiam trollować medyków z quickfixami. Nie wszyscy do końca zdają sobie sprawę, że mogą podróżować wraz ze swoim pacjenetem, jeszcze mniej ogarnia air strafing. Zaczynam skakać jak poparzony, a niczego nie spodziewający się medyk zazwyczaj leci w kosmos. Ta dezorientacja, gdy ląduje wśród 5 pyr, bezcenne, hue.
  19. Przeczytałem akt pierwszy i z racji dużej ilości wrażeń (oraz zatrudnienia w charakterze prereadera ale o tym ciii) postanowiłem napisać minirecenzję już teraz. To chyba będzie najdłuższa rzecz, jaką kiedykolwiek napisałem na temat innego fanfika... No nic, piśniem bo uśniem. Przyzywam wielką i potężną ścianę tekstu! Styl, technikalia Najpierw niestety, zacznę od tej gorszej strony. Styl, mówiąc w skrócie pozostawia wiele do życzenia. W żadnym jednak wypadku nie jest zły. Bardziej nazwałbym go nierównym. Dość chybotliwym. Czasami fajnie budujesz świat przedstawiony, przyjemnie opisujesz scenki, utrzymujesz suspens, innym razem... dziwnie zbudowane zdania, liczne powtórzenia, masła maślane (o tym będzie jeszcze dalej) całkowicie psują, przynajmniej dla mnie, odbiór. Brakuje mi tu czegoś, i kiedy czasami dokładnie wiem, czego (patrz błędy składniowe powtórzenia), to innym razem narracja po prostu brzmi źle... jakoś się nie klei. Może to dlatego, że jestem malkontentem i każdy drobny zgrzyt zaraz obniża we mnie radość z czytania. Żeby nie było, iż jestem gołosłowny, podam kilka nie pasujących mi zdań, wybranych pseudolosowo: To jest, moim zdaniem największym mankament tekstu. Język opowiadania jest momentami bardzo dziwny, o pomieszanej składni i niekonsekwencji w odmianie wyrazów. Widać, iż brakuje tutaj warsztatu i płynności w przelewaniu myśli na (elektroniczny) papier. Nie jest to wielka tragedia, w końcu od czagoś trzeba zacząć, nie od razu Sosnowiec zbudowano, ale dla takiego czepialskiego, jak ja, jest to strasznie to irytujące. Nie podoba się też narracja Uznałem, iż twój narrator jest o ograniczonej wiedzy, co pachnie mi mocno narracją z perspektywy bohatera powieści. Zresztą na brak wszechwiedzy wskazują też zwroty w narracji: "jakiś ogier", "robił coś" itp. Problem w tym, że gdy w tekście pojawia się na raz więcej niż jedna postać, ciężko stwierdzić, z czyjej perspektywy są prowadzone opisy. Na przykład, gdy wszystko wskazuje, iż narracja jest prowadzona z punktu widzenia Lockdowna, nagle pojawiają się opisy scen, fakty, o których bohater w żadnym wypadku nie powinen wiedzieć. To, przynajmniej dla mnie trochę zaburza odbiór i psuje radość czytania. Narracji brakuje, według mnie, systematyczności. Strasznie nagminnie (nad)używasz zdań rozpoczynających się od "ale" i "chociaż". Te pierwsze szczególnie mnie drażnią. Poza tym kolokwializmy. O ile w wypowiedziach bohaterów są jak najbardziej właściwe, o tyle w narracji dla mnie całkowicie już rujnują klimat, dajmy na to mówiąc: "Lockdown się wkurzył" zamiast "Lockdown naprawdę się zdenerwował". Sądzę, iż dla wielu byłoby to pole do polemiki, ale ja jestem za tym, by język narracyjny był ładny i polski (no chyba, że to jakiś szczególny zabieg stylistyczny. Uzasadniony). Może to tylko ja, ale takie wyrażenia w narracji kojarzą mi się z komedią, a nie poważnym opowiadaniem. Stąd też wytracanie klimatu. Jeśli chcesz zaznaczyć wymowność jakiejś czynności, postaci, wydarzenia, czegokolwiek, możesz posłużyć się niemal nieskończonym wyborem przymiotników, czy środków stylistycznych. Nie musisz od razu sięgać po kolokwializmy. Dużo rzeczy zaznaczałem w tekście, mimo rzekomych prereaderów i korektorów. Może i wyjdę na gbura, ale jakoś nie widzę ich działania w tekście. Formatowanie czasami szwankuje, akapity zaczynają się od gigantycznych wcięć, by zaraz potem, dwie linijki dalej, rozpocząć się już od poprawnego odstępu. Gdzie się dało, to to poznaznaczałem. Podsumowując, styl mi nie przypadł do gustu, i mimo, iż prawie wyłącznie na niego narzekałem (wiadomo, smęcić jest o wiele prościej), nie uważam iż jest zły. Wymaga po prostu szlifierki. Mam nadzieję, iż w akcie II jest już z tym lepiej gdyż... Fabuła i inne szmerybajery, tu zawarte będą spoilery Gdyż fabuła, opowiadana historia jest tutaj naprawdę fajna... Moja była polonistka zabiłaby mnie za użycie tego słowa... Ahh, trauma, trauma... O czym to ja klepałem? A tak tak, po czarze goryczy czas na trochę likieru (ewentualnie soku, jeśli jesteście niepełnoletni) Akcję prowadzisz zręcznie, a sam pomysł... rozwija się niezwykle ciekawo. Od samego wydarzenia, które wplątało naszego bohatera w wir wydarzeń po jego konszachty z Exodusem, kończąc na Kryształowym Imperium. Choć początkowe rozdziały czytało mi się najgorzej, to, paradoksalnie, tam akcja szła najszybciej, naprawdę ciekawiło mnie, co też z tego wyniknie. Po opuszczeniu Canterlot mamy krótki epizod w Hoofington, a potem... fabuła nieco spowalnia, miejscami troszkę wieje nudą. Na szczęście, za co tez masz duży plus, zręcznie powplatałeś tu i ówdzie wątki humorystyczny, których od groma może nie ma, ale uprzyjemniają lekturę. Swoją drogą, nieco bawi mnie fakt, iż Chrysalis po raz kolejny postanowiła wprowadzić w życie ten sam plan, tym razem już z pozytywnym skutkiem. "Hmm za pierwszym razem podmieniliśmy Kredensa, ale nic nie wyszło, polecieliśmy w kosmos... Czas zrobić to jeszcze raz!". Oczywiście, tym razem im się udało, gdyż mieli po swojej stronie wielkiego i potęznego Lockdowna. A co z bohaterami? Ano jest Anzelm Boahtyrowicz! (Znowu nawiązanie do Kabaretu Moralnego Niepokoju, przepraszam ). Główny bohater. Typowy superrozkurwiacz 2000. Jak przystało na tego typu twardziela bez serca nękany jest on przez niemożebne rozterki wewnętrzne. Mimo dość długiego życia jako najemnik, nagle, po kilku godzina w pudle stwierdza, iż czas Zmienić Swe Życie. Wrobiony zostaje w niezłą kabałę, a że jest hardkorowym koksem, co to ma na wszystkich haka (dosłownie!) zaczyna się kumoczyć z przywódcą nowego roju podmieńców. Jak przystało na główną postać, w przygodach towarzyszy mu urocza towarzyszka. Tutaj pozwolę sobie przerwać opis, by wspomnieć o, właśnie, Exodusie. Tajemnicza postać podmieńca(?) bardzo mi się podobała... leeecz... uważam iż wstawki narracyjne "z jego perspektywy", o ile dobrze to odczytałem, nieco psuły tą aurę, zdradzając jego emocje, plany, a nawet współczucie wobeck Locka (o co, nawiasem mówiąc, w życiu bym go nie posądził). Jeśli taki był twój cel, to ci powiem, nieźle wyprowadziłeś mnie w pole. Ogólem, sądzę, choć to jest ma osobista preferencja, iż zmiana perspektywy narracji odzierała nieco z tajemniczości postacie, takie jak np. Penumbra, czy Exodus. I bez wglądu w ich myśli, czy odczucia, mogłeś "ukazać" czytelnikowi ich figury (choć, pewno byłoby to trudniejsze). Lockdown na szczęście nie jest w ciemię bity, i opuszcza zdobyty przez robalokuce Canterlot, mając ze sobą bagaż emocjonalny, wkurzoną złodziejkę, informację dla Armora oraz Luny oraz parę nowitkich skrzydeł na gwaracji. Jednym słowem, typowy Ocek. I w tym momencie mogę (po raz kolejny wyrzucić swe żale na temat LD): Historia Lockdowna - to kompetna klisza. Kobieta z przeszłości, która mu wszystko przypomina. ("oh, właśnie zjadłem pieroga, zaraz się popłacze, bo przypomniała mi się TA klacz.") - jest Niegdyś uczeń pewnego mędrca, co to nauczył go być dobrym wojownikiem, poza tym strzelał przypowieściami i morałami jak z kałasznikowa - jest Zimny łowca nagród, stereotypowy profesjonalista, który nie dba o to, kogo zabija (przynajmniej dopóki nie zabije klaczy, inwalidy, starszej osoby, kucyka na zasiłku, niewinnego, oraz siostry twojej matki) - jest Jakiś tajemniczy kodeks moralny, którego (nie odniosłem takiego wrażenia, ale co tam) bohater przestrzega - jest Nie akceptowany przez społeczeństwo; nawet zebrą do końca nie jest, 11/10 w skali alienizacji - jest Uzmysławia sobie, jaki be i fe jest i postanawia uratować świat przed swoją kliszowatością - jest Zazwyczaj nie narzekam (aż tak strasznie) na recykling pomysłów, w końcu ciężko wymyśleć coś nowego, gdy wszystko już pratycznie gdzieś wykorzystano, ale takie stężenie oklepanych motywów w jednej postaci... odrobinę mierżące, muszę przyznać (nawet jeśli sama realizacja wcale tragiczna nie jest). Sprzeczki z Zethisis (mam nadzieję, że dobrze napisałem) są jednym fajniejszym momentem z jego udziałem. Wizja Equestri poddającej się inwazji robalokucy, i Imperium jako ostatni bastion? W to mi graj! Tajemniczy Żniwiaże? Proszę, moar! Dwie postacie poboczne (Graps i Weathy Sun) - meh, kompletnie do mnie nie przemówili, jakoś tacy bez wyrazu mi się zdawali. Zethisis - faktycznie urocza, knąbrna dziewucha, w dodatku żeński Robin Hood. Mógłbym narzekać na ten motyw, ale w jej przypadku jakoś to nie razi. Jest pocieszna. Czytałbym. Czwórka bohatyrów dociera po drobnych eksesach (ja jestem ciekaw, czy Imperium jest zadowolone, iż ich goście zniszczyli im jednego z mechanicznych obrońców, raczej przydatnyhc podczas inwazji podmieńców. Cóż, przynajmniej Zethi szalik odzyskała.) Lockodown spotyka się z Luną oraz nikim innym, jak małżonkiem Mi Amore Pomidore Cadenzy. Dochodzi do małego konfliktu w skutek którego nasz bohater zamienia się w szaszłyk. Armor zachowuje się wiarygodnie, podobało mi się twoje przedstawienie jego szaleństwa. Z drugiej strony... Nie podobało mi się przedstawienie Luny. Jakoś nie czułem jej... władczości. Toż już zwykły jednorożec (Armor) emanował większą władczością, niż ona. Kilkukrotne "zbaranienie" księżniczki tylko pogłębiało to wrażenie. Na samym końcu nasz ogier zebroid spotyka całą wesołą kompanię Pierścienia, którą aż chce się poznać lepiej. Jeśli nie zrobisz z interakcji pomiędzy nimi czegoś ciekawego... ZADUSZĘ! I tak oto zaspoilerowałem cały pierwszy akt. Szlag, chyba przesadziłem... Na koniec jeszcze wspomnę, iż uważam, że tekst ten lepiej pasowałby do działu +18. Sceny dość krwiste, szczegółowo opisane, poza tym wingobnery i inne... bonery... Nie sądzę, żeby było to odpowiednie dla małoletnich. Podsumowanie podsumowania TL;DR Choć narracja i styl często zgrzyta, to fabuła jest naprawdę dobrze poprowadzona, w sposób, który każde oczekiwać na więcej. Mam szczerą nadzieję, iż kolejny akt pod względem technicyzm będzie lepszy, co pozwoli mi swobodniej cieszyć się ciekawą, pełną zwrotów akcji, historią.
  20. Oczywiście, samodoskonalenie daje satysfakcję. Problem w tym, że obie te rzeczy są dość eteryczne i każdy je może je odbierać inaczej. Napiszę kilka stron, stwierdzę, ze jednak meh, nie podobają mi się, kasuję. Sytuacja się powtarza kilka razy (bo mam "blokadę"). Czy właśnie się samoudoskonaliłem? Może. Czy to odczułem? Nie. Czy straciłem satysfakcję? Tak. Człowiek, siłą rzeczy, jest istotą, która potrzebuje sukcesów. Tego poklepania po główce, pochwalenia się, chociażby przez samego siebie. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić samorealizacji w porażkach. Może to kwestia oczekiwań, albo, jak to słusznie zauważyłeś, mimo iż cel mamy ten sam, drogi do niego, jakie sobie wyobrażamy są raczej inne. Ejże, to cios (czy raczej może blok, hue) poniżej pasa! Zgadzam się, iż pisanie wymaga pracy, nie zgadzam się z faktem, iż powiedzenie sobie, niczym pewien trener pokemonów "I wanna be the very best" (aka chcę się samodoskonalić) rozwiązuje nagle wszystkie problemy z niemocą twórczą. Jaki jest mój cel? Danie upustu głosom w mojej głowie . Podarowanie czytelnikowi czegoś godnego uwagi, otrzymanie jakiś odzewu (pochwał/krytyki). Wreszcie, spędzanie wolnego czasu, no i wiadomo, poprawa własnych umiejętności. Blok zanegował 3k6 obrażeń od bezsensownego gadania. Nicz rzuca na inicjatywę... I żeby nie było, iż dumamy tu tylko nad problemem, a nie rozwiązaniem, moja rada, czyli jak ja staram się z ową chandrą walczyć: Wracaj do swoich poprzednich dzieł (o ile już jakieś masz), a raczej do komentarzy innych pod nim. Najlepiej pochlebnych. Może i to trochę narcystyczne, ale dla mnie działa. Poczytaj sobie kilka opinii, przeanalizuj je, zastanów się, dlaczego ktoś stwierdził, iż warto przeczytać akurat właśnie twoje dzieło. Może stwierdzisz, iż skoro wtedy dałeś radę, to i teraz dasz. A może nic się nie zmieni... I tak gorzej nie będzie.
  21. Żeby nie było, to też sprostuję. Mój pierwszy post nie miał na celu obrażania ciebie, czy twojego sposobu myślenia. Czasami po prostu nie panuję nad moim sarkazmem. A teraz kontra: Wbrew mojemu sarkaniu nie jest to głupie, ale nadal, napisałeś po raz kolejny to samo, tylko nieco innymi, mniej lakonicznymi słowami. Patrz na pierwszy akapit, nie chciałem cię urazić moją uwagą. Po prostu, taka trywialna metoda nie zawsze może działać, życie by było zbyt proste, gdyby zawsze "chcieć to móc." Nigdzie nie wspominałem o strachu. Czego mam się bać? Napiszę i opublikuję chałę, przyjdzie czytelnik, tknie kijem, stwierdzi: "kupa" i pójdzie dalej. Moim zdaniem problem tkwi bardziej w tym, skąd ludzie czerpią motywację. Jeśli faktycznie, samodoskonalenie jest dla ciebie jedynym i najważniejszym celem, wtedy proszę bardzo, nie czekaj, pisz, ile wlezie. Teraz jest druga strona medalu, typ ludzi, do których ja należę. Ci, poświęcając dobre kilka godzin na pisanie, oczekują, iż to co napiszą będzie warte poświęconego czasu. Nie musi być "dobre". Musi przynosić satysfakcję. Problem pojawia się, gdy okazuje się, iż efekt pracy jest daleki od zamierzeń. Pojawia się zniechęcenie i rezygnacja, która skutecznie utrudnia dalsze pisanie. Gdy to, co w myślach wyglądało na pięciostopniowy tort z bajeczną posypką, na papierze objawia się jako zakalec. Człowiek zaczyna wtedy kwestionować swoje hobby (mówię o ludziach, którzy nie piszą książek profesjonalnie, bo wtedy dochodzi czynnik KASA), zastanawiać się czy w ogóle powinien porywać się z motyką na słońce. Może lepiej by było zająć się ogrodnictwem? Z tym się zgodzę. Mimo to, chęci chęciami, ale satysfakcja jest jeszcze bardziej ulotna niż etanol.
  22. Chodzi mi o kuriozalność twojej "porady". Chcesz dojść na księżyc pieszo? Idź, a dojdziesz. Taa... Pewnie że jest blokada pisarska, ale ja to wolę nazywać "niemocą twórczą". Lepiej brzmi. Człowiek ma łeb pełen pomysłów, zasiada do kartki/komputera i stwierdza, iż figa, nie jest w stanie tych swoich idei zrealizować. Gdy mimo to na siłę próbuje, okazuje się, iż wychodzą z tego, nie przymierzając, fekalia. Zmuszanie się do pisania wcale nie pomaga.
  23. Prześlij mi na konto 1337 złotych to zobaczę, co da się z tym zrobić. Uwaga, panie i panowie, odnaleźliśmy właśnie rozwiązanie wszystkich światowych problemów. Nastaje nowa era "chcieć to móc". Radujmy się, bowiem odkryta została przed nami recepta na cud!
  24. Nicz

    Świat Dysku

    Wielki fan Świata Dysku (nie nazwę się fanem Pratchetta, gdyż nawet nie korci mnie, póki co, by sięgnąć po jego książki spoza uniwersum Dysku). Ubóstwiam wręcz wspaniały i specyficzny humor, który w owych książkach jest zawarty. Co najbardziej jednak budzi we mnie podziw to to, iż nie ma tematu, którego pan Pratchett nie byłby w stanie sparodiować, ukazać dosadnie, w krzywym zwierciadle, lecz z jak najprawadziwszym odniesieniem do rzeczywistości. Właśnie dlatego Carpe Jugulum jest jedną z książek, które podobały mi się najbardziej, mimo iż nie za bardzo przemawiała do mnie seria o Wiedźmach. Postać kapłana z wielkim pryszczem na nosie, oraz poruszany tam wątek religijny, to właśnie dla mnie sprzedało tę książkę. Poza tym najbardziej podobała mi się też seria o Rincewindzie (najlepsze, Czarodzicielstwo), oraz gremium profesorskie NU (najbardziej utkwili mi w pamięci ci z Kosiarza).
  25. Taki już ten nasz świat, zwykła przeciętność nie przemawia do ludzi, tak bardzo, jak skrajności. A że te skrajności zazwyczaj idą w stronę złego, to jest pewno kwestia tego, że wybitnie tragicznych dzieł jest o wiele więcej, niż tych wybitnie dobrych, toteż statystyka jest za tymi pierwszymi. Ewentualnie kult kiczu zatacza coraz szersze kręgi.
×
×
  • Utwórz nowe...