Skocz do zawartości

Nicz

Brony
  • Zawartość

    123
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Nicz

  1. Możesz sobie to nazywać halucynacjami, a pewien szaman z amazonii może to uznać za znak od jego opiekuńczego bóstwa. Grunt, bo zdaje się, odchodzimy od pierwotnego tematu, to że każda rzecz ma w sobie trochę nauki, trochę porządku i zasad, których musi przestrzegać. Nie powinno to jednak w żaden sposób ograniczać zdolnego pisarza, gdyż z każdego zagadnienia da się zrobić coś porządnego, chociażby to miało być nawet takie profanum, jak dajmy an to, szczanie.
  2. Będę namolny. A czymże w takim razie jest złość? Czym jest ruch? Czyż to biologia i fizyka nie stoją za wszystkim? Parę razy już udowodniono to w pewien sposób, tutaj mała dygresja Z kanału Discovery. Pewne grono naukowców przeprowadzało eksperyment ze "symulacją" Boga. Podłączali ochotników do ogromnie skomplikowanych wihajstrów, których głównym elementem była dość znana większości czapeczka z mnóstwem dzyndzli, co to odpowiadała za rejestracje oraz stymulację mózgu za pomocą elektryczności (czy czegoś podobnego). Wyniki tego doświadczenia były całkiem ciekawe, badani zeznawali, iż doświadczali "obecności" w pomieszczeniu (odizolowanym, ciemnym, tak aby jak najwięcej działo się w wyobraźni, brak było zewnętrznych bodźców), wydawało im się, iż ktoś ich obserwuje, niektórzy doświadczali OOBE (out of body experience) i innych, wiązanych zazwyczaj z eteryzmem szmerów bajerów. Koniec dygresji. Sens jej jest taki, ze nawet za wyoboraźnią stoją jakieś skomplikowane procesy biologiczno fizyczne, którymi da się, notabene, manipulować.
  3. To samo można powiedzieć o każdym elementarnym pojęciu. Fantazja? Złość? Mrok? Radość? Alkohol? Myślę, ze to żadna wymówka.
  4. Jak słyszę zwrot polski romans zaraz przed oczami zaczynają migać mi urywki ze wspaniałych, polskich wpółczesnych komedii romantycznych. Jak to wygląda na scenie pisarskiej mlp nie chcę nawet wiedzieć.
  5. Z mrocznych otchłani internetu wyłania się Cthulhu nowy rozdział Kucyka, zabawki i mydła w płynie. Tradycyjnie, dziękuję za wszelkie wcześniejsze komentarze.
  6. Jeżeli zależy ci na tym, co piszesz, nie będziesz szukał sposobu, by skrócić proces twórczy, tylko przysiądziesz i doprowadzisz wszystko do końca. Nie ma żadnej drogi na skróty. Jedyne lekarstwo na brak czasu, to znalezienie go. Osobiście, absolutnie nie aprobuję ludzi, którzy traktują swoje dzieła, niczym pociski wystrzel i zapomnij. Zadowoleni, iż właśnie ukończyli pisanie ich dzieła, radośnie wypuszczają je w internet, bez chociażby uprzedniego sprawdzenia ich pod kątem zdatności do przeczytania. Niby są od tego jacyś korektorzy czy coś, ale ja uważam, że autor sam powinien o taką podstawową rzecz zadbać, a nie patrzeć, aby inni to za niego zrobili.
  7. Cóż, może i metoda jednej strony najlepsza nie jest, ale z drugiej strony bywają pewne straszne typy ludzi (sam do nich należę, niestety), co to bez karabinu przyłożonego do pleców nie zrobią niczego porządnego. Nie chodzi tu nawet o sam przymus, tylko o dostarczenie sobie motywacji (365 stron w rok - to już coś, każdy spec od reklamy ci powie, że ludzie lubią takie duże liczby), jeśli inne źródła powoli zaczynają wysychać, a wiadomo, wena kapryśną panią jest. Nie sądzę, iż taki zabieg od razu skazuje pisane dzieło na tandetę, choć ryzyko jest duże. Wszystko zależy od piszącego. Mi, osobiście, jak zresztą wspomniałem wyżej, pisanie wcale nie przychodzi jakoś szczególnie łatwo. Poza punktem zapalnym w postaci weny, która zmusza mnie do zapoczątkowania jakiegoś pomysłu, dalej są już tylko pot, krew i pączki. Same źródła natchnienia mam różne: obejrzenie jakiejś animacji na YT, przeczytanie dobrej książki, kiepskiej książki, kiepskiego filmu (niczym pewien pan z popularnego teleturnieju), czytanie fanfikcji innych, posłuchanie jakiegoś utworu... Inna sprawa, iż często "natycha" mnie po nocach, w porze, gdy normalni ludzie dawno już śpią. Gdy jednak postanowię owo natychnięcie zignorować i przehandlować na bycie wypoczętym rano, często zapominam, co to za genialny, wstrząsający światem w posadach, pomysł miałem w nocy. Mózgu, niech cię licho. Często w braku weny pomaga mi przeczytanie tego (nawet po kilka razy), co dotychczas wysmoliłem. Poza tym wyłapuję wtedy dużo błędów i dziwnie zbudowanych zdań. Pomaga mi to też wczuć się w tekst, do którego przez długi czas nie wracałem z powodów lenistwa różnych. Polecam.
  8. Wow, nie spodziewałem się tak szybkiego i licznego odzewu. Czuję się pozytywnie zaskoczony. Przychylność waszych opinii jeszcze bardziej potęguje to zaskoczenie. Są niczym kojący balasam dla duszy autora cierpiącego na syndrom: "Wszystko, co piszesz jest złe i powinieneś czuć się z tego powodu źle". Nawet widzę, się tu mały, przyjazny plebiscyt zrobił na tłumaczenie piosenki. Ulala. Najpierw jednak kilka słów wyjaśnień: Tat jak wspominałem, tłumacz tego typu utworów to ze mnie taki, jak z kozła ogrodowy. Nawet myślałem przez jakiś czas aby popytać się tu i tam, znaleźć chętnego do translacji, ale mój instynkt zosi-samosi (ja nie dam rady? potrzymaj mi piwo!) zwyciężył i zmusił mnie do popełnienia zbrodni na słowie pisanym. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że tego nie da się zaśpiewać. Próbowałem, a jakże. W końcu jednak stwierdziłem, że skoro rym się zgadza, to ujdzie to jakoś w tłokach. Poza tym, w końcu to chorał (przynajmniej takim jest w tekście), toteż znalazłem wymówkę, iż żebrak mógł śpiewać to w zupełnie inny sposób (na modłę zaśpiewu kościelnego właśnie). Zdziwiłabyś się ile te małe, zasmarkane, wiecznie płaczące potwory są w stanie zrozumieć. Poza tym, to narracja pierwszoosobowa nie była, toteż narrator mógł sobie pozwolić na wydumanie, co też się dzieje w głowie naszego berbecia. To tak samo, jakbyś obserwowała jakieś dziecko i opowiadała innej osobie, co ono aktualnie porabia, jak się zachowuje itp. Taka przynajmniej jest moja wymówka, poza tym jestem świadom, iż każdy ma prawo do własnego odbioru tekstu, i choćbym napisał nie wiadomo jak wiele i nie wiadomo jak mądrze, to subiektywne odczucia zawsze pozostaną subiektywne. Grupa Minstreli, z zamysłu, miała być lekko zawoalowana tajemniczością, toteż, myślę, iż każdy może sobie interpretować ich na swój sposób, może nawet nieco alegorycznie, jako symbol upartej ślepoty ludzi/kucyków wobec rzeczy, które przewrotnie nie kryją się przed nimi, a mimo to są niedostrzegane lub z premedytacją ignorowane. Swobodę interpretacji pozostawiłem czytelnikom, lekko ich tylko naprowadzając. No, a co do waszych propozycji tłumaczeń... każde jest lepsze od mojego. Winszować. Tak, każde z waszych tłumaczeń "prześpiewałem" razem z oryginałem. Poza tym, dobrego utworu nigdy nie za wiele. Najbardziej podobała mi się wersja Albericha. Jakoś najbardziej poczułem przy niej klimat mojego opowiadania. Potem aToma - wszystko cudnie, ale "pomieńce są o krok", dla mnie już za bardzo odchodzi od pierwotnego sensu, jakoś obniża mhhroczność. "Przed swą Królową pada, Jej dzieci cały rój." - zgadzam się z przedmówczynią. Haraszyj tjekst. Na trzecim miejscu Dolara - brak rymów mi przeszkadzał, co nie zmienia faktu, iż tekst i tak jest ogółem sto razy lepszy od mojego. Jest też dostatecznie mhhroczny nastrój. Kolejność pod względem odbieranej przeze mnie wymowności tłumaczenia, jego mocy przesłania, no i oczywiście wpasowania w rytm oryginału (na ucho jednak, więc nie bić). Dziękuje za uwagę i życzę państwu miłego dnia.
  9. Witam, chciałbym zaprezentować wam dzisiaj kolejny jednostrzałowiec, o tytule: The Changelings Chant Opis: Nie wszystko jest zawsze takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Pod zasłoną codzienności często skrywa się niepokojąca prawda. Od autora: Tym razem krótkie opowiadanie w o wiele (mam nadzieję) poważniejszej konwencji. Zainspirowała mnie pewna piosenka, której (tragiczne swoją drogą, liryzm to nie moja broszka) tłumaczenie znajduje się w powyższym fanfiku. Gorąco zachęcam do przesłuchania utworu przed przeczytaniem, coby zbudować sobie odpowiedni nastrój. Poza tym to naprawdę dobry, niedoceniony utwór. Link
  10. Hehe, też cierpię na tą przypadłość. Na szczęście, dysponuję jednym, bardzo skutecznym remedium: krótką pamięcią. Skutecznie odcedza ono wszelkie pomysły, za których realizację nie zdążę się dostatecznie szybko zabrać. Nie polecam.
  11. Super sprawa. Winszuję zbioru regułek i porad, który skonsolidowałeś i objaśniłeś w przystępny sposób. Sam wcześniej albo pisałem na czuja, albo pytałem wujaszka gugle. Szczerze mówiąc nawet nie sądziłem, że pewne rzeczy systematyzują jakieś reguły (pauzy, półpauzy, przecinki w miejscach oddechu). Podoba mi się nazwa "Zagadnienia obowiązkowe". Sugeruje, iż każdy, przed publikacją swojego dzieła tutaj, powinien się zapoznać z treścią tej strony. Z pewnością byłyby to krople do oczu dla (nie tylko) mych gałek. No i do tego sama strona ładna, aż miło oko zawiesić. Nie wiem za to, co ludzie widzą w tym webmasteringu, dla mnie te html-e css-y i inne javascripty to istny koszmar.
  12. W czasie tajemniczych problemów z internetem nołlajfy się nudzą. A gdy się nudzą czytają fanfikcje. Zawsze mam problem z wyrażaniem opinii na temat tego typu dzieł. Naprawdę rzadko się zdarza, by jakieś słowo pisane mnie poruszyło, a to przecież główny cel takiego typu opowiadań. Tutaj jest podobnie, ale myślę, iż uda mi się choć częściowo zwalić winę na krótkość opowiadania. Choć znam Lunę, z tekstu dowiaduję się o okolicznościach kataklizmu, wiele z przytaczanych emocji oraz przemyśleń nie jest mi obce (to z kolei plus, choć opisywałaś tragedię w konkretnym kontekście, gdyby zabrać te słowa i wcisnąć w inny obraz, całkiem dobrze by i tak tam pasowały) jakoś nie mogłem poczuć żadnego żalu, czy smutku, z powodu decyzji bohaterki. Nie mogłem się wczuć. Za mało, zdecydowanie za mało. Może, gdybym dostał jeszcze jakąś inną scenę z udziałem bohaterki, a nie tylko sam list... No, ale to by z kolei psuło konwencję, więc odpada. Mimo to opowiadanie odbieram jak najbardziej dobrze. Schludne formatowanie, styl też przyjemny (choć wypatrzyłem kilka potencjalnych potknięć). Może tylko nacechowałbym go bardziej złością Księżniczki, gdyby nie zdanie "Jestem zła", jej stan określiłbym bardziej jako rozpaczliwą rezygnację. Masz też plus za katastrofę naturalną, jako kataklizm, miast serwowania po raz kolejny "Wielkiej Wojny", "Wielkiego Czaru", "Wielkiego Złodupca", czy dowolnej kombinacji tych trzech pojęć. Ulubiony cytat: Kilka mniejszych błędów, które uznałem za warte czepiania się: PS. Naukowcy jak zawsze pomocni. To chyba amerykańscy byli, co?
  13. Uhh, w skutek skomplikowanych reakcji synestetycznych, oprócz oczu bolą mnie też brwi, oraz trochę lewe ucho. Niedobrze... Dzieło to cierpi na bardzo zajadły rodzaj słowotoku, który utrudnia wielbicielom nieabsorbującej umysłu rozrywki właściwy odbiór tekstu. Opisy są chaotyczne, nieskładne, brakuje wyodrębnienia wątków, czasami szwankuje interpunkcja, zdania, z powodu natłoku treści zaczynają brzmieć dziwnie: gdzieniegdzie w narracji powstają dziury, tak jakbyś urywał zdanie (przesadą byłoby użycie słowa "scenę"), śpiesząc się z opisaniem kolejnego hehehelmansowego dżołku. Przez ten cały styl tekst sprawia wrażenie wycinku z elementarza dla uczniów zerówki. Brak też podziału na akapity, brak wcięć. To wszystko, po zsumowaniu sprowadza na czytelnika mniej więcej to: A to dopiero kwestie techniczne. A, i jeszcze "kucza wersja gwiezdnych wojen". Kucza. KUCZA. KUCZA. K̵̭͎̠̗͚̟̯̯̳̮͈ͬ͑̏ͫ̅̓͐̉̔̾̅̓͌̀̕͟U̶̧̝̥͕̬̗ͩ̌ͫͥ̎̇̂ͪ͌ͪ̈̊́̚͟͡C̴̷̨̛̣̹̟̙͖̳͇̪̝͙̻ͣ͋ͯ̂ͦ̂̏̇͌Z̡͊̾̑̽ͤ̑ͣ͛ͥ͏͏̭̦͚͍̱͇͚͎̼̲͍͇̳A̧̬͎̦ͪ̑͊̓͊͋ͦ̆̇̄͊͝.ͫ̈́͋͊ͫ̓̌͐̿̄̏ͣ̈́ͨ̀͟͏̸̯̱͚̱̯̘͈̣͍̖̥͇ Jest też parę innych smaczków... No dobra, a teraz to, czym te opowiadanie jest w jakiś 98%, czyli humor, mówiąc ściślej, tzw. random. Żarty... hmm. Są. Tak, z całą pewnością mogę stwierdzić, iż są. Trudno by było ich nie zauważyć. Heh. No właśnie. Czy to jednak dobrze? Serwujesz nam całą paletę, od tych tragicznych, po nawet całkiem zabawne i kreatywne (które wywołały nawet krótkie "hehe" z mojej strony). Ciężko mi powiedzieć, które przeważają, lecz jedno wiem na pewno: czuję się przytłoczony ich ilością. Jako maluczki, smutny, nieporadny czytelnik czuję się całkowicie pogrzebany ilością zawartych tu dowciapów, co powoduje, koniec końców, efekt przeciwny do zamierzonego. Zamiast łez śmiechu, mam łzy rozpaczy. No dobra, może nie rozpaczam, ale czuję się tym wszystkim znużony. Gdybyś włożył w to choć odrobinę wysiłku i posklejał te żarty w jakąś sensowną (sens w randomie, olaboga, czo ten nicz) historię, byłoby naprawdę dobrze. Wszystkie trafne spostrzeżenia na temat fandomu, bronych i panujących wśród nas stereotypów nikną gdzieś pośród ton śmiecia, z którego zbudowałeś Wielkie i Potężne Ściany Tekstu. Niby jest jakaś fabuła, ale nie oszukujmy się, jest tylko stelażem, na którym można umieścić jeszcze więcej żartów. Nic więcej. Reasumując: Całkiem sporo dobrych żartów, niestety tych gorszych też. Musisz trochę popracować nad stylem, oraz włożyć więcej pomyślunku w swe dzieło. Samo poupychanie maksymalnej ilości żartów w minimalnej zawartości tekstu nie czyni jeszcze opowiadania śmiesznym. Przynajmniej dla takiego malkontenta, jak ja. Hue. Żebyś chociaż te gwiazdki wyśrodkował... uh.
  14. Z racji tego, iż, po pewnym okresie wnikliwej obserwacji, z całą pewnością stwierdzam, iż nie istnieje na tym forum coś takiego, jak kółko wzajemnej adoracji, mogę z czystym sumieniem "zemścić" się i wysmarować coś na temat tego fika. Pierwsze opowiadanie. No, no, całkiem długie i porządne, jak na pierwsze opowiadanie, muszę przyznać. Po tych dwóch nieszczęsnych słowach spodziewałem się czegoś zgoła (mówiąc bez owijania w poliester) gorszego.Gdy przypomnę sobie moje pierwsze opowiadanie... Długość tego fika, jest z pewnością zaletą, z drugiej jednak strony były pewne związane z tym fakty, które mi nie pasowały, ale o tym jeszcze napiszę (jak nie zapomnę). Pięknie przedstawione postacie. Fioletowa czarodziejka jest kwintesencją fioletowoczarodziejkowości. Podobieństwo, do kanonicznej Twi z Lesson Zero jest aż niepokojące. Discord też całkowicie wiarygodny, a jego teksty, oraz całkiem mądre spostrzeżenia dopełniają całokształtu. Normalnie Gadzi język. Czuć też tag "Normal", widać, iż mimo niezaprzeczalnych walorów komediowych dajesz nam jeszcze nieco bardziej "zrównoważone", życiowe scenki, które przyjemnie urozmaicają tekst i nie powodują uodpornienia czytelnika na zewsząd atakujący go humor. Z drugiej strony medalu jednak... Niektóre fragmenty wydają mi się na siłę rozciągnięte. Panika Twilight i jej tragizowanie, jest opisane bogato... aż za bogato. Trochę znużyło mnie (gdzieś w przedziale od 2/10 do 4/10 tekstu) ciągłe czytanie o tym, jak bardzo trudne zadanie dostała Twi, jak bardzo sobie z nim nie poradzi i w ogóle "... jaka piękna tragedia, ech!" (tu wstaw melodię ze skeczu Moralnego Niepokoju). Gdyby to znacznie skrócić, tekst by (moim zdaniem) kompletnie nic nie stracił. Nie pasowało mi też zniecierpliwienie Tłaj podczas zwiedzania. Na jej miejscu, będąc jajogłowym, kombinowałbym, jak połączyć zwiedzanie zamku z podnoszeniem Ksieżyca w jednym, wielkim rytuale historyczno-architektoniczno-astronomicznym, a nie ofukiwał bogu ducha winnego przewodnikowa. Najlepsza scena : zdecydowanie podnoszenie Księżyca oraz późniejszy dialog z Discordem. Styl: ładny, bogato (miejscami aż zbyt) opisujący świat, ale i tak, jako malkontent, przyczepiłem się do kilku rzeczy. Poza tym dziwnie mi było, gdy przemyślenia oraz nawroty wspomnień określałaś jako 'wyświetlanie filmu'. Niby wiadomo o co chodzi, ale brzmi to tak, jakby nagle przed Twi zbudowali wielki, kinowy ekran, by mogła sobie, podjadając popcorn, wygodnie podziwiać projekcję swoich myśli i wspomnień. Przyjemne opowiadanie ze stonowanym humorem.
  15. Śmiem się nie zgodzić. Dzięki owemu tematowi zyskałem dwóch prereaderów, oraz sam stałem się jednym z nich.
  16. All hail the mighty wall of text! No dobra, może i twój komentarz, Madeleine, ścianą tekstu nie jest ale i tak zaskakujesz mnie konkretyzmem (jest takie słowo? jeśli nie, to właśnie powstało) wyrażania swoich opinii. Inna sprawa, iż owe opinie są zazwyczaj pochlebne, hue hue. Zresztą, dzięki temu mam na co odpowiadać, a to jest rzeczą, którą pismaki takie jak ja lubują najbardziej. Owa beznadziejność owego przedmiotu była swoistą satyrą na gremium profesorskie Equestrii, które zamiast orzec o bezużyteczności artefaktu, uznało, iż brak namacalnej mocy jest oznaką niebywałej mocy. Wniosek z tego jest prosty, do opinii ekspertów w mediach należy podchodzić z dystansem, bo można się co najmniej zawieść. No i poza tym, nie mogłem się oprzeć, aby nie wykorzystać łopatologicznej gry słów. Co do reszty się zgadzam. Może też trochę za mocno ździeliłem hiperbolą owemu nadętemu urzędnikowi. W sumie, to jak by się teraz nad tym zastanowić, to zmieniłbym tytuł na jakiś mniej spoilerujący... No, ale nic, tak to jest jak się wymyśla nazwy pięć minut przed zakończeniem deadline'u, a trzy po zakończeniu pisania. Za wszystkie komentarze jak zwykle: Bóg zapłać we frankach szwajcarskich.
  17. W tym sęk, przeca jednego korektora/prereadera już masz, po cóż ci więcej? Chociaż... w zasadzie to nie powinienem ze swoją działalnością wychodzić z piwnicy, bo wygląda na to, iż korektor ze mnie tragiczny.
  18. Aż się rozkaszlałem ze szczęścia. Aż dziw, że od strony technicznej jest lepiej. Ileż to ja się natrudziłem, aby doprowadzić ten tekst do porządku, po tym, jak Word zwariował po wstawieniu do niego trzech kropek jako rozdzielenia akapitów. Nigdy więcej... Pan Priest zawita z całą pewnością (ku zgrozie wszystkich zbrodniarzy i postaci o niecnych zamiarach) do kolejnego rozdziału.
  19. Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, a w szczególności za ten jeden, rozbudowany, autorstwa Madeleine. Zrobiłaś mi nim dzień. Dzięki nim przezwyciężyłem me lenistwo i napisałem kolejną część (po przerwie trwającej w dużym przybliżeniu wieczność). Mam nadzieję, że kogoś to zainteresuje, część IV jest już w pierwszym poście. Ah, i jeszcze co do Twilight, przypuszczam, że to jest jeszcze relikt z czasów, kiedy czarodziejka była tylko jednorożcem. Stare przyzwyczajenie. Uznajmy, iż oba określenia są sobie równoważne, jest ona takim "specjalnym" jednorożcem ze skrzydłami w zestawie. Twilight, the normal pony - never forget
  20. Strasznie to krótkie, Panie Kocie. W dodatku najwyraźniej należę do niesławnych 10% fandomu i nie wiem, do czego to nawiązuje. Niby coś się zapowiada, ale nie wiadomo co. Powinieneś się bardziej wysilić. Albo jestem zwyczajnie gupi, co też jest dosyć możliwe.
  21. "Recenzjem" jużem napisoł, ale wypoda coś i tutej szkrobnynć. W dzisiejszej Equestriańskiej prognozie pogody możemy ujrzeć ciężkie chmury nadchodzące z kierunku Grimdark oraz Violence. Czytaczom o słabych nerwach, tudzież pacyfistycznych upodobaniach polecam dać sobie spokój i ruszyć opiewać łagodność oraz miłość gdzie indziej. Mamy tu mroczny front atmosferyczny świata zdegenerowanego, smutnego, szarego, gdzie uśmiech i szczęście widnieje tylko na mordkach małych, niedoświadczonych źrebiąt. Co ciekawe, wraz z falą grimdarku przybywa do nas kilka ciekawie wykreowanych postaci pobocznych oraz główny bohater - wycyckany przez życie kucoperz. Choć akcja porusza się póki co powoli, można z pewną dozą pewności stwierdzić, iż po załapaniu odpowiednich wiatrów znacznie przyśpieszy. Przewidywane są obfite opady juchy oraz przemyśleń głównego bohatera. Niewielkie przejaśnienia na końcu Prologu zachęcają nas jednak do dalszej lektury, obiecując pewne rozpogodzenia w ponurym klimacie opowiadania. Nasi eksperci, póki co, jednak nie mogą odkryć genezy owego mrocznego frontu, jednak z całą pewnością możemy liczyć na rozwiązanie tejże zagadki w toku czytania kolejnych rozdziałów. Zobaczymy, co też z tej pogody wyniknie. Mówił dla państwa Mariusz Max Kopytko, Appleloosa.
  22. Wytwórnia pierogów strasznie leniwych przedstawia: Alergia to straszna rzecz Opis: Opuszczona i skonsternowana Księżniczka Księżyca wyrusza w metaforyczną podróż w celu odzyskania swej utraconej przeszłości. Obciążona mroczną tajemnicą musi stawić czoła prawdzie, odnaleźć zagubiony w tajemniczych okolicznościach potężny artefakt oraz zapobiec wojnie, na której skraju znalazła się Equestria. Autorskie gadanie: Jest to fanfik, który powstał już dosyć dawno, lecz dopiero teraz zebrałem się w sobie, by go opublikować (prawdę mówiąc, to zdążyłem też o nim zapomnieć ale ćśśś...). Mała komedyjka, napisana na MMF, mam nadzieję, że komuś się spodoba. Hue. Link: https://docs.google.com/document/d/1U3QMkmwxrQsDkWwfRHZ8wCZfP8YAFAdJYRI36ss_6mw/edit
  23. Ludzie dumają nad słowem random, jakby chcieli wymyślić jakąś profesjonalną definicję godną zamieszczenia na wikipedi. Absurdem jest dla mnie oddzielanie Random od Comedy, tak jakby chciało się na siłę zaznaczyć "nietypowość" - "krejzolowość" (Mariolka approves) fanfika. Co prawda, tu przyznam się szczerze, jestem troszku hipokrytą, bo sam użyłem tego taga, to jednak ogółem nie lubię takiego "odsiewania" randomu od komedii. Każdy może "wypierdzieć" ciąg słów i nazwać to randomem. Pytanie czy jeśliby uznać takie coś za poważny tekst komediowy ( oj cicho, to wcale nie taki zupełny oksymoron) to czy faktycznie jego odbiór zupełnie by się nie zmienił. Dla mnie to, czy dzieło będzie śmieszne, czy nie zupełnie nie zależy od tego pod jaką "szufladkę" się je wsadzi. Mimo to jednak fanfiki z tagiem random zdobywają o wiele szybciej popularność, niż zwykłe (często wpasowujące się w "definicją" randomu) opowiadania. Są różne rodzaje humoru, nie widzę potrzeby żeby od razu oddzielać jedną specyficzną (ale czy na pewno?) odmianę od całej reszty. Zwykła komedia tak samo może opierać się na absurdzie, a random może zawierać po prostu "podrasowane" sytuacje z życia codziennego, które są zabawne. No chyba, że wymiar fandomu radosnych taboretów rządzi się innymi prawami. Koniec końców, cel przecież jest ten sam - rozbawienie czytelnika. Bardzo mi się podoba pytanie postawione przez użyszkodnika powyżej: Random bez komedii? Myślę, iż nieświadomie na nie odpowiedziałem.
  24. Czytając spostrzeżenia użytkowników nade mną na temat broni białej i magii przyszedł mi na myśl pewien fragment filmu:
×
×
  • Utwórz nowe...